—
Hermiona Granger proszona na salę rozprawy w celu przesłuchania świadka. —
Powiedział Kingsley, obecny minister magii. Severus obrzucił go nieprzychylnym
spojrzeniem, ale kiedy Hermiona weszła do środka, Shacklebolt był ostatnią
osobą, o której myślał. Snape zastanawiał się z kwaśną miną, czy Granger weźmie
sobie wszystkie jego rady do serca. Jeśli nie, uzna ją za kompletną idiotkę i
będzie zmuszony po niej sprzątać. Spartaczenie sprawy byłoby trudne do
odwrócenia. Hermiona przelotnie spojrzała na siedzącego obok Severusa Dracona i
usiadła na krześle, stojącym na samym środku sali. Cały Wizengamot przyglądał
się jej ruchom, ciekawość i chłód bił z oczu urzędników. Snape zmarszczył jedynie
brwi, widząc jej strój. Nie zwróciłby na niego uwagi, gdyby Hermiona nie
odkryła swoich licznych ran i blizn. Draco spojrzał na swojego ojca chrzestnego
w osłupieniu, ale, tak jak on, nic nie powiedział. Szlama; najbardziej widoczna z zasklepionych ran wywołała u
niektórych członków rady poruszenie. Snape uśmiechnął się sarkastycznie w swój
charakterystyczny sposób, który towarzyszył mu przez całe życie, Granger
wszystko przewidziała. Blizna po starciu z Bellą wyglądała jak dopiero
zrośnięta i jeszcze zaczerwieniona.
Żelazne
łańcuchy zadźwięczały, gdy Hermiona usiadła na miejscu do przesłuchań. Severus
nie raz widział, jak kajdany oplatają się wokół nóg i rąk skazańców. Na
szczęście Granger nie musiała przez coś takiego przechodzić, była tylko
świadkiem. Sam raz doświadczył tego uczucia i nie należało do przyjemnych. Ubezwłasnowolnienie
było upokarzającym przeżyciem, choć nie najgorszym, jakie zdążył przejść.
Drzwi za
Hermioną zamknęły się z hukiem i dopiero wtedy wróciła cisza między członkami
rady, którzy wcześniej cicho ze sobą rozmawiali. Zapadło decydujące milczenie, przerwane
dopiero przez ministra. Draco oparł łokcie o kolana i ułożyć dłonie jak do
modlitwy. Przez resztą przesłuchania nie zmienił pozycji, wpatrywał się w
ścianę naprzeciwko siebie.
— Jest
pani gotowa? — zimny głos dobiegł ją z najwyższej ławy. Shacklebolt przyglądał
się Hermionie bez cienia emocji, jednak to on pierwszy opuścił z niej wzrok,
udając, że jakiś dokument przykuł jego uwagę. Granger uniosła jeden kącik ust,
ale po sekundzie znów wpatrywała się w członków ze skupieniem i bez uśmiechu.
Severus przyjrzał się jej uważniej, miała nienagannie spięte włosy, nad którymi
zazwyczaj nie panowała. Plecy były wyprostowane, a mina wyczekująca,
niezestresowana.
Zimna i pewna siebie.
Snape
kąta oka widział, jak Draco stopniowo zielenieje, a z jego naturalniej bladej
twarzy schodzą resztki kolorów. Dumbledore natomiast siedział prawie przy
ministrze magii i jakby nic uśmiechał się wesoło do Hermiony. Inni pracownicy
ignorowali jego brak profesjonalizmu, przyzwyczajeni najwyraźniej do
nietypowego zachowania członka prawie najwyższej rangi.
—
Oczywiście. — Odrzekła, a jej głos potoczył się echem po sali rozpraw.
—
Mafaldo? — Kingsley spojrzał na niżej siedzącą, myszowatą kobietę. Pisnęła coś
cicho, odpowiadając najwyraźniej twierdząco. — Świetnie. — Mruknął pod nosem,
znowu patrząc Hermionie w oczy.
— Trzynasty
marca, przesłuchanie śledcze — zagrzmiał minister twardym głosem. Mafalda,
protokolantka, natychmiast zaczęła pisać, prawie łamiąc pióro. — Hermiona
Granger, lat dziewiętnaście, uczennica, stan wolny… czarownica mugolskiego
pochodzenia? — minister spojrzał się w jej stronę z pytaniem w oczach, choć w
rzeczywistości udawał prawdziwe znudzenie.
— Jak
widać — Hermiona wymownie spojrzała na swoje zgięcie w łokciu, gdzie zaczynał
się pięknie wyryty napis na jej skórze — autor: Bellatrix Lestrange.
Uśmiechnęła się skromnie, przenosząc wzrok na mężczyzn i kobiety. Niektórzy
mieli współczujące oczy, stanowili większą część sali, ale inni… wyglądali na
zniesmaczonych, co Hermionie dało do myślenia. Usta Severusa zamieniły się w
wąską kreskę, ale widział to tylko Draco, a on żył w swoim własnym świecie.
— Zarzuty
wobec oskarżonego, Dracona Malfoy, brzmią następująco: wstąpienie w szeregi
Lorda Voldemorta, niegdyś znanego pod nazwiskiem Tom Riddle — po Sali przeszedł
nerwowy pomruk, lecz Kingsley mówił dalej, niewzruszony tym nagłym poruszeniem.
— Czynne śmierciożerstwo, udział w napadach i rozbojach na mugolskie wioski,
uprawianie czarnej magii oraz liczne zabójstwa. — Minister skończył i odłożył
niedbale pergamin. — Co pani wiadomo w tej sprawie, panno Granger?
—
Zapomniał pan wspomnieć, że Draco Malfoy zmienił front jeszcze przed końcem
Voldemorta. — Parę osób na jej słowa zmarszczyło brwi. Hermiona udawała, że nic
podobnego nie zauważyła, choć miała ochotę krzyknąć z radości. Chwila
wątpliwości jest kluczem, aby owinąć sobie ich wokół palca; głos Severusa
zagrzmiał w jej głowie, to dało jej pewność siebie; to i świadomość, że Snape
nie spuszcza z niej wzroku. — Byłam aktywną członkinią Zakonu Feniksa, ruchu
założonego przez profesora Albusa Dumbledore’a, założonego jeszcze w czasach
pierwszych ataków Riddle’a, dwadzieścia lat temu. Moje członkostwo jest
oficjalnie zatwierdzone. Draco Malfoy był członkiem Zakonu, zmienił strony
kilka miesięcy przed ostateczną bitwą o Hogwart.
Kingsley
pokiwał głową, znajdując właściwy dokument na swojej ławie.
— Jakie
zadanie miał oskarżony i z jakiego powodu nie opuścił szeregów Toma Riddle’a,
choć został nieoficjalnie przyjęty do tajnego stowarzyszenia przeciw
śmierciożercom?
Hermiona
westchnęła, jakby sama odpowiedź była zbyt oczywista.
— Dla
własnego bezpieczeństwa; czy to nie jest jasne? — zdziwiła się. — Nie można
było dać Voldemortowi pisemnego wypowiedzenia — po sali przeszedł szmer. — Deklaracja była jasna i jedna na całe życie. Nie
było możliwości, aby z niej zrezygnować. Albo czynny udział, ale jeśli to ci
przestało odpowiadać, czekała cię śmierć. Oczywiście donosił nam o planach
Voldemorta, z tego ci mi wiadomo. Dzięki niemu mieliśmy jako takie pojęcie, co
się tam dzieje. Pełnił tą samą rolę, co profesor Snape, tylko oczywiście mniej
ryzykowną.
—
Oczywiście, Severus Snape… — mruknął minister, spoglądając na Hermionę. Oni wiedzieli. Zachowała spokój na
twarzy, jednak jej pewność siebie zdecydowanie upadła. Spojrzenie Kingsleya było
współczujące, to nie jego wina, Hermiona to wiedziała, on był tylko marionetką
w rękach rządu, ale nie miała świadomości, że wszystko już wyszło na jaw. Miała
ochotę obrócić się do Severusa i spojrzeć mu w oczy, chciała wiedzieć, co czuł
w tym momencie. Czy mu też osuwał się grunt pod nogami? Wszystko było wokół
nagle dziwne, ledwo była w stanie dosłyszeć następne pytanie od Shacklebolta. —
Skoro Draco Malfoy zmienił n a g l e stronę barykady… po co wstąpił w szeregi…
dokładnie na pół roku? Dziecinne niezdecydowanie?
Hermiona
próbowała odzyskać rezon, ale szło jej topornie.
— Jestem
pewna, że…
— Czy
gdyby Draco Malfoy nie chciał wstąpić w szeregi Czarnego Pana, nie robił by
tego? W końcu był już pełnoletni, nikt nie podejmował za niego decyzji, nie był
pod opieką rodziny, ani…
— Był pod
ogromną presją, pełnoletność nie ma tu nic do rzeczy — Hermiona zarumieniła się
ze złości i spojrzała przez ramię na Dracona, swojego przyjaciela, który
przysporzył jej tak wielu kłopotów. — Z tego co wiem, rodzina jest na całe
życie. Ojciec wypowiadał w stronę Dracona groźby o takim samym przekazie, co
Voldemort. Albo wstępuj do nas, albo umieraj. To była jego jedyna alternatywa! Jeśli
mi wiadomo, za coś podobnego nie ma wymiaru karu. Jego ojciec, gdyby oczywiście
żył, odpowiadałby za szantaż, ale nie widzę tu winy Dracona w żaden sposób —
ostatnie słowa powiedziała głośniej. To był niesłychany wybryk, nie powinna się
unosić, a wykazać obiektywnością i elokwencją. Kingsley oparł się o krzesło,
przyglądając Severusowi i Draconowi spod zmrużonych oczu. Nie wiedziała tak na
dobrą sprawę któremu minister się przygląda. Nie chciała wiedzieć. Słyszała
prychnięcie Snape’a z oddali… był rozbawiony. Nagle Granger poczuła się mała i
samotna w ogromnej sali do przesłuchań. Ściany z pociemniałych bloków były
zimne, w sukience bez rękawów nie dało się znieść przecież mrozu. Drżała. Miała
ochotę ogrzać dłonie przy pochodniach, które wisiały na ścianach i rzucały na
pomieszczenie mdły półmrok, ale musiała siedzieć dalej na swoim miejscu, aby tą
szopkę ciągnąć do końca. Wzięła głęboki oddech i czekała na kolejny stek bzdur.
Hermiona miała za zadanie ostatecznie przekonać kadrę Wizengamotu, że Draco jest
niewinny; była ostatnim świadkiem, koronnym na dodatek, choć ogłoszono to
pobieżnie. Jej rolą była dyskusja z szychą, która siedziała na najwyższej
ławie.
— A co
pani, panno Granger, powie o napadach na mugolskie wioski? Nie widzę na to
żadnego usprawiedliwienia…
— Powodów
jest mnóstwo. Wspominałam wcześniej o szantażu, ale najpierw ja mam pytanie. O
który napad panu ministrowi chodziło? — większość sali zastygła, skupiając tym
razem swoją uwagę na Kingsleyu, który może nie wyglądał, ale bawił się znakomicie.
Hermiona omal nie uśmiechnęła się ironicznie.
Zapadło
milczenie.
— Jeśli
Draconowi nie można zarzucić niczego konkretnego, ja nawet nie widzę pola do
dyskusji. Ja, jak i inni świadkowie, czy nawet szanowny Wizengamot, nie
jesteśmy tu, aby rozsiewać swoje domysły. Obiektywizm jest tutaj najważniejszy…
— Nie
sądzę, aby pani grzeszyła obiektywizmem, panno Granger. Draco Malfoy to dla
pani przyjaciel, jest to powszechnie wiadome — odezwał się mężczyzna, nie dało
się dostrzec jego twarzy. Siedział w cieniu z założonymi rękami, a głos miał
rozbawiony. Jednak cała sytuacja była jakby czarnym humorem, a Hermiona
bohaterem żartu.
— Nie
widzę powodu, dla którego jest mi to wypominane — wycedziła Hermiona, chodź
wyglądała jak oaza spokoju. — To nie ja się zgłaszałam jako świadek. To ja
zostałam tutaj wezwana. A moje relacje z Draconem Malfoyem nie są tu istotne,
nie kłamałam przy swoich zeznaniach.
— Czy
złożyłaby pani wszystkie zeznania pod działaniem Veritaserum?
—
Oczywiście — warknęła.
Severus
był bliski uśmiechu. Zakamuflowany mężczyzna wypytywał Granger o jeszcze kilka
rzeczy, a Snape’owi podobało się, że Hermiona traciła cierpliwość. Nie tylko
zresztą on dobrze się bawił, kilka osób z niższej rangi uśmiechało się pod
nosem, choć rozprawa sądowa trwała dalej i była poważnej wagi. Sprawy Dracona
nie wyglądały już fatalnie i choć Snape miał ochotę zabić Hermionę, nie
zrobiłby tego; za wiele zdziała w rozprawie, która powinna okazać się
beznadziejna. Poparcie dziewczyny, która pomogła obalić Voldemorta, to był
klucz do pomyślnego zamknięcia przeszłości na amen. To stało się
najistotniejsze, choć Severus był pewny, że po rozprawie, w niedalekiej
przyszłości, wyrówna swoje rachunki z pewnymi pracownikami ministerstwa.
Wizengamot wtykał nos w nie swój biznes. On i Granger ukazali pośrednio światło
dzienne, razem, co absolutnie nie powinno mieć miejsca. Nie dlatego, że chciał
ją po cichu; uświadomienie ludzi wiązało się z konsekwencjami, które jego trafią z lekka, a Granger spadną na łeb,
i już burza loków, przypominająca hełm, nic nie pomoże.
— Nie ma
pytań? — to było pytanie retoryczne, nikt z członków nie zabrał głosu od trzech
minut. — Świetnie, skończymy wcześniej… Czas na głosowanie — powiedział
głośniej. — Niech podniosą rękę ci, którzy są za uniewinnieniem oskarżonego,
Dracona Lucjusza Malfoya, byłego śmierciożercę i członka Zakonu Feniksa.
Gdy,
niektórzy z wahaniem, liczni podnieśli ręce, protokolantka wstała ze swojego
miejsca i zaczęła liczyć. Po wyliczeniu trzy razy, kobieta obróciła się do
ministra, który również trzymał rękę w górze. Mafalda miała drżący od
podekscytowania głos, nie pasujący do jej myszowatej postury.
— Remis,
ministrze…
Szepty
zaczęły gromić salę, a Hermiona siedziała jak na szpilkach. Ręce opadły, a gdy
minister był gotów prowadzić dalsze procedury, jedna dłoń podniosła się ku
górze. Śmiech rozszedł się po pomieszczeniu, odbijając od kamiennych ścian i
wpadając w ucho Hermiony. Ten śmiech zadziałał na nią, jak czerwona płachta na
byka.
—
Wybaczcie mi proszę, zapomniałem o bożym świecie — zaśmiał się pod nosem ze
swojej gapowatości; jednak większość osób zrozumiała, że zrobił to z
premedytacją. Minister zrobił srogą minę, a urzędnicy byli zaciekawieni tym, co
się rozgrywa przed ich oczami. Zazwyczaj rozprawy były prowadzone profesjonalnie,
szybko i bez pomyłek; a tu taka gafa. Hermiona jednak była zaniepokojona
wyrazem twarzy profesora Dumbledore’a, który przestał się uśmiechać. — Również
jestem za uniewinnieniem.
Szczęka
Hermiony opadła z łoskotem na ziemię, a gdy już zorientowała się, co właśnie
się stało, sprawa została zamknięta, a minister z protokolantką wyszli jako
pierwsi z sali. Mafalda nie zgadzała się z wynikiem, ostatnia osoba nie powinna
być wliczona, gdy ominęła swoją kolej, ale to już było jej zdanie. Już po
wszystkim, choć Hermiona w całym oszołomieniu nie wstała z krzesła do
przesłuchań.
Granger
spojrzała na mężczyznę, który bawił się z nią w kotka i myszkę, zadając
pytania, dzięki którym prawie przegrała. W ostateczności ten właśnie człowiek
zadecydował o wygranej Draco. Augustus Rookwood sztyletował ją wzrokiem na
wylot, miał zamglone od alkoholu oczy i w gruncie rzeczy nie wiedziała, co ten
mężczyzna tu robi.
— Granger
— usłyszała głos nad sobą. Spojrzała na Severusa, bliska furii, ale gdy
zobaczyła czarne oczy, surowe, ale tak jej bliskie, zmiękła i wstała z krzesła.
Wyszła z sali otępiała, nie dopuszczając do siebie żadnego wspomnienia, śmierci
czy pocałunku.
— Jesteś zadowolona, o pani moja? — doszedł do uszu Hermiony śmiech Augustusa.
Obróciła się i zobaczyła jak Rookwood rozmawia z Astorią Greengrass, na jego
ustach widniał lubieżny, obrzydliwy uśmiech. Kiedy zobaczył, jak Granger im się
przygląda, członek Wizengamotu obrócił się na pięcie i odszedł, znikając za
zakrętem.
— To nie
przypadek, że wygraliśmy — szepnął Severus, stając tuż obok niej. Westchnęła i
razem obserwowali jak Astoria znika bez pożegnania, spłoszona, że ktoś widział,
co się stało. — Chodź, Granger, czas na nas.
Hermiona
uśmiechnęła się smutno… czas na n a s.
— Mamy to
tak zostawić? — zapytała, szczerze zmartwiona.
— To nie
jest twoja sprawa, Granger. — Powiedział Severus, ale w jego głosie nie było
złośliwości, był zbyt zadowolony z przebiegu wypadków. Zeszli ramię w ramię do
wyjścia, nie mogąc się powstrzymać, aby ze sobą choć przez chwilę nie porozmawiać.
Rozmowa była pełna ironii, ale oboje za tym niemiłosiernie tęsknili, pomyślał
Draco, który poczuł się wolnym człowiekiem i obiecał sobie, że pójdzie do
mugolskiego kościoła, aby napić się mugolskiej wódki z mugolskim księdzem.
Diabeł mu już nie straszny.
Jaki piękny :')
OdpowiedzUsuńStrasznie spodobał mi się ten rozdział :3
Zachowanie Hermiony podczas rozprawy, to, że nawet w takich sytuacjach, nawet j e j mogą puścić nerwy. I rozmowa z Severusem pod koniec, jak to do nich pasuje. Ciekawi mnie tak akcja z Rookwoodem i Astorią. O co im chodzi. Dumbledore jak zwykle musi zrobić sobie wielkie wejście, ach.
Dzisiaj krótko, wybacz :_:
Do następnego :3
Black
Dziękuję!
UsuńWszystko będzie wyjaśnione w swoim czasie (czyli do momentu, aż sobie danego wątku nie przypomnę...). Dumbledore jest świetny, moim zdaniem, jest tak cholernie infantylny jak na swój wiek, kiedy inni, jak było w tym rozdziale, siedzieli na szpilkach... Trudno się go opisuje, ale... bywa. :)
Do następnego!
Kurcze... to chyba pierwszy prawie normalny rozdział od... dawna? I wiesz co? Bardzo mi się podobał :) Cieszę się, że Draco jest już wolny :) I mam nadzieję, że rozwiniesz wątek Astorii i Rookwooda :)
OdpowiedzUsuńW ogóle to jak myślę o tym ile jeszcze musisz wątków rozwiązać to aż mi słabo :P
Do piątku :D :D :D
Prawie normalny rozdział? Nie rozumiem... Dla mnie wszystkie są normalne. A o Rookwoodzie będzie jeszcze słychać. Ile wątków rozwinąć? Teraz raczej będę wszystkie dotychczasowe zamykać, może od czasu do czasu pojawi się coś nowego, ale ta liczba będzie coraz bardziej maleć.Chcę rozpocząć opowiadanie od innej strony. No nie wiem, czy do piątku, haha.
UsuńWróciłam Salvio, po takim ogromie czasu, ale jednak! :)
OdpowiedzUsuńMusze powiedzieć, że miałam dużo zaległości ale na szczęście wszystkie już nadrobiłam. Choć nie było łatwo. Szukanie odpowiedniego rozdziału z lukami w pamięci... Grunt, że dałam radę.
Zaciekawił mnie sposób, w jaki napisałaś rozdział siedemdziesiąty trzeci, ( nie jestem pewna czy nie pomyliłam, więc powiem, że chodzi o śmierć Hermiony i spotkanie bibliotekarki) ponieważ był inny, nie taki jak wszystkie - wyróżniał się i mówię to w całkowicie pozytywny sposób.
Skupiając się teraz na tym rozdziale: przez chwilę myślałam, że się nie uda, a Draco zostanie skazany. Te pytania stawiały go w tak nie korzystnym świetle, a samo wymyślenie odpowiedzi musiało być trudne, więc gdy okazało się, że jest ''remis'' - moja nadzieja umarła i byłam przekonana, że już po wszystkim. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Zastanawiam się dlaczego Rookwood był za uniewinnieniem Dracona, jaki miał w tym interes? Jakie ma powiązania z Astorią i do czego to doprowadzi? Tyle pytań i jak na razie żadnej odpowiedzi, dlatego liczę, że w następnym rozdziale wyjaśnisz choć część :D
Pozdrawiam, Anai
Już myślałam, że zniknęłaś na dobre. Cieszę się, że jesteś, już się martwiłam. :)
UsuńTrzeba było szukać rozdziału, który ostatnio skomentowałaś. Biedna, męczyła się, haha. No, ale się nie dziwię, tego jest naprawdę dużo.
Też mi się podobał ten rozdział ze śmiercią Hermiony, pisało mi się go niesamowicie dobrze. Lubię pisać o takich nierzeczywistych rzeczach. (Śmierć Hermiony, albo wątek z jeziora Sceleri).
Świetnie, że wprowadziłam Cię w błąd. Chyba taki miałam zamiar, ale nie jestem pewna, bo z tym wiąże się coś jeszcze. W następnym rozdziale raczej nie spodziewajcie się cudów, bo muszę ten rozdział napisać. Pisanie na bieżąco jest dla mnie nowym doświadczeniem! Co u Ciebie, Anai? :)
Pisanie o nierzeczywistych rzeczach jest zarówno bardzo łatwe jak i bardzo trudne. Łatwe, ponieważ masz nieograniczone pole do popisu, a trudne dlatego że musisz to sobie wyobrazić i w jakiś sposób napisać. A tak przynajmniej uważam :)
UsuńMówisz, że wiąże się coś jeszcze? Teraz to jestem okropnie ciekawa ~!
Nowe doświadczenia są dobre, więc pisz. Na pewno sobie poradzisz :D
Wszystko dobrze, czasami miałam gorsze dni ale one zdarzają się każdemu :) A co u Ciebie?
Pozdrawiam, Anai
Jupiii jupiii Draco uniewinniony, Draco uniewinniony hihi *skacze ze szczęścia* Tak się cieszę że im się udało :) Nie wyobrażam sobie żeby teraz Dracona miało zabraknąć . . . Hermi sobie świetnie poradziła. Była taka profesjonalna i pełna chłodu (no może na początku, bo później zaczęły puszczać jej nerwy). Mam nadzieję że sprawy z Sevem ruszą do przodu. Oni tak strasznie do siebie pasują że to okropne patrzeć (a raczej czytać) o nich oddzielnie . . . Rozdział cudowny jak zwykle. Cud, miód i maliny :D
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, skomentowałam i weny życzę :*
Też brałam pod uwagę, żeby Draco zamknęli, ale... no, nie dałabym bez niego rady. Hermiona wyszła w tym rozdziale taka chłodna, a przecież Severus lubi chłód... może była dla niego pociągająca? Mam nadzieję.
UsuńDo następnego. :)
Oh Hermiona nie byłaby Hermioną, gdyby jej się udało calkowicie opanować. podoba mi sie jak pokazujesz jej gryfonski charakter. Użyłaś tu Rookwooda, a ja mam do niego ogromny sentyment, ciekawe co z nim zrobisz dalej ^_~ im bardziej frustrująca historia pary tym bardziej smakuje późniejsze sie ich zejście . Lecę czytać dalej, bo przegapiłam kiedy wrzuciłaś rozdział - MJ
OdpowiedzUsuń