— O rany.
Cały ranek
starannie się szykowała. Ubrania nie miały ani jednego niepotrzebnego zagięcia,
torba była wypełniona odpowiednimi książkami. A śniadanie miało się rozpocząć
za pięć minut, dlatego wyszła z dormitorium, aby stawić się przed Wielką Salą
dokładnie za pięć minut. Przez ostatni tydzień Hermiona była punktualna,
wszystko było pod kontrolą.
Zostały jej
cztery minuty do śniadania, a siedziała dokładnie w tym samym miejscu, co
chwilę temu. Z pewnością się spóźni, co na chwilę przestało zaprzątać jej głowę.
Zrzuciła torbę z kolan. Po całym salonie były rozłożone ciężkie księgi, para
leżała przytulona do siebie. Kiedy Ginny lub Blaise przekręcali się, nawet nie
wiadomo jak delikatnie, słychać było chrzęst gniecionych kartek, na których
smacznie spali. Podłoga była usłana w zaschniętych kropelkach atramentu. Brud
Hermionie nie przeszkadzał. Wpatrywała się w spokojne twarze śpiących. Mogła im
zazdrościć, ale tego nie robiła, w sercu poczuła ciepło. Wcześniej był tam
tylko chłód albo po prostu nic. Wielkie, ogromne, obrzydliwe nic. W
zorganizowanym świecie jej to nie przeszkadzało. Patrzyła załzawionymi oczami
na Blaise’a i Ginny i czuła ciepło, od którego zakręciło jej się w głowie.
— Czy to
Weasley, czy Diabelskie Sidła — parsknął Draco, wchodząc niepostrzeżenie do
salonu. Hermiona zacisnęła powieki, żeby pozbyć się łez. Odwróciła głowę,
Malfoy nie spuszczał z niej oka. — Przez ostatni tydzień byłaś punktualna do
bólu, aż zaczęliśmy się martwić. Dzisiaj nie przyszłaś. Pomyślałem, hej, coś
jest nie tak. I widząc w jakim jesteś stanie, uważam, że się nie pomyliłem.
— Żartujesz,
prawda? — zapytała zaskoczona.
— Granger —
westchnął, kierując się w jej stronę. Zrzucił księgi ze stolika na podłogę i
usiadł na nim, naprzeciwko jej fotela. — Jasne, że nie żartuje. Może to pytanie
zabrzmi głupio, ale co się dzieje?
— Owutemy,
czuję się nieprzygotowana — powiedziała, wzruszając obojętnie ramiona. Patrzył
na nią przez cały czas, próbowała wyzywająco spojrzeć mu w oczy. Ale nie było
rady, nie potrafiła.
— Jesteś
najbardziej przygotowaną osobą, jaką znam — zaśmiał się serdecznie, ale wyczuła
w jego ruchach irytację. Draco chciał się czegoś dowiedzieć, więc musiał to
dostać podane na tacy. Taki był, taki ją czasem irytował. Malfoyowie zawsze dostają to, czego
chcą; powiedział kiedyś, nie
spuszczając z kpiącego tonu. — Oboje wiemy, że Owutemy nie mają nic do rzeczy.
— To po co
się głupio pytasz, skoro niby wszystko wiesz?
Umilkł.
— Wszystko
jest w porządku — odezwała się żartobliwym tonem.
— Chyba
jesteś nienormalna.
— Całkiem możliwe,
a teraz ich obudź i chodźmy na to śniadanie. I tak jesteśmy strasznie spóźnieni.
— W sumie…
Dzisiaj jest jeden z lżejszych dni — powiedziała Ginny, zerkając na
profesjonalnie rozłożone plany lekcji. Ich czwórka siedziała na końcu ławy
Slytherinu, w odosobnieniu. Większość miejsc była już pusta, uczniowie zbierali
się na swoje pierwsze lekcje. Hermiona nie miała w tym czasie żadnych zajęć,
tak samo jak Draco i Blaise, co oceniła Ginny dokładnie studiując cztery plany.
— Nie licząc
McGonnagall i Snape’a. Czekam, aż ona wyjdzie z siebie i stanie obok, żeby
czegoś jeszcze nas nauczyć przed Owutemami — parsknął Blaise, dopijając kawę.
Hermionie zrobiło się niedobrze na zapach świeżych oparów czarnej kawy.
Pozieleniała, odsuwając od siebie niedojedzoną jajecznicę.
— Ginny,
spóźnisz się na Mugoloznawstwo — zauważyła Hermiona, lustrując wzrokiem Draco,
który oparł twarz o dłoń i przymknął oczy. Jeszcze chwilę temu tryskał energią.
Ginny
odpowiedziała, że wie.
— To co tu
jeszcze robisz? — Granger zmarszczyła brwi. Blaise ignorowałem je obie,
czytając jakiś podręcznik o archaicznych zaklęciach. Draco prawie usnął. Sala
zdążyła całkiem opustoszeć, a jedzenie zniknąć ze stołów. Stały jeszcze tylko
dzbanki z ciepłą herbatą i kubki. Stół nauczycielski jakby zniknął z całej
scenerii. Hermiona lubiła na niego patrzeć, gdy zasiadała w nim kadra. Teraz te
miejsca wydawały się bez wyrazu, najważniejszego elementu układanki zabrakło.
—
Mugoloznawstwo to przyjemny przedmiot — zaczęła Ginny, lewitując plany lekcji
do właścicieli. Rude włosy miała rozwiane, rano nie zdążyła się uczesać, gdy
Draco ją obudził. — Kiedyś na niego chodziłaś, pewnie o tym wiesz. Jest
naprawdę przyjemny, nie sprawia mi trudności, nauczycielka nam pobłaża… Tak
przynajmniej było, gdy nie zaczął się ostatni miesiąc do przygotowania na
egzaminy. Potrafi zrobić nam niespodziewany test, co nie jest niczym dziwnym.
Robi ten test na ostatnią chwilę, ale to nic. Zazwyczaj daje nam na dziesięć
stron pytań dwie lekcje. Zawsze dostaję najwyższą ocenę w swojej klasie, nie
ucząc się praktycznie wcale. Gdy byłam z Harrym, opowiadał mi o mugolach, więc
wszystko dobrze pamiętam. Dlatego nie chcę już chodzić na te zajęcia od czasu
do czasu. Nudzą mnie, niczego nowego już się nie dowiem, bo tego podstawa
programowa nie wymaga. Nawet wątpię, by ta nauczycielka wiedziała więcej ode
mnie. A to jest okropne. Dlaczego ona ma mnie uczyć, gdy być może ja wiem
więcej niż ona? Coś takiego jest — Ginny uśmiechnęła się pod nosem. Dziwiąc się
sobie, że tak łatwo jej myśli ubrać w słowa. — Coś takiego jest uwłaszczające.
— W takim
razie ja nie pójdę na eliksiry — Hermiona wzruszyła ramionami, a cała trójka
spojrzała na nią tak gwałtownie, że zapiekły ją policzki. — Co?
— Myślę, że…
na eliksirach zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego. Zawsze jest jakiś nowy
sposób do wynalezienia, aby obrobić jakiś składnik — powiedział Draco, ale
natrafiając na jej zimne oczy, dodał: — Ale jak chcesz.
— Właśnie,
Draco ma rację. Ten jeden raz — szepnęła Ginny, unikając wzroku Hermiony i
parskając śmiechem w swój rękaw. Tylko Blaise nie wyraził swojej opinii, jego
wzrok ponownie powiódł do otwartej księgi z zaklęciami.
— Skoro
wszyscy mówimy, co myślimy. Blaise, może się wypowiesz? — Hermionie głos
zadrżał w gardle ze złości. Ginny i Draco spojrzeli po sobie, a Zabini
przeniósł powoli obojętny wzrok na Granger, ale kiedy w końcu to zrobił,
odłożył książkę na bok. Podparł łokcie o stół. Draco przewrócił oczami, mając
nadzieję, że jego przemowa nie będzie tak długa, jak to miał w swoim dziwnym
zwyczaju.
Czekając na
to, aż Blaise coś powie, Hermiona nieświadomie obracała w dłoniach kubek z
letnią herbatą. Wygląda naprawdę smutno, przeszło Blaise’owi przez myśl, kiedy
otwierał usta.
— Jesteś
dobra z eliksirów, sam Snape cię uczył, musisz być naprawdę dobra — zaczął,
przypatrując się Hermionie z przechyloną na bok głową. — I szczerze mówiąc, to
twoja sprawa, czy pójdziesz na te zajęcia, czy nie. Jeśli czujesz się na
siłach, by nie iść; nie idź. Ale jeśli nie chcesz iść na eliksiry tylko
dlatego, że będzie tam Snape… Uważam, że powinnaś mu pokazać, jak sobie
radzisz. Jak potrafisz bez niego żyć. Faceci są serio prości, więc walcz,
Granger. Niech pożałuje swojej decyzji — powiedział z mocą, wskazując na nią
palcem i unosząc kąciki ust. — Jesteś świetna, Granger, nie powinnaś w siebie
wątpić. Jesteś teraz w towarzystwie Ślizgonów, jesteśmy królami zemsty.
Draco
klasnął zadowolony w dłonie.
— Jeśli
chcesz znać nasze zdanie — dodał Malfoy — na Ślizgona najlepszy jest kubeł
zimnej wody. Snape to prawdziwy Ślizgon, jeśli zobaczy, że odrzucił coś, co
teraz potrafi żyć bez niego, od razu zapragnie to z powrotem. Lubisz
psychologię, Granger, podejdź do tego z psychologicznego punktu widzenia.
— Jesteście
stuknięci — podsumowała Ginny. — Ale macie rację. Ten jeden raz. Hermiono,
jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. Nigdy nie widziałam, jak poddajesz się
bez walki…
— Oh, jakie
to słodkie… — pisnął Draco.
— Przymknij
się — Ginny posłała mu zimne spojrzenie, choć zdradzał ją szczery uśmiech. Z
powrotem zwróciła słowa ku Hermionie. — Walcz, walcz, walcz… Pamiętasz ten mój
ulubiony kawałek Fatalnych Jędz? Walcz
do utraty sił, do utraty tchu, walcz, walcz, walcz, aż czerń przysłoni ci świat.
Ginny nuciła
swoją piosenkę do końca dnia, czasami dołączali się do niej Blaise z Draco, ale
po kilku godzinach i oni dostawali gęsiej skórki, kiedy słyszeli choć wers
piosenki. Krzyczeli na Ginny — zamknij
się wreszcie! — ale ona wtedy
śpiewała jeszcze głośniej. Każde słowo było zadedykowane Hermionie, czuła to, i
z takim przeczuciem całą czwórką schodzili do lochów, gdzie Ginny nareszcie
zamilkła.
Hermiona
spróbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz czuła lekkość. Była otoczona
przyjaciółmi, śpiewem, dobrym humorem i całą gamą uczuć, co przysłoniło jej na
chwilę zorganizowaną panoramę, w której chciała się jeszcze niedawno samotnie
otaczać. Nie dopuszczając do siebie niczego z zewnątrz, nie przybierała w
środkach, żyła jutrzejszym dniem, próbując zapomnieć to, co się w niej
kotłowało dzisiaj. Serce jej płonęło ze stresu, a dłonie drżały, czuła
opuszkami palców, a nie całą dłonią. Bez bólu i płytkiego oddechu da się
zwojować tylko pusty świat.
— Już prawie
lato — powiedziała Ginny z podziwem, gdy słońce oświetliło jej twarz. Siedzieli
przed salą do eliksirów, na jednym z parapetów. Nie wyciągnęli nawet książki,
gdy ktoś rozpuścił plotkę o niespodziewanym teście, jaki sobie Snape wymyślił.
— Wyobrażacie sobie? Czas tak szybko minął.
— A ten rok
był tak dziwny, Cassie — zachichotała Hermiona, wystawiając twarz do słońca.
Przymknęła oczy, było jej naprawdę błogo. Ginny oparła głowę o jej ramię i też
zaśmiała się cichutko.
— Z czego
się tak chichracie? — zapytał Blaise, ale Draco zaraz go zajął pytaniem o coś
nieistotnego. Po chwili obaj powiedzieli, że muszą coś jeszcze załatwić i
zeskoczyli z parapetu, znikając po sekundach za zakrętem korytarza. Ginny
przewróciła oczami, faceci.
— Draco nie
jest taki zły, jak mi się na początku wydawało — powiedziała Ginny, siadając
naprzeciwko Hermiony, która dalej miała przymknięte oczy, a twarz skąpaną w
słońcu. O ile na co dzień wyglądała przeciętnie, siedząc na nijakim parapecie
przed salą do eliksirów, wyglądała naprawdę ładnie. Słońce odsłoniło jej drobne
piegi, rozsypane po nosie i policzkach. Brązowe loki zalśniły zdrowo, a uśmiech
był jak orzeźwiająca lemoniada w upalny dzień. — Wiesz… nawet do siebie
pasujecie.
— Tak
uważasz? — Hermiona otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę.
— Tak tylko
mówię — poprawiła ją, obgryzając paznokcie. — Dobrze byście razem wyglądali. Ty
i Malfoy. Hermiona Malfoy… nawet ładnie brzmi, nie uważasz?
— Uhm, może
— mruknęła, wzdychając z irytacją.
— To tylko
sugestia. Ale fajnie by było, gdybyście się ze sobą spiknęli.
— Dla kogo
dobrze, dla tego dobrze.
— Mi to jest
całkowicie obojętne, możesz się nawet spotykać z Filchem. Gdybyś mi powiedziała
i pokazała, że jesteś z nim szczęśliwa, droga wolna. Krzyż ci z nim na drogę.
Bycie woźnym nie jest ambitną profesją, ale najważniejsze, żebyś była przy nim
szczęśliwa, prawda?
— Ginny, o
czym ty bredzisz. Co ma Filch do Draco?
— No niby
nic, ale gdybyś związała się z jednym albo drugim, to bym to zaakceptowała, nie
oceniałabym cię, naprawdę. Mówię to, żebyś wiedziała, że możesz zawsze na mnie
liczyć. Przyjaźnimy się od zawsze i na zawsze.
— Nie
przyjaźnimy się od zawsze — zauważyła Hermiona.
— A ja mam
całkiem inne wrażenie. Ale nie o to mi teraz chodzi… W ogóle słuchałaś, co ci
powiedziałam?
— To o Draco
i Filchu? — jęknęła.
— Dokładnie
to mam na myśli.
—
Zrozumiałam i doceniam twoje zaangażowanie w moje życie uczuciowe. Jednak ani
Filch, ani Draco mnie nie interesuję… w taki sposób.
— Wiem,
wiem. Jesteś strasznie stała uczuciowo, dlatego cię tak lubię. Wiem, że choć
powiem ci najgorsze słowa na świecie, to i tak mnie nie zostawisz. I to jest w
tobie świetne… Znam cię naprawdę dobrze dzięki temu. A Draco i Filch to były
tylko przykłady, przyznaj, że dość trafne. Zrozumiałaś, o co mi naprawdę
chodzi, nie?
— Że jeśli
będę walczyć o Snape’a, to będziesz mi kibicować do utraty tchu, a jeśli się
poddam, zrobisz dokładnie to samo? I że będziesz zawsze przy mnie, bo mnie
kochasz?
—
Zrozumiałaś bezbłędnie — potwierdziła, udając, że łezka jej
się w oku zakręciła ze wzruszenia. Kiedy dzwonek rozbrzmiał na korytarzach,
Ginny dalej chichotała, zarażając dobrym humorem. Blaise i Draco wrócili
dokładnie z dźwiękiem dzwonka. Podali Ginny i Hermionie po jednym kruchym
ciastku, zawiniętym w serwetkę.
— Zgłodnieliśmy —
powiedział Blaise. — Macie po jednym, żebyście nie utyły.
Hermiona
uderzyła go w tył głowy, demonstracyjnie wpychając sobie całe ciasto do ust i
oblizując usta. Ginny zrobiła dokładnie to samo. Drzwi do sali otworzyły się z
dramatycznym hukiem. Jak zawsze. Snape jednym ostrym spojrzeniem powiedział im,
że mają wchodzić do środka. Hermiona weszła do klasy, a Ginny wzięła ją pod
ramię. Po sali niósł się ich dźwięczny śmiech.
— Ja nie
wiem, profesorze, co się z nimi dzisiaj dzieje. Gdybym miał panu udzielić rady,
to powiedziałbym, że one potrzebują szlabanu. Może wtedy ich entuzjazm by
opadł — Draco stanął tuż obok Snape'a, ubierając na twarz swoją głupią,
filozoficzną minę. Severus ściął go wzrokiem.
— Marne twe
nadzieje, bracie — Blaise poklepał Malfoya po ramieniu i razem weszli do
sali, zostawiając na korytarzu wściekłego Snape'a. Reszta klasa usiadła w
swoich ławkach. Hermiona zajęła swoje stałe miejsce w trzeciej ławce z Draco.
Ginny wybrała miejsce obok Neville'a, nie wiadomo dlaczego. Zwykle siadywała z
Blaisem. Ale ani on, ani ona, nie wyglądali na zdziwionych tą zmianą miejsca.
Oboje uśmiechali się.
— Co im
jest? — zapytała Hermiona trochę zaskoczona. Draco wzruszył ramionami,
parskając czasami pod nosem, widząc, jak Blaise próbuje nieudolnie zmusić do
zjedzenia ostatniego ciastka Astorię Greengrass. Granger patrzyła to na
Malfoya, to na Blaise'a i Astorię.
Kiedy do
Hermiony dotarło, co się właśnie dzieje, pisnęła uradowana i rzuciła się
Malfoyowi na szyję, szepcząc mu do ucha — nareszcie, nareszcie...
— Panno
Granger — usłyszała znajome warknięcie. Odskoczyła od Draco jak oparzona,
rumieniąc się dziko. Czarne oczy płonęły, mężczyzna w nieśmiertelnie czarnej
szacie stał, opierając się jedną ręką o swoje biurko. W drugiej dłoni trzymał
różdżkę. Hermiona miała wrażenie, że ją zaraz połamie. — Umów się z panem
Malfoyme PO mojej lekcji. Przesiądź się do pierwszej ławki.
—
Słucham? — zdziwiła się.
— Głucha
jesteś? — syknął wściekły. Wzięła swoje rzeczy i posłusznie przeniosła się do
pierwszej ławki, tuż przed biurkiem profesora Snape'a, postrachu szkoły. Cała
klasa przyglądała się jej, więc była podwójnie zażenowana. Miała ochotę udusić
Severusa i tą trójkę, która się teraz śmiała za jej plecami. Ale dzięki temu
przypomniała sobie ich słowa na śniadaniu. Miała mu pokazać, aby żałował,
dlatego uniosła dumnie wzrok, kiedy świdrował ją czarnymi oczami. Odsunęła swoje
krzesło z piskiem i usiadła na nim z największą gracją, na jaką ją było stać.
— Czy tak
jest dobrze, profesorze? — powiedziała cicho i uroczo, patrząc na Snape'a swoimi dużymi, brązowymi oczami. Nikt oprócz niego nie widział tego spojrzenia,
który zarezerwowany był tylko dla niego. Szalały w nich iskry nienawiści,
przelewające się ze słodką ironią, potoczniej zwaną miłością. Snape skrzywił
się i odwrócił wzrok. Jednym machnięciem różdżki rozesłał po
jednym wielostronicowym teście dla każdego. Kilkoro mniej
przygotowanych uczniów jęknęło żałośnie, co tylko się spotkało z jego ironicznym
uśmiechem. Spojrzał na Granger, która z ogromną radością zaczęła pisać odpowiedź na pierwsze pytanie.
— Macie
godzinę.
Dla
niektórych to będzie jak wyścig z czasem, pomyślała Hermiona. Oddała swój test
po półgodzinie, gdzie odpowiedziała starannie na każde pytanie. Zaraz za nią
zrobił to Draco. Spojrzała na niego ze swojej ławki, puścił jej oczko. Wyjęła z
torby książkę, pergamin i pióro. Zatopiła stalówkę w atramencie i nakreśliła
staranną wiadomość do Malfoya.
Wiedziałam! Wiedziałam! Wiedziałam! Długo kazałeś Astorii czekać.
Odpowiedź
przyszła po mniej niż minucie.
Teraz tylko pytanie czy nie za długo. Blaise obiecał, że wygłosi wielką rekomendację na mój temat, ale nie wiem, co z tego będzie.
Nie masz się, o co martwić. Wiem o sprawach, o których ty nie masz zielonego pojęcia. Ta dziewczyna skoczy za tobą w ogień... Można powiedzieć, że już to zrobiła przez pewną kwestię. Ona cię kocha.
Granger, o czym ty gadasz?
Nieważne, Draco. Po prostu mi zaufaj. Będzie dobrze, ona za tobą szaleje i rozumie, że byłeś idiotą przez całe swoje życie i dalej nim będziesz. Swoją drogą, dlaczego kazałeś na siebie tak długo czekać. Nie chce mi się wierzyć, że niczego przez ten cały czas nie zauważy...
Nie zdążyła
dopisać, kiedy kartka znalazła się na biurku Snape'a. Ona i Malfoy mieli zostać
na przerwie. Oznajmił jej dość jednoznacznie, że mają kłopoty. Chciała mu
dopiec jeszcze bardziej, więc tylko wzruszyła ramionami i położyła się na
ławce, próbując nie zasnąć. Co Snape mógłby jej zrobić za jakiś zwitek
pergaminu? Szlaban z Flichem? Nie ma sprawy. Umyć cały swój gabinet, posortować
składniki alfabetycznie? Zrobi to bez słówka prostestu. Tylko niech nie każe
jej robić tych rzeczy w jego towarzystwie, nie zniesie jego obecności dłużej,
niż jest to konieczne.
Dzwonek
zadzwonił za szybko. Reszta uczniów oddała swoje prace. Jedni mieli gorsze, a
drugie lepsze miny. Ginny i Blaise wyglądali na rozpogodzonych, pomachali im na
pożegnanie, życząc powodzenia. Hermiona kątem oka widziała, jak Astoria
wychodzi z głową w chmurach. Naprawdę dziwny widok. Dziewczyna o stoickim
spokoju, poważnej minie, teraz miała rozmarzone, maślane oczka. Ten widok ją rozczulił.
— CO TO
JEST?! — warknął Snape, gdy drzwi się zamknęły za ostatnim uczniem. Trzymał w
ręku pognieciony pergamin. — Doprawdy nie wiem, jak można być tak głupim, żeby
pisać o takich rzeczach. Nie wolno wam pisać o takich rzeczach. Sprawy procesu
sądowego nie mogą być przelane na papier, idioci.
— Jakiego
procesu? My nic…
— Jeszcze
trochę... a Granger, w chwili swojej miłosierności, napisałaby o Astorii i
pieprzonym Rookwoodzie — Snape spojrzał wściekły na Granger, a gdy to zrobił,
ostudziła jego zapał.
— Nie
zamierzałam o tym pisać, na miłość boską. Draco nic o tym nie wie! — krzyknęła,
wyglądała jak jednocześnie rozwścieczony i wygłodniały hipogryf. Hermiona kątem oka widziała
niezrozumienie na twarzy Malfoya. Zrobiło jej się słabo. Snape krył
zaskoczenie, które Hermiona już dawno umiała zauważyć.
— Odejmuję
wam po piętnaście punktów. Tym razem obędzie się bez szlabanu, nie mielibyście
nawet czasu go odrobić. Chcę was widzieć tuż po kolacji w laboratorium. To będzie
wasza kara, będziecie harować do późnej nocy. A teraz wynocha — syknął. Hermiona
miała nadzieję, że ta szybka zmiana tematu wystarczy, a Draco nie zdąży niczego
zauważyć. Starała się wyglądać na wściekłą tonem Snape’a, a w środku topiła się
z przerażenia. Nie chciała, żeby Draco dowiedział się w taki sposób o tak delikatnej
sprawie. Na dodatek Severus nie wyglądał wcale na skruszonego.
— Wynocha? —
warknął Draco.
— No to ma
pan za swoje — szepnęła wymownie w stronę Snape’a, który wyglądał na bardziej
niż rozjuszonego. Cała sytuacja była po prostu idiotyczna. Hermiona miała
ochotę zapytać, czy Snape’owi na chwilę odjęło mózg. Co mu strzeliło do głowy —
nie miała zielonego pojęcia. Tak trudno odjąć punkty, zmyć im głowy, żeby się
wyżyć i wyprosić z klasy. Co za aspołeczny i nieprzewidywalny dupek.
— Co miało
znaczyć to zdanie o Astorii i Rookwoodzie? Co ma jedno do drugiego?
— Nic —
powiedział Snape swoim zwykłym, kpiącym tonem. Hermiona odniosła wrażenie, że
zaraz naprawdę się nie powstrzyma i go udusi gołymi rękami. — To nie powinno
cię obchodzić, a teraz oboje się wynoście z mojej klasy, nie mam czasu.
— Do jasnej
cholery, najpierw zaczynasz jakiś wielki wstęp o Astorii i Rookwoodzie, tym obleśnym
urzędniku, a teraz tak po prostu mnie wyrzucasz?! Wszystko, co jest związane z
procesem jest moją sprawą, o której powinienem wiedzieć.
Hermiona
westchnęła cicho, siadając na pierwszej ławce. Severus spojrzał jej w oczy z
niemym pytaniem. Kiwnęła głową. Snape zaczął mówić o tej dziwnej historii.
Astoria przekonała własnym ciałem, mówiąc delikatnie, Rookwooda, aby zagłosował
za uniewinnieniem Draco, który był oskarżony o śmierciożerstwo. Rookwood na
tyle wczuł się we własną rolę, że przekonał też kilku innych urzędników za
głosowaniem. Trudno było to sobie wyobrazić, wielu ludzi uważa Augustusa za spaczonego
człowieka. Ale ci którzy go znają, wiedzą o jego charyzmie. Inaczej nigdy nie
zostałby przyjęty do Wizengmotu. Cechowała go sprawiedliwość, szeroka wiedza o
prawie, ale jako człowiek sam w sobie był kanalią. I tylko dzięki Astorii Draco wygrał.
— Astoria
powiedziała wam o tym? — zapytał Draco, kiedy historia dobiegła końca.
— Nie, sami
się domyśleliśmy, kiedy wychodziliśmy z sali rozpraw — powiedziała Hermiona,
nieumyślnie mówiąc o sobie i Severusie w liczbie mnogiej. My, nas… — Potem rozmawiałam o tym z Astorią. Potwierdziła każde
moje słowo.
— Dzięki za
opóźnioną szczerość — syknął. — Myślałem, że ty Granger…
— Astoria
jest jedyną osobą, która może ci o takich rzeczach mówić. Nie Granger, ani ja.
Nie wchodzi się ludziom do łóżka. Nie możesz mieć też do Greengrass pretensje,
zrobiła to, co uważała za słuszne — Severus wszedł mu brutalnie w słowo.
Hermiona spojrzała na swojego nauczyciela z wdzięcznością. Kiedy Draco wyszedł
z klasy, trzaskając drzwiami, spuściła wzrok.
— Mamy się
stawić tuż po kolacji? — zapytała, podnosząc swoją torbę z podłogi.
— Tak będzie
dla wszystkich najlepiej — powiedział obojętnie, nawet nie starając się ukryć,
że nie chce jej widzieć. Wyszła z przeczuciem, że to co już było, tak łatwo nie
wróci. Słowa piosenki, którą nuciła Ginny przez cały dzień, stały się nierealne
i przez to okropnie raniące.
Ja nie mogę . . . No i Draco się o Astorii dowiedział. Czy Sev czasami nie może ugryźć się w język? Niech Malfoy nie ma do nich pretensji. To sprawa panny Greengrass kto i czy kiedykolwiek się o tym wszystkim dowie.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle świetny. Już się nie mogę doczekać szlabanu :D
Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę Senri97 xd
Do następnego :*
Severus i ugryźć się w język? Proszę Cię, to byłaby strata dla całego narodu. :)
UsuńSzczerze mówiąc, ten rozdział też mi się podoba. A przynajmniej dzięki temu rozdziałowi załapałam ponowną miłością do Ginny. Również pozdrawiam, do następnego!
Super :)
OdpowiedzUsuńO, nawet nie wiedziałam, że mam w tobie czytelniczkę. :)
UsuńBardzo przyjemnie czytało mi się rozdział :3
OdpowiedzUsuń"O nie, Grangerzi Malfoy zostańcie po lekcji, bo chcę się upewnić, że nie powiesz Draco o Astorii" logic by Snape
Trochę niefajnie, że Malfoy był na nich zły, no bo w końcu nic nie zrobili. Ale z drugiej strony, rozumiem jak się czuł .-. Jestem ciekawa, co z tym zrobi. No i co będzie się działo na szlabanie. Strasznie podobała mi się scena, kiedy siedzieli całą czwórką przy stole i rozmaiwali. To było takie... Normalne?
Severus przegrał z Hermioną walkę na spojrzenia, uuu. Fajnie, że próbowała być silna.
Do następnego! :D
Granger i*
UsuńMrs Black... czy tobie kiedykolwiek się coś u mnie nie podoba? :D
UsuńNie... Snape chciał ich opieprzyć, że niewolno im pisać o procesie. W takim wypadku, gdyby ktoś niepożądany się dowiedział, Astoria miałaby poważne kłopoty. A Snape to obrońca z krwi i kości, myśli o każdym, tylko nie o sobie.
Pisało mi się ten rozdział bardzo dobrze, zwłaszcza rozmowę przy stole. (Tylko nikt się nie wypowiedział o rozmowie Ginny i Hermiony, moim ulubionym fragmencie, smuteczek).
Do następnego! Wypoczywaj w Chicago. Tam jest więcej polaków, niż Amerykanów. :')
No nie ma takiej rzeczy, która mi się nie podoba, bo piszesz super *wcale nie podliz, serio*
UsuńDziękuję :D Tak, tak, wiem, że więcej Polaków. Może to i dobrze, w końcu mój angielski... XD
Do następnego! :3
Jakie tam podlizywanie, mówisz samą prawdę, hahaha *wcale nie samouwielbienie, serio*. :D
UsuńAle to fajnie, że jedziesz tam, przełam się i szkol język, przyda się na przyszłość. Bo w szkole uczy się człowiek teorii, której często nie potrafi się wprowadzić w praktyce. Smutne.
No no... Severus szpieg idealny, że tak powiem :P
OdpowiedzUsuńPoczątek rozdziały bardzo miły, a koniec szokujący :D
Dzisiaj oficjalne zakończenie roku i rozsypało się tyle komentarzy... nagle. Miło mi!
UsuńDziękuję za komplementy. :)
Haha, czemu mnie to nie dziwi? Typowy Snape!
OdpowiedzUsuńOdrobinę przerażają mnie te wstawki o Draco i Hermionie. Nawet jeśli sama jestem wielbicielką dramione, u Ciebie nie potrafię sobie tego wyobrazić. Snape to jedyna opcja, nawet Filcha trzeba odrzucić(cóż za strata </3) :D
Czekam na Neridę, co z nią?
Xxx
O matko, dramione w moim wykonaniu to byłaby katastrofa. Ale! Kiedyś napiszę jakieś 10 rozdziałów opowiadania dramione, mam już plany. :')
UsuńFilch jest ambitnym człowiekiem i jest zbliżony w charakterze do Snape'a... właśnie to sobie uświadomiłam przecież oboje są złośliwi, brzydcy (auć, nie bijcie).
Nerida w swoim czasie. :)))) *szatański uśmiech*
Naprawdę 10 rozdziałów? Trudno mi w to uwierzyć, gdy widzę teraz 80+ :D Ale... Bardzo chętnie przeczytam, daj znać, gdy się za to zabierzesz :)
UsuńNo cóż, w temacie Filcha nie ma co polemizować. Lepiej zostawić temat i udać, że wcześniejsze porównanie nie miało miejsca :D
Szatański uśmiech brzmi nieźle, ciekawe co tam kombinujesz :)
To będzie po prostu dłuższa miniaturka (jak dla mnie, gdy się rozpisuję na 80+, hahah). Zabiorę się za to, gdy na powojennej ujrzy się epilog i będę wolna, haha.
UsuńCo, jaki Filch? Nie wiem, o co Ci chodzi. :D
Na Neridę trzeba będzie trochę poczekać, bo z nią się wiąże punkt kulminacyjny w stosunku do końca opowiadania. (Czy to, co powiedziałam, ma w ogóle sens?).
Do następnego!