Hermiona musiała zostać w szpitalu do
soboty. Draco, Severus i Dumbledore oczywiście to zrozumieli. Mieli razem
opracować konkretny plan działania, ustalić idealną wersję wydarzeń dla
Dracona, która go będzie stawiać w dobrym świetle. Ale musieli to przełożyć na
inny termin, Madame Pomfrey była nieugięta i zdania, że w jej krwiobiegu dalej
krąży narkotyk. Kasztanowłosa o bujnych lokach już nawet nie bała się tej
rozmowy z dyrektorem, mogłaby ją odbyć pięć razy, byle tylko wyjść ze Skrzydła
Szpitalnego, z daleka od tej kobiety. Hermiona odwiedzała ją w tym roku więcej
razy niż w ciągu sześciu lat (spetryfikowanie w drugiej klasie liczyła jako
jeden raz, tylko długoterminowy).
Oczywiście, przyjaciele ją odwiedzali, ci
bliżsi i dalsi, a nawet znalazło się kilka przypadkowych osób, jak np.
dziewczyna Neville’a, która coraz rzadziej rzucała w jej stronę swoje
śmiercionośne spojrzenia — czas nie leczył tu ran, tylko
uśmiechnięty, rumiany Neville. Hermiona musiała przyznać, że Marietta miała
bardzo ładną twarz bez usłanych pryszczy na całym czole. Tylko jej oczy
przerażały. Koloru stali, wpadający czasami w przezroczystą toń. Hermiona
łapała ją na tym, że Marietta na nią patrzy w taki odmienny, współczujący
sposób. Jakby swoim spojrzeniem dotarła w miejsce, gdzieś w jej podświadomości,
do którego sama Hermiona nie miała dostępu. Marietta wiedziała coś, czego
Hermiona nie mogła dostrzec. A ona nie lubiła nie
wiedzieć, a zapomniała, że o niektórych sprawach sama nie chce myśleć.
— Przepraszam, Hermiono, ale musimy już
iść. — Powiedział ze zbolałą miną Neville,
patrząc na swój zegarek, który dostał na siedemnaste urodziny od Harry’ego.
Hermiona pamiętała, że wysłała mu wiekowy tom o Zielarstwie na tą okazje. To
był oczywiście unikat, za który do dzisiaj jej dziękował. Mogła sobie na to
pozwolić, była w końcu jedną z głównych, ważniejszych postaci w wojennym
czasie. Order Merlina pierwszej klasy, nagroda pieniężna… nic to Neville’owi
nie mówiło. Dalej jej dziękował, uznając taki prezent za coś o wiele bardziej
wyjątkowego. W końcu wysłała mu sowę z listem i prezentem, gdy tylko wybiła
północ. Chociaż Hermiona nigdy się nie dowiedziała, że Neville płakał nad
urodzinowym listem i tak się cieszyła z wielkiego uścisku, gdy tylko się
spotkali. Była pierwszą osobą, która o nim pomyślała w ten dzień. Marietta
nawet spotkała się z nim rankiem i gdy dowiedziała się o prezencie, nie
pokazała po sobie, że ją to zezłościło; to był dzień Neville’a.
Ale Hermiona od tamtego czasu wydawała się konkurencją.
Może i Hermiona nie była pięknością,
Marietta to wiedziała. Szatynka miała nawet ładną twarz, słodkie piegi,
zarumienione policzki, te duże, niczym dziecko, miodowe oczęta, które zawsze
tak paliły spojrzeniem osoby, które lubiła, a nawet kochała. Sylwetkę miała
chudą, ale już kobiecą, ostatnie oznaki dziecinności zniknęły. Hermiona nie
była kanonem piękna, burza loków o kasztanowym odcieniu to potwierdzała.
Marietta śmiała się w myślach, że wyglądem skosztują ją tylko koneserzy. I
bardzo dobrze, że Hermiona do teraz nikogo sobie nie znalazła; ona zaczęła
umawiać się dopiero w szóstej klasie, kiedy jej skalana twarz była znośnym
widokiem. Dopiero Neville zwróciła na nią uwagę, ale sama się o to prosiła.
Czasami nie mogła oderwać od niego wzroku, jakoś samo wyszło, że się go prosiła
o spotkanie. Pierwszy raz prosiła o to mężczyznę! I podziwiała Neville’a, że nie odrzucały go blizny na jej
twarzy, tylko jej nielojalność w piątek klasie... Przez Neville’a miała wyrzuty
sumienia, ale to naprawdę nie była jej wina. Ta różowa flądra wmusiła w
Mariettę eliksir prawdy! Ale nikt nie chciał słuchać jej wyjaśnień. Nawet Cho
Chang nie chciała jej znać, bo straciła swoją w i e l k ą szansę z
Potterem, choć nie oszukujmy się, pomyślała, nie pasowali do siebie.
— Mamy teraz transmutację. — Dodał Marietta, spoglądając na Neville’a
ponaglająco. Wstała ze swojego miejsca, a Neville tuż za nią, wysyłając
Hermionie przepraszający uśmiech, jakby przez niego znalazła się w Skrzydle
Szpitalnym.
— Idź — ponagliła go, gdy spojrzał na nią przez
ramię. Machnęła na niego ręką, aby już sobie poszedł. McGonnagall była
wymagającą nauczycielką, a Neville nie może się spóźniać, nie był orłem z tego
przedmiotu. Hermiona sama musiała przyznać, że wolałaby już iść z nimi, niż
dalej leżeć bezczynnie. Nawet rozważała taką opcję, ale gdyby Madame Pomfrey
dostrzegła, że nie ma jej w łóżku, wszczęłaby alarm na całą szkolę, a ją
uziemiła na następny tydzień, wcześniej zaciągając ją za ucho z powrotem do
łóżka. Hermiona zaklęła pod nosem, nie wiedząc nawet na co skierować myśli.
Wszystkie książki przeczytane, zadania domowe odrobione — pierwszy raz naprawdę miała na to czas,
bo nie musiała ślęczeć do nocy przed kociołkiem. Choć i za tym coraz bardziej
tęskniła. Na widok eliksiru pieprzowego robiło jej się niedobrze. Cały czas
myślała o zbliżającym się procesie, o Draconie, czasami o Blaisie, Ginny. Kiedy
miała na to nagle czas, wszystko na nią tak gwałtownie spadło. Mogła poukładać
myśli. I z bólem serca, po kilku dniach zauważyła tylko jedną rzecz.
Zasadniczą, o której starała się nie roztrząsać, ale starania nie były aż tak…
żelazne. Próbowała się przekonać, że nie chce o tym myśleć, a to odbiegało
trochę od prawdy.
Czy Severus — bo tak dalej o nim myślała, o Severusie,
nie o profesorze Snapie — faktycznie wypowiedział jej imię. I to z
takim uczuciem. Głupawe były te myśli, bardzo prozaiczne. I oczywiście
uczuciowe, czego próbowała się wyrzekać. Musiała się uczyć do Owutemów, a nie
zajmować wszystkim innym, co ich nie dotyczyło. Sporządziła sobie notatki
powtórkowe, mając nadzieję, że będzie miała coraz więcej czasu, aby to wszystko
sobie poukładać. Zostało jej zaledwie pół roku. Styczeń, luty, marzec, a w
końcu wybije i czerwiec. A musiała wypaść przecież nienagannie. Inaczej uzna to
za życiowe niepowodzenie, a jednocześnie nie dostanie się na wymarzone studia.
Dalej się wahała między magomedycyną, a Eliksirami. Na szczęście Severus Snape
miał rozwiać jej wątpliwości. W końcu będzie musiał wygłosić swój werdykt, czy
na Mistrzynię Eliksirów się kwalifikuje. Jeśli tak, wtedy dopiero będzie miała
dylemat.
Już teraz miała ogromną wiedzę o
sporządzaniu eliksirów. Co prawda, dopiero niedawno poczuła, że wydobyła z
siebie minimalny instynkt twórcy. Wiedziała, kiedy książkowa wersja jest
myląca, bo… po prostu to nie pasowało, proporcje powinny być inaczej zachowane,
wyczuwała to. Czasami się myliła i musiała słuchać tyrad swojego wielkiego Mistrza, Mentora, ale to było nie
tylko dobre, co też i motywujące. Chciała pokazać, że jest więcej warta, a jego
monologi czy wrzaski wcale nie są słuszne, jak jemu się wydaje. Gdyby kto inny
na nią wrzeszczał… może nie rozwinęłaby się tak szybko. Z bólem serca musiała
przyznać, że Severus Snape wiedział, co robi. Nie miał podejścia do uczniów,
ale umiał wydobyć z człowieka taką złość i chęć pokazania, że jest się
pożyteczniejszym człowiekiem, niż taki, w jaki elokwentny sposób nas profesor
ujął. Dzięki temu pomyłki były coraz rzadsze. Nawet, cholera, to stworzenie
narkotyku było jakimś przełomem. W końcu zadziałał, byłaby niepocieszona, gdyby
się okazało, że nic nie stworzyła. Co prawda, zazdrościła Draconowi
użyteczności eliksiru leczniczego, jaki ostatnio stworzył, ale to też mógł być
tylko szczęśliwy traf. Większość twórców stworzyła coś z przypadku. Severus
dalej mówił, że powinni myśleć głową, a nie szczęśliwym trafem — tworząc swoją własną odmianę heroiny,
tych słów się właśnie trzymała.
— Cześć — w drzwiach stanęła Ginny, uśmiechnięta od
ucha do ucha. Może widziała się chwile wcześniej z Blaisem, jej policzki były
różowawe, a brązowe oczy błyszczały jak u kota, który właśnie dobrał się do
śmietanki. Hermiona ucieszyła się, że na tym jej głęboka zaduma została
przerwana. I tak zaczynała się odchylać od eliksirów, zaczynając swoje
rozważania, całkiem wbrew jej woli, o Mistrzu Eliksirów.
— Nie masz lekcji? — Hermiona spojrzała na nią z naganą, ale
Ginny nie wyglądała na zrażoną i usiadła na miejscu, które chwilę wcześniej
zajmowała Marietta Edgecombe. — Ginny, przypominam, że ciebie też czekają
w tym roku Owutemy.
— Obiło mi się o uszy. — Pokiwała głową, jakby to była co najmniej
plotka pierwszej świeżości. Hermiona pokręciła zrezygnowana głową,
zastanawiając się, dlaczego tylko ona jest taka przejęta. Fred i George często
im wspominali o omdleniach przed egzaminami, kiedy to ich rocznik zdawał Owutemy.
Czy wpływ miał na to, że teraz, rocznik Hermiony, był tym powojennym? Możliwe.
Ledwo uszli z życiem — ba! — ledwo wygrali ostateczne starcie z
Czarnym Panem. Uczniowie nauczyli się żyć teraźniejszością, a przynajmniej ci,
którzy nie wyszli z tej wojny, z całą rodziną i przyjaciółmi.
— Co teraz masz?
— Mugoloznawstwo, ale nie mam teraz do tego
głowy — przyznała Ginny, choć wcale nie wyglądała
na chorą czy czymś strapioną. Wręcz przeciwnie. — Och, nie patrz tak na mnie. Ciesz się, że
dotrzymuję ci towarzystwa. Blaise też gdzieś wybył, chyba miał Numerologię.
Chciałam, żeby przyszedł, ale oboje uznaliśmy, że go wyrzucisz.
— Macie połączone wewnętrzne oko, jak
Trelawney? — zakpiła, a z twarzy Hermiony opadły
wszystkie kolory. Ginny westchnęła ciężko.
— Nie musimy rozmawiać o Blaisie. I o
niczym, co jest związane z Draco… ta rozprawa musi być dla ciebie
przytłaczająca. — Hermiona spojrzała na nią z odrętwieniem.
Nie miała pojęcia, że Ginny wie tak wiele. Rudowłosa spojrzała na nią
pobłażliwie, uśmiechając się figlarnie. — Skoro byłam w przyszłości, muszę być
chyba wmieszana w tą sprawę, prawda?
— Opowiedz mi, co się dzieje w przyszłości.
— Wolnego! — zaprotestowała Ginny z przerażeniem
wypisanym na twarzy. — Zwariowałaś? — szepnęła, a torba sunęła się z jej
kolan, zwalając z hukiem na podłogę. — Dobrze wiesz, że nie mogę.
Czasoprzestrzeń mogłaby zostać naruszona… I musiałam złożyć Dumbledore’owi coś,
jak Wieczystą Przysięgę. — Dodała od niechcenia.
Hermiona zrobiła wielkie oczy, a Ginny
pośpieszyła z wyjaśnieniami.
— Jeśli ci zdradzę cokolwiek, co jest
dalej… — Hermiona zrozumiała, że dalej musi być przyszłością. Może to była
już przyjęta, potoczna wersja, jaką używała razem z Dumbledorem. Szatynka miała
ochotę ich wszystkich przekląć za te tajemnice. — …mogłoby się skomplikować wiele spraw,
Hermiono. Nie umrę, jeśli ci powiem, ale myślę, że kara byłaby jeszcze gorsza. — Ginny spojrzała na swoje buty, ale zaraz
się ożywiła, a właściwie jęknęła i położyła głowę na białej pościeli,
zrezygnowana.
— Czemu to wszystko jest takie
skomplikowane? — szepnęła Hermiona z westchnieniem,
bardziej opatulając się kołdrą, jakby do snu. Przymknęła miodowe, strute oczy.
Ginny usiadła po drugiej stronie łóżka, krzyżując nogi po turecku. — Miało być tak kolorowo po wojnie,
zero zła, zero problemów… — mruknęła.
— Na problemy się zapowiadało od dłuższego
czasu — zachichotała Ginny — tylko to miały być zwykłe problemy, a nie
czarnoksiężnik, którego nie można zabić, bo sobie powsadzał części duszy do
słoika. — Obie parsknęły. Hermiona otworzyła oczy i
w zamyśleniu spojrzała na swoją przyjaciółkę, która oparła głowę na dłoni i
również zamknęły oczy. Może tak jak Hermiona sobie powtarzała: tylko na sekundę. Hermiona była
bliska, żeby wyznać, jak zdążyła zatęsknić za tym widokiem przez ostatnie,
ciężkie miesiące. Za jej rudymi włosami, które były o wiele dłuższe, niż we
wrześniu. Miała je do talii, ciągnęły się prostymi jak drut łunami, łącząc w
kosmyki. Zastanowiła się, kto by padł ofiarą Ministerstwa Magii, gdyby nie
namowy Ginny, aby razem, całą czwórką, wrócili do Hogwartu. Harry zgodził się
bez wahania, w końcu to Ginny go prosiła, a Ron uznał, że byłoby sympatycznie;
nawet dla niego Hogwart był domem. Największe opory miała Hermiona, z jakiegoś
dziwnego przeczucia, że już to, co minęło, nie wróci. Że jej dziecięce lata
przygasły, razem z jej zaginionymi rodzicami. Dalej tak uważała, że jest zbyt
doświadczona, aby czuć tą beztroskę, co kiedyś. Ale nie żałowała powrotu, niech
ją słodki Merlin kopnie, nie żałowała.
— Opowiedz mi o nim, Hermiono. — Szepnęła Ginny. Hermiona nie zauważyła,
kiedy otworzyła oczy i przypatrywała się jej z bardziej czulszym uśmiechem.
Szatynka wzdrygnęła się, nieprzyzwyczajona do takich nagich, obnażonych
spojrzeń. Nawet czuła te bijące ją boleśnie emocje przyjaciółki. Otaczając się
wcześniej Ślizgonami, musiała kombinować, a i tak rozumiała dopiero po
miesiącach, co ich drobne ruchy znaczą — nie mówiąc o uczuciach, to był
kompletnie inny poziom. Te czułe spojrzenia przyjaciółki były krępujące. Nawet
w listopadzie, kiedy Ginny jeszcze była, nie pozwalały sobie na częste chwile
zwierzeń. Nie mówiły sobie dobrze,
że jesteś, nigdy.
— O kim? — zapytała, zdając sobie dopiero po jakimś
czasie sprawę, że nie odpowiedziała Ginny w żaden sposób. Ale rudowłosej to nie
przeszkadzało, czekała spokojnie, cały czas obserwując, jak myśli nią targają,
Hermiona nigdy by się z nią nie podzieliła tymi przemyśleniami, widziała to po
jej minie.
— O Snapie. — Uśmiechnęła się w jej stronę ze
znudzeniem. Hermiona zakrztusiła się swoją śliną i przez minutę opierała się
atakom kaszlu. Spojrzała zaskoczona na Ginny.
— Dlaczego?... I po co?
— Ciekawość. — Odpowiedziała Ginny, przywołując z
sąsiedniego łóżka białą poduszkę. Hermiona leżała po jednej stronie łóżka,
a rudowłosa siedziała tam, gdzie ona trzymała nogi. Obie dziewczyny wyglądały
na zmęczone, choć brązowe i miodowe oczy dziwnie błyszczały.
— A co chcesz wiedzieć?
— No nie wiem — zastanowiła się, czy w ogóle chce
cokolwiek wiedzieć. Czy jej wyobraźnia będzie na tyle bujna, aby te opowieści
znieść. — Jaki dla ciebie jest?
— Taki jak dla każdego — zaśmiała się cichutko pod nosem, przymykając
ponownie oczy. Wspominała, przypominała sobie, co zdarzyło się w ich wspólne,
pierwsze święta. Czy miała mówić, jak bardzo pamięta o ich pierwszym pocałunku,
choć nie chciała pamiętać. Czy Ginny wiedziała, co to za ból, skoro ją o to
pytała? — Jest cynicznym dupkiem, który wykorzysta
każdą twoją słabość, aby cię pogrążyć.
— Więc czemu… — zaczęła, ale Hermiona przerwała jej
brutalnie, zgorszonym tonem.
— Pytasz się, jakby to zależało ode mnie.
Gdybym miała wybór, nigdy bym do tego skomplikowanego człowieka nic nie czuła. — Westchnęła i potarła skronie, od samej
rozmowy bolała ją głowa, była jeszcze dość słaba po narkotykach; nie to, że
dalej czuła się jak na haju, po prostu to niemiłe odrętwienie, jakby pozostał
jej tylko stan wegetacji. — To nie tak — szepnęła do siebie. — Nie chodzi mi o to, że… Czy na pewno
musimy o tym rozmawiać?
¾ Nie. — Odpowiedziała Ginny, milknąc.
Hermiona zamknęła oczy i ułożyła się w
wygodniejszej pozycji, aby móc zasnąć. Nie była zmęczona fizycznie, tylko
psychicznie; przez cały pobyt w szpitalu, odganiała od siebie myśli o
wszystkim, co nie jest związane z nauką. Tak było jej lepiej. Ale gdy Ginny po
prostu zapytała… nie dało się jej przecież zignorować.
— Jest
najbardziej skomplikowanym człowiekiem, jakiego poznałam w całym życiu. Jest
przesiąknięty złem do szpiku kości, mimo że uratował nam wszystkim tyłki
podczas wojny. Nigdy nie mówi tego, co ma na myśli, trzeba nauczyć się
jego języka, jaki przelewa na swoje ciało. Nie słuchaj tego, co mówi, a to co
chce ukryć przed całym światem... On dba o osoby, które szanuje… może kocha,
nie wiem. Tylko trzy razy byłam świadkiem, jak się śmieje i jest to najpiękniejszy
dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałam. Severus nie potrafi się sam borykać z
przeszłością i jest osobą, którą da się pokochać, ale jeśli już się to zrobi,
jeśli już się nauczysz go kochać, nie ma czegoś takiego jak:
wyjście. Severus jest, uwaga, teraz będę wymieniać: pierwszą osobą, do
której bym się zwróciła o pomoc, sarkastycznym dupkiem, pieprzonym
egoistą, który dba o wszystkich, tylko nie o siebie. Severus jest moim
niespełnionym koszmarem. Ale jest mój. — Powiedziała
z zadziornym uśmiechem, z wolna zasypiając i zostawiając Ginny z kompletnym
mętlikiem w głowie. Dodała jeszcze przed snem. ¾ I Severus bardzo dobrze
całuje.
— To było pierwsze zwierzenie
naszej kochanej Hermiony, która rozszalała się z miłości do swojego nauczyciela — powiedział zadziornie narrator, wpatrując się w
czterdziestoletnią Hermionę, która zarumieniła się, ale towarzyszył jej słodki,
błogi uśmiech. Przeszłość w jej wspomnieniach dawno wyblakła, a teraz znowu
miała piękne, te same barwy. Przeżywała dawne lata na nowo, każdego dnia.
Jeeejku, opowieść Hermiony o Snapie, uwielbiam końcówki twoich rozdziałów, zawsze dają nadzieję na fantastyczną kontynuację ♥
OdpowiedzUsuńMarietta jest wkurzająca, irytująca i grrr. Nie lubię jej i chyba nie polubię.
"Ale jest mój." - noo idealne! <3 ; I Severus bardzo dobrze całuje. - Wyobraziłam sobie minę Ginny :D
"pieprzonym egoistom" - * egoistą ;)
Do następnego! :3
Dawno nie było ładnej końcówki. Trochę mi tego brakowało. Fantastyczna kontynuacja to pojęcie względne, ostatnio się zastanawiam, czy mam wpaść w czytelniczą fantastyczną kontynuację, szczęśliwą, czy napisać epickie, smutne cudo. Cudo, bo najlepiej się czuję w nostalgicznych tekstach, wyszłoby to lepiej, ale nie cudownie. Dalej pozostawiam o sobie skromną opinię. I ankieta, którą zrobiłam mnie trochę myli. Jesteście okropni! (Zwłaszcza, jeśli chodzi o tasiemcze pisanie, zołzy jedne hahahhahah... BOŻE! Mam najlepszych czytelników na świecie.).
UsuńBłąd poprawiony, a Marietta dalej irytująca. Do kiedyś. :)
Piękny rozdział :3
OdpowiedzUsuńStrasznie mi się podoba, rozmowa z Ginny szczególnie, a jeszcze szczególniej ostatnia wypowiedź Granger. Zakochana Hermiona, ach. Tak samo jak ona zastanawiam się, czy Severus naprawdę do niej tak powiedział. I wydaje mi się, że tak :v
Marietta mnie trochę irytuje, ale Ty lubisz zaskakiwać, więc pewna nie jestem, jakie będzie mój stosunek do niej na końcu opowiadania.
Do następnego :3
Black
Pisanie rozmowy z Ginny szło mi topornie, ale jakoś to wygląda. Dobrze, że Ci się podobała, kamień z serca.
UsuńSama nie jestem pewna, co ta Marietta jeszcze nawywija. Do następnego, do kiedyś. :)
Co do twoje zdanie o wyjątkowość. Trochę się z Tobą zgadzam. Niby każdy jest wyjątkowy... ale skoro każdy jest wyjątkowy, nie jest przypadkiem dokładnie na odwrót? Moim zdaniem wyjątkowi są dla nas tylko pojedyncze osoby. W reszcie tej wyjątkowości nie widzę, chociaż może ona jest. Nigdy się tego nie dowiem. :)
W każdym razie, chyba (!) mamy podobne zdanie.
Może to tak, że ktoś nie jest wyjątkowy, dopóki go lepiej nie poznamy? :D
UsuńA może... :)
UsuńPrzepraszam że tak późno ale zepsół mi się komp i muszę korzystać z siostry a nie zawsze mogę. Rozdział boski. Zresztą jak wszystkie. To jak Hermiona opisywała Severusa . . . Rewelacja. Czytając to mogłam poczuć te wszystkie uczucia którymi go darzy. Po prostu boskie.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, skomentowałam i pozdrawiam.
Dużo weny życzę i spokojnych, radosnych świąt Wielkiej Nocy
Senri97
Dziękuję bardzo. :)
UsuńRównież Życzę Ci dobrze spędzonego czasu w rodzinnym gronie, i właśnie Życzę Ci też szaleństwa, bo spokojne święta czasem potrafią człowieka znudzić! Do następnego.
Dopiero teraz komentuje bo w domu dzieciaki biegają i kto ma się nimi zajmować? Wszyscy wiemy, że chodzi o mnie. No a teraz wszyscy jeszcze śpią, więc mogę pozwolić sobie na chwilę wolnego...
OdpowiedzUsuńRozdział fantastyczny... I ta końcówka, dawno takiej nie było.
- [...] Ale jest mój. - Powiedziała z zadziornym uśmiechem, z wolna zasypiając i zostawiając Ginny z kompletnym mętlikiem w głowie. Dodała jeszcze przed snem. - I Severus bardzo dobrze całuje. ❤
Nie mam więcej do napisania, szkoda że publikujesz co piątek bo doczekać się nie mogę, ale mam nadzieje, że nie będzie trwało to długo.
Pozdrawiam i życzę wesołych Świąt!
Expecto
Oo, biedna. Ja wyjątkowo nie lubię się zajmować dziećmi. Tak że... chciałam napisać, że współczuję, ale byłby to rodzaj nietaktu, więc wytrwałości. :)
UsuńNo cóż, co piątek. Może coś się zdarzyć w międzyczasie, ale jest na to mała szans. Gdy znowu mam więcej czasu, nie publikuję, co dwa dni; załapałam wenę, bo nie ma już presji. Wesołych Świąt! Do następnego. :)
Kocham cię po prostu <3 świetnie piszesz i ta słodka końcówka
OdpowiedzUsuńBez miłosnych wyznań, proszę... :)
UsuńJesteś salviom, po prostu.
OdpowiedzUsuńNie wiem co kurde napisać, głupku, bo nadal duszę się przez Ciebie ze śmiechu, super, uduszę się i co będzie? Mnie nie będzie, będziesz musiała skończyć za mnie Niewolników i komentować blogi, które czytałam. SUPER, widzisz ile bierzesz na siebie, przez Twoje żarciki?
UsuńRozdział jest suuuuuuuuper, ale serio jest super, no wyszedł Ci, czy Tobie zawsze wszystko wychodzi, tylko ja jestem taką pokraką. XD Marietta jakoś mi się za bardzo nie podoba, ona coś KNUJE, ja to wiem. Jeszcze ja się dowiem, co Ty wymyśliłaś, zobaczysz. :))
Rozmowa z Ginny była taka słodka, ojeju! A końcówka to już w ogule, rozwala system . ! :(
Dobra, idę coś zjeść, sorki, jedzenie najważniejsze.
Czekam na kolejny, to już jut.... O KURDE, TO DOPIERO ZA TYDZIEŃ.
....
pa, ułomie....
XDDDDDDDDDDD
M.
Sama jesteś salviom, po prostu salviom. Nie ma innej opcji, twoja salviomowatość poraża! I sama jesteś głupek, niech ludzie widzą, jak mnie ciągle obrażasz.
UsuńEJ, Niewolnicy własny wspomnień według Salvio. Ludzie by umarli, jakby było tak mało opisów. O nie, musiałabym czytać te wszystkie Dramione. Mam nadzieję, że chociaż masz dobry gust (w końcu mnie czytasz). Moje żarciki są wyrafinowane. To ty się dowaliłaś do moich... no. Ciesz się, że nie skończę.
Mi tylko nie wychodzi własne życie. Poza tym to jestem taką samą pokraką jak ty. :)))
Ty wszędzie widzisz spisek, trzymaj tą swoją patelnię na wodzy, bo wydłubiesz komuś oko.
Chyba Cię dzisiaj lubię za ten sarkazm. Niebywały, cudowny, niesamowity (jak blog, który czytałyśmy, jakbyś nie zrozumiała).
Zawsze jedzenie ważniejsze, uwierz, ja bardzo to rozumiem... :(
AHA. Ułomie? Ja jestem geniuszem, tworzę liryczne cuda, jestem w ogóle niebywała (!), a ty co... Zobaczymy jeszcze. Zobaczymy!
Och <3 Och <3 i jeszcze raz OCH <3 Ciekawe co by Sev pomyślał jakby usłyszał to wyznanie? (to do końcówki)
OdpowiedzUsuńEj Marietta to w sumie całkiem fajna dziewczyna :)
Na serio musimy czekać aż do piątku na kolejny rozdział? :(
Pewnie by poszedł się powiesić. Mam mieszane uczucia, co do Marietty, wiesz? Jest dziwna, tak samo jak Nie-Draco. :)
UsuńTak, (nie)musicie czekać do piątku. Nie jestem maszyną.
Ja Mariette nawet rozumiem. Może nie ufam ale rozumiem (a przynajmniej tak mi się wydaje) jej zachowanie :) Do następnego :)
UsuńZ góry zaznaczam, że jeszcze nie zabrałam się za czytanie, bo - co tu dużo kryć - tytuł "Rozdział SZEŚĆDZIESIĄTY ÓSMY" ściął mnie z nóg i już chciałam przeskoczyć do innej karty z myślą, że nie podołam takiemu wyzwaniu. Wiedziona czystą ciekawością weszłam w zakładkę "bohaterowie" i już widząc sam opis Hermiony zaczęłam zastanawiać się nad poświęceniem Twojemu blogowi odrobiny więcej czasu niż początkowo zamierzałam. Przyznaję się bez bicia, że ostatecznie do czytania przekonał mnie Snape! Oplułam klawiaturę na jego widok. <3
OdpowiedzUsuńNie wiem ile zajmie mi zapoznanie się z treścią aż tylu postów, nie sprawdzałam ich długości, ale masz moje słowo, że jesteś pierwsza na liście "czym zabić czas podczas kolejnej bezsennej nocy"(wbrew pozorom miewam ich naprawdę dużo).
Powodzenia!
Hahahahhahahah... jak mnie ten komentarz rozweselił!
UsuńChciałam Cię tylko ostrzec przed jakością pierwszych rozdziałów, jest ona bardziej niż marna. Gdy skończę bloga, chcę je poprawić, ale do tego jeszcze daleko.
(Wiem, jego zdjęcie jest... mówiąc delikatnie, naprawdę delikatnie... magiczne, pociągające?).
Teraz opowiadanie ma około 200 stron A4? Ale czytanie to przecież przyjemność, więc się nie zdziwię, jeśli w trakcie Ci się odechce. Zwłaszcza, że jak już wspominał, pierwsze rozdziały nie powalają. :)
(Bezsenne noce to podstawa, wtedy książki smakują najlepiej).
Oj, przyda się... namodziłam dzisiaj dwa nowe rozdziały, zaczęłam nowe opowiadanie i jestem wyprana z wszelkich emocji, a noc jeszcze młoda i wyczekująca!).
(Wtrącę się, ja przeżyłam pierwsze rozdziały, więc podejrzewam, że AŻ tak źle nie jest. Chociaż teraz się zastanawiam, czy Twoje "pierwsze rozdziały" mają większy zakres od tego, co przeżyłam... Bo jeśli tak, to być może jeszcze coś strasznego mnie czeka po drodze...).
UsuńHm, nie sądzę, żeby po pierwszych rozdziałach było źle. Pierwsze pięć rozdziałów mnie po prostu odrzuca i strasznie odstają przy całej reszcie. Tak przynajmniej mi się wydaję, więc podkreślam, żeby się nie zrażać. Wydaję mi się, że im dalej, tym lepiej. :)
UsuńJestem zdania, że początkowe rozdziały są zazwyczaj na niższym poziomie.Jakby nie patrzeć, pisanie jest akurat jedną z dziedzin, którą rozwija się z czasem, więc co w tym dziwnego, że na przestrzeni rozdziałów widać rozwój autora?Traktowałabym to raczej jako pozytywny znak niż powód do wstydu ;)
UsuńJa aktualnie katuję w Wordzie piąty rozdział i mam ochotę rwać sobie włosy z głowy, bo wszystko, co napiszę nijak się ma do tego, co chciałam przedstawić. Nie o tym planowałam pisać w komentarzu, ale musiałam się komuś wygadać, bo głowa mi już pęka z rozpaczy.
Hm, 200 stron. Nie brzmi wcale tak źle. Po 68 partach spodziewałam się dużo więcej, ale nie brałam pod uwagę częstotliwości dodawania postów.
Ech, coś czuję, że jeśli Pansy w przeciągu najbliższej godziny nie zechce ze mną współpracować, to wezmę się za czytanie tego bloga znacznie szybciej niż podczas bezsennej nocy :D
Właściwie to chyba już jest noc... :D
UsuńJa akurat zasnęłam przed książką, więc bezsennej nocy nie miałam, ale widzę, że twoja noc była owocna.
UsuńWiesz, myślę, że spontaniczne pisanie jest bardziej efektywne. Jasne, ma się jakiś zarys, ale w słowo w słowo nigdy nie wychodzi. Mój Snape też nigdy nie chce współpracować; nie jest dostatecznie sarkastyczny. Ale i tak go uwielbiam. Nie można mieć wszystkiego. :')
Ale rzuciłam Ci mniej więcej, ile to wszystko ma stron. Bo szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, ile tego jest. Jestem zbyt leniwa, żeby śledzić ilość własnych rozdziałów... Jak skończę bloga to się ogarnę i policzę. ;-;
Mam nadzieję, że chociaż się wyśpisz. Ja idąc spać o pierwszej w nocy, wstaję o czternastej...
Świetne opowiadanie, umiliło mi ten wolny, świąteczny czas. Nie wiem kiedy przeczytałam wszystkie rozdziały- wciągnęły mnie tak bardzo jak książka J.K.Rowling. Czekam na więcej i życzę spokojnych świąt :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do siebie (filmik o Severusie :3 )
https://www.youtube.com/watch?v=kt4Jo_-JxdE
mój pierwszy filmik i byłabym wdzięczna za uwagi i oceny, które wskażą mi dalszą drogę do tworzenia filmików takiego typu. :)
Oo, dziękuję bardzo za komentarz. Myślałam, że w święta aktywność spadnie, bo przygotowania i tak dalej. Jeszcze mi daleko do pani Rowling, ale się staram! :D Znaczy nie chcę jej dorównać, bo to idiotyczne, ale chcę rozwinąć swój własny styl. Cieszę się, że Ci się podobało. :)
UsuńSzczerze? Myślałam, że miałabym kolejny blog do czytania, a tu taka niespodzianka. Zaraz obejrzę, już z czystej ciekawości. Do kiedyś!
Rozmowa z Albusem ugh, w życiu nie!
OdpowiedzUsuńMadame Pomfrey aż zniechęca do chorowania;d to się nazywa odpowiednie leczenie;d
Zastanawia mnie Marietta, wiem, że jest dziewczyną Neville, ale czy ona będzie odgrywać jaką większą rolę w tej historii? Czy po prostu jej przerażający wzrok i zazdrość o Granger, ma nam wystarczyć?;d
"Czy Severus - bo tak dalej o nim myślała, o Severusie, nie o profesorze Snapie", oczywiście, że nie może o nim myśleć inaczej <3
"..wydobyła z siebie minimalny instynkt twórcy." - tworząc narkotyk;d, no trudno i takich mistrzów ludzkości potrzeba;d
".. tylko ona jest taka przejęta." - och, jak ja to znam!
"Czemu to wszystko jest takie skomplikowane?" - dokładnie, czemu? Tyle sevmiońskich informacji bym się dowiedziała! oh, ta Ginny.. ;d
"Gdybym miała wybór, nigdy bym do tego skomplikowanego człowieka nic nie czuła." - <3, ale czy Ci nie skomplikowani, wręcz "prości" w obsłudze, byli by tak fascynujący?
"Severus jest moim niespełnionym koszmarem. Ale jest mój. (..) I Severus bardzo dobrze całuje."
Cha! Teraz tylko wyznanie Seva i będę mogła umrzeć szczęśliwa :d
Uwielbiam fragmenty narratora! <3
Cieszę się, że powróciłaś! Jak zawsze z dobrym humorem. :D
UsuńI słuchaj, Namira, nie komentuj mi wszystkich rozdziałów, bo się zamęczysz, znaczy, o ile w ogóle masz zamiar komentować, to po pierwsze, ale jeśli będzie tam sobie czytać to prostu skomentuj ostatni rozdział i tyle. :)
Hm, myślę, że Marietta jest tutaj po prostu... podporą i dodatkiem dla Neville'a. Nie planuję jej wpleść w jakieś ważne wydarzenia.
HAHHAHAHA, Boże, świetna jesteś. Mam nadzieję, że obrona poszła Ci dobrze, odpisuj na emaila, moja droga, bom ciekawa. :)
Odpisaaaaaaaaaaaałaaaaaaaaaaaaaaam.
UsuńJesteś pewna?
Ohohoh, szykuje się najdłuższy komentarz świata <3