Listopad
to był najgorszy miesiąc od zawsze. Każdy wyczekiwał świąt, które były gdzieś
hen daleko, a nauczyciele zawsze – nagle – dostawali zastrzyku energii, aby uwinąć się z
materiałem przed świętami Bożego Narodzenia. Hermiona była wykończona, a w jej oczach Owutemy zbliżały się wielkimi krokami. Razem z
Harrym i Ronem próbowała się uczyć, ale oni nic sobie nie robili, że zostało zaledwie kilka miesięcy.
– Jeszcze
dużo czasu, Hermiono – uznał Ron i dalej zaczął maltretować swojego kurczaka,
który, gdyby mógł i żył, uciekłby z talerza, gdzie pieprz rośnie.
– Właśnie
– poparł go Harry i zignorował Hermionę, zatapiając się w nowym wydaniu Proroka Codziennego, w rubryce sportowej. Nieważne,
ile by jej krzyków usłyszeli – oni i tak wiedzieli swoje, a Hermiona z utęsknieniem czekała, aż przyjdzie, co do czego i zaczną się uczyć tydzień przed egzaminami – błagając ją
na kolanach o pomoc i najlepsze, hogwarckie notatki.
Pomiędzy nauką, a nauką, Hermiona zerwała z Ronem. Oboje westchnęli z ulgą, stwierdzając, że to jednak
nie to. Byli uradowani – w końcu ich przyjaźń wcale na tym nie ucierpiała. Prawda?
Zostawała
jeszcze sprawa zniknięcia Ginny, która nie dawała nikomu z całej trójki
spokoju. Nikt z Zakonu Feniksa nie chciał puścić pary z ust. Ron pytał
się niejednokrotnie Państwa Weasleyów o córkę, ale oni uparcie milczeli i nie
odpowiadali na jego listy lub jawnie omijali temat. Przepytali cały Zakon, poza Snapem, który ich
unikał (od siedmiu lat), o Ginny, ale
każda osoba nagle interesowała się swoimi butami, uciekając się do milczenia i zostawiając ich bez żadnej informacji.
– Dumbledore
wysłał ją na misję – powiedział Harry, wbiegając do Pokoju Wspólnego Gryffindoru
i rzucając na trójkę Muffiato.
–Wyciągnąłem to z niego siłą.
– Przecież
już nie ma wojny – Hermionie zaschło w gardle. Ta pewna doza informacji nie uszczupliła jej niepokoju. Misja była czymś tak normalnym w czasie wojny, jak to, że jadło się rano śniadanie, a nie kolację. Ale misja w czasie powojennym nie była czymś normalnym i dawała pole do obaw.
– Dumbledore
powiedział, że nie wie, kiedy wróci, ale ma pewność, że żyje. Podobno stale się
z nim kontaktuje… ale przecież to dziwne, że w połowie semestru ma misję,
prawda? – nikt mu nie odpowiedział, on też się bał. Każdy jego gest, ruch ręką, drgnięcie policzka był pełen goryczy. Kochał
ją, dalej ją kochał; pomyślała Panna Granger, kręcąc zrezygnowana głową i wracając myślą do wspomnień.
Pozostawało im czekać, aż Ginny wróci, choć Hermiona próbowała działać na własną rękę. I tak wszystko sprowadzało się do ostatniej
rozmowy o Malfoyu i zaufaniu, której dalej nie mogła zrozumieć, aż do pewnego wieczora. Ktoś
głośno zapukał do dormitorium Prefekt Naczelnej Hogwartu, wyciągając ją z
książkowego letargu, czego nie przyjęła z radością. Otworzyła
drzwi i prawie się nie zdziwiła, gdy zobaczyła w nich Malfoya.
– Tak zaczęła się moja historia – wtrąciła
Hermiona, chociaż doskonale wiedziała, że to ja jestem narratorem.
Panna–Wiem–To–Wszystk0–Granger nawet po dwudziestu latach musi się wtrącać.
Pozostaje tylko współczuć jej mężowi, który… nie, no dobra, to jej trzeba było
współczuć, bo to mąż był nieprzyjemnym chamem. Taki buc jakich mało, wytknął jej narrator, co przecież i tak Hermiona wyczytała w jego myślach.
– Przymknij się – warknęła prawie czterdziestoletnia
szatynka (nawet gdzieniegdzie widać było siwe kosmyki, których się nabawiła przez niebezpieczne wyskoki swojego męża).
Echh – dalej go broniła i zachowywała się
jak siedemnastolatka z burzą hormonów.
– Przeliterować ci: przymknij się? – dodała, zgrzytając zębami.
Histeryczka.
Ja i tak wiem, że to dramione! Ty mow swoje, ja wiem co Ty knujesz. Mówisz, że nie nie, to nie dramione, ale ja WIEM. XD
OdpowiedzUsuńCo taki krótki ten rozdział. Mam ochotę uderzyć Cię patelnią w głowę, ale nie mogę tego zrobić, bo przestaniesz publikować rozdziały, a więc pozostajemi jedynie możliwość uduszenia Cię wirtualnie. Bój się, mhyhyhy. :D
Co do rozdziału, oprócz tego, że za krótki, to podoba mi się! Powoli wprowadzasz nas w całą sytuację, dostarczasz nowych informacji. Jak dobrze, że Ron nie jest z Hermioną! Kamień z serca. Mam nadzieję, że nie zrobisz z niego złego chłopca, on jest fajny. Dalej - Ginny i misja? Z tym się jeszcze nie spotkałam, więc zaciekawilas mnie. O co chodzi, z czym jest ta misja związana?
I ja wiem, że to dramione, wiem to. Tak w ogóle to co chce Malfoy od Hermiony, że ją odwiedzil? O:
Czekam na kolejny rozdział!
Zobaczymy, czy masz rację. Boję się dodawać jutro rozdział, bo już... będzie zadyma i faktycznie mnie zdzielisz, ale nie patelnią tylko keczupem.
UsuńPowinnam ci wysłać całe opowiadanie w nadziei, że u ciebie będzie bezpieczne i zapisane, prawda? A ty będziesz szlachetna i wcale go nie przeczytasz... co złego to nie ciocia M.? Mam rację? No pewnie...
Wprowadzam, ale to wprowadzanie mnie już nudzi, bo już chętnie przeszłabym do konkretów... :( Ach, Ron... chcę go utrzymać w kanonicznej wersji, ale jest on bardzo trudną do wykreowania postacią. Ron będzie Ronem, co mam nadzieję, że mi się uda.
Hm, misja jest związana ze wszystkim, Ginny tak samo. W ogóle to trochę pogmatwane. HYHYHY. :>
Okay, dziś nadrabiam zaległości. Cóż może wpierw o tym co dobre. Zaintrygowałaś mnie tą misją, zauważyłam, że pałasz szczególną miłością do tej rudej panny. Bardzo podoba mi się ostatni fragment - Hermiona wykłócająca się z własnym sumieniem czy Hermiona schizofreniczka? Nieważne i tak będę ją kochać. Kilka będów się wkradło, głównie padła "przecinkologia", a co do logiki, warto byłoby dodać na początku zdania, że kurczak był pieczony, bo dalej mam wrażenie, że Ron konsumuje biegającego, opierzonego ptaka. Zdanie ,,Aha, no i..." jest zbyt potoczne i źle wygląda. Reszta jest okay. Wybacz, że już kończę, ale Taylor dodała coś na twitterze, lecę sprawdzić!
OdpowiedzUsuńOwl Shadow
Witam Cię z otwartymi ramionami! Ruda panna - tak, skrycie ją uwielbiam. Pochyły tekst to rozmowa z narratorem, który opowiada jej historię, później jest to bardziej wytłumaczone. Mówiąc szczerze - miała to być mowa potoczna. Narrator nie ma specjalnie wygurowanego słownictwa, raczej przeciętny... ale coraz bardziej myślę, że to był zły pomysł. Lecę poprawić.
UsuńTaylor - twoja miłość i się z nią już nie ukrywasz? Jakie dramionofe.
Ejejej, od Tay mi łapki z dala. Poznałam ją z moją mamą ostatnio i pani matka akceptuje nasz "relationship", także wiesz, ty się szykuj na ślub w Vegas, to jest tru loff, czego chcesz? :>
UsuńStrasznie króciutki ten rozdzialik z resztą jak i poprzedni. Z tego wszystkiego to najbardziej utkwiło mi w głowie zniknięcie Ginny.
OdpowiedzUsuńZerwanie Rona i Hermiony tak jakoś zupełnie bez emocji przebiegło.
za to zaintrygowałaś mnie ostatnim zdaniem więc lecę czytać dalej :-D
Dodaję rozdziały codziennie, więc też nie mogą być za długie. :)
UsuńLubię zachować w rozdziale jeden wątek, może się to nie spodobać niektórym, ale mi odpowiada coś takiego. Dzielenie rozdziału, opisując trzy sytuacje, czy ileś tam, nie wychodzi mi najlepiej.
Ruszyłam tyłek, (bardzo) mozolnie idzie mi (raczej: czołga) nadrabianie (chyba jedynie to słowo pasuje). Sama się czuję trochę jak histeryczka, która z entuzjazmem skacze z opowiadania na opowiadania. Damn, którą to już historię zaczęłam pisać w tym tygodniu? Jednak wolę nie liczyć.
OdpowiedzUsuńZnowu krótko. Hermiona się uczy. Harry i Ron olewają. Ginny wysłana na misję. Ciekawe dlaczego akurat ona? Może sama wyprosiła. Albo staruszek stwierdził, że pora przestać dręczyć Trójcę i zaangażować też kogoś innego do misji, kto wie. Na razie ten wątek aż tak mnie nie interesuje. Swoją drogą, troszeczkę mnie zdziwiła uwaga Hermiony, że Harry dalej kocha Ginny. Mi akurat od razu przyszło na myśl to, że się po prostu o nią troszczy. Harry zawsze był typem protektora i logicznie rzecz biorąc – mimowolnie troszczy się o ludzi, szczególnie przyjaciół. Trochę żałuję, że na razie tak mało było Harry’ego i Rona, bo ten duet strasznie lubię. (Tylko błagaam, żebyś nie zrobiła z Rona sieroty co złego, to ja!). Jestem zadowolona, bo postanowiłaś rozwiązać związek Rona z Hermioną dość bezkonfliktowo, pół blogosfery pewnie wykonałoby tutaj manewr godny telenoweli, a druga zaserwowałaby taki melodramat, że miałabym ochotę stuknąć głową w klawiaturę.
Nagłe pojawienie się Malfoya zwiastuje początek kłopotów, tylko pozostaje pytanie: jakich? (Dowiadujemy się też, że Hermiona po pewnym czasie ma też męża!).
Ostatni fragment mi się nie podoba. (Często ostatnie fragmenty mi się nie podobają). To raczej kwestia subiektywna, bo nie lubię takich przyszłościowych akcentów, które kojarzą mi się z „Jak poznałem Waszą matkę” i niby dodaje jakieś dozy zaciekawienia, bo większość jednak chciałaby wiedzieć, z kim związała się Hermiona, ale mimo to – niemy dialog narratora Hermiony ze starszą Granger mi zgrzyta.
„Malfoy’a” – apostrof znowu Ci się ukrył, cwaniak jeden
„Państwa Weasley” – raczej „państwa Weasleyów”
„jak ich” – razem
Kończę smęcić, bo z roztargnienia prawie wkleiłam Ci moją smętną twórczość. Może jeszcze dzisiaj wrócę, kto wie…
Pozdrawiam,
Alathea
Dziękuję za długą opinię, błędy już są poprawione. (Bo bez nich u mnie nie obyłoby się...).
UsuńI wcale nie smęcisz, cieszę się, że ktoś bierze moją twórczość na blachę, pod lupę, czy jak się to powinno brać, nieważne. Dziwię się, że dalej czytasz, skoro Ci się nie podoba, ale to dla mnie lepiej, trochę powiało egoizmem, ale, no cóż... jeśli komuś się moja twórczość nie podoba, a wytyka mi błędy... będę tylko je poprawiać, dostrzegać i piąć się ku górze, prawda? Dziękuję za tą możliwość.
A co do Rona... nie lubię go w złej roli, za dużo już tego było. Na dodatek, gdzie on niby wykazywał te swoje złe zapędy w niszczeniu innym ludziom życia? Był raczej dumny i porywczy, ale nie zły. Za dużo melodramatu w tych blogach o dramione.
Pozdrawiam serdecznie!
Błędy zdarzają się każdemu, moją zmorą są literówki, Tobie akurat się nie zdarzają, więc powinnaś być zadowolona. Apostrof i źle wstawiony przecinek jest niczym wobec literówek, które potrafią zrujnować całe piękne zdanie…
UsuńNie mówię, że całe Twoje opowiadanie mi się nie podoba, poszczególne elementy mi zgrzytają. Ale ja zawsze mam zastrzeżenia wobec wszystkich opowiadań (a było ich sporo), jakie miałam przyjemność czytać. Jeszcze nie trafiła mi się taka blogową historię, która by mi się naprawdę spodobała. Żeby coś czytać wystarczy mi tylko to, że fabuła nie zabija skrajną głupotą, a treść przyjemnie się czyta. Poza przy większości moich uwag biorę pod uwagę moje subiektywne guściki, dlatego trudno orzec, (czy to słoń czy nosorożec) czy mam rację czy nie. Bo w tych wypadkach każdy ma swoją rację. Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie. ;d
Ron to kochana postać, tak niedoceniana przez blogosferę, że aż przykro się człowiekowi robi.
Nigdy nie dostrzegłam u Ciebie literówki! Ale przy pierwszy blogu nie miałam przecinków wcale, a literówki nie wydawały się niczym złym, bo ich nie widziałam. Błogie chwile. I na szczęście odległe.
UsuńJa mam takie swoje blogowe perełki, które mogłabym czytać na okrągło. To może dwa blogi, które po prostu mają to coś. To wielki, cholernie wielkie coś! Nawet gdy jest tam jakaś literówka albo w tekście nie ma akapitów (które kocham...), nic mnie to nie obchodzi. Albo te błędy są bardzo widoczne, tylko ja ich nie widzę przez swoje uwielbienie.
Tak, Ron jest wart uwagi, w końcu przyjaciel Hermiony, a gdy ja opisuję jej życie... trzeba byłoby go uśmiercić albo zrobić z niego tego złego przyjaciela, żeby o nim nie pisać. Spróbuję zostać przy jego kanonicznej (ale jednak kłótliwej) wersji.
Ciekawy wątek z misją Ginny, mam nadzieję, że masz wobec niej jakieś plany w przyszłości. Fajnie, że nie omijasz Rona i Harry'ego, którzy zwykle przy opowiadaniach, gdzie pojawiają się Ślizgoni, zostają zepchnięci do mikroskopijnych roli. I "państwa" z małej litery.
OdpowiedzUsuńLena
Z powrotem zasiałaś we mnie nadzieję! Krótko i tajemniczo. Nie wiem co napisać dalej... Fajnie, że nie muszę czekać na następny rozdział, hihi...
OdpowiedzUsuńSee ya w następnym rozdziale!
No no ciekawe co to za misję ma Ginny...
OdpowiedzUsuńTajemniczo się zrobiło
Lecę czytać dalej!