niedziela, 28 czerwca 2015

Rozdział osiemdziesiąty szósty

Proszę czytać z przymrużeniem oka. Trochę w tych zdaniach słodkości, narracja nie taka, jaka powinna być, ale... dobrze mi się to pisało i to się chyba dla mnie najbardziej liczy.

*

Teraz, przed wielkim złem:
Neville

Cierpienie żywi się ciszą, tak myślę. Bez przyjaciół, marzeń, planów jest się łatwym celem. A żyć bez miłości to jak wysłanie śmierci zaproszenia na własny pogrzeb. Nigdy nie byłem poetą, nie potrafiłem pisać wierszy, jakiś ballad, mnie to nawet nie ciekawiło. Żyłem korzeniami, tak ciągle mi powtarzała babcia, kiedy miała jeden ze swoich zrzędliwych humorków. Ale wiedziałem, że to była jedna z nielicznych rzeczy, które we mnie lubiła. Tak się złożyło, że nie widziała we mnie żadnych wartości, ale doceniała to, że miałem pasję. I moja dziewczyna też ma pasje. Marietta pokazała mi swoje dzieła, uważam, że są niezłe. Jako mężczyzna chyba nie powinienem się do tego przyznawać, ale wywołały we mnie ciepło. Te wiersze były naprawdę intymne. Marietta, kiedy zobaczyła, co się ze mną dzieje, przytuliła mnie do siebie i pocałowała w szyję. Byłem jej za to wdzięczny, ale chciałem być wtedy sam. Zawsze tak było, kiedy myślałem o rodzicach. Ale pozwoliłem się objąć, żeby chociaż ona poczuła się lepiej.
Ten rok był dla mnie szczęściem i mam nadzieję, że tak się stanie też później, kiedy ja i Marietta się pobierzemy, założymy rodzinę… Chcę wybudować jej dom za tą monotonię, którą mi dała. Polubiłem monotonię, zwyczajność to niezwykła rzecz, ma w sobie tyle szaleństwa. Nie wyobrażam sobie teraz kogoś innego na jej miejscu. To jest pierwsza (nie licząc babci) autorytarna kobieta, którą naprawdę pokochałem. Myślałem wcześniej, że Luna była i będzie tą jedyną na zawsze. Pierwsza miłość nigdy umiera. Kiedyś jej to nawet powiedziałem, nie wyśmiała mnie, bo taka nie była, ale… Chrzanić to, nie potrafię tego wytłumaczyć.
— Neville — kiedy to mówiła, była taka poważna, a modre oczy niepowtarzalne. Naprawdę wtedy myślałem, że ją kocham ponad wszystko. — Kiedyś spotkasz kogoś, kto przysłoni ci mój widok. Moja mama mówiła mi, że tatuś nie był pierwszym, którego pokochała. Ale pierwszym, z którym wyobrażała sobie wspólną śmierć i ją ta myśl nie przerażała. Bo miłość jest większa od śmierci.
Nie potrafiłem po tych słowach przeskoczyć pewnego etapu i przejść do porządku dziennego. Nadawałem na innych falach. Z czasem o tych słowach zapomniałem, ale kiedy poznałem Mariettę, zacząłem ją dostrzegać, jakimś głupim trafem zrozumiałem, co Luna miała na myśli. Dlatego do teraz uważam ją za przyjaciółkę, nawet jeśli po śmierci ojca nie jest taka, jaką ją pokochałem. Chcę z tą myślą przejść do codzienności. Każdemu po wojnie dość wrażeń, dlatego ten rok był tak zwyczajny. Nikt nie wybuchał płaczem na korytarzach, dało się z miesiąca na miesiąc słyszeć coraz więcej śmiechu. Zapomnieć to jedna z największych głupot, jakie można zrobić, to brak szacunku dla zmarłych… jednak i tak każdy próbuje. Nie pamiętam, kiedy z kimś rozmawiałem o Lavender. Pewnie usłyszałbym coś w stylu — to ta ładna blondynka, tak? Co u niej słychać? Nie żyje.
Nawet jej najlepsza przyjaciółka, Parvati, jest już mniej smutna, kiedy czasami na nią patrzę. Marietta mówi, że ludzie są straszni, bo zapominają. Ma rację, to oczywiste, ale jeśli będziemy się w nieskończoność smucić, to też niedobrze. Życie to gra, nie ma czasu na powolne decyzje, bo szanse, jakie życie nam daje, są niespodziewane. Łatwo je przegapić. I w tym momencie mam wrażenie, że zaczynam bredzić jakimś poetyckim żargonem. Czuję się z tym głupio, dlatego kończę, przechodząc do większych konkretów.
Owutemy! Wszyscy się denerwują, nie śpią po nocach, by się uczyć. Zostało już niewiele czasu. Marietta szaleje, choć jej te testy nie są w niczym potrzebne. Ale skoro ma jakiś cel, chce się sprawdzić, proszę, kochanie, ucz się. Poczekam. Jakoś sobie dam radę. Śmieję się z każdego zdenerwowanego siódmoklasisty z Hermioną Granger. A to przecież ona pokazała się każdemu od strony pilnej uczennicy, to od niej wymagali szaleńczej mani przygotowania do egzaminów. Ludzie się dziwnie patrzą znad książek, kiedy ta dziewczyna o burzy brązowych włosów wybucha śmiechem. Śmieje się ze mną, z Harrym i Ronem trochę rzadziej, ale jednak. Blaise i Draco dotrzymują jej towarzystwa przez cały czas. O Ginny nie wspominając. To jedni z takich ludzi, choć nigdy bym się tego po Ślizgonach nie spodziewał, że widzą coś tak małego i nieistotnego w oczach przyjaciela. Hermiona tak bardzo cierpi, że uśmiecha się na każdym kroku. Próbuje nie przegapić szczęścia, ale w środku gnije jak jednoroczne kwiaty na zimę. Rozmawiałem o Hermionie z Mariettą, i tak jak myślałem, ona też zauważyła, że jej blask w oczach zgasł. Ja… wiem, że nic nie wiem. Jestem tak bezsilny wobec cierpienia przyjaciółki. Nie potrafię go sobie wyobrazić, tak niedawno jeszcze nie miałem Marietty, a zapomniałem jak to jest czuć pustkę. Nie potrafię nawet z Hermioną porozmawiać o tym, co ją gryzie. Mogę się tylko śmiać z głupich rzeczy, mając nadzieję, że to coś zmieni.
Tak im współczuje. Późno zrozumiałem, że Snape i Hermiona to coś więcej niż romantyczna historia, która nie ma prawa bytu, a jednak istnieje — są cudem i weną dla mnie, powiedziała kiedyś Marietta, czasami gada dziwne rzeczy. Ale jak zawsze miała rację. Snape nigdy nie chodził równie wściekły, jak przygaszony. Nigdy nie dało się w nim rozpoznać jakiegoś smutku, radości, zawsze była zasadnicza złość na cały świat. Teraz jest zgaszona czerń w oczach, wściekłość i żal, który da się zauważyć, kiedy siedzi przy stole, całkiem milczący. Kiedy tak często na niego zerkałem, zauważyłem, że nie je zbyt wiele, odpowiada zdawkowo na pytania McGonnagall czy Sprout. Martwią się o Snape’a na pewno bardziej niż ja, ale myślę, że nie mają powodu. Czuję, że na koniec roku jakoś się to wszystko ułoży. Że Snape’owi i Hermionie się polepszy. Może się pogodzą, ale chyba w to wątpię. Myślę, że kiedy przestaną na siebie patrzeć, jakaś rana przestanie w nich krwawić i z czasem się zabliźni. Co jest kompletną głupotą, bo jeśli to prawdziwa miłość, a głęboko w to wierzę, chyba nigdy się nie otrząsną. To smutne, ale Hermiona jest taka teraz… inna. Czasem wygląda jak obłąkana, kiedy czyta książkę i nagle przerywa, rozgląda się na boki, szuka czegoś. A kiedy tego nie znajduje, wraca do książki, jakby nigdy nic, choć ja wiem, że spada w przepaść po raz kolejny. Kiedy tak czyta i szuka czegoś, nigdy nie jesteśmy w Wielkiej Sali, wtedy jest trochę pogodniejsza. To myśl, że Snape jest blisko, daje jej powód do spokoju. Kiedy jesteśmy w bibliotece, szuka go. I nigdy nie znajduje. Wraca do tekstu książki, z każdym zdaniem rozpadając się na jeszcze drobniejsze części.
Zawsze wiedziałem, że Hermiona jest krucha w środku. Nie miałem potwierdzenia, ale kiedy teraz tak na nią patrzę, mam je, mam potwierdzenie w jej oczach, które na pozór się śmieją, a w rzeczywistości nic nie znaczą. Hermiona stała się człowiekiem, bezosobową jednostką. Jest szara w tłumie. Kolory wyblakły, kiedy sens stał się nieosiągalny.


Po dwudziestu latach:
Astoria

To okropne, że zostałam zmuszona do pisania, co myślę o życiu. Widzę to, co napisał Neville Longbottom i szczerze się boję, że moje słowa wyjdą tak źle jak jego. Nienawidzę takiego bełkotu. Życie jest tak głupie, że tu nie ma czego analizować. Analiza głupoty, to jak analiza wiersza. Każdy czuje i widzi świat inaczej, ale tak, musisz widzieć to, co inni. Autorzy własnych wierszy zawsze oblewali analizę — to coś naturalnego.
Kochasz kogoś? Jeśli tak, świetnie, masz przesrane. Chroń tą osobę, nawet jeśli nie będziesz w stanie dać jej szczęścia. Tylko tego potrafiłam się nauczyć od swojej siostry, która była niezrównaną idiotką. Potrafiła gapić się w lustro przez godzinę. Kiedyś wrzuciła mi gumę do żucia we włosy. Szykowałam się wtedy na randkę z niezłym chłopakiem, jej też się podobał. Kiedy zapukał do drzwi, wrzuciła mi tą gumę i zanim ją usunęłam, mojego wybranka i jej już nie było. Była do reszty zepsuta, nie lubiła mnie ze wzajemnością. Ale kochała mnie ponad siebie, oddała za mnie życie, by mnie ratować. Nigdy tego nie zapomnę. Dała się zgwałcić naszemu ojcu, a następnie zabić, by czymś go zająć. Wymknęłam się wtedy chyłkiem z domu, widziałam twarz mamy w oknie. Nie poszła za mną, nienawidziłam jej, że kochała naszego ojca tak bardzo, że wybrała jego, a nie własne córki. Popieprzone to wszystko, kiedy się o tym pisze, ale to jest właśnie to cudowne, sielankowe życie. Jest bezsensu. A co do Hermiony, która jest główną bohaterką tej czy innej historii, no cóż, polubiłam ją. Była jaka była, była dobrym człowiekiem, miała wady i wiele zalet. Nawet może więcej zalet niż wad, ale to dobrze. Ktoś w związku zawsze musi ratować drugą osobę. Snape dobrze sobie wybrał, Hermiona ratowała go do ostatniego, własnego tchu. Kiedy była na krańcu, nie wybrała siebie, a jego. Jest równie wytrwała, co ja, więc życzę jej jak najlepiej. Draco a Snape niewiele się od siebie różnią, ja i Hermiona zostałyśmy wybrane, nie miałyśmy wyboru. Kiedy trafiłyśmy do samego piekła, czas pokazał, że byłyśmy najlepszym, co spotkało ich w życiu. Byłyśmy w stanie przeżyć piekło, by ich ratować.


Ginny

Nikt nie przeskoczy ostatniego zdania Astorii. Zawsze ją podziwiałam za to, że nie bała się mówić. To, co się wydarzyło… Nikt nie potrafił tego zrozumieć, pojąć, do bani. Jak tu mówić dobrze o życiu, kiedy tyle w nim okropności. Dobrzy ludzie zawsze dostają najbardziej od życiu po dupie i rzadko się podnoszą. Hermiona to silna kobieta, nikt nie miałby pretensji, gdyby upadła i się nie podniosła. Wszyscy by jej współczuli, pomagali wstać, a ona tylko podziękowałaby za pomoc i powiedziała, że sama sobie poradzi.
[Śmiech]
Ona taka jest! Naprawdę! Powinna być autorytetem dla dzieci w przedszkolu, czy coś takiego. Pamiętam tą przerwę w szkole, to było przed eliksirami. Zaczęłyśmy rozmawiać o Filchu i Draco, to są straszne przykłady, jak teraz o tym myślę, ale… nie mogłam powiedzieć: bądź szczęśliwa i walcz o Snape’a. Na korytarzu było za dużo ludzi, a gdyby ktoś usłyszał, że przekonuję Hermionę, żeby poszła walczyć o Draco… narodziłoby się dużo zabawnych plotek. Lubię się śmiać, Hermiona by się tymi plotkami nie przejęła, tak samo Draco, a ja miałabym niezły ubaw — wszyscy szczęśliwi. Ludzie też są szczęśliwi, kiedy plotkują. Na chwilę zapominają o własnych demonach i nie zajmują się sobą.
[Zapala papierosa i zaciąga się]
Ostatnio dużo palę. Lubię palić, to strasznie przyjemne. Dryfujesz sobie między chorobą płuc a chorobą gardła… nie znam się na chorobach. Ale to tak jakbym wybierała sobie sposób, w jaki chcę umrzeć. Inni popełniają samobójstwo, mając kontrolę, trzymając w dłoni życie i śmierć, a ja mam papierosa. Jeszcze teraz nie umrę, ale za jakieś sto pięćdziesiąt lat pewnie będę pomarszczoną staruszką, która co pięć minut próbuje sobie wykaszleć płuca. Ale to zawsze jakaś alternatywa, prawda? Jakoś trzeba umrzeć. Blaise mi cały czas mówi, rzuć palenie, śmierdzisz, umrzesz… Zawsze przyznaję mu rację, ale on wie, że i tak nie przestanę. Jeszcze się nie przepaliłam tym nałogiem, życie mam jedno. Mogę chyba trochę popalić, życie ma taki sam smak jak papierosy. Jest tak samo obrzydliwe, ale jednak dalej palę. Chore i niedorzeczne, ale tak jest, zauważyliście? No chyba, że nie palicie, tylko popełniacie samobójstwo. Wtedy… [klaszcze w dłonie] macie moje gratulacje. Jesteście jednocześnie odważni i tchórzliwi. Ale kto powiedział, że życie ma być odważnie przeżyte?*
[Wybucha płaczem]


Ron

Harry nie potrafił tu przyjść. Nie miałby chyba nic do powiedzenia. Ja też nie mam za wiele do gadania. Wyszło Hermionie jak zwykle. I jak napisał kiedyś Neville, pierwsza miłość nigdy nie umiera. Hermiona to chyba była moją pierwszą, ale nigdy nie będę miał pewności. Wiem tylko, że strasznie się wkurzyłem, kiedy dowiedziałem się o niej i o Snapie… poczułem taką wściekłość, poczułem, że się czerwienię, jak płoną mi uszy. Ale potem, po dłuższym czasie…
[Kaszle]
Po dłuższym czasie chciałem po prostu spokoju. Nie chciałem się wkurzać. To było dziecinne i niedorzeczne. Wiedziałem, że po czymś takim ją stracę. Ale ona chyba to przewidziała, bo w tamten wieczór, chyba godzinę przed rozpoczęciem mojego osobistego piekła, ona przytuliła mnie do siebie tak mocno. Myślałem wtedy, by w końcu przestała mnie dusić, bo Susan stała obok, nie chciałem, żeby wpadła w zazdrość.
Poklepałem ją po plecach i powiedziałem, że już będzie dobrze. Widziałem ją wtedy po raz ostatni tego wieczoru i…
[Kręci głową, ma łzy w oczach]
Nigdy nie potrafiłem sobie wybaczyć, że ją wypuściłem z objęć. Że pozwoliłem jej iść samej. To była największa głupota. Ale miałem wtedy ochotę się cieszyć i bawić z ukochaną, a rozumiałem, że Hermiona chciała być sama. Nie dziwiłem jej się. Gdybym ja tak stracił Susan… chyba by jakaś cząstka we mnie też umarła. Ale nie sądziłbym, że w Hermionie umrze coś na zawsze i to dosłownie. Jest mi wstyd to mówić, ale kiedy ona walczyła o życie, ja się śmiałem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić… Nie chcę tego sobie wyobrażać. Po tylu latach przeszedłem do codzienności, ale w każdym z nas coś się zmieniło. Każdy cieszy się, że wszystko jednak się ułożyło, ale towarzyszy radości również wstyd. W głębi duszy każdy z nas cieszy się, że to nie my musieliśmy przechodzić to, co Hermiona.


*Prospekt, Wisława Szymborska

8 komentarzy:

  1. Okey, ten rozdział wpędził mnie w kompletny szok, siedzę z otwartą buzią i nie wiem co ze sobą zrobić. Jest..... więcej niż świetny, więcej niż genialny, serio. Jest nadzwyczajny, to jest w nim najbardziej poruszające. Nie czytałam jeszcze takiej formy tekstu, ale mam łzy w oczach. Nie wiem o co chodzi, ale pewnie niedługo się dowiemy, a ja nie mogę się doczekać. Nie będę snuła żadnych głupich domysłów, które pewnie i tak się nie sprawdzą - poczekam, aż dodasz kolejny rozdział. Piszesz szybko, a do tego tak świetnie, wydaje się, że Twoja wena i chęci do pisania nie mają końca, nigdy Ci tego nie mówiłam, ale imponujesz mi tym. Jesteś czasem zmęczona, zupełnie jak ja, ale ja wybieram sen - Ty siedzisz i piszesz, przykładem jest dzień dzisiejszy - napisałaś mi o drugiej w nocy, że skończyłaś rozdział i go dodałaś. Jesteś pełna sił, niesamowite, wiesz? Nie mogę się doczekać kiedy przeczytam coś Twojego pomysłu; bo wiesz co? Wiem, że cokolwiek napiszesz, będzie wyjątkowe. Okey, gadam bez rzeczy, ale zważ proszę na wczesną porę... Musiałam wstać, rozumiesz?! W niedzielę, nie wspomnę juz o tym, że są....... W A K A C J E. Jesteśmy wolne, nikt nie zmusi mnie do uczenia się matematyki i fizyki, o niee, to koniec, droga szkoło. :)) Więc po moim całym bezsensownym gadaniu chciałam żebyś wiedziała, że to co napisałaś.... jest naprawdę inne, ale przez to tak niezwykłe. Wcieliłaś się w kilka postaci, umiejętnie sterując ich charakterami. To niezwykła umiejętność, wiesz? Nie wiem co się stało z Hermioną, ale wiem, że wkrótce się dowiem, co jest dla mnie pocieszające... Czekam na kolejny rozdział, salviom. Ty wiesz.

    PS. Kubuś Puchatek i hefalumpy na polsacie!!!!!! Teraz!!!! Szybko wstawaj i leć na telewizję!!!! <3 - polecam, pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz wpędził mnie w kompletny szok, dawno nie byłaś tutaj jako pierwsza, hahaha... żartuję, wiesz, że ja i moje naleśniki Cie kochamy. :)
      Jesteś kochana, zawsze mi mówisz w komentarzach wiele miłych słów, mam ochotę od razu ponownie zasiąść do pisania i tworzyć. Bardzo mnie motywujesz, ale nie komentarzami, a rozmowami, choć nie mam pojęcia jak to działa. Nie mogę się też doczekać rozdziału u Ciebie. Masz aż pięć zdań, ale to pewnie już wychodzi cała strona. Bo ty i te twoje piękne opisy, haha. Nie mogę się doczekać w każdym razie. Też skomentuje jako pierwsza, zobaczysz.
      Tak, to koniec szkoły, będziemy miały czas, żeby zrobić jedno wielkie NIC. I to jest piękne. :')
      Ja wiem, że czekasz, i ty wiesz, że ja wiem, że ty czekasz. :) Masz też pisać coś dla mnie, bo inaczej będzie z tobą źle, moja droga panno.
      Nie zdążyłam na Kubusia Puchatka. Do następnego. :(

      Usuń
  2. Powiem Ci, że bardzo pozytywnie się zaskoczyłam tym rozdziałem :) Bardzo ciekawe podejście :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łał. Tak, łał. Ja nie wiem nooo. Człowiek ma nadzieję, że czegoś się dowie, czyta sobie rozdział i zamiast odpowiedzi pojawiają się nowe pytania. Ale to dobrze. Borze, ten tekst jest takie genialny. Nie mam pojęcia, co pisać. Momentami aitentycznie się wzruszałam i resztką sił powstrzymywałam łzy .-. To co napisałaś strasznie daje do myślenia.
    Tak bardzo chcę się dowiedzieć, co się stało, jak, dlaczego. Salvio, błagam o następny rozdział, jak najszybciej się da ;-;
    Weny!
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zawsze nie mam, co ci odpowiedzieć. :')
      Wzruszasz mnie, kiedy piszesz, że mój cel został osiągnięty. Chciałam dać Wam trochę do myślenia, zwłaszcza wypowiedzią Ginny (ostatnio to moja ulubiona bohaterka).
      Już niedługo się dowiesz, przysięgam.

      Usuń
  4. Cholercia.
    Daje do myślenia.
    Jest genialny.
    Po prostu.
    Dawno nie czytałam czegoś tak zagmatwanego i mądrego jednocześnie.
    Brawo!
    Czekam na więcej.
    Pozdrawiam,Lili.
    opowiadaniahp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowy rozdział już jest, jakby co. Oczywiście dziękuję też za komentarz. Strasznie mi miło, haha. :)

      Usuń