— To nie jest
dobry pomysł — powtórzył, kuląc się pod peleryną niewidką.
— Nadajesz jak
stara katarynka — stwierdził Ron, zasługując na kuksańca w bok, co skończyło
się tym, że Weasley na moment przestał być niewidzialny.
— Jak Filch
mnie zobaczy to cię zabije! — warknął.
— Przestań się
drzeć, bo tym bardziej tu przyjdzie albo wywęszy nas ten wyliniały sierściuch —
szepnął Harry, poprawiając płaszcz i naciągając go jeszcze bardziej na ich
stopy.
— Myślisz, że
wejdziemy? — wymamrotał sceptycznie, cały czas się rozglądając, czy zza rogu
nie wyjdzie kot woźnego, albo, co gorsza, Snape.
— Wziąłem
różdżkę.
Napotkali po
drodze Irytka, który prawie ich zdemaskował, przemalowując pelerynę z
przezroczystego na atramentowy kolor. Prawie też wpadli na Filcha, ale na
szczęście Pani Norris z nim nie było, a woźny jeszcze nie wyrobił sobie takiego
węchu, jak jego kocica (mowa dalej o Pani Norris, chociaż Pani Pince też
mogłaby zostać tak okrzyknięta… zawsze mieli się ku sobie).
Stanęli przed
drzwiami z mosiężną gałką. Zamknięte na cztery spusty.
— Alohomora… — wyszeptał
Harry, stukając w zamek — dalej był beznadziejny w zaklęciach niewerbalnych.
Nic się jednak
nie wydarzyło.
— Ee… może… Sezam materio… — powiedział
Ron, zanim Potter zdążył zareagować.
— Nie! —
warknął. — Przecież zorientują się, że ktoś tu był! Cholera, tak rozwaliłeś
zamek, że nawet Reparo nie pomoże…
— Sorry —
burknął, drapiąc się z niezręczności po głowie.
Ale i byli
uradowali, że udało im się dostać do środka. Od razu zauważyli biały parawan,
bo właśnie na niego padał blask półksiężyca, oświetlając całe Skrzydło
Szpitalne. Obaj uśmiechnęli się blado, gdy przyszło im rozsunąć kotary.
— Wygląda, jak
śmierć — wymamrotał rudowłosy i wyślizgnął się spod peleryny. Opuszkami palców
dotknął jej nagiego ramienia, karku, a na końcu policzka. Harry starał się
odwrócić wzrok, dając przyjacielowi chwilę prywatności, ale przecież Hermiona i
Ron nie byli już razem, a on zachowywał się co najmniej głupio, jak zakochany
cymbał.
— Stary,
mam ci przypomnieć o swojej obecności chrząknięciem, czy wolisz coś
konkretniejszego? — zapytał Harry.
— A tak, wybacz
— speszył się i odszedł od Hermiony na większą odległość, najwyraźniej bojąc
się, że znowu go poniesie, jeśli tego nie zrobi. Potter niezauważalnie pokręcił
głową, ale nie skomentował tego.
— Mamy ją
obudzić? — zapytał Weasley, robiąc głupkowatą minę, jaką zazwyczaj przyjmował
na lekcji transmutacji u McGonnagall.
— Ee, no… chyba
tak.
Harry już
chciał podejść do śpiącej dziewczyny, ale Ron go wyprzedził i potrząsnął nią
delikatnie. Wybraniec przypomniał sobie, jak jego przyjaciel traktował jego
nową miotłę w trzeciej klasie — Błyskawicę — obchodził się z nią tak samo
delikatnie, jak z Hermioną. Jak ze skarbem; pomyślał Harry, ale zaraz potem
wzdrygnął się, tamując te myśli, bo były one bardziej niż żenujące.
Hermiona
zerwała się i krzyknęłaby, gdyby Ron nie zasłonił jej ust.
— Ciii...
Spojrzała na
niego, naprawdę przerażona i zaczęła się momentalnie wyrywać i piszczeć. Cała
się trzęsła, chociaż Harry mógłby przysiąc, że chwilę wcześniej leżała w
bezruchu.
Dopiero po
kilku sekundach przyszło na jej twarz zrozumienie, a strach powoli ustępował.
Ron zabrał rękę z jej twarzy.
— C—co wy tu
robicie? — wyszeptała, nie wyglądając wcale na zadowoloną. Ciężko dyszała. Ron
wcale tego nie zauważył i przytulił ją mocno, nie zwracając uwagi, że
momentalnie się spięła.
— Baliśmy się o
ciebie — powiedział Harry, trochę za głośno i machinalnie spojrzał się w stronę
gabinetu Madame Pomfrey, ale ta chyba niczego nie usłyszała.
— Ron, puść
mnie — sarknęła szatynka, a chłopak zaczerwienił się, odsuwając, ale Harry
musiał przyznać po jego minie, że zrobił to niechętnie.
— Dumbledore
powiedział, że nie możemy cię odwiedzać… — zaczął Harry.
— Bo go o to
prosiłam.
Hermiona
spojrzała na księżyc w kształcie rogalika i już na nich nie spojrzała. A
chłopcy zerknęli na siebie znacząco, nie wiedzieli co powiedzieć, jednak to ona
czekała na ich pierwszy ruch.
— Hermiono,
zawiedliśmy cię, ale nie chcieliśmy…
— Nie o to
chodzi, Ron, raz nie chodzi o was, a o mnie. Nie chcę was widzieć, nie chcę z
wami rozmawiać, bo po prostu nie potrafię… — zawiesiła na chwilę
głos, a w jej oczach zatańczyły łzy — …boję się. Każdego.
Harry zacisnął
szczękę, a Ron pięści — poczuli się winni i to nie było poczucie winy, jak te w
gabinecie Dumbledore'a. Mogli temu zapobiec, wiedziała to — cała ich
trójka.
— Powinniśmy
zareagować — stwierdził Weasley, wbijając wzrok w pościel. Hermiona westchnęła
ciężko, mordując się z myślami, ale po żałosnej postawie Rona zrobiło jej się
go żal.
— Nie wiem, co
powinniście byli zrobić. Nie zachowaliście się, jak przyjaciele — powiedziała,
a oni potrafili już tylko patrzeć się na swoje stopy — ale nie chce was
stracić, po prostu na jakiś czas potrzebuję przestrzeni.
— Dobrze —
powiedzieli jednocześnie, uśmiechając się promiennie i ze zrozumieniem. Ona też
uśmiechnęła się blado, ale był to tylko wymuszony gest, który nie dosięgał jej
do smutnych, czekoladowych oczu.
— Idźcie już,
jestem zmęczona…
— Ale ty cały
czas śpisz, od dwóch dni — zauważył Ron, a Harry walnął go w tył głowy, aż
Weasley syknął z bólu.
— Za co to? —
warknął, masując obolałe miejsce i patrząc spod byka na swojego najlepszego
przyjaciela.
— Później —
szepnął Harry, bo zobaczył, jak nikłe światło w gabinecie Madame Pomfrey
zaczyna świecić się coraz jaśniej. Obaj zasunęli parawan i wyszli pospiesznie
ze Skrzydła Szpitalnego, słysząc jeszcze za plecami głos pielęgniarki:
— A czemu ty
nie śpisz? — oburzyła się. — Jest trzecia w nocy, czy ty wiesz…
Głos Poppy zniknął, a oni nie dowiedzieli
się, co chciała powiedzieć starsza kobieta. Ale jeśli było to pytanie, to
Hermiona na pewno znała na nie odpowiedź.
Jeju jeju! Świetny rozdział, kochana, nie spodziewałam się, że opiszesz w nim spotkanie Hermiony z Harrym i Ronem. Dobrze, że nie jest jej nic poważnego, o ile jej stan można nie nazywać poważnym. Martwi mnie jej lęk przed ludźmi; mam nadzieję, że ktoś wyciągnie do niej dłoń i pomoże, a Hermiona choć trochę tej osobie zaufa. Harry i Ron zachowali się egooistycznie, bo nie zauważyli, kiedy z ich przyjaciółką zaczęło dziać się coś złego. Super przyjaciele, zasługują na odznakę super-przyjaciela. B| Niech Ron się wypcha, lubię go, ale od Hermiony won. Filch i pani Pince? Łee, próbowałam to sobie wyobrazić, nie mogę. Ale z charakteru pasują do siebie! :')
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny.
PS. PIERWSZA!!!
M.
,,że KTOŚ wyciągnie do niej dłoń i pomoże..." M, TY DALEJ NA NIC NIE LICZ. Harry i Ron... egoiści jedni, zgadzam się.
UsuńCzemu Ron ma się wypchać? Może to z nim zeswatam Hermionę? Hehe.
No nie? Filch i Pince to jak dwie krople wody!
PS nie trudno być tu pierwszą... :')
Jak to się dzieje, że czytam ten rozdział dopiero teraz?! O.o
OdpowiedzUsuńŚwietne rozdział. Mimo, że Harry i Ron nie są mistrzami taktu, lubię ich spotkania z Hermioną. Ach, tak strasznie mi jej żal. Pewnie sporo czasu zajmie jej pozbycie się strachu przed innymi.
Kocica Filcha, padłam :v Super fragment XD
Z moich obliczeń wynika, że nowy rozdział jeszcze dziś (Tak, jestem geniuszem matematycznym Bl), więc do następnego komentarza :D
Pozdrawiam.
Black
PS DRUGA !!!
Droga Mrs Black, nowy rozdział już jest...
UsuńWłaśnie zobaczyłam, mam jakiś problem z bloggerem :/
UsuńCo to jest ja się pytam? Co to ja się pytam jest? Harry i Ron... Zawiodłam się jeszcze bardziej...
OdpowiedzUsuńwybacz, że moje komentarze nie są długie czy jakieś wyjątkowe, ale po prostu masz tyle rozdziałów, do których mnie ciągnie, że na prawdę ciężko mi coś skleić!
Wybacz mi proszę, bo znowu to robię i biegnę dalej!
Nie dziwię się, że Hermiona boi się wszystkich nawet swoich przyjaciół
OdpowiedzUsuńLecę czytać dalej!