środa, 14 stycznia 2015

Rozdział jedenasty

— Co jej jest? — potoczyło się echem, zostawiając po sobie nieznośny pisk w uszach, kojarzący się z dzwoneczkami, które zawiesza się przed domem, aby zostawić je w łasce wiatru.
— Przeziębienie, ale nie wiem, co to ma wspólnego z omdleniem — kolejne echo.
Echo. Echoooo.
Nic.
Pustka i nic więcej, to nieznośne nic, które jest wszędzie, była sama, gdziekolwiek była, bo nie potrafiła tego jednoznacznie określić. Miała zamknięte oczy i choć próbowała, nie mogła ich otworzyć.
Głosy z zewnątrz często się pojawiały, ale nie trudno przyszło jej ich ignorowanie, była sama z sobą. Przecież kochała takie chwile, zwykle wtedy czytała, ale co teraz miałaby robić. Nic poza spaniem i myśleniem nie wchodziło w konkretny spis opcji.
Bezpieczeństwo, no właśnie — nie było jego tu, jej prześladowcy. Nie atakował jej, nie istniał tu papier ani atrament. Była wolna od niego, ale tylko dlatego nie chciała wracać… stąd. Z tej pustki, gdzie nic jest wszędzie, jakby naprawdę miało faktyczną materię.
Gdyby mogła, zaśmiałaby się nerwowo.
— Kiedy się obudzi?
— Nie wiem, przykro mi — i dobrze, Hermiona nie chce wracać; i znowu gdyby mogła, powiedziałaby im to prosto w twarz, może nawet krzyknęła, ale to by jednocześnie oznaczało powrót.
— Kto ją znalazł?
— Blaise Zabini…
— To pewnie on jej to zrobił…
— Nie, to nie możliwe, Panie Weasley — powiedziała Madame Pomfrey. O, była w Skrzydle Szpitalnym, czemu ją to aż tak nie interesowało?
— Dlaczego? — zapytał Ron. Nie poznawała jego głosu.
— Był przerażony, a widziałam wielu kłamliwych uczniów, Panie Weasley. On nie kłamał — westchnęła — on na pewno nie kłamał.
Och, zamknijcie się, co Blaise teraz znaczy skoro była sama, bezpieczna, wolna i czuła się dobrze, chociaż wszystko ją bolało i nie mogła otworzyć oczu? Tak pięknie i błogo, nie czuła tego od… nigdy? Nie pamiętała.
Czuła się dobrze, tylko tutaj, sama.
Aż do czasu, kiedy promienie zaczęły być nękające, a oczy z ciekawości same się otworzyły, znowu była noc, a ktoś głaskał ją po policzku, a zanim wrzasnęła, usłyszała chichot. Twarzy nie widziała. Blask z różdżki ją oślepiał.
Kiedy zbudziła Madame Pomfrey, prześladowca wyszedł spokojnie ze Szpitala, a ona była w stanie tylko powiedzieć, że miała koszmary. Co nie było po wojnie nowością.
Wyszła następnego dnia o szóstej, byle tylko nikogo nie spotkać.

Weszła do ich pokoju wspólnego.
Zabini sam od listopada patrolował korytarze, wiedział, że ona nie ma na to siły — rozumiał to, choć tego nigdy nie powiedział. I on też czasami nie szedł, bo mu się nie chciało, ale nie miała mu tego za złe.
Usiadła na kanapie i przywołała książkę, od której wszystko się zaczęło. Diabły piętnastego wieku. Tak, trzymała ją do dzisiaj, to miał być dowód, że nie zwariowała, ale jego pisma już dawno tam nie było. Liścik zniknął, wyparował, po prostu już go nie było na ostatniej stronie, jakby cierpiała na zbyt wybujałą wyobraźnię.
— Granger? — Blaise wyszedł z sypialni, widać było, że już od dawna nie śpi. Usiadł na osobnym fotelu i przyglądał się jej. Poczuła się osaczona i chętnie spojrzała gdzieś w bok. Tylko z grzeczności nie poszła do siebie.
— Jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedziała, miała lekko zachrypnięty głos.
— Tak? To, dlaczego... — zaczął zirytowany, ale najwyraźniej opanował się, aby nie skończyć zdania.
— Muszę się spakować na lekcje — wstała, już po tych kilku chwilach miała go dość.
— Granger — odwróciła się w jego stronę, a on podał jej książkę, którą zostawiła na kanapie — nie powinnaś tego czytać, to najgorsza z książek… a poza tym jest sobota.
— Nie ma zajęć — stwierdziła i odebrała książkę. — Czytałeś? — wskazała na ciemną okładkę tomu, aby przerwać niezręczną ciszę i przestać się głupio czuć z jego uwag o czarnomagicznym woluminie.
— Tak, każdy śmierciożerca musiał to przeczytać — odparł z odczuwalną goryczą. Książka wyślizgnęła jej się z rąk i spojrzała na niego przerażona, może trochę zdziwiona, ale trwało to ułamek sekundy.
— Kiedy byłeś — zaczęła niepewnie, ciekawa — po jego stronie, Voldemorta…
— Ja nigdy nie byłem po jego stronie, Granger — burknął i wyraźnie się nachmurzył.
— Nieważne… chcę wiedzieć, czy te ręczne dopiski na marginesie…
— Granger, jakim cudem ty je widzisz? — zapytał w jakby szoku, chociaż u niego to się objawiało jedynie ściągniętymi brwiami i zmrużonymi oczami.
— Nie rozumiem… — powiedziała, a on wyrwał jej książkę, otwierając na byle jakiej stronie.
— Jak możesz widzieć te — wskazał palcem na czarne, ciasne litery, napisane przez jakiegoś zafascynowanego czarną magią ucznia, a może już śmierciożercę — uwagi… przecież…
Pokręcił na chwilę głową, ale znowu zaczął mówić.
— Widzą je tylko ci, którzy używali czarnej magii i to nie błahej, jak zaklęcia Levicorpus. Tylko, gdy użyjesz niewybaczalnego, takiego jak Imperius… Cruciatus… i Avada Kedavra… zobaczysz, co ta książka naprawdę skrywa, jakie ma tajemnice. Nawet Draco ich nie widzi, nigdy nie rzucił żadnego z tych trzech zaklęć. Cudem go to ominęło. Ale mnie nie.
Zacisnęła pięści, a paznokcie wbijały jej się boleśnie w skórę. Głos uwiązł w gardle obojgu, ale w końcu wystawiła rękę, a Blaise posłusznie oddał książkę. Najwyraźniej sam nie wiedział, co powiedzieć.
Kiedy się odwróciła, światło padło na nią, a łzy zalśniły za jego mocą.
— Snape kazał przekazać, że po śniadaniu masz u niego odrobić szlaban — powiedział normalnie. Projekt z eliksirów, kompletnie o nim zapomniała.
Pokiwała głową i weszła do swojego dormitorium z trzęsącymi się dłońmi. Cisnęła książkę na ścianę, przyprawiała Hermionę o obrzydzenie. Chociaż nie była w stanie powiedzieć, czy książka była obrzydliwa, czy ona sama.


8 komentarzy:

  1. Zastanawiam się, ciągle się zastanawiam, jaki pomysł zrodził się w Twojej głowie i ja na prawdę się tego boję. Normalnie widzę przed oczami jak się diabelsko usmiechasz.
    Myślałam ogólnie, że Hermiona pozostanie w śpiączce dłużej, ale w sumie dobrze, że się wybudziła - zemdlała z przemęczenia, biedna... A Ron to by tylko Ślizgonów oskarżał, a może to on jest prześladowcą, i kiedy był po stronie Harry'ego tak na prawdę pomagał Voldemortowi?! Dobra, wyobraźnio, stop, wyłącz się.
    NIE, NIE ZGUBIŁAM SIĘ, SALVIO.
    Poza tym ja się boję tego psychpaty. Czego on chce od Hermiony? Może to właśnie osoba, którą Hermiona kiedyś tam olała, nie pomogła? Nie mam pojęcia, a im więcej myślę, tym większy mam mętlik w głowie...
    Rozdział super, chce kolejny (dłuższy!) najlepiej już xD

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, o który pomysł Ci chodzi - mam ich jeszcze trochę. :)
      Ron prześladowcą? Nie będę z niego robiła mal garcon - nie będzie tu zły, znaczy tak na razie planuję - czyli do setnej strony. Ale on mi nigdy nie pasował do złej roli, przecież to kochany Ron. Serce Złotej Trójcy.
      Hermiona gdyby kogoś olała - nie byłaby przecież Hermioną. :)

      Usuń
  2. Kto to jest? Kim jest ten koleś *a może nie koleś?*, który prześladuje Hermionę? I o co chodzi z tą książką. Granger użyła niewybaczalnego? To takie... wow.
    Zgadzam się z Mrs M.! Dłuższe rozdziały, błagam :D
    Pozdrawiam! :3
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W czarnomagicznej książce są napisane uwagi tuszem, który jest zaczarowany tak, że może go zobaczyć tylko osoba, która w przeszłości użyła czarnej magii na drugiej, żywej istocie.
      Dłuższe? Pf! Jeszcze czego! Za dobrze by wam było! :)
      I ponawiam pytanie: masz może bloga? Mrs Black, brakuję mi blogów do czytania. A blog czytelniczki na pewno warto odwiedzić.

      Usuń
    2. Ach, mam, ale aż wstyd, bo przy Twojej twórczości jest strasznie słaby xD
      W każdym razie, zakończony: http://magic-world-dramione.blogspot.com/
      I rozpoczęty, na którym rozdziały są mega nieregularnie i mega rzadko xD: http://scorose-weird-story.blogspot.com/

      Usuń
  3. Chyba na Sevmione nie mam co liczyć ;< Ale muszę przyznać, że wciągająca historia i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy z pojawiających się czytelników obstawia na Dramione. Cudnie by było, gdybyś chociaż jedna osoba uważała inaczej - nie powiem nic w tej sprawie, każdy niech snuje domysły. Może kogoś zaskoczę. :)
      Bardzo dziękuję za komentarz, może i krótki, ale sam fakt, że ktoś dał znak życia mnie ucieszył. Dziękuję!

      Usuń
  4. Nie mogę nie skomentować... ale nie mogę również skomentować.
    Dis is tu macz for mi...

    OdpowiedzUsuń