czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział siedemdziesiąty drugi

Przeżyłam... teraz jakoś to będzie. :)
Blog oficjalnie wraca do życia, razem ze mną.


Czekała na niego, jak ostatnia panna na wydaniu. A nigdy nie czekała na żadnego mężczyznę… w ogóle nigdy nie miała chłopaka. Ron był miłym zbiegiem przypadków. Kochała go, ale nie w taki sposób, żeby czekać. Tu i teraz musiała i aż ją to zdziwiło, że sobie na coś takiego pozwala. Ale Severus zszedł szybko z jej myśli, dalej wracała do pewnej sprawy, której nawet do siebie nie dopuszczała. R o d z i c e – mama i tata. Chyba ich nie ma. Ale nie o to jej w większej mierze chodziło. Nie zachowywała się standardowo. Ilekroć wspomni się słówkiem Parvati o Lavender, ta wybucha płaczem, przepraszając swojego słuchacza, tłumacząc się, że nigdy jej śmierci nie będzie w stanie opłakać. Hermioną to wstrząsnęło. Cz-zy nie powinna rozpaczać, a nie planować sobie spotkania z Severusem, aby z nim dopiero to wszystko przemyśleć. Czy tak było poprawnie, chyba nie powinna się nad tym w ogóle zastanawiać i po prostu pogrążać się we własnych odmętach rozpaczy. Ale tak nie było, stała spokojnie, oparta o kamienną ścianę, która nawet nie była zimna. Było jej dobrze!; co za okropne stwierdzenie. Przed komnatami Snape’a nikogo nie było, nikt nie przechodził, nikt jej nawet nie przeszkadzał, było za spokojnie. Cisza przed burzą? Niemożliwe. Chociaż… czemu miałoby być tak dobrze, los nigdy nie był skory do czegoś takiego. Westchnęła i odbiła się plecami od ściany, próbując złapać minimalną równowagę. Tego dnia strasznie bolała ją głowa, nawet jeszcze przed tymi smutnymi wieściami. Zignorowała jednak ból i obróciła się w stronę wyjścia z lochów, nie potrzebowała Severusa teraz, ani też później. Uśmiechnęła się do siebie, gdy szła na błonia szkoły, nie było nawet grama wiatru. Koniec stycznia był piękny tego roku. Słońce co prawda było schowane za chmurami, ale to dobrze, przynajmniej piegi nie będą znowu tak widoczne. Przysiadła dopiero pod starym dębem, miała tu idealny widok na Jasne Błonia, jezioro i Hogwart. Nagle znalazła się w samym centrum wszechświata. Przymknęła oczy, rozkoszując się zapachem rześkiego powietrza. To jej wystarczyło do pełni szczęścia, to i samotność. Dawno nie była tak po prostu sama, a teraz miała do tego dobre wyjaśnienie, umarli jej rodzice, miała prawo do samotności, ale chyba każdy myślał, że Hermiona w tym czasie płacze. A było jej do tego daleko. Usiadła, krzyżując nogi i prostując plecy, jak do medytacji, o której czasami czytała. Filozofia, religie… to wszystko ją ciekawiło i chciała wiedzieć, bo tak było prościej. Może znajdzie w bibliotece nurt życia, który jej pokaże, jak ma przez to cierpienie przejść. Mugole wierzyli w Boga, bo mieli pewność, że ich życie ma sens. Czarodzieje nie musieli w to wierzyć, bo mają tą wiedzę o życiu i śmierci. Wystarczy porozmawiać, a raczej po prostu zobaczyć Prawie Bezgłowego Nicka. Hermiona miała pewność, że po drugiej stronie jest im dobrze. Może nawet teraz wdychali ten sam, przyjemny wiatr, co ona.
Cichutki szept.
Hermiona obróciła się gwałtownie, otrząsając się z odrętwienia i rozglądając nerwowo na boki. Jej oddech nie był już tak płynny, a coś złowrogiego czaiło się między drzewami. Widziała tą sylwetkę. Cofnęła się o kilka kroków, gdy postać była już za blisko. Przewróciła się i wpadła do wody. Ale cofała się dalej ku jezioru, nie mogąc wydusić z siebie krzyku. To był mężczyzna, miał na twarzy starą, poharataną maskę śmierciożercy. Co nie było wcale takie dziwne. Wysłannik Ministerstwa Magii przecież czasami może użyć ironicznego znaku. Też jest człowiekiem.
– Kim jesteś? – szepnęła, a woda pluskała przy jej gwałtownych ruchach. Zatrzymała się mając wodę do pasa i wyciągnęła różdżkę zza pazuchy, dopiero sobie o niej przypominając. Adrenalina szumiała jej w uszach, a ślina stanęła w gardle. Mężczyzna zaśmiał się gardłowo, miał zdeformowany zaklęciem głos. Bawił go fakt, że jej oczy przypominały spodki, a ona trzęsła się z zimna i przerażenia. Śmierciożerca, bo tak go Hermiona w myślach nazywała, wyciągnął swoją różdżkę. Posłała mu błyskawiczne zaklęcie…
(Skąd ten szept?)
odbił je bez problemu. Zacisnęła na sekundę oczy, starając się poddać losowi. Wiedziała, że przegra. Otworzyła oczy, mając chęć poddać się dobrowolnie. Ale jego obrzydliwy, zniekształcony śmiech ją utwierdził w walecznych myślach. Jej rodzice umarli, może nie miała już o co walczyć, ale nie była tchórzem, aby się poddać. Wyprostowała pewniej plecy, a różdżkę wyciągnęła przed siebie. Śmiech ustał.
– ,,Kim jesteś… czego tu chcesz, dlaczego chcesz mnie zabić?” – zapiszczał, udając swoje ofiary – zmieńcie śpiewkę, słoneczka wy moje. – Powiedział to niczym nauczyciel do swoich malutkich, nierozumnych dzieci.
– ,,Pieprz się” może być? – posłała mu słodki uśmiech i wyczarowała tarczę przed pierwszy zaklęciem. Zaklęcie było tak silne, że cofnęła się dwa kroki, aby utrzymać swoją szarą tarczę. A i atak w końcu ustał.
– Waleczna jesteś – przyznał rozanielony – w sumie… dawno się nie bawiłem, więc możemy sobie powalczyć, może zemdlejesz z przemęczenia nim z tobą skończę. To byłby dla ciebie dobre, ale mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt, więc czemu nie? Nawet cię polubiłem.
– Och, zamknij się – jęknęła i rozkoszowała się chwilą, kiedy mężczyzna spiął barki zaskoczony. – I to ja niby cierpię na słowotok? – prychnęła pod nosem. Prosiła się o długie męczarnie, zbezczeszczenie ciała. Nie miała nic do stracenia. Wszystko umarło. Nastała chwila… niezręcznej?... ciszy. W końcu Śmierciożerca zdobył się na cokolwiek, ale nie na to Hermiona liczyła. Parsknął pod nosem, a maska opadła. Po prostu ją zdjął. Te czarne włosy ją onieśmieliły, ale w najbardziej obrzydliwy sposób. Kochała tą twarz.


– Draco, gdzie jest Hermiona? – zapytał Blaise pod Wielką Salą. Głos miał bezbarwny, aby inni, przechodzący uczniowie niczego się nie spodziewali. To tylko rozmowa dwóch wypranych od emocji Ślizgonów. Rutyna?
– Chyba na szlabanie u Snape’a – powiedział, ale ciszej. Szare oczy zmrużyły się pytająco. Hermiona Granger przecież nie miewała szlabanów. To jak powiedzenie, że lód jest gorący, a Severus Snape uśmiechnięty. Oksymoron sam w sobie. Przecież obaj wiedzieli, że Hermiona spędza u Severusa dużo czasu poszkolnego i poeliksirowego. I nie przeszkadzało im to… Draco zmarszczył brwi.
– Już skończyła szlaban – dobiegła do nich zdyszana Ginny. W oczach miała strach. Ale strach bezgraniczny, obłędny. Neville przeszedł obok nich z Harrym, udając się na spacer na Błonia. Jednak nim wyszli, posłali Ginny uśmiech, aby się nie martwiła. Hermiona musiała się znaleźć. Ron szedł schodami na górne piętra. Inni uczniowie tego nawet nie dostrzegli. Rudowłosa wyjrzała w stronę Wielkiej Sali, ale na miejscu Hermiony świeciło pustkami. Ginny zagryzła wargę, wpatrując się tępo w ziemię i przeszukując w pamięci wszystkie miejsca, które mogłaby odwiedzić Hermiona. Biblioteka była oblężona jako pierwsza, ale i tam nikogo nie znaleźli. Jedynie Teodor Nott siedział na swoim stałym miejscu, czytając jakiś tom o Zaklęciach. Nott siedział w bibliotece cały dzień i kategorycznie zaprzeczył, aby Hermiona tego dnia była w bibliotece.
Ginny poczuła dotyk, którego potrzebowała, choć początkowo odpychała to uczucie i jego. Nie wyobrażała sobie, by on był obok… tak na stałe. Spojrzała na Blaise’a zdruzgotana, a on tak te oczy zrozumiał. Mimo że byli wśród ludzi, pocałował ją w skroń. Obiecuję, znajdziemy ją, wyszeptał do jej ucha. Pokiwała głową i zacisnęła usta. Odsunął się od niej. Widziała, jak Draco na nią patrzy z krzywym uśmiechem, ale jego myśli nie były dla niej ważne. W głęboki ducha wiedziała, że to jego wina. On zapewne też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Jeszcze nic nie wiedzieli, Hermiona może była cała i zdrowa, ale jeśli coś jej się stało, to byłaby to wina tylko Malfoya. Nie Severusa, nie szpiega, nawet nie Dumbledore’a, który to wszystko uknuł, tylko jego! To było bardzo niesprawiedliwe myślenie, zdawała sobie z tego sprawę, ale inaczej nie mogła. Odpowiedź była podana jak na tacy, znajdowała się na twarzy Dracona. Dokładniej w szarych oczach, które przyciągały wzrok Ginny. Tylko poczucie winy dało się z nich odczytać, zauważyła rudowłosa z satysfakcją.
Drgnęła, gdy zobaczyła jak biegnie do nich srebrzysta kula, która w pewnym momencie zaczęła przypominać jelenia. Nim kula wyszeptała im wiadomość, Ginny już biegła w stronę wyjścia z zamku. Nie wiedziała dokąd biec, to było bezmyślne, ale tyle adrenaliny w niej huczało, że roznosiła ją siła. Poczuła szarpnięcie.
– Jezioro – krzyknął Blaise, sprowadzając ją w dobry kierunek, co było całkiem niepotrzebne. Ginny zauważyła Hermionę. I poczuła jak szybko się zapada w głąb siebie, jak powoli traci oddech, grunt. Jak ciało wiotczeje. Chciałaby zemdleć, ale oczy były przez cały ten czas świadome. Doprawdy nie wiedziała, jak udało jej się ustać na nogach. Możliwe, że była to interwencja Blaise’a. Krzyknęła przerażona i chciała się rzucić biegiem, ale Blaise ją trzymał mocno, mogła się tylko przyglądać, jak jej przyjaciółka krzyczy bezgłośnie w męczarniach przez mężczyznę w czarnej pelerynie.
– Puść mnie, błagam, puść mnie! Muszę coś… – nim Ginny dokończyła, mężczyzna zniknął. Dopiero wtedy zauważyła biegnącego Harry’ego i Neville’a w stronę jeziora. Nim dobiegli do Hermiony, śmierciożerca rozpłynął się w powietrzu. Nie za sprawą teleportacji, po prostu powoli jego cień i sylwetka bladła. I zniknęła. Hermiona już się nie wiła, nie krzyczała. Ginny poczuła, że Zabini opuścił uścisk i pobiegła pędem do ciała prawie martwej Hermiony. Nigdy tak szybko nie biegła. Rzuciła się na kolana, raniąc się do krwi i dotykając szaty Granger, która próbowała złapać oddech, ale z ust lała się czarna krew. – ZRÓBCIE COŚ! – wrzasnęła Ginny. Hermiona otworzyła oczy i na nią spojrzała. Rudowłosa nabrała głośniej oddech, głośny oddech ulgi, szepcząc imię Hermiony i milion przeprosin w jej stronę. W swoich słowach nie zauważyła, jak blask życia w miodowych oczach znika. Momentalnie i szybko, jakby Hermiony Grager nigdy nie było. Krew w ustach skrzepła.

16 komentarzy:

  1. O mój Boże. Czy ty kobieto zwariowałaś?!
    Aghgkskrvixuedwpbfifpg
    I tak wiem, że nie zabijesz Hermiony, w końcu jeszcze będzie miała męża, Severusa, w przyszłości i... i... W ogóle. Ale co ja tam wiem, lepiej czytelników do grobu wpędzić, tą akcją, którą przedstawiasz...
    Się nie przedstawiłam... Tu Expecto, ale pod skróconą nazwą:)
    Emocji, które mnie opanowały po przeczytaniu końcówki (masz cos z nimi, mówię po raz enty) nie mogę opisać...i czy to Severus? Nie mógłby, no co ty...
    Do następnego!
    PS. Wracamy do rozdziałów "co dwa dni", "codziennie" czy zostajemy przy "co piątek"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że po całym ciężkim tygodniu znowu mogę czytać komentarze. I mimo że przerwa w blogu była wymuszona nauką... cieszę się, bo znowu mam tą samą radość przy czekaniu i czytaniu komentarzy. :)
      I tak, możliwe, że zwariowałam. Niedługo samą siebie wpędzę do grobu (wyprawcie mi pogrzeb bez klasycznej muzyki, a upojnym reagge... albo rocku, albo metalu... ale jednak rocku może).
      Z tymi rozdziałami to... nie mam pojęcia. Chyba będzie spontanicznie przez najbliższy czas. :)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Jak to? Hermiona umarła? Niemożliwe, prawda? ;_;
      I w ogóle, czarne włosy, twarz, którą kochała. Jedyne co przychodzi mi na myśl to Severus. Ale jak? Do jasnej cholery, to nie mógł być on .-. Widzisz, ile emocji wywołujesz jednym rozdziałem?
      Dziś krótko i chaotycznie, wybacz.
      Dobranoc! :3

      Usuń
    2. Chyba mam zawał. Szybko te komentarze wleciały. :)
      Może i krótko, ale i tak to pozytywny kop, żeby pisać dalej. Właśnie nadrabiam rozdziały. Jak tej nocy dojdę do osiemdziesiątego to możecie mi już kopać grób. Umrę ze szczęścia! Miłej nocy.

      Usuń
  3. O KUR...DE MAĆ.

    jutro zostawię tu komentarz, idę robić dalej matematykę cyfrową...

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę ten komentarz, od kiedy wróciłam od babci, SERIO. Ciągle mi przerywasz, nie mogę się przez Ciebie skupić. XDDDD Właśnie Ci piszę, jaka jest moja miłość do Shawna Mendesa (tak, Twoja miłość jest zakurzona, moja czysta. Wyje, przysięgam, łzy mi lecą).
      Rozdział... Boże, jaki ten rozdział jest świetny. Nie mieści się w skali świetności i mówię serio. Jak zobaczyłam pierwszy akapit, zabrakło mi tchu - tyle opisów, tyle tekstu, czy ja już umarłam i jestem w niebie? Tak? Jeśli tak wygląda niebo - strzelaj!
      O czym ja to... ach, już wiem. Ten rozdział jest genialny. Od samego początku miałam ciarki (to dlatego dzisiaj mi się śniło, że porwał mnie kierowca autobusu, to przez ten rozdział), ja się bałam. Genialnie wyszło Ci opisywanie emocji Hermiony, świetnie. Jestem pod wrażeniem tego, jak się rozwijasz, możesz być śmiało z siebie dumna. Wydaje mi się, że już to kiedyś Ci mówiłam, ale ja mogę Ci to powtarzać ciągle i ciągle. Końcówka wyszła Ci tak, jak początek tego rozdziału - świetnie. Chciałabym się przyczepić do czegoś, na przykład, że znalazłam jakiś błąd, przecinek, literówkę, ale nic.... JESTEŚ ZBYT DOKŁADNA XDDDDDDDD
      Dobra, ja Cię proszę, żebyś Ty już wstawiła kolejny rozdział, ja proszę, po prostu.
      Idę, bo chyba coś napisałaś na gadu.
      Pa. Do następnego rozdziału. :>

      M.

      Usuń
    2. Piszę ten komentarz, pokonując lenistwo i inne przeciwności losu, każdą cieńką linię... Ach. Jestem dumna z Ciebie za tą rzodkiewkę. :)
      (Ja też płakałam, nie martw się!)
      Swoimi komplementami dałaś mi pewien pomysł na kolejny rozdział, który będzie dość dziwny, ale może się uda! Dziękuję, M. ,,Tak? Jeśli tak wygląda niebo - strzelaj!" - no strzelaj, leniu! Statki, wiesz o co chodzi. :')
      Czekaj, co było w pierwszym akapicie... no tak. Jeden wielki opis, czego mogłam się spodziewać?...
      Dziękuję Ci za te komplementy. Jesteś najbardziej najlepsza na świecie i nie chodzi mi o komplementy, a sam twój sposób pisania... o, coś piszesz na gg. Będę się streszczać, bo ty jesteś generalnie nienormalna, niecierpliwa i grasz na moich emocjach, a to nie jest dobre. Nie podoba mi się. (Co... c o)
      Właśnie w tym rozdziale dałam sobie spokój z czytaniem po milion razy... Cud. :')
      Do następnej wiadomości. Jakoś mi nie odpisujesz, co to ma być. Żartowałam, że mnie rozpraszasz, wracaj tu.

      Usuń
  4. O matko, o matko, o matko !
    Już wyczekuję następnego.! Z NIECIERPLIWOŚCIĄ!
    Miło że wstawiłaś rozdział w moje urodziny :D
    Silvana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spóźnione życzenia Ci przesyłam! :)
      Dużo uśmiechu, porządnej literatury na półkach, wsparcia, dużo zdrowia, bo mimo wszystko bez tego ani rusz do szczęścia i słusznych decyzji, dobrych i złych, które będą prowadziły do budowania fundamentów twojego światopoglądu. Do następnego (który nie wiem, kiedy nastąpi).

      Usuń
  5. Uhhh! Kto to był, no bo przecież nie Severus, prawda? *.* Nie no, zawsze coś namotasz, a potem nie mogę spokojnie spać, bo ciągle myślę o co chodzi :D
    Aghh, czekam na kolejny! :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze motam, nie tylko w opowiadaniu, a wszędzie. Taki już mój urok. :) Do następnego.

      Usuń
  6. Nie, nie, nie, nie . . . Ona nie może umrzeć. Masz jej nie uśmiercać. Mam nadzieję że to nie był Severus. A jeśli był to nie prawdziwy . . .
    Przeczytałam, skomentowałam i pozdrawiam xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, zobaczycie w następnym rozdziale, co tam sobie wymyśliłam. Też pozdrawiam, do następnego. :)

      Usuń
  7. Jezusmariamatkoboska. Nie nie nie nie. On nie może jej zabić :P
    Człowiek chciałby się odstresować po ciężkim tygodniu a tu taki rozdział :O Wracaj do nas pełną parą z kolejnymi mini zawałami serca :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie weszłam po całym pięknym dniu kolektywy, a tu taki komentarz. Ucieszyłam się bardzo z niego! Dzisiaj lub jutro postaram się dodać kolejny zawał serca. Do następnego!

      Usuń