środa, 1 lipca 2015

Rozdział osiemdziesiąty siódmy

Powiem Wam, że naprawdę mnie słabo motywujecie. I to już nie ma być jakaś... groźba? Jest wcześnie, teraz nie przychodzi mi nic innego do głowy. To jest luźna aluzja, bo nie chcę Was przymuszać do komentowania. Już prawie koniec powojennej i naprawdę chciałam, żeby to grono komentujących się powiększyło. Są wakacje, więcej czasu... Teraz jest jakoś ponad pięćdziesięciu czytelników, chowacie się? Jestem czasami niemiła, ale nie gryzę. W każdym razie, dawno z Wami w komentarzach nie rozmawiałam. Nawet nie musicie komentować rozdziału słowem, po prostu powiedzcie, jak mijają Wam wakacje. Co porabiacie, co planujecie, może spotkaliście kogoś miłego w ostatnim dniu? :)

*

— Widzieliście tablice ogłoszeń? Za tydzień bal na zakończenie roku, wyobrażacie sobie? Te wszystkie biedne dziewczyny mają się przygotować w tydzień… A ja będę musiała słuchać tych jęków i pisków — Ginny podeszła do nich szybkim krokiem. Jej czarna wyjściowa szata dobrze na niej leżała. Zawsze, czyli odkąd pamiętała Hermiona, oszczędzała pieniądze na ubrania, nie chciała utrudniać sprawy swoim rodziców, którzy mieli ograniczone fundusze. Wolała zaoszczędzić na swoje wydatki, aby nie ubierać się w lumpeksach. Choć i tak było Molly i Arturowi łatwiej, kiedy została tylko ona i Ron pod skrzydłami Nory.
Rude włosy miała związane w kucyk, aby nie przeszkadzały jej podczas egzaminu.
— Mówisz mi o balu, kiedy za dwadzieścia minut mamy pierwszy egzamin? I to z T r a n s m u t a c j i? Ginny… — Hermiona spojrzała na nią błagalnie. Większość siódmoklasistów, którzy stali na korytarzach, wyglądała marnie. Nie było takiego gwaru, który zazwyczaj ozdabiał szkolne korytarze. Większość uczniowskich twarzy pobladła, inni pozielenieli.
— Wszyscy wyglądają, jakby mieli paść trupem — parsknął Blaise, dopiero pojawiając się zza zakrętu.
— Wyobraź sobie, że niektórzy tu stoją od godziny — odpowiedziała mu Hermiona, lustrując wzrokiem jego świecące oczy, błogi uśmiech i tylko delikatnie podkrążone oczy. Potem jej wzrok padł na Ginny, w podobnym stanie. Oboje byli tacy… Hermiona stęknęła pod nosem. — Błagam.
— Są różne sposoby na zniwelowanie stresu — dodała Ginny, ale Granger burknęła coś pod nosem i poszła w stronę łazienki, żeby przemyć twarz zimną wodą. Denerwowała się, to oczywiste, ale to jednocześnie nie był tak duży stres jak przy SUMach. Nie miała ochoty na wyobrażanie sobie, jak Blaise i Ginny radzili sobie z własnym zdenerwowaniem. To przekraczało jej kreatywne możliwości. Weszła do łazienki, jakaś grupka Krukonek zastanawiała się nad zastosowaniem aloesu w eliksirze na zmarszczki. Kompletna głupota, przeszło Hermionie przez myśl, zanim przestała słuchać tego bełkotu. Oblała twarz zimną wodą i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Poprzedniego wieczora zastanawiała się, czy zarwać noc z książkami. Ucieszyła się, że jednak wybrała sen, wyglądałaby jeszcze gorzej i ze zmęczenia nie odpowiedziałaby na żadne pytanie. Nie mogła się doczekać, kiedy będzie miała to za sobą. Jedynie egzamin praktyczny i teoretyczny z eliksirów nie napawał jej żadnymi obawami. Nie wiedziała wszystkiego, w porównaniu do Severusa zdawała sobie sprawę, że im więcej się nauczy, tym mniej będzie wiedziała. Jednak jej umiejętności wystarczyły, aby spokojnie zdać na Wybitny. Podstawa programowa, jak się okazało, była naprawdę niewielką podstawą, jaka ją czeka w przyszłości. Pokręciła głową i wyszła z łazienki, w której ani trochę się nie uspokoiła. Kiedy podeszła w stronę Blaise’a i Ginny, Draco do nich dołączył… z Astorią.
— Stresujesz się? — zapytała Greengrass, ale zaraz wywróciła zielonymi oczami, patrząc z ironicznym uśmiechem na Granger. — To z tego stresu zadaję takie głupie pytania.
— Nie jest ze mną tak źle jak z Ronem — mruknęła pod nosem. Cała czwórka spojrzała w tył, gdzie Ron Weasley był dosłownie zielony. Harry stał obok i położył mu dłoń na ramieniu. Niektórzy parskali śmiechem na widok panicznego strachu w jego oczach. — Ja… chyba pójdę zobaczyć, co z nim.
— Idę z tobą… — westchnęła Ginny. — Co za ciamajda, powinnam mu sprzedać patent na brak stresu. Susan przynajmniej miałaby z niego jakiś pożytek — widząc minę Hermiony, dodała: — Już nie patrz tak na mnie!
— Gdyby Ron wiedział, że ty i Blaise…
— Wiem. W końcu jestem aż o rok młodsza. Dla niego to jak kilka milionów lat świetlnych wstecz — burknęła ciszej, kiedy podeszły do chłopaków. Harry wyglądał na wdzięcznego, gdy je zobaczył.
— Nie mogę go uspokoić — szepnął. Ginny próbowała coś do niego mówić, ale nic do niego nie docierało. Harry i Ginny spojrzeli wymownie na Hermionę, która przez cały czas stała z boku. Wzruszyła ramionami, ale przy głębokiej gestykulacji dwojga, zaczęła próbować coś z Ronem zrobić. Przecież podczas SUMów nie było tak źle.
— Ron… Ej! Spójrz na mnie — kiedy napotkała jego wzrok, uśmiechnęła się. Na odczepnego on też odwzajemnił ten gest, ale wyszedł dość krzywy. Ale przynajmniej starał się. — Co się dzieje? Przecież kiedy cię pytałam, było dobrze, na pewno dobrze napiszesz. Zresztą, po co się martwisz i tak pracę w Ministerstwie masz jak w banku.
Ron przełknął ślinę. Hermiona się zaśmiała i przytuliła go do siebie.
— Wszystko będzie dobrze — objęła go mocno.
— DO SALI — usłyszała syknięcie za sobą. Nie zauważyła, kiedy na korytarzu zrobiło się kompletnie cicho. Oderwała się od pobielałego Rona. Snape czekał w otwartych drzwiach, aż wszyscy wejdą. Patrzył się wprost na nią. Hermiona wywróciła oczami i spróbowała wejść do Wielkiej Sali, gdzie poustawiane były pojedyncze ławki, a wielkie stoły poszczególnych domów zniknęły.
— Granger, na słówko — usłyszała za sobą, więc stanęła, ale jednak na bezpieczną odległość, obok Severusa. Poczekali, aż wszyscy uczniowie wejdą do środka i zrobi się hałas odsuwanych krzeseł. Kiedy zostali w końcu sami, Severus odezwał się pierwszy. Nie wyglądał już na złego, a zwyczajnie… Raczej na niezwyczajnie spokojnego. Nie dało się określić jego uczuć, po prostu na nią patrzył, jakby widział za oknem deszcz. To był pusty wzrok. Hermiona zastanowiła się, czy już straciła umiejętność odczytywania z jego twarzy każdej emocji. Zanim udzieliła sobie odpowiedzi, przypomniała sobie, że przecież to już nie ma żadnego znaczenia. Patrzyła na niego tak jak uczeń patrzy się na nauczyciela. Było ciężko, ale zrobiła to dość dobrze, Severus skrzywił twarz w już zwyczajnym grymasie złości i odezwał się pierwszy.
— Mam nadzieję, że chociaż na chwilę skupisz się i napiszesz to dobrze. Prowadziłem cię przez cały rok z eliksirów i jeśli to zawalisz... Nie zamierzam się wstydzić za jakąś idiotkę, która nie potrafi odróżnić szczurzego ogona od kociołka — powiedział, patrząc na nią z wyższością.
— Czy to już wszystko, panie profesorze? — zapytała, odwracając demonstracyjnie wzrok. Pisać egzamin albo stać na korytarzu z Severusem, z dwojga złego wolała to pierwsze, co oceniła jednogłośnie. Snape chciał cos jeszcze powiedzieć, zapewne coś zgryźliwego, co jeszcze bardziej miało jej skopać humor, ale niektórzy uczniowie zaczęli się odwracać i patrzeć przez ramię, dlaczego tak dużo czasu zajmuje im zamknięcie drzwi.
— Właź do środka — warknął. Zostało tylko jedno miejsce wolne, w pierwszej ławce. Przez cały czas miała widok na pięciu nauczycieli, którzy lustrowali całą salę wzrokiem. Czasami spotykała wzrok jednego z nich, ale od razu spuszczała głowę. Zdarzyło się, że niektórzy uczniowie wzięli na salę samopiszące pióra i zaczęły wyć syreny alarmowe, ostrzegające o oszustwie. Każdy zatykał uszy, a zdesperowany uczeń chciał się zapaść pod ziemię. Kiedy jednak rozdano egzaminy, zapadła cisza, zapomniała o całym świecie i wsłuchała się w swój umysł. Odgoniła nawet myśl, że słowa Severusa, którymi uraczył ją przed salą, można podsumować jednym słowem — powodzenia. W jakimś swój pokręcony sposób chciał jej pokazać, że w nią wierzy, co dało się określić tylko romantycznymi frazami, dlatego postanowiła nigdy więcej o tym nie myśleć. Za tydzień miała go już nigdy więcej nie zobaczyć. Cierpiała, że tak miało być, ale pomyślawszy, że ból byłby większy, gdyby została, postanowiła się wycofać i pierwszy raz odpuścić.



KIEDY NADSZEDŁ czas na faktyczny dzień egzaminów z Eliksirów… Hermiona i Draco przyszli na śniadanie w pogodnym nastroju. Wierzyli we własne umiejętności, podobnie miał Neville z Zielarstwem, Blaise z Zaklęciami, a Harry i Ron z Obroną. Ginny była spokojna przez cały czas, co było dość dziwne, bo rodzina Weasleyów słynęła z dużego temperamentu.
Za każdym razem, gdy Hermiona pytała się, jak jej poszedł egzamin z Zielarstwa, Mugoloznawstwa odpowiadała tak samo:
— Dobrze.
I kiedy Hermiona sprawdzała z nią odpowiedzi, w większości odpowiadały bardzo podobnie. Ginny nie była nigdy orłem, raczej nie wyróżniała się na tle innych. Tak przynajmniej Hermiona pamiętała jej styl nauki podczas lekcji w Gwardii Dumbledore’a. Było to wieki temu, ale na lekcjach w siódmej klasie także rzadko się zdarzało, aby podniosła rękę, udzielając nauczycielowi poprawnej odpowiedzi. Nigdy się ze swoimi umiejętnościami nie wychylała, ale czy to znaczy, że ich nie miała? Najwyraźniej nie. Hermiona zaprzątała sobie tym głowę przez dłuższy czas, aż w końcu nie wytrzymała i zapytała osobę, która spędzała z Ginny najwięcej czasu.
— Chyba nie rozumiem pytania — parsknął wtedy Zabini znad książki o jak zwykle zaklęciach i urokach, którą pożyczyła mu nie tak dawno Hermiona. — Pytasz, co się stało, że Ginny tak dobrze napisała Owutemy? Czy ktoś tu nie jest zazdrosny?
— Wiesz, że nie o to mi chodzi! — fuknęła. — Pamiętam, że była dobra, ale nie aż tak… Tu się nie ma nic do zazdrości, a ciekawości.
— To, że nikt nie wymachuje ręką, gdy nauczyciel o coś pyta — Blaise zademonstrował, podskakując na swoim fotelu, krzycząc Ja wiem! Wiem! Wybierz mnie! — nie znaczy, że niczego nie wie albo jest kiepski. Tak po prostu jest, że jedni wolą wyeksponować to, co wiedzą, a inni zachować to dla siebie.
— Ale Ginny wolała quidditch, rozmowy o chłopakach… — Zabini spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi, ale udała, że tego nie widzi. — Mam wrażenie, że… że jej nie znam.
Wydusiła to z siebie z trudem, takie wnioski ją przerażały. Czy tak naprawdę były ze sobą tak zżyte, odkąd dowiedziała się, że Ginny to Cassie? Jak możliwe, że nie zauważyła czegoś takiego. Była tak pochłonięta eliksirami, Snapem, rozprawą sądową Draco, że zapomniała o wszystkim, co było do tej pory ważne. Harry, Ron, Ginny… trudno było tu mówić, że wszystko jest tak, jak dawniej. Chociaż Draco i Blaise byli dla niej przyjaciółmi, spędzali ze sobą czas, ale z drugiej strony wcześniej nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Trudno tu było snuć więc porównania, że ich znajomość uległa pogorszeniu.
— Granger? — westchnął Blaise. — To tylko nauka.
Wyszła do swojej sypialni i zamknęła z hukiem drzwi. Oparła jedną dłoń o biodro, a drugą o czoło. Przechodziła nerwowo od łóżka do drzwi, zastanawiając się, czy to, co właśnie sobie uświadomiła, ma choć trochę sensu. Dlaczego tak nerwowo chodzi i czuje paniczny strach. Przecież nic się nie dzieje, można wszystko naprawić. Uspokój się, powtarzała sobie, ale ukłucie w sercu coraz bardziej doskwierało. Poczuła piekące policzki, nie płakała od tak dawna. Odgoniła od siebie wszystkie złe myśli i wyczarowała biały, puchaty dywan, który jeszcze chwilę temu był poduszką. Usiadła na podłodze. Kiedyś oglądała mugolski film, gdzie dziewczyna siedziała na dywanie i myślała. Wtedy to wydawało jej się strasznie sztuczne i tak do końca nie wiedziała, czemu sobie o tym przypomniała i po co zrobiła to, co główna bohaterka. Usiadła na dywanie, ale to wcale nie pomogło.
Severus, Draco, rozprawa, Nerida, Cassie… wszystko nagle było takie żywe, wspomnienia przelatywały jej przed oczami, czuła nadchodzący ból głowy. Odetchnęła głęboko. To przecież normalne, kończyła szkoła, musiała podsumować swój rok nauki, kiedyś będzie musiała się z tym zmierzyć. I choć rzadko tęskniła za swoimi rodzicami, teraz chciała ich zobaczyć, przytulić ojca i zatopić się w jego bezpiecznym zapachu. Do dzisiaj pamiętała zapach jego perfum, który przesiąknął każdą koszulę. I mama, której zazdrościła gładkich, falowanych włosów. Pamiętała ciepły uśmiech, którymi obdarzała Hermionę, kiedy ta opowiadała o miłych chwilach, które spędziła w szkole, z Harrym i Ronem. Czasami mówiła jej o licznych przygodach, które ich spotkały, choć oczywiście nie wdawała się w szczegóły, aby nie martwić mamy.
Zawsze kiedy patrzyła, jak rodzice wieczorem siadają na kanapie obok siebie i oglądają telewizję, wydawali jej się tacy zwyczajni. Byli z zawodu dentystami, nigdy Hermionie niczego nie brakowało, nigdy się z nimi nie kłóciła, bo gdy wracała na wakacje do domu, potrafili się tylko cieszyć swoim towarzystwem. I kiedy patrzyła tak na nich, zastanawiając się nad banalnością tej sceny, zdała sobie sprawę, że nawet taka nieudawana zwyczajność jest wyjątkowa. Życie zawsze było dla Hermiony za zwyczajne. Nic nie było takie jak w książkach, filmach. Kiedy przeżywało się pewne rzeczy na własnej skórze, tylko w opowieściach były one potem majestatyczne.
— Co ty tak siedzisz? — do środka wparował Draco, nie pukając oczywiście do środka. Prywatność go nigdy nie obowiązywała, chyba, że chodziło o jego prywatność, ta być powinna dla innych świętością i granicą, której się nigdy nie przekracza.
— Nigdy nie możesz pukać? — syknęła.
— Nie — odparł krótko, nie wyglądał na przejętego. Zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pokoju, ale najwyraźniej nie znalazł w nim nic specjalnego. Usiadł naprzeciwko niej na dywanie. Wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Hermionie od razu przypomniała sobie scenę, kiedy Nie-Draco, czyli Nerida, wszedł do Skrzydła Szpitalnego i oboje rozmawiali na temat wyjątkowości. Hermiona dalej wolała uważać, że nie ma na świecie nic wyjątkowego. Że choć każdy się stara dążyć do bycia wyjątkowym, każdy w swych czynach jest zwyczajny. Nie-Draco, który okazał się Neridą. Teraz Hermiona zrozumiała, że skoro to prawdziwy Malfoy cały czas przebywał w laboratorium Severusa, nie trudno byłoby Neridzie zdobyć jego włos do Eliksiru Wielosokowego. Przecież przebywała u Snape’a pewnie dużo czasu, uważała go za swojego przyjaciela. Severus pewnie też uważałby ją za przyjaciółkę, gdyby takie słowo urzędowałoby w jego słowniku. Hermiona nie rozumiała Snape’a, zwłaszcza w momencie, kiedy dowiedziała się, że go kocha. Jak Severus mógł się z nią przyjaźnić, skoro wiedział o jej uczuciach. Jak mógł być tak samolubny i pozwolić jej patrzeć na to, co się między mną a nim dzieje… pomyślała Hermiona.
— Blaise mówi, że zwariowałaś — przerwał jej rozmyślania Draco. — I chyba się z nim zgadzam. Siedzę tu od pięciu minut, a ty gapisz się w podłogę, jakby tam było co najmniej moje nagie zdjęcie.
Prychnęła, ale ta mała, niekonwencjonalna uwaga ją rozbawiła. Mimo wszystko lubiła tą próżność Dracona, z daleka dało się wyczuć, że jest jedynakiem i do tego delikatnie rozpieszczonym. Hermiona nie miała pojęcia, dlaczego tak jest, przecież nawet kiedyś Draco jej opowiadał, jak miał ciężko z ojcem. Może Narcyza Malfoy rozpieszczała go za dwoje rodziców, Hermiona nie miała pojęcia, ale nie chciała też pytać. Dla niego to był ciężki temat, a Granger o tym wiedziała, sama miała niechęć do rozmawiania o swojej matce czy ojcu.
— Pewnie Blaise i ty macie rację — zaśmiała się. — Te egzaminy i koniec roku jakoś… — pokręciła głową, czując się niezręcznie — nieważne.
— Ważne. Może mówić spokojnie. Jak coś, to cię wyśmieję z prawdziwą klasą, okej?
Spojrzała na niego obruszona, ale pokiwała głową. Szeroki uśmiech ją zdradzał, kiedy wzięła głęboki oddech, Draco powiedział nagle, żeby poczekała i wyszedł z jej sypialni. Wrócił z kremowym piwem.
— Masz, na rozluźnienie. Może po tym zachce ci się ze mną rozmawiać.
— To nie tak, że nie chcę z tobą rozmawiać — zaprzeczyła, ale wzięła od niego butelkę. Ściągnęła kapsel o kant łóżka i wzięła łyk, dopiero kiedy oderwała butelkę od ust, zobaczyła, że Draco praktycznie zasłaniał sobie ręką usta, żeby się nie roześmiać. — Co?
— To ja cię tego nauczyłem — zauważył z dumą i otworzył tym samym sposobem butelkę, ale zrobił to z większą wprawą. — Najlepsza uczennica we wszystkim. Mam nadzieję, że chociaż w tej dziedzinie mnie nie przegonisz.
— Zobaczymy! — zażartowała. — Ale raczej nie zamierzam się tak poważnie brać za alkohol i papierosy i ogólne za niszczenie sobie życia — wskazała palcem na czerwoną paczkę, która leżała na dywanie — jak ty. To szkodzi zdrowiu, Malfoy. Gdybyś stał się anonimowym alkoholikiem, musiałabym poważnie przemyśleć to, czy mam ochotę cię ratować przed samym sobą.
— Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało — sarknął, wyciągając z paczki jednego, delikatnie zgniecionego papierosa. Podziękowała skinieniem głowy. Nie miała ochoty na trujący dym. — I, odpowiadając na twoje zarzuty, że to niszczy zdrowie odpowiem najprościej jak się da, dobrze? Uwaga… jakoś trzeba umrzeć.
— Wykop sobie od razu grób. Paląc to nie będziesz panem śmierci. Nawet Voldemortowi się nie udało, a to był przecież taki łebski gość.
Draco wybuchnął serdecznym śmiechem i zaciągnął się z wyraźną błogością na twarzy.
— Co z Astorią? Zdziwiłam się, kiedy ją z tobą zobaczyłam.
— Na pewno nie bardziej niż ja. Ona jest taka… — oparł łokieć o kolano. Wyglądał trochę jak mugolski model, kiedy grzywka opadała mu na oczy, a dym wydobywał się z ust. Był trochę banalnym kanonem piękna, powiedziałaby Hermiona, ale z drugiej strony, nie byłaby obiektywna. Przecież była zakochana i w każdym człowieku, prócz w jednym, znalazłaby jakiś mankament. — Ona jest po prostu dziwna. Nazwijmy rzeczy po imieniu.
— To fakt, jest dziwna — Hermiona przywołała do siebie poduszkę i położyła się na miękkim dywanie, który nagle zaczął jej się podobać, choć dalej był dla niej banalnym rekwizytem z filmu.
— Ale… ty też jesteś dziwna.
— Dzięki.
— Nie obrażaj się, jesteś dziwna. Nie rozumiem, czemu tyle się uczysz i w ogóle przesiadujesz w książkach czasem po kilka godzin… Znaczy, da się to wytłumaczyć, a Astorii postępowania po prostu nie rozumiem. Znasz historię jej rodziny?
— Tylko z czyiś opowieści, ale nie wiem, ile w tym prawdy.
— Dobra, to ci opowiem…
— To nie jest jakaś tajemnica, nie będzie jej źle z tym, że wiem?
— Ona ma gdzieś ludzi, nawet ciebie, choć lubi cię. Chyba. W każdym razie jej ojciec to był straszny psychol i oczywiście standardowo matka Astorii pozwała na terror, jaki im zgotował. Siostra Astorii, Dafne, umarła w czasie wojny z rąk jej ojca. Gwałcił ją tak długo i… mocno, aż nie zemdlała. Nigdy się potem nie obudziła… Dafne mogła się bronić i może faktycznie by żyła, ale wiesz czemu tego nie zrobiła? — Hermiona pokręciła głową. — Bo ratowała Astorię. Kiedy on gwałcił jej siostrę, Astoria uciekła. Wokół domu były jakieś bariery ochronne, przez które nie szło się wydostać… trzeba było jej ojca zająć, aby złamać te zaklęcia i żeby on był na tyle zajęty, aby tego nie zauważył. Astoria mówiła mi, że jej matka stała przez ten cały czas w oknie, kiedy ona łamała zaklęcia. Tego samego dnia jej matka umarła, pewnie ojciec dostał kolejnego ataku furii i rzucił się na nią, kiedy Dafne już nie żyła. Została tylko Astoria, która musiała się przez całą wojnę ukrywać. Chciałem ją do siebie przyjąć, w końcu była moją przyjaciółką, ale kiedy się okazało, że mam współlokatora w postaci Voldemorta, uznałem, że lepiej będzie, jeśli ukryjemy Astorię w jednej z rezydencji Blaise’a. Jego matka i tak była tak pochłonięta nieprzystępowaniem do śmierciożerców, że nie w głowie jej były wyjazdy do Belgii. A Blaise też lubił Astorię, więc nie miał nic przeciwko. W trójkę czarowaliśmy ten domu, nakładając wszystkie możliwe bariery, aby jej ojciec nawet nie wiedział o istnieniu tego domu. Byłem nawet Strażnikiem Tajemnic… Kiedy teraz o tym myślę, rozumiem, że ryzykowałem życie dla niej. Jej ojciec otwarcie mówił, że ją szuka, a był wysokim rangą śmierciożercą i gdyby się okazało, że to ja ją chroniłem, zabiłby mnie, a nie mogłem do tego dopuścić. Przecież wtedy Astoria zostałaby bez Strażnika Tajemnic, jej dom byłby słabiej chroniony…
— Merlinie, Draco — Hermiona przytuliła się do niego, obojgu toczyły się łzy po policzkach. W Hogwarcie nikt nigdy nie mówił o wojnie. To była jak złota zasada, której każdy się trzymał, aby zapomnieć.
— Ona była moim celem, to dla niej żyłem. Była moją przyjaciółką. Nigdy nie zauważyłem, że ją kocham. Miałem wcześniej parę dziewczyn i zawsze to uczucie było takie samo. Z Astorią było inaczej. Jej nie chciałem przelecieć, tylko chronić, inaczej… Nigdy nie potrafiłem sobie wyobrazić, że umiera. To było ponad moją wyobraźnię. Już łatwiej byłoby mi wyobrazić sobie własną śmierć — starł samotną łzę, która spływała mu policzku. Już więcej nie płakał.
— Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
— Nikomu o tym nie mówiłem — poprawił ją, obejmując jednym ramieniem. — Kiedy skończyła się wojna, a jej ojciec umarł… Astoria była bezpieczna, wiedziałem o tym, ale dalej czułem, że to nie koniec i że trzeba ją chronić. Kiedy powiedziałaś mi, że pieprzyła się z Rookwoodem, żeby się za mną wstawił, poczułem, jakby umarła. I to było o wiele gorsze, od wyobrażania sobie, że faktycznie tak jest.
— Nie możesz tak mówić. Nie rozumiesz, że ona w ten sposób chciała spłacić swój dług, jakiego się u ciebie zaczerpnęła?
— Jaki dług? Ona nie ma u mnie żadnego długu, chroniłem ją dla siebie, żeby była bezpieczna, to nie było dla niej. Nie robiłem tego dla niej. Nawet w takiej sytuacji robiłem to z egoistycznych pobudek, nie rozumiesz?
— Chyba rozumiem więcej od ciebie — powiedziała, kładąc się z powrotem na dywanie i popijając do końca swoje piwo. — Zależy ci, więc ją chronisz. Idąc twoim tokiem myślenia, każda miłość jest egoistyczna. Pogódź się z myślą, że zrobiłeś to dla niej, a nie dla siebie. Gdybyś był egoistką, zależałoby ci bardziej na swoim bezpieczeństwie, a narażałeś dla niej życie, pragnę przypomnieć.
— Narażałem życie, bo chciałem. Dla siebie.
— Ale ty jesteś głupi!
— A ty przemądrzała. Nic nie rozumiesz.
— Och, jasne, nie rozumiem biednego Dracusia, który się zakochał… Litości. Bełkoczesz jak potłuczony i zakochany jednocześnie. Może jeszcze w sobie tego nie dostrzegasz, ale chyba pora sobie uświadomić, że szkoła się kończy. Że oboje już za tydzień obierzecie różne drogi i teraz jest ostatni dzwonek, żeby powiedzieć, co cię boli.
— Mnie nic nie boli — burknął.
— Serce cię boli. Wyobraź sobie Astorię… pamiętasz, kiedy Ginny rzucała w Blaise’a butami i poduszkami, czy wazonem, kiedy odprowadził pijaną Astorię, a ona myślała, że się ze sobą przespali?
— Nie musisz mi przypominać. Dostałem wtedy książką w głowę.
— A ja poduszką, ale nie o to mi chodzi. Wyobraź sobie, że to jest prawda. Wyobraź sobie, że Blaise naprawdę przespał się z Astorią. Co byś wtedy zrobił?
— Skopał mu dupę.
— Właśnie. I co byś czuł?
— Że chcę mu skopać dupę? — wzruszył ramionami. Wziął z paczki kolejnego papierosa. Hermiona fuknęła ze złości i wyrwała mu paczkę z rąk i rzuciła w kąt.
— Człowieku, skup się. Próbuję ci właśnie coś uświadomić.
— Moje papierosy…
— Malfoy, do cholery! — warknęła. — Zaraz cię uduszę, jeśli się nie skupisz, rozumiesz? Co byś czuł, gdyby Astoria przespałaby się z jakimś facetem… — kiedy zobaczyła jego uśmiech, dodała: — i tym facetem nie byłbyś ty.
— Zawsze musisz wszystko psuć, nie?
— Odpowiedz.
— Czułbym cholerną rządzę mordu, zabiłbym tego faceta, pokroił go żywcem, słuchałbym, jak wyje z bólu, odciąłbym to, co w nią wsadził… A do Astorii bym nigdy więcej się nie odezwał, nawet bym się nie przyznał, że to ja skopałem jej faceta. A nie wiedziałaby o tym, bo sztuka zabijania jest dziedziczna. A ja mam krew swojego ojca i Snape’a, więc…
Hermiona poczuła, jakby dostała właśnie w twarz. Musiała też zrobić skrzywioną z bólu minę, bo Draco od razu zamilkł i chciał coś powiedzieć, ale weszła mu w słowo.
— I pomyśl — przełknęła ślinę — że jeśli przez ten tydzień nic nie zrobisz, ona w końcu sobie kogoś znajdzie. Da sobie spokój, bo i tak długo na ciebie czekała. Całą siódmą klasę cię kochała, widziałam to w jej oczach, w jej czynach, kiedy byłeś tuż obok albo chociaż w jednym pomieszczeniu.
— Wiesz, że ja też to zauważyłem? — Hermiona zmarszczyła brwi. — Widzę to na eliksirach, widzę, kiedy Snape jest obok, że jesteście po prostu… tylko się nie śmiej… jakbyście byli ze sobą związani jakimś zaklęciem.
— Bredzisz.
— Skoro ty mi prawisz morały, żebym brał się do roboty i odzyskał to, o co powinienem już dawno zawalczyć, dlaczego ja nie mogę ci powiedzieć tego samego? Granger, znam Snape’a i wiem, że też nie jest mu łatwo, więc…
— Czy ty sądzisz,  że przechodzę obok tego obojętnie? Myślisz, że mi nie jest ciężko?
— To nie ty musisz go codziennie kłaść do łóżka, bo jest tak pijany, że nie jest w stanie zwlec się z tego pieprzonego fotela. To nie ty widzisz go gadającego, że wszystko spieprzył jak zawsze, że jest nikim i najlepiej byłoby, gdyby nie żył, że żałuje, że ojciec go nie zatłukł na śmierć, jak Snape’a mamę — Hermiona pobladła, gdy to mówił. — Hermiono, ja mogę się nim zajmować, mi to nie przeszkadza, ale jeśli jest szansa, że mogę go z tego wyciągnąć… chcę ją wykorzystać. Jeśli to ty jesteś tą szansą…
— Draco, ale to nie ja go zostawiłam. To on mnie odrzucił, zostawił i zgniótł jak śmiecia. Czy myślisz, że gdybym sto razy nie wyciągnęła do niego ręki, teraz byśmy o tym rozmawiali? Ja już nie mam siły walczyć o coś, co najwyraźniej nie ma prawa się udać. Jestem już tym zmęczona.
— Rozumiem. Po prostu chciałem wiedzieć.
— To trzeba było zapytać, a nie tworzyć jakieś durne…
— Ale ja powiedziałem całą prawdę. Naprawdę jest z nim źle.
— Możemy już skończyć ten temat?
— Jak sobie, o pani, życzysz.



— NIE MOGĘ UWIERZYĆ… już prawie koniec tych cholernych egzaminów — krzyknęła zwycięsko Ginny. — Zostało tylko Zielarstwo, które mi wisi. No i Mugoloznawstwo, które też mi wisi. Najważniejsze, że już po Eliksirach.
— Właśnie — przyznała Hermiona.
— Idziemy na błonia? Jest świetna pogoda. Draco chyba będzie czekał na Blaise, aż on skończy swój egzamin praktyczny, jest ostatni, więc mu powiedziałam, gdzie będziemy — powiedziała, omijając Wielką Salę. — Hermiono? Znowu się zamyśliłaś i ignorujesz cały świat. Przewrócisz się w końcu, jak nie będziesz patrzeć pod nogi.
— Nie przewrócę, działam instynktownie — mruknęła.
— Patrz, jest taka piękna pogoda. Słońce świeci, ptaszki śpiewają… chyba ogolę się na łyso albo pójdę poflirtować z Hagridem… Dzięki, że mnie słuchasz… Oh, no proszę cię. Przestać ciągle analizować to, co się stało, bo doprowadzasz mnie do szału! Znaczy… Myśl sobie, co chcesz, po prostu… To jest takie głupie! Idiotyczne! Irracjonalne, że…
— Ginny, o czym ty mówisz?
— Przecież widziałam, jak Snape cię zaczepił w poniedziałek przed Transmutacją i dzisiaj po Eliksirach. Po każdej rozmowie z nim trzęsłaś się jak galareta… Oo, jest pusto nad jeziorem, chodź tam usiąść — a więc poszły usiąść nad jeziorem.
— Przestańcie mi wszyscy prawić morały, co jest dla mnie najlepsze. To moje życie, moja sprawa i…
— I twój Snape. Okej, rozumiem, że nie chcesz o tym gadać. Draco pewnie cię podpuścił i dałaś mu się wrobić w rozmowę — Hermiona spojrzała na nią z morderczym błyskiem. — Nie patrz tak, jakbyś chciała mnie zabić. Powiedział mi tylko, że się martwi i że zamierza z tobą porozmawiać. Nie dziwię mu się, może nie zachowuję się jak rozszalała przyjaciółka i nie płaczę razem z tobą, że ci nie wyszło ze Snapem, ale naprawdę się przejmuję. I mam nadzieję, że wam wyjdzie albo po prostu szybko ci minie czas, kiedy jeszcze go widzisz. Patrz na to z tej strony, w piątek bal na koniec szkoły…
— Który to ja muszę zorganizować…
— Marudzisz! W piątek bal, będziesz się świetnie bawić, a w niedzielę już wyjeżdżamy, więc… wszystko po prostu musi być dobrze. Ja wiem, że czujesz się źle. Kiedyś też miałam tak z Blaisem. Generalnie chyba każdy w życiu coś takiego przechodzi. Ale każdy jakoś się podnosi, będzie dobrze. Musi być.
Hermione pokiwała jedynie głową. Ginny na tą chwilę dała jej spokój i zajęła się książką o Mugoloznawstwie, którą Hermiona pierwszy raz u niej widzi. Wiele rzeczy przegapiła w tym roku, pamiętała go jak przez mgłę. Tylko Severus był w żywych, lecz dalej czarnych kolorach. Zapewne to nie jest pierwszy raz, kiedy Ginny siedzi z książką, ale Granger tego nie zauważyła.
— Spaliśmy ze sobą — powiedziała Hermiona.
— CO?!
— I wiesz, co jest najgorsze? Że nic, ABSOLUTNIE NIC nie żałuje. Co więcej! Ja mam nadzieję, że jeszcze się jakoś ułoży, choć to kompletnie niemożliwe. A w niedzielę wiem, że zobaczę go ostatni raz. To jest po prostu… głupie. Tak, to jest głupie.
— Merlinie, nie wiedziałam — szepnęła Ginny. — To faktycznie głupie.
— Tu jesteście! — krzyknął Blaise, wyskakując zza drzewa. — Ten egzamin był w porządku, nie poszło mi jakoś strasznie… — Całą czwórką rozmawiali ze sobą do kolacji. Ciepłe promienie słońca nie schodziły z nieba do późnej godziny, dopiero kiedy zgłodnieli, poszli w stronę zamku, gdzie załapali się na samą końcówkę posiłku. Wakacje zapowiadały piękną pogodę. Większość uczniów miało za sobą zasadnicze Owutemy, zostały takie jak Mugoloznawstwo, Astronomia i Historia Magii. Blaise, Draco i Hermiona mieli za sobą całe zdenerwowanie, a Ginny była spokojna od samego początku i jak mówiła, zdanie Mugoloznawstwo to dla mnie tylko formalność. Była pewna siebie, kiedy opowiadała o mugolskim życiu — które jest naprawdę proste do zrozumienia! — i zajadała placek z konfiturą. Draco śmiał się z anegdotek, które pewnie sam wymyślił, niektóre były naprawdę niestosowne, a Blaise zastanawiał się na głos, czy dobrze, że wrzucił dodatkowe kwiaty do Amortencji, aż Draco powiedział, że to nie ma znaczenia. Hermiona przyglądała im się z uśmiechem, ale rzadko zabierała głos w tej konferencji. Chciała zaszyć się w swojej sypialni i zastanowić się, jak powinna zorganizować bal, choć w rzeczywistości miała ochotę zostać sama i tylko szukała sobie wymówki. Lubiła towarzystwo przyjaciół, bo tacy już oni dla niej zostaną na zawsze, nawet jeśli ich drogi za tydzień się rozejdą. Niemniej jednak pragnęła samotności.
— Draco, dasz mi spróbować tych papierosów? — zagadnęła Ginny, kiedy zbliżali się do salonu Prefektów Naczelnych, czyli Blaise’a i Hermiony. Draco miał ucieszony głos i był wyjątkowo miły, kiedy powiedział, że bardzo chętnie ją poczęstuje. Jego miły ton od razu się wyjaśnił, kiedy Blaise zaczął coś burczeć, że nie zamierza się całować z popielniczką. Tak samo jako Hermiona nienawidził palenia, a Draco lubił mu to wypominać.
— A ktoś ci każe całować się z popielniczką? — fuknęła. — Będę palić, kiedy tylko będę miała na to ochotę — dodała, wchodząc do salonu z dumnie uniesioną dumnie głową. Blaise warknął coś pod nosem i nie odzywali się do siebie przez co najmniej dziesięć minut, nim oboje zaczęli spokojnie rozmawiać o paleniu. Oboje doszli do jakiegoś kompromisu, ale Hermiona na chwilę się wyłączyła i nie słuchała tego, co oboje ustalili. Draco też był zajęty szukaniem resztek alkoholu, które jak twierdził, przed zakończeniem szkoły trzeba zużyć.
— Zostaw to następnego pokoleniu — parsknęła Ginny. — Nie uważacie, że to jest okropne, że to ostatni rok? Że zamykamy jakiś etap? Przecież w niedzielę, kiedy będę się ze wszystkimi żegnać, to chyba się rozpłaczę.
— Mi tam nie będzie ciężko — powiedział Draco, rozdając po butelce kremowego piwa.
— Nie kłam, wiem, że nas lubisz.
— Lubię was, ale nie zamierzam się z wami żegnać. Przynajmniej nie zamierzam wam tak łatwo odpuścić — tu spojrzał wymownie na Hermionę. — Mam nadzieję, że wyślesz nam widokówkę z Afryki, czy skądś tam, gdzie się właściwie wybierasz?
— Nie mam pojęcia — zaśmiała się Hermiona. — Pierwszy raz zrobię coś spontanicznie i po prostu pojeżdżę po świecie. Mam pieniądze z wojny, z nagrody Merlina Pierwszej Klasy i własne oszczędności… Marzy mi się najpierw Francja, ale od magicznej strony, mugolską już znam. Chcę poznać tamtejsze alchemicznego przepisy i po prostu… zrobić coś dla siebie, zresetować umysł po tym roku.
— To był ciężki rok — przyznał Blaise, który sam miał dość pomagania Dumbledore’owi, nienawidził wspominać rozłąki, na którą się naraził, kiedy Cassie wyjechała w podróż do przyszłości. — Właśnie, Ginny, teraz możesz nam powiedzieć, co z nami w przyszłości będzie? Nigdy nie chciałaś o tym mówić.
— Nie — wyraźnie spięła się — nawet nie wiecie, jakie to przekleństwo wiedzieć. Nie móc wam powiedzieć, żebyście czegoś nie robili, bo to będzie miało w przyszłości opłakane skutki. Pamiętasz, Hermiono, jak poznałam cię jako Cassie z tym Krukonem albo mówiłam o Draco, że jest przystojny, co mi ledwo przeszło przez usta, żebyś się nim zainteresowała? Nic ci to nie dało do myślenia, choć wiedziałam, że wylądujesz ze Snapem.
— Zaraz, zaraz… ty wiedziałaś? — Hermiona zakrztusiła się swoim piwem, odkładając je z hukiem na stolik.
— Od samego początku.
— I wiedziałaś, jaka nasza znajomość się skończy i mimo wszystko mnie nie ostrzegłaś? Jak ty mogłaś? To… — wzięła głęboki oddech. — Nieważne. Nie mogłaś.
— Nie mogłam, ale naprawdę chciałam. Tylko pomyśl, co by się stało, gdybym nagle powiedziała, żebyś nie zakochiwała się w Snapie… Gdybym zrobiła to za wcześnie, wyśmiałabyś mnie, a gdybyś już się zakochała, moje słowa nie miałaby i tak znaczenia.
— Wiem, ale… powiedz mi tylko, czy tak miało być od początku? Czy miało się to tak skończyć?
Ginny przez chwilę milczała.
— Hermiono… to się jeszcze nie skończyło.
— A jak się skończy?
— Bardzo źle.

19 komentarzy:

  1. Końcówka jest super. Cały rozdział jest super.
    wakacje już od dawna, bo klasa maturalna. Matura zdana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no to się cieszę, ten rozdział ma dziesięć stron... napisałam go w jeden dzień, to jak zrobienie sobie maratonu na dziesięć kilometrów - masakra! :)
      Oh, maturzystka, i jak ci poszło?

      Usuń
  2. Ale cię zaniedbałam! Ogólnie to wszystko co aktualnie czytam, zaniedbałam... No wiesz, był koniec roku, nadganianie zaległości potem wycieczki i wyjazdy. Ale jestem i obiecuję poprawę!
    Rozdział, jak zwykle zresztą, świetny. A końcówka w szczególności. Zastanawia mnie, gdzie wyjedzie Hermiona, o ile w ogóle wyjedzie...
    Tak właściwie ile będzie jeszcze rozdziałów?
    A wakacje... zaczęły się nudno. Co z tego, że to dopiero któryś tam dzień, narazie byłam tylko na dniach mojego miasta i nad morze z przyjaciółmi w niedzielę pojechałam... Ale ciepło się robi, słońca coraz więcej, temperatury coraz wyższe... Muszę zacząć się opalać :D A Tobie, Salvio, jak minęły ostatnie dni?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, koniec roku, ale już na szczęście wakacje i po prostu nicnierobienie. I dziękuję! :)
      Hermiona ma w planie spontanicznie zjeździć świat, ma pieniądze, chce zwiedzić świat od magicznej strony, zwłaszcza zgłębić sztukę eliksirów, bo w każdym kraju wygląda ona inaczej. Ale jak jej te plany wyjdą, tego nie wiem.
      Też pojechałam sobie pociągiem nad morze i byłam na dniach miasta... jeszcze się okaże, że jesteśmy z tego samego miasta, haha. Jak ja nienawidzę się opalać, czuję się jak jajko na rozgrzanej patelni. Ale muszę, niestety. :(
      Mi minęły leniwie, nie robiłam nic poza czytaniem, pisaniem i siłownią... powoli mi się to nudzi i czekam na wyjazd. :D

      Usuń
  3. Rozdział ekstra! Jak wszystkie zresztą co napisałaś, tylko mi szkoda że za mało jest akcji między Mioną a Severusem. Ja tak tu czekam i czekam aż akcja się w końcu rozkręci i w końcu bd między nimi dobrze,a ty tu robisz taką paskudę. A fe! Wstydź się :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja to robię całkowicie świadomie, musicie trochę poczekać na punkt kulminacyjny, jaki cały czas tworzę. Ich rozłąka jest tutaj całkowicie zamierzona. Zresztą, kto powiedział, że oni finalnie będą razem? Pamiętajcie, że to nie jest blog o Sevmione, a blog o życiu Hermiony. Severus to tylko miły dodatek. :D
      I mimo wszystko wstydzę się! :(

      Usuń
  4. Mujborze, to zakończenie :o
    Jestem tak mega ciekawa, o co chodzi no ;;
    Rozdział ogółem super mi się czytało, szczególnie rozmowę Hermiony z Draco. Ostatnio jakoś znowu polubiłam dramione, więc i ich zwykłe rozmowy są super xD
    Zaskoczyło mnie zachowanie Snape'a przed egzaminem. Zachował się jakby chciał coś naprawić (no ciekawe co :v), ale nie do końca wiedział jak, więc spróbował w swój snapowski sposób. No w każdym razie, ja przeczuwam, że skończy się tak, jak powiedziała Ginny, źle (te nieszczęśliwe zakończenia jakoś bardziej do mnie trafiają), ale mimo to, dalej mam nadzieję, że jakoś się im ułoży i będą żyć długo i szczęśliwie w kolorowym domku w lesie wśród jednorożców i nietoperzy ;-;. Ale długie zdanie. Co do Twojej notatki na początku, nie spotkałam nikogo wyjątkowego, ale kupiłam koszulkę z South Parku i jestem przeszczęśliwa z jej powodu.
    No to chyba tyle xD
    Weny!
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończenie, jak to zakończenie... :D
      Przepraszam, ale jak pisałam w poprzedniej ankiecie, to opowiadanie to zwykły tasiemiec, choć powoli się zbliżamy do jego odwłoka.
      (Ja też ostatnio polubiła Draco, stąd ta rozmowa!).
      Mamo, zakończenie... to już tak blisko, jestem zdania, że będzie trochę zaskakujące, ale może to wy mnie zaskoczycie i powiecie: ee, wiedziałam! Ale... Who cares? Zobaczymy. :D
      Haha, to ja jestem szczęśliwa z tobą, mam nadzieję, że ta koszulka jest ładna. Ale po co ja pytam, gdyby nie była, to byś jej nie kupiła.
      Wena się przyda. :)

      Usuń
    2. Jaki tam tasiemiec ;-;
      Nie chcę, żeby ta historia się kończyła ;-; Może być takim serio tasiemcem, pisz ją jeszcze długo, przecież coś wymyślisz, Salvio :-:

      Usuń
    3. Haha, to fakt. Moje pomysły się nie kończą i szczerze mówiąc, opowiadanie pewnie by trwało, gdybym się uparła, ale czas kończyć i zająć się innymi pomysłami. Nawet nie wiecie, jak mi się to ciężko pisze, w końcu strasznie szybko minęło te pół roku, w których zaczęłam pisać powojenną. :')
      Ja pierdziele... :')))

      Usuń
    4. Już pół roku?1?!?!?!!!!1!one!1!1 :o

      Usuń
    5. Nawet pół roku z hakiem... XDDDD

      Usuń
    6. O bogu, ale szybko minęło

      Usuń
  5. Ostatjie zdanie mnie rozwaliło.
    Draco i jego opowieści o Snapeie...cóż faceci jednak nie są z kamienia!
    Rozdział na prawdę super.
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Snape też nie jest z kamienia, ale tylko przy wyjątkowych osobach, np. przy Draconie i Hermionie... Tak, ja chyba się niedługo w Severusie zakocham. :)
      Również pozdrawiam i do następnego. :)

      Usuń
  6. Chciałaś komentarzy to masz! Generalnie nigdy nie zostawiam komentarza, po prostu czytam ale Twoje opowiadanie uwielbiam i nie mogę doczekać się aż pojawi się kolejny rozdział! BLAGAM DODAJ GO SZYBKO! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio rozdziały są trzy dni, więc raczej to jest szybko, haha. :)
      Dziękuję strasznie, że chociaż raz się pojawiłaś, miło wiedzieć, że Ci się podoba moje opowiadanie. Kolejny rozdział będzie... jak go napiszę, co nie wiem, kiedy nastąpi. Może jeszcze dzisiaj zacznę...

      Usuń
  7. Wyobraź sobie, że nagle przypomniało mi się o nowym rozdziale na Powojennej i byłam(skreśl! nadal jestem) tak zainteresowana sprawą Neridy, że dałam radę oderwać się od czytania Bez cukru! (Co robię tylko w przypadkach zagrożenia życia!). Szkoda, że nawet o tym nie napomknęłaś. :c

    Myślę jak skomentować cały rozdział, ale w głowie huczy mi tylko ostatnie zdanie. Kompletnie zapomniałam o tym, że Ginny wie. Nie mogę uwierzyć, że jej nie powiedziała - matko, ja bym wszystko wypaplała swojej przyjaciółce przy pierwszej lepszej okazji :D W każdym razie - nie na darmo na belce wstawilaś "gorzki smak". Nie ma co, nieźle się z tego wywiązujesz. Na pewno nikt nie posadzi Cię o nadmiar słodkości w tej historii!
    Czasami historia miłości Draco i Astorii wydaje mi się zbyt dramatyczna i odrobinę przesadzona, tak nawiasem mówiąc. Ech, może brak mi empatii i nie potrafię sobie tego wyobrazić, ale no - tak właśnie myślę o tym wątku.

    Czekam na dalsze części!
    Xxx

    OdpowiedzUsuń