piątek, 28 sierpnia 2015

Rozdział dziesiąty (po prostu setny)

Czy szczęście oznacza uśmiech? Smutek wkracza, gdy oczy są we łzach? Czy chwila ulatnia się wraz ze wspomnieniem? A sukces oznacza wygraną? I naprawdę ktoś na świecie wie, jak wygląda kolor seledynowy?
Przekroczenie progu wcale nie było tak symboliczne, jak można by to opisać. Severus i Hermiona po prostu weszli… niejednocześnie. Snape przepuścił swoją żonę w drzwiach i naraził się na jej ciche prychnięcie. Gdyby nie zmęczenie, na pewno by jej coś niemiłego odpowiedział. Ale oczy same mu się zamykały; to nie pierwsza nieprzespana noc z rzędu. Hermiona była w bojowej gotowości, spotkanie Zakonu jakoś musiało na nią wpłynąć. W milczeniu spojrzeli na siebie, ale obojgu odechciało się rozmowy i potem kłótni. Do diabła, nie spali całą noc, omawiali każdą strategię i starali się myśleć, kiedy reszta spała po kątach.
Spojrzał na Hermionę w oczekiwaniu, ale również dlatego, by się na nią napatrzeć. Zrobił to na spotkaniu Zakonu, ale to nie było samo. Teraz byli w domu, we własnym domu i bez gapiów, którzy chętnie spiliby każdy ich gest, by dać w obrót plotek. Byli małżeństwem, a dalej górowali wśród czarodziejskich rozmów.
Jego żona miała jak zawsze siano na głowie, ale ten widok robił coś dziwnego z jego klatką piersiową. Dalej była cholernie niska, chociaż piegi zniknęły z policzków — naprawdę zaszyła się w domu z daleka od słońca? Bo się wzruszę, powiedziała ironicznie jego podświadomość. Hermiona musiała jakoś przeboleć żałobę, to nie przez niego ukryła się w domu, to nie dlatego wygląda, jakby miała go zaraz zabić… Severus zmarszczył brwi, nie bardzo wiedząc, co ma powiedzieć, albo raczej; co Hermiona chciałaby usłyszeć. Wyglądała jak cień samej siebie… a może tylko mu się tak wydawało. Ostatnio ją widział tuż po porodzie, a potem… potem nie było okazji, by ją spotkać, by zapytać,  jak się czuje, czy daje sobie radę… Przez ostatnie miesiące starał się nie myśleć o tym, co za sobą zostawił. I nawet mu to wyszło. Do pewnego momentu, w którym musiał zmierzyć się z własnym lękiem i słabością w jednej osobie. Eliksir, który zażył w jaskini kilka dni temu, wywołał wizję jego żony, która rzuca w niego obelgami, przeklina go… Wtedy mu się wydawało, że nie może powiedzieć nic gorszego. Nie wyobrażał sobie, że bardziej zaboli milczenie.
Hermiona patrzyła na niego pustym wzrokiem w oczekiwaniu, ale w dalszym ciągu nie wiedział, nie potrafił wyczytać z jej ruchów, jak ma przeprosić. Jak ma błagać o wybaczenie… zanim cokolwiek powiedział, Hermiona szła w stronę schodów. Złapał ją za rękę. Stanęła i nawet się nie odwracając, szepnęła:
— Odpuść.
Zostawił ją w spokoju, lecz szedł tuż za nią do sypialni. Hermiona weszła do środka, a potem prosto do łazienki. Severus poczuł się znowu jak w domu, jakby nie było go tutaj zaledwie tydzień… może dwa. Podszedł do szafy, aby wyjąć chociaż spodnie dresowe, w których mógłby spać. Kiedy otwierał szafę, zdał sobie sprawę, że w środku wcale nie muszą leżeć jego ubrania, że Hermiona mogła to zrobić: wyrzucić go.
Z kamienną miną i czystą ciekawością otworzył drzwi szafy, które zaskrzypiały wdzięcznie. W środku było wszystko takie, jak zapamiętał. Każda szata na swoim miejscu. Był tylko jeden drobny szczegół, który Severus nie od razu zauważył, bo był zbyt zajęty sobą; w środku nie było ubrań Hermiony. Zastygł w bezruchu, bo to nie ona go wyrzuciła, to on ją zostawił.
Hermiona wyszła z łazienki, obrócił się w jej stronę i przyglądał jej ruchom. Nie zwracała na niego najmniejszej uwagi i zajęła się za ręczne zasłanianie okien firanami, aby słońce ich nie obudziło. Był słoneczny, majowy poranek; szósta rano. Zacisnął usta i poczuł wyrzuty sumienia, pierwszy raz od dawien dawna. Wcześniej ich nie czuł lub po prostu odpychał, by go nie rozpraszały podczas misji.
Annabelle. To ona była problemem, chociaż przecież praktycznie nie istniała. Hermiona wiele razy poroniła, ale jeszcze nigdy nie urodziła martwego dziecka, nie był przygotowany na jej depresję. A uważał, że jej smutek nie znaczył nic, kiedy była w niebezpieczeństwie. Chciał ją chronić, bez względu na to, jak miała go potem nienawidzić. Pomylił się, bo ponownie wpuściła go do ich łóżka. Co prawda kompletnie ignorowała jego obecność, ale… Nie, to jednak wcale nie było lepsze od wybuchów goryczy. Wolał to od bycia ignorowanym. Wziął spodnie od dresu i trzasnął głosńo drzwiami szafy: nie miał powodów do wyrzutów sumienia. Annabelle nie była ich pierwszym, martwym dzieckiem. Ale pierwszym, któremu nadano imię… Zacisnął zęby. Co z tego? Umarła, nie ma jej. Klątwy, przez które przeszła Hermiona, odcisnęły na niej piętno: straciła pamięć, ich wspólną przeszłość i nie mogła donosić dziecka, by założyć rodziny. Severusa to nie obchodziło, wystarczyła mu Hermiona, sama, bez żadnych rodzinnych bonusów.
Zaszył się w łazience i wrócił do sypialni, kiedy Hermiona zdążyła już zasnąć. Położył się obok niej, starając, by linia, która dzieliła ich łóżko na pół, została nieprzekroczona. Jego żona była na wyciągnięcie dłoni. Oddychała miarowo i nie była odwrócona plecami. Jej gładki policzek, rozrzucone po poduszce włosy, jego ręka została sama przyciągnięta do jej twarzy. Nakreślił linię szczęki, dotknął ust…
Powieki jej zadrżały, a kiedy otworzyła oczy, Severus nie zabrał dłoni z jej policzka. Włosy opadły mu na twarz. Hermiona nie wyglądała jeszcze na zaspaną, tylko zdezorientowaną. Przez chwilę wpatrywała się w jego oczy, a Severus zrozumiał, kiedy tylko pod wpływem przebudzenia, Hermiona nie miała jak ukryć swojego bólu. Prawdziwego bólu.
— Ja… — miał tyle słów do wypowiedzenia, ale żadnego sformułowania nie potrafił z siebie wydusić. Żadne nie było dość odpowiednie. Kiedy Hermiona zrozumiała, że Severus nie ma zamiaru dokończyć, zacisnęła usta i przewróciła się na drugi bok. Wzięła jego dłoń delikatnie i ją od siebie odsunęła. Wszystko zrobiła bez słowa. Wiedziała, że cisza była najsilniejszą orturą. 

Poranek był cichy, w pokoju panował półmrok. Przez zasłonę przedostawał się tylko jeden cienki snop światła. Severus obudził się jako pierwszy, jego nastrój na chwilę się rozpogodził. Hermiona oplatała jego pierś dłońmi, a jej głowa leżała na jego obojczyku. Uśmiechnął się pod nosem, bardzo usatysfakcjonowany, że nikt go w takim stanie nie widzi. Hermiona westchnęła cicho pod nosem, nieprzerwanie spoczywając w świecie snów. Wyglądała spokojnie, ten widok wzbudził kolejną falę wyrzutów sumienia: wykorzystywał ją we śnie. Ona nie pragnęła go w tym momencie. Dotykał ją, chociaż była tego nieświadoma. Wziął delikatnie jej dłonie i odsunął od siebie. Wstał szybko i poszedł do kuchni, gdzie chowali alkohol.
Nie wziął nawet szklanki, tylko pociągnął prosto z gwinta. Odgarnął sobie włosy z twarzy i miał ochotę naprawdę porządnie sobie palnąć w łeb. Mugole mają na to swoją broń, żeby się nawzajem wybijać, nawet niektórzy mierzą w samego siebie… Jak on, kurwa, na nią nie zasługiwał. 
Ich życie nie powinno tak wyglądać, nie powinno być pełne udręk. Wszystko było jego winą, bo nigdy nie wie, jak powinien się zachować. Hermiona straciła pamięć, ponieważ popełnił błąd. Oddał ją w dobre ręce Dumbledore’a, który wiedział od samego początku co ją czeka. Ale kiedy Severus zrozumiał, było za późno. Bawili się nią, torturowali, gwałcili… Może i dobrze, że zapomniała o tych okropnościach; jej umysł się bronił. Łatwiej było odrzucić straszną przeszłość, niż się z nią zmierzyć.
Poza stratą pamięci, dochodził jeszcze szereg ran pourazowych. Rany się zabliźniły, ale to nie znaczy, że od czasu do czasu nie krwawią. Na ręce, gdzie Hermiona została oszpecona przez Lestrange (szlama), co kilka miesięcy Hermiona czuje przewlekły ból, jakby ten sam nóż na nowo wypalał znamię. Potem jeszcze… fakt, że Hermiona nie mogła donosić dziecka. Próbowali dwa razy. Ponad rok temu i jeszcze na samym początku ich małżeństwa. Znali ryzyko, ale i tak nieudana próba zabolała ich oboje. Gdyby tylko się wtedy nie spóźnił, zrozumiał. 
Kiedy ją znalazł w obskurnej piwnicy; cała umoczona krwią, pełna siniaków, obrażeń wewnętrznych — to była jego najgorsza chwila w życiu, chociaż przecież niejedno widział i niejedno przeszedł. I chociaż przed porwaniem Hermiony stracili siebie nawzajem, niepamięć pomogła. To on był przecież inicjatorem zerwania, odrzucił ją, a potem musiała prawie umrzeć, żeby się nią zaopiekować przez wyrzuty sumienia.
— Zamierzasz się upić z samego rana? — usłyszał jej głos. Obrócił się w jej stronę. Stanęła, oparta nonszalancko o framugę. Miała nieuczesane włosy, była też bez makijażu. Kiedyś jego duża, czarna koszulka, teraz robiła jej za piżamę. Nie była najpiękniejsza na świecie, ale była po prostu jego.
— Jest siedemnasta — zauważył i prowokacyjnie wypił whisky do końca. Hermiona obrzuciła go wyjątkowo długim i pustym spojrzeniem. Kiedy nauczyła się tak maskować emocje? Tylko dzięki oklumencji i niekontrolowanym jeszcze ruchom czuł od niej zawód, gorycz, ale i coś negatywnego. To ostatnie uczucie, jednak nie wymierzała w niego.
W końcu wzruszyła ramionami i skierowała się w jego kierunku. Poczuł jak serce mu zadrgało, ale kiedy go wyminęła, by sięgnąć po kubek, parsknął ironicznie. Naprawdę był aż tak przewidywalny? Jeszcze kilka lat temu wyglądało to inaczej. Przypomniał sobie dobre czasy, czyli wszystkie ich kłótnie. Uwielbiał się z nią kłócić, bo byli sobie równi. Była piekielnie inteligentna i po kilku godzinach spędzania czasu razem, nie miał wrażenia, że jego mózg gwałtownie się skurczył. Przebywanie w jej towarzystwie było przyjemnie, chociaż równie też denerwujące.
Hermiona zrobiła naleśniki, przyglądał się jej przez cały czas. Kiedy kończyła, postanowił zrobić dla nich gorzką, czarną kawę, którą zawsze pili razem w Hogwarcie.

Był lipcowy poranek. Obudzili się skrępowani. To była ich pierwsza noc po tym, jak Hermiona straciła pamięć i zrozumiała w końcu, że Severus nie tylko się nią opiekuje, ale i że coś się między nimi dzieje. Ubrali się wtedy w milczeniu i zeszli do kuchni. 
— Chcesz kawy? — zapytał.
Prychnęła.
— Nienawidzę kawy — odpowiedziała od razu. Severus zastygł w bezruchu, aż w końcu zaczął się histerycznie śmiać. Naprawdę? Merlinie… W ich schadzkach kawa była często kluczem. Może tylko nie dorównywała porzeczkowemu winu. Hermiona patrzyła na niego jak na wariata, kiedy się tak śmiał i podpierał o boki… aż w końcu też uniosła kąciki ust i zrobiła im obojgu ten dziwny napój.

— Do stołu podano, kochanie — sarknęła Hermiona. Położyła oba talerze na kuchennej wysepce i zaczęła jeść, nie czekając na Severusa. Postawił przed jej talerzem kubek i usiadł obok. Nie było zaskoczeniem, że jedli w ciszy. Bawiła go ta sytuacja.
Skończyli, a Hermiona wysłała talerze do zlewu różdżką. Objęła dłońmi swój kubek. Jej twarz była w zasięgu pary. Severus przyglądał jej się zaabsorbowany i nic nie powiedział, nawet kiedy zaszkliły jej się oczy. Nie wiedział, czy to od pary, czy tego co się między nimi działo. A działo się wszystko i nic.
Kiedy oboje byli w połowie picia, Hermiona przerwała nęcącą ciszę. Widać, że zrobiła to z trudem. Każde jej słowo było przemyślane i wyważone, można nawet powiedzieć, że starała się trzymać neutralnego gruntu.
— Nie proszę, żebyś mi mówił co robiłeś i gdzie byłeś. Powiedz cokolwiek — mówiła cicho, ale w jej głosie słyszał dawny upór, który jej towarzyszył od pierwszej klasy. 
— A co chcesz usłyszeć? — zapytał sarkastycznie i niepotrzebnie ostro. Spojrzała na niego z niedowierzaniem i może mało brakowało, a by go uderzyła. Ręka jej zadrgała, ale w końcu zacisnęła ją w pięść i wypuściła powietrze ze świstem.
— Wróciłeś? — wyglądała na urażoną, ale dalej wyczekiwała czegoś, czego nie mógł jej ofiarować: obietnicy.
— Przysięgałem, że będę cię chronić…
— W takim razie — przerwała mu z naciskiem — NA ILE wróciłeś?
— Po jutrzejszym ataku wracam na misje — powiedział łagodniej i obrócił się krzesłem w jej stronę. Hermiona złapała go za rękę, zanim sam to zrobił. — Może uda mi się znaleźć coś nowego…
— Cicho, nie musisz mi mówić, co będziesz robił — pokręciła głową i zamrugała kilka razy. Płakała. — Nie pozwolę ci znowu odejść na tak długo... 
— Hermiono…
— Potrzebuję cię! — warknęła i odepchnęła jego dłoń. Wstała z krzesła i zaczęła chodzić wzdłuż kuchennej wysepki. Zaplotła ręce na piersi i myślała gorliwie nad tym, co chce mu przekazać. Po minucie stanęła i wydusiła w końcu z siebie: — Potrzebowałam cię. I uwzględnij tu czas przeszły… Potrzebowałam cię, a ty mnie zostawiłeś.
— Odszedłbym nawet, gdyby Annabelle żyła — syknął.
— Wiem — odpowiedziała od razu. Uniósł brwi. — Ale to nie znaczy, że tak łatwo przechodzić żałobę w samotności. Zwłaszcza, że nie jestem wiatropylna i NIE SAMA ZASZŁAM W CIĄŻĘ!
Krzyknęła, po czym wybuchła płaczem. Podeszła do niego zarzuciła mu ręce na szyję, mocząc mu goły obojczyk. Przyciągnął ją jeszcze bardziej do siebie i szeptał uspokajające słowa, które i tak nie miały pomóc. 
— Tęsknię z-za nią — załkała cichutko.
— Wiem, ciii…

Wybiła północ.
— GRANGER!! — ryknął ze strychu. Był zły, ale jednocześnie rozbawiony. Hermiona nie przyszła od razu, nie specjalnie jej się spieszyło. Pewnie zostawiła to tutaj umyślnie! Prychnął pod nosem i cierpliwie czekał na swoją przeuroczą żonę.
— Tak? — zapytała, stając tuż obok niego. Kiedy zrozumiała na co oboje patrzą, zachichotała złośliwie pod nosem. — Zrobiłam to tydzień po twoim odejściu. 
Spojrzał na nią ponuro. Znał grę w mugolskie rzutki, gdzie przywieszona na ścianie koło i celowało się w nie jakimiś ostrymi szpikulcami. Tylko że na tarczy nie było czerwonego, najbardziej nagradzanego punktu, ale jego zdjęcie.
— Jak trafisz w nos, wygrywasz — powiedziała Hermiona, zakrywając sobie usta dłonią. W końcu wybuchnęła śmiechem i nie przestawała przez najbliższą minutę. Rzucił jej miażdżące spojrzenie i przywołał różdżką rzutki, które tkwiły w jego nosie… na zdjęciu, rzecz jasna. Jego żona nie przestawała chichotać, nawet kiedy rzucił jej wyzwanie.
— Rzucamy trzy razy, ten kto zbierze najwięcej punktów, będzie mógł zadać pytanie.
To nieważne, że byli małżeństwem i zadawanie pytań powinno być na porządku dziennym. Ich związek był nieustającą grą i tylko przez zakład mogli bez konsekwencji o coś zapytać. Nie wiedzieli o sobie wszystkiego, zwłaszcza, że dzieliła ich półroczna przerwa. 
Hermiona rzuciła 8, Severus 6… Rzucili jeszcze dwa razy, a Hermiona wygrała dwoma punktami. Zanim zadała pytanie, zacisnęła usta i przywołała lusterko. Zmarszczył brwi, kiedy podała mu je. Miało nierówne krawędzie i poza tym wyglądało na zwyczajne.
— Co widzisz?
Spojrzał w lustro, czując się jak kompletny kretyn. Ale kiedy nie zobaczył swojego odbicia, odpowiedź była jasna, lustro Ain Eingarp. Przez chwilę w odbiciu widział swoją pustą twarz, ale potem zniknął. Lustro zaszło mgłą. Wyłoniły się cztery postacie. Bez problemu zauważył siebie i Hermionę, mógł nawet dostrzec ich złączone ręce. Bo się wzruszę, pomyślał z przekąsem. 
Potem zobaczył Neridę, która nie uśmiechała się. Ale była żywa. Niedaleko nich zapity Mundungus Fletcher… Ci, którzy umarli, bo popełnił błąd. Zjawili się tutaj symbolicznie, bo umarło przez jego błędy dziesiątki ludzi. Poczuł nagłą suchość w gardle i czuł na sobie spojrzenie Hermiony. Chciał jej odpowiedzieć, gdy coś poruszyło się w odbiciu. Jakiś nadchodząca osoba albo zjawa…
To była dziewczyna, miała brązowe, proste jak drut włosy i czarne oczy. Uśmiechała się wrednie, trzymała w ręku różdżkę… lewitowała pełną butelkę whisky, a Mundungus biegał za nią łapczywie, ale Annabelle była szybsza i w odpowiednich momentach odsuwała butelkę, że Fletcher miał ją koniuszkami palców, aż mu się finalnie wymykała.
— Severusie?
Oderwał wzrok od swojej małej córeczki i podał Hermionie lusterko.
— Widzę ciebie.
— Tylko? — zapytała. Kiwnął głową. Następną rundę wygrał w milczeniu Severus. Pytanie miał przygotowane już podczas zebrania Zakonu. Ścisnął wszystkie rzutki w dłoni, zastanawiając się nad stosownością jego pytania, ale… przecież nigdy go coś takiego nie obchodziło.
— Kiedy mnie nie było, byłaś z kimś?
Hermiona przechyliła głowę, sens słów dotarł do niej z opóźnieniem. Severus czekał niecierpliwie, nie potrafiąc na nią spojrzeć. Cisza przeciągała się boleśnie. Sekundy wlokły się jak godzinne tortury, dziwne pieczenie w całej klatce piersiowej zaczął go oplatać jak Diabelskie Sidła, chociaż minę w dalszym ciągu miał zimną, nieodgadnioną.
Kiedy wyłapał jej wściekłe spojrzenie, zacisnął usta.
— Skąd to pytanie?
— Odpowiedz. 
— Umarło mi dziecko, a mąż uciekł sobie walczyć ze złem, TY NIECZUŁY… — Severus na nic innego nie czekał. Pocałował ją bez obawy, że ktoś inny dotykał tych ust i ciała. Była jego i będzie. Był tak wielkim egoistą, że postanowił jej nie zostawiać i zdawać się na los. Nie pozwoli, żeby poczuła się nieszczęśliwa, bo wtedy go zostawi, a do tego nie zamierzał już dopuszczać. Pół roku ryzyka, na więcej nie potrafił się zdobyć. Jutrzejsza bitwa miała być ich końcem.
Ale w duchu liczył też na trochę lepszy początek. 

Druga w nocy. Powinni iść spać o dziesiątej musieli stawić się w rezydencji Kingsleya, aby wszystko doszlifować. Jeśli dobrze pójdzie, po zachodzie słońca zaczną szturmować na główną siedzibę śmierciożerców. Ale jeszcze przed położeniem się do łóżka i wstania na bitwę, Hermiona i Severus zamierzali spędzić ze sobą czas. Chociaż nie dało się nadrobić sześciu miesięcy, starali się.
 — Chciałabym wymazać te sześć miesięcy z głowy — szepnęła, wtulając się w jego bok. Leżeli na sofie, wpatrzeni w płomienie kominka. Hermiona była delikatnie upita, a Severus chyba zadowolony z chwili. — Ale z drugiej strony, z tej pamięci niewiele by mi zostało.
Parsknęli śmiechem.
— Obejrzałaś dzisiaj film? — oboje wiedzieli o jaki film chodzi, ale nie powiedzieli tego na głos. To by się wiązało z rozmową o Neridzie. A wałkowali jej temat bardzo rzadko, prawdę mówiąc, oboje się wstydzili, że szwedka zmarła. Ofiarowała siebie, by oni mogli być teraz razem, szczęśliwi. Ostatnie sześć miesięcy było ujmą dla jej żałoby.
— Jak codziennie.
— Kiedy — zaczął, wpatrzony w jakiś punkt na suficie. Jego głos był pełen goryczy — widzieliśmy się codziennie, nie musiałem ci przypominać o obejrzeniu filmu…
— A jednak to robiłeś — przerwała mu i pocałowała zachłannie, prawie histerycznie. Wyczuł, że się boi, że nie jest pewna i po prostu szuka w nim bezpieczeństwa. Nie był pewny, czy cokolwiek znalazła. — Już dobrze. Jest dobrze… musi być.

— Chodź — powiedziała i pokazała mu dłonią łazienkę. Poszedł za nią bez żadnych dyskusji, nie miał na nie ani ochoty, ani chęci. Do godziny dziewiątej zostało sześć godzin. Czas mijał zbyt szybko, ale Severus sam sobie na to zasłużył. Wybrał dla nich tylko jeden dzień. Wszedł do łazienki, a tam wszystko już czekało. Hermiona stała z nożyczkami, a z jej oczu nie schodził blask, który niejednokrotnie go denerwował, bo przez to spojrzenie zaczynał znowu wierzyć, że on — Severus Snape, dawny śmierciożerca — ma serce. Kiedy widział swoją żonę, jego narząd do pompowania krwi zachowywał się jak na sterydach. 
Stanął w drzwiach i przyglądał się jej rozanielonym ruchom. Wyciągnęła ręcznik i położyła go na ziemi, tuż obok krzesła, które chwile potem miał zająć. 
— Na co czekasz? — zapytała z uśmiechem. W prawej ręce już trzymała nożyczki.
— Na ratunek — burknął ponuro. — Na pewno wiesz, jak się tym posługiwać…?
— Nie ścinam ci włosów po raz pierwszy, dlaczego zawsze musimy przechodzić przez tą głupią dyskusję? — odparła zirytowana, a pierwszy kosmyk czarnych włosów opadł na podłogę.
— Bo lubię swoje uszy. Mam je odkąd pamiętam — sarknął.
— Jesteś beznadziejny… Ach, przestań się tak krzywić! 
— Wiesz o czym teraz myślę? — zapytał niewinnym tonem.
— Że jestem kretynką? — warknęła.
— Właśnie — odpowiedział, a w lustrze dostrzegł, że nożyczki niebezpiecznie zbliżyły się do jego szyi. — Ale przez twoje durne ultimatum, że jak przestanę cię obrażać, to za mnie wyjdziesz, nie mogę tego powiedzieć na głos…
Ale w zamian uderzyła go nogą w łydkę. Syknął i rzucił jej jedno ze swoich morderczych spojrzeń. Hermiona uśmiechnęła się słodko i odłożyła nożyczki, by przeczesać jego włosy grzebieniem. Przez chwilę starała się skupić, ale Severus znowu zaczął jęczeć. 
— Mam nadzieję, że nie zrobisz mi tej samej szopy, co masz na głowie — w jego głosie brzmiała mściwa satysfakcja.
— Że też wcześniej na to nie wpadłam! — Pacnęła się teatralnie w czoło, nie odrywając wzroku od jego włosów. — Ale raczej ten plan by nie wypalił, twoje ego by się nie pomieściło. 
Teraz to ona uśmiechała się złośliwie, a on siedział z naburmuszoną miną. Hermiona mogła w końcu chwilę popracować, zanim znowu nie obudzi się w nim mężczyzna ze skrzywdzonym ego. Severus znowu przekręcił się na fotelu… Hermiona wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić, ale kiedy — znowu! — przekręcił się…
— Możesz się przez chwilę nie ruszać!?
— Na Salazara, jak ty zrzędzisz — zachichotał wrednie pod nosem i teatralnie znieruchomiał. Hermiona wniosła oczy do nieba i niewerbalnie błagała o cierpliwość do tego człowieka.
— Rozumiem, że kiedy wróciliśmy po spotkaniu Zakonu do domu… byłeś sztucznie miły… Jest! Chyba skończyłam. — Hermiona wyglądała na usatysfakcjonowaną. Severus za to nie miał serca, by spojrzeć na podłogę, gdzie leżały jego piękne włosy… Pani Snape znowu wzięła w dłonie grzebień i przeczesała efekt końcowy. Nie wiedział jeszcze jak wygląda, specjalnie zaczarowała lustro, by nic nie widział. Nie spieszyło mu się, by zejść na zawał przed lustrem. Hermiona zaczęła palcami przeczesywać jego włosy… co okazało się całkiem przyjemne.
— Byłem sztucznie miły, żeby cię zaliczyć — odpowiedział. Hermiona nic na to nie odpowiedziała, ale: albo pokręciła głową albo zacisnęła usta, żeby się nie uśmiechnąć. 
— A ja udawałam, że twojego miłego tonu o nic nie podejrzewam, żeby się tobie oddać, MÓJ PANIE. 
— Dlaczego zawsze nie byłaś taka uległa?
— Jeszcze jakieś skargi, kochanie? — dodała ironicznie.
— Gdybyś jeszcze tak dużo nie gadała… — Severus spojrzał w lustro i prawie uniósł kąciki ust. Jego włosy wyglądały zdecydowanie lepiej po dziwnych manewrach z nożyczkami w roli głównej. Hermiona stała za nim z niepewną miną, raz po raz wplatając palce w jego włosy. Ich oczy się spotkały, kiedy dalej miał puste oczy i nic nie powiedział, Hermiona wyraźnie się speszyła.
— I jak? Jeśli ci się nie podoba…
Bardzo go korciło, by ją podpuścić i powiedzieć, że wyszło jej tragicznie. Już kiedy otwierał usta, zobaczył jej wyczekujące oczy pełne żarliwości. Zdał sobie sprawę, że nie ma ochoty jej smucić. Przynajmniej nie teraz. Będą mieli jeszcze wiele okazji do sprzeczek.
— Jest dobrze.
Musi być, pomyślała.
Hermiona uśmiechnęła się promiennie i chociaż było to wbrew jego charakterowi, przy niej nie wstydził się odwzajemnić tego gestu. Nie bał się okazywał się słabości. 

Hermiona oparła policzek na dłoni, jej ciało było okryte jedynie prześcieradłem. Była zaciekawiona Severusem, który do tego by się ubrać, miał specjalny rytuał. Chociaż jego wszystkie szaty wyglądały tak samo, każda była na inną okazję (kiedy Severus spał, Hermiona znowu przeniosła swoje rzeczy do jednej szafy, to był ostatni akt pojednania z jej strony). Mężczyzna stał przed lustrem i testował swoje nowe włosy. Hermiona nie była typem kobiet, które bezgranicznie wzdychają na widok swoich mężczyzn. Severusowi daleko było do przystojnego, ale… trudno było to określić… ale miał w sobie to coś, co powinien mieć mężczyzna, aby przyciągnąć kobietę. Może w Severusie pociągała ją zagadka. Nigdy nie wiedziała, jak zareaguje, co powie… czy się uśmiechnie, czy skrzywi jak ostatnia zrzęda.
Może, ale tylko może, właśnie przez to go pokochała. Niby kocha się za nic, ale w ciągu sześciu miesięcy nie brakowało jej pocałunków, seksu… dobrze, brakowało, ale nie najbardziej… brakowało jej braku rutyny. Przy nim wszystko obracało się o sto osiemdziesiąt stopni, potem wracało do normy, a później znowu niespodziewany obrót całej sprawy!
Przez całe małżeństwo starała się od niego nie uzależnić. Był tak zmienny, że uczucie do niej w każdej chwili mogło wygasnąć. Gdyby go zabrakło, musiałaby temu stawić czoła: a jednak pół roku… i znowu te nieszczęsne miesiące bez niego. Cały czas nie potrafiła wyprzeć tego czasu, pewnie przez żal.
— Nie myśl tyle — chłodne opuszki palców dotknęły jej jeszcze zaróżowionego policzka. Zbyt szybko jednak zabrał dłoń, mówiąc: — A teraz się ubieraj, trzeba skopać kilka tyłków.
Przewróciła oczy i zrzuciła z siebie prześcieradło. Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy poczuła jego ognisty wzok na sobie. W dobre małżeńskie wspomnienia wliczała jeszcze praktykę manipulacji. Severus był mężczyzną, co prawda dziwnym, ale dalej mężczyzną. Odgarnęła zbłąkane loki i poszukała wygodnych ubrań w szafie. Usłyszała ciche chrząknięcie i trzaśnięcie drzwi. Zachichotała usatysfakcjonowana.
Dziewiąta rano.
Kiedy przyszykowała się w ekspresowym tempie, jej dobry humor i mila chwila między nimi po prostu się rozsypała. Nie mieli już czasu, by znowu ją złożyć do dobrego, pierwotnego stanu. Wyszli przed dom. Spojrzała na niego, ale zanim zdążyła zapytać, splótł ich dłonie.
Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka i złapała jego dłoń mocniej. Nawet się nie skrzywił. Wylądowali gładko na cmentarzu. Hermiona się zachwiała, ale wtedy poczuła dłoń na biodrze. Kiedy stanęła o własnych siłach, odsunął się; w końcu nie byli już w domu, a poza niego nie chcieli wyskakiwać ze swoimi uczuciami. Zwłaszcza na cmentarzu.
— Specjalnie wróciłeś na jej rocznicę? — zapytała, szukając spojrzeniem grobu Neridy, poległej w walce o ich miłość. Severus spojrzał na nią smutno i nie musiał odpowiadać, bo chociaż oczekiwała innej odpowiedzi, musiała się pogodzić z myślą, że Nerida, martwa czy nie, była dla Severusa ważną osobą. Jak dla niej ostatnimi czasu stał się Draco, który specjalnie założył z nią firmę z miksturami, aby mieć ją przez ostatnie pół roku na oku. Nie byli przecież tym małżeństwem, które nie widzi poza sobą świata. Byli swoim domem, do którego drogę znali tylko oni, i to wystarczyło.
— Kim ona jest? — zapytała Hermiona, kiedy dostrzegła tą kobietę ze spotkania Zakonu Feniksa, była taka podobna do Neridy… Hermiona nie lubiła w sobie łez i wrażliwości, zbyt często wywlekała się sama nawierzch; tak samo było na cmentarzu. Panią Snape dopadła nostalgia, gdy kobieta obróciła się w ich stronę. Miała dokładnie taki sam ironiczny uśmiech jak kiedyś Nerida.
— Snape. — Kobieta skinęła mu głową. Jej głos był z pewnym pomrukiem na końcu jego imienia. Kocie oczy jednak spoczęły na Hermionie. Dodała o wiele ironiczniej:— I pani Snape.
— Andreo. Poznaj Hermionę — powiedział uprzejmie Severus, chociaż za jego grzecznością czaiła się jakaś sadystyczna obelga. Ani Hermiona, ani Andrea nie wyciągnęła ręki, co jeszcze bardziej zagęściło powietrze wokół nich. Severus wyglądał na rozbawionego.
— Zdążyłyśmy się poznać. Nawet jeśli tylko z opowieści — rzekła wyniośle Andrea, a jej oczy stały się zimne i jakby szalone. Jej idealnie wykrojone usta zacisnęły się w wąską kreskę. Hermiona uniosła prowokacyjnie brew, nie rozumiejąc, co szwedka ma na myśli. — Jak wam się żyje? Małżeństwo — pokręciła głową i niespodziewanie się zaśmiała głosem pełnym goryczy. — Mam nadzieję, że jest wam razem dobrze. ŻE NIE marnujecie ofiary mojej siostry…
Hermiona rozchyliła usta, a jej bojowa postawa stawała się coraz bardziej wiotka z każdym nowym słowem Andrei. Kobieta jednak już nie patrzyła Hermionie w oczy. Przeniosła swoje szaleństwo na Severusa.
— Ufała ci, ty nieczuły dupku!… Może nawet na swój głupi sposób kochała… Uważaj, Granger, może ty będziesz następna w kolejce. Chętnie wyprawie twój pogrzeb — Andrea mówiła bardzo szybko i na końcu splunęła pod ich stopy. — Jesteście siebie warci.
Warknęła na koniec i odeszła. Po niespełna trzech sekundach usłyszeli donośny trzask aportacji. Hermionie zaszkliły się, odwróciła wzrok, aby przetrawić słowa Andrei. Wzięła głęboki oddech i wyczarowała Neridzie kwiaty, białe orchidee, które były kwiatową wersją szwedki. Severus milczał, nie wiedziała i nawet nie chciała wiedzieć, co się właśnie dzieje w jego głowie. Czy miał wyrzuty sumienia? A jeśli tak… czy były one dobre — a co gorsza — słuszne?

— Jeszcze ich nie ma? — zdenerwował się Draco. Niedługo dojdzie dziesiąta, a każdy członek Zakonu przybył przed czasem. Tylko Hermiona i Severus… Astoria pokręciła głową, czego Draco, niestety, nie dostrzegł, zbyt zajęty zastanowieniami. Blaise i Ginny rozmawiali po cichu niedaleko nich. Kinglsey, McGonnagall, Filtwick i pan Weasley stali nad planami ataku na siedzibę śmierciożerców. Reszta rozbiegła się po całej sali, nie zważając na ład i porządek. W sali balowej nie panował gwar, a szmer, jakby głośniejszy dźwięk mógł ściągnąć wroga.
— Zabini, rozmawiałaś wczoraj… — zaczął Draco, ale zamknął usta, kiedy do niego podeszła.
— Draco, uspokój się — spojrzała na niego wyjątkowo łagodnie, chociaż przecież nigdy zbyt się nie lubili. — Twoja rola już się skończyła, daj pięć minut Snape’owi na scenie. 
— Powinniśmy go skopać wczoraj, gdy tylko się pojawił — znikąd wyrósł Harry. Ginny przewróciła zniecierpliwiona oczami. Chłopcy patrzyli się usilnie na wyjście, jakby wierzyli, że im dłużej będą wywoływać małżeństwo Snape’ów, tym szybciej się pojawią. Ginny stracił cierpliwość, gdy do tego grona dołączył również jej mąż i Ronald.
— Żeby Hermiona was uszkodziła? Ich małżeństwo działa na zasadzie: drzemy się na siebie i obrażamy, ale jak tkniesz mojego małżonka, to już nie żyjesz…
— Niby tak — Ron wzruszył niedbale ramionami i kontynuował cierpko — ale jednak.... to dzięki nam Hermiona jest w jednym kawałku. Ten dupek nie powinien…
— Co, ten dupek nie powinien ci odbierać zasług? — warknęła, a Ron spojrzał na nią skrzywiony. Dokładnie to miał na myśli. Harry, Draco i Blaise przyglądali się wielkiemu starciu rodzeństwa. — Jeśli chcesz odbierać zasługi na bycie przyjacielem, możesz się gorzko rozczarować… Powiedzmy, że spłaciłeś przez te pół roku dług za wszystkie wypracowania, jakie ci napisała Hermiona.
Harry parsknął śmiechem. Ginny miała sporo racji.
— Nareszcie — mruknął Draco, kiedy Hermiona i Severus weszli raźnym krokiem do środka. Hermiona podeszła do grupki swojej przyjaciół, a Snape bez słowa ruszył do profesor McGonnagall. Nawet na siebie nie spojrzeli. Ginny rzuciła ostatnie ostre spojrzenie Ronowi, aby siedział cicho i odezwała się do Hermiony:
— Jak tam w wielkim świecie? 
— Na bogato — Hermiona uśmiechnęła się do przyjaciół. Omiotła spojrzeniem całą salę balową. Nie dostrzegła, jak Harry, Ron, Blaise, Draco i Ginny patrzą na siebie i niemo komentują jej zarumienione policzki, gwiaździste oczy i blask, którym się otaczała. Ginny trochę nie potrafiła przeboleć, że gdy Severus zniknął, nie była w stanie dać swojej przyjaciółce takiego szczęścia. Severus i Hermiona przybyli jako ostatni, bo brama do sali balowej zaczęła się powoli zamykać.
— Jestem ciekawy, kto głosował, aby przełożyć atak — ciszę przerwał Blaise, faktycznie zaciekawiony. 
— Pewnie Slughorn. Kiedy odezwała się Hermiona, wyglądał, jakby miała zaraz dostać zawału — odpowiedziała mu Ginny, chichocząc cicho, chociaż też wyraźnie się denerwowała starciem ze śmierciożercami. Rude włosy miała związanego w kucyka, a w zaciśniętej dłoni różdżkę. Była ubrana w dziwny, czarny, mugolski kombinezon. Wyglądała mimo to pięknie, chociaż przykuwała spojrzenia dziwnym strojem. Mało kto jednak wybrał czarne szaty do walki. Chociaż czarne szaty Severusa Snape’a nikogo specjalnie nie zdziwiły. 
— Cisza! — przerwała profesor McGonnagall, chociaż tylko kilka osób faktycznie zamilkło.
— ZAMKNĄĆ SIĘ!! — ryknął Snape, a kiedy wszyscy obrócili się przestraszeni, Severus wykrzywił swoje usta w ponurym uśmiechu.
— Dziękuję, Severusie — odparła z godnością była profesorka transmutacji. — Pragnę oficjalnie ogłosić, że spotkanie Zakonu właśnie się rozpoczęło… Trzeba dopracować ostatnie szczegóły i stawić się do walki… i przeżyć — dodała ciszej.
— Naprawdę musisz im przypominać, żeby nie dali się zabić? — zadrwił Snape. Andrea, która jeszcze nie zdała ironicznego charakteru Severusa, odezwała się ze złością. 
— Tylko ty przypadkiem o tym nie zapominaj. Byłaby wielka szkoda.
— A co, chciałbyś zostać moim workiem treningowym? — spojrzał na nią z mściwą satysfakcją, a jego ton głosu był daleko od miłego. Andrea mimowolnie się skrzywiła, przełknęła ślinę i nareszcie zamilkła, najwyraźniej dając sobie spokój z takimi prowokacjami; Severusa to nie ruszało. Od dziesiątej do piętnastej omawiane były ostatnie szczegóły, tym razem to Severus stawał się przewodzić całym spotkaniem. Hermiona dalej nie rozumiała hierarchii, jaką między sobą ustalili Kingsley, McGonnagall i Severus. O piętnastej Kingsley zwołał skrzaty, aby podali jedzenie przed walką. Wszyscy wyglądali na zdenerwowanych. Sala balowa wypełniona tak dużą ilością osób, stała cicha.
Hermiona pytała o ostatnie szczegóły Severusa.
— Większość śmierciożerców jest teraz na misjach… nie powinnyśmy mieć problemu z poradzeniem sobie z tą resztką — Severus spojrzał na nią przenikliwie i dodał niemal natychmiast: — Co nie znaczy, że mamy bagatelizować wroga.
— Czy ty się o mnie martwisz? — spojrzała na niego przekornie, a powiedziała na tyle głośno, że kilka osób spojrzało na zmartwionego Snape’a (który w rzeczywistości wyglądał jak metr od czystej furii). Parsknęła, kiedy jego policzki dziwnie się zaróżowiły. Severus zrzucił włosy na twarz, aby się ukryć. 
— Jesteś nieznośna, kre… Hermiono. 
Rzuciła mu ponure spojrzenie.
— To było umyślne przejęzyczenie?
— Interpretuj to jak chcesz — odpowiedział beznamiętnie i więcej się do niej nie odzywał. Kiedy skończyli jeść, Hermiona stała się jego obiektem ignorancji, co ją niesamowicie bawiło. Czuła się rozluźniona, chociaż zaraz mieli się naprawdę wybrać do walki. Złośliwa przemowa Severusa na chwilę przestała ją dotyczyć, a Hermiona zamyśliła się nad tym, czy jak przypuszczali, wszystko się powiedzie. Czy ktoś da się zabić, czy ktoś odniesie poważne rany, dostanie klątwą… Głupio przyznać, ale z tylko jedną śmiercią nie poradziłaby sobie na poważnie. Przelotnie spojrzała na Snape’a, uśmiechał się paskudnie do Andrei. Hermiona pokręciła głową i spojrzała na swoich przyjaciół, którzy siedzieli niedaleko. Każde z osobna miało rodzinę, niektórzy dzieci… gdyby coś im się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Byli najlepszymi osobami, jakie znała. Każde inne, ale z jakiegoś powodu na nich zasłużyła. Nieustraszona i wiecznie czujna Ginny, tajemniczy Blaise, zahartowany przez życie Harry, Ron z wielkim sercem i gorącą krwią, oddany Draco i czuły Neville… Osłoniłaby ich własną piersią przed śmiercionośnym zaklęciem i to uczucie wcale jej nie przerażało; przyjaźń nie była lokajskim uczuciem, a oddaniem swojego serca na złotej tacy. 

Cały Zakon stał wokół zamczystej, arystokratycznej posiadłości Nottów. Czekali na znak Kingsleya, który musiał przebić się przez ochronne bariery, a potem je zniszczyć. Hermiona początkowo miała towarzyszyć grupie z Ginny, Georgem, Ronem, panem Weasleym, Lupinem i Hagridem, ale Severus niemal od razu odrzucił taką możliwość, chciał ją mieć na oku. Hermiona burzyła się, dyskutując, że potrafi sobie sama poradzić, że nie jest dzieckiem, a doświadczoną przez życie wiedźmą — ale do Severusa nic nie docierało. Nikt inny nie negował takiego układu. Draco był w jednej grupie z państwem Snape’ów, również Neville do nich dołączył (ku ubolewaniu Severusa), pani Weasley, Filtwick, Fred, Fleur i Bill Weasley. Inne grupy były liczniejsze, ale za to z mniej doświadczonymi czarodziejami w walce.
— Trzymaj się mnie — mruknął Severus. Neville, który stał koło nich najbliżej, odwrócił się do Draco, aby dać im prywatności. Hermiona zmiażdżyła go wzrokiem.
— Nie rozumiesz, że nie powinnam tu być? — syknęła. Ich twarze dzieliły centymetry. — Będziesz się o mnie martwić, moja obecność będzie cię rozpraszać i ze wzajemnością. Powinnyśmy być jak najdalej od siebie, Severusie.
— Nie dramatyzuj.
— NIE DRAMATYZUJĘ! — warknęła cicho. — Czy do ciebie nie dociera, że…
— DOCIERA. Zamknij się wreszcie i tak nie zmienię zdania.
— Nie tylko ty masz prawo do decyzji, pieprzony kretynie — rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i odeszła do innej grupy. Severus za nią nie poszedł, ale nawet z daleka jego twarz przypominała zastygłą w prawdziwej furii. Hermiona zdjęła z siebie zaklęcie, a Ginny uśmiechnęła się na jej widok.
— Wiedziałam, że tak to się skończy — skomentowała Ginny, która zmarszczyła brwi, patrząc na coś ponad ramieniem Hermiony. 
— Co? — zdziwiła się Hermiona, patrząc za siebie.
— Nic — odparła od razu i spojrzała na dom Nottów w zamyśleniu — zupełnie nic… Pamiętasz to miejsce? — zapytała, ale Hermiona czuła, że to tylko odwrócenie jej uwagi od czegoś.
— Na szczęście nie — powiedziała i spojrzała w stronę lochów, gdzie podobno ją przetrzymywano dwadzieścia lat temu. Pokręciła głową i starała sobie tego nie wyobrażać. Brak wspomnień był dziwny, znała je tylko z porannych opowieści Neridy. Postanowiła się skupić przed walką i związać włosy, aby jej nie potem nie przeszkadzały. 
Nad domem pojawił się strzęp czerwonych iskier. To był znak od Kingsleya.
— Teraz! — syknęła Ginny, a chmara członków Zakonu bez problemu dostała się do ogródka posiadłości. Śmierciożercy zorientowali się z ich obecności, kiedy byli już prawie przy wszystkich wejściach. Hermiona prawie dostała Drętwotą, ale uskoczyła w odpowiednim momencie. Odbiła następne zaklęcie od Lestrange’a, męża Bellatricks i posłała niebieskie promienie. Musnęły jego policzek, pozostawiając na nim głębokie rozcięcie. Mężczyzna jednak nawet nie dotknął rany i walczył zaciekle dalej.
— To ty jesteś żoną Severusa! — krzyknął Lestrange w nagłym olśnieniu i rzucił w jej stronę zielone promienie. Jego różdżka wirowała z zawrotną szybkością, ale Hermiona była równie szybka; ich walka była wyrównana tylko dzięki temu, że Lestrange dopiero niedawno wydostał się z Azkabanu i wyglądał jak cień śmierci.
— Wybacz, że nie uścisnę ci dłoń na dzień dobry — warknęła i już prawie trafiła go czerwoną iskrą… nie! Uskoczył w ostatnim ułamku sekundy i zachichotał chrapliwie pod nosem, cały czas odpowiadając biernie na każdy jej atak. 
— Jak tam wasze pożycie małżeńskie? — zapytał, zanim rzucił Avadę.
— Ciekawe! — odpowiedziała i kucnęła, kiedy Avada prawie trafiła ja w pierś. Kilka kosmyków jej włosów spadło na trawę. Hermiona spojrzała na niego ze złością i nie wiedziała kiedy, posłała w jego stronę klątwę, która trafiła go w brzuch. Padł na ziemię zamrożony. 
— Nieźle! — krzyknął Blaise i razem pobiegli do drzwi posiadłości. W środku było mniej śmierciożerców i samych członków Zakonu. Blaise porwał się do bitwy z Dołohowem. Hermiona rozejrzała się po salonie, tu było zupełnie cicho, jakby wcale bitwa na śmierć i życie nie toczyła się właśnie na zielonym ogródku. Kamienny kominek, złoto, marmur i przepych salonu.
— Może whisky? — Hermiona obróciła się gwałtownie. W ciemnym kącie salonu siedział w fotelu mężczyzna w jej wieku. Uniosła brwi i różdżkę i czekała na atak. Ale on nie nadszedł. Z jakiegoś powodu Hermiona nie zaatakowała pierwsza. Mężczyzna wstał z fotela, odłożył szklankę na stolik i wyłonił się z cienia. Teodor Nott wyglądał jak śmierć… pożółkła cera, wychudła twarz i puste, czarne oczy. 
— Pewnie mnie nie pamiętasz — zachichotał. Hermiona nie opuściła różdżki.
— To ty mi towarzyszyłeś w lochach… rozmawiałeś ze mna po torturach… — jego twarz wykrzywiła się w zaciekawieniu. — Nie, nie pamiętam, ale są inne sposoby na przetrwanie pamięci.
— Podróż w czasie tej całej Neridy? — zakpił, kręcąc głową. — Tego się spodziewałem. 
— Po czyjej jesteś stronie?
Wzruszył ramionami i wyciągnął różdżkę. Hermiona stworzyła między nimi tarczę.
— Zapomniałem, że nie jesteś już bezbronna. Nie zamierzam z tobą walczyć, Granger.
— Snape — poprawiła go machinalnie. Roześmiał się ironicznie i obrócił w palcach różdżkę. Potem znowu powtórzył, że nie chce z nią walczyć, ale Hermiona nie zamierzała mu wierzyć. Mieszkał ze swoim ojcem w siedzibie śmierciożerców, nie dołączył do Zakonu i nie zrobił praktycznie nic, aby Hermiona miała mu uwierzyć w niewinność. To był podstęp, a ona nie była głupia. 
— To ja usunąłem ci pamięć.
Hermionie wypadła różdżka, co było… nieważne, Nott, on, dlaczego, po co? Teodor jednak nie wykorzystał jej chwilowego szoku. Podniosła szybko różdżkę, ale Teodor nie wykonał żadnego ruchu. Uśmiechnął się dziwnie, jakby zaraz miał się rozpłakać. 
— J-ja po prostu… chyba cię polubiłem — warga mu zadrgała. — Widziałem każdą torturę na tobie… a potem — z jego oczu popłynęła łza, potem druga… — oni kazali mi cię… nie chciałem, żebyś pamiętała, co ci robiłem. Tego samego dnia miałaś wrócić do Zakonu, działałem szybko… rzuciłem Oblivate, ale zrobiłem to niedbale… usunąłem cały siódmy rok… Na Salazara, tak mi przykro.
Upadł na kolana. Hermiona przyglądała mu się bez ani jednej emocji, bez łez i strachu, że jej różdżka wypadła, że jest całkowicie bezbronna. Teodor Nott, przyjaciel, szaleniec, kim był w rzeczywistości, dlaczego dowiaduje się teraz. Usiadła obok niego.
— Czemu dzisiaj? 
— Nie planowałem ci powiedzieć… Ten atak — wytarł łzy z policzków — był niespodziewany, było nas dzisiaj niewielu. To jasne, że mnie złapią, że umrę. 
— Nie — pokręciła głową. — Nie umrzesz… Wstawaj! — Spojrzał na nią niezrozumiale. Wstała i pociągnęła go za łokieć. Szlochała próbując go podnieść. — Wstań, wstań, w s t a ń! Teodor, błagam… nie złapią cię, nie zrozumieją, ale ja…
Teodor w końcu wstał. 
— Dobra, tylko przestań płakać — szepnął.
— Biegnij za mną, zrobisz to?... Rzucę na ciebie zaklęcie kameleona… 
— Hermiona? — usłyszała za sobą. Obróciła się szybko. We framudze salonu stał Draco. — Co tu robisz ze śmierciożercą?
— On nie jest śmierciożercą! — zaprzeczyła szybko, ale Draco nie wyglądał na przekonanego. Hermiona miała zalane łzami oczy, Nott też nie wyglądał najlepiej. Wyglądali jak pod działaniem klątwy. Draco uniósł wysoko różdżkę, ale wpadł w niepewność, kiedy Hermiona spojrzała na niego niemal błagalnie. — Uratował mnie… usunął mi pamięć, to znaczy… Wymazał mi pamięć, kiedy byłam torturowana… pomógł mi stamtąd uciec, uwierz mi, Draco, błagam…
— Co chcesz zrobić? — zapytał Malfoy. 
— Po prostu pomóc mu uciec, to wszystko.
Draco przetarł oczy dłonią i opuścił różdżkę. Hermiona odetchnęła z ulgą. On jej uwierzył...
— Jak chcesz to zrobić? — twarz mu stężała, Draco machnął różdżką, aby nikt ich nie zauważył w salonie. Teodor Nott stał jak słup soli i wyglądał coraz bardziej marnie, jakby każda minuta była dla niego kolejną dawką trucizny. 
— Rzucę na niego zaklęcie kameleona i po prostu przejdziemy przez granicę, gdzie Teodor się wymknie za pomocą teleportacji — powiedziała na jednym wydechu. Spojrzała na Tedoora, a on kiwnął przytomnie głową i czekał, aż Hermiona rzuci na niego zaklęcie. Kiedy już unosiła różdżkę, Draco złapał ją za nadgarstek. 
— Będę cię osłaniał, ale… jesteś pewna?
Spojrzeli sobie w oczy, a kiedy Hermiona kiwnęła pewnie głową, niezdolna do żadnego słowa, po prostu ją puścił.
Ich plan przebiegał gładko, dopóki nie wyszli z posiadłości. Walka trwała pełną parą, członkowie Zakonu na szczęście wygrywali, na trawie leżało kilka nieruchomych ciał śmierciożerców. Hermiona czuła na sobie oddech Notta i skupiła się na tym, aby przeprowadzić go bezpiecznie do punktu teleportacyjnego. Kątem oka widziała Severusa, który pochłonął się czarnej magii, a śmierciożercy padali na trawę jak muchy. Hermiona rozglądała się dookoła, Draco obstawiał tyły, oboje biegli, ile sił. Snape trzymała Notta mocno za rękę, aby się nie zgubili, a Malfoy odbił kilka zaklęć, które się napatoczyły w ich kierunku… Jeszcze dwadzieścia metrów… dziesięć… pięć…
— PROTEGO! — warknął Draco i cała trójka znalazła się w zasięgu tarczy. Hermionie serce waliło jak oszalałe, ale się udało. Byli żywi. Zniosła zaklęcie maskujące z Teodora. Spojrzał na nich.
— Dziękuję, j-ja…
— Nie ma na to czasu, zmywaj się stąd! — syknął Draco, podtrzymując zaklęcie tarczy. Teodor pokiwał głową i zanim się teleportował, w przypływie emocji pocałował Hermionę w czoło. Draco skrzywił się mimowolnie, a zanim Hermiona zdążyła zareagować, Teodor Nott zniknął na zawsze. 
— Lepiej nie mówmy o tym Severusowi — szepnęła. Draco kiwnął tylko głową, ale potem się uśmiechnął ni stąd, ni zowąd. Nie zrozumiała tego uśmiechu, ale kiedy się odwróciła, zrozumiała, że bitwa właśnie dobiegła końca.
— Hermiona! — to był Severus. Uśmiechnęła się, kiedy go usłyszała. Jej serce zapłonęło; nic mu się nie stało. Odwróciła się w jego kierunku. Czarne oczy były przerażone, biegł w jej kierunku. Jedyne, co była w stanie jako ostatnie dostrzec to zielony promień. Zamurowało ją, zamknęła oczy i upadła na ziemię. Coś na nią wpadło, czy to siła zaklęcia, już nie żyje.
— HERMIONA!
Jej imię, to było jej imię. Dlaczego je słyszy? Hermiona otworzyła oczy. To nie siła zaklęcia ją trafiła. Przeżyła. To Draco rzucił się jej na ratunek. Bitwa, już po wszystkim. Odetchnęła głęboko. 
— Draco, złaź ze mnie…
Ale Draco się nie ruszył. Nie zaregował. 
— Draco, Draco, Boże nie, DRACO! — wrzasnęła mu prosto do ucha, ale on się nie ruszał. Załkała, przygwożdżona jego martwym ciałem do ziemi. Draco, Draco, Draco nie żyje. Jej najlepszy przyjaciel, który uwierzył, podążając jedynie w ciemności za jej głosem. Kto uwierzyłby w niewinność Tedoora Notta, śmierciożercy? Kto założył, by z nią taniej jakości firmę, aby mieć ją przez tydzień na oku? 
Zaszlochała, a jedyne co słyszała oprócz ciszy to śmiech. Drżący od emocji, gorzki śmiech Andrei, która dostała to, czego chciała. Bo największą słabością Severusa, była Hermiona.



Tu jest koniec mojego opowiadania, a początek waszej wyobraźni. 

*

Dobrze, a teraz zatrzymajmy tą karuzelę śmiechu i bądźmy przez chwilę poważni. Mam wielką nadzieję, że nie zabijecie mnie za to zakończenie, jak to miała ochotę zrobić moja czytelniczka i beta w jednym (ta pani, odsyłam Was do jej cudownego opowiadania). Zakończenie to jedyne, co planowałam na tym blogu. Powojenna historia to jeden wielki chaos, ale i tak skradła moje serce; jako pierwsza, co jest dla mnie kompletnie niesamowite, nowe i… budujące. Bo zrozumiałam, że miłość do tej historii, to po prostu miłość do pisania i nic więcej. Szczerze mówiąc, dalej do mnie nie doszedł fakt, że nie będę Wam serwować dalszych losów Hermiony Granger, która nienawidzi tej pieprzonej, gorzkiej kawy… a jednocześnie pije ją codziennie. Sami zresztą się przekonaliście.

Zawsze chciałam stworzyć na blogu luźną atmosferę. Odpowiadałam na komentarze i liczyłam na dyskusje z czytelnikami, wymianę zdań. Chciałam wiedzieć, że ktoś jest po tej drugiej stronie ekranu. Myślę, że częściowo mi się to udało, co tylko pobudza moje oczy do dalszego wylewania łez. Mam nadzieję, że niektórzy będą mi dalej towarzyszyć, a z innymi rozejdę się już teraz, kiedy jest dobrze i mamy za sobą miłe wspomnienia.

Pewnie znaczna większość uznawała mnie za nieskromną zołzę, bo często właśnie taki wizerunek na siebie zakładałam. Ale jeśli ktoś czytał uważnie… Wie, że nie jestem do końca potępiona. No i teraz czas na podziękowania dla czytelników… Przez kilka dni zastanawiałam się, czy to dobry pomysł, aby coś takiego stworzyć. Podjęłam decyzję, że nie, to nie jest dobry pomysł. 

Dlatego teraz będę spontaniczna:

Mrs M., zawdzięczam Ci wenę i tabun nieumyślnych pomysłów (to podczas rozmowy z Tobą postanowiłam zabić Draco, teraz pewnie masz ochotę też mnie zabić, bo zwalam na Ciebie całą winę. Ale to przez Ciebie zrozumiałam, jakimi prawami rządzi się przyjaźń. Ta prawdziwa, mimo kilometrów i różnych charakterów).

Mrs Black… tak naprawdę Cię nie znam, a jednak towarzyszysz mi od strasznych czasów, gdzie pisałam blinny. Dotrwałaś aż tutaj i skomentowałaś każdy mój rozdział. Całe sto. Chyba nie potrafię tak po prostu podziękować, bo robiłam to wiele razy. Chyba przyzwyczaiłam się do twojej obecności, jest bardzo miła, mówiąc szczerze.

Omfale! Wiesz, że Cię uwielbiam. W końcu ty jako pierwsza znałaś zakończenie (co z tego, że później je zmieniłam, liczy się sam fakt). Właściwie nie jesteś na powojennej długo, ale zawsze powtarzam, że nie liczy się ilość, a jakość. W końcu cel uświęca środki.

Owl Shadow, najprawdopodobniej tego nie zobaczysz, ale… szanowałam Cię jako czytelniczkę i dobrą koleżankę za konstruktywną krytykę. Zawsze będę Cię dobrze wspominać, zawsze. No i będę tęsknić, właściwie już tęsknie, ale ciii...
Anai, której nie ma teraz ze mną, a jednak dalej pamiętam nasze miłe i zarazem dziwne dyskusje. 
Namira, zawsze mnie rozśmieszałaś. Snape Snape Severus Snape...
Angel., pojawiałaś się znikąd na swoich anielskich skrzydłach, nigdy nie wiedziałam, kiedy się Ciebie spodziewać. A po samej treści twoich komentarzy moja wena nagle nabierała skrzydeł. Jakbyś zostawiała tutaj cząstkę siebie.
E., może masz taki sposób bycia, ale wydajesz się przez komentarze strasznie konkretną osobą, która twardo stąpa po ziemi. A może po prostu nie owijałaś w bawełnę… I mimo że zajmujesz się betowaniem, nigdy mnie nie poprawiłaś. Jestem w cholerę wdzięczna za wyrozumiałość!
Alathea, zawsze jesteś w pobliżu ze swoim inteligentnym żartem (dalej Ci nie wybaczyłam, że zaczęłaś opowiadanie od nowa, traktuję to jako kolejny żart!).
Senri97, twoje komentarze ociekały słodką słodyczą, twój poziom cukru pozwalał mi się nasycić na długi czas. 
Kora, miło mi się odpowiadało na twoje komentarze, mimo podzielnych zdań. 

Również dziękuję czytelnikom epizodycznym, Wy też daliście mi wielką siłę:

Milkeme, Aysan, katarzyna jurkowska, szanona, Kasia S, Mia Vlad, rapsodia89, Dravelia, Dark Phoenix, Amylie, Irytek, Julia Magdalena Krawczyk, Little, Nekename, Perfekcyjna, ELi, Lena, Gisia, Sage Servant, Calida, Lili Blue, Podróżniczka.

Naprawdę chciałabym o każdej z Was coś opowiedzieć, napisać, ale zwyczajnie mogłoby mi zabraknąć miejsca, a nie chcę też tych podziękowań przedłużać. Powojenna już jest wystarczająco tasiemcowata… Każda z Was jest magiczna i niezwykła, każdy komentarz jest inny, każdy dodawał mi sił, uśmiechu. Jestem Wam za to wdzięczna i mi smutno. 

A teraz konkrety:

Powojenna trwa osiem miesięcy, ma 100 rozdziałów (niestety, nie wiem ile to stron A4, bo po zmianie komputera moja przyjaźń z Wordem przestała istnieć… ale pomiędzy 400-500). 55 tysięcy wyświetleń! Dużo trochę, lalala…  1410 komentarzy (co z tego, że połowa moich!). Aktualnie też 9, 700 wyświetleń na miesiąc. Możecie mnie teraz zabić, ale jestem z siebie dumna. Cholera, skończyłam bloga. Dalej nie mogę w to uwierzyć.

Powiem Wam, już na koniec, że ten rozdział najmniej mi się podoba z całego opowiadania. Nigdy nie lubiłam pożegnań, nie potrafię się tak po prostu żegnać, dlatego zostawiam po sobie jeszcze coś: KLIKAMY PIĘKNIE I WSZYSCY, tak, tak, to kolejny dramionofy blog. Będę Was dalej męczyć, o ile będziecie jeszcze tego pragnęli. Żartowałam, będę pisać, nawet kiedy będę sama sobie odpowiadać na komentarze.

Nie mówię, że to koniec, po prostu: do zobaczenia. 

PS Nie powinnam ingerować w Waszą wyobraźnię, ale, jak Wy myślicie, dlaczego Draco obronił Hermionę własną piersią? Bo na ten temat mogą powstać spekulacje. Tak samo, czy Andrea zabiła Draco, czy po prostu pragnęła cierpienia Hermiony?

26 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Omujborze Salvio. Zaskoczyłaś mnie jak nie wiem. I mimo, że ten dzień był fatalny, to poprawiłaś mi humor. Nawet się uśmiechałam w niektórych momentach. Nie dociera do mnie, że to koniec. 100 rozdziałów, a minęło tak szybko. Nie skomentowałam wszystkich, tylko 97 ostatnich :(((
      Ach, rozdział jest piękny, mimo, że pisałaś, że będzie zwykły. Ale przez cały czas, kiedy go czytałam, czułam te wszystkie emocje, a najbardziej te towarzyszące Severusowi. Ból ukochanej osoby jest taki straszny, dziś zupełnie się z nim utożsamiam. Hermiony też mi szkoda. I zazdroszczę jej siły, że dała radę przez te pół roku sama z takimi przeżyciami. A teraz będzie musiała znosić śmierć Draco. Ja myślę, że ochornił ją z prawdziwej przyjaźni (od dziś podoba mi się to bardziej niż dramione), ale myślę, że kochał ją w pewien sposób, tak nie tylko jak przyjaciel. A Andrei poprzestawiało się w głowie po śmierci Neridy. Musiałam przerzucić się z telefonu na PC i straciłam wątek. No to, chcę Ci jeszcze podziękować, za opublikowanie tej historii, bo już chyba zawsze będzie siedzieć gdzieś tam - w mojej głowie i sercu. I pewnie jeszcze nie raz do niej wrócę - choćby dla niektórych fragmentów. No i są jeszcze kolejne Twoje historie (mam nadzieję, że będzie ich więcej), więc smućmy się trochę mniej, bo smutek nie jest okej. (rymuję)
      No i jak tu się pożegnać?
      Do następnego? Następnego na nowym blogu? Ale tam już jest rozdział. Nie będę się żegnać, po prostu do zobaczenia :3
      B.
      PS Żeby zepsuć ten ckliwo-sentymentalny nastrój: Widzę, że na nowym blogu masz szablon Agaty. Muszę się pochwalić, że zostałam przyjęta do Wioski Szablonów :v

      Usuń
    2. Nie zepsułaś mojego ckliwego nastroju, ale strasznie Ci gratuluję przyjęcia do Wioski Szablonów. To moja ulubiona szabloniarnia, ten szablon z krukiem też jest z tej strony. Uwielbiam wioskę, strasznie dużo na nim minimalizmu. :)
      Mam nadzieję, że poprawiłam Ci humor. Skoro rozumiesz Severusa, musi być źle. :( Trzymaj się tam.
      Skomentowałaś 100, bo jeszcze notki autorskie, prawda, haha? :D
      Właśnie, Black, do zobaczenia.
      Meh.

      Usuń
    3. No w sumie fakt, 100, ale jednak nie pod każdym rozdziałem ;-;

      Usuń
  2. Naprawde zmotywowałam się do napisania tego komentarza.
    Tradycje mam, że czytam ale nie komentuje (tak straszna jestem).
    Zabiłaś mnie i to poważnie. zatkało mnie. Byłam pewna, że padnie na Severusa.
    Uwielbiam powojenną, i dziękuje Ci że tak jak napisałaś.
    Jest bardzo nieprzewidywalne.
    No i nadal jestem w głębokim szoku.
    Matko Boska. Dziękuje.
    Jesteś wielka.
    Dziękuje za tą podróż.
    I czekam na więcej :)


    littlepony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem wdzięczna, że się ujawniłaś, mimo wszystko. Dziękuję strasznie za komentarz, rozłożył mnie na łopatki. Ach, teraz jestem oszołomiona i malutka, ale… Właściwie brakuje mi słów dzisiaj, haha. Może do kiedyś? :) Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Salvio, Salvio, Salvio…
    Wiesz, ja naprawdę nie mam pojęcia co powinnam napisać, bo wszystko co napiszę będzie mi się wydawało puste, bez jakiegokolwiek wyrazu, po prostu bezbarwne. Wszystko co teraz napiszę będzie tak naprawdę niczym przy powyższym rozdziale/epilogu, przy całej Powojennej Historii. Jest godzina dziewiętnasta piętnaście, zaraz zacznie się Harry w telewizji, jednak czuję się zobowiązana, żeby zacząć dzisiaj, a nie jutro. Czuję, że jutro, gdy zobaczę rozdział na blogspocie, po prostu odejdzie mi na to ochota… Nie ze względu na rozdział, o którym jeszcze wspomnę, ale na to, że to koniec powojennej, a komentarz, który piszę, jest prawdopodobnie ostatnim, jaki się tu pojawi. To smutne, cholernie, a ja znowu mam łzy w oczach. Mam ochotę się trzasnąć w twarz, ale naprawdę czuję się strasznie związana z Twoim opowiadaniem. Ale koniec sentymentów, przecież czeka rozdział, który muszę koniecznie skomentować, bo bez tego ani rusz dalej. Zacznę więc tak jakby ten ostatni rozdział był zwykłym, kolejnym rozdziałem, który wstawiłaś, będę się ciągle zastanawiać kiedy pojawi się kolejny, czy zarwiesz kolejną noc na pisanie Powojennej, bo przecież noc bez pisania jest nocą straconą, prawda?

    Rozdział jest… och, sama wiesz co o nim myślę. Warczałam na każdego, kto mi przerwał czytanie (biedna mama), no bo naprawdę… ja potrzebuję skupienia, jeszcze do takiego tekstu, to już w ogóle. Muszę się skupić maksymalnie, by nie ominąć żadnego zdania. A musisz wiedzieć, że już od początku, od pierwszego zdania, byłam kompletnie tym rozdziałem zaczarowana. ” Czy szczęście oznacza uśmiech?” - i już wiedziałam, że ten tekst będzie czymś wyjątkowym. I wiesz, że się nie myliłam, chociaż ostatnio często mi się to zdarza? Ale odchodząc już od tego, a wracając do rozdziału… Strasznie podoba mi się relacja, jaką stworzyłaś między Hermioną, a Severusem. Jej gniew jest przedstawiony tak naturalnie, jej zachowanie jest naturalne, że… to naprawdę niezwykłe, że potrafiłaś to zrobić, opisałaś wszystko tak dokładnie. Ale ten rozdział chyba jest najważniejszy ze wszystkich, ukazuje ich życie… Przyznam, że kiedy przeczytałam fragment o Anabelle, coś ścisnęło mi się w gardle. Chyba najgorsze, co może być dla kobiety, w ogóle dla małżeństwa, to strata dziecka. Nie wiem czy potrafiłabym coś takiego przeżyć i jak w ogóle poradziłabym sobie z tą myślą, a Hermiona… Jest tak silną kobietą, poradziła sobie, podniosła, mimo że nie było przy niej męża przy tak trudnych w jej życiu chwilach. Przy trudnych chwilach dla ich obojgu, oboje cierpieli tak samo, oboje przeżywali stratę dziecka równie mocno, każde na swój sposób. Severus wyjechał na misję, mus czy nie mus, zachował się tchórzliwie, zostawiając Hermionę samą z tak ogromnym bólem, z którym przecież powinien się dzielić ze swą żoną. Zostawił ją samą, ale w pewnym sensie jestem w stanie go zrozumieć. Wolał w samotności przeżyć śmierć dziecka… nie pisz mi czy się mylę czy nie, chcę trwać w przeświadczeniu, że moje rozumowanie jest słuszne. Niczego więcej od Ciebie nie oczekuję, w końcu już tak wiele dla mnie poświęciłaś. Właśnie oglądam Harry’ego, piszę te słowa w notatniku w telefonie, więc mogą Ci się one wydać miejscami nielogiczne… ale wiesz co? Nie przejmuję się tym, ponieważ piszę to, co dyktuje mi… serce, jeju, jak to beznadziejnie brzmi. Ale piszę dalej, dobrze? Na czym skończyłam, hm, Anabelle. Poza tym akcja ze ścinaniem włosów była genialna i naprawdę się przy tym śmiałam! To dość śmieszne, tym bardziej, że wcześniej ryczałam. Ta atmosfera była między nimi tak normalna, jakby kolejnego dnia wcale nie mieli walczyć o swoje życie, jakby to był zwykły dzień, przepełniony monotonią… Kolejna sytuacja (a raczej wcześniejsza), która spowodowała na moich ustach uśmiech, to akcja z rzutkami… Hermiona naprawdę musiała być wściekła na Snape’a, skoro jako swój cel postawiła sobie jego twarz. Nie dziwię się jej, sama wypróbowałabym te rzutki na prawdziwej twarzy Snape’a. I te sarkazmy, które w ich rozmowach, są normalnością…
    cdn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie polubiłam Andrei już kiedy Hermiona ją zobaczyła wcześniej. Wiedziałam, że ma coś wspólnego z Neridą, przez sekundę pomyślałam nawet, że to jej córka, haha, ale to straszne, jak ludzie mogą źle życzyć drugiemu człowiekowi… Z Andrei jest naprawdę zawistna zołza.
      Troska Severusa, kiedy przygotowywali się do bitwy… och, to słodkie. Ale pewnie wiesz, że mówiąc o bitwie, muszę, po prostu muszę mówić o Draco. Zanim jednak zacznę, zatrzymam się na postaci Notta. Pamiętasz moją reakcję kiedy wysłałaś mi ten fragment? Sama nie wiedziałam co o tym myśleć, byłam wściekła, bo nie chciałaś mi jak zwykle nic powiedzieć, musiałam czekać, a czekanie samo w sobie jest męczarnią. Teraz, gdy już wiem o co chodzi, jest mi żal Teodora. Musiał trwać przy boku ojca, ciągle wiernemu ideałom Voldemorta, mimo że może tak naprawdę nie chciał… I wiesz co? Dobrze się stało, że usunął Hermionie pamięć. Nie pamiętała tych wszystkich okropnych rzeczy, jakie ją spotkały, nie musiała z tym żyć, bo te wspomnienia zostały wymazane. Nott gdzieś miał w sobie dobro, wierzę w to bardzo mocno. A wierzę dlatego, ponieważ tak tłumaczę sobie śmierć Draco. Wierzę, że jego śmierć nie poszła na marne, że Nott ułożył sobie życie, stał się dobrym człowiekiem, tak samo dobrym jak Draco. Cholera, strasznie jestem zła, znowu mam łzy w oczach, dobrze wiedziałaś jak uwielbiam Twojego Malfoya, w ogóle jak uwielbiam Malfoya… Ale rozumiem. Dopiero kiedy powiedziałaś mi tą tajemnice, którą on skrywał, zrozumiałam… I wszystko nagle stało się takie jasne! Wszystkie zdania w tym rozdziale zrobiły się tak oczywiste, że aż miałam ochotę mocniej sobie przywalić, może stałabym się mądrzejsza. Draco ochronił Hermionę własnym ciałem… Nie będę teraz pisała swoich spekulacji na ich temat, znasz dobrze moje zdanie, a ja nie muszę dzięki temu wylewać go tutaj. Nie chcę żeby ktoś inny je poznał, moja opinia niech pozostanie tajemnicą, którą znam tylko Ty i ja. Jest mi cholernie przykro, ale wierze, że Draco umarł szczęśliwy, w końcu obronił swoją… przyjaciółkę własnym ciałem, dając jej szansę na dalsze, może nie do końca (bo bez niego), szczęśliwe życie. Chyba właśnie teraz w tym momencie zdałam sobie sprawę, że to naprawdę koniec Powojennej; w moich oczach znowu pojawiły się beznadziejne łzy, jestem okropnie wrażliwa. Możecie się śmiać, ale ja jestem matką chrzestną powojennej! Co było dalej? Mogę sobie to jedynie wyobrazić…
      cdn.

      Usuń
    2. Salviom, gumochłonie, kaczko, gołąbku, kapucino… Nie pamiętam więcej Twoich przezwisk, było ich zbyt wiele, bym mogła je spamiętać. Wiesz dobrze, że to co zrobiłaś… To naprawdę coś wielkiego. Skończyłaś Powojenną Historię pięknym setnym rozdziałem. Musisz być z siebie dumna, nie pozwalam Ci na nic innego. Masz czuć dumę, możesz płakać, bo jestem pewna, że się przywiązałaś do tego opowiadania. No i 500 stron… To jest coś! Pokazałaś nam naprawdę wiele, z każdym rozdziałem rozwijałaś się na naszych oczach, aż doszliśmy do tego momentu. I nadal się będziesz rozwijać! Twoje teksty będą jeszcze piękniejsze, jeszcze bardziej porywające, i to właśnie jest niesamowite.
      Jestem tu z Tobą od samego początku, straszne, no nie? Nadal nie wiem jak ze mną wytrzymujesz, skoro ja czasem sama ze sobą nie daję rady, ale już w to nie wnikam… Nie byłam dobrym czytelnikiem, pod kilkoma rozdziałami nie pojawił się mój komentarz, chociaż zawsze na bieżąco czytałam, może były dwie sytuacje, w których przeczytałam dwa rozdziały pod rząd? Nie pamiętam już, skleroza mnie bierze, to już ten wiek. W każdym bądź razie strasznie się przywiązałam do tego opowiadania, co powtarzam pewnie po raz setny, ale co tam, i nawet nie wiesz jak mi ciężko pisać te słowa. W sumie przez te wszystkie sto rozdziałów nasza znajomość przechodziła ogromną metamorfozę, zmieniała się, przeżywałyśmy w tej przyjaźni wzloty i upadki, kłóciłyśmy się, obrażałyśmy, ale chyba więcej było tych dobrych chwil, co? Ciągle słyszę Twój głos po naszej ostatniej rozmowie, ale zrobiłam to! Nadal jestem z siebie dumna. To dzięki Tobie mogę się śmiać z tylu słów, nawet zdań!; to niesamowite, wiesz? Wiem, że wiesz. Nawet nie musisz tego mówić, bo ja wiem.
      I to nie Ty powinnaś nam dziękować, bo komentarze… Czym sa komentarze przy tym, co Ty zrobiłaś dla nas? Niczym, naprawdę. Jedynie my możemy Ci dziękować, a lista nie ma końca. Za wspaniałą Hermionę, za Severusa, przy którym nie zapomniałaś o jego wrednym charakterze, za dobrego i oddanego przyjaciela, jakim był Draco, za Neville’a, prawdziwego Gryfona, za Ginny – najwierniejszą przyjaciółkę, zawsze gotową pomóc, nawet za Neridę, bo w głębi serca była dobra. Za wszystkich bohaterów, jakich wykreowałaś, jakim nadałaś swoje własne, niepowtarzalne charaktery. Dziękuję Ci za te wszystkie sto rozdziałów, każdy niesamowity, każdy po prostu wyjątkowy. Dziękuję razem z innymi osobami, które nie odezwą się, pozostaną niewidoczne, za ten cały czas, który poświęciłaś pisząc Powojenną, za czas, który poświęciłaś dla nas, rozmawiając z nami w komentarzach… Za każdą dyskusję, po prostu za wszystko. Dziękuję Ci za Twoją przyjaźń. Ty wiesz…
      I to wcale nie jest koniec. To dopiero początek. Więc płacz, płacz, płacz, a ja będę płakać razem z Tobą. Płaczmy razem, bo taka jest przyjaźń – dzieli wszystkie smutki, radości i troski.
      Bolą mnie już palce od tego pisania, więc skończę we właśnie tym momencie.
      Do zobaczenia,

      M.

      Usuń
    3. Zapomniałam podziękować Ci za najważniejsze. .. dziękuję za przedstawienie właśnie w ten sposób Hermiony i Severusa. Dziękuję, ze dzięki Tobie nadal wierze, że mogę przeczytać dobre opowiadania właśnie o nich. Pamiętasz jak to się zaczelo? Bo ja tak i chyba nigdy nie zapomnę, jak zmuszalas mnie do czytania Bez Cukru!
      Wszystko zepsulam, miało być tak pięknie.... a i tak tak wielu rzeczy zapomniałam. Nieważne.

      M.

      Usuń
    4. Biorę się za odpowiadanie dopiero teraz, gdyż właśnie (na gg) postanowiłyśmy na separację naszej przyjaźni. Jest mi przykro i nie chcę Ci być nic winna, mieć czystą kartkę, więc odpowiadam na twój pełen miłości komentarz. A tym samym muszę go jeszcze raz przeczytać, chociaż nie powiem, że to nie będzie dla mnie przyjemność, mimo że Cię chwilowo nie lubię (gnojku).
      Wróciłam, ponownie przeczytałam i ponownie się rozpłakałam, bo tak to już jest, że im na twardszego się kreujesz, tym słabszym w samotności jesteś.
      Powiem szczerze, że od bardzo dawna nie wchodziłam na powojenną i tak, jak napisałaś w swoim komentarzu, pozostał sentyment. Po prostu dziwnie mi przebywać na własnym blogu, gdzie teoretycznie powinnam czuć się jak w domu, w końcu tu jest mój kawałek serca, mój kawałek opowiadania. Ach, szkoda słów na te moje puste frazy. Ale, niemniej, bardzo rozumiem twoje zmieszane, zblendowane uczucia. W ogóle jakoś często Cię rozumiem, koleżanko.
      Dalej jestem Ci niezmiernie wdzięczna za sprawdzenie tego rozdziału, jestem pewna, że wyszedł pod względem technicznym bardzo dobrze. Podchodząc obiektywnie, z perspektywy czasu, treść nie ma w sobie czegoś wyjątkowego, co powyżej napisałaś. Ale to dobrze, rozwijam się i bardzo się z tego cieszę. :)
      Ja już zapomniałam o tych rzutkach, znowu się śmiałam, jak przeczytałam ten milutki dopisek, że chciałabyś użyć prawdziwej twarzy Severusa jako tarczy! LUBIĘ CIĘ CZASEM JEDNAK.
      A reszta treści dotycząca Annabelle… ujęłaś to lepiej, niż ja byłam w stanie. Śmierć dziecka przytłacza jeszcze bardziej, bo dziecko jest jeszcze niewinne i choćby się chciało to jakoś uzasadniać, nie da się. Dziecko umarło, bo świat jest niesprawiedliwy. Chciałam chyba też pokazać, że każdy chce odreagować śmierć w inny sposób. Hermiona chciała zatopić się w ramionach Severusa i poczuć po śmierci Annabelle bezpiecznie, a Severus wolał samotną misję. Patrząc na to obiektywnie, tylko Snape skorzystał z tego układu. A jednak oboje są nieszczęśliwi.
      Tak, Andrea… za bardzo się zagubiła po śmierci Neridy, by brać rzeczywistość na poważnie. Zastanawiałam się, co ja bym zrobiła po śmierci siostry… i bardzo się zaniepokoiłam, gdy zaczęłam Andreę delikatnie rozumieć.
      Och, teraz postać Notta! Jak ja go ostatnimi czasy polubiłam. Dlatego dałam mu takie zaszczytne miejsce w swoim opowiadaniu. Chłopak starał się Hermionie pomóc, wymazać jej pamięć. To chyba jedyne, co mógł zrobić, nie skazując się przy tym na śmierć.
      I wróciłyśmy do Draco (myślę, że teraz, 16 września, już mi przebaczyłaś skazanie go na śmierć). I ten długi fragment, w którym… nie potrafię się wysłowić, śmieszne i żałosne, ale wracając… twoje zdanie o Draco na długo mi utkwi w pamięci. Zwłaszcza, gdzie pisałaś, że wszystkie zdania w rozdziale setnym nagle stały się jasne i z sensem. To był chyba najlepszy komplement dla mnie, osoby, która kocha symbolikę. DOPIERO DO MNIE DOTARŁO, ŻE GO ZABIŁAM. Ekhem, dalej.
      Bardzo się cieszę, że to Ty poznałaś sens postaci Draco. Fajnie, że chociaż jedna osoba poza mną to zauważyła. Naprawdę sympatyczne uczucie.
      (Oczywiście, że jesteś matką chrzestną Powojennej, zawsze byłaś… pomagałyśmy sobie znaleźć synonimy, zaciągałyśmy się własnych opinii, wysyłałyśmy fragmenty rozdziałów… chociaż wyszła wojna na te fragmenty, żeby sobie nawzajem dopiec i zniecierpliwić drugą osobę… pomagałaś mi złapać wenę samą rozmową i grą w statki czy kółko i krzyżyk [wygrałam, jakby ktoś był ciekawy]).

      Usuń
    5. Kapeć, Keczupie, Kabanosie (tak Cię przezywałam w myślach)… Salviom.
      Nie chcę Ci dziękować za komentarz, bo jak patrzę na autorki, które wymuszają komentarze (jak będą trzy komcie to dodaje nexta!11!!!), to mi się zbiera na wymioty. Dziękuję za słowa, obecność i włożoną pracę w moje opowiadanie. Zawsze chciałam, żeby atmosfera na Powojennej była luźna, a komentarze były wstępem do dyskusji. Strasznie się cieszę, że to u nas wypaliło, że zaprzyjaźniłam się z tobą przez mój głupi komputer i naszą walniętą kreatywność.
      Jestem z siebie dumna, że skończyłam opowiadanie, ale jestem również z siebie dumna, że pojawiło się na Powojennej takie mało kółko dyskusyjne.
      I teraz, kiedy właśnie wybiło 1,5 strony w Wordzie (mojego komentarza), przechodzimy do najbardziej ckliwej części w moim i twoim komentarzu. A tak nie lubimy być wrażliwe, no nie?
      Nie rozumiem twojego wahania, byłaś dobrą czytelniczką. Nie komentowałaś zawsze, fakt, ale to nie ma żadnego znaczenia. Zawsze wiedziałam, że gdzieś tam jesteś i czytasz. Pisałyśmy ze sobą całe dnie, godziny, często to były godziny na rozmowach o naszych opowiadaniach. O kłótniach - czyli o naszym odwiecznym problemie - Severus vs. Draco. To jest takie niesamowite, że nasza przyjaźń wyrosła ze wspólnego zainteresowania. Pozostaje mi tylko podziękować, że nie było Cię tylko w czasie Powojennej, a miałaś dodatkowe godziny na użeranie się właśnie ze mną. I masz rację (napawaj się tą chwilą, w której masz rację, ona nie potrwa długo): kłóciłyśmy się, ale to było absolutne minimum. Może to sprawa różnych poglądów, a może szacunku. Może dlatego potrafiłyśmy uszanować własne zdanie. Jesteśmy kompletnie różne, mamy inne priorytety i spojrzenie na świat. A jednak bardzo często się zgadzamy, gdy już przedyskutujemy dany temat, kompromis nam bardzo łatwo przychodzi. Na dodatek, obie sobie coś podarowałyśmy, jakiś strzępek światopoglądu. Strasznie się zmieniłyśmy przez ten czas.
      I, na miłość boską, uczyłaś mnie matematyki. To chyba jest najlepszy sposób na pokazanie, jak bardzo mnie uwielbiasz, Kapeć.
      PS - zmuszanie Cię do czytania Bez Cukru to była moja najlepsza decyzja w życiu… Zaraz po kupnie mleka kokosowego.
      PS2 - KC (kopnę cię, kocham cię, interpretacja dowolna, koleżanko).

      Usuń
  4. To może i głupie, nigdy tak nie robiłam, ale zajmuje miejsce. Właśnie przeczytałam, ale jestem na telefonie i... Jutro się rozpiszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiś czas zwlekałam z dodaniem tego komentarza, nadal nie potrafię zrozumieć, że to tak czy siak koniec Powojennej historii. Mogłabym go dodać nawet wczoraj, ale z paroma osobami stwierdziłam, że komentarze dodawane z telefonu piszą się, wyglądają i są masakryczne. Ale za to wszystko skrupulatnie notowałam w notesiku. :D
      Ale od początku. To znaczy nigdy nie byłam z Tobą, Salvio, od początku. Powojenna jest Twoją pierwszą twórczością, z którą miałam do czynienia, a i ją zaczęłam czytać na bieżąco od jakiegoś trzydziestego rozdziału. Właściwie to wiesz, Salvio, jaka scena z początku zapadła mi w pamięci? Jasne, że nie wiesz. Hermiona siedziała wtedy w bibliotece i rozmawiała z Neville’em. Pamiętam, że co chwilę ktoś wchodził mi do pokoju i mi przerywał, a ja zawsze zaczynałam od początku, chcąc wszystko zapamiętać i zrozumieć. Szczerze powiedziawszy nie wiem czemu ci to mówię… Trochę mnie wzięło na wspomnienia. :’)
      Rozdział wyszedł, sama tak to określiłaś, zwyczajnie, oprócz jednego momentu, ale jednak czytało się go jak zwykle, gdybym nie wiedziała, że to koniec, pewnie czekałabym na następny rozdział. Ale cóż, to koniec… Nie wiem czy potrafię nawiązać do całego rozdziału, nigdy tu tak nie robiłam, zawsze pisałam tylko o tym, co zwróciło moją uwagę, o czymś przełomowym, niecodziennym jeśli można tak to określać. Zrobię i tak tym razem, nie chciałabym na koniec czegoś zmieniać.
      Cisza jest straszna, zdecydowanie gorsza od jakichkolwiek słów czy czynów. Rzutki… chyba będę musiała to wypróbować! Jak ktoś zobaczy w moim pokoju swoje zdjęcie poprzebijane nimi, odeślę go do ciebie. ;D Pytanie Severusa, te o to, czy z kimś była pod jego nieobecność, na początku mnie bardzo zdenerwowało. *JAK ON ŚMIAŁ?!* Chociaż potem go zrozumiałam, miał prawo, chociaż mogłoby się go posądzać o nie pełne zaufanie wobec Hermiony. Przejdę teraz do kolejnego momentu, nigdy za bardzo nie rozpisywałam się przy komentarzu, przynajmniej o rozdziale, więc i tak będzie tym razem. Zabiłaś Draco. Damn, nawet nie potrafię przyjąć tego do wiadomości. Draco, moja ukochana postać, nie żyje. Wiedziałam, że kogoś zabijesz, ale nie sądziłam, że to będzie właśnie on… Postąpił słusznie, okazał się prawdziwym przyjacielem i jak teraz na to patrzę to zastawiam się czy ja bym tak zrobiła… Czy ja bym potrafiła… To musiał być akurat on?
      Myślałam, że gdy już nadejdzie koniec powojennej, na dobre się rozpłaczę, a tak naprawdę… uh, mam łzy w oczach, gdy to piszę, ale nic więcej. Mama nauczyła mnie, że wszystko ma swój początek i koniec, coś się kończy, a coś się zaczyna… A to właśnie koniec powojennej, ale za to początek czegoś zupełnie innego, Renowacji uczuć… (Spodziewaj się komentarza jak tylko dojdę do siebie! :D)
      Może i nie nawiązałam do wszystkiego, do czego miałam zamiar. Chciałam skomentować przebieg bitwy, genialne dialogi Severusa i Hermiony, głupie zdania Rona, miałam skomentować o dużo, dużo więcej. Ale trudno, wydaje mi się, że mój komentarz i tak wyszedł nadzwyczaj sucho i dziwnie.
      Co do tego co o mnie napisałaś, to tak, wydaje mi się, że jestem taką osobą… i przynajmniej próbuję nie owijać w bawełnę. A co do betowania, to pozwól, że tego nie skomentuję, mam na najbliższe dni dość tego tematu.
      Zdaje mi się, że to jest właśnie ten moment, więc…
      Dziękuję, Salvio, za tę podróż z Powojenną Historią i z Tobą. Była jedną z nielicznych w tym roku, które udało mi się dokończyć. W każdym razie ta opowieść zostanie ze mną na długo, może jeszcze kiedyś do niej wrócę?
      Tymi słowami to zakończę. I tak to wszystko, ten komentarz, miał wyglądać całkowicie inaczej.
      Pozdrawiam gorąco!
      E.

      Usuń
    2. Ale długi komentarz, maaatkooo. Dziękuję! Jak go zobaczyłam, to poczułam serce w gardle. I tak jak ty, trudno mi uwierzyć, że koniec Powojennej… ale na szczęście mój etap smutku sobie poszedł. Jej! Pozostaje mi się tylko cieszyć.
      Pamiętam ten komentarz, jak Hermiona rozmawiała z Nevillem, napisałaś, że piszesz taki krótki komentarz, bo cały czas ktoś Ci przeszkadza czy coś takiego… Serio mam coś takiego w głowie, haha.
      Mówiąc szczerze, nigdy nie czytałam opowiadania, w którym Draco ginie, więc to już zapieczętowało moją decyzję. Pomyślałam, czemu nie? Jednak zrobiłam to ze złamanym sercem, zrobiłam to. Chociaż wiem, że od niektórych czytelników będzie mi to wypominane do końca świata. :D
      Twój komentarz nie jest suchy, akurat tak bym go nie nazwała. Jest… świetny. Oj, zresztą wiesz, ja się każdymi słowami od czytelnika potrafię zachwycić, to przerażające.
      Cieszę się, że trafiłam w dziesiątkę ze swoimi słowami a propos Ciebie, stresowałam się tymi podziękowaniami… Właściwie, to stresowałam się całym końcem, nieważne.
      (Właśnie weszłam na stronę z betowaniem i zrozumiałam, jaką gafę popełniłam, ale też jestem oburzona -,- … chciałam z Renowacją zwrócić się do Ciebie).
      A ja Ci dziękuję za twoje towarzystwo na Powojennnej, strasznie się cieszę… Ach, znowu mam łzy w oczach, no ale w końcu tak wyglądają pożegnania. :D
      Pozdrawiam słonecznie! (whateva)

      Usuń
    3. A ja tego komentarza nie pamiętam, kurcze. No ale jeśli tak napisałam, okej. :D
      Tak samo jak ty nie czytałam opowiadania, w którym Draco ginie (nie, stop, już przeczytałam!). Powiedzmy, że postaram się ci tego nie wypominać. XD
      A co do betowania, to tak jakby nadal się tym zajmuję, więc... Raczej ze względu na tych, którzy zapowiedzieli się, ze nie chcą szukać kogoś innego, ale nadal betuję... Jak coś to pisz. :)
      Pozdrawiam i lecę czytać rozdział na renowacji!
      E.

      Usuń
  5. Cóż ciężko napisać mi aktualnie coś sensownego. Nie wierzę że to jest 100 rozdziaĺow.
    Jestem dumna z Ciebie, skończylas pisac te piekna historię.
    Jest wiele niedomowien, ale przeciez wszystko jest kwestia naszych wyobrażeń.
    Coz nie przeciagam. Nienawdize pozegnan.
    Odiwedzs twoj kolejny blog.
    Mam nadzieje ze zobacze Cie na moim.
    Opowiadaniahp.blogspot.com
    Weny.
    Lili.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O każde niedomówieniu możemy porozmawiać, jestem otwarta na pytania i dyskusję. No i dziękuję za obecność, komentarz. Jak pisałam w podziękowaniach, więc nie przeciągam, bo też nie lubię zakończeń, haha. :)
      Aktualnie nie odwiedzam żadnych blogów, nie mam weny do czytania nowych blogów. Tobie też weny.

      Usuń
  6. Nie wiem od czego zacząć, tyle mam myśli w głowie. Na wstępie chyba uprzedzę, że do pisania tego komentarza przygotowywałam się długo(siedem minut szukałam zapalniczki i ładowarki do laptopa – tak, laptopa! spodziewaj się długich wywodów). Teraz, gdy wiesz już wszystko, co powinnaś, możemy zaczynać. Damn, mogłam napisać to w formie listu.
    Zanim przejdę do rozdziału setnego powiem kilka słów o całej Powojennej. Rozmawiałam wczoraj z bardzo przyjaznym chłopcem, który bardzo przyjaźnie zapytał co czytam w piątkowy wieczór stojąc przed pubem z papierosem i drinkiem w ręce. Pozwoliłam sobie na luźne i całkiem zabawne(jak się zaraz okaże) tłumaczenie tytułu tego opowiadania i koniec końców owy przyjazny chłopiec myślał, że fascynuje mnie historia. W naprawdę dziwnie płynny sposób zaczęliśmy rozmawiać o wojnach. Wydawał się zaskoczony, gdy po wyczerpaniu tematu, postanowiłam wyprowadzić go z błędu i powiedzieć: „Wiesz, tak właściwie Postwar(skróciłam sobie już później, zgodnie z moim zwyczajem) to ff potterowski”. W każdym razie czytaliśmy razem – jest coś takiego jak tłumaczenie bloga i rzeczywiście przez chwilę dobrze się bawiliśmy przy tym rozdziale. Na moje nieszczęście(kłania się czytanie od ostatniej strony) zaczęliśmy od zakończenia. Ale do tego przejdę później. Miałam przecież mówić o Powojennej, a nie o tym przyjaznym chłopcu, damn. Niemniej przyjazny chłopiec przekazuje serdeczne pozdrowienia i ukłony za zdanie „Draco Malfoy. Draco is dead”. Nigdy go nie lubił.
    Pamiętam jak czytałam pierwsze rozdziały i mówiłam do Dan: „wut? kumasz o co chodzi w tym zdaniu?”. Pisałaś, co tu kryć, chaotycznie i często odnosiłaś się do różnych rzeczy w jednym akapicie, przez co łatwo było zgubić myśl przewodnią. Z akcją(i wątkami) gnałaś jak szalona – czasami zastanawiałam się czy w Twoim opowiadaniu istnieje w ogóle coś takiego jak główny wątek. Myślę, że nie muszę Ci tego mówić, jesteś świadoma jakie błędy popełniałaś, ale – co wydaje mi się najważniejsze i co widać najbardziej w ostatnim rozdziale – znacznie podniosłaś swój poziom. Może to przez moje błagania o większą ilość opisów, w których jak widzę bardzo się wprawiłaś; może przez to, że ułożyłaś w głowie jaśniejszy plan zakończenia historii. W pewnym momencie wrażenie zagubienia w tekście zniknęło, a myśl, że tworzysz wszystko na poczekaniu(jak trafnie ujęłam to w moim pierwszym komentarzu)odeszła. A to tylko na przestrzeni 20 rozdziałów, więc wyobraź sobie jakie postępy uczyniłaś od początkowych postów.
    Masz rację, nie jestem tutaj długo, ale zdążyłam się przyzwyczaić do czytania postów raz w tygodniu i cieszę się, że zaczynasz Renowacje Uczuć, bo nie wiem czym miałabym wypełnić lukę w moim(zazwyczaj piątkowym) harmonogramie. Wspominałam Ci kiedyś, że to pierwszy raz, gdy towarzyszę autorowi przy zakończeniu i tak właściwie nie wiem nawet co pisze się w takich momentach. Cóż… Z jednej strony Ci współczuję – będziesz tęsknić – a z drugiej podziwiam za motywację i samozaparcie by doprowadzić to do końca. Włożyłaś w to wiele czasu, starań i mam nadzieję, ze jesteś świadoma naszego uznania. To chyba najlepszy komplement jaki jestem w stanie wymyślić.

    OdpowiedzUsuń
  7. Teraz, gdy już wylałam wszystkie swoje mniejsze i większe żale, mogę zająć się rozdziałem setnym. A co lepsze – mogę zdradzić moje przewidywania co do zakończenia(odkąd nieuczciwie postanowiłaś je zmienić). Zaczynajmy zabawę.
    Próbowałam naprowadzić Cię na odpowiedni tor myślenia, jednak nie w mojej gestii leży ingerowanie w zamysł twórczy autora, więc odpuściłam sobie naciskanie. Jednakże nadal myślę, że jedynym właściwym i słusznym zakończeniem byłoby zabicie Hermiony. Nie upieram się, by zrobił to Severus, ale byłoby to mile widziane. Powojenna jest przecież historią Granger, skoro ją kończysz, ona też powinna zniknąć. Ha, wybacz. Ujawniają się moje zapędy. W każdym razie… Widzisz, co zrobiłaś? Przez Ciebie muszę teraz napisać sevmione, żeby zabić Hermę.
    DO SAMEGO KOŃCA LICZYŁAM NA TO, ŻE NERIDA JEDNAK ŻYJE. Nie będę się nad tym rozwodzić, czuję się zawiedziona. Nawet jeśli jest Andrea.
    Skoro już jesteśmy przy osobach, które nie żyją i przy okazji wspomniałam jeszcze o Andrei… Czułam, że zabijesz Draco. Już gdy wygadałaś się, że M. Cię nienawidzi, wiedziałam co się święci. Nie ma co się zastanawiać nad tym, dlaczego Malfoy zasłonił Hermionę. Nieprzychylne spojrzenia Astorii(zazdrośnica), jego ciągła i przesadna troska oraz dbałość o jej dobro mówią same za siebie. Nie trzeba być geniuszem, by to widzieć. Severus ma prawo, nie było go pół roku. Szkoda go trochę, ale nie przesadzajmy – ktoś musiał umrzeć. XD
    Wyczerpałam już chyba cały zapas słów, jaki przeznaczyłam na końcową opinię. Może, gdyby moje myśli nie przypominały dziś miodu – gęstego i ciągnącego się powoli – byłoby mi łatwiej. Zapomniałam wspomnieć o pojednaniu Hermiony i Severusa – kapelusze z głów, bałam się, że ta padnie mu w ramiona. Jednak ma więcej godności niż podejrzewałam.
    Nie żegnam się i urwę to tak w połowie, jakby niedokończone.
    Nie żegnam się. I cieszę się, że wszyscy wiemy o co chodzi z tą kawą.
    XXX

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedno na koniec: cel uświęca środki.

      Usuń
  8. Ostatni rozdział... podoba mi się (mimo, że nie wgniótł mnie w podłogę jak większość i nie potrzebowałam po nim meliski) :P Lubię zakończone opowiadania :) jest do czego wracać po paru miesiącach więc proszę nie kasuj go i nie pozwól skasować go blogspotowi :) :) :)
    Ciekawa sprawa z Teodorem. Hermiona zachowała się bardzo odważnie ale nie jestem przekonana czy dobrze... Ale chyba każdy zasługuje na drugą szansę?

    Szkoda, że nie zdecydowałaś się na kolejne opowiadanie SSHG :P Albo jakiekolwiek z Severusem :P szczerze? nie za bardzo pojmuje fascynację połączenia dramione... no ale wpadnę do Ciebie na nowego bloga :) kto wie? może mi się spodoba :D
    Pozdrawiam i gratuluje! Odwaliłaś kawał dobrej blogowej roboty :D

    OdpowiedzUsuń
  9. O rany. Podziękowanie. Dla mnie. Imienne. Łał. Nie spodziewałam się, serio. Dziękuję. I za te piękne słowa i za całą Powojenną. Nie wiem, co więcej powinnam napisać, prócz tego : "dziękuję". Więc chyba zamilknę. Mowa jest srebrem, milczenie - złotem (a uśmiech - platyną).
    To chyba tyle.
    Angel.
    PS Zakończenie idealne. Ale to już chyba stwierdzili wszyscy komentujący przede mną, więc nie mam co się nad tym rozwodzić. Więc powiem coś innego. Pisz dalej. Blogi, książki, felietony. Masz talent - pracuj, żeby było jeszcze lepiej. Warto, zwłaszcza, że masz predyspozycje. Jeśli to lubisz - walcz o to. Nie ma nic lepszego, niż robienie tego, co się kocha. (ot, takie wynurzenia starszej koleżanki :))
    PS 2 Tak, wiem, jak zawsze, mój komentarz jest chaotyczny. Ale cały czas nie mogę wyjść z podziwu po przeczytaniu ostatniego rozdziału. Łał. (no i milczenie szlag trafił - ale naprawdę nie chciałam robić z tego komentarza tasiemca! więc się uśmiechnę. uśmiech - platyną).
    Trzymaj się!
    Angel.

    OdpowiedzUsuń
  10. Kiedyś nadrobię...
    ... kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja jak zwykle spóźniona. Przepraszam, że dopiero teraz alle naprawdę nie miałam dostępu do komputera. Nie spodziewałam się podziękowań, ale czuję się zaszczycona ;) rozdział mnie zaczarował i czytając nie mogłam uwierzyć że to koniec. wspaniale było to oczekiwanie na następny rozdział i zastanawianie się nad dalszym ciągiem. Teraz koniec powojennej i początek szkoły. Gdzie tu sprawiedliwość? wiem ze wszystko co dobre szybko się kończy ale i tak to takie smutne . Tak wiem, że już zaczęłaś kolejny blog (nawet już przeczytałam prolog i 1 rozdział i dobrze się zapowiada i zraz będe komentować ;)) ale jednak to nie to samo. Szkoda że Draco umarł ale jednak jestem bardzo zadowolona że Severus przeżył ;) Myślę ze to była tylko przyjaźń z malfoyem. Szkoda że nie mogę powiedzieć ze czytam na bieżąco od samego początku bo dobrze by to brzmiało no ale trudno lepiej późno niż wcale prawda? Teraz będę na bieżąco i na koniec nowego bloga będę miał tą przyjemność i napiszę że byłam od początku do końca ;) czy ja zawsze muszę odbiegać od tematu? No więc wracając do rozdziału był wspaniały i nie wmówisz mi że nie był wyjątkowy. Strasznie smutne było jak Severus zobaczył swoją zmarłą córkę. Szkoda ze na końcu jakoś magicznie (a to chyba tu pasuje) Hermiona nie odzyskała pamięci :( Zastanawiam się czy Teodor nie mógł zdjąć czaru ale nie wiem. No to o zobaczenia ze tak powiem na nowym blogu i oczywiście weny która mam nadzieję cię nigdy nie opuści!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem co napisać... Napisze najkrócej jak sie da, nie będę rozposywac sie na 10 stron (a przynajmniej sie postaram). :)
    Ta historia bardzo mi sie spodobała. Dzięki niej przeniosłam sie w Twój świat, swiat "Powojennej". Twoja historia jest inna od wszystkich które czytałam (a czytalam ich dużo xD) ze względu na swoją fabułę, ale w większym stopniu dzięki zakończeniu. Prawie każdy blog kończył sie Sevem i Mioną jako małżeństwo i żyli długo i szczęśliwie, wszystko było wyjaśnione i zakończenie narzucone przez autorkę. Na twoim blogu jest inaczej możemy sami ułożyć ciąg dalszy. Podziwiam Cię za ułożenie takiej wspaniałej historii. Liczę na to ze jeszcze kiedyś będę miała możliwość przeczytania twojego innego Sevmione.
    Nie wiem o czym jeszcze mogę wspomnieć, wiec nie będę przedłużać.
    Wielkie podziękowania dla autorki.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny
    Ania.

    OdpowiedzUsuń