poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział szesnasty

— To nie jest dobry pomysł — powtórzył, kuląc się pod peleryną niewidką.
— Nadajesz jak stara katarynka — stwierdził Ron, zasługując na kuksańca w bok, co skończyło się tym, że Weasley na moment przestał być niewidzialny.
— Jak Filch mnie zobaczy to cię zabije! — warknął.
— Przestań się drzeć, bo tym bardziej tu przyjdzie albo wywęszy nas ten wyliniały sierściuch — szepnął Harry, poprawiając płaszcz i naciągając go jeszcze bardziej na ich stopy.
— Myślisz, że wejdziemy? — wymamrotał sceptycznie, cały czas się rozglądając, czy zza rogu nie wyjdzie kot woźnego, albo, co gorsza, Snape.
— Wziąłem różdżkę.
Napotkali po drodze Irytka, który prawie ich zdemaskował, przemalowując pelerynę z przezroczystego na atramentowy kolor. Prawie też wpadli na Filcha, ale na szczęście Pani Norris z nim nie było, a woźny jeszcze nie wyrobił sobie takiego węchu, jak jego kocica (mowa dalej o Pani Norris, chociaż Pani Pince też mogłaby zostać tak okrzyknięta… zawsze mieli się ku sobie).
Stanęli przed drzwiami z mosiężną gałką. Zamknięte na cztery spusty.
— Alohomora… — wyszeptał Harry, stukając w zamek — dalej był beznadziejny w zaklęciach niewerbalnych.
Nic się jednak nie wydarzyło.
— Ee… może… Sezam materio… — powiedział Ron, zanim Potter zdążył zareagować.
— Nie! — warknął. — Przecież zorientują się, że ktoś tu był! Cholera, tak rozwaliłeś zamek, że nawet Reparo nie pomoże…
— Sorry — burknął, drapiąc się z niezręczności po głowie.
Ale i byli uradowali, że udało im się dostać do środka. Od razu zauważyli biały parawan, bo właśnie na niego padał blask półksiężyca, oświetlając całe Skrzydło Szpitalne. Obaj uśmiechnęli się blado, gdy przyszło im rozsunąć kotary.
— Wygląda, jak śmierć — wymamrotał rudowłosy i wyślizgnął się spod peleryny. Opuszkami palców dotknął jej nagiego ramienia, karku, a na końcu policzka. Harry starał się odwrócić wzrok, dając przyjacielowi chwilę prywatności, ale przecież Hermiona i Ron nie byli już razem, a on zachowywał się co najmniej głupio, jak zakochany cymbał.
— Stary,  mam ci przypomnieć o swojej obecności chrząknięciem, czy wolisz coś konkretniejszego? — zapytał Harry.
— A tak, wybacz — speszył się i odszedł od Hermiony na większą odległość, najwyraźniej bojąc się, że znowu go poniesie, jeśli tego nie zrobi. Potter niezauważalnie pokręcił głową, ale nie skomentował tego.
— Mamy ją obudzić? — zapytał Weasley, robiąc głupkowatą minę, jaką zazwyczaj przyjmował na lekcji transmutacji u McGonnagall.
— Ee, no… chyba tak.
Harry już chciał podejść do śpiącej dziewczyny, ale Ron go wyprzedził i potrząsnął nią delikatnie. Wybraniec przypomniał sobie, jak jego przyjaciel traktował jego nową miotłę w trzeciej klasie — Błyskawicę — obchodził się z nią tak samo delikatnie, jak z Hermioną. Jak ze skarbem; pomyślał Harry, ale zaraz potem wzdrygnął się, tamując te myśli, bo były one bardziej niż żenujące.
Hermiona zerwała się i krzyknęłaby, gdyby Ron nie zasłonił jej ust. 
— Ciii...
Spojrzała na niego, naprawdę przerażona i zaczęła się momentalnie wyrywać i piszczeć. Cała się trzęsła, chociaż Harry mógłby przysiąc, że chwilę wcześniej leżała w bezruchu.
Dopiero po kilku sekundach przyszło na jej twarz zrozumienie, a strach powoli ustępował. Ron zabrał rękę z jej twarzy.
— C—co wy tu robicie? — wyszeptała, nie wyglądając wcale na zadowoloną. Ciężko dyszała. Ron wcale tego nie zauważył i przytulił ją mocno, nie zwracając uwagi, że momentalnie się spięła.
— Baliśmy się o ciebie — powiedział Harry, trochę za głośno i machinalnie spojrzał się w stronę gabinetu Madame Pomfrey, ale ta chyba niczego nie usłyszała.
— Ron, puść mnie — sarknęła szatynka, a chłopak zaczerwienił się, odsuwając, ale Harry musiał przyznać po jego minie, że zrobił to niechętnie.
— Dumbledore powiedział, że nie możemy cię odwiedzać… — zaczął Harry.
— Bo go o to prosiłam.
Hermiona spojrzała na księżyc w kształcie rogalika i już na nich nie spojrzała. A chłopcy zerknęli na siebie znacząco, nie wiedzieli co powiedzieć, jednak to ona czekała na ich pierwszy ruch. 
— Hermiono, zawiedliśmy cię, ale nie chcieliśmy…
— Nie o to chodzi, Ron, raz nie chodzi o was, a o mnie. Nie chcę was widzieć, nie chcę z wami rozmawiać, bo po prostu nie potrafię… — zawiesiła na chwilę głos, a w jej oczach zatańczyły łzy — …boję się. Każdego.
Harry zacisnął szczękę, a Ron pięści — poczuli się winni i to nie było poczucie winy, jak te w gabinecie Dumbledore'a. Mogli temu zapobiec, wiedziała to — cała ich trójka.
— Powinniśmy zareagować — stwierdził Weasley, wbijając wzrok w pościel. Hermiona westchnęła ciężko, mordując się z myślami, ale po żałosnej postawie Rona zrobiło jej się go żal.
— Nie wiem, co powinniście byli zrobić. Nie zachowaliście się, jak przyjaciele — powiedziała, a oni potrafili już tylko patrzeć się na swoje stopy — ale nie chce was stracić, po prostu na jakiś czas potrzebuję przestrzeni.
— Dobrze — powiedzieli jednocześnie, uśmiechając się promiennie i ze zrozumieniem. Ona też uśmiechnęła się blado, ale był to tylko wymuszony gest, który nie dosięgał jej do smutnych, czekoladowych oczu.
— Idźcie już, jestem zmęczona…
— Ale ty cały czas śpisz, od dwóch dni — zauważył Ron, a Harry walnął go w tył głowy, aż Weasley syknął z bólu.
— Za co to? — warknął, masując obolałe miejsce i patrząc spod byka na swojego najlepszego przyjaciela.
— Później — szepnął Harry, bo zobaczył, jak nikłe światło w gabinecie Madame Pomfrey zaczyna świecić się coraz jaśniej. Obaj zasunęli parawan i wyszli pospiesznie ze Skrzydła Szpitalnego, słysząc jeszcze za plecami głos pielęgniarki:
— A czemu ty nie śpisz? — oburzyła się. — Jest trzecia w nocy, czy ty wiesz…

Głos Poppy zniknął, a oni nie dowiedzieli się, co chciała powiedzieć starsza kobieta. Ale jeśli było to pytanie, to Hermiona na pewno znała na nie odpowiedź.


7 komentarzy:

  1. Jeju jeju! Świetny rozdział, kochana, nie spodziewałam się, że opiszesz w nim spotkanie Hermiony z Harrym i Ronem. Dobrze, że nie jest jej nic poważnego, o ile jej stan można nie nazywać poważnym. Martwi mnie jej lęk przed ludźmi; mam nadzieję, że ktoś wyciągnie do niej dłoń i pomoże, a Hermiona choć trochę tej osobie zaufa. Harry i Ron zachowali się egooistycznie, bo nie zauważyli, kiedy z ich przyjaciółką zaczęło dziać się coś złego. Super przyjaciele, zasługują na odznakę super-przyjaciela. B| Niech Ron się wypcha, lubię go, ale od Hermiony won. Filch i pani Pince? Łee, próbowałam to sobie wyobrazić, nie mogę. Ale z charakteru pasują do siebie! :')
    Czekam na kolejny.
    PS. PIERWSZA!!!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ,,że KTOŚ wyciągnie do niej dłoń i pomoże..." M, TY DALEJ NA NIC NIE LICZ. Harry i Ron... egoiści jedni, zgadzam się.
      Czemu Ron ma się wypchać? Może to z nim zeswatam Hermionę? Hehe.
      No nie? Filch i Pince to jak dwie krople wody!
      PS nie trudno być tu pierwszą... :')

      Usuń
  2. Jak to się dzieje, że czytam ten rozdział dopiero teraz?! O.o
    Świetne rozdział. Mimo, że Harry i Ron nie są mistrzami taktu, lubię ich spotkania z Hermioną. Ach, tak strasznie mi jej żal. Pewnie sporo czasu zajmie jej pozbycie się strachu przed innymi.
    Kocica Filcha, padłam :v Super fragment XD
    Z moich obliczeń wynika, że nowy rozdział jeszcze dziś (Tak, jestem geniuszem matematycznym Bl), więc do następnego komentarza :D
    Pozdrawiam.
    Black
    PS DRUGA !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Mrs Black, nowy rozdział już jest...

      Usuń
    2. Właśnie zobaczyłam, mam jakiś problem z bloggerem :/

      Usuń
  3. Co to jest ja się pytam? Co to ja się pytam jest? Harry i Ron... Zawiodłam się jeszcze bardziej...
    wybacz, że moje komentarze nie są długie czy jakieś wyjątkowe, ale po prostu masz tyle rozdziałów, do których mnie ciągnie, że na prawdę ciężko mi coś skleić!
    Wybacz mi proszę, bo znowu to robię i biegnę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie dziwię się, że Hermiona boi się wszystkich nawet swoich przyjaciół
    Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń