piątek, 26 grudnia 2014

Rozdział drugi


Jedna wielka burza rozsadzała jej głowę, była jak chodzący wulkan, a lawa powoli zaczęła się w niej przelewać. Zbyt wiele zwaliło jej się na głowę, choć była przecież otoczona zwykłym dniem, nawet pogoda za oknem była wyszarzała. Zabini znalazł się w nieodpowiednim miejscu i czasie.
 Ojej, Granger pokłóciła się z przyjaciółką? – zapytał niewinnie, posyłając jej pozornie smutne spojrzenie. W oczach szalały mu iskry zadowolenia i te iskry wytworzyły wybuch, którego Hermiona starała się nie wywoływać przez cały dzień. W ułamku sekundy stała z różdżką, wymierzoną prosto w klatkę piersiową Blaise'a, on był w takiej samej pozycji. Wiedziała, że w walce był dobry, nieraz widziała, jak sobie radzi. Nie mówiąc już o pewnym incydencie z Cruciatusem, który został wymierzył w Granger przez oczywiście Zabini. Nie rozmawiali o tym ani razu, choć nienawistne stosunki, jakie ich łączyły, były sprzyjającymi warunkami, aby to z siebie wyrzucić.
 Retinaculum – mruknął chłopak, ale Hermiona zręcznie uniknęła zaklęcia, tworząc srebrzystą tarczę.
 Czarna magia, Zabini? Żałosne, doprawdy. 
Zaklęcia latały, w każdą możliwą stronę, ale radzili sobie równie dobrze. Nie doprowadzali do sytuacji, gdzie jedno przegrywało lub wygrywało. To nie było tak, że chcieli się nawzajem pozabijać, choć osoby trzecie mogłyby to dwojako zinterpretować. Chcieli walczyć i wyrzucić z siebie całą żółć, jaką gromadzili w sobie przez jakiś czas. Mieli różne problemy i choć wzajemnie się nie lubili, tą walką sobie pomogli. W pewnym momencie Blaise pozwolił jej wyjść na prowadzenie. Nie wysłała w jego stronę zaklęcie, które miało go doprowadzić do stanu agonii. Rzuciła w jego stronę Expelliarmus. Oboje byli zmęczeni. Zabini ciężko dyszał i ledwo utrzymywał się na nogach, chociaż nieudolnie próbował to ukryć; a Hermiona wcale nie była w lepszym stanie, przeciwnie.
 Niezła jesteś – przyznał niechętnie, sapiąc ciężko.
 Daruj sobie i następnym razem nie rzucaj zaklęć, które mogą mnie pozbawić rąk – powiedziała wściekle, czując jak włosy powoli stają jej dęba i puszą się. Przysiadła na czarnej kanapie, nie mogąc już ustać na nogach.
 To instynkt, Granger – odpowiedział. Pokiwała głową w zrozumieniu i podała Zabiniemu jego różdżkę, którą zdążyła złapać, gdy go rozbrajała. Oboje byli wyprani z emocji, wyładowali się i rozeszło się to po kościach, bo powyższa sytuacja nigdy już nie została wypomniana, ani nikt o niej nie wiedział. To była ich wspólna tajemnica.
Mój sekret, bo straciłam na chwilę kontrolę, pomyślała Hermiona.
Mój sekret, bo użyłem zaklęć, których przysięgałem już nie używać. Obiecałem przed Wizengamotem, pomyślał Blaise Zabini, były Śmierciożerca. 

13 komentarzy:

  1. Ojej, ale króciutki. Podoba mi się - przedstawiłaś tutaj konfrontację między Zabinim, a Hermioną. O mamusiu, czy Ty chcesz mi przez to przekazać, że będzie to historia o Blaise'ie i Hermionie, że oni będą razem? O: A, czemu nie!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. No nieźle. Krótkie, obrazowe, jednym słowem - podoba mi się. Wierzę, że nie zrobisz z nich pary, bo jakoś po prostu tego nie widzę... Czekam na więcej, przecież wiesz.
    Owl Shadow
    PS Nowy rozdział http://the-beautiful-madness.blogspot.com/!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szybka akcja ciach ciach i po sprawie. Trochę dramatyzmu. Ładne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dramatyzmu? Naprawdę?
      Salvio trochę przeholowała. :D

      Usuń
  4. Dzisiaj jestem z herbatą i też wyjątkowo, bo właśnie skończyłam W osiemdziesiąt dni dookoła świata, ze zdziwieniem stwierdzając, że chyba nie jestem za stara na Verne’a. No więc tak patrzę na ten drugi rozdział i dalej patrzę, i sobie myślę. Myślę, myślę, nie wiedząc, co napisać. Albo raczej – jak to ująć. Z jednej strony uwielbiam krótkie formy wypowiedzi – dają małe pole do manewru, ale jeśli masz wenę, wszystko łatwo można zamknąć w paruset słowach, które oddziaływają czasem mocniej niż całe opowiadanie. Jednak krótkich rozdziałów nie lubię, bo zawsze towarzyszy mi wrażenie, że autor ma jakieś wydarzenie ważne do wciśnięcia w fabułę i woli nim cisnąć czytelnikowi w twarz, zamiast stworzyć coś dookoła, podając na tacy. Krótkie rozdziały są, jak zrobienie sobie herbaty w filiżance do expresso. Dlatego z przykrością muszę rzec, że mi się nie podoba. Leci uzasadnienie. Zachowanie Hermiony jest upiornie nieracjonalne. Samo to zachowanie mnie nie uderza, lubię łamanie kanonu, jeśli Twoja Hermiona jest impulsywna, to dobrze, ALE człowieka nie wyprowadza się z równowagi samą głupiutką uwagą i rozdrażnieniem. Słabo tutaj z motywacją. Brakuje wstępu. Skąd Hermiona wzięła się na korytarzu. Czy była wkurzona za tę rozmowę z wcześniejszego rozdziału? Brakuje rozdrażnienia. Brakuje opisu przeżyć wewnętrznych. Jednym zdaniem: nie przekonałaś mnie, że bohaterka mogłaby się tak zachować. Tu mi strasznie zgrzyta.
    Poza tym troszeczkę nie jestem pewna, co chcesz przez ten fragment przekazać. Pokazujesz nam dziwną relację Blaise’a z Hermioną, a może chciałaś urozmaicić całość jakimś pojedynkiem… Osobiście nie mam zielonego pojęcia. Gdyby to rozpisać. Dodać jakiś wstęp, poszerzyć cały pojedynek, byłoby ciekawie. Brakuje mi reakcji Blaise’a. Wnioskuję, że częściowo chciałaś nam przekazać, jak przez wojnę wypracował sobie niekontrolowane odruchy obronne. Powiedziałaś o instynkcie, ale go nie pokazałaś. A gniew Hermiony jakoś szybko się ulotnił, chociaż chwilę temu miała ochotę poturbować Blaise’a zaklęciem. Zwyczajnie za szybko rozegrałaś całość. (Chyba brzmię jak zdarta płyta). ;x
    No nic, idę zjeść melona, może dzisiaj jeszcze wrócę. (;

    Pozdrawiam,
    Alathea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam!
      Już lecę, pędzę z wyjaśnieniami, które może trochę uszczuplą twoją niechęć do tego rozdziału. (Może moje wymówki będą marne, ale jednak mam nadzieję, że nie skończy się to gorzej).
      Mianowicie... długi czas się wahałam, czy dodać ten rozdział, czy to będzie kolejne takie sentymentalne zabarwienie do tego, jak bezmyślnie pisałam kiedyś (choć nie twierdzę, że to się zmieniło, nie mam do tego prawa).
      Pisałam ciągiem i najchętniej bym od razu tutaj udostępniła sto dwadzieścia stron, czasami go dzieląc. Przy dzieleniu na rozdziały zwartego tekstu, wyszło mi... takie małe coś, takie krótkie. Zaczęłam pisać bloga, kiedy napisałam już kilkadziesiąt rozdziałów do opowiadania. Szkoda mi było tą małą część wyrzucać.
      Ale przyznaję Ci rację, wybuch Hermiony był irracjonalny, a nawet bardzo. Z jednej miał taki być, nie ujawniłam tu powód wielkiej złości Hermiony, jednak po zachowaniu Zabiniego można stwierdzić, że oboje byli po prostu wściekli na... coś lub kogoś. I tak, chciałam tu pokazać, jak ich relacja jest dziwna; z jednej strony się pojedynkują, obrażają, a z drugiej jakoś wspólnie ze sobą egzystują. Kiedy złość z nich uchodzi, po prostu odkładają różdżki, po prostu nie kończą tego, co zaczęli; bez złości nie mają ochoty zrobić sobie krzywdy.
      I mimo wszystko lubię tą ich konfrontację. Ich wspólną tajemnicę.
      Dziękuję za tą ocenę, choć rozdział Ci się nie podobał, dałaś mi trochę do myślenia.
      Pozdrawiam serdecznie!
      (,,W osiemdziesiąt dni dookoła świata" jest dobre, na każdy wiek. Nie lubię czegoś takiego. ,,Nie zrobię tego, bo jestem za stara..." nie tyle, że nie lubię, co nie rozumiem. Życie jest za krótkie na coś takiego, co jest raczej banalnym tekstem, ale prawdziwym.
      Ja się właśnie zachwycam nad książką ,,Sto lat samotności").

      Usuń
    2. Ach, nikt nie lubi usuwać fragmentów opowiadań, ale niestety takie sentyment czasem nie za dobrze wpływają na opowiadania. (;
      Osobiście taką relację można było inaczej pokazać, bardziej... subtelnie. Niekoniecznie musiało od razu dojść do pojedynku na zaklęcia. Mogli się trochę zwyzywać, mogli w siebie celować. W takich momentach symbolika lepiej działa, chociaż czasem też nie działa... ;x
      (Jeśli chodzi o książki, akurat "za stara" jest bardzo adekwatne. c: Przeczytawszy te paręset pozycji, siłą rzeczy niektóre pomysły wydają się człowiekowi wtórne albo naiwne. Albo źle napisane. Albo irytująco alogiczne. Albo zwyczajnie idiotyczne. Albo propagandowe.
      Márquezem nie przepadam, zraziłam się po "Rzeczy o smutnych dziwkach", a tytuł wydawał się obiecujący).

      Usuń
    3. No, niestety. Chciałam to zrobić bardziej dobitnie, subtelność by tutaj zginęła, nikt nie zwróciłby uwagi na jakieś wyzwiska, ale np. zapamięta, że faktycznie, jakiś tam pojedynek był. Ale to już moje spostrzeżenia.
      (Możliwe... tak, masz rację, jednak chyba lepiej napisać, że książka jest źle napisana, niż powiedzieć, że chyba jest się za starym na to, aby ją czytać.
      Márqueza dopiera zaczęłam, a podobno ,,Sto lat samotności'' jest jego najlepszym dziełem. Nie wiem, na razie opisy, które nie są nudne (!) mnie ciekawią. Zobaczymy, co będzie dalej.
      Zbyt często czytam te ,,najlepsze" książki, które są określane jako ,,najlepsze", bo miały ileś milionowy nakład. Często się zawodzę, czytając te bestsellery, które na takie miano nie zasługują. Czysty marketing.
      Fakt faktem, tytuł jest bardzo obiecujący!).

      Usuń
    4. Dobitność w niektórych sytuacjach zbytnio zakrawa o przerysowanie, tworzy się potem zbyt teatralne postaci. Więc z tym radzę też uważać. (;

      (Nie, napisanie, że coś jest źle napisane dyskredytuje książkę, jeśli się pisze, że ktoś jest "za stary" na daną pozycję, zwykle ma na myśli, iż nie przemawia do jego świadomości czytelniczej. Każda książka celuje w docelową grupę wiekową, określony rodzaj czytelników. Albo czyta się ją na danym etapie życia. Na typowe młodzieżówki już naprawdę jestem za stara, bo siłą rzeczy mnie nudzą. Myślałam, że podobnie będzie z Verne'm, ale jednak okazało się inaczej. c;
      Bestseller nie jest synonimem arcydzieła. ;p Wśród nich da się znaleźć znośne książki, Igrzyska Śmierci mi się nawet podobały, Intruz od Meyer był całkiem całkiem, Złodziejka Książek <3. Jeśli chcesz przeczytać "dobry" kawał trudnej literatury, to zapraszam do przejrzenia laureatów nagrody Pulitzera choćby. "Droga" McCarthy'ego jest przegenialna, momentami strasznie depresyjna. "Zabić drodza", bo rasizm jest zawsze na czasie.
      W "Rzeczy o smutnych dziwkach" narracja była pięknie prowadzona, opisy, dialogi, monologi wewnętrzne, sratatata. Ale fantazje 90-latka o chyba czternastolatce jakoś do mnie nie przemówiły). ;d

      Usuń
    5. Twoja odpowiedz mi gdzieś umknęła. Naprawdę mi przykro.
      Dziękuję za napisanie mi kilka lektur, na pewno sięgnę w wolnym czasie, kiedy już skończę to, co zaczęłam; aktualnie czytam pięć książek, a jeszcze mam własną listę w głowie, co powinnam przeczytać, bo inaczej wstyd się przyznać, że się lubi książki, a nie czytało się jakiś klasyków.
      Ale to chyba już zacznę następną turę po egzaminach, bo trochę mogłoby być nieprzyjemnie. Chociaż Złodziejka Książek podobała mi się, a Igrzyska Śmierci... dobra książka, ale też nie porywa w stu procentach (choć epilog mnie zmiażdżył).
      Fantazje 90-latka o czternastolatce... Hm, no cóż. Wydaje się to dziwne, ale trochę interesujące. Może w przypływie jakiejś bardzo dziwnej chęci sięgnę po nią.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Dziwny rozdział, mało się dzieje, ale ciekawie pokazałaś realcje Hermiony i Blaise'a.

    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział ma zaledwie trzysta słów, bardziej to przypomina drabble niż rozdział, więc siłą rzeczy nic się w nim nie dzieje. :)
      Och, dziękuję, że się podpisałaś. Pozdrawiam Leno!

      Usuń
  6. Witaj i wybacz!
    Miałam przeczytać jeszcze wczoraj, ale tak się złożyło, że jestem dopiero dzisiaj.
    Króciutko, ale fajnie. Niestety coraz bardziej mam wrażenie, że to będzie Hlaise, czy jakoś tak (w sensie, że Hermiona i Blaise), a nie moje kochane Dramione.
    Lecę czytać dalej!

    OdpowiedzUsuń