Rozdział jest tak inny, że aż muszę
napisać tą zapowiedź. Chciałabym, abyście napisały tak porządnie, co o nim
myślicie. Użyłam trochę innych form, jestem tak z tego zadowolona, że mogę już
umierać.
Nie ukrywam, że rozdział jest bardzo
długi. Weźcie sobie jakąś herbatkę (kawa jest niezdrowa, pamiętać!).
***
Zmaterializowali
się przed… morzem. Nie, było za spokojnie, nie widziała bijących fal o brzeg.
Nie było tu nawet brzegu z piszczącego, żółtego jak złoto, czy samo słońce,
piasku. Piach był popielaty. Ogromne jezioro? Woda była zielona, skrzywiła
się, gdy poczuła mieszany zapach zgnilizny i piżmowych perfum jej towarzysza.
Jezioro wielkości morza o zielonej barwie. Niebo było tu bezchmurne, już
zmierzchało, piach miał kilkadziesiąt odmian szarości, wszystko tu było
przytłaczające. Snape od razu wyszarpał się z jej uścisku.
— Jesteśmy w Albanii.
— To tu Voldemort… — Snape spojrzał na nią
z politowaniem i nieznacznie pokiwał głową.
— Tak, Albania skrywa w sobie wiele
tajemnic… możliwe, że Czarny Pan wybrał to miejsce, bo jest one tak usłane
magią — słowo usłane wydawało się jej w tamtym momencie
śmieszne, w każdym calu i słowie próbował pokazać swój majestat; i to przed
kim, przed Hermioną Granger, swoją uczennicą. Choć fakt faktem, że potrafiła to
czasami docenić. Ten majestat. — To jezioro Sceleri. W jego głębi znajdują się
najbardziej pożądane składniki na świecie, tylko ich zdobycie jest równie
niebezpieczne, jak radość z ich rzadkości.
— Jak niebezpiecznie? — zapytała
nieudolnie maskując namiastkę strachu i poirytowania. Jej oczy nie schodziły z
miejsca, które wyglądało, jak zwyczajne bagno. Dreszcze przeszły po całym jej
ciele i to nie z zimna. Z jakiegoś powodu było tu ciepło, a jej zimowe szaty
tylko wadziły i krępowały ruchy, tylko ostatkiem godności ich nie zdjęła.
Wolała się nie negliżować tak wcześnie, a wiedziała, że później będzie musiała,
Snape nie bez powodu dobierał odpowiednie słowa, aby opisać to bagno, które z
każdym słowem wcale nie wydawało się bardziej zmysłowe. Ani też nie czuła
wyjątkowego pociągu do tego, aby tam wejść i zebrać, każdy składnik. To dalej
było zwykłe bagno.
— Najbardziej osobliwe, delikatne i dobre
rośliny skrywają się w tych czeluściach — czeluściach? Omal prychnęła. — Jest
tu też wiele roślin, które są wykorzystywane do prastarych eliksirów,
najbardziej brutalnych, idealnych w swym kunszcie, które po zażyciu obezwładnią
cię od myśli, zmuszając do błagania o śmierć, Czarny Pan lubił nimi katować
swoje ofiary…
Usłyszała chore podniecenie w jego głosie,
kiedy mówił o niebezpiecznych miksturach. Sadystyczny uśmiech wślizgnął mu się
na wargi, sięgając, niestety, do oczu. Najwyraźniej to było naprawdę wyjątkowe
miejsce, skoro umiało go wprowadzić w taki zachwyt, dopiero swoim obłąkanym
tonem sprowadził ją na ziemię (a właściwie na brudny piach).
— Tworzył pan takie eliksiry? — było to
raczej pytanie retoryczne, ale Severus odpowiedział jej, krzywiąc się przy tym
niesamowicie.
— Tak — wzdrygnęła się, choć odpowiedź była
nazbyt oczywista.
— Znajdziesz tu wszystkie składniki na
Eliksir Rozpaczy, Śmierci, Życia, wszystkiego. Masz — podał jej stary pergamin —
zapoznaj się z tymi instrukcjami, a ja rzucę na ciebie zaklęcia ochronne.
Rolka pergaminu, która była zapisana na obu
stronach drobnym drukiem, opisywała i ilustrowała około trzydzieści roślin, jak
wyglądają, czym się odznaczają. Były także wskazówki, w których była pomoc,
gdyby nie była pewna, czy na pewno z właściwą rośliną ma do czynienia. Niektóre
wyglądały tak pociągająco przez swoje dobre usposobienie, że nawet i bez jego
polecenia by to zrobiła, ale większość raczej wyglądała, jak zwykła róża; tam
kolce, jakiś kwiatek, bez większych rewelacji.
— Zdejmij szaty — rozkazał, a ona od razu
spełniła polecenie, uważając, aby rolka pergaminu się nie pogniotła. Zostając w
podkoszulku i dżinsach (zawsze w takim stroju wykonywała eliksiry, niezręczność
odeszła w niepamięć) nie było jej ani trochę zimno, a był przecież grudzień.
Może położenie geograficzne Albanii wskazywało na cieplejszy klimat niż w
Anglii, ale nie do takiej przesady, były tu te same pory roku, zima także, więc
czemu dwadzieścia stopni na plusie było aż tak doskwierające?
— Dlaczego jest tu tak ciepło? — zapytała,
gdy już odczytała wszystkie rady i informacje, co zrobiło dość szybko, aby
zadać to pytanie.
— Nie jest ciepło — sarknął, dalej
machając różdżką nad jej głową, a pomarańczowe promienie otuliły jej ramiona,
potem nogi, dopiero na końcu resztę ciała. — Są tu rzucone potężne zaklęcia
zwodzące, które mają po dwa tysiące lat i przybrały tak na mocy przez ten czas,
że ich oddziaływanie jest niezauważalne, a jedynie Mistrzowie Eliksirów wiedzą
o jej istnieniu. Tak naprawdę jest tu kilka stopni na minusie, a na wodę jest
rzucone zaklęcie, aby nie zamarzała, gdybyś weszła do wody bez rzucenia na
siebie odpowiednich zaklęć, zapewne już po paru minutach byś umarła, bo twoje
ciało odbiera gwałtowną zmianę temperatury, chociaż w umyśle jest stworzona
iluzja.
Była pełna podziwu, że tak długi monolog
przeprowadził prawie na jednym wydechu i wcale się nie zmęczył. Podziękowała mu
w duchu za szybko dostarczoną informację (zignorowała jego przemądrzały,
wywyższony ton, aby cieszyć się nowym zbiorem ciekawostek).
Stała zszokowana, przyglądając się tafli
bagna. Zapomniała języka w gębie, bo zapewne gdyby nie Snape, już by nie żyła.
Stała w podkoszulku i dżinsach już jakieś dwadzieścia minut przy minusowej
temperaturze i nie czuła chłodu. Ani nawet wiatru. Nawet nie miała rumieńców,
które były stałym elementem jej zimowego stroju.
— Dlaczego sam pan nie zejdzie? — wydusiła
z siebie, a on na chwilę przestał czarować, parskając szyderczym śmiechem. Zabawne, doprawdy, zdenerwowała się, choć
nie powiedziała tego na głos.
— W tej wodzie — chrząknął, już się nie
śmiał — są moce, które gdy wyczują w tobie rany, pogłębiają je, a tak się
składa, że mam ich zbyt wiele — przy twoim wisielczym poczuciu humoru jakoś
mnie to nie dziwi, pomyślała i odwróciła głowę, aby zamaskować uśmiech. —
Umarłbym po pięciu minutach, może siedmiu. Tobie nie daję więcej niż godzinę,
jesteś młoda — skrzywiła się, kiedy to powiedział. Wiedziała, że jej wiek we
wszystkim utrudnia, ale bała się teraz o tym myśleć, nie w jego pobliżu i nie
takim miejscu, w którym jest potrzebne skupienie.
— Jak wrócę na powierzchnię, kiedy nie
będę niezdolna do funkcjonowania?
Przewrócił oczami, dając jej do
zrozumienia, że traktuje ją jako swoją pokutę za wszystkie grzechy. Jednak
odpowiedział, za co była wdzięczna.
— Będziesz zdolna do funkcjonowania, kretynko
— warknął — nie chodzi mi o fizyczne rany. Spotkasz tam istoty, które będą
chciały cię zabić wdzierając się w twój umysł, wykorzystując słabości…
— Przecież jest pan Mistrzem Oklumencji —
zauważyła, a jego kąciki powędrowały ku górze i to ją nieco uspokoiło. Dalej
rzucał zaklęcie, ale zaczęły one przybierać coraz ciemniejsze barwy i dziwnie
to na nią działało. Czarna magia?; zdziwiła się, choć od razu siebie skarciła
za głupotę, jakby kolor świadczył o pochodzeniu zaklęcia.
Avada Kedavra były zielonkawego koloru...
jak to bagno.
— Owszem, ale on jest odporny na
oklumencję.
— Jaki on? — zdziwiła się. Posłał jej
takie spojrzenie, które mówiło, że nie chce wiedzieć, o kim mówi. Choć
domyślała się, że ma jego, kimkolwiek on był, poznać. — Dlaczego woda jest
zielona?
— Żeby odstraszyć nieproszonych gości,
ludzie nie przepadają za kąpielami w bagnie.
Pokiwała głową i zaczęła się zastanawiać
nad kolejnymi pytaniami, ale strach przeszkadzał. Była przerażona — przeżyła
wojnę, a ma umrzeć w jeziorze? Wzdrygnęła się. Snape ponownie zaprzestał
czarów, spojrzała na niego, odpowiadając na jego nieodgadnione spojrzenie.
Skoro ma umrzeć, to może przyznać, chociaż przed samą sobą, że uwielbiała te
onyksowe oczy.
— Rzucę na ciebie zaklęcie Bąblogłowy,
więc będziesz miała stały dostęp do powietrza. Na pergamin jest rzucone
zaklęcie i nie przemoknie, a pod wodą jest jasno, będziesz mogła czytać —
uniosła brwi, ale zrozumiała, że to musiała być kolejna dawka prastarej magii —
opanuj emocje i pamiętaj, że wizje, które zobaczysz nie są prawdziwe. Myśl
trzeźwo.
Pokiwała niemrawo głową, przełykając ślinę.
Snape przez chwilę się wahał, ale w końcu
uniósł jej brodę, aby spojrzeć głęboko w jej oczy, które były inne od tych
zielonych, które kochał, ale te brązowe z jakiegoś powodu przyprawiały go o
dobre uczucia, których nie czuł nigdy.
— Nic ci się nie stanie, będę stale
kontrolował, czy oddychasz, w każdej chwili będę mógł cię przywołać na
powierzchnię — trwało to kilka sekund za nim ją puścił. Tylko na taki czuły
gest umiał się zdobyć w obliczu śmierci. Czuła, że nie mówi jej całej prawdy,
próbując ją tym uspokoić, ale nie była głupia. Nie prosiłby (oczywiście prosił jest pojęciem względnym) jej o pomoc
bez powodu.
Ale nie potrzebowała więcej z jego
strony, a raczej nie oczekiwała na nic więcej. Chłód jego palców wypalał na jej
twarzy ślad, więcej by zapewne nie zniosła na jeden dzień. Nawet jeśli zaraz
miała umrzeć, jej układ hormonalny wcale nie czuł się zagrożony i bez zahamować
szalał. Miotał nią.
Na drżących nogach skierowała kroki w
stronę jeziora, które na nią czekało. Włożyła pergamin ze wskazówkami w tylną
kieszeń. Wielki bąbel zmaterializował się i oplótł jej twarz, że kiedy w
całości się zanurzyła w wodzie, mogła oddychać. Kamieniste dno szybko się
skończyło, musiała pływać o własnych siłach. I musiała (znowu) przyznać
Severusowi rację, było tu jasno, a woda miała tylko zieloną, bagnistą powłokę,
pod nią było przezroczyście. Miała idealną widoczność i widziała z odległości
piętnastu metrów, gdzie w normalnych jeziorach maksymalna widoczność to
dziesięć, a to i tak przy nienagannej pogodzie i słonecznych promieniach.
Płynęła dalej i coraz niżej.
Było spokojnie, a w pobliżu nie było
żadnych ryb, czy żadnej żywej istoty, przez co niepokój coraz bardziej się w
niej zbierał, bo doskonale wiedziała, że to tylko cisza przed burzą — nie
mówiąc już, że czuła jak ktoś ją obserwuje.
Poczuła szarpnięcie w dół, a z jej gardła
wydobył się krzyk, który usłyszała tylko ona. Jej bębenki zaprotestowały, krzyk
odbił się od ścian wielkiego bąbla i ugodził jej układ słuchowy. Jednak po
chwili znowu pływała, tylko o własnych siłach, a to coś ją puściło. Obróciła się za siebie,
spojrzała w dół, górę, ale niczego podejrzanego nie dostrzegła. Przecież jej
się to nie wydawało, czuła czyjś dotyk na kostce! Spojrzała w górę i ze
zdziwieniem zauważyła, że znowu jest metr od powierzchni, chociaż przepłynęła
już dwadzieścia metrów w dół… coś tu nie grało, a na tafli jeziora przestała
się unosić zielonkawa powłoka, która miała odstraszyć mugoli. Teraz było tam…
nic. Czarna otchłań. Popłynęła parę metrów w dół, modląc się, aby znaleźć
rośliny i jak najszybciej się stąd wydostać, ale kiedy ponownie zerknęła przez
ramię w górę, czarna tafla była tuż nad nią, jakby nie przepłynęła ani
centymetra. Zjawisko powtórzyło się kilka razy, aż zrozumiała, że jedyne
wyjście to dotknąć tego… czegoś, co wyglądało, jak czarne niebo.
Kiedy tylko jej skóra dotknęła nieba, coś
wciągnęło ją do głębi. Latała w czarnym niebie! Widziała swoje ciało, ale wokół
niej było czarno, jakby ktoś zasłonił całą panoramę. Gdy stanęła o własnych
siłach, przysięgłaby, że wcześniej nie było tu czarnej podłogi… ani w ogóle
podłogi. Nie ma podłóg w jeziorach, nawet w tych magicznych. Czasami słyszało
się o mugolskich kurortach na dnie oceanów dla bogatych fetyszystów, którym od
nadmiaru bogactwa brakuje rozrywek, ale skoro to było antymugolskie jezioro,
raczej nie brała takiej opcji pod uwagę.
Wielki balon pękł, a ona mogła oddychać.
Zaczęła panikować, jeśli dalej jest w jeziorze, może umrzeć, bo choć nie czuje
wody w ustach, to może to być tylko iluzja… Skoro jednak Snape jej nie wyłowił,
była bezpieczna; postanowiła ostatkiem sił mu zaufać. Jemu, nie sobie, dalej
miała przyspieszony oddech i klaustrofobiczny strach.
— Hermiona Granger — odezwał się tubalny
głos, odwróciła się, ale dalej była sama. Głos był wszędzie, rozciągając się
echem w jej głowie. — Najlepsza uczennica, przykładna przyjaciółka, niewinna
dziewczyna… chociaż skalana złem, za którym tęsknie wspomina, choć nie może
posiąść nic. Jej pragnienia to zadośćuczynienie win, czynienie dobra,
znalezienie akceptacji i… mężczyzna, który czeka na powierzchni.
— Czym ty jesteś? — szepnęła rozpaczliwie,
rozglądając się wokół własnej osi, ale niczego nie widziała poza czernią, która
nie była tak obezwładniająca nawet w najmroczniejszą noc. — Gdzie jesteś? — czy
ludzka rozpacz zawsze skłania do szeptu lub niemowy?; gdy przeżyje (a raczej,
jeśli przeżyje), musi się nad tym zastanowić.
— Och, jestem wszędzie i nigdzie. Jestem
wszystkim i niczym — rzucił lekceważąco. Nie była w stanie określić, czy to
bardziej męski, czy może kobiecy głos. — Wracając do ciebie…
— Jesteś tylko iluzją… — warknęła i
zacisnęła oczy, ale kiedy znowu je otworzyła była na tym samym miejscu. Dziwny
głos zachichotał, powodując u niej wstydliwe rumieńce.
— Jasne, iluzja, trochę głupiutka jesteś,
chociaż wiedzę masz ogromną — zauważył, oceniając, każdy jej ruch.
— Odwal się, ja przynajmniej nie boję się
ujawnić — i kto był teraz górą?; wypięła się dumnie; jeden:jeden, niewidzialna
pokrako.
— Ujawnić? Ty jesteś Gryfonką, nie ja. Nie
zmusisz mnie, żebym pokazał ci swoją postać, bo to ja jestem tą czernią… nie
wiem, co za burak uznał, że czarny nie zalicza się do kolorów… — skarżył się,
jak pięciolatek. Tak, to był mężczyzna.
Uniosła brwi w drwiącym geście.
— Czego ode mnie chcesz? Nie mam czasu na
pogaduszki. Tak się składa, że jestem pod wodą i mam ograniczony czas…
Głos prychnął, Hermiona chyba go uraziła.
— Ty nie masz czasu? Jakby mnie to
obchodziło! Mogę cię zabić wcześniej, jeśli chcesz, ale jestem trochę samotny i
chętnie bym jeszcze z tobą pogawędził, Hermiono Granger — powiedział obojętnie.
— Dlaczego chcesz mnie zabić? — zapytała.
Zgłupiała, ale zaraz odzyskując rezon; to musiało być to niebezpieczeństwo, o
którym mówił Severus.
— Och, nie zrozum mnie źle, moja droga,
fajnie się gada, ale takie jest moje zadanie w tym głupim jeziorze, w którym
mnie uwięził Cyriak, straszny z niego sztywniak…
— Cyriak? — zdziwiła się. — Ten Cyriak? —
dodała dobitniej.
— Tylko on
ma tak beznadziejne imię, jego matka uważała, że będzie go chronić na wojnie,
czy coś takiego. Wojnie! Dobre sobie… umiał tylko te eliksirki sobie mieszać,
wymachując różdżką na lewo i prawo i wiążąc mnie z tym miejscem. Zabawny
człowiek. Mam nadzieję, że utopił się we własnym kiblu, kociołku, czy
gdziekolwiek. Uwięzić mnie, bo żonę mu uwiodłem, jasne… — prychnął
szyderczo — pochlebia sobie ten facet, jakbym zabrał mu grecką
boginię… a przecież była tylko muzą, do diaska!
— Ty dalej mówisz o Mistrzu Eliksirów,
twórcy Alchemii? — czuła się, jak w tanim kabarecie.
— Taki z niego twórca, jak ze mnie syrena.
A zważ na to, że jestem tylko czarnym kolorem, może i czarny do wszystkiego
pasuje, ale do ogona już średnio.
— Jak ci na imię?
— Nikt mnie o to nie pytał — widocznie się
zdziwił — Filip.
Zakrztusiła się własną śliną, spodziewała
się raczej Archelausa, dziwnego imienia jak Cyriak, czy może Hipolita.
— Więc, Filipie, na pewno jest sposób,
abyśmy oboje byli zadowoleni. Ja będę zadowolona, kiedy przeżyję, a ty…?
— Kiedy mnie ktoś uwolni, ale tego nikt
nie może dokonać — burknął ponuro, jak chłopiec, któremu odebrano ulubioną
miotełkę. — Raczej nie masz wyboru i musisz umrzeć…
— Przecież już kogoś przepuszczałeś
wolnych, ŻYWYCH — zirytowała się, a Filip ponownie zachichotał, jak ostatni
gbur.
— Pewnie, że przepuszczałem, ale zazwyczaj
byli to mężczyźni…
— No i co… OCH! — zarumieniła się.
Ponowny chichot, który coraz bardziej
przypominał jej szyderczy śmiech. Nie miała czasu na stworzenie Eliksiru
Wielosokowego i przemienić się w mężczyznę — równie głupie pomysły przychodziły
jej do głowy. Chciała przeżyć zwłaszcza, że Snape… nie, przecież to takie
oczywiste! Słowa Severusa, powiedział, co ma robić… tylko co on tam gadał?
Dobrze, że miała nienaganną pamięć.
— Daj mi rośliny, a sobie pójdę, Filipie —
warknęła groźnie, poczuła na sobie jego kpiący wzrok i już wyobrażała sobie,
jak ściąga wrednie brwi. Filip zaczął jej przypominać swoim zachowaniem Snape'a
— tylko w jej umyśle wyglądał, jak przystojny blondyn. Czyli banalne piękno,
które można przechytrzyć.
— Kpisz sobie?
— Nie — odpowiedziała, skubiąc paznokcie;
udawała znudzenie.
— Nie ma nic za darmo, Granger — drgnęła,
kiedy usłyszała głos Severusa Snape’a, rozejrzała się rozpaczliwie dookoła, ale
dalej panowała ciemność, a raczej czerń. Był tu, gdzieś tu był, krzyknęła —
Severusie!
— Severusie! — przedrzeźnił ją Filip,
piskliwym głosikiem, którego na pewno nie miała. Na pewno. — Taka inteligentna,
a naiwna i przewidywalna. Swoją drogą… dobry wybór, Snape ma niezłe ciało —
dodał lubieżnie, wprawiając ją w dziwne uczucie.
— To przyjaciel — burknęła, a tubalny głos
zaśmiał się tak głośno, że musiała zasłonić sobie uszy. Kiedy po minucie śmiech
umilkł i tak dzwoniło jej w uszach. — Skończyłeś?
— Przyjaciel, powiadasz? Może i masz
rację, ale mój ojciec zawsze musiał swatać tych, którzy tak mówili; zachłanna
robota, bo ludzie to tępaki… — dodał szyderczo.
— Jesteś synem Erosa? — nie dowierzała.
— Tak, niestety. Nie był z niego dobry
ojciec, porzucił mnie, zresztą prawie, jak każde swoje dziecko… oddał się
namiętnej służbie — zakpił, ale w jego głosie panowała gorycz.
— Wiem, o czym mówisz — skłamała gładko, a
on zamilkł, najwyraźniej się jej przysłuchując — Severus… woli swój mrok niż
mnie.
Jeśli przeżyje nauczy się należycie kłamać.
— Próbujesz mnie okłamać, Hermiono Granger
— jego głos był śmiertelnie poważny, ale też o wiele cichszy i monumentalny —
ale z twoich ust wychodzi prawda.
Jedna, ale jakże znacząca łza rozpoczęła
swoją wędrówkę, nieśmiało sunąc na policzek, brodę, a gdzieś na samym końcu w
czarną podłogę, która wsiąknęła łzę, jak gąbka. Hermiona i Filip przypatrywali
się jej do samego końca.
— Wypuść mnie — jej głos był stanowczy.
— Dałaś mi to, po co przyszedłem, możesz
iść — powiedział i mogła przysiąc, że słyszy w jego głosie rozbawienie. —
Pozdrów Seva.
Czuła jak spada w niebyt, zamknęła oczy, a
kiedy ponownie je otworzyła, była na brzegu. Usiadła pospiesznie, ale nie było
Snape’a w pobliżu, dopiero kiedy się odwróciła, zobaczyła go. Stał z rękami w
kieszeni, przypatrując się zielonej tafli jeziora, w którym jeszcze chwilę temu
słyszała głos Filipa. Snape podniósł wzrok, spojrzał na nią… nie mogła
powiedzieć, jaki to był wzrok, nie wiedziała, chociaż bardzo ją to ciekawiło —
jego twarz i gesty skrywały wiele tajemnic. Severus machnął ręką na coś za jej
plecami. Filip wrócił? — padło pytanie w jej głowie.
Za nią jednak stał wielki, wiklinowy kosz
ze składnikami. Wszystkie trzydzieści w idealnych proporcjach.
— Zdałaś test — powiedział Snape, podając
jej rękę.
— Co to znaczy, Severusie? — skrzywił się,
kiedy użyła jego imienia, ale w obecnej chwili zignorowali to oboje. Nie teraz.
Podniosła się na równe nogi przy jego pomocy. Miał chłodne dłonie.
— Filip nie lubi gości i bardzo rzadko
udostępnia dóbr, jakie skrywa jezioro… nie przerywaj mi… — dodał, kiedy
otwierała już usta — umiejętnie strzeże swoich tajemnic i działa w bardzo
prymitywny sposób, jaki w jego czasach stał na początku dziennym. Trzeba
zapłacić częścią duszy.
Przełknęła ślinę, a on osuszył ją
machnięciem różdżki i podał jej szatę. Nie pachniała wodą z jeziora czy też
mułem. Pachniała... kawą? I kwiatem, którego zapachu nie znała, choć był
przyjemny. Z tego wszystkiego próbowała sobie tłumaczyć, że Filip miał po
prostu dziwne poczucie humoru.
— Coś jak horkruks?
— Nie do końca. Filip nie rozszczepia
duszy. Nie robi tego, aby nas okaleczyć, a sprawdzić, czy jesteśmy dostatecznie
godni, czyści, aby tymi roślinami władać. Opowiedz mi, co się stało.
Spełniła jego polecenie, czy też prośbę...
ale nie pisnęła słówka o przebiegu rozmowy. Nie wdawała się w szczegóły, Snape
powinien znać jedynie jej zarys.
— Granger — warknął zniecierpliwiony —
chcę poznać wszystko, co się wydarzyło. W jaki sposób Filip zrozumiał o twojej
niewinności?
— Rozpłakałam się — odparła szczerze, ale
dłonie telepały się jej ze strachu. Świdrował w niej dziurę swoim spojrzeniem. —
Przestań mnie kroić wzrokiem. To co się stało jest tylko i wyłącznie moją
prywatną sprawą — wydusiła z siebie, błądząc wzrokiem po zielonkawej tafli
lustra. Rzuciła kamień do wody, na moment załamując szyk wody. Po niespełna
sekundzie kamień wyleciał z jeziora i prawie trafił ją w oko — Filip
najwyraźniej miał już dość kamieni.
Odwróciła się w stronę Snape’a, bo dłuższą
chwilę był milczący. To był błąd.
Wdarł się do jej umysłu pewnym ruchem,
przemierzając najbardziej oddalone wspomnienia. W wieku jedenastu lat kupiła
różdżkę, ogłaszając ten moment jako najszczęśliwszy na świecie, jej rodzice
śmiejący się z jej dziecięcej radości… Ron, który zgodził się na ich rozstanie,
Ginny i jej rude włosy. Głowa ją zaczynała boleć, a kiedy dostrzegła
zaczynające się wspomnienie związane z Pokojem Życzeń czuła, że momentalnie
zamiera w środku.
— NIE! — wrzasnęła, zrywając połączenie i
na wszelki wypadek odpychając go od siebie na bezpieczną odległość. — Jak
śmiałeś?! Ty… ty…
Telepała się, a zza pazuchy wyciągnęła
różdżkę. Snape jednak swojej nie wyciągnął, tylko kpiąco się uśmiechał. W końcu
opuściła różdżkę z winorośli i orzecha włoskiego, chociaż dalej ściskała na
niej palce, aż zbielały jej knykcie. Przez swój gniew, a potem chłodne
otrzeźwienie spadł na nią drobny deszcz z różdżki, ale tylko na nią.
— Ufałam ci — wydusiła z siebie, zanim się
teleportowała, zostawiając go w doskonałym humorze. Pewnie jeszcze nie każdy
zauważył, że Severus Snape ma pociąg do autodestrukcji, a ta próba niezwykle
przypadła mu do gustu.
O-RA-NY. Brak mi słów. Wiesz, że przez moment autentycznie zaczęłam się bać? Że ona nie wyjdzie, że Snape jej nie uratuje, nie zdąży... A potem rozmowa z Filipem... I smutna prawda... A ta końcówka? O-RA-NY! Miodzio! Cudowny początek dnia, nie ma co! :) Oby tak dalej! Nie dziwię się, że jesteś dumna z tego rozdziału, też bym była! :D
OdpowiedzUsuńWasze komentarze są miodem na moją poćwiartowaną wątrobę (bo ja serca nie posiadam).
UsuńBoję się, że teraz sobie podniosłam poprzeczkę, a następny rozdział będzie tylko rozczarowaniem. No cóż, zobaczymy.
Dziękuję za komentarz! Do jutra...
Jestem zaskoczona, zafascynowana i nie mogę się uspokoić :D Niesamowity rozdział, końcówka fenomenalna, tyle emocji w dwóch słowach i zniknięcie, och. Severus jest nieprzewidywalny, a jego autodestrukcja coraz bardziej zauważalna, idiota, cholerny idiota, noo ;_;
OdpowiedzUsuńOpis Albanii, jeziora niesamowity, na dodatek Filip, który jest bardziej nieprzewidywalny niż połączenie Snape'a i skątki tylnowybuchowej :D
Do jutra ;)
Ooo... kurczę, rozpływam się.
UsuńPołączenie Snape'a i sklątki; nawet ja ten pomysł bym nie wpadła! A wiele głupot mi się zdarza. Ale tak, Filip jest taką moją postacią. Odpowiadał jej tak samo, jak ja odpowiadam na co dzień. Kocham sarkazm, ironię, można nimi machać na lewo i prawo, a się nie znudzą.
Do jutra!
Taa, kawa jest ohydna:D Dlatego jej nie piję;d
OdpowiedzUsuńAle herbatka to co innego <3
Co do rozdziału, jestem zafascynowana sposobem w jakich Snape opowiadał Granger o roślinach i eliksirach, pomimo jego charakterystycznych docinek, chciałabym mieć takiego nauczyciela;)
Chociaż w "Była pełna podziwu, że tak długi monolog przeprowadził prawie na jednym wydechu i wcale się nie zmęczył." - czar prysł, bo się roześmiałam.. no cóż xd
"Przewrócił oczami, dając jej do zrozumienia, że traktuje ją jako swoją pokutę za wszystkie grzechy" wspaniały fragment! <3
Znowu przytoczę fragment: "- Przecież jest pan Mistrzem Oklumencji – zauważyła, a jego kąciki powędrowały ku górze (..)" - uhuhuh, niczym najprawdziwszy 'skromny gentlemen', Snape jest łasy na komplementy! Chacha;d
Umarłam z radości przy fragmencie o oczach.. "przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy." - nawet przy Lily! Cha! Hermiona górą!
Każdy, czulszy gest Severusa jest ważny! Sama bym się rozpadła na maleńkie kawałeczki ze szczęścia ;D
I zaintrygowana jestem Filipem, bo co Cię natchnęło, do stworzenia takiej postaci? Siedział tyle lat, samotny, wcale się nie dziwię jego zachowaniu.
"- To przyjaciel – burknęła (..)" taaaaaa jasne;p wcale nie zazdrosna;d
To teraz to jestem wściekle ciekawa, czy Filip znał Severusa? Tak osobiście? Jak oni się poznali? Severus był tez w jeziorze wcześniej? I jak wyglądała ich rozmowa?:D I czy Filip jeszcze się kiedyś pojawi? ;d
"Po niespełna sekundzie kamień wyleciał z jeziora i prawie trafił ją w oko (..)" - chachacha, dobrze, że odrzucił tylko ten jeden;d
Poza tym.. ciekawość to pierwszy stopień do piekła Sev.. jak on tak mógł grzebać jej w umyśle? Hermiona będzie wściekła;d Już mu da popalić! Ale z drugiej strony.. ich połączenie to prawdziwa destrukcja..
Rozdział jest niezwykły, te opisy bardzo mi się podobały i nie mogę nie wspomnieć o końcówkę.. skoro ta próba przypadła mu do gustu.. to na pewno będzie próbował dalej.. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału;)
Do jutra!
O, jak ja lubię twoje komentarze! Zawsze się śmieję albo uśmiecham z samozachwytu (przy twojej krytyce pewnie też bym się cieszyła, jak cholera).
UsuńWłaśnie piję herbatkę i lecę odpowiadać na twój komentarz.
Tak! Dokładnie. Dziękuję, że poruszyłaś tą kwestię; Severus jest niesamowitym nauczycielem z pasji, stroni od ludzi, ale nie można zaprzeczyć, że ma talent. I dobrze uczy, wbrew pozorom.
Severus nie jest łasy na komplementy... a jeśli już w to bardziej ludzki sposób. Przyjmuje komplementy, ale tylko wtedy, kiedy dotyczą jego rozumu, umiejętności. Nigdy by Hermionie nie uwierzył, że nie jest potworem, że jest dobrym człowiek. :)
Może nie tyle, że czulszy gest Severus jest ważny, ale wyjątkowy. Nie wymachuje swoimi uczuciami i gestami na lewo i prawo. Kiedy to się jednak stanie, człowiek cieszy się dwa razy bardziej, niż gdyby to miało być regularne. Znam to z autopsji.
A co do Filipa, nic nie powiem. Myślę, że każdy musi sobie na te pytania odpowiedzieć sam. A Filipa stworzyłam, kiedy wpadł mi pomysł tej wyprawy. Zawsze to jakieś urozmaicenie.
Do jutra!
Wow. Wowowowow. Ten rozdział jest... no, jest. Jest fenomenalny. Taki magiczny. Czuć ten klimat Albanii, magię jeziora, tajemniczość. Uwielbiam fragmenty, gdy Snape mówi o eliksirach. Jest wtedy genialny, to zafascynowanie i profesjonalizm. Od razu widać, że to kocha :')
OdpowiedzUsuńChociaż uczenie eliksirów tych wszystkich idiotów pewnie go nie spełnia. Czuję się momentami podobnie, ale nieważne :v
Podziwiam Hermionę. Ja nie dałabym rady. Boję się głębokiej wody ;-; I chociaż Severus by mnie czarował i przekonywał, nigdy bym tego nie zrobiła ;-;
"Snape przez chwilę się wahał, ale w końcu uniósł jej brodę, aby spojrzeć głęboko w jej oczy, które były inne od tych zielonych, które kochał, ale te brązowe z jakiegoś powodu przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy." ♥ Po prostu: ♥.
Rozbawił mnie Filip :v Dokładnie to, jak się nazywa. Wydawał się taki... właściwie to nie wiem jak określić to, co myślę. Ale ogólnie jego rozmowę z Hermioną czytało się bardzo przyjemnie. No i ten fragment, kiedy rzucił w nią kamieniem XD
Ach, końcówka. Ufałam ci. Najbardziej dramatyczne u f a ł a m c i jakie wżyciu słyszałam (czytałam? ;-;). I jeszcze to zniknięcie na końcu. Och. Ale nie dziwię się jej. Snape, skończony kretynie! I jeszcze go to bawi! Ale to i tak całkiem słodkie. To znaczy, ludzie tacy jak on (i ja :vv) bawi irytowanie innych. Choć ja nie grzebię ludziom w głowach. (Gdybym tylko mogła, to pewnie robiłabym to. I w sensie czytając myśli, jak i krojąc mózg :v. Czasem się mnie boję c':)
No i Hermiona pewnie mu to wybaczy. A jeśli nie, to Sev znajdzie jakiś sposób :D
Ooo, nie przekazała pozdrowień :c Black, ogarnij się XD
Lecę stąd, zanim napiszę coś jeszcze głupszego.
Do jutra!
Black
PS Wypiłam i kawę i herbatę :3
Zaśmiałam się tak gwałtownie, że łupnęłam głową o kaloryfer, zimno w domku. Szukam po omacku herbatki, już piszę odpowiedź. Rozśmieszyłaś mnie tak bardzo, że moja głowa boli. Jak przez Ciebie umrę to pozwolę Ci pokroić mój mózg. :')
UsuńTeż lubię Severusa takiego zafascynowanego. Widać w nim pasję, a przynajmniej Hermiona to widzi, co ją intryguje, podziwia go.
Czemu czujesz się podobnie jak on, też kogoś uczysz?
Chciałam wprowadzić monolog Hermiony, że ona nie chce tam wejść do jeziora... ale ile można czytać o tym, że Hermiona się boi głębokiej wody i ciemności? Na przekór jej lękiem będą klauni. Serio, zero w tym pomyśle schematu.
Nigdy nie umiem Was wyczuć! Zawsze myślę, że coś innego się Wam spodoba, inny fragment, a Wy tu z tymi oczami. Aż śmiać mi się chce ze swojej głupoty...
Piąteczka, Black, ja też kocham irytować ludzi. Bardziej jednak utożsamiam się z Filipem, choć z Severusem też. Dlatego Hermiona wydaje się teraz coraz trudniejsza. Ale ja mam problemy.
Do jutra!
PS herbata tak, kawie mówimy nie. To niezdrowe. Tak samo jak mięso. Wprowadzę Wam tu drastyczną dietę, bez świństw. :')
Severus cham! Jak mógł ;_;
OdpowiedzUsuńFilip wydał mi się.... Sympatyczny :)
No cóż-takie sprawiał wrażenie :3
No, ale zapewne postać epizodyczna prawda? :) muszę to przeżyć....
Irracjonalna pozdrawia bez Hamulców ;)
Sarkastyczna pozdrawia Irracjonalną!
UsuńZacznijmy od Filipa. Wydał mi się sympatyczny i taki... taki... TAKI. Nie wiem jak go określić...
OdpowiedzUsuńAh, a więc Snape musi wszystko wiedzieć? Dupek. Tak się nie robi. I faktycznie Severusa coś ciągnie do tej autodestrukcji... Jak mógł?
"Snape przez chwilę się wahał, ale w końcu uniósł jej brodę, aby spojrzeć głęboko w jej oczy, które były inne od tych zielonych, które kochał, ale te brązowe z jakiegoś powodu przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy." ♥
I jeszcze to "Ufałam ci". Takie.. najbardziej dramatyczne i działające na mnie "Ufałam ci" jakie kiedykolwiek w życiu doświadczyłam...
Idę czytać następny rozdział ;D
Filip jest po prostu fantastyczny. Nieważne jak go przedstawiłam w tekście, ja mam swoje własne wyobrażenie jego charakteru. Chyba każdy powinien znaleźć własną interpretację na jego osobę.
UsuńNiedługo trochę przybliżę tą autodestrukcję, mnie też ona ciekawi. Ale chyba na Severusa nie można tak po prostu znaleźć coś oryginalnego, więc nie sądzę, że odskoczę pomysłem od reszty blogów. :)
Cholera, faktycznie, te ,,Ufałam ci" zabrzmiało dramatycznie, a obiecywałam sobie, że nie dopuszczę do czegoś takiego... Muszę się pilnować!
Do następnego!