Harry i Ron
przyglądali się cały tydzień, jak Hermiona w spokoju dochodzi do siebie,
codziennie wyglądała coraz lepiej. Cieszyli się, ale czuli się też
niepotrzebni, jakby te kilka lat przyjaźni przepadło, jak kamień w wodę.
Widzieli
rumiane policzki, gdy Anthony rzucił jakimś żartem w stronę Hermiony — a tak to
przynajmniej z ich strony wyglądało. Ron pieklił się w środku ze złości, ale
nic przecież nie mówił, bo Harry na pewno nie chciałby słuchać jego tyrad
zazdrości, a on też nie miał ochoty się nimi dzielić.
Wolał się
utopić we własnej goryczy, niż pisnąć słowo protestu.
Ale Harry’ego nie tylko zaniepokoiła
długa nieobecność Hermiony, ale to, że ona wcale nie wydawała się za nimi
tęsknić. W przeciwieństwie do nich. Odczuli to zwłaszcza, kiedy nie miał
im, kto sprawdzić wypracowań na Transmutację, czy Eliksiry.
Chłopcy z
zazdrością, jak zresztą cała klasa, patrzyli, jak Draco i Hermiona na każdej
lekcji zdobywają Wybitny u Snape’a — co kiedyś wydawało się niewykonalne.
Jednak Ron był
przerażony ich współpracą, każdy ruch jego przyjaciółki i Malfoya był
zsynchronizowany i wyuczony. Kiedy Malfoy szedł po składnik, Hermiona w
milczeniu zajmowała jego miejsce, a kiedy wracał; ona stawała z powrotem przy
swoim miejscu.
Jednak to, że
im się udawało przyrządzać mikstury nic nie zmieniało, bo Snape traktował ich
gorzej od wszystkich Gryfonów razem wziętych — z jakiegoś powodu uwziął się na
nich i wymagał o wiele więcej, niż od innych uczniów, a Harry myślał, że to
przecież niemożliwe, że potraktuje kogoś gorzej od uczniów Gryffindoru.
— Jest beznadziejne — powiedział Snape
pewnego dnia, na jednej z lekcji Eliksirów — Granger, Malfoy, zaczynajcie od
nowa — rzucił im miażdżące spojrzenie i jednym
machnięcie różdżki opróżnił ich kociołek do zera.
A przecież
tylko im udało się wydobyć z wywaru odpowiedni kolor, jaki opisywali w
podręczniku.
— Mówiłam, że
powinniśmy dodać dodatkowy ślaz — mruknęła Hermiona, co doszło do uszu
Harry’ego, który siedział dwie ławki za nimi.
Ku zdziwieniu
całej klasy — zabrali się do pracy bez gadania i jako jedyni skończyli przed
czasem, tym razem, w idealnych humorach. Oboje puszyli się z dumy. Włosy
Hermiony były poplątane i ogromnej objętości przez wilgoć od oparów z kociołka.
Malfoy był zarumieniony, co zabawnie wyglądało przy jego mlecznej skórze.
Niektórzy przyglądali im się ze wścibskim
błyskiem, zwłaszcza kiedy uśmiechnęli się do siebie i przyciszonym głosem
zaczęli zażarcie o czymś rozmawiać — na dodatek! — po dzwonku wyszli
razem z Sali.
Żaden Ślizgon nie
pokazywał swojego oburzenia pod publikę, Gryfoni tak samo, ale niektórym kwaśne
miny same się wymsknęły. Malfoy i Granger? Razem?
Nie dziwne,
więc że po tej lekcji plotki błyskawicznie się rozniosły. Ale Hermiona i Malfoy
zdawali się tego nie zauważać, bo dalej można było ich spotkać w swoim
towarzystwie. Hermiona stała się obiektem plotek, była w centrum uwagi, a z
racji tego, że obracała się w towarzystwie Zabiniego i Malfoya, była nielubiana
przez niektóre uczennice z burzą hormonów (jakby to powiedział Snape).
Harry pominął,
że zaczęła się przyjaźnić z Krukonami, bo to nie wstrząsnęło nim tak, jak
Blaise Zabini, którego Hermiona przecież nie mogła zdzierżyć, jak kiedyś sama
twierdziła.
— Kurczę…
trochę głupio wyszło — westchnął Ron, rzucając książką od Historii Magii, którą
musiał wypakować ze szkolnego kufra i oczyścić z kurzu, odkąd nie miał wglądu w
notatki Hermiony.
— No — odparł
Harry, nie odwracając wzroku od eseju dla McGonnagall, wciąż szukając i
poprawiając bardziej widoczne błędy. — Ale co mamy robić, sama nas prosiła o
przestrzeń…
— Ta, ale gdyby
tak z nią pogadać... ile jeszcze potrzebuje tej przestrzeni? —burknął,
wpatrując się w skrzata, który dodawał drewna do kominka w Gryffindorze.
Skrzaty odwiedzały inne pokoje, gdy zapadała noc — a tak się składa, że
była druga — bez przypomnień Hermiony o pracach porobili sobie duże zaległości,
których dotychczas nie musieli pilnować.
— Nie wiem — powiedział ze smutkiem Harry.
Jednak tym razem nie chodziło już tylko o sprawdzanie prac domowych — naprawdę
brakowało im Hermiony. Jego najlepszej przyjaciółki.
Rozdział fajny, jak zwykle :3
OdpowiedzUsuńTo urocze, że tęsknią za Hermioną jak za przyjaciółką, nie jak za maszyną do odrabiania prac domowych. Ale jeszcze bardziej urocze jest to, że Hermiona zadaje się z Draco i Blaise'm. Strasznie mi się to podoba :D
No i mój Snape :v To bardzo w jego stylu, że kazał Granger i Malfoyowi zaczynać od początku. Jak dla mnie, świetnie wychodzi Ci opisywanie go.
Pozdrawiam i życzę weny,
Mrs Black
Oooooooo... kochana.
UsuńCzyżby pan Potter wreszcie przejrzał na oczy i zrozumiał, że Hermiona nie jest maszyną do sprawdzania prac domowych? Och, jak cudownie! Właśnie na to czekałam; aż Harry przejrzy na oczy i zrozumie kim na prawdę jest dla niego Hermiona.
OdpowiedzUsuńRozdział jest krótki, ale za to bardzo przyjemny - szybko go przeczytałam i oczywiście nie zauważyłam, kiedy doszłam do końca. Draco i Hermiona coraz lepiej się dogadują, przynajmniej tak myślę. Współpracują, nie kłócą się ze sobą, jest super. A Snape jest wredotą, o. Wydrzeć się tylko dlatego, że został dobrze uwarzony eliksir? Tylko on.
Czekam na kolejny, kochana! I przepraszam za takie zaległości, aż mi głupio.
M.
Zawsze miałam wrażenie, że przyjaźń Złotej Trójcy opiera się na niezdrowych relacjach...
UsuńDraco i Hermiona są przyjaciółmi, jak na razie. Bardziej sobie wyobrażam w tej roli Draco niż Rona, bo Draco jest przynajmniej inteligentny. Budzi zainteresowanie, ale i mieszane uczucia, a nikt nie lubi monotonii. Harry i Ron nie nudzili jej tylko ze względu na liczne przygody, w które razem się mieszali...
Nie chcę tu już mówić o moich psychologicznych spostrzeżeniach, bo wiesz, że mogę o tym długo.
Tylko Snape potrafi nawrzeszczeć za drobiazg, ale za to jest przecież unikatowy. I intrygujący. :)
Nie musisz długo czekać, zaraz dodaję następny...
Lovciam rozdział mocno.
OdpowiedzUsuńLovciam mocno Ciebie.
Lovciam mocno Snape'a.
Lovciam mocno Blaise'a.
Lovciam mocno Hermi.
Ale najbardziej, najmocniej i najogromniej lovciam Draco, męża mego niejedynego!!!!!!!