— ,,Prawdziwa miłość zniesie
największą stratę”, niby to takie pieprzenie o niczym, aby tylko pisarz o czymś
napisał, a jednak… kurde, w teorii się sprawdza. Zwłaszcza w romansach! Gorzej
z praktyką. Serio, człowiek to z natury egoista. I jak jest taka prawdziwa
miłość, to egoizm — puf! — znika. Albo twój egoizm
przechodzi na drugą osobę, którą kochasz i dalej wtedy sobie jesteś egoistą.
Jak tak właśnie masz, o ile zrozumiałeś, co właśnie napisałem, to wiedz, żeś
się dobrze w życiu ustawił. Rodzice mogą być z ciebie dumni.
∞
Hermiona
pisała jeden z testów profesor McGonnagall; robiła to spokojnie, żadne pytanie
nie sprawiło jej specjalnego problemu, mimo kilkudniowej nieobecności. Żadna
informacja jej się nie prześlizgnęła. Ginny, która siedziała niedaleko, jeszcze
pisała, skrobiąc przy tym głośno piórem. Hermiona już odłożyła swój test na
prawym brzegu ławki i czekała na dzwonek. Starała się nie myśleć o tym, że
wyszła ze Skrzydła Szpitalnego po kryjomu. Czekała, bawiąc się łabędzim piórem,
aż Madame Pomfrey ją znajdzie i znowu uwięzi w tamtym okropnym miejscu, w
którym czas płynął inaczej. Myśli tam kłóciły się ze sobą, wymuszając
pierwszeństwo; nuda nią miotała i musiała o czymś myśleć. Serce podpowiadało,
co powinna wręcz przeanalizować, bo co odwlecze to nie uciecze, więc wolała
uciec do szkolnego trybu życia, niż rozpamiętywać.
Głowa ją
bolała jeszcze.
Drzwi
otworzyły się z hukiem, a Hermiona, zanim się gwałtownie, zbladła odwróciła,
przeczuwając, że to może dotyczyć jej, zbladła. Ale w drzwiach stał Severus
Snape, a ciężkie, drewniane drzwi jeszcze drgały po spotkaniu z poobijaną
ścianą.
— Panna Granger ma się zgłosić do
dyrektora. — Powiedział
lodowato, gdy jej żołądek przewrócił się na drugą stronę. Czyżby Madame Pomfrey
zgłosiła dyrektorowi ucieczkę?; to nawet sensowne, pielęgniarka zawsze
była histeryczką. McGonnagall pokiwała, niestety, twierdząco głową, ale
Hermiona wiedziała, że zaraz po lekcji będzie chciała się dowiedzieć, co się
stało. Bo Severus nie dawał się tak łatwo wrabiać w sowę, pomyślała Hermiona i
z prędkością karabinu maszynowego wyszła razem z nauczycielem. Jej przyjaciele,
czy też byli przyjaciele, marszczyli z zastanowieniem brwi, a ludzie jej
bardziej obojętni posyłali współczujące spojrzenie, jakby sama obecność Snape’a
miała być dla niej skaraniem boskim. Spojrzała na Snape’a, ale on nawet na nią
nie zerknął. Może miała tylko głupie przeczucia, ale czuła, że on nie chce jej
spojrzeć w oczy.
— Co się dzieje? — szepnęła Hermiona, próbując
pędzić tak samo szybko, jak Severus; on sunął swoimi czarnymi płatami szaty po
kaflach. Była coraz bardziej przerażona, gdy on zamilkł, nie wydobył z siebie
nawet kpiny, zmarszczył czoło. — Profesorze, o co chodzi? — zamrugała zdziwiona i gdyby tylko mogła, powiedziałaby do
niego po imieniu, aby zwrócił na nią uwagę. Severus spojrzał na nią z
westchnieniem i zwolnił trochę kroku. Trudno było dostrzec w czarnych oczach
współczucia, bólu czy żalu. Było tylko coś innego, drobny, ciemny blask. Nic
nie rozumiała i sama nie wiedziała, kiedy stanęła w miejscu i czekała, aż coś
powie.
— Severusie… — powiedziała cichutko. Snape
rozejrzał się, czy nikogo na korytarzu nie było. Mistrz Eliksirów dalej
milczał, dalej się nią bawił, nie wydobywając z siebie ani słowa; jak on kochał
ją nienawidzić. Ale Severus czuł się po prostu oszukany. Nie wiedział, czemu
akurat on ma wykonać czarną robotę. Mógł torturować, zabijać z rozkazu, ale nie
wyznawać takie rzeczy. Przewrócił oczami.
— Chodź,
Granger. — Odezwał
się w końcu, całkowicie wyprany z emocji. Twarz miał kamienną.
— Powiedź mi, o co chodzi! — zaprzeczyła ruchem głowy i
dalej stała w tym samym miejscu, na jakimś wyjątkowo zimny korytarzu. Na
ścianie nie wisiał ani jeden obraz, byli prawie sami. Pochodnie były zgaszone,
słońce gdzieś schowało się za chmurami. Padał śnieg.
— Znaleźli twoich rodziców.
Rzucił
spokojnym głosem w przestrzeń, w otchłań czarnej materii, aż w końcu
wiadomość do niej dotarła, słowo przychodziły do niej powoli, jakby za sprawą
dyfuzji, każda cząsteczka musiała przekazać drugiej, nie łamiąc szyku, aby
Hermiona zrozumiała, aby jęknęła żałośnie i opatuliła się własnymi ramionami i
płakała, płakała, płakała… Dużo łez wylała, torba szkolna gdzieś spadła w kąt,
aby jej nie przeszkadzać. Ukryła twarz w drobnych dłoniach – dlaczego płacze tak sama,
pomyślałby kto. Hermiona miała świadomość, że jej rodzice… że jest taka
możliwość. Ale zawsze miała nadzieję, zawsze, a Severus tak po prostu przyszedł
i tak po prostu jej to powiedział, nawet na nią nie spojrzał. Podeszła do niego
i uderzyła go w tors, dalej zalewając się krwawymi łzami.
— Nienawidzę cię — wysapała między łzawym
szlochem, a spazmami. — Nienawi-i-dz-ę… — głos uwiązł jej w gardle i po
prostu przywarła do jego ciała w poszukiwaniu ciepła i wsparcia. Severus
odsunął się od razu.
— Chodź — złapał ją za przedramię i
pociągnął w stronę lochów, dbając, aby wyglądało to okropnie, w razie gdyby
ktoś ich spotkał. Mieli iść do dyrektora, ale to teraz nie miało żadnego
sensu,ona go prosiła, żeby jej powiedział, więc to zrobił. Dlaczego? Chciał
widzieć jak cierpi? Bezsensowne, ale możliwe, choć teraz, gdy Hermiona
faktycznie ma ochotę umrzeć, on chce się powiesić razem z nią. Przeklął
wszystko naokoło, począwszy od projektu edukacyjnego, który im przypadł,
skończywszy na czarnej materii jego płaszcza, mimo że zazwyczaj na niego złego
słowa nie dał powiedzieć.
Poczuł
uścisk, uścisk ciepłej dłoni w swojej własnej, zimnej i twardej. Drobne palce
oplotły się silnie, łącząc ich dłonie. Strzepnął rękaw szaty, aby ten gest nie
był widoczny. Severus poczuł, jakby sobie tą dłoń odciął. Spojrzał przelotnie
na Granger. Próbowała iść tym samym tempem, co on, już nie płakała, była
odrętwiała. Miodowe oczy wpatrywały się zmrużone w jasne kafle, które biegły
pod ich stopami. Kafle gniecione przypatrywały im się od czasu do czasu,
spomiędzy roześmianych twarzy od… siedmiu, może sześciu lat? Odpowiedzi nikt
nie znał, ale kafle czasami brudne, nie zawsze mogły widzieć, jak nieśmiertelna
czerń pogłębia się z biegiem lat. Po tych siedmiu znaczących, odbiegających
rysach, czerń spadła w ciemniejszą toń, a pod nią już była tylko ciemność samej
ciemności, od której odbić się można było o wiele, wiele łatwiej. Severus
właśnie odbił się od dna.
— Wypij — wrócił do laboratorium, gdzie
czekała milcząca i przygaszona kobieta, bo skąd mógł wiedzieć, że wyczekująca;
odszedł tylko na minutę. Wypiła grzecznie podany eliksir, nawet nie próbując go
rozpoznać z głupoty serca i ufności, wypiła go jednym haustem,
przypatrując się Severusowi z uporem.
— Przepraszam. — Szepnęła, odkładając fiolkę na
najbliższe biurko. Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi. — Nie powinnam mówić, że cię
nienawidzę. To nieprawda… — chciała
coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej głęboki śmiech, którego tak dawno nie
słyszała. Od razu zapragnęła więcej i więcej. Spojrzała na niego smutna, lekko
zdezorientowana tym nagłym obnażeniem uczuć, który był kompletnie nieadekwatny
do jej uczuć. To wyglądało, jakby cieszył się z jej cierpienia. I to nie były
myśli, a przeczucia, które mogły się okazać prawdziwe, to chyba zabolało
najbardziej. Że mu nie zależy, że robi to wszystko z polecenia Dumbledore’a.
— Granger, właśnie zginęli twoi
rodzice, a ty mnie przepraszasz, że poniosły cię emocje? Jesteś... — pokręcił głową i zdusił
kolejny wybuch śmiechu, przytrzymując sobie dłoń na ustach. Odchrząknął, gdy
spojrzała na niego z czułością, omal się nie uśmiechając.
— Zawsze wiedziałam, że ich już
nie ma. Tylko czasami myślałam, że może szukałam niedokładnie, że popełniłam
błąd. — Dalej
patrzyła na niego, jak na najważniejszą osobę w swoim życiu, ale oczy szybko
zaszły jej łzami. Załkała żałośnie i spojrzała w sufit, nabierając rozpaczliwie
powietrze, ale dalej łkała, z powietrzem czy bez. Severus podszedł do niej
szybko i tak jak przy jeziorze Sceleri, podniósł jej brodę, aby na niego
spojrzała. Była przerażona i dalej nie dowierzała, że to wszystko dzieje się
naprawdę… właśnie do niej doszło, że nigdy nie zobaczy uśmiechu matki i
kręconych włosów swojego ojca, załkała, wylewając jeszcze więcej łez. Wtuliła
się w niego, korzystając, że jest tak blisko. Znieruchomiał, ale pozwolił
przemoczyć swoją czarną szatę na wysokości obojczyka. Hermiona ukryła się w
zagłębieniu jego szyi. Szeptał do jej ucha, pocieszał ją… Na Merlina, nigdy się
na to nie zdobywał. Pogładził ją po plecach, czerpiąc przyjemność z tego, jak
drży.
— J-już nigdy… — zawodziła coraz ciszej i rzadziej.
Wtulił twarz w jej miękkie loki i tak trwali, choć Severus chciał ją odepchnąć.
Nie zrobił tego, a powinien od razu, kiedy pierwszy raz weszła do jego
sypialni... rozumu, niby-serca? Hermiona była jak wrzód na wiadomej części
ciała. Z czasem trawiła jego ciało coraz bardziej. Rakowe przerzuty powstały w
ciągu kilku miesięcy i były... prawie... wszędzie. Hermiona całkiem się
uspokoiła i zasnęła w jego ramionach. Na stojąco. Zaniósł ją do swojego łóżka i
nie wypuszczał, dopóki się nie obudziła. Chciał nią cisnąć na łóżko, ale
mrucząc groźby pod nosem, położył ją delikatnie. Ale nie przykrył jej! To był progres
w jego brutalności. Niech marznie.
Kiedy się
obudziła, sama też nie była skora do wyjścia. Potem znów płakała, a on znów
próbował ją pocieszać. Nie udawało mu się, postanowił więc milczeć, przestać
się na marne starać. Był z niego marny pocieszyciel. I nie chciał robić z
siebie sentymentalnego ćwoka. Hermiona leżała na jego łóżku, wpatrując się tępo
w sufit, a Severus siedział na swoim fotelu, czytając czarnomagiczną książkę.
Ona przestała płakać, a on uświadomił sobie dziwną, niezrozumiałą mu dotychczas
rzecz.
Nie chciał,
żeby cierpiała.
Może dlatego
teraz leżała na jego łóżku. A w jego sypialni stały aż dwa fotele, należące
tylko do nich.
PIERWSZA . !!! ; DD
OdpowiedzUsuńps. Jeszcze raz go usuniesz, to spotkasz się z moją patelnią.
Zaczynam drugi raz, ten komentarz nie będzie już tak idealny, jak tamten, który został pożarty przed otchłań internetów, żegnaj, komentarzyku, byłeś dla mnie ważny!
UsuńRozdział wyszedł Ci bardzo, bardzo dobrze! Szkoda tylko, że taki krótki, no bo jest krótki, serio. :( Poza tym z całego rozdziału wyłapałam tylko jeden mały błąd - źle wstawiony przecinek. Salvio, rozkręcasz się, jak.... jak karuzela, hehe. Hehe.
Co do akcji rozdziału (nie uważasz, że brzmię bardzo profeszjonal? bo ja tak uważam)... Dzieje się, dzieje! Nie zanudzasz, zaskakujesz nas ciągle zwrotami akcji. Nie spodziewałam się takiego wydarzenia! Rodzice Hermiony odnalezieni... Jestem tylko ciekawa jak zginęli, bo w sumie nic o tym nie wspomniałaś - może jeszcze poruszysz ten temat.
Snape jest kochany! Tak się zajął Hermioną (ale że jej nie przykrył, to jakiś żart, kpina!), był opiekuńczy... No z ręką na sercu przyznaję, że udał Ci się ten Severus.
Czekam na kolejny rozdział, a to dopiero za tydzień. I jak ja wytrzymam? :(
M.
Mój zeszyt od matematyki mnie wzywa, czeka mnie jeszcze napisanie trzydziestu stron notatek, ale teraz mi nie odpisujesz, więc mam czas, aby... odpisać Ci na komentarz? Matematyka poczeka, moja przyszłość poczeka, ty jesteś ważniejsza.
UsuńNie jest taki krótki, a trochę chyba Wam informacji wprowadziłam... Ale dobrze, UWAGA, NIECH KAŻDY CZYTELNIK TO PRZECZYTA, pojawi się przed piątkiem jeszcze jeden rozdział, bądźcie czujni.
Przecinek już poprawiony, usunięty. Chcesz powiedzieć, że rozdział jest bezbłędny? Wiem, też tak uważam. :)
Brzmisz profesjonalnie! Zawsze, wszędzie, nawet jak jesteś taka zasmarkana i opluta, misiu. HEHE.
Ty i twoje żarciki...
Wszystkie wytłumaczenia przyjdą w swoim czasie. Nie mogę tak wszystkiego mówić, bo byście mnie czytali... Ups.
Snape jest chwilowo kochany. Aż mnie świerzbi, żeby Ci wszystko wypaplać, M., ale no nie! Staczam ze sobą walkę, to jest jak cieŃka linia nienawiścią a miłością! (Ty wiesz).
Nie wytrzymasz, dlatego dodam coś wcześniej. 8)
Świetne ! Przeczytałam wszystko od wczoraj. Ciekawy styl i ciekawa historia. Czekam na ciąg dalszy :3 Silvana
OdpowiedzUsuńDziękuję za danie o sobie znać! Ale mi serduszko zatrzepotało. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się pojawisz. :)
Usuń(Chociażby pod epilogiem).
Jeśli już przeczytałam wszystko jednym tchem to teraz nie ma możliwości żebym nie pisała komentarzy podvkazdym wpisem :) Blog leci do ulubionych! ;) Silvana
UsuńAch, jak świetnie Ci wyszedł :3
OdpowiedzUsuńSzkoda trochę Hermiony. Straciła rodziców i w sumie Severus pewnie też ją skrzywdzi .-. Bo nie wydaje mi się, żeby było tak słodko jak w tym rozdziale. Ale jest cudowny, kiedy się śmieje, pociesza, pokazuje uczucia. Jemu też współczuję, że jest marnym pocieszycielem. Znam ten ból ;_;
No i bycie sentymentalnym ćwokiem też nie jest ok. To znaczy jest, chociaż nie zawsze i nie dla wszystkich xD
I wypatrzyłam, że dodasz coś przed piątkiem, czekam z niecierpliwością!
Pozdrawiam,
Black
PS Tak pospamię, że mój chłopak postanowił zostać pisarzem (zakład, że jutro będzie pilotem, albo architektem?), no i założył bloga. Jakbyś miała moment, możesz wpaść, zobaczyć, co tam naskrobał :D
szklanesny.blogspot.com
Dziękuję, mi też jakoś się podoba ten rozdział. :)
UsuńTeż jestem marnym pocieszyciel, co bym powiedziała, nie jest to adekwatne do uczuć tej drugiej osoby. Dlatego łatwiej było mi się w Severusa wczuć. Chociaż raz łatwo! :D
Rozdział sześćdziesiąty dziewiąty, więc mogłam dodać do rozdziału trochę słodkiego Severusa, który się s t a r a, któremu z a l e ż y. Ale tak, w następnych już nie będzie specjalnie kolorowo. Do następnego!
(Na bloga wejdę, jasne).
Ojeeej! Smutny rozdział, a jednak taki pełen ciepła i nadziei ze strony Seva, ale pewnie znając twoją przebiegłość nie będzie tak łatwo, szybko i przyjemnie :D
OdpowiedzUsuńDo następnego! ;)
Taak! Severus ma nadzieję, że ona w końcu sobie pójdzie z jego życia! To nie nazywa się przebiegłość, tylko tasiemcze pisanie. :D
UsuńDo następnego!
Przepraszam, że znowu mnie tak długo nie było, ale niestety, w czasie świąt byłam strasznie zalatana, a potem, po świętach zapomniałam go zabrać z powrotem na stancję... A z telefonu ciężko się rozpisać... Jeszcze raz - przepraszam.
OdpowiedzUsuńZaś co się tyczy rozdziału - rozwalił mnie ten fragment, porównanie do nowotworu. Idealnie, mimo że to przecież choroba, oddaje to, co dzieje się z człowiekiem, który kocha. Miłość... Daje szczęście, ale niestety nie za darmo...
Do następnego!
Angel.
Nie masz mnie za co przepraszać! Mój blog ma dawać przyjemność, a nie być przykrym obowiązkiem. Jest mi miło, kiedy komentujesz, ale ja nie chcę tu nikogo rozliczać. :(
UsuńAle nieważne, miło, że jesteś! Cieszę się, że Ci się ten fragment podobał. Mi też się jakoś odpowiada, ale nie wiedziałam, czy jest adekwatny.
Ja nie wiem, co tu robię, prowadzę wątek o miłości, a nic o niej nie wiem. Ja wracam do ukochanej matematyki, do następnego! Wyśpijcie się za mnie.