— Co jej
jest? — potoczyło się echem, zostawiając po sobie nieznośny pisk w uszach,
kojarzący się z dzwoneczkami, które zawiesza się przed domem, aby zostawić je w
łasce wiatru.
—
Przeziębienie, ale nie wiem, co to ma wspólnego z omdleniem — kolejne echo.
Echo.
Echoooo.
Nic.
Pustka i nic
więcej, to nieznośne nic, które jest wszędzie, była sama, gdziekolwiek była, bo
nie potrafiła tego jednoznacznie określić. Miała zamknięte oczy i choć
próbowała, nie mogła ich otworzyć.
Głosy z
zewnątrz często się pojawiały, ale nie trudno przyszło jej ich ignorowanie,
była sama z sobą. Przecież kochała takie chwile, zwykle wtedy czytała, ale co
teraz miałaby robić. Nic poza spaniem i myśleniem nie wchodziło w konkretny
spis opcji.
Bezpieczeństwo,
no właśnie — nie było jego tu, jej prześladowcy. Nie atakował jej, nie istniał
tu papier ani atrament. Była wolna od niego, ale tylko dlatego nie chciała
wracać… stąd. Z tej pustki, gdzie nic jest wszędzie, jakby naprawdę miało
faktyczną materię.
Gdyby mogła,
zaśmiałaby się nerwowo.
— Kiedy się
obudzi?
— Nie wiem,
przykro mi — i dobrze, Hermiona nie chce wracać; i znowu gdyby mogła, powiedziałaby
im to prosto w twarz, może nawet krzyknęła, ale to by jednocześnie oznaczało
powrót.
— Kto ją
znalazł?
— Blaise
Zabini…
— To pewnie
on jej to zrobił…
— Nie, to
nie możliwe, Panie Weasley — powiedziała Madame Pomfrey. O, była w Skrzydle
Szpitalnym, czemu ją to aż tak nie interesowało?
—
Dlaczego? — zapytał Ron. Nie poznawała jego głosu.
— Był
przerażony, a widziałam wielu kłamliwych uczniów, Panie Weasley. On nie kłamał —
westchnęła — on na pewno nie kłamał.
Och,
zamknijcie się, co Blaise teraz znaczy skoro była sama, bezpieczna, wolna i
czuła się dobrze, chociaż wszystko ją bolało i nie mogła otworzyć oczu? Tak
pięknie i błogo, nie czuła tego od… nigdy? Nie pamiętała.
Czuła się
dobrze, tylko tutaj, sama.
Aż do czasu,
kiedy promienie zaczęły być nękające, a oczy z ciekawości same się otworzyły,
znowu była noc, a ktoś głaskał ją po policzku, a zanim wrzasnęła, usłyszała
chichot. Twarzy nie widziała. Blask z różdżki ją oślepiał.
Kiedy
zbudziła Madame Pomfrey, prześladowca wyszedł spokojnie ze Szpitala, a ona była
w stanie tylko powiedzieć, że miała koszmary. Co nie było po wojnie nowością.
Wyszła
następnego dnia o szóstej, byle tylko nikogo nie spotkać.
Weszła do
ich pokoju wspólnego.
Zabini sam
od listopada patrolował korytarze, wiedział, że ona nie ma na to siły —
rozumiał to, choć tego nigdy nie powiedział. I on też czasami nie szedł, bo mu
się nie chciało, ale nie miała mu tego za złe.
Usiadła na
kanapie i przywołała książkę, od której wszystko się zaczęło. Diabły
piętnastego wieku. Tak, trzymała ją do dzisiaj, to miał być dowód, że
nie zwariowała, ale jego pisma już dawno tam nie było. Liścik zniknął,
wyparował, po prostu już go nie było na ostatniej stronie, jakby cierpiała na
zbyt wybujałą wyobraźnię.
— Granger? —
Blaise wyszedł z sypialni, widać było, że już od dawna nie śpi. Usiadł na
osobnym fotelu i przyglądał się jej. Poczuła się osaczona i chętnie spojrzała
gdzieś w bok. Tylko
z grzeczności nie poszła do siebie.
— Jak się
czujesz?
— Dobrze —
odpowiedziała, miała lekko zachrypnięty głos.
— Tak? To,
dlaczego... — zaczął zirytowany, ale najwyraźniej opanował się, aby nie
skończyć zdania.
— Muszę się
spakować na lekcje — wstała, już po tych kilku chwilach miała go dość.
— Granger —
odwróciła się w jego stronę, a on podał jej książkę, którą zostawiła na kanapie
— nie powinnaś tego czytać, to najgorsza z książek… a poza tym jest sobota.
— Nie ma
zajęć — stwierdziła i odebrała książkę. — Czytałeś? — wskazała na ciemną
okładkę tomu, aby przerwać niezręczną ciszę i przestać się głupio czuć z jego
uwag o czarnomagicznym woluminie.
— Tak, każdy
śmierciożerca musiał to przeczytać — odparł z odczuwalną goryczą. Książka
wyślizgnęła jej się z rąk i spojrzała na niego przerażona, może trochę
zdziwiona, ale trwało to ułamek sekundy.
— Kiedy
byłeś — zaczęła niepewnie, ciekawa — po jego stronie, Voldemorta…
— Ja nigdy
nie byłem po jego stronie, Granger — burknął i wyraźnie się nachmurzył.
— Nieważne…
chcę wiedzieć, czy te ręczne dopiski na marginesie…
— Granger,
jakim cudem ty je widzisz? — zapytał w jakby szoku, chociaż u niego to się
objawiało jedynie ściągniętymi brwiami i zmrużonymi oczami.
— Nie
rozumiem… — powiedziała, a on wyrwał jej książkę, otwierając na byle jakiej
stronie.
— Jak możesz
widzieć te — wskazał palcem na czarne, ciasne litery, napisane przez jakiegoś
zafascynowanego czarną magią ucznia, a może już śmierciożercę — uwagi… przecież…
Pokręcił na
chwilę głową, ale znowu zaczął mówić.
— Widzą je
tylko ci, którzy używali czarnej magii i to nie błahej, jak zaklęcia Levicorpus. Tylko, gdy
użyjesz niewybaczalnego, takiego jak Imperius… Cruciatus… i Avada Kedavra…
zobaczysz, co ta książka naprawdę skrywa, jakie ma tajemnice. Nawet Draco ich
nie widzi, nigdy nie rzucił żadnego z tych trzech zaklęć. Cudem go to ominęło.
Ale mnie nie.
Zacisnęła
pięści, a paznokcie wbijały jej się boleśnie w skórę. Głos uwiązł w gardle
obojgu, ale w końcu wystawiła rękę, a Blaise posłusznie oddał książkę.
Najwyraźniej sam nie wiedział, co powiedzieć.
Kiedy się
odwróciła, światło padło na nią, a łzy zalśniły za jego mocą.
— Snape
kazał przekazać, że po śniadaniu masz u niego odrobić szlaban — powiedział
normalnie. Projekt z eliksirów, kompletnie o nim zapomniała.
Zastanawiam się, ciągle się zastanawiam, jaki pomysł zrodził się w Twojej głowie i ja na prawdę się tego boję. Normalnie widzę przed oczami jak się diabelsko usmiechasz.
OdpowiedzUsuńMyślałam ogólnie, że Hermiona pozostanie w śpiączce dłużej, ale w sumie dobrze, że się wybudziła - zemdlała z przemęczenia, biedna... A Ron to by tylko Ślizgonów oskarżał, a może to on jest prześladowcą, i kiedy był po stronie Harry'ego tak na prawdę pomagał Voldemortowi?! Dobra, wyobraźnio, stop, wyłącz się.
NIE, NIE ZGUBIŁAM SIĘ, SALVIO.
Poza tym ja się boję tego psychpaty. Czego on chce od Hermiony? Może to właśnie osoba, którą Hermiona kiedyś tam olała, nie pomogła? Nie mam pojęcia, a im więcej myślę, tym większy mam mętlik w głowie...
Rozdział super, chce kolejny (dłuższy!) najlepiej już xD
M.
Nie wiem, o który pomysł Ci chodzi - mam ich jeszcze trochę. :)
UsuńRon prześladowcą? Nie będę z niego robiła mal garcon - nie będzie tu zły, znaczy tak na razie planuję - czyli do setnej strony. Ale on mi nigdy nie pasował do złej roli, przecież to kochany Ron. Serce Złotej Trójcy.
Hermiona gdyby kogoś olała - nie byłaby przecież Hermioną. :)
Kto to jest? Kim jest ten koleś *a może nie koleś?*, który prześladuje Hermionę? I o co chodzi z tą książką. Granger użyła niewybaczalnego? To takie... wow.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Mrs M.! Dłuższe rozdziały, błagam :D
Pozdrawiam! :3
Mrs Black
W czarnomagicznej książce są napisane uwagi tuszem, który jest zaczarowany tak, że może go zobaczyć tylko osoba, która w przeszłości użyła czarnej magii na drugiej, żywej istocie.
UsuńDłuższe? Pf! Jeszcze czego! Za dobrze by wam było! :)
I ponawiam pytanie: masz może bloga? Mrs Black, brakuję mi blogów do czytania. A blog czytelniczki na pewno warto odwiedzić.
Ach, mam, ale aż wstyd, bo przy Twojej twórczości jest strasznie słaby xD
UsuńW każdym razie, zakończony: http://magic-world-dramione.blogspot.com/
I rozpoczęty, na którym rozdziały są mega nieregularnie i mega rzadko xD: http://scorose-weird-story.blogspot.com/
Chyba na Sevmione nie mam co liczyć ;< Ale muszę przyznać, że wciągająca historia i niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńKażdy z pojawiających się czytelników obstawia na Dramione. Cudnie by było, gdybyś chociaż jedna osoba uważała inaczej - nie powiem nic w tej sprawie, każdy niech snuje domysły. Może kogoś zaskoczę. :)
UsuńBardzo dziękuję za komentarz, może i krótki, ale sam fakt, że ktoś dał znak życia mnie ucieszył. Dziękuję!
Nie mogę nie skomentować... ale nie mogę również skomentować.
OdpowiedzUsuńDis is tu macz for mi...