piątek, 10 kwietnia 2015

Rozdział sześćdziesiąty dziewiąty

— ,,Prawdziwa miłość zniesie największą stratę”, niby to takie pieprzenie o niczym, aby tylko pisarz o czymś napisał, a jednak… kurde, w teorii się sprawdza. Zwłaszcza w romansach! Gorzej z praktyką. Serio, człowiek to z natury egoista. I jak jest taka prawdziwa miłość, to egoizm  puf!  znika. Albo twój egoizm przechodzi na drugą osobę, którą kochasz i dalej wtedy sobie jesteś egoistą. Jak tak właśnie masz, o ile zrozumiałeś, co właśnie napisałem, to wiedz, żeś się dobrze w życiu ustawił. Rodzice mogą być z ciebie dumni.



Hermiona pisała jeden z testów profesor McGonnagall; robiła to spokojnie, żadne pytanie nie sprawiło jej specjalnego problemu, mimo kilkudniowej nieobecności. Żadna informacja jej się nie prześlizgnęła. Ginny, która siedziała niedaleko, jeszcze pisała, skrobiąc przy tym głośno piórem. Hermiona już odłożyła swój test na prawym brzegu ławki i czekała na dzwonek. Starała się nie myśleć o tym, że wyszła ze Skrzydła Szpitalnego po kryjomu. Czekała, bawiąc się łabędzim piórem, aż Madame Pomfrey ją znajdzie i znowu uwięzi w tamtym okropnym miejscu, w którym czas płynął inaczej. Myśli tam kłóciły się ze sobą, wymuszając pierwszeństwo; nuda nią miotała i musiała o czymś myśleć. Serce podpowiadało, co powinna wręcz przeanalizować, bo co odwlecze to nie uciecze, więc wolała uciec do szkolnego trybu życia, niż rozpamiętywać.
Głowa ją bolała jeszcze.
Drzwi otworzyły się z hukiem, a Hermiona, zanim się gwałtownie, zbladła odwróciła, przeczuwając, że to może dotyczyć jej, zbladła. Ale w drzwiach stał Severus Snape, a ciężkie, drewniane drzwi jeszcze drgały po spotkaniu z poobijaną ścianą.
— Panna Granger ma się zgłosić do dyrektora. — Powiedział lodowato, gdy jej żołądek przewrócił się na drugą stronę. Czyżby Madame Pomfrey zgłosiła dyrektorowi ucieczkę?; to nawet sensowne, pielęgniarka zawsze była histeryczką. McGonnagall pokiwała, niestety, twierdząco głową, ale Hermiona wiedziała, że zaraz po lekcji będzie chciała się dowiedzieć, co się stało. Bo Severus nie dawał się tak łatwo wrabiać w sowę, pomyślała Hermiona i z prędkością karabinu maszynowego wyszła razem z nauczycielem. Jej przyjaciele, czy też byli przyjaciele, marszczyli z zastanowieniem brwi, a ludzie jej bardziej obojętni posyłali współczujące spojrzenie, jakby sama obecność Snape’a miała być dla niej skaraniem boskim. Spojrzała na Snape’a, ale on nawet na nią nie zerknął. Może miała tylko głupie przeczucia, ale czuła, że on nie chce jej spojrzeć w oczy.
— Co się dzieje? — szepnęła Hermiona, próbując pędzić tak samo szybko, jak Severus; on sunął swoimi czarnymi płatami szaty po kaflach. Była coraz bardziej przerażona, gdy on zamilkł, nie wydobył z siebie nawet kpiny, zmarszczył czoło. — Profesorze, o co chodzi? — zamrugała zdziwiona i gdyby tylko mogła, powiedziałaby do niego po imieniu, aby zwrócił na nią uwagę. Severus spojrzał na nią z westchnieniem i zwolnił trochę kroku. Trudno było dostrzec w czarnych oczach współczucia, bólu czy żalu. Było tylko coś innego, drobny, ciemny blask. Nic nie rozumiała i sama nie wiedziała, kiedy stanęła w miejscu i czekała, aż coś powie.
— Severusie… — powiedziała cichutko. Snape rozejrzał się, czy nikogo na korytarzu nie było. Mistrz Eliksirów dalej milczał, dalej się nią bawił, nie wydobywając z siebie ani słowa; jak on kochał ją nienawidzić. Ale Severus czuł się po prostu oszukany. Nie wiedział, czemu akurat on ma wykonać czarną robotę. Mógł torturować, zabijać z rozkazu, ale nie wyznawać takie rzeczy. Przewrócił oczami.
— Chodź, Granger. — Odezwał się w końcu, całkowicie wyprany z emocji. Twarz miał kamienną.
— Powiedź mi, o co chodzi! — zaprzeczyła ruchem głowy i dalej stała w tym samym miejscu, na jakimś wyjątkowo zimny korytarzu. Na ścianie nie wisiał ani jeden obraz, byli prawie sami. Pochodnie były zgaszone, słońce gdzieś schowało się za chmurami. Padał śnieg.
— Znaleźli twoich rodziców.
Rzucił spokojnym głosem  w przestrzeń, w otchłań czarnej materii, aż w końcu wiadomość do niej dotarła, słowo przychodziły do niej powoli, jakby za sprawą dyfuzji, każda cząsteczka musiała przekazać drugiej, nie łamiąc szyku, aby Hermiona zrozumiała, aby jęknęła żałośnie i opatuliła się własnymi ramionami i płakała, płakała, płakała… Dużo łez wylała, torba szkolna gdzieś spadła w kąt, aby jej nie przeszkadzać. Ukryła twarz w drobnych dłoniach – dlaczego płacze tak sama, pomyślałby kto. Hermiona miała świadomość, że jej rodzice… że jest taka możliwość. Ale zawsze miała nadzieję, zawsze, a Severus tak po prostu przyszedł i tak po prostu jej to powiedział, nawet na nią nie spojrzał. Podeszła do niego i uderzyła go w tors, dalej zalewając się krwawymi łzami.
— Nienawidzę cię — wysapała między łzawym szlochem, a spazmami. — Nienawi-i-dz-ę… — głos uwiązł jej w gardle i po prostu przywarła do jego ciała w poszukiwaniu ciepła i wsparcia. Severus odsunął się od razu.
— Chodź — złapał ją za przedramię i pociągnął w stronę lochów, dbając, aby wyglądało to okropnie, w razie gdyby ktoś ich spotkał. Mieli iść do dyrektora, ale to teraz nie miało żadnego sensu,ona go prosiła, żeby jej powiedział, więc to zrobił. Dlaczego? Chciał widzieć jak cierpi? Bezsensowne, ale możliwe, choć teraz, gdy Hermiona faktycznie ma ochotę umrzeć, on chce się powiesić razem z nią. Przeklął wszystko naokoło, począwszy od projektu edukacyjnego, który im przypadł, skończywszy na czarnej materii jego płaszcza, mimo że zazwyczaj na niego złego słowa nie dał powiedzieć.
Poczuł uścisk, uścisk ciepłej dłoni w swojej własnej, zimnej i twardej. Drobne palce oplotły się silnie, łącząc ich dłonie. Strzepnął rękaw szaty, aby ten gest nie był widoczny. Severus poczuł, jakby sobie tą dłoń odciął. Spojrzał przelotnie na Granger. Próbowała iść tym samym tempem, co on, już nie płakała, była odrętwiała. Miodowe oczy wpatrywały się zmrużone w jasne kafle, które biegły pod ich stopami. Kafle gniecione przypatrywały im się od czasu do czasu, spomiędzy roześmianych twarzy od… siedmiu, może sześciu lat? Odpowiedzi nikt nie znał, ale kafle czasami brudne, nie zawsze mogły widzieć, jak nieśmiertelna czerń pogłębia się z biegiem lat. Po tych siedmiu znaczących, odbiegających rysach, czerń spadła w ciemniejszą toń, a pod nią już była tylko ciemność samej ciemności, od której odbić się można było o wiele, wiele łatwiej. Severus właśnie odbił się od dna.


— Wypij — wrócił do laboratorium, gdzie czekała milcząca i przygaszona kobieta, bo skąd mógł wiedzieć, że wyczekująca; odszedł tylko na minutę. Wypiła grzecznie podany eliksir, nawet nie próbując go rozpoznać z głupoty serca i ufności, wypiła go jednym haustem, przypatrując się Severusowi z uporem.
— Przepraszam. — Szepnęła, odkładając fiolkę na najbliższe biurko. Spojrzał na nią spod zmarszczonych brwi. — Nie powinnam mówić, że cię nienawidzę. To nieprawda… — chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał jej głęboki śmiech, którego tak dawno nie słyszała. Od razu zapragnęła więcej i więcej. Spojrzała na niego smutna, lekko zdezorientowana tym nagłym obnażeniem uczuć, który był kompletnie nieadekwatny do jej uczuć. To wyglądało, jakby cieszył się z jej cierpienia. I to nie były myśli, a przeczucia, które mogły się okazać prawdziwe, to chyba zabolało najbardziej. Że mu nie zależy, że robi to wszystko z polecenia Dumbledore’a.
— Granger, właśnie zginęli twoi rodzice, a ty mnie przepraszasz, że poniosły cię emocje? Jesteś... — pokręcił głową i zdusił kolejny wybuch śmiechu, przytrzymując sobie dłoń na ustach. Odchrząknął, gdy spojrzała na niego z czułością, omal się nie uśmiechając.
— Zawsze wiedziałam, że ich już nie ma. Tylko czasami myślałam, że może szukałam niedokładnie, że popełniłam błąd. — Dalej patrzyła na niego, jak na najważniejszą osobę w swoim życiu, ale oczy szybko zaszły jej łzami. Załkała żałośnie i spojrzała w sufit, nabierając rozpaczliwie powietrze, ale dalej łkała, z powietrzem czy bez. Severus podszedł do niej szybko i tak jak przy jeziorze Sceleri, podniósł jej brodę, aby na niego spojrzała. Była przerażona i dalej nie dowierzała, że to wszystko dzieje się naprawdę… właśnie do niej doszło, że nigdy nie zobaczy uśmiechu matki i kręconych włosów swojego ojca, załkała, wylewając jeszcze więcej łez. Wtuliła się w niego, korzystając, że jest tak blisko. Znieruchomiał, ale pozwolił przemoczyć swoją czarną szatę na wysokości obojczyka. Hermiona ukryła się w zagłębieniu jego szyi. Szeptał do jej ucha, pocieszał ją… Na Merlina, nigdy się na to nie zdobywał. Pogładził ją po plecach, czerpiąc przyjemność z tego, jak drży.
— J-już nigdy… — zawodziła coraz ciszej i rzadziej. Wtulił twarz w jej miękkie loki i tak trwali, choć Severus chciał ją odepchnąć. Nie zrobił tego, a powinien od razu, kiedy pierwszy raz weszła do jego sypialni... rozumu, niby-serca? Hermiona była jak wrzód na wiadomej części ciała. Z czasem trawiła jego ciało coraz bardziej. Rakowe przerzuty powstały w ciągu kilku miesięcy i były... prawie... wszędzie. Hermiona całkiem się uspokoiła i zasnęła w jego ramionach. Na stojąco. Zaniósł ją do swojego łóżka i nie wypuszczał, dopóki się nie obudziła. Chciał nią cisnąć na łóżko, ale mrucząc groźby pod nosem, położył ją delikatnie. Ale nie przykrył jej! To był progres w jego brutalności. Niech marznie. 
Kiedy się obudziła, sama też nie była skora do wyjścia. Potem znów płakała, a on znów próbował ją pocieszać. Nie udawało mu się, postanowił więc milczeć, przestać się na marne starać. Był z niego marny pocieszyciel. I nie chciał robić z siebie sentymentalnego ćwoka. Hermiona leżała na jego łóżku, wpatrując się tępo w sufit, a Severus siedział na swoim fotelu, czytając czarnomagiczną książkę. Ona przestała płakać, a on uświadomił sobie dziwną, niezrozumiałą mu dotychczas rzecz.
Nie chciał, żeby cierpiała.
Może dlatego teraz leżała na jego łóżku. A w jego sypialni stały aż dwa fotele, należące tylko do nich.


12 komentarzy:

  1. PIERWSZA . !!! ; DD

    ps. Jeszcze raz go usuniesz, to spotkasz się z moją patelnią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam drugi raz, ten komentarz nie będzie już tak idealny, jak tamten, który został pożarty przed otchłań internetów, żegnaj, komentarzyku, byłeś dla mnie ważny!

      Rozdział wyszedł Ci bardzo, bardzo dobrze! Szkoda tylko, że taki krótki, no bo jest krótki, serio. :( Poza tym z całego rozdziału wyłapałam tylko jeden mały błąd - źle wstawiony przecinek. Salvio, rozkręcasz się, jak.... jak karuzela, hehe. Hehe.
      Co do akcji rozdziału (nie uważasz, że brzmię bardzo profeszjonal? bo ja tak uważam)... Dzieje się, dzieje! Nie zanudzasz, zaskakujesz nas ciągle zwrotami akcji. Nie spodziewałam się takiego wydarzenia! Rodzice Hermiony odnalezieni... Jestem tylko ciekawa jak zginęli, bo w sumie nic o tym nie wspomniałaś - może jeszcze poruszysz ten temat.
      Snape jest kochany! Tak się zajął Hermioną (ale że jej nie przykrył, to jakiś żart, kpina!), był opiekuńczy... No z ręką na sercu przyznaję, że udał Ci się ten Severus.
      Czekam na kolejny rozdział, a to dopiero za tydzień. I jak ja wytrzymam? :(

      M.

      Usuń
    2. Mój zeszyt od matematyki mnie wzywa, czeka mnie jeszcze napisanie trzydziestu stron notatek, ale teraz mi nie odpisujesz, więc mam czas, aby... odpisać Ci na komentarz? Matematyka poczeka, moja przyszłość poczeka, ty jesteś ważniejsza.

      Nie jest taki krótki, a trochę chyba Wam informacji wprowadziłam... Ale dobrze, UWAGA, NIECH KAŻDY CZYTELNIK TO PRZECZYTA, pojawi się przed piątkiem jeszcze jeden rozdział, bądźcie czujni.
      Przecinek już poprawiony, usunięty. Chcesz powiedzieć, że rozdział jest bezbłędny? Wiem, też tak uważam. :)
      Brzmisz profesjonalnie! Zawsze, wszędzie, nawet jak jesteś taka zasmarkana i opluta, misiu. HEHE.
      Ty i twoje żarciki...
      Wszystkie wytłumaczenia przyjdą w swoim czasie. Nie mogę tak wszystkiego mówić, bo byście mnie czytali... Ups.
      Snape jest chwilowo kochany. Aż mnie świerzbi, żeby Ci wszystko wypaplać, M., ale no nie! Staczam ze sobą walkę, to jest jak cieŃka linia nienawiścią a miłością! (Ty wiesz).
      Nie wytrzymasz, dlatego dodam coś wcześniej. 8)

      Usuń
  2. Świetne ! Przeczytałam wszystko od wczoraj. Ciekawy styl i ciekawa historia. Czekam na ciąg dalszy :3 Silvana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za danie o sobie znać! Ale mi serduszko zatrzepotało. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się pojawisz. :)
      (Chociażby pod epilogiem).

      Usuń
    2. Jeśli już przeczytałam wszystko jednym tchem to teraz nie ma możliwości żebym nie pisała komentarzy podvkazdym wpisem :) Blog leci do ulubionych! ;) Silvana

      Usuń
  3. Ach, jak świetnie Ci wyszedł :3
    Szkoda trochę Hermiony. Straciła rodziców i w sumie Severus pewnie też ją skrzywdzi .-. Bo nie wydaje mi się, żeby było tak słodko jak w tym rozdziale. Ale jest cudowny, kiedy się śmieje, pociesza, pokazuje uczucia. Jemu też współczuję, że jest marnym pocieszycielem. Znam ten ból ;_;
    No i bycie sentymentalnym ćwokiem też nie jest ok. To znaczy jest, chociaż nie zawsze i nie dla wszystkich xD
    I wypatrzyłam, że dodasz coś przed piątkiem, czekam z niecierpliwością!
    Pozdrawiam,
    Black
    PS Tak pospamię, że mój chłopak postanowił zostać pisarzem (zakład, że jutro będzie pilotem, albo architektem?), no i założył bloga. Jakbyś miała moment, możesz wpaść, zobaczyć, co tam naskrobał :D
    szklanesny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, mi też jakoś się podoba ten rozdział. :)
      Też jestem marnym pocieszyciel, co bym powiedziała, nie jest to adekwatne do uczuć tej drugiej osoby. Dlatego łatwiej było mi się w Severusa wczuć. Chociaż raz łatwo! :D
      Rozdział sześćdziesiąty dziewiąty, więc mogłam dodać do rozdziału trochę słodkiego Severusa, który się s t a r a, któremu z a l e ż y. Ale tak, w następnych już nie będzie specjalnie kolorowo. Do następnego!
      (Na bloga wejdę, jasne).

      Usuń
  4. Ojeeej! Smutny rozdział, a jednak taki pełen ciepła i nadziei ze strony Seva, ale pewnie znając twoją przebiegłość nie będzie tak łatwo, szybko i przyjemnie :D
    Do następnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak! Severus ma nadzieję, że ona w końcu sobie pójdzie z jego życia! To nie nazywa się przebiegłość, tylko tasiemcze pisanie. :D
      Do następnego!

      Usuń
  5. Przepraszam, że znowu mnie tak długo nie było, ale niestety, w czasie świąt byłam strasznie zalatana, a potem, po świętach zapomniałam go zabrać z powrotem na stancję... A z telefonu ciężko się rozpisać... Jeszcze raz - przepraszam.
    Zaś co się tyczy rozdziału - rozwalił mnie ten fragment, porównanie do nowotworu. Idealnie, mimo że to przecież choroba, oddaje to, co dzieje się z człowiekiem, który kocha. Miłość... Daje szczęście, ale niestety nie za darmo...
    Do następnego!
    Angel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz mnie za co przepraszać! Mój blog ma dawać przyjemność, a nie być przykrym obowiązkiem. Jest mi miło, kiedy komentujesz, ale ja nie chcę tu nikogo rozliczać. :(
      Ale nieważne, miło, że jesteś! Cieszę się, że Ci się ten fragment podobał. Mi też się jakoś odpowiada, ale nie wiedziałam, czy jest adekwatny.
      Ja nie wiem, co tu robię, prowadzę wątek o miłości, a nic o niej nie wiem. Ja wracam do ukochanej matematyki, do następnego! Wyśpijcie się za mnie.

      Usuń