niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział dziewiąty (dziewięćdziesiąty dziewiąty)

Patrząc na tytuł, moje serce krwawi.

*

— Nie rozumiem — szepnęła Astoria, przybliżając się do Dracona. Przełknęła ślinę, a jej dłoń wślizgnęła się w jego. Splotła ciasno ich palce. Spojrzał na nią i uśmiechnął się krzepko: nie mogło być tak źle. Od dawna mówiono o spotkaniu, a szczegółów jak nie było, tak nie było. Takie ciągnące się plotki nie były czymś niezwykłym, każdy miał swoje sprawy i misje do spełnienia… Nie zastanawiano się nad spotkaniem, bo wiadomo było, że każdy w swoim czasie zostanie poinformowany. Nikt nie spodziewał się jednak czegoś takiego!
Kingsley stanął na środku sali i złączył wszystkie stoły. Każdy usiadł. Hermiona była po lewej stronie Kingsleya, aby notować raport z tego posiedzenia. Obok niej Ginny, potem Neville… niedaleko McGonnagall, Blaise, Draco... Rzucono Muffiato na stół, wzbogacając ochronę. Zapadła cisza, którą powinien przerwać potencjalny organizator — sam Minister Magii.
— Wybaczcie mi za tę szopkę — zaczął Kingsley, a w jego oczach zagościła niepoważna nuta. Hermiona zanotowała i spojrzała kątem oka na twarze innych. Byli zszokowani, zdezorientowani, a jeszcze inni — bardziej wtajemniczeni w przedsięwzięcie — rozbawieni. Może, gdyby Hermiona nie była protokolantką i żoną jednego z trójki przywódców, też miałaby tak głupią minę. Kiedy przyszedł list Astorii, nie miała pojęcia o jakimkolwiek spotkaniu. Dopiero profesor Filtwick ją odwiedził pewnego wieczoru… zadbał o to, by była po godzinach pracy, czyli bez Dracona. Nie rozumiała tego uhonorowania, ale chętnie przystała na tą informację. Zebrania Zakonu dawały jej poczucie, że nie stoi w miejscu, że działa tak, jakby tego oczekiwano. Chociaż zlecono jej przez ostatnie miesiące kontrolować zamówienia do Świętego Munga, nie znalazła niczego niezwykłego; żadnych większych, podejrzanych zamówień.
Dziwnie było pracować z Draco i nie rozmawiać o czymś tak istotnym, jak zwołanie członków z całego świata. Musiała przed nim zataić wiedzę o całym planie zebrania. Malfoy na pewno zauważył jej podekscytowanie, którego nie potrafiła przed nim ukryć — nie tylko byli współpracownikami, ale też przyjaciółmi. Jego spojrzenie było ostatnio wyczekujące, jakby tylko czekał, aż Hermiona powie, dlaczego jej nastrój diametralnie się zmienił.
— Obserwowano przyjęcie do ostatniej minuty… — rzuciła ostro McGonnagall, ale jej ton się rozchmurzył, kiedy dodała chwalebnie jak do zdolnych uczniów: — Spisaliście się wszyscy bardzo dobrze. Śmierciożercy opuścili swoje stanowiska obserwacyjne półgodziny temu.
— Jesteśmy niemal pewni, że nie wrócą — pisnął Filtwick cienkim głosikiem (profesor siedział na chwiejnym stosie książek). — Uznaliśmy jednogłośnie, że — chrząknął — nie będziemy wtajemniczać w maskaradę niepotrzebne osoby… Niektórzy jednak musieli wiedzieć...
— To prawda — pokiwał głową Bill Weasley, dalej mając na głowie melonik. — Inaczej nie przyjechałbym tu z Egiptu na sztywny bankiet… Bez obrazy, Kingsley...
Shacklebolt machnął ręką, a wszyscy zamilkli. 
— Zdołaliśmy zwołać prawie setkę naszych członków. Dwudziestu nie odpowiedziało na wezwanie, a dziesięciu jest na misji — powiedział głębokim głosem, a Hermiona poczuła na sobie kilka par spojrzeń. Nie oderwała wzroku od pergaminu, jej pióro szorowało szybko po kartce. Nie mogła uronić żadnego słowa, więc skupiła na tym całą swoją uwagę.
Jej usta same się zacisnęły.
Świat czarodziejów po ostatniej wojnie zamienił się w dwie organizacje: Zakon Feniksa i śmierciożerców. Trudno już było o neutralnego obywatela magicznego świata. Każdy chciał pomóc. Nikt nie pragnął tamtej masakry sprzed wielu lat, kiedy zginęło tylu dobrych czarodziei. 
— Czy wszystko już wyjaśnione? Możemy przejść do rzeczy? — Kingsley rozłożył ręce w oczekującym geście.
— Gdzie jest Harry Potter? — zapytała kobieta o dziwnym akcencie, przeciągała każdą głoskę z pomrukiem… Hermiona podniosła głowę tak szybko, że zabolał ją kark. Para zielonych, kocich oczu patrzyła prosto na nią. Miała czarne włosy, ale nie proste jak drut, tylko skręcone przy końcach… to była jedyna różnica. Wyglądała jak Nerida. 
— Hermiono, w porządku? — szepnęła Ginny, ale Hermiona już wkręciła się z powrotem w pisanie. Chociaż wyłapywała każde słowo o nieobecności Pottera z powodu jakiejś ważnej misji, przed oczami wciąż miała szmaragdowe oczy Neridy, a ta powinna leżeć w grobie od dwudziestu lat.
Czy to była jej siostra, krewna… dlaczego dowiaduje się o jej istnieniu dopiero teraz. Zaschło jej w ustach, ile jeszcze kłamstw przed nią z a t a i ł. Przeklęła pod nosem, a pióro Hermiony zawisło w powietrzu. Zrobiło się nagle cicho. Czy przeklęła za głośno? Zarumieniła się i spojrzała na wszystkich. Jedyna na co natrafiła, to onyksowe oczy.
Wiele razy wyobrażała sobie tą scenę — codziennie, jeśli miała być dokładna. Myślała, że zaschnie jej w gardle, ręce zaczną się pocić i trząść… Ale, kiedy już zobaczyła, dostrzegła jego obecność, a on nie spuszczał z niej wzroku, poczuła jak jej żołądek przewraca się i wiruje, prześlizgując się w jej wnętrznościach jak wąż. W sercu coś nagle się rozpaliło, jakby wracało dawne, metaforyczne krążenie krwi po sześciu miesiącach bezczynności. Serce kurczyło się i puchło co sekundę. Nie poczuła, że wstrzymała oddech, a z jej twarzy odpłynęła krew i spłynęła wprost do serca.
— Wiedziałam — krzyknęła McGonnagall swoim zwycięskim tonem, patrząc się na Severusa. Hermiona i on spojrzeli na nią, otrząsając się z uczuciowego spotkania. Hermiona zamoczyła pióro w kałamarzu i zanotowała przybycie następnego gościa i słowa McGonnagall. — Wyglądasz strasznie, Severusie. 
— Staram się — sarknął. Jakiś mężczyzna ustąpił mu miejsca. Severus kulał… Hermiona miała to nieszczęście, że usiadł naprzeciwko niej. Dzielił ich drewniany stół, a i tak czuła iskry, które przechodzą po każdym milimetrze jej ciała. — Mam nadzieję, że ominąłem nudny wstęp, Kingsley.
— Jesteś w samą porę — odparł minister. — Właśnie miałem zacząć mówić o nadchodzącej…
— Wojnie? — dokończył, krzywiąc usta w najpaskudniejszym uśmiechu. Hermiona czuła się nieswojo we własnym ciele, bo dłoń pisała zawzięcie, ciało było posłuszne, a w środku był jeden wielki chaos. Pojawił się, jak znikąd wyrośnięte tornado na pustym polu. — Czy ktoś jest TAK WIELKIM idiotą, że jeszcze tego nie zauważył?
Odpowiedziała mu cisza.
— Pieprzyć to — rzucił jadowicie. — Mamy ważniejsze sprawy, niż przypominanie czegoś, co nawet skretyniały Potter zdążył zauważyć.
— Harry’ego tu nie ma — warknęła Hermiona, nie przestając notować. Jeśli wcześniej było cicho, to teraz niezręczność i milczenie grały ze sobą w niemym zespole jazzowym. 
— Dobrze… — mruknęła szybko McGonnagall. Spojrzała to na Severusa, to na panią Snape. W końcu Kingsley postanowił przerwać ciszę: — Skoro przybył do nas również Severus, jestem pewny, że…
— Może nam powiesz, Severusie, co takiego robiłeś? — odezwała się kobieta, którą wcześniej Hermiona pomyliła z Neridą. Głos szwedki był pełen ognistości i obrzydzającej słodyczy. W głowie pani Snape zapaliła się czerwona lampka, która wykrzykiwała alarm: oni się znają, oni się znają… Alarm nie przestawał jej towarzyszyć do końca spotkania Zakonu Feniksa.
— Już czas — szepnął Kingsley, a jego głęboki głos stał się jeszcze poważniejszy. Snape westchnął zirytowany, mrucząc pod nosem gburowate obelgi na cały świat: wstał z krzesła i, dalej kulejąc, przeszedł pięć metrów w widoczne dla każdego miejsce. Hermiona (i pewnie nie tylko ona) poczuła się znowu jak na lekcji eliksirów. Wyłapała spojrzenie Dracona, który uśmiechnął się zawadiacko w jej kierunku. Siedząca obok Astoria wywróciła oczami.
— Czy każdy mnie słyszy, czy każdy mnie widzi? — zapytał uprzejmie Snape, ale czuć było szyderczą ironię w jego ruchach i każdym wyważonym słowie. Bez względu na to, jak bardzo Hermiona chciała o nim zapomnieć, on i jego głos nie pozwalał jej na to. Przycisnęła ze złością pióro do kartki… zrobiła dziurę w pergaminie. Fuknęła cicho i rzuciła pióro na stół. Ginny spojrzała na nią, marszcząc brwi. Hermiona przywołała niewerbalnie samopiszące pióro, które było zazwyczaj niedokładne. ale tym razem… musiała odpuścić.
— Wy nigdy nie dorośniecie? — zapytała Ginny z rozbawieniem. Hermiona rzuciła jej wściekłe spojrzenie, ale pani Zabini nie oczekiwała odpowiedzi i spojrzała na Snape’a. Ta poszła w jej ślady, chociaż sam widok bolał. Był nieosiągalny, ale na wyciągnięcie ręki.
— Mam nadzieję, że nie każdy urodził się wczoraj i wie, że w poprzedniej wojnie użyto każdej możliwości, aby wygrać. Nie tylko ze strony Czarnego Pana… Nasze metody też często nie pokrywały się z humanitarnością, prawda, Minerwo? — jego oczy zapłonęły w mściwej satysfakcji, kiedy McGonnagall, choć prychnęła, nie dała się sprowokować. — Inferiusy, olbrzymy, wampiry… dementorzy…
Kilka osób zaczęło się wiercić niespokojnie na drewnianych krzesłach. Samo wspomnienie tych okropności było nieprzyjemne. Severus wyprostował się, ale tym razem nie zakpił, tylko mówił dalej:
—… Ale także skrzaty domowe, centaury… Teraz nie będzie inaczej. Będzie po prostu gorzej.
— Co? — wyrwało się z kilku gardeł. Snape wzniósł oczy ku niebu, a Hermiona starała się nie uśmiechać.
— A nic, tak się przejęzyczyłem — syknął Severus. — Będzie gorzej, dużo gorzej… Stara frakcja śmierciożerców już się nie ogranicza. Zaczęli myśleć przyszłościowo. Już nie grabią i gwałcą gdzie się da… Zaczęli myśleć, a to bardzo źle. Każdy ruch analizowany jest z rozwagą, z którą nam niedługo będą dorównywać.
— Niedługo? — zapytał Lupin. — Mógłbyś rozwinąć?
— Mam pominąć tą część o wilkołakach? Twoje delikatne uszy nie powinny tego słuchać — rzucił kąśliwie. Kilka osób oburzyło się, ale Severus ciągnął dalej. — Wśród śmierciożerców dalej panuje anarchia, co prawda minimalna, ale jednak. To jest punkt, w który powinniśmy celować. I to szybko, póki mamy element zaskoczenia.
— Chcesz już walczyć? — szepnęła z niedowierzaniem szwedka podobna do Neridy. — Teraz, zaraz?
— Nie — odparła luźno Hermiona — jutro sobie powalczymy… no chyba, że ci się przeciągnie wizyta u kosmetyczki, wtedy jakoś to przełożymy… — Kilka osób parsknęło. Niektórzy z jawną wrogością spojrzeli na Severusa, jakby sarkastyczne zachowanie jego żony było jego winą. Tak niewątpliwie było, dwadzieścia lat z tym dupkiem miało duży wpływ na jej zachowanie. Niemniej w Hermionie przelała się szala goryczy, ale nie chciała jej więcej pokazywać przed publicznością. Odezwała się już poważniej: — Dlaczego nie mielibyśmy walczyć już jutro? To nie będzie ani trochę lekkomyślne, przygotowujemy się do starcia dwadzieścia lat…
Wiele osób pokiwało głową, najwyraźniej Hermiona potrafiła rozgrzać ducha walki. Ale znalazła się również liczna część członków Zakonu, która swoimi minami jawnie negowała ten tok myślenia. Wśród tych ludzi znalazł się profesor Slughorn, jej dawny nauczyciel eliksirów.
— Oczywiście — zapewnił szybko Slughorn drżącym głosem, jego oczy wychodziły z orbit. — Ale to nie znaczy, że mamy próbować już teraz. Możemy zebrać siły…
— Zebrać siły? — Hermiona prawie prychnęła. Jej głos stał się stanowczy; wymógł ciszę wśród rozemocjonowanych szeptów. — Nasz największy problem to bagatelizowanie wroga. Możemy zebrać siłę jeszcze przez jakiś czas, ale nie mamy gwarancji, że śmierciożercy nie zbiorą jej w tym czasie dwa razy więcej… 
— Powinniśmy zacząć atakować, kiedy mamy jawną przewagę — dodał Draco. Ponownie zapadła cisza, która miała zostać wypełniona jedynie gorliwymi myślami, czy Hermiona Snape i jej mąż mają rację. Nikt nie chciał wybierać drogi na skróty, ale większość miała rodzinę… dzieci… spoczywała na nich odpowiedzialność opieki nad swoimi pociechami.  Niektórzy myśleli, chociaż brzydzili się tego, że rodzina Snape'ow zaczęła się pchać w wir walki, aby zapomnieć o śmierci dziecka, które umarło przy porodzie.
Powinni walczyć o lepszy świat dla swoich bliskich, nawet kosztem własnego życia, ale łatwiej było coś takiego powiedzieć, niż wcielić w życie. Śmierć nie kusiła żadnego, przynajmniej zdrowego na umyśle człowieka. Każdy miał prawo żyć, nawet najgorszy śmierciożerca.
— Więc… — Kingsley stukał niespokojnie palcami w drewniany stół. — Uważam, że powinnyśmy zagłosować.
— Oczywiście głos nie będzie ostateczną deklaracją… nikomu nie dodamy na siłę odwagi — wtrąciła się McGonnnagall, która swoim głosem jawnie kpiła z tchórzostwa. — Niech…
— Nie uważasz, Minerwo, że głosowanie powinno być utajnione? — zagadnęła pogodnie Luna Lovegood. Hermiona nie wierzyła, że Luna nie przystąpi do walki; nikt chyba w to nie wierzył. Ale to Luna postanowiła dać szansę bojaźliwym.
— Nie ma na to czasu! — warknął Snape, który znowu opadł ciężko na krzesło. Hermiona oparła się wygodniej i pierwszy raz tego wieczoru, już bez skrępowania, spojrzała na niego. Jego włosy opadały sztywno za ramiona, zasłaniały twarz. Policzki były zapadnięte, a oczy nieczułe (co jako jedyne jej nie zdziwiło). Misja musiała być ciężka, ale co na niej robił? Chciała się tego dowiedzieć jeszcze dzisiaj. 
— Każdy ma prawo do prywatności — westchnął Neville, który też wyglądał na delikatnie zirytowanego. Demokracja nigdy nie była najszybszą metodą, ale miała też zalety; nietrudno było o kompromis. Każdy wyczarował sobie zwitek kartki i pióro, albo Luna dobrodusznie rozdawała innym pergamin. Zaklęcie, które liczyło głosy, miało jedynie reagować na hasła: za atakiem lub przeciw atakowi. Hermiona bez zbędnego zastanowienia nakreśliła pierwszą opcję i posłała kartkę do kamiennej misy na środku stołu. Severus zrobił to w tej samej chwili.
Miała ochotę na niego zerknąć, ale dała sobie spokój z takimi animozjami. Zostawił ją, kiedy tego potrzebowała, jednak z drugiej strony miał prawo do przeżywania śmierci dziecka na własny sposób… Hermiona nie wiedziała, jaką obrać taktykę, kiedy wreszcie zostaną sami. Na razie spotkanie Zakonu było dla niej po prostu miłe, bo mogła wreszcie się przekonać, że żyje. Jednak dobre samopoczucie nie trwało wiecznie, bo do niego doszły myśli o śmierci Annabelle, o sześciu miesiącach codziennej samotności i strachu, że nigdy go już nie zobaczy. Nie chciała myśleć melodramatycznie, ale uczucia na chwilę przysłoniły jej zdrowy rozsądek. Postanowiła się wziąć w garść i uczestniczyć w spotkaniu całą sobą. Bez myślenia o swoim nieudanym małżeństwie. Pokręciła głową i skontrolowała samopiszące pióro, ale o dziwo nie pominęło żadnego słowa czy opisu sytuacji. Hermiona spojrzała na resztę członków, większość skończyła i rozmawiała między sobą. Ale Slughorn, Cho Chang, Zachariasz Smith i parę innych osób dalej siedziało nad pustymi pergaminami. 
Fred i George mocno eksponowali swoje zastanowienie.
— Jak myślisz, George, jak nie zgodzimy się na atak, to znowu wyskoczą nam czyraki w nieodpowiednich miejscach? — pyta Fred donośnym głosem.
— Myślę, że ja i czyraki poznaliśmy się zbyt wcześnie — odpowiada. Ginny i Blaise zaśmiali się i pochłonęli w rozmowie z bliźniakami, kiedy ci już oddali głosy. Hermiona po lewej stronie miała puste miejsce, bo Kingsley gdzieś poszedł, po prawej stronie Ginny, która była zajęta… pozostawało patrzeć przed siebie, gdzie siedział niepożądany ktoś. Od biedy wzniosła oczy ku niebu i zignorowała ciche parsknięcie.
— Czy już wszyscy oddali głosy? — pyta Snape, wstając. — Świetnie... 
Kamienna misa, która wcześniej stała na środku stołu, zaczęła lewitować, aż zatrzymała się pięć metrów od wielkiego stołu. Severus poszedł za nią, cały czas kontrolując jej lot różdżką. Hermiona nie miała wątpliwości co do werdyktu. Ale wszystko musiało się odbyć oficjalnie, aby potem nie było niedomówień. Przez dwadzieścia lat postarano się o porządek wśród tajnej organizacji: pod tym względem śmierciożercy nigdy by im nie dorównali. 
Severus machnął różdżką, a kamienna misa zaczęła spadać na podłogę… ale nie rozbiła się. W chwili, gdy powinna zbić się na kawałki, pojawił się pył, który rozbłysnął na wiele kolorów. To były piękne czary. Pył wzniósł się na wysokość dwóch metrów, wszystkie twarze patrzyły z zafascynowaniem na magię. Zaklęcie musiało stać się niezależne, bo Severus opuścił różdżkę i spojrzał na nią. Z jego twarzy nie potrafiła niczego odczytać, chociaż jego emocje już tak dawno przestały być dla niej zagadką. Czarne oczy oderwały się od niej i utkwiły się w pyle, który zaczął formować się w litery i liczby.

Za atakiem - 74 
Przeciw atakowi - 21

— Możemy już się wziąć za poważne sprawy? — odparł marudnie Severus, prostując plecy i krzyżując ręce na szczupłym torsie. — Mam nadzieję, że nikt tutaj jeszcze nie przechodzi demencji starczej i pamięta, że…
— Severusie! — krzyknęła niecierpliwie McGonnagall. 
— No dobrze, dobrze… Czy ktoś przechodzi demencję starczą poza Minerwą? Nie? — zignorował wcześniej wspomnianą koleżankę i kontynuował. — W takim razie każdy powinien pamiętać, czym jest horkruks
To był jak alarm, kilka osób westchnęło, innych krzyknęło… Zrobiło się zamieszanie, Snape miał wściekłą i zarazem niepocieszoną minę. Hermiona za to bawiła się świetnie, kiedy patrzyła na jego rosnoące zirytowanie. Inni zaczęli się nawzajem uciszać, powstał prawdziwy gwar jak podczas obiadu w Wielkiej Sali.
— Czy to, co teraz robicie, to gra wstępna? — Hermiona podskoczyła, gdy usłyszała koło swojego ucha głos Ginny. Wyłapała jej roześmiane spojrzenie. Tym razem pani Zabini czekała, aż Hermiona coś powie. Szczupłe palce Ginny stukały nagląco w stół. 
Hermiona westchnęła i znalazła idealną odpowiedź, która usatysfakcjonuje starą przyjaciółkę:
— Mam nadzieję — zaoponowała, odwracając wzrok. Rozgrzane głosy zaczęły się uspokajać. Słowo horkruks było dla niektórych równie niekomfortowe, co przed dwudziestoma laty Voldemort. Hermiona (przez wpływ pewnej osoby) przestała czuć strachu przez słowa. Strach ją ograniczał, kiedy mogła się otworzyć i po prostu go zwalczyć. Z każdą przegraną bitwą, łatwiej było badać grunt: strach był unikalnym uczuciem, mógł zwyciężyć wiele bitew, nawet setki razy, ale nigdy nie był aż tak silny, by wygrać wojnę. Kątem oka spojrzała na osobę, która wpoiła w nią te wartości i zrobiło jej się lżej na sercu. Strach miał wielkie, czarne oczy.
— CISZA! — ryknął gniewnie Snape. Ucichło, słychać było tylko parsknięcia śmiechem, które niewątpliwie należały do Hermiony i Dracona. Rzucił im długie spojrzenie. — Horkruks to zazwyczaj pamiątka, w której przechowywana jest cząstka czarnomagicznej duszy. By stworzyć horkruks, trzeba zabić. Stworzenie horkruksa nie jest proste, to akt przeciw naturze: to rozerwanie duszy na część lub kilka części… Przy rozrywaniu duszy można zginąć, kiedy zrobi się to w zły sposób… 
— Ciekawe skąd to wie — prychnął Ron Weasley. Wszyscy go zignorowali, przez lata przyzwyczajeni byli do jego złego nastawienia. Tylko Snape zaśmiał się jadowicie.
— Tylko ty Weasley jesteś na tyle zaślepiony, żeby nie wyciągać wniosków. Tacy jak ty giną pierwsi — powiedział z szaleńczy błyskiem. Kilka osób wstrzymało oddechy i nikt nic na to nie odpowiedział. Hermiona spojrzała po przerażonych twarzach.
— Może skończ żartować i przejdźmy do rzeczy — westchnęła Hermiona z irytacją. Tak, Severus miał dziwne poczucie humoru i to był tylko żart! Może nie niewinny żart, ale Severus lubił najwyraźniej nie tylko czarne szaty, ale i czarny humor. Miała nadzieję, że nigdy nie była taka drażliwa na własnym punkcie. Kiedy dostrzegli na twarzy Snape’a coś w rodzaju złośliwej radości, ich przerażenie zamieniło się w oburzenie.
— Voldemort stworzył siedem horkruksów. Śmierciożerców jest jakoś stu pięćdziesięciu, czyli więcej niż nas… I do tego stworzyli horkruksa… tylko większego, gorszego i — przede wszystkim — potężniejszego. W pewnym przedmiocie nie umieścili jednej części duszy, a kilkadziesiąt. W razie śmierci najważniejszych członków ciemnych mocy, przeżyją.
— J-jak mamy z nimi walczyć? — wydyszała pani Weasley, a z jej twarz odpłynęły kolory. Reszta nie wyglądała lepiej. Severus spojrzał na wszystkich, a potem sięgnął za pazuchę i rzucił czymś na stół. 
— Co to za różdżka? — zdziwił się Hagrid i wziął ją w swoją dużą dłoń. Drewniany patyk był przecięty na pół, dwie części łączyła tylko rudawa nitka.
— To była różdżka Voldemorta — odpowiedział Snape beznamiętnie. Hagrid wypuścił drewno z rąk i odsunął swoje krzesło najdalej, jak mógł od tego diabelskiego przedmiotu. Hermiona zmarszczyła brwi, różdżka wyglądała na zniszczoną i zgniecioną w pewnych miejscach.
— To horkruks? — zapytała i wstała, by wziął różdżkę w dłonie. Pod opuszkami palców poczuła niemiły prąd, ale szybko się ulotnił. Czarna magia była taka wyczuwalna, nawet kiedy opuściła przedmiot. Ten straszny rozdzaj czarów zawsze odciśnie swoje piętno na wszystkim, czego dotknie. Hermiona spojrzała na Severusa. — Zniszczyłeś go? To była twoja misja?
Kiwnął głową.
— Teraz są bez żadnej ochrony, do tego nieświadomi.
— Gdzie go ukryli? — Hermiona nie mogła odłożyć na bok swojej ciekawości. Zdała sobie sprawę, że każdy patrzy to na nią, to na Severusa, jakby mieli zaraz rzucić się sobie do gardeł… ona nie miała takiej potrzeby, ale ludzie dalej bacznie się przyglądali. Odłożyła różdżkę na stół, ale nikt po nią nie sięgnął; odsunęli się jeszcze bardziej, jakby przenosiło chorobę. Hermiona wróciła na miejsce, Ginny patrzyła na nią z mieszanką podziwu i strachu. 
— Pamiętasz wyprawę Pottera po medalion, który okazał się falsyfikatem? — Hermiona zacisnęła usta, by się nie uśmiechnął: umyślnie użył słowa pamiętasz. Potwierdziła skinieniem głowy. — Śmierciożercy uznali, że nie sprawdzimy tego miejsca…
— Najciemniej pod latarnią — wtrąciła Luna rozmarzonym głosem, ale została zignorowana.
— Śmierciożercy nie zdają sobie sprawy, że wiemy o horkruksie i że go zniszczyliśmy. Mogą się dowiedzieć w każdej chwili, dlatego sądzę, że atak powinien zostać przeprowadzony już jutro. 
— To logiczne — szepnęło kilka osób. 
— Czy coś jeszcze, Severusie? — zapytał Kingsley, pocierając skronie. Już dawno wybiła trzecia w nocy, każdy był zmęczony i pełen wrażeń. Większość miała się nad czym zastanawiać, ale… byli w pogotowiu od lat. Wystarczył cynk do niektórych nadprzyrodzonych stworzeń, które co jakiś czas przypominały, że mają w nich wsparcie. Pułapki i niespodzianki czekały tylko na użycie. Wszyscy byli wyszkoleni… 
— Macnair zabił Mundungusa Flechera. 
Kilka osób nabrało ze świstem powietrza; pierwszy mord dokonany. To jak oficjalne rozpoczęcie pojedynku. Pierwszy dźwięk gongu. Hermiona wiedziała, że Severus z premedytacją poinformował ich o tym na końcu. Chciał, żeby ich krew sama zawrzała do walki, chociaż to on zmanipulował ją do działania. Mimo to chciała, aby to już się stało, wojna się rozpoczęła, im szybciej, tym lepiej.
Jednogłośnie zostały omówione strategie i stanowiska każdego z Zakonu, a za oknem zaczęło wschodzić słońce.
— Dzisiaj zarządzam przymusowy odpoczynek! — krzyknął Kingsley, a wszyscy byli już zmęczeni i gotowi do teleportacji. Hermiona zebrała swoje papiery i wysłała je razem z samopiszącym piórem do domu. — Widzę was tu jutro o dziesiątej rano. Macie ponad dwadzieścia cztery godziny na wypoczynek… Madame Pomfrey, mogłabyś…
— Eliksiry na kaca już dawno gotowe — odparła zrzędliwie i wyszła. Hermiona parsknęła śmiechem, chociaż była równie zmęczona. Spojrzała na wyjście, ale nigdzie nie zobaczyła Severusa. Prychnęła w duchu i usiadła na krześle, chciała poczekać, aż tłumy wyleją się na zewnątrz i nie będzie musiała się przepychać. Po pięciu minutach została sama w sali balowej i balowej sukni. Zanim jednak wstała, usłyszała za sobą dźwięk kroków. Serce podskoczyło jej do gardła.
— Gotowa? — zapytał aksamitnym głosem, podając jej swoją dłoń. Spojrzała w górę, gdzie Severus przyglądał jej się z powagą, czy przyjmie jego gest. Jego wzrok przenikał w jej duszę. 
Podała mu dłoń, a jego ciepły oddech, a potem najwymowniejszy szept, zaprowadziły ją do domu. Ich domu.
Nareszcie?

24 komentarze:

  1. Nie wierzę. Brak komentarzy? Na rozdział przed końcem?! No nie.
    Mam nadzieję, że jeszcze mnie pamiętasz. Wybacz, że nie było mnie tutaj trochę. Tzn., byłam, ale nie komentowałam. W sumie sama nie wiem czemu. A skoro nie wiem, czemu, nie będę się tłumaczyć i wyjaśniać. Nie to jest najistotniejsze. Najistotniejsze jest to, co dzieje się na Powojennej. A dzieje się dużo. Wiem, że 100 rozdziałów to dla Autora dużo. Ale jeśli chodzi o mnie, czytelniczkę, Powojenna mogłaby trwać i trwać i trwać... Rozwinęłaś się, jeśli chodzi o pisanie. Choć to tylko kilka miesięcy, odkąd zaczęłam czytać Twoje opowiadanie, czuję się, jakby minęło znacznie więcej czasu. Powojenna jest dla mnie jak wino, im starsze (dłużej pisane), tym lepsze. Nie piszę tego, byś kontynuowała tworzenie tej historii, bo każda musi kiedyś mieć swój koniec, a Autor zazwyczaj wie najlepiej, kiedy takowy powinien nastąpić. Ale chcę, żebyś wiedziała, że jeśli po tym opowiadaniu zdecydujesz się założyć kolejnego bloga i stworzyć coś nowego, to będziesz miała przynajmniej jedną czytelniczkę - mnie :D.
    Wybacz chaos, ale jestem, mimo wczesnej pory, dosyć śpiąca.
    Pozdrawiam Cię serdecznie!
    (Śpiąca) Angel. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział dodałam półtorej godziny temu, pewnie jeszcze dużo osób nie zdążyło go przeczytać. Niektórzy pewnie też nie mają chęci do komentowania, jak np. ty miałaś. Ale nie narzekam, bardziej mi zależy na komentarzach pod setnym rozdziałem, czyli ostatnim. Bo wtedy będą mieli ostatnią szansę na ujawnienie. :)
      I oczywiście, że Cię pamiętam. Dziwnie teraz powiedzieć, że mam pamięć do twarzy, ale… tak, pamiętam Cię!
      Masz rację, dla mnie nie będzie po prostu lepszego końca, niż właśnie taki. Ja już się nasyciłam tą historią, chociaż - powiem szczerze - popłakałam się przy twoim komentarzu. Boję się, co będzie przy setnym rozdziale. Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Z reguły nie przywiązuję się do ludzi, a do opowiadań i wspomnień. Ale rozpiszę się o tym przy następnym rozdziale.
      Nie deklaruj się na to, że będziesz ze mną w następnym opowiadaniu, bo będzie on o innym pairingu i w ogóle… zresztą zobaczycie, jeśli będziecie chcieli. (:
      Pozdrawiam, a raczej dobranoc. Kolorowych snów i do następnego!

      Usuń
    2. Z samej ciekawości przeczytam początek, jeśli coś opublikujesz. Zawsze coś. A nuż wciągnie mnie i ta nowa historia. Chociaż nie powiem, HGxSS zawsze numerem jeden! <3 A co się jeszcze tyczy opowiadań i zakończeń, owszem, to trochę smutne, a trochę dziwne, dla Autora i odwiedzających bloga osób, ten moment zakończenia. Tyle godzin pracy, niejednokrotnie zarwane noce, częste kryzysy i momenty, gdy Wena łaskawie decydowała się odwiedzić osobę piszącą i nagle... koniec. Ale z drugiej strony, wolę to - oficjalne zakończenie, mniej lub bardziej pompatyczne, niż opowiadania niedokończone, na których rozdziały dodawane są już na siłę, nudne jak flaki z olejem, albo blogi, na których po prostu zaprzestano publikacji w połowie, często bez słowa. "Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść... Niepokonanym...". Czy chodzi o blog, czy o inny, znacznie ważniejszy moment naszego życia, te słowa powinniśmy mieć gdzieś z tyłu głowy, by w odpowiedniej chwili wcielić je w życie. Tego Ci życzę - zarówno, jeśli o blogosferę chodzi, jak i życie prywatne!
      Angel.

      Usuń
    3. Też uwielbiam sevmione na pierwszym miejscu, ale muszę trochę nabrać do swoich pomysłów dystansu. Powojenną za bardzo przeżywam i wiem, że po setnym rozdziale po prostu nie będę w stanie niczego z Severusem napisać.
      Haha, to prawda. Koniec c z e g o ś zawsze jest dziwny. Ale dla mnie godziny pracy i zarwane noce były czymś przyjemnym, budującym i na szczęście nie uważam, że są zmarnowane. Czas na powojennej nie jest zmarnowany. Poznałam mnóstwo czytelników, zawarłam przyjaźnie… no i kończę bloga, który skradł moje serce.
      Tak, trzeba wiedzieć, kiedyś zejść ze sceny… ale ja zaraz wyruszam na inną scenę. Może nie będzie tak źle? A twoje życzenia sa po prostu… nie wiem, co napisać, ponownie. Ty też bądź Niepokonana, Angel.

      Usuń
  2. Moje serce też krwawi. I nogi, ale to nie o tym.
    Rozdział jest wspaniały, no ale chce się płakać, że do końca zostało już tak malutko :c
    Kiedy tylko zobaczyłam, że go opublikowałaś, miałam nadzieję, że Severus w końcu się tutaj pojawi. I jest! Jak zwykle, robi wielkie wejście i jeszcze rzuca różdżką Voldemorta po stole, a co. Kto bogatemu zabroni?
    Zabawne są ich reakcje na siebie. Niby się denerwują, warczą na siebie, ale końcówka jest tak kochana i wzruszająca ( no przynajmniej dla mnie ;-;), że po prostu... awww :3
    Jestem zła na tych, którzy mówili, że nie chcą walczyć! Ale i tak muszą, Salvio, zmuś ich :v
    (chyba) czekam na następny.
    Weny,
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co żeś znowu zrobiła? :D
      Nie chcę się chwalić, ale ten rozdział pisało mi się bardzo dobrze. Poprzednie teraz mi się wydają tak marne, ale nie o tym teraz… Nie mogłam go (Severusa) nie dać na sam koniec, nie jestem aż tak okrutna. (:
      Przychodzi i rzuca różdżką Voldemorta na stół, śmieję się na głos, hahahaa… XDDD
      Właściwie to oni się ignorowali, ale jak zwał, tak zwał… po prostu czekali, aż będą sami. Zobaczysz w następnym rozdziale, czy ich zmuszę, czy nie… Do następnego? :(

      Usuń
    2. Znowu? Nie robię sobie krzywdy aż tak często ;-;
      No najpierw zacięłam się przy goleniu, tak jakoś dwa dni temu i dalej krwawię, a na dodatek postanowiłam sobie dzisiaj skrócić drogę, no ale nie przewidziałam, że półmetrowe chwasty mnie zaatakują ;-; Przeżywam koniec Powojennej całą sobą :v
      Nonz czego tu się śmiać, przecież tak zrobił!
      Do następnego :((

      Usuń
    3. Jak opowiedziałaś mi historię o USA… może jednak często?
      Ojej, haha, biegałaś sobie po łące i Cię chwasty zaatakowały? To nawet urocze, haha. Ja przeżywam teraz każdy komentarz podwójnie. Nie wiem, jak to będzie.
      Do następnego!

      Usuń
    4. No nie wiem, czy takie urocze .-.

      Usuń
  3. O mój Tadziku.
    Tu jutro pojawi się komentarz, ja muszę pomyśleć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam pomysleć i naprawdę się starałam! Tyle że moje myślenie o powojennej przyniosło mi więcej smutku, w końcu ta wspaniała historia dobiega już końca... Niewiele jest opowiadań, które potrafią wzbudzić w czytelniku tyle emocji, od śmiechu z radości, poprzez niedowierzanie, aż w końcu drżenie ze strachu o bohaterów, których tak zdążyłam polubić. Piszę jakby wszyscy bohaterowie Powojennej umarli, mowa pogrzebowa, ja pieprze... A, nieważne. Będę pisać dalej, nie śmiej się! To dla Ciebie. Wykrzesam z siebie te kilka zdań, muszę zostawić wszystko na komentarz przy ostatnim rozdziale/epilogu, to tam się rozwinę nieco... bardziej. A przynajmniej się postaram. Rozdział jest piękny, ujęłaś w nim całe spotkanie Zakonu, a także przepięknie oddałaś klimat, jaki się stworzył, między Hermioną a Snapem. To oczekiwanie, zdenerowowanie i swego rodzaju wściekłość; wszystko tak, jak powinno być, niczego nie pominęłaś. Już od długiego czasu wszystkie rozdziały są... praktycznie idealne. Czekam aż skończysz autorska historię, odniesiesz swój sukces, spełnisz marzenie - w końcu marzenia się nie spełniają, je się spełnia - pamiętasz? Ja pamiętam, mam nadzieje, że będziesz to tego zawsze dążyć. Jesteś po prostu takim salviom, moim salviom i podczas tej historii, podczas Powojennej, poznawałam Cię coraz lepiej, Twój wspaniały charakter, obie się zmieniłyśmy, wniosłyśmy coś do swojego życia nawzajem - w końcu my to za dużo dla świata.
      Czekam na ostatni rozdział, Ty wiesz. Po raz ostatni na Powojennej czekam.

      M.

      Usuń
    2. Wiesz, że odpowiadanie na twoje komentarze sprawiało mi najwięcej trudności? Zawsze uważałam, że komentarz mogę napisać lepiej i wychodziło mi to w bólach i trudach. Często odpowiadałam po prostu na twoje słowa, ale to było takie puste. I dalej jest. Meh.
      W ogóle nie pamiętam, kiedy przeczytałam od Ciebie negatywny komentarz (nie licząc tych, w których straszyłaś mnie patelnią), zawsze znalazłaś w moim rozdziale coś dobrego. Myślę, że to wynika z twojego podejścia do życia i to jest niesamowite.
      Ja też teraz próbuje się hamować i zostawić słowa na sam koniec, ale to jest tak kurewsko trudne.
      Moje rozdziały nie są idealne i nie będą. Może i poprawiłam się, ale do Sienkiewicza przecież mi daleko. (:
      Jasne, że pamiętam! Ale moje marzenia są takie odległe, milion lat świetlnych stąd… Ale i ty powinnaś dążyć do spełnienia marzeń, w końcu jedno marzenie mamy wspólne. A może nawet dwa, jak się nad tym dłużej zastanawiam.
      Aktualnie czekasz, aż Ci odpowiem. Wredna jędza…
      Wiesz, co się stało, kiedy przeczytałam twój komentarz. Nie chcę tego pisać na forum, dlatego teraz po prostu się oddalę ku zachodowi słońca …...

      Usuń
  4. Dawno mnie tu nie było. To znaczy byłam, ale nie miałam czasu komentować. Wydaje mi się, że to raczej kwestia mojego lenistwa a nie braku czasu no ale...
    Moje serce też krwawi. A przy następnym rozdziale pewnie będę płakać, ale to zostawmy na setny (dziesiąty).
    Severus w końcu się pojawił, długo go nie było. No i... Śmieszyły mnie te ich reakcje w stosunku do siebie. Niby tacy dorośli a zachowywali się jak obrażeni nastolatkowie. To ich taki urok.
    No nic.
    Czekam (albo i nie) na następny rozdział. Pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, nie będę pisać, że brak komentarzy jest mi obojętny, bo to kłamstwo, więc chyba po prostu zamilknę.
      Ja też się dobrze bawiłam, pisząc ich relacje. Poczułam nawet swobodę, kiedy operowałam ich zachowaniem. Starałam się o tą swobodę przez prawie sto rozdziałów, czuję się usatysfakcjonowana.
      Do następnego? Chyba.

      Usuń
  5. Teraz już możesz mi powiedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że tu nie ma ładnych emotikonek… wstawiłabym tu takiego fajnego, łaciatego pieska.

      Usuń
  6. Chciałam zostawić tylko pierwszy komentarz, ale nie jestem w stanie się powstrzymać i muszę dopisać kilka słów o końcówce rozdziału. Co prawda nie było żadnych kapturów, ale scena jak najbardziej romantyczna i zdradzająca ich wzajemną tęsknotę.
    Gdy tylko zobaczyłam "Nerida" zrobiłam się trzy razy czujniejsza. Co prawda to tylko ktoś, kto jest do niej podobny, no ale...
    Chciałabym przeczytać jeszcze milion stron romantycznych opisów, nawet jeśli Snape miałby ją tylko łapać za rękę. 💔

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłaś zostawić pierwszy komentarz, jest bardzo miły.
      Gdybym wpadła wcześniej na pomysł z kapturem, świat byłby lepszy. Ale nie wymyśliłam i jest taki sam, co jest potencjalnie smutne. Wiesz, że właśnie skończyłam oglądać Keitha? Czuję się bardo dziwnie.
      Chciałabym napisać milion stron! *aż łapać za rękę (bo to dalej Snape).

      Usuń
  7. Kochana błagam Cię! Nie kończ! :) a jeśli musisz, to zlituj się nad nami czytającymi i twórz następne dzieła, bo tak przyjemnie się czyta... :D ach.. i błagam, tylko nie uśmiercaj głównych bohaterów, bo mi serce stanie ;) pozdrawiam. Gosia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie muszę kończyć. Generalnie jestem na etapie chęci. To opowiadanie ma to do siebie, że jego koniec nie może być wymuszony, bo wtedy nie będzie piękny. A piękne rzeczy są podobno miłe. (:

      Usuń
  8. Szkoda, że już kończy się ta historia... Przez kilka dni zajmowała mi wiele wolnego czasu i stała się mi bliska. Mam nadzieję, że zaczniesz tworzyć następne opowiadanie z tym parringiem.
    Czekam na ostatni rozdział.
    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że Ci się podobało. (:
      Zacznę tworzyć opowiadanie, ale na razie rozpocznę inny pairing. Ale do sevmione jeszcze wrócę, tyle że ze świeżym spojrzeniem.
      Do następnego, haha.

      Usuń
  9. Naprawdę nie mam pojęcia co napisać. Czytając mam wrażenie, że historia dopiero się rozkręca a tu zaraz koniec :( Rozdział wspaniały i cudownie się czyta, a co najważniejsze Severus wrócił ;) Chociaż on serio ma na nią zły wpływ;) Nie mogę się doczekać następnego rozdziału a z drugiej strony chciałabym to jak najbardziej odwlec, ale wiem ze się nie da tylko mam nadzieję że będzie długi, a najlepiej baaaaaaaardzo długi. Zaciekawiłaś mnie z tą Neridą i nawet pomyślałam ze żyje no ale nie wiem. pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny

    OdpowiedzUsuń
  10. Całe opowiadanie=meeeeeeeeeeeeega <3
    Pozdrawiam :*
    in-hope-we-were-saved.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń