piątek, 13 marca 2015

Rozdział pięćdziesiąty ósmy

Następny dzień był tragiczny dla większej części Muszelki. Wszyscy goście zatrzymali się w domu Billa i Fleur. Hermiona patrzyła z pobłażaniem na skacowanych przyjaciół, znajomych… i Panią Weasley, która była jeszcze bardziej drażliwa niż zwykle.
— Zrobiłam herbatę — mruknęła niemrawo Molly, stawiając, jak najciszej dzbanek na stole. Fleur pomagała jej zrobić więcej kanapek i kilka patelni jajecznicy, chociaż nikt nie był specjalnie głodny. Bliźniacy machali mozolnie różdżkami, posyłając sztućce i kubki na stół, oczy mieli lekko zmrużone, jakby jeszcze spali, a to wszystko to pokaz ich lunatykowania. Hermiona dziękowała niebiosom, że Płynne Szczęście już wcześniej wpłynęło na nią na tyle, aby nie mieć problemów na drugi dzień, z bólem głowy. Zresztą po spacerze nad oceanem nie tknęła alkoholu, ten spacer odebrał jej czucie, alkohol nie posiadał szczególnego smaku, nawet ten najmocniejszy.
— Kochanie, to jest pyszne — powiedział Pan Weasley, który jadł z uśmiechem idealnie doprawioną jajecznicę. Wszyscy mu przytaknęli. Molly tylko coś odburknęła w odpowiedzi. Jej mąż spojrzał na nią z takim ciepłem, podstawiając jej swój kubek z herbatą, gdy okazało się, że dla Molly akurat kubka zabrakło. Hermiona myślała, że zgani bliźniaków za gapowatość, ale tylko napiła się parującej herbaty z cytryną. Dopiero wtedy uśmiechnęła się w stronę Artura, do końca śniadania pili na przemian, dzieląc kubek na pół. Hermiona przyglądała się małżeństwu z rozczuleniem.
— Witam wszystkich — do jadalni wszedł Charlie, który jako jedyny wyglądał na wypoczętego. — O, już jest śniadanie — usiadł pomiędzy Hermioną i Hagridem, i zaczął z uśmiechem jeść, a każdy zebrany zerkał na niego z zazdrością. Ból głowy był uporczywy.
Nagle wszyscy znieruchomieli, kiedy do jadalni wbiegły dwie osoby, krzycząc na siebie i powodując tępy ból u zebranych. Większość złapała się za głowę i przez resztkę swojej gościnności nie kazali dwójce wynieść się do diabła. Jedynie Hermiona i Charlie spojrzeli na siebie z rozbawieniem, kiedy przeszła fala jęków. Jęk Hagrida przypominał wycie stada wilków.
— Jak mogłeś, Remusie?! — jej głos był twardy, pozbawiony tej wesołej iskry, a włosy przypominały kolor jaskrawej cegły, nawet bez miodowych refleksów, które zawsze zdradzały, że jest choć trochę rozbawiona. Lupin przełknął ślinę, może nawet pomyślał o tym samym, ale Hermiona już nie mogła tego wiedzieć.
— To alkohol, Nimfadoro…
— NIE MÓW DO MNIE NIMFADORA! — warknęła przez zaciśnięte zęby i wyszła z domu, teleportując się z głuchym trzaskiem. Prawie się potknęła o wycieraczkę, ale ani tego nikt nie skomentował, ani Tonks się nie zarumieniła. Kolor włosów pozostawał niezmienny. Trzasnęła drzwiami. Lupin usiadł na podstawionym mu przez Harry'ego krześle i z kamienną miną nalał sobie kawy. Napił się solidnego łyka i choć zaburczało mu głośno w brzuchu, nie tknął ani jednej kanapki, a Molly wyjątkowo nie zareagowała na ten jednoznaczny alarm żołądka. Napotykając zacięte spojrzenia większości kobiet, Lupin burknął coś o uciążliwej rodzinie i że zaczyna tęsknić za pełnią księżyca. Ale wyszedł z jadalni i teleportował się za żoną, dziękując za dobrą zabawę i żegnając się sztywnym skinieniem głowy.
— Ciekawe o co chodzi — zastanowił się Ron, a kilka osób pokręciło głowami, nie rozumiejąc jego ciekawości. Większość rozluźniła się, gdy nastała błoga cisza. Bez krzyków i dziwnych intryg, których każdy miał już po czubki uszu.
— Wiesz, Ron — Gabrielle zwróciła się w jego stronę z francuską, pociągającą nutką w głosie, a chłopak zaczerwienił się, że nie można było odróżnić jego twarzy od włosów. Podniosła kubek herbaty do idealnych ust — czasami lepiej nie wiedzieć — zaświergotała i upiła łyk, nie tracąc go z oczu.
Fleur pokręciła głową, gdy Gabrielle mrugnęła do chłopaka.
— Gabrielle, je ne sais pas…
— Fleur — upomniał ją Bill — musisz szlifować angielski.
— Blill, nie mów, co ma robić — odwarknęła i strzepnęła jego rękę ze swojej dłoni, demonstrując swojego kobiecego focha. Jedynie Gabrielle ucieszyła się, że ominęło ją kazanie siostry... Kolejne, było ich tak wiele, że mogłaby recytować uwagi Fleur.
— To chyba nie będzie dobry dzień dla par — podsumowała pod nosem Hermiona, ale kilka osób, które siedziało w pobliżu, zaśmiało się tubalnie, w tym Charlie oraz Hagrid.
— W takim razie strzeż się, Hermiono — usłyszała syk obok swojego ucha, a kilka rudych kosmyków przysłoniło jej oczy. Ginny, która przechodziła obok, usłyszała jej uwagę i najwyraźniej nie mogła pominąć takiej okazji, aby znowu wtrącić swoje aluzje. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Ginny leżałaby martwa jak kłoda na mahoniowej podłodze, ale Hermiona nic w ostateczności nie powiedziała i zaczęła spokojną rozmowę z Blaisem.
Śniadanie szybko dobiegało końca. Gwar rozmów nie był tak donośny jak zawsze, ale sympatyczną atmosferę wyczuwać się mogło na kilometr, nawet jeśli głosy były przyciszone; głowa dalej doskwierała, a gardło domagało się, co chwilę wody. Hermiona uśmiechnęła się z jakąś czułością, jaką ma się na twarzy, gdy nachodzi człowieka ochota na sentymenty. Wspomnienie, gdy Severus przyszedł do laboratorium, gdzie ona już czekała, było jak żywe. Gdyby tylko mógł, rzucałby avadami na lewo i prawo — zrozumiała z pojedynczych warknięć, że Dumbledore poprosił o kilka fiolek eliksiru na kaca... Dla całej Muszelki, w ramach sylwestrowej nocy. Snape się oczywiście nie zgodził, a Hermioną wstrząsnął ból głowy od jego krzyków, że nawet i najsilniejszy eliksir na kaca by nie pomógł. Na furię Snape’a jeszcze nie znaleziono antidotum, choć wczorajsza noc była dla Hermiony dobrym początkiem eksperymentów.
— I co, podobał ci się mój prezent? — szepnął w jej stronę Ślizgon, wychodząc z nią na ogród, gdzie mogli spokojnie porozmawiać. Gdy zamknęli drzwi od tarasu, zaraz znowu zaskrzypiały, aby wszedł przez nie Draco. Zamknął je z irytacją za sobą i dopiero wtedy się odezwał. 
— Nigdy więcej tu nie przyjadę… — przeczesał nerwowo platynowe włosy palcami — Patil ślini się na mój widok, gorzej niż Hermiona na widok… — uciął widząc jej groźne spojrzenie —… książek. Co się tak patrzysz, Granger, od razu chciałem to powiedzieć. Czyżbyś miała nieczyste myśli? — jego brwi uniosły się wrednie ku górze, a oczy świeciły zdradziecko.
Blaise zaśmiał się, ale nie wtrącał się w ich docinki. Chciał znać odpowiedź na wcześniej zadane pytanie, ale chyba miał się tego nie doczekać. Hermiona uśmiechnęła się do obu mężczyzn z politowaniem, a już zwłaszcza w stronę zbyt pewnego siebie Dracona. Przekora spokojnie tańczyła w jej oczach, napawała się chwilową dezorientacją Malfoya i błyskiem w oczach Blaise’a.
— Chyba ty je masz, odkąd zniknąłeś wczoraj na kilka godzin — powiedziała słodko Hermiona, a policzki Draco delikatnie się zarumieniły, co wprawiło w zakłopotanie nie tylko jego. Blaise przewrócił oczami. — Z kim się spotkałeś?
— Nie twoja sprawa — uciął.
— Moja, jesteśmy przyjaciółmi — odpowiedziała, ale uśmiechnęła się delikatnie — dobrze, że się pogodziłeś z Astorią — na tą uwagę Draco kopnął nogą w słupek, a bujana ławka, na której siedzieli, zaskrzypiała i zaczęła się niepewnie kołysać. Wiatr się wzmagał, ale rzucone na nich zaklęcia okazały się praktyczne. Nie było zimno, a oni też siedzieli na tyle blisko, aby czuć swoje wzajemne ciepło. Ocean przed nimi skąpał ich twarze niepewną bryzą. To było przyjemne, rześkie uczucie; takie samo jak przejście się boso po trawie pełnej porannej rosy.
— Hermiono — Blaise przerwał ich potyczkę, obawiając się, że Malfoy raz może nie wyjść z niej cało. A przynajmniej bez godności. Po chwilowej, wewnętrznej walce, postanowił uratować tyłek swojego przyjaciela, aby potem nie zalał się w trupa przy najbliższej okazji, czyli w każdej chwili. Nawet Hermiona musiała zobaczyć to niezdecydowanie na jego twarzy, gdy wymykał się chyłkiem na dwór, w sylwestra. Inaczej mówiąc, wyszedł, trzaskając drzwiami, w końcu był Draconem Malfoyem, musiał zrobić wokół siebie trochę szumu, choć zauważyła to tylko garstka osób. Wielkie wejście i wielkie wyjście.
— A tak, prezent — pokręciła głową, zbierając myśli. Zastanowiła się, czy powinna kłamać, ale zaraz musiała sobie zaprzeczyć; nie potrafiła tego robić. Improwizacja nie była jej najmocniejszą stroną, a Ślizgoni, z racji tego, że byli pierwszymi kanciarzami, od razu by w niej wyczuli coś podejrzanego. — Skrzacie wino będzie pyszne, dziękuję. — Posłała mu nieśmiałe spojrzenie i dodała z większym entuzjazmem. — Jeszcze porzeczkowe. Dziwi mnie, że to zapamiętałeś.
— Wiesz, że nie o to pytam. Lustro, Hermiono, spojrzałaś w nie?
Draco przysłuchiwał im się, badając dokładnie reakcję Hermiony. Jego umiejętności Okumencji i Leglimencji nie były na najwyższym poziomie, ale umiał wyczuć kłamstwo w człowieku. Severus się osobiście pofatygował, aby go tej sztuczki nauczyć. A Hermiona, no właśnie, nie umiała kłamać.
— Oczywiście, że nie — szepnęła z kwaśną miną, owijając się szczelniej płaszczem. Bujana huśtawka zaskrzypiała, gdy Hermiona poruszyła się niespokojnie; była stara, spróchniała i wydzielała zapach pleśni, zardzewiałe łańcuchy ledwo trzymały, trzeszcząc pod większym ciężarem. — Nie chcę w nie patrzeć. Wiem, jakie mam pragnienia, marzenia, nie potrzebny mi jest do tego kawałek szkła.
— Granger — ciągnął zniecierpliwiony Blaise — nie dałem ci go bez powodu.
— Wiem. To mnie właśnie denerwuję. To wspaniały prezent, naprawdę, doceniam go — powiedziała szczerze — i nie spodziewałam się czegoś tak… wspaniałego — westchnęła głęboko i ułożyła się wygodniej, aby głowę zadzierać wysoko. Niebo było pochmurne, ale wolała to, niż sztyletujące spojrzenie Zabiniego. Poczuła, jak Draco bada w niej emocje, ale oczyściła umysł i wyzbyła się ich za jednym razem. Jej umiejętności były dla Dracona na irytującym, ale i też wyższym, poziomie.
— Nie spojrzysz w nie? — zapytał Blaise z nieodgadnioną miną. Jego prawie czarne oczy uspokoiły się i już nie zabijały jednym spojrzeniem
— Nie.
— Nie jesteś ani trochę ciekawa? — zdziwił się Draco, lekko zirytowany, że zamknęła przed nim dostęp w umyśle. Hermiona parsknęła cicho, a tylko Malfoy znał powód tego śmiechu. — A to nowość. Ciekawska Wiem—To—Wszystko nie chce czegoś wiedzieć.
— Wiesz co, Draco? — zapytał kpiąco Blaise. — Wydaje mi się, że ona boi się zerknąć w małe lusterko…
Zaśmiali się obaj, a Hermiona zmrużyła oczy, mając nagle ochotę, aby ich wrzucić do niespokojnej wody. Doskonale wiedzieli, cała trójka, że nie chodziło tu o strach… A właściwie chodziło, tylko to była innego rodzaju obawa.
— Masz rację, Blaise — zawtórował mu konspiracyjnie — nasz kurczak boi się, co może tam zobaczyć…
— Albo raczej kogo — mruknął Zabini, idealnie modulując głos i ściszając go tajemniczo, a Hermiona wstała obrażona z ławki, mordując ich ostatnim spojrzeniem, towarzyszyły jej śmiechy, aż trzasnęła drzwiami od tarasu i z impetem wpadła do środka. Zderzyła się z kimś.
— Och! — pisnęła, ale silne ramiona przywróciły ją do pionu.
— Uważaj, bo się cała połamiesz — podniosła wzrok na rozpromienioną twarz Rona. Puścił jej ramiona, upewniając się, czy na pewno wszystko w porządku i zabrał szybko dłonie, nie mogąc opanować własnej nieśmiałości.
— Dziękuję, Ron — powiedziała zakłopotana. Nie rozmawiali od czasu, kiedy on… Byli razem w bibliotece. Wydawało jej się, że to było tak dawno, ich rozmowa była oddalona dla niej milion lat wstecz, w równoległym świecie — tęskniła, ale to on musiał wyciągnąć pierwszy rękę, lub po prostu nic nie robić, tracąc Hermionę na dobre. A raczej na złe.
— Nie ma za co — bąknął, wciskając dłonie w kieszenie spodni. Miał na sobie kasztanowy sweter z wielkim R na piersi. Kiedy stali, patrząc prosto na siebie, podeszła do nich nieśmiało Susan Bones. Puchonka z jednego roku, z którą Ron, jak się Hermionie zdawało, tańczył w konkursie tanecznym, podczas sylwestra.
— Jak tam? — zapytała miękko blondynka, stając bliżej Rona. Z jej błękitnych, ciepłych oczu nie schodziła szczerość, a skrępowane ruchy ciążyły dziwnie na psychice Hermiony. Poczuła się dziwnie, jakby nie pasowała do tego towarzystwa.
— Cześć, Susan — może i Ron chwilami nie wiedział, co się wokół niego dzieje, ale znał dobrze Hermionę i dostrzegł w jej czujnym spojrzeniu rozbawienie, które przelewało się razem z zaciekawieniem i czymś jeszcze. — Wybaczcie mi, ale… — spojrzała na coś za ich plecami i od razu się oddaliła, bez zbędnych wyjaśnień i niedomówień.
Odwrócili się i zobaczyli, jak szatynka spokojnie zaczyna rozmawiać ze Snapem i Ginny, już się nie uśmiechała, choć Susan zachichotała cichutko, widząc w Hermionie nagłą zaborczość. Susan była dobrą obserwatorką, choć nie dorównywała Hermionie inteligencje, z jakiegoś powodu wyczuwała ludzi pod swoim szarym wyglądem.
— Co ona robi z tym tłustowłosym dupkiem? — zdziwił się Ron, drapiąc zamyślony po głowie. — Wczoraj gdzieś razem zniknęli, a teraz… — w jego głosie pobrzmiewała irytacja, a Susan poprowadziła go na kanapy, gdzie chwilowo nikogo nie było i mogli bez krępacji rozmawiać. Puchonka wzięła sobie do serca zadanie, aby Ron nie zajmował się tak namiętnie Hermioną, była trochę zazdrosna, a też było jej trochę żal szatynki. Przez własny rozsądek wpędzi się do grobu.
— Przesadzasz — powiedziała Susan z zachęcającym uśmiechem. Ron odwzajemnił ten uśmiech. Zrobiło mu się nagle gorąco, zarumienił się. — Poza tym, on nie ma tłustych włosów… to jeszcze plotka z czasów, kiedy moja siostra chodziła do szkoły.
— Jaka plotka? — zapytał. Swoim natarczywym spojrzeniem napotkał brązowe oczy swojej siostry, która nagle odeszła od Hermiony i Severusa, zostawiając ich samych sobie. Zażarcie o czymś dyskutowali. Wydawali się pochłonięci swoją rozmową, czasami posyłając sobie lodowate spojrzenia. Susan posmutniała, rozumiejąc, że ich wczorajsza sytuacja diametralnie się zmieniła — już nie widać było tych iskier, kiedy stali tuż obok siebie. Nie patrzyli też na siebie w ten niewytłumaczalny, nawet dla Susan, sposób.
— Jakiś uczeń źle zrobił eliksir, chyba coś źle wrzucił, nie po kolei i opary powodowały natychmiastowe przetłuszczenie włosów, nawet brwi. Wtedy wszyscy uczniowie w klasie i Snape musieli iść się wykąpać, aby zmyć to świństwo, ale to na profesora Snape’a się najbardziej uwzięli… — wytłumaczyła ze smutkiem i zerknęła na profesora, teraz spoglądającego wrednie na zaczerwienioną po koniuszki uszu Hermionę. Oni zdawali się nie widzieć nikogo poza sobą.
— I co z tego? — wzruszył ramionami. — Dalej jest dupkiem.
— Och, Ron — westchnęła Susan, a on splótł ich dłonie; pierwszy raz był tak pewny swoich ruchów w stosunku do jakiejkolwiek dziewczyny. Ta pewność siebie mu odpowiadała, a Susan dawała mu się wykazać, wiedząc z własnych obserwacji, że lubił dominację. Ona nie grzeszyła odwagą, więc zachowanie Rona jej nie przeszkadzało. — To twoje uprzedzenia, a poza lekcją tak naprawdę go nie znasz… Hermiona jest bardzo mądra, może ona dostrzegła w nim coś wartościowego… — podsunęła mu myśl. Te jej błękitne oczy chciały mu podsunąć jakąś odpowiedź, ale Ron był głuchy na takie hipotezy.
— Wartościowego? Przecież to Snape — zdziwił się, ale dziewczyna lekko pokręciła głową i przybliżyła się do niego, że stykali się całymi ciałami i wskazała mu palcem na oddaloną parę. Hermiona mówiła coś do Severusa,  a Ron mógł się domyślać, że mówi coś wysoce mądrego, bo miała tą swoją minę, gdy kogoś upominała. Często tak na niego patrzyła. Co go zdziwiło; Snape jej słuchał, kiwając nieznacznie głową. Ron w takich chwilach całkowicie się wyłączał, nie rozumiejąc jej, co drugiego słowa. Snape nie krytykował, nie wrzeszczał i nie przerywał, a przynajmniej tak to wyglądało z tej odległości.
— Spójrz, Ron — szepnęła, a on czuł jej oddech na sobie. Słuchał jej, ale miał w tej chwili ochotę na coś zupełnie innego niż rozmowa o własnym profesorze. — Czy Snape kiedykolwiek z kimś tak rozmawiał?
— Nie wiem — Ron pokręcił głową — skończmy ten temat, nie dobrze mi się robi, kiedy myślę, że nasza Hermiona i ten… to prostu nie mieści się w głowie — burczał ponuro.
Susan zaśmiała się piskliwie, co mu nie przeszkadzało, jakimś dziwnym trafem wydawała mu się strasznie ładna, wcześniej tego nie zauważył. Kiedy w końcu odważył się nachylić ku jej ustom, odłożyli na bok temat Severusa i Hermiony.
— Ohydztwo — skomentował Snape — on jej pochłania twarz — odwrócił zniesmaczony wzrok z Rona i Susan, skupiając swoją uwagę na Hermionie, która chwilowo wydawała mu się atrakcyjniejszym widokiem, niż kolejny z Weasleyów, który zamienia się w glonojada. 
— Nigdy nie był w tym kierunku uzdolniony — dopowiedziała z uśmiechem, przeczesując palcami włosy, które od wilgoci w ogrodzie, napuszyły się jeszcze bardziej.
Spoglądała ukradkiem na jego twarz. Odpowiedziała jej cisza i zobaczyła, tylko jak Snape’owi drga policzek. Jedyna oznaka, że go ta informacja nie zainteresowała. No i oczywiście był zazdrosny, co tylko podsycało w niej chęć, aby jeszcze bardziej mu dokuczyć.
Jednak powiedział coś, co ją wprawiło w wiele mieszanych uczuć. A w późniejszym czasie i myśli.
— W przeciwieństwie do mnie — wymruczał z zadowoleniem, stając tuż nad jej uchem, zbyt blisko. Od razu wrócił na poprzednie miejsce, ale uczucie zostało. Spojrzała na niego w szoku; nigdy nie pozwalał sobie na podobne ekscesy, oprócz wczorajszego dnia, chociaż i tak była to zasługa Eliksiru Szczęścia i jego własnej chwili słabości.
Przełknęła głośno ślinę, a on parsknął cichym śmiechem, tym prawdziwym i miłym dla ucha, głębokim barytonem, który zdarzał mu się coraz częściej. Ale tylko w jej towarzystwie. Był, jak zwierzę, które udało jej się stopniowo tresować. A delikatne efekty radowały Hermionie serce. Snape posłał jej już normalny, firmowy uśmiech, który byłby w stanie zdenerwować nawet tybetańskiego mnicha. Przez ułamek sekundy miała ochotę dotknąć jego policzka, musiała wiedzieć czy jest prawdziwy.
— Severusie — udało jej się wydusić, ale i tak to był szept.
Już otwierał usta, ale mu przerwała.
— Jesteśmy sami — spiorunował ją wzrokiem, odpowiedziała mu tym samym — poza wczorajszą nocą, też nazywałam cię po imieniu — burknął tylko coś w odpowiedzi, uśmiechnęła się blado, dziękując, że mają tą dyskusję za sobą.
— O, Severusie, jednak jesteś! — krzyknęła uradowana Molly, zerkając tylko kątem oka na zarumienioną Hermionę. — Zostaniesz na obiad, prawda? Zagraniczni goście już wybyli, no poza tą okropną szwedką — szepnęła bardziej do siebie, co spotkało się ze zdziwionym spojrzeniem szatynki. Pani Weasley nigdy nie wypowiadała się o nikim z Zakonu źle… — Wybaczcie, muszę sprawdzić, co z pieczenią — uśmiechnęła się do nich i wróciła do kuchni.
— Jaką szwedką? — spojrzała pytająco na Severusa, który mimowolnie się skrzywił. — Teraz to mnie zaciekawiłeś — zaśmiała się perliście z jego miny, ale kiedy sam też się uśmiechnął wrednie, przestała.
— Dołączyła do Zakonu bardziej formalnie, była informatorem z krajów nordyckich. Potrzebowaliśmy kogoś takiego, Durmstrang słynie z czarnej magii, a jest położony w północnej części Szwecji — powiedział spokojnie, a w tym wszystkim to właśnie ton głosu Hermionę niepokoił.
— Znasz ją? — zdziwiła się.
— Oczywiście, szpiedzy trzymają się razem — zakpił, upijając łyk czarnej kawy. Spojrzała na niego pytająco, czuła, że coś ukrywał, ale Zakon zaczął schodzić się do jadalni, gdzie Severus poszedł usiąść obok Dumbledore’a i McGonnagall (która była w okropnym stanie, a włosy nie były zaplecione w ciasny kok, tylko opadały jej sztywno po plecach).
Kiedy większość już usiadł, do środka weszła ona.
— Severus — jej głos był dźwięczny w tak irytujący sposób, że Hermiona miała ochotę zacisnąć pięści, ale musiała wyzbyć się emocji i myśli, aby ktoś nie odkrył jej intencji. Kobieta była po trzydziestce. Ale, co Hermionę wprawiało w niepoprawny stan wściekłości, była piękna.
— Nerido — Snape skinął głową, ale wstał, jak na dżentelmena przystało. Kobieta miała ziemistą twarz, ostro zarysowane rysy, a ciało o idealnych proporcjach, bez żadnej skazy. Była willą, ale bez blond włosów i niebieskich, głębokich oczu; wręcz przeciwnie. Czarne włosy sięgały jej prostymi łunami do smukłych ramion. Usta miała pełne, kuszące, nos prosty, a oczy imponowały przebiegłością na pierwszy rzut oka, a zielone tęczówki przeszywały każdego, kto miał prawo do jej spojrzenia.
Wcielenie seksownego, czarnego charakteru.
— Co cię sprowadza w nasze skromne progi, kochana? — profesor Slughorn przymilał się do niej znad stołu i wesoło upijał łyk słodkiego miodu. Jego pulchna twarz kleiła się od specjału, ale Nerida i tak uśmiechnęła się do niego miło, jak na oko Hermiony, zbyt miło.
I o co chodziło, że Snape patrzył się na nią z takim zainteresowaniem?; nie dawało jej to spokoju i pod stołem zmieniła swoją herbatę w Ognistą Whisky. Na moment jej spojrzenie skrzyżowało się z brązowymi tęczówkami Ginny, ale nie zaprzątała sobie tym głowy, a Weasley ze spokojnym zainteresowaniem obserwowała bez skrępowania, każdy jej ruch. Jakby na każdym kroku doszukując się w nim błędu. Wypiła z nienaganną, wręcz znudzoną miną swój kubek, uzupełniając go, co jakiś czas.
— Interesy — odparła zdawkowo, ale z ciepłem w głosie. Porównywalnym do tonu Pani Weasley. Jednak było w jej twarzy coś z oszustki. — I profesor Dumbledore, który nie pozwoliłby siebie nie odwiedzić. — Posłała dyrektorowi subtelny uśmiech.
Slughorn i Albus zaśmiali się tubalnie, a niektórzy chłopcy włączyli się do nich, by chociaż zostać zaszczyconym jednym spojrzeniem cudzoziemki. Hermiona przywołała ciężką księgę z zamku, chociaż nawet nie wiedziała, na jaki jest temat. Chciała już się stąd ulotnić, a tylko kubek z alkoholem pozwalał jej na nie zgrzytanie zębami, gdy szwedka wracała wzrokiem do Severusa. Myślała, że rzuci jej tym kubkiem w czoło. Nagle na książce, którą sobie ułożyła na kolanach, pojawił się zwitek pergaminu. Pismo Ginny, podstępna lisica.

Dobrze Ci idzie, tylko przestań zabijać tą biedną książkę wzrokiem, jakby to ona kradła Ci obiekt westchnień. Swoją drogą, niezła zdzira, nie?

Hermiona pominęła dopisek z obiektem westchnień, a na usta wpełzł ten pełen satysfakcji uśmiech, który Ginny odwzajemniła znad stołu, a potem wskazała głową na Rona, któremu ślina ściekała na blat. Jedynie kilku mężczyzn zachowało trzeźwość umysłu.
— Gotowe — Pani Weasley weszła do jadalni w towarzystwie Fleur, a na stole pojawiły się różne potrawy, jak za dotknięciem różdżki. Ale bez wątpienia użyły tego samego czaru, które praktykowały skrzaty w Wielkiej Sali podczas posiłków.
— To jest pyszne! — potoczyło się kilka komplementów, a po lampce skrzaciego wina, Pani Weasley oblewała się rumieńcem od takich pochlebstw.
— Nerido — zaczęła Hermiona, a kilka spojrzeń powędrowało w jej stronę, w tym zdziwiona Ginny i siedzący obok niej, rozbawiony Blaise. — Możesz mi powiedzieć, jaka była, bądź jest — przewróciła opryskliwie oczami — twoja rola w Zakonie?
Severus obracał w ręce kubek kawy (Hermiona była niemal pewna, że kawy tam wcale nie miał) i patrzył prosto w jej twarz z ukrytym zainteresowaniem, które na sobie poczuła. Hermiona od jakiegoś czasu mogła określać jego uczucia, co było niewątpliwie ciekawym doświadczeniem, ale wolała go przy stole zignorować i czekać, aż szwedka odpowie.
— Głównie informatora — zielone oczy świdrowały ją spojrzeniem, a szatynka naprawdę nie mogła stwierdzić, dlaczego stały się nagle takie zimne. Ktoś na końcu stołu parsknął śmiechem, ale to też zignorowała. — Wiele informacji pomogło w wygraniu wojny — tu chrząknęła sceptycznie Molly, ale Nerida udała, że niczego nie zauważyła — ze względu na Durmstrang, ale i wielu śmierciożerców pochodziło z północy. Głównie z powodu Grindewalda, ale i innych bardziej kluczowych postaci, których raczej nie poznałaś ze wzgląd na swój młody wiek i zbyt małą wiedzę.
W jadalni nastała chwila napiętej ciszy, a nikt nawet nie tłukł sztućcami o talerz, czy pozwolił sobie na przełknięcia jedzenia w ustach.
Ginny omal nie parsknęła widząc się unoszącą się brew Hermiony, która potem uśmiechnęła się do Neridy ciepło. Uśmiech nie obejmował oczu, co nie tylko Ginny wprawiało w niepokój, ale również Harry’ego i Rona, którzy uwolnili się spod uroku szwedki i teraz wiercili się na krzesłach i wymieniając zaniepokojone spojrzenia.
— Och, jestem pewna, że jakoś sobie poradzę z tym, co miałabyś mi do powiedzenia — odparła Hermiona, bez już zbędnego uśmiechu. Teraz to Nerida wydawała się w ten zły sposób rozbawiona.
Severus przypatrywał się Hermionie, która teraz zacisnęła usta w wąską kreskę i starała się opanować nad goryczą w ustach. Tak, to było ciekawe zjawisko, widzieć Granger, którą właśnie znieważono. Zapowiadała się miła potyczka słowna, Nerida może i wyglądała na swego rodzaju pustą piękność, ale nią nie była.
— Jak ci na imię? — zapytała szwedka z ciekawością, a kilka osób parsknęło śmiechem w rękaw, kiedy zrozumieli na czym polegał błąd szwedki. Severus natomiast był zawiedziony, że nic ciekawego się nie wydarzy.
— Hermiona Granger — odparła z godnością, zadzierając głowę.
Teraz Nerida parsknęła śmiechem.
— Och, oczywiście — pokręciła głową w roztargnieniu, a kilku mężczyzn chrząknęło i jednocześnie sięgnęło po swoją szklankę. Nerida nagle spojrzała na Snape’a, który już zdążył uśmiechnąć się paskudnie. — Czy to nie twoja uczennica, która tak bardzo cię irytuje?
Kilku osobom opadły szczęki, w tym Hermionie, która miała ochotę wysłać tą szwedkę na środek oceanu i ją tam zostawić z rekinami, którym też się coś od życia należało. Niech jej przegryzą ten idealny tyłek.
Tak zdecydowanie ja go irytuję najbardziej ze wszystkich, dlatego wczoraj mnie pocałował, przemknęło jej przez myśl, a na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. Zapomniała kompletnie, gdzie się znajduje.
— Wiem—To—Wszystko—Granger — dodała Nerida, jakby nagle sobie przypomniała, jak ją przezywał Snape, a wiele osób zastanawiało się, jak po wojnie można tak bardzo pragnąć misji samobójczej, na jaką wysłała się szwedka. Ginny z uśmiechem przyglądała się wszystkiemu, tak samo jak niektórzy.
— Uważam, że profesor Snape mówi to lepiej, jego angielski akcent w każdym razie, nie jest przesiąknięty szwedzką prostotą — dodała Hermiona, upijając z gracją kolejny łyk.
Nerida zaśmiała się donośnie i położyła delikatnie dłoń na ramieniu Snape’a. Myślała, że ją krew zaleje, poczuła kopnięcie w kostkę. Spojrzała w bok, a Blaise patrzył na nią zacięcie. Westchnęła niezauważalnie, udając, że nie obeszła ją ta nagła czułość szwedki do profesora. Severus spojrzał w jej stronę z wredną ironią, dobrze wiedział, co ona czuje — przez swoje umiejętności w Oklumencji miał w sobie czujnik emocji, jak wilkołacy węch.
— Faktycznie, zadziorna ta twoja uczennica — spojrzała na Snape’a z coraz bardziej większym uśmiechem. Severus strzepnął jej dłoń, co Hermiona przyjęła z ulgą. Pierwszy raz w życiu czuła zazdrość, i to jeszcze jaką. Ogromną.
Nerida zachichotała tajemniczo.
— Kto ma ochotę na deser? — przerwała tą wymianę zdań Pani Weasley, a wszyscy zaczęli krzyczeć, błagając o domową tartę z jagodami, a poprzednia niezręczność wśród zebranych powoli zanikała.
Do wieczora większość opuściła Muszelkę, a Sylwester i jego poprawiny dobiegały końca. Hermiona do kolacji czytała książkę w salonie, warcząc tylko na każdego, kto odważył jej przerwać. Niestety, Nerida została na kolacji. Ona i Snape gdzieś zniknęli na cały dzień, ale nie zawracała sobie nim głowy, nie powinna w ogóle myśleć o tym, o czym myślała. Kiedy Ginny po obiedzie przyszła do niej, aby porozmawiać, przeniosła się do salonu, ignorując ją.
Wstydziła się za swoje zachowanie, zwłaszcza że Severus nie był tego wart.
— Hermiono, kolacja — szepnęła w jej stronę Luna. Nawet przez cały ten czas w Muszelce, nie zauważyła jej ani razu. Jej rozbiegane, szczere oczy spojrzały na nią zrozumiale. — Idź do pokoju, jeśli nie chcesz go widzieć, powiem, że poszłaś się wcześniej położyć — uśmiechnęła się w jej stronę delikatnie, a w Hermionie zebrała się cała czułość do dziewczyny.
— Dziękuję, Luna, ale wyszłoby to podejrzanie. Chcę stworzyć pozory, nikomu nie powiesz, prawda? — wiedziała, że okłamywanie Lovegood nie ma sensu, jest jak rozmarzone dziecko, które dostrzega niewidoczne dla dorosłych szczegóły.
Luna pokiwała z uśmiechem głową i w milczeniu usiadły przy stole obok siebie. Nikt nie zwrócił na nich uwagi, co Hermiona przyjęła z ulgą. Tylko Draco mrugnął do niej… miała ochotę rzucić w niego widelcem, ale z drugiej strony nie miałaby jak zjeść tej przepysznej sałatki. Dobrze wiedziała, że się z niej nabijał. Nagle Nerida i Snape weszli do środka, ale nie usiedli na miejscu, tylko wyczekiwali, aż każdy zwróci na nich uwagę. Nerida uśmiechała się życzliwie, po poprzedniej złośliwości nie było śladu, kobieta przebrała się w oficjalną, czarną sukienkę, która opinała się na jej idealnych, kobiecych proporcjach ciała. Każdy przestał jeść, żeby na nich spojrzeć. Oprócz Hermiony, która w spokoju jadła dalej, zaczytując się w jakimś tomie i specjalnie stukając widelcem o talerz przy każdym kęsie.
Nerida chrząknęła.
— Chciałam podziękować za naprawdę dobre towarzystwo, niezrównaną zabawę. Nie spodziewałam się, że Anglicy umieją się tak dobrze bawił — kilka osób, głównie mężczyzn, zachichotało, a kobiety jedynie wykrzesały z siebie sztuczne uśmiechy, choć niektóre kopały swoich lubych po kostkach, aby się otrząsnęli albo otarli ślinę z ust. — I, oczywiście, dziękuję za zaproszenie — posłała Fleur uśmiech, która w pełni go odwzajemniła, bo mimo wszystko, była od Neridy ładniejsza, jak sama twierdziła, więc nie musiała się martwić o swoją pozycję, zwłaszcza że Bill patrzył tylko na nią z uwielbieniem.
Niektórzy wstali, aby się z nią pożegnać, a jeszcze inni tylko jej pomachali nieśmiało albo posłali krzepki uśmiech, nie czując się na siłach, aby wstać. Atmosfera była rześka, ale Hermiona nie wykonała żadnego ruchu w stronę szwedki, co musiało przykuć jej uwagę.
— Och, Hermiono, jeszcze ty — stwierdziła z teatralną uprzejmością. Hermiona nie rozumiała, czy kobieta jest po prostu ograniczona, czy na siłę chce sobie znaleźć wroga. Nerida podeszła do krzesła, na którym Hermiona siedziała. Gryfonka musiała wstać, co zrobiła z tą samą nieprawdziwą uprzejmością, a Nerida nagle się ożywiła. — Mogłabyś mnie odprowadzić, kochana? — zagadnęła dziarsko. Z bliska zielone oczy nie były niczym wypełnione, nadrabiała miną, ale szatynka nie stchórzyła i jedynie pokiwała potwierdzająco głową. Choć i tak po jej plecach przeszedł dreszcz, który starała się ignorować.
— Do następnego, Severusie — mruknęła Nerida przez ramię, ale Snape ją zignorował, co spotkało się z dźwięcznym śmiechem szwedki, przyprawiający niektórych o niezdrowe rumieńce. Obie wyszły na zewnątrz, podążając powoli w stronę, gdzie bariery ochronne się kończyły, a teleportacja była możliwa.
— Czego chcesz? — zapytała w końcu Hermiona, marząc już, żeby Nerida znalazła się pięć metrów przed barierą ochronną, aby Granger mogła samodzielnie ją wykopać przez te pięć metrów z Muszelki. Tak dla własnej satysfakcji — bo co z tego, że rok rozpoczęła dobrze, skoro cała reszta była do kitu.
— Nie jestem pewna — zaoponowała z westchnieniem, nagle bardziej się kuląc, jej dostojny chód na chwilę opadł, a ramiona zwiotczały, opadając bezwładnie wzdłuż idealnej tali. — Chodzi o Severusa. — To Hermiona była w stanie przewidzieć. Spodziewała się pretensji czy innego, bardziej idiotycznego tematu, którego nie będzie miała ochoty prowadzić.
— Co ma z tym wspólnego mój gburowaty nauczyciel? — udawała zdziwienie, choć głos jej drgał, jakby dostał epilepsji. Nerida uśmiechnęła się promiennie, spoglądając na nią z żywym zainteresowaniem, które Hermiona pierwszy raz u niej widziała. Miała nadzieję zapomnieć te wścibskie oczy jak najszybciej.
— Właśnie, Hermiono, TWÓJ — odpowiedziała, kiwając głową i rzucając jej jakby wyzwanie. Hermiona nawet na nią nie zerknęła, wpatrywała się w delikatne oceaniczne fale, o wiele bardziej wzburzone niż w nocy. Stanęły w miejscu.
— Słucham? — odparła szorstko, przechylając głowę w jej stronę. Nerida przestała się uśmiechać, robiąc bardziej urażoną minę. Różowe usta zacisnęła w wąską kreskę. Mgła, która opatuliła ocean, wydawała się jako jedyna miłym, obojętnym dodatkiem do tej dyskusji; Hermiona zawiesiła na niej dłużej wzrok, nie mogąc przestać wpatrywać się w chropowatą toń wody.
— Nie udawaj idiotki, do niej ci podobno daleko. — Jej głos był naszpikowany chłodem, jak wiatr, który smagał jej twarz, tyle że ten głos był jak siarczysty policzek. Bardzo trzeźwiący. — Widziałam was — szepnęła, a na jej twarz wrócił zadziorny uśmiech, gdy Hermiona spojrzała na nią przerażona. Szwedka zachichotała. — Mam nadzieję, że wiesz na co się decydujesz. To trudny człowiek. — Hermiona nigdy w życiu nie poznała tak humorzastej kobiety i miała nadzieję, że nigdy więcej nie będzie mieć z nią do czynienia. Wystarczyło poczekać niespełna minutę, aby humor Neridy się diametralnie zmienił; była jak pogoda w Londynie. Zmienna, do cholery.
— Zdążyłam zauważyć — obie spojrzały na siebie przychylniejszym okiem, może nawet rozumiejąc, że ich nicią porozumienia jest Severus. Biedny, umierał ze wściekłości w Muszelce. Hermiona jednak doskonale sobie zdawała sprawę, że przyjaźń z Neridą nigdy nie będzie miała miejsca. Nie czuła do niej cienia sympatii. — Nie jestem jednak pewna, czego ode mnie oczekujesz — ciągnęła.
Noc przyszła szybciej niż wczoraj. Ciemność odizolowała ją od szwedki do pewnego stopnia, że mogła ze swoimi galopującymi myślami zatrzymać łzy w oczach. Przekleństwa, które cisnęły jej się na język z histerii, dała radę opanować.
— Niczego — odpowiedziała, uśmiechając się łagodnie, jak matka do swojego dziecka. Spojrzała na nią z matczyną przychylnością. Nerida potarła swoje dłonie, było niebywale zimno tego wieczora. Hermiona zastanowiła się chwilę, czemu nie wyciągnie różdżki, aby się ogrzać, ale zaraz odłożyła ten temat; nie miało to żadnego znaczenia. — Jesteś inteligentna — dodała beznamiętnie. Hermiona spojrzała na nią spod zmarszczonych brwi, nie wiedziała do czego zmierza, ani tym bardziej czego tak właściwie od niej oczekuje. Po co mówi jej te wszystkie komplementy, zmieniając co minutę swoje usposobienie.
— Mam nadzieję, że ty go wybrałaś, a nie na odwrót.
— Nie rozumiem — odparła niemal od razu, Nerida nie zdążyła nawet zamknąć ust.
Szwedka roześmiała się z tej uwagi, i choć nie było w tym nic śmiesznego, Granger nie dopatrzyła się żadnej histerii w jej głosie. Albo umiała udawać; albo była zdrowo rąbnięta.
— Rozumiesz, rozumiesz — pokręciła krzepiąco głową, jakby właśnie ją pochwaliła. Spojrzała na nią nagle, a długie rzęsy rzucały na jej policzki złowrogie cienie, ale Hermiona mogła sobie to tylko wyobrazić. — Nie chcę cię straszyć, zdaje się, że dobrze go poznałaś. To popieprzony człowiek… Ale zasługuje na szczęście. Jeśli chcesz mu je dać, będziesz musiała mu je wcisnąć na siłę, a najlepiej go zaknebluj, żeby nie mógł nagle uciec, Hermiono.
— Kochasz go? — zapytała niespodziewanie Nerida. Hermiona zbladła na taką otwartość, przez całe swoje życie nie musiała odpowiadać na takie pytania, ani też nie musiała się nikomu tłumaczyć. Co więcej, jej pytanie ją nie zdenerwowało, a rozżaliło. Nagle poczuła suchość w ustach, że przez myśl jej przeszło, aby napić się z oceanu. Może by się zachłysnęła wodą, a te chwilowe tortury zakończyłyby się ciekawie, bo jej rychłym końcem.
— To nie jest czas, aby o tym rozmawiać — odszepnęła zawstydzona, trąc dłońmi swoje ramiona. Chciała się rozgrzać, jakby na ten porywisty wiatr i tą rozmowę, tylko ciepło mogło zaradzić.
— Merlinie — szwedka zakryła sobie usta dłonią. Pierwszy raz tak zaskoczona. — Ty go naprawdę…
— Nie kończ — syknęła. W oczach zalśniły łzy. Nerida pogładziła ją po ramieniu, a z jej ust nie schodził szeroki uśmiech, szok ustąpił. Cudzoziemka wydawała się szczęśliwa nawet wtedy, gdy Hermiona strzepnęła jej dłoń ze swojego ramienia.
— Nigdy nie sądziłam, że Severus… — na chwilę zamilkła, nagle zbita z tropu. Zamyśliła się. I nie był to teatralny gest, jak się Hermionie na początku wydawało. Mina kobiety stężała, rysy twarzy wyostrzyły się jeszcze bardziej, Hermiona myślała, że to niemożliwe. Może odświeżała sobie jakieś żywe wspomnienie. Szatynka wiedziała, że jedynym sposobem na coś takiego, jest przeczekanie, aż dawne chwile skończą wyświetlać się w naszej głowie. Kiedy osłabną, kiedy obrazy poszarzeją, dopiero wtedy można je zwalczyć. Ogień ogniem. Hermiona nagle zaczęła jej współczuć, choć Nerida nie miała smutnego uśmiechu, łez w oczach, po prostu się zamyśliła, a Granger nie znała jej myśli. Widziała tylko zielone, rozbiegane oczy.
Znowu zaczęły spokojnie iść w stronę końca posiadłości, czasami jedna wymijała drugą. Momentami szły ramię w ramię. Te metry wydawały się wydłużać w mile. Dopiero kiedy Nerida stanęła w miejscu teleportacyjnym, wszystko na powrót przyspieszyło; szwedka wyglądała, jakby śniła na jawie. Hermiona pogrzebała w myślach, czy jest tego jakaś naukowa odpowiedź; zmęczenie czy bezsenność, a może depresja, Hermiona nie zamierzała się pytać. To towarzystwo Neridy było jak schizofreniczny sen.
— On cię skrzywdzi. — Nerida spojrzała na nią z przekrzywioną głową, jak robiły zaciekawione psy, tak się Hermionie ten gest skojarzył. Szatynka założyła ręce na piersi w stanowczej, bardziej dumnej pozie, było jej na dodatek cieplej. Wiatr przeciskał się pomiędzy guzikami jej zarzuconego płaszcza. Postawiła przed sobą wyzwanie, po prostu ją zignoruj, prosiła samą siebie.
— Za późno. — Prychnęła w końcu, nie mogąc się powstrzymać. Cudzoziemce zaświeciły się nagle oczy, jakby ucieszyła się z tego, co usłyszała. Już otwierała usta, aby coś mądrego powiedzieć, ale Hermiona jej przerwała.
— Miłej podróży.
— Och, z pewnością taka będzie. — Wydusiła z siebie, urażona, że jej przerwano. Otworzyła usta, ale w końcu z powrotem je zamknęła. Dzięki Bogu, zrezygnowała ze swojej przemowy.
— Świetnie.
— Do widzenia… Hermiono. — Westchnęła w końcu Nerida, poprawiając swoją torbę na ramieniu. Wyciągnęła z niej różdżkę. — Powodzenia — szepnęła bezczelnie, dwuznacznie, a w następnej, dość nieznośnej chwili, Nerida mrugnęła do niej na pożegnanie. Trzask zadzwonił Hermionie w uszach, jak uporczywa melodia piosenki, którą się znało na pamięć, choć nigdy się jej nie lubiło, a tylko słuchało mimochodem w radiu. Hermiona spojrzała na mokry, uklepany piasek, w którym jeszcze chwilę temu stała szwedka. Zastanowiła się, czy już ta na pozór idealna kobieta jest już na miejscu, czy wita się ze swoimi przyjaciółmi, czy może wchodzi do samotnego mieszkania w jakiejś zapomnianej, spokojnej dzielnicy. Nie miało to żadnego znaczenia, ale Hermionę te myśli jakoś otuliły. Przyjrzała się śladom na piasku. Cztery ślady, które znikały wraz z wejściem do morza, były dla niej gorszym tematem do analizowania. Z dwojga złego wolała Neridę.
I te ,,Powodzenia” nie dawało jej spokoju, wróciła do Muszelki, gdzie gwar rozmów i kilka bardziej wymowniejszych spojrzeń, sprawiły, że przestała się nad tym zastanawiać. A już następnego dnia, o tej samej porze, taka osoba jak Nerida, całkowicie wyleciała z jej głowy, jakby nigdy nie istniała.



20 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, jak zawsze :3
    Nie wiem co myśleć o Neridzie ;_;
    Na początku jej nienawidziłam, jak można posądzać Hermionę o niewiedzę? Nie usprawiedliwia jej to, że nie wiedziała, kim jest no bo jak można nie znać Hermiony? Haloooo.
    Ale później przestałam ją nienawidzić, chociaż tak jak Granger nie czuję żadnej sympatii. Mam mieszane uczucia.
    Ale wiem jedno. Taka zazdrosna Hermiona może oznaczać tylko jedno. Zakochała się :v I to tak na serio. Na zabój, powiedziaubym :v
    No i sprawa Draco i Blaise'a. To lustro musi mieć jakieś znaczenie. (Wow, Black jak ty na to wpadłaś?!11!!jeden!11!!one!!) Ciekawi mnie tylko, dlaczego zależy im na tym, żeby Hermiona popatrzyła w nie jak najszybciej.
    Ron i Susan. Podoba mi się. Fajnie opisałaś tę scenę ^^
    Ciekawi mnie, co o tym wszystkim myśli Severus. Tzn. wszystkim = Hermionie i Nereidzie
    Czekam na kolejny :3
    Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział jest, jaki jest, ale mam nadzieję, że nie ma w nim jakiejś większej ilości błędów, bo się zakatrupię. Spokojnie, ja też mam do Neridy mieszane uczucia, nawet się zastanawiam, co z tej postaci wyniknie. Do następnego!

      Usuń
  2. Akcja, tyyyle akcji <3
    Co się stało między Tonks a Remusem? o.O
    Wprowadzenie nowej postaci; Nerida zaintrygowała mnie, jednocześnie wzbudza nić sympatii i doprowadza do szału :D Blaise i Draco, mistrzowie! Bardzo dobrze, że przekonują i próbują uświadomić Hermionę :D Zresztą wszyscy dookoła zauważają, że Granger ciągnie do Severusa, ale i tak ciągle uparta bestia. Chociaż powolna akcja między nimi bardzo mi odpowiada :D
    Do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj spokój, rozdział ma dziesięć stron, jestem załamana - jest tego więcej niż przy sylwestrze. Zwłaszcza że rozdział jest praktycznie o niczym. Nie wiem, jak to zrobiłam. Właśnie cierpliwość jest tu najważniejsza. Jakby nie patrzeć to jest już prawie 60 rozdziałów, a tu ledwo scena pocałunku... No ale skupmy się na akcji, właśnie. Do następnego!

      Usuń
  3. Wprowadzenie nowej postaci; Nerida zaintrygowała mnie. Na początku jej nienawidziłam a później przestałam ją nienawidzić, chociaż tak jak Granger nie czuję żadnej sympatii. Mam mieszane uczucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz. No, zgadzam się, dziwna ta Nerida. Wersja żeńska Snape'a, można by powiedzieć. :)

      Usuń
  4. Widzę, że ktoś tu ma "mały" kacyk ( w tym momencie uśmiechnęłam się wrednie - chyba nie powinnam) Jestem bardzo ciekawa co takiego Remis zrobił Tonks, skoro ta urządziła mu "mała" kłótnie.
    W momencie, w którym Hermiona i Charli spojrzeli na siebie parskłam śmiechem. Mam dzisiaj wyjątkowo dobry chumor, dlatego wiele przyjemności sprawiło mi czytanie tego.
    Ocho, Draco nam się zmieszał- musiał mieć ciekawa noc, że się tak wyrażę. Blaise daj spokój Hermionie, jak będzie chciała to w nie spojrzy.
    No, no, nowa postać. Nie lubię jej, jest strasznie zmienna i gdyby mi przyszło rozmawiać z kimś takim, to niewątpliwie wyszłabym, przeklinając pod nosem. Chociaż jedno trzeba było jej przyznać, musiała być ładna. Reakcja Rona mówi sama za siebie. Wiesz, wyobraziłam sobie naszego rudziekca w taj sytuacji i zaczęłam się śmiać pod nosem. To było komiczne, naprawdę.
    Chcęć rzucenia w Draco widelcem- znowu się śmieje. Może to tylko mój dobry chumor, ale mam wrażenie, że ten rozdział mial na celu nas rozbawić. Więc jeśli to prawda - to bez wątpienia Ci sie to udało.
    Nawiąże teraz do stwierdzenia, że Severus jest jak zwierze. Gdy czytałam jedno sevmione -właśnie tak stwierdziłam, że jest jak nie oswojone zwierzę, które przez lata cierpialo przez ludzi. Czytając Twoje opowiadanie, dorzuciłam te myśl na bok i skupiłam się tylko i wyłącznie na cierpieniu i przezytej wojnie. Teraz ponownie zaczęłam tak myśleć i nie ma w tym nic dziwnego - taka jest prawda, jego naprawde można porównać do skrzywdzonego zwierzęcia, na które wystarczy powieciecic wiele czasu, by zdobyć przyjaciela, by odbyć jego zaufanie.
    Miłość Hermiony do Severusa będzie bolesna, ale od początku taka być miała. Od samego początku miało być trudno i miało się nie udać - nie tak łatwo, przy najmniej. Co przyniesie czas jest kolejne rozdziały - nie wiadomo, wiesz tylko Ty jako autorka i nikt nie wymaga od ciebie podzielenia się ta wiadomością.
    Do następnego!
    Pozdrawiam, Anai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto ma kaca? Nie wiem, o co Ci chodzi... Aa! Miałaś na myśli rozdział, tak oni mają kaca. Ale tylko oni. I czytelnicy, bo coś czytają z opóźnieniem.
      Widzę, że ktoś ma tu dobry humor. I szczerze mówiąc... Nie pisałam rozdziału, aby Was rozbawić. Bo ja najzwyczajniej w świecie nie umiem pisać zabawnie. Gdy jestem pomiędzy ludźmi, zawsze wesoła, czasami mam ochotę śmiać się z własnej głupoty, ale w rozdziałach? Piszę poważnie, do cholery.
      Tak, reakcja Rona na Neridę była straszna. Współczuć biednej Susan.
      A co do Severusa... (czemu to zawsze o nim jest największa dyskusja?) jest zwierzęciem w dalszym ciągu, mówiąc w przenośni i trochę też bez niej. Niedługo będzie rozdział o pewnej kwestii jego życia, gdzie zobaczycie, jak działa ze swoim instynktem. Może niektórzy myślą, że zacznę pisać, jak to Hermiona go uleczy, że będzie dobry, że jego przeszłość już poszła w niepamięć - tak nie będzie. To dalej trochę zły człowiek. Do następnego. Dziękuję za komentarz! :)

      Usuń
    2. Szalenie dziękuję mojej auto korekcie za Remisa, naprawdę. Chyba zacznę tak nazywać Remusa, nowa ksywka normalnie.
      Dziękuję również, mojej wspaniałej i ukochanej autokorekcie za " co przyniesie czas jest kolejne rozdziały.." jakim cudem z "i" zrobiło się "jest"? Tego nie wiem.
      Ile w tej wypowiedzi sarkazmu, prawie jak u Severusa. mój cały dobry humor poszedł gdzieś daleko i przez najbliższe pare godzin nie wróci. Jak ja kocham mówić ludziom okropna prawdę i patrzec jak się męczą. Normalnie jestem wniebowzięta! ( Wybacz, musiałam jakoś odreagować i tak wyszlo.)
      Anai

      Usuń
    3. Ja tam kaca nie mam, poszłam spać o nieludzkiej godzinie : 23, jak ja mogłam? Nawet wstawiając o 5 chodze spac o polnocy, albo 0:30.
      Fakt, piszesz poważnie ale potrafisz subtelnie i w niewielkiej ilości wprowadzić sytuację lub rozmowy, które potrafią rozbawić czytelnika.
      Cóż, Severus to Severus. O nim dyskutuje siw tak wiele, ponieważ wiele można o nim powiedzieć. Tak sądzę.
      Cieszę się, że napiszesz coś co nie polega na : leczeniu, siedzeniu 24/7 i nie wypuszczniu go z łóżka prez Hermione, a następnie wielką miłość, bo w końcu spędzili ze sobą tydzień. Czytałam takie sevmione chwilę temu i szczerze powiedziawszy można by było zrobić to delikatniej, lepiej. Jak już koniecznie musi być ta opieka, to żeby ona trwała co najmniej miesiąc i żeby potem dalej spędzali ze sobą czas - jak już oczywiście, bo osobiście wolę jak dzieje się coś wiecej.
      Nie masz za ck dziękować, to przyjemność.
      Pozdrawiam, Anai

      Usuń
    4. Lubię twoją autokorektę. A co do mówienia ludziom prawdy, jestem w tym mistrzem. Nikt mnie nie przebije, a już zwłaszcza w niszczeniu własnej przyjaźni z ludźmi - pokonałabym każdego. :)
      Ja też nie mam kaca, miałam dzisiaj zajęcia i jestem po prostu szczęśliwa z laptopem i pełnym brzuchem, nic mi więcej do szczęścia nie trzeba.
      Jak ładnie napisałaś o tym, że nie potrafię pisać. Ładnie ubrane w słowach moje kalectwo językowe! Ale to moje zdanie, a to twoje, nie neguje tego. A Severus to tak naprawdę najlepszy bohater, jaki może być. Każdy go interpretuje inaczej, tworzą się dyskusje, to piękne.
      Naprawdę coś takiego czytałaś? Brr... nie lubię, gdy Severus jest zależny od Hermiony. A miłość po tygodniu jest w tym pairingu bardziej odpychająca, niż w Dramione. Mówię temu stanowcze nie. Najgorszy pairing, jaki czytałam o tej parze, to o tym, że Severus zamienia się opiekuńczego faceta, co dwie sekundy się całują, a Hermiona już w trzecim rozdziale go kocha. Oczywiście bez wzajemności. :)

      Usuń
    5. Nie będę Ci już nic mówić bo znowu stwierdzisz, że źle piszesz. Mi się bardzo podoba, ale skoro uwazasz, że tak nie jest,to nic już na to nie poradzę i tak jak Ty nie będę negować Twojego zdania.
      Jak przeczytałam Twoje ostatnie zdania o Severusie i opiekuńczości to mnie zemdliło - tak samo jak czytałam tamto Sevmione. W Dramione to jeszcze jakoś przełkne bo oboje są nastolatkami i mają zmienne uczucia, a Severus jest starszy i.. Obie dobrze wiemy jak to z nim jest, więc nie będę się rozpisywać.
      I tak, Severus to bardzo barwna postać i można godzinami o nim mówić, nie zależnie od tego jakie ktoś miałby o nim zdanie, na pewno znalazłby odpowiednie argumenty aby jej udowodnić.
      Do następnego, Anai

      Usuń
    6. O nie, nie chciałam, żeby to zabrzmiało, że jestem łasa na komplementy i chcę wyciągać je od każdego, zaprzeczając swoim zdolnościom. Po prostu jest on daleki od moich wzorców. Nie jest tak dobrze, jakbym chciała. Ale już się zamykam, haha.
      Właśnie, Severus jest starszy, do jasnej cholery, dojrzalszy i po prostu inaczej odbiera bliskość, już nie mówiąc o jego przeszłości. A tu mi dają Severusa-romantyka, Severusa-jestem-idealny. Albo już w ogóle Severus-grecki-bóg. Uwielbiam coś takiego! Do następnego.

      Usuń
  5. Dziękuję. (Jak ja dawno Cię nie widziałam!).

    OdpowiedzUsuń
  6. Chacha, wszyscy na kaaacu <3
    Zazdroszczę Molly i Arturowi małżeństwa z takim stażem i tej ich miłości "(..)do końca śniadania pili na przemian, dzieląc kubek na pół." ohhh ;)
    Oj Remus:d "burknął coś o uciążliwej rodzinie i że zaczyna tęsknić za pełnią księżyca" :D oh, że niby lepiej nie wiedzieć? Ale ja chcę!:D
    O Merlinie:D Sev jak zwykle jest najlepszy:d - "(..) od jego krzyków, że nawet i najsilniejszy eliksir na kaca by nie pomógł."
    Mimo, że istnieje już złote trio, to jednak połączenie Hermiona, Blaise i Draco też mi się podoba:D

    "Ciekawska Wiem-To-Wszystko nie chce czegoś wiedzieć." xd

    Mimo, że miałam nie komentować fragmentu o Ronie, to jednak, pomyślałam, że warto podkreślić to co napisałaś o tej plotce. Uczniowie potrafią być paskudni, w każdy możliwy sposób i jako studentka pedagogiki, łącze się w bólu z Severusem :D
    "Hermiona mówiła coś do Severusa, a Ron mógł się domyślać, że mówi coś wysoce mądrego, bo miała tą swoją minę, gdy kogoś upominała." - fantastyczne;d
    "W przeciwieństwie do mnie – wymruczał z zadowoleniem, stając tuż nad jej uchem, zbyt blisko. " - nanana, detektor działaaa;d
    "(..)on parsknął cichym śmiechem, tym prawdziwym i miłym dla ucha, głębokim barytonem, który zdarzał mu się coraz częściej." - ooooooh <3
    Zastanawiam się nad tym porównaniem Seva do zwierzęcia.. na początku się oburzyłam;d ale później.. tak wydaje mi się trafne;d
    Nowy bohater! Nerida, hym.. "Wcielenie seksownego, czarnego charakteru.", (nie żeby mi się ze Snapem to kojarzyło, czy coś;d) no cóż wierzę na słowo, w szczególności po tym jej zachowaniu, ale jednak ta kocówka..
    "Dobrze Ci idzie, tylko przestań zabijać tą biedną książkę wzrokiem, jakby to ona kradła Ci obiekt westchnień. Swoją drogą, niezła zdzira, nie?" - Ginny <3

    "- Merlinie – szwedka zakryła sobie usta dłonią. Pierwszy raz tak zaskoczona. – Ty go naprawdę…"
    Tak, naprawdę! Taak:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Merlinie.... HAHAHAHHAHHAHAHHA. Przepraszam, ale płaczę mocno, jak czytam twoje komentarze i nie mogę się opanować. Pisz tak zawsze, dobra? Znowu mi poprawił humor. Ty, twój komentarz i oczywiście twój detektor. :)
      Jesteś studentką pedagogiki?! O matko, uwierz mi na słowo, że ledwo się powstrzymuję, aby Cię nie zarzucić pytaniami o wszystko. Całe studia, zajęcia, wykłady...
      Nie, Nerida się myli, ona go wcale nie naprawdę. NIE. Dla mnie to za wcześnie, przetrzymałaby to do setnego rozdziału. Dalej uważam, że akcja toczy się za szybko. Do następnego!

      Usuń
    2. O masz:D Kończę licencjat i jesteś pierwszą osobą od trzech lat, która tak zareagowała na wieść o moich studiach:d
      Jeśli chcesz, nie mam nic przeciwko pytaniom - namira@onet.pl
      Oj, no wiesz. Taka akacja może się jeszcze toczyć, ja będę przeżywać itd. Tylko jak czytam, nawet takie małe fragmenty, bo moje sevmińskie serducho się cieszy:D

      Usuń
  7. Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga :D znalazłam go dziś rano i cały dzień nie mogłam się od niego odkleić :D I teraz już nie wiem czy bardziej Cię uwielbiam czy nienawidzę :P
    Wielbię Severusa z Hermioną w parze i dziękuję Ci, że ich miłość nie zaczęła się w 3 rozdziale, w 5 Hermiona nie zaszła w ciążę i za to, że co dwa zdania się nie miziają. O nie. Słodki Severus jest okropny. Severus z przebłyskami ludzkich odruchów jest wspaniały. Ale nie ma nic gorszego od Seva pantoflarza :O :O :O
    No ale czasami mi serce mięknie jak czytam Twoją historię :( Więc trzymam kciuki za moją ukochaną parę <3
    Pozdrawiam serdecznie,
    Kora

    ps Ta Nerida to jakaś jego rodzina czy co? :O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się cieszę, że na niego natrafiłaś. Przeczytałaś w cały dzień? To prawie 60 rozdziałów... Matko.
      Ich miłość nawet w 60 rozdziale się nie zaczęła, więc może ja trochę odeszła w drugą skrajność. Ale ja lubię tak, jak jest. Cieszę się, że Ci się podoba. (Severus pantoflarz... Brrr...).
      No i ma mięknąć! Czasami ma być dobrze, czasami źle. Życie takie bywa. Nerida to Nerida, jeszcze się pojawi i troszkę o niej opowiem. Do następnego!

      Usuń
    2. Tak 58 rozdziałów :o jestem szalona :o i zdecydowanie mam post-Potter depression :O

      Usuń