— Panie
Longbottom, może i pan nie ma zakazu zbliżania się do Panny Granger, ale to nie
czas na odwiedziny — powiedziała wiecznie naburmuszona Poppy Pomfrey.
— Przyszedłem
przekazać trochę leczniczych ziół od profesor Sprout —spojrzał nieśmiało na
kobietę i wskazał na karton, który właśnie niósł.
— Cóż, to co
innego. Wchodź, wchodź — zagruchała, uszczęśliwiona, że w końcu jej zapasy na
dobre się zasilą. Tej Sprout nie można było się o nic doprosić, Snape zawsze z
tymi swoimi perfumikami na pierwszym miejscu.
— Zaczekaj
tu, muszę zrobić na to — tu spojrzała na karton, który niósł Neville, niczym
sroka w swoje świecidełka — miejsce.
Weszła do
osobnego pokoju, zatrzaskując za sobą niedbale drzwi. Gryfon rozejrzał się po
pomieszczeniu, w którym łóżka zajmowały te same niezmienne miejsca od siedmiu
lat. Wszystko było idealnie wysterylizowane i mdło—białe. Dopiero na końcu pokoju,
pod największym oknem, stał szczelnie rozstawiony parawan.
Odłożył
zioła, które sam zebrał pod nieobecność profesor Sprout, na najbliższe łóżko i
szybkim krokiem podszedł do parawanu, aby pielęgniarka go nie zaskoczyła.
Odchylił delikatnie zasłonę.
Skóra
Hermiony przypominała tą idealną biel pościeli, tylko jej kasztanowe włosy
odznaczały się na materiale. Twarz wtapiała się w poduszkę.
Spała, choć
miała niespokojne sny, bo ręka była zaciśnięta na kołdrze, że aż jej knykcie
pobielały, a ona niebezpiecznie zgrzytała zębami. Miała
wykrzywioną twarz w bolesnym grymasie. Silna,
mądra, odważna — taką ją pamiętał. Tylko, gdy została spetryfikowana w drugiej
klasie, wyglądała równie źle. Jakby już dawno się poddała.
Neville z
powrotem zasłonił kotarę i wrócił na poprzednie miejsce, ale już w o wiele
paskudniejszym humorze. Wziął w obie dłonie ciężki karton w chwili, gdy
pielęgniarka wróciła do Sali. Nie zauważyła niczego podejrzanego.
— Zanieś to
do tamtej półki… och, nie!, do tej po lewej… o, tutaj.
Uśmiechnęła
się do niego dobrodusznie, czego nie miała w zwyczaju i poklepała go po plecach.
— Dobry z
ciebie chłopak — Neville zarumienił się dziko i wyszedł stamtąd jak najszybciej. Nie był przyzwyczajony do
pochwał i to nie miało się nigdy zmienić.
Madame
Pomfrey spojrzała w stronę jeszcze kołyszących się białych zasłon, za którymi
leżała Hermiona. Uśmiechnęła się delikatnie, wierząc wgłębi duszy, że nie
wszystko jest takie złe, a wojna nie strawiła całego piękna. Prawdziwi
przyjaciele — zachichotała — zrobią dla siebie naprawdę wiele. Jeśli nie
wszystko.
Neville, gdy
wyszedł ze Szpitala nie miał, co ze sobą zrobić. Obraz trupio—bladej Hermiony
ciągle mu stawał przed oczami, ale nawet to nie pozwoliło mu myśleć, że
niepotrzebnie tam poszedł. Że niepotrzebnie wstał o szóstej rano, żeby zebrać,
każdą ukochaną roślinę, jak należy — nie żałował. Hermiona wyglądała lepiej
odkąd zobaczył, jak ją wnoszą do Szpitala na niewidzialnych noszach.
Potrząsnął
głową, nie chcąc już o tym myśleć, jest niedziela, a ostatnie promyki w tym
roku wyskakują, co rusz i niespodziewanie zza chmur. Uśmiechnął się blado, bo
właśnie znalazł się na korytarzu, który w pierwszej klasie był tym zakazanym.
To tu stał trójgłowy pies i bronił przejścia do Kamienia Filozoficznego, a
przynajmniej tak słyszał.
Wyjrzał
przez okno i z uśmiechem spojrzał na Błonia, gdzie ona — jak zawsze
wcześniej — już na niego czekała. Czemu była przed czasem,
tego nie wiedział, ale nawet się cieszył, bo ktoś w końcu na niego czekał.
Wow...
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie jest świetne i szczerze, nie mam pojęcia co napisać. Wiedz po prostu, że będę wierną czytelniczką twojego bloga.
~Vena
Cieszę się z tego ogromnie, już miałam plany, żeby jutro zrugać, każdego kto nie komentuje, bo dzisiaj liczba wyświetleń mnie zadziwia. Masz ciekawy nick, Veno. :)
UsuńDziękuję :*
UsuńMój nick to moje nazwisko po łacinie ;)
Oryginalny pomysł. Gdyby nie to ,,V'' - wzięłabym to za Wena, czyli pożywienie każdego autora. Dobrze mieć Venę wśród czytelników. :D
UsuńOstatnie zdanie jest absolutną perełką i już je zapisałam w notatniku, pozwolisz, psze pani?
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział baaaaardzo mi się podobał. Świetnie, że przedstawiasz Neville'a jako oddanego przyjaciela, bo zwykle jest on pomijany w opowiadaniach, a przecież był tak ważną postacią. Kochany, wierny przyjaciołom, potrafiący się poświęcić - tak, to jest ten Neville, którego poznałam, gdy zgubił żabę w pociągu! Jestem ciekawa, co dręczy w śnie Hermione... Mam nadzieję, że niedługo wzbudzi się z tej śpiączki. Pani Pomfrey taka kochana!
Czekam na kolejny!!
M.
A bierz je... cały czas takie rzeczy mi się piszą, ale nie chce być, jak Paulo Coelho ze swoimi głębokimi tekstami.
UsuńOgólnie ten rozdział był okropnie ckliwy. Mam nadzieję, że niedługo stworzę coś melancholijnego i smutnego... Również uwielbiam Neville'a, jego charakter jest dla mnie definicją na prawdziwego przyjaciela. :)
Raczej nie dowiesz się, co ją dręczy we śnie. Wszystko w swoim czasie, kochana M. Żartuję, nie lubię Cię.
POZDRAWIAM.
Bardzo przyjemny rozdział :3
OdpowiedzUsuńI kto tak czeka na Neville'a? Bardzo ładnie z jego strony, że odwiedził Hermionę. Strasznie mi jej szkoda.
I widzę, że nowy szablon, ładny :D
Pozdrawiam,
Mrs Black
Jestem ciekawa czy bardziej Ci się podoba ten szablon, czy poprzedni, Mrs Black, bo ja dalej mam dylemat.
UsuńDziękuję serdecznie za komentarze, wszystkie, na dodatek tak regularne. Również pozdrawiam. :)
Oba szablony są super i nie wiem, który podoba mi się bardziej ;-;
UsuńŚwietny rozdział, niby nic wielkiego nie wnosi do fabuły, ale jest taki *.* Fajnie, że pojawił się Neville. Biegnę dalej
OdpowiedzUsuńFajny rozdział niby niewiele wnosi, ale Neville jest taki hmm sympatyczny i przejmuje się Hermioną
OdpowiedzUsuńCiekawe kto na niego czeka?