poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział piąty

 Nie, Ronald – powiedziała stanowczo, szykując sobie kanapkę z dżemem.
 Ale…
 Powiedziałam nie, przykro mi, ale to moje ostatnie słowo.
 Hermiono, ale…
 Nie.
 Nie rozumiesz – obruszył się Ron.
 Rozumiem doskonale. NIE.
 Hermiono… – jęknął.
 NIE! – syknęła.
 Na gacie Merlina, zrób mu tą kanapkę, głowa mi pęka – warknął Harry, pijąc łapczywie czwartą czarkę wody. – Mamy kaca nie z tej ziemi.
 Niczego nie będę mu robiła. To nie moja wina, że jesteście skrajnie nieodpowiedzialni. Co z tego, że wygraliście w jakimś głupim meczu? To chyba nie zmienia faktu, że dzisiaj są zajęcia, na które musicie iść, bo McGonnagall was przetransmutuje w miotły, prawda?
 A myślałem, że to Ron jest męczący o jedzenie – mruknął Harry, a Hermiona zmierzyła go morderczym spojrzeniem, jednak po chwili uśmiechnęła się z satysfakcją – co wyglądało dość... przerażająco. 
 Hermiono… dlaczego patrzysz W TEN SPOSÓB? I dlaczego właśnie na nas… wyglądasz jakbyś dopiero co złamała Malfoyowi nos – powiedział z udawanym strachem Weasley. Po części udawanym, ale do tego by się przecież nie przyznał.
 Patrzę tak na was, bo właśnie coś sobie uświadomiłam – odparła, ale po chwili dalej zaczęła wertować ogromną księgę w skupieniu.
 A co ci się przypomniało?
 Właśnie – dodał zaciekawiony Ronald.
 Mamy dziś trzy godziny eliksirów w zastępstwie.
Hermiona zdusiła chichot, gdy obaj położyli głowy na swoich pustych talerzach i jęczeli, jak małe dzieci. Ale szczytem komizmu było, gdy Snape przechodził obok całej Trójki.
 Panie Weasley, Panie Potter, pięć punktów za leżenie na ławie.
Hermiona przegryzła wargę, ale po sekundzie, może dwóch, silnej woli, roześmiała się, za co spotkała skwaszoną minę swojego profesora.
 Co jest w tym takiego zabawnego, Panno Granger? – zapytał głosem, w którym skuty był lód.
 Bo oni… mają… – pisnęła w spazmach śmiechu, ale nie potrafiła skleić jednego, sensownego zdania. Nie mogła przestać się śmiać, gdy Harry, Ron i Snape patrzyli na nią spod uniesionych tak samo brew.
- Panno Granger pięć punktów za… brak odpowiedzi na moje pytanie – powiedział niewzruszony nauczyciel i wyszedł z Wielkiej Sali. Klął sobie w krzywy nos, że przyszło mu uspokajać kobiii… dziewczynki z burzą hormonów. Dopiero to otrzeźwiło Hermionę, ale, mimo wszystko, przez cały dzień miała wyśmienity humor, a ostatnie trzy godziny eliksirów miały tylko to pogłębić.
 Wchodzić – mruknął Snape, otwierając swoją Salę, z której buchnęła para, najwyraźniej po poprzednich klasach.
Na oko Hermiony Severus zawsze lubił dramatyczne wejścia.
Weszła do środka z szerokim uśmiechem (Profesor Snape zawsze robił dużo rabanu na lekcjach, darł się na każdego, kto głośniej nabrał powietrza; jakby nawet to było zabronione; a Potter i Weasley reagowali na ten huk dość zabawnie). Jej przyjaciele weszli tuż za nią, w o wiele gorszych humorach. Harry i Ron wzdrygnęli się i jęknęli, gdy profesor trzasnął drzwiami, a z ust Hermiony nie schodziła satysfakcja.
 Coś się dziś tak na nas uwzięła? – zapytał Harry, patrząc na nią jakoś inaczej niż zwykle.
 Tak wyszło – powiedziała i gestem go uciszając, aby usłyszeć słowa Snape'a, który już zaczął wykład. Wybraniec wzdrygnął się, gdy pouczający ton znowu przemówił w jego kierunku, ale tym razem nie był to głos przyjaciółki, a samego profesora.
 Potter, może powtórzysz, co właśnie powiedziałem? – w jego głosie pobrzmiewało opanowanie, ale czarne oczy paliły się nienawiścią.
 Nie – powiedział, dumnie unosząc pierś i przyprawiając Severusa o niezdrowy błysk w oku.
Hermiona westchnęła i niezauważalnie pokręciła głową na głupotę przyjaciela, co dostrzegł jedynie Snape – chociaż udał, że tego nie widzi.
 Panie Potter, właśnie stracił pan dziesięć punktów, gratuluję – i wrócił do dalszego prowadzenia lekcji. Hermiona musiała zasłonić usta Harry'ego, gdy chciał coś jeszcze powiedzieć. 
 Podzielę was dzisiaj na kilka grup po trzy osoby. Grup mieszanych, każdy z innego domu; wszystkim zrzedły miny i teraz nawet Ślizgoni zamknęli się i nie szczerzyli zębów z powodu odjętych punktów Gryffindorowi. Wszyscy popatrzeli na siebie niepewnie.
 On coś wymyślił. Spójrzcie, prawie się uśmiecha – burknął Ron, a reszta pokiwała ponuro głową. – Co za burak.
 Potter, Nott i Parkinson; Granger, Malfoy, Davis; Weasley… tak, ty kretynie…– tu spojrzał na zaskoczonego Ronalda – Davis, Longbottom; Lovegood, Zabini…
I tak dalej, i tak dalej. Gdy w końcu, każdy – niechętnie – poczłapał się do swojego stanowiska i partnerów, jak ich żartobliwie nazwał Snape (Hermiona widziała, jak jego czarne oczy na moment się rozświetlają), wytłumaczył im, co mają robić.
 Przez trzy godziny powinniście stworzyć. Zakładam, oczywiście, że nikomu się nie uda, dwa eliksiry, które prawidłowo uwarzone i zatwierdzone przeze mnie, będą odesłane do Skrzydła Szpitalnego…
- A co to ma wspólnego z tym dziwnym podziałem na grupy? – Hermionie wydarło się to pytanie naprawdę mimowolnie i przeklęła pod nosem, gdy uświadomiła sobie, że punktów na tych lekcjach niemało im ubędzie. Zresztą, jak zwykle.
 Dziesięć punktów od Gryffindoru, Panno Granger, za przerywanie i przekleństwo – mruknął, na ile to było możliwe z jego mocnym głosem. Nawet nie odpowiedział na jej pytanie.
 Tak jak już mówiłem, gdy ktoś mi bezczelnie przerwał – Hermiona zarumieniła się ogniście i spuściła wzrok – przygotujecie Eliksir Uspokajający i Wzmacniający. Instrukcje znajdziecie w podręczniku. Wiem, że niektórzy dostali się do mojej klasy z przypadku  spojrzał wymownie na Harry'ego i Neville'a.  Zaczynajcie.
Profesor usiadł za swoim biurkiem i zajął się swoimi sprawami, kompletnie ignorując całą klasę, jakby byli czymś niewartym jego uwagi.
 Idę po składniki – powiedział Malfoy, a Hermiona poszła za nim, nie chcąc zostać sam na sam z Davis.
 Nie potrzebuję pomocy w znalezieniu składników – pieklił się. Nie dość, że wczoraj Wiem-To-Wszystko-Jestem-Idealna-Granger wytrąciła go z równowagi i przy każdej sytuacji ignorowała, to jeszcze uważała, że nie jest w stanie sam sobie poradzić. Tu nawet sam Ślizgon wykazałby się gryfońską dumą.
 A kto powiedział, że ci pomogę? – zapytała lekceważąco, opierając się o framugę drzwi. Byli sami, cała klasa wrzała nad podziałem obowiązków w swoich grupach.
Draco przyglądał się jej dłuższą chwilę i parsknął. Nie skomentowała tego, nie chciała wiedzieć, co właśnie sobie pomyślał, nie obchodziło ją to, zresztą jak przez siedem ostatnich lat.
 Mów, o co chodzi z tym projektem – przypomniała sobie, gdy on szukał ingerencji. Malfoy westchnął, próbując przeprowadzić tą rozmowę już spokojniej. Nie chciał powtórki z rozrywki. 
 A, tak… chodzi o to, że… poprosiłem Snape’a o coś, co mogłoby mi pomóc w zdaniu Owutemów na Wybitny, w końcu od tego zależy moja przyszłość – Hermionie zrobiło się miło, że ktoś, poza nią, traktuje te egzaminy bardzo poważnie. – I jego pomysłem było…
Zmieszał się, niech ją Merlin kopnie, Malfoy się zarumienił.
 Pomysłem Snape’a byłaś ty.
 Ja? – zapytała, ale po chwili zrozumiała, jak głupie było to pytanie.
 Tak, ty, Granger. Nawet Snape nie wątpi w twoją inteligencję… to znaczy teraz nie wątpi, bo wcześniej różnie to bywało, ale – w każdym razie – zaproponował, abyśmy razem stworzyli projekt, który trwałby do końca roku…
Zarumieniła się, gdy usłyszała, co Snape pod swoją kpiną i niesmakiem o niej sądzi. Zwłaszcza że nigdy jej nie pochwalił.
 Na czym by polegał? – wtrąciła i tylko jej ciekawość mówiła Malfoyowi, żeby nie rzucić kąśliwej uwagi.
 Daj mi dokończyć. Chodzi o to, abyśmy co tydzień oddawali Snape’owi pięć fiolek z różnymi eliksirami do sprawdzenia. Tworzylibyśmy je codziennie i jak już mówiłem – do końca roku. Spotykalibyśmy się po lekcjach i… hm…
Zamyślił się na chwilę, zastanawiając się, jak najgorszą część jej przekazać, ale w końcu uznał, że nie będzie się bawił w animozje i powie prosto z mostu.
 Snape nie zgodził się na inne miejsce, poza jego prywatnym laboratorium i… i tylko w jego obecności – Malfoy przyglądał się jej, już dawno znalazł wszystkie składniki do obu eliksirów.
 Dlaczego? – zapytała po chwili milczenia.
 Zrozum, Granger, że… niektóre eliksiry będą wykraczać poza program nauczania – dodał niepewnie, ale jej oczy zaświeciły się dziwnym blaskiem, który widział wcześniej, co prawda, licząc na palcach jednej ręki, tylko u zainteresowanego Mistrza Eliksirów. Nawet w swoich myślach nie chciał komentować tych fanatyków nauki.
 Zgadzam się – odparła niemal od razu.
 Eee… – poczuł się jak Potter albo gorzej, Longbottom. – Czy ty właśnie zgodziłaś się na moje i Snape’a towarzystwo, nie dostając niczego w zamian?
 Ja to nie ty, Malfoy – odgryzła się, ale widać było, że jest zadowolona. – Ale masz rację…
Parsknęła na widok jego miny.
 W zamian za tą współpracę będziesz miał u mnie dług, Malfoy. Nie patrz tak na mnie… to będzie jedna przysługa. Nieważne, czy przyjdę do ciebie w dzień, czy w nocy; masz to zrobić. Nieważne, co by to było i jak irracjonalnie, by to brzmiało.
Nigdy nie widział jej tak skupionej, tak poważnej. Na chwilę wszystkie rysy twarzy napięły się, a jej niewinna twarz stężała, jakby od jego obietnicy miało zależeć wszystko. Ostatni raz widział coś takiego u własnej matki, gdy mówiła, żeby się ratował i przystąpił do Zakonu.
 Mogę ci zaufać? – zapytała po napiętej ciszą chwili.
– Tak – odpowiedział, a w jego oczach, jak i głosie, przepływała stal prawdy i długu, jakiego się zaciągnął wobec tej dziewczyny. Jeszcze nie wiedział, że przez następne miesiące, a może lata, będzie czekał aż rachunki się wyrównają, a gdy już to się stanie, będą spokojni, oboje.


A ta historia nareszcie dobiegnie końca – mruknęła niezadowolona Hermiona, tak aby narrator jej nie usłyszał.


– Wieczysta Przysięga?
 Nie – pokręciła głową – wierzę, że mnie nie okłamiesz.
Ona wyszła, zostawiając go samego, a gdy pierwsi uczniowie przyszli po składniki i zrobiło się tłoczno, poszedł za nią. Myślał o tym, że nigdy nie poczuł czegoś tak dziwnego. Takiej mocy, którą miała ta niska Gryfonka. To było coś obezwładniającego, tak czystego i… sam nie wiedział.
Voldemort hipnotyzował swoją elokwencją i magią słowa, a  nigdy nie czuł się tak porwany przez parę słów, w których było tyle potężnej magii…
 Malfoy, żyjesz? – powiedziała Gryfonka już swoim normalnym – lekko przemądrzałym – głosem.
Podał jej w milczeniu składniki i zabrał się za ich obróbkę, kompletnie ignorując maślane oczka, w jakie wlepiała w niego Davis.
 Szczerze mówiąc, mam wątpliwe przypuszczenia, co do twoich zdolności do eliksirów, Davis, więc zanim cokolwiek wrzucisz do kociołka skonsultuj to ze mną… albo z Malfoyem.
Tracey w ułamku sekundy była czerwona, ale Hermiona nawet na nią nie spojrzała. Draco zdusił śmiech i wzruszył ramionami, gdy koleżanka z jednego Domu wysłała mu wymowne spojrzenie, aby obronił jej honoru. A co on był psem?… o tak, moja pani, zamerdam ogonkiem i rzucę się na głupią Gryfonkę, bo ty się czujesz zagrożona... jasne, już się idealnie wczuł w tą rolę.
Wyczuł na swoim karku palące spojrzenie, ale próbował je zignorować, chciał w spokoju porozmawiać po lekcji, ale ten jak zawsze swoje – niecierpliwy. Odwrócił się, napotykając czarne, jak węgiel tęczówki i pokiwał niezauważalnie dla nikogo, oprócz Severusa, głową. Snape zawiesił na nim wzrok i po upłynięciu chwili wrócił do swoich spraw.
 Przynajmniej profesor da nam jakieś dobre oceny już na początku – pisnęła Davis, tym słodkim głosikiem (podobny do tego Umbridge), który mdlił niejedną osobę, która nie była chłopakiem z burzą hormonów – niektórych podniecał ten skrzekliwy głos i kobiece kształty. Ale tu chyba bardziej chłopcom chodziło o te kształty.
Draco zmierzył obie dziewczyny.
Davis była piękna, ponętna i przyciągała spojrzenia swoim wyglądem, ale cały efekt psuła, gdy tylko otwierała usta. Hermiona za to była nad wyraz inteligentna. Nie była brzydka, ale do piękności również się nie zaliczała. Była prosta w swym pięknie. Duże brązowe oczy, drobny nosek, słodkie piegi, burza brązowych włosów… ciało zwyczajnie chude, chociaż i w odpowiednich miejscach jej nie brakowało.
Jeden ze Ślizgonów dobrze ujął Hermionę (oczywiście, gdy był kompletnie pijany): była ładna i mądra, ale to nie w tym tkwiło sedno. Ona miała po prostu to coś. No, w każdym razie, Draco tylko tyle zrozumiał z tego bełkotu.
Niczego nieświadoma dziewczyna, która właśnie warzyła eliksir, nawet nie zdawała sobie sprawy ze swoich walorów, co dla Dracona było marnotrawstwem, ale wiedział, że i jej chwila uwagi nadejdzie, nawet domyślał się kiedy, ale wolał na razie o tym nie wspominać.
Jednak do końca roku dziewczyna będzie na zawsze usidlona, czy tego będzie chciała, czy nie. Ślizgoni zawsze dostają to, czego chcą. Ale to jeszcze nie był jej czas. Za pół roku może, ale tylko może.
 Dlaczego tak sądzisz? – spytała po chwili Hermiona z czystej grzeczności, a Malfoy powrócił do świata żywych.
 Bo lubi mnie – Gryfonka prawie parsknęła śmiechem na tą uwagę – a Dracona już w szczególności. W końcu to jego chrześniak, nie?
 Tak, ale ja tu jestem, więc macie trochę uniżone szanse – powiedziała rozbawiona, kręcąc z niedowarzaniem głową. Trudno było sobie wyobrazić, że blond-idiotki, z jakich mugole sobie żartują, naprawdę istnieją. I to w świecie magii!
 Och, no tak – Davis wyraźnie posmutniała, a jej zapał na chwilę znikł. Draco miał nadzieję, że nikt nie podsłuchuje ich rozmowy, ale chyba każdy był zajęty sobą albo kłótnią z nielubianym kolegą z innego domu – to dobrze, nikt nie będzie słyszał, jak ta dziewczyna kompromituje Slytherin swoimi wątpliwymi, szarymi komórkami.


21 komentarzy:

  1. Matko boska, Salvio, dopiero co dodałaś rozdział, a tu już kolejny. Twoje tempo pisania jest niebywałe, naucz mnie tego, proszę. ;; Zazdro.
    Co do rozdziału! Jest super. Dzieje się w nim dużo i no cóż, wiemy co będzie się już działo, chociaż ja i tak się boję, jesteś nieprzewidywalna XD Kurde, jakby w tych projektach musiał być jeszcze Snape, jego tam akurat trzeba. Draco by sobie poradził z Hermiona, ja wiem. Jeju, jestem tak cholernie ciekawa co knujesz... i już widzę jak się śmiejesz ze mnie, jak próbuje coś zgadnąć, serio, widzę to. Mam zwidy. To takie niesprawiedliwe, że Ty wiesz wszystko, a my nic.
    Początek mnie rozbawił. Taki zwykły dzień, rozmawiając tak normalnie i ta normalność jest dobra (co). Poza tym co jeszcze... Dafne olśniewa swoją głupota, to razi.
    Czekam na kolejny, dodawaj szybko!

    [już nie ketchup] M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. [teraz się chrzań]
      Piąty rozdział dodałam piątego stycznia, więc szósty rozdział dodam szóstego stycznia, potem zmniejszę tempo, ale na razie będę (JUŻ) WAS zarzucać rozdziałami, że będziecie mieli dosyć!
      Dziękuję, że komentarz jest długi, ogromnie doceniam to, chociaż wiem, że to teraz mnie masz ochotę wywalić za okno, a nie telefon...
      Snape będzie kluczową postacią w tym opowiadaniu, więc przykro mi M. Dlatego chciałam, żebyć go polubiła czytając inne opowiadanie, ale jesteś uparta, jak osioł i nie czytasz... nie ułatwiasz mi tego. I będziesz mi marudzić, kiedy będzie się często przejawiał na ich prywatnych zajęciach.
      Szczerze mówiąc - tak, śmieję się z ciebie! Przepraszam za to, ale ta przewaga, że ja wiem o czymś, a ty nie, jest zabawna.

      Usuń
    2. Salvio przyznaj że mojego Severuska nie da się nie pokochać. JA CHCĘ SEVMIONE!

      Usuń
    3. Z twoim Severusem nie można nic innego zrobić, jak pokochać... Ekhem, Hermiona robi z nim coś jeszcze, ale zostawmy to Hermionie. :D

      Usuń
  2. Ojej, jak szybko rozdział. A do tego taki świetny :3
    Ooo, tak, Snape. Uwielbiam go. I początek był bardzo przyjemny. W ogóle, cały rozdział czytałam z uśmiechem na twarzy. Greengrass jest, no... po prostu Greengrass. Jej głupotę aż czuć xD
    Czekam na następny i pozdrawiam,
    Mrs Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię Snape'a. Odegra ważną rolę. Cieszę się z powodu twojego uśmiechu!

      Usuń
  3. Jezus Maria, czemu przez pół rozdziału, gówno prawda, przez cały miałam wrażenie, że to będzie Sevmione? No czemu? Mój radar na pairingi piszczy. Utłukę, jak szybko się nie dowiem, także wiesz... Do roboty!
    Owl Shadow

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu? Nie wiem. Lubię wami miotać. Raz to będzie się wam wydawało Sevmione, potem Dramione, coś z Blaisem, co nie wiem jak się dokładnie nazywa, potem nowy bohater... Długo jeszcze się nie dowiesz. Za jakieś trzy rozdziały będzie coś, co całkowicie przyćmi naszej Hermionie uczucia na długi czas...:)

      Usuń
  4. Oj no weź... Czy ty musisz tak zajebiście pisać?

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe ciekawe. Rozmowa wyszła naturalnie i fajnie choć brakuje mi odrobinę opisów. I nie chodzi o przemyślenia Draco ale o opisy w dialogu. Ale.to w sumie.tylko takie moje marudzenie nie ma się co przejmować.
    Greengrass eh jak ja lubie blondynki.
    Ciekawi mnie ta niepisana umowa Draco i Severusa i te pięć minut które ma mieć Hermiona.
    Widzisz to wszystko przez ciebie nie mogę napisać długiego komentarza bo po prostu jestem zbyt niecierpliwa.

    OdpowiedzUsuń
  6. Teraz się zastanawiam nad tym, czy mój komentarz zjadło czy go nie dodałam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsza scena mnie dobiła, serio, jakoś sobie nie wyobrażam, żeby Ron wymagał robienia sobie kanapek od Hermiony, bo epizodzie z latającymi, dzióbiącymi wszystko, co popadnie ptaszkami i prawym/lewym sierpowym, którym oberwał Malfoy. Co prawda, Ron raczej nie był zbyt wprawnym obserwatorem i strategiem, co do relacji ludzkich (chociaż w szachy grał dobrze, ale pewnie przez to, że gra była urozmaicona przemocą, gdyby zabrał się za mugolskie szachy, nie byłoby mu tak wesoło). A Snape, jak zwykle, pojawia się w idealnym momencie, żeby odjąć punkty. Czy on aby nie ma do tego jakiegoś fikuśnego urządzenia wmontowanego do tego jakże czarnego uniformu? Nie zdziwiłabym się.

      Ach, trzy godziny eliksirów na zastępstwie to dla nich istna katorga. Zupełnie jak wykłady u jednego mojego kochanego profesora. Co prawda, u niego szala bardziej leci w kierunku nudów niż tortur, ale i tak czasem nie potrafię usiedzieć. Widzę natomiast, że Snape zaczyna wymyślać coraz to ciekawsze metody, by swoją czeladź uczniowską dobić. (Chyba iż to niecny plan, by Malfoy mógł dogadać się z Hermioną odnośnie tej przyszłej pomocy). Z takim człowiek, to nic innego, tylko uczyć się Eliksirów. A Hermiona jeszcze będzie miała dodatkową szansę poznać go bliżej przez Malfoya i zgodę na całe to przedsięwzięcie. Jeny, ona nawet nie wie, w co się wpakowała. Na miejscu Hermiony jednak przyjęłabym tę wieczystą przysięgę, ze Ślizgonami pokroju Malofoya nigdy nic nie wiadomo. Niby arystokracja jest słowna, ale Malfoy jak przyjdzie, co do czego, to może stwierdzić, że obietnica dana szlamie nic nie znaczy. (Albo zwyczajnie tchórzy, to nie będzie jego pierwszy raz ;d). Tak się też zastanawiam (może już to pisałam, ale nie pamiętam), czemu akurat zdecydowano się na Hermionę. Być może i jest najmądrzejsza, ale w innych domach parę równie inteligentnych osób by się znalazł, a i współpraca byłaby pozbawiona tego dodatkowego ciężaru wspólnej i dość niewesołej historii. Dywagując dalej nad „przysługą”, Malfoy wykopał pod sobą całkiem duży dołek, będąc nim, jednak usilniej nalegałabym na to, by ustosunkowała się do swojej nagrody za współpracę teraz, bo w przyszłości może coś dziwnego wpaść jej do głowy…

      Z luźnych dywagacji: mam nadzieję, że w przyszłych rozdziałach nie zrobiłaś ze wszystkich Ślizgonek piękne idiotki, proszę. Smutno mi się zrobiło, gdy kolejny raz czytam o jakiejś pannie z domu Węża, która jest ślicznotką z pustą głową. Wiem, że przy takim zestawieniu Hermiona wychodzi później na plusie, ale opisywanie ludzi z takiej perspektywy ma mało polotu, ale to luźna uwaga na przyszłość w tym opowiadaniu albo w jakimś innym.


      „zrób mu tą kanapkę” – tę kanapkę.
      „McGonnagall was przetransmutuje w miotły, prawda” – przetransmutuje mnie nie przekonuje, wolałabym zamieni, no ale skoro jest Transmutacja, to zostawiam Ci wolną rękę (nie to, żeby Ci kiedyś jej nie zostawiała).
      „A myślałem, że to Ron jest męczący o jedzenie” – Raczej przez jedzenie. Męczy się o coś, ale jest się raczej męczącym przez coś.
      „z satysfakcją – co” – warto myślnik zastąpić przecinkiem, bo można to błędnie uznać za kwestię Harry’ego.
      „wyglądasz jakbyś dopiero co złamała Malfoyowi nos – powiedział z udawanym strachem Weasley.” – Przecinek przed „jakbyś”.
      „Ale szczytem komizmu było, gdy Snape przechodził obok całej Trójki.” – Nienawidzę konstrukcji „było, gdy”. Brzmi koszmarnie. Szczytem komizmu było pojawienie się Snape’a, gdy akurat przechodził obok całej trójki (ewentualnie: obok nich). Nie wiem, czemu „Trójki” napisałaś z dużej litery. Chyba że pijesz do „Wielkiej Trójcy”.
      „Panie Potter” – panie, z małej litery.
      „pięć punktów za leżenie na ławie” – dodaj minus, bo niby Snape dający punkty Gryfonom to herezja, ale można uznać, że kochany profesor na starość zwariował i punktuje leżenie na ławie, swoją drogą nie leżeli na ławie, raczej leżeli z głowami na stoliku… Widzę tu spór w doktrynie. Ja bym odjęła punkty za brak kultury przy stole, a co.
      „Panno Granger?” – panno.
      „swoją Salę” – salę, choć Word lubi czasem napisać Salę.

      Usuń
    2. „Profesor Snape zawsze” – profesor, tytulatura również z małej litery, chyba że piszesz list i prof. Snape jest jego adresatem.
      „a z ust Hermiony nie schodziła satysfakcja” – ach, ta satysfakcja, przyczepiła się, szalona.
      „pokręciła głową na głupotę przyjaciela” – też takie niefortunne. Kręci się głową na karku. Ale na głupotę? Może raczej przez głupotę? Albo w odpowiedzi na głupotę?
      „Grup mieszanych, każdy z innego domu” – nie może być każdy z innego domu, kiedy grupy posiadają trzech członków. Mogłabyś dodać po prostu; grup mieszanych, Ślizgoni będą współpracować z Gryfonami. Albo coś w tym stylu.
      „Wszyscy popatrzeli na siebie niepewnie” – wszyscy popatrzyli na wszystkich? Hm, bardziej wymienili niepewne spojrzenia, to uwaga sugestyjna, możliwa jest opcja zignorowania.
      „Gdy w końcu, każdy – niechętnie – poczłapał się do swojego stanowiska i partnerów, jak ich żartobliwie nazwał Snape (…), wytłumaczył im, co mają robić.” – doczłapał się albo poczłapał. Masz tutaj uciekający podmiot. Mogę się domyślić, że ostatnia część zdania odnosi się do Snape’a, ale niekoniecznie jest to wiadome. Docelowym podmiotem jest w pierwszej części „każdy”, stąd proponuje dodać przed wytłumaczył im „profesor”.
      „dwa eliksiry, które prawidłowo uwarzone i zatwierdzone przeze mnie, będą odesłane do Skrzydła Szpitalnego” – Zrób z tego nowe zdanie. I proponuję zmienić troszeczkę: Dwa prawidłowo uwarzone eliksiry, które zatwierdzę, będą odesłane do Skrzydła Szpitalnego.
      „Hermionie wydarło się to pytanie naprawdę” – a nie wyrwało?
      „przeprowadzić tą rozmowę” – tę rozmowę. Z tą i tę masz problem. Łącza się z nimi przypadkami, dlatego (kogo? Co?) tę gestię zostawiam Ci do wglądu.
      „Zwłaszcza że nigdy jej nie pochwalił” – uciekający przecinek.
      „W zamian za tą współpracę” – znowu tę, z tym masz jeszcze parę błędów, ale już nie chce mi się ich szukać.
      „więc macie trochę uniżone szanse” – obniżone albo mniejsze szanse, po prostu.

      Komentarz miał lecieć wcześniej (miałam takie piękne tempo z nadrabianiem), ale z przyczyn nie-wiem-jakich dodaję go dopiero dzisiaj. Widocznie zapomniałam dodać go wcześniej. Bosh, moja pamięć serio szwankuje. Trzeba jeść więcej tych orzechów i gorzkiej czekolady.

      Pozdrawiam,
      Alathea

      Usuń
    3. O nie... zawsze się zastanawiam, czy napisać ,,Pani" z dużej czy z małej. Pisałam z dużej. W całym opowiadaniu. Jak zrobię dłuższą przerwę w pisaniu to to wszystko popoprawiam. (Oczywiście nie byłam na tyle ciekawa, aby sprawdzić, czy piszę poprawnie, lenistwo). Dziękuję za wskazane błędy. Tyle ich jest, że nie wiem, za co się najpierw wziąć.

      Twoje analizy rozdziałów są po prostu imponujące, o ile wcześniej się burzyłam w notce od autora, że chcę komentarzy, choćby miały jedno zdanie, o wiele lepiej czyta mi się twoje. Bo faktycznie wiem, na co mam zwrócić uwagę - co mi da komentarz: ,,super rozdział, czekam na nexta xd ! :* :D". To znaczy, na szczęście nie mam takich u siebie, ale na niektórych blogach aż oczy wtapiają mi się w mózg - zwłaszcza boli mnie to, że ja kiedyś też tak pisałam.

      I nie, w przyszłych rozdziałach Ślizgonki nie są idiotkami, wręcz przeciwnie. Na jedną ze Ślizgonek tak się uwzięłam, że pojawia się tak często jak Blaise. Ale to później, a Davis się pojawia w moim opowiadaniu raz. Na twoje nieszczęście, akurat w tym rozdziale. Wybacz mi. :(
      I proponuję jeść więcej orzechów, one przynajmniej są smaczne.

      Boże, Alatheo, naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem, że Ci chce pisać takie komentarze, o tak bogatej treści. Nie wiem, przed tobą jeszcze kilkadziesiąt rozdziałów (o ile Ci się w trakcie nie znudzi). Może nie komentuj wszystkich? Znaczy... chodzi mi o to, że zajmie Ci to milion lat. Chyba, że taki masz właśnie system, tak lubisz. Rzucam tylko temat. Mam nadzieję, że Cię nie obraziłam.

      Hahaha, aż się boję zacząć to wszystko poprawiać. Życz mi powodzenia, zatopię się w tych błędach. Również pozdrawiam. (Dopiero teraz widzę u Ciebie nowy rozdział, jeszcze dziś wpadnę... swoją drogą, przepiękny szablon).

      Usuń
    4. Ojeny, ja się nie obrażam. Trudno mnie obrazić. (Albo przynajmniej tak sobie wmawiam ;d). Musiałabym opracować jakiś inny system komentowania, co dwa albo trzy rozdziały, bo w tym tempie to będę na bieżąco w 2060 roku, jeśli do tej pory dalej będziesz pisać...

      Usuń
    5. No własnie, też tak uważam, bo jak na razie rozdziały są, co dwa dni. A przynajmniej planuję tak dodawać do setnego rozdziału. :')

      Usuń
    6. Setnego? Oborzuborzeno.
      Myślę, że co cztery rozdziały będzie w sam raz.

      Usuń
    7. To tylko tak strasznie brzmi. :D

      Usuń
  7. Ulalallaa!!!!
    Dramione, Dramione, Dramione i jeszcze wiele Dramione!!!!
    Hihi... Nie wiem co mogę napisać, jestem po prostu omieniała!!!
    Wybacz, ale nie chcę Sevmione... Właściwie zadowoli mnie jedynie Dramione.
    Rozdział napisany z taką lekkością i wgl, zazdro. Nic nie wydaje się wymuszone, jest takie naturalne lol
    Lecę dalej ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. – Podzielę was dzisiaj na kilka grup po trzy osoby. Grup mieszanych, każdy z innego domu; wszystkim zrzedły miny i teraz nawet Ślizgoni zamknęli się i nie szczerzyli zębów z powodu odjętych punktów Gryffindorowi. Wszyscy popatrzeli na siebie niepewnie.
    – On coś wymyślił. Spójrzcie, prawie się uśmiecha – burknął Ron, a reszta pokiwała ponuro głową. – Co za burak.
    – Potter, Nott i Parkinson; Granger, Malfoy, Davis; Weasley… tak, ty kretynie…– tu spojrzał na zaskoczonego Ronalda – Davis, Longbottom; Lovegood, Zabini…
    Ten fragment jest po prostu genialny! Nadal się śmieje :D
    Hmm... chyba to jednak będzie Dramione co mnie bardzo cieszy ;)
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, jak mi miło, że ktoś tutaj jeszcze wchodzi (nie licząc mnie). :)
      Miłego czytania i dziękuję za wszystkie komentarze!

      Usuń