poniedziałek, 16 lutego 2015

Rozdział czterdziesty piąty

Rozdział jest tak inny, że aż muszę napisać tą zapowiedź. Chciałabym, abyście napisały tak porządnie, co o nim myślicie. Użyłam trochę innych form, jestem tak z tego zadowolona, że mogę już umierać.
Nie ukrywam, że rozdział jest bardzo długi. Weźcie sobie jakąś herbatkę (kawa jest niezdrowa, pamiętać!).

***


Zmaterializowali się przed… morzem. Nie, było za spokojnie, nie widziała bijących fal o brzeg. Nie było tu nawet brzegu z piszczącego, żółtego jak złoto, czy samo słońce, piasku. Piach był popielaty. Ogromne jezioro? Woda była zielona, skrzywiła się, gdy poczuła mieszany zapach zgnilizny i piżmowych perfum jej towarzysza. Jezioro wielkości morza o zielonej barwie. Niebo było tu bezchmurne, już zmierzchało, piach miał kilkadziesiąt odmian szarości, wszystko tu było przytłaczające. Snape od razu wyszarpał się z jej uścisku.
— Jesteśmy w Albanii.
— To tu Voldemort… — Snape spojrzał na nią z politowaniem i nieznacznie pokiwał głową.
— Tak, Albania skrywa w sobie wiele tajemnic… możliwe, że Czarny Pan wybrał to miejsce, bo jest one tak usłane magią — słowo usłane wydawało się jej w tamtym momencie śmieszne, w każdym calu i słowie próbował pokazać swój majestat; i to przed kim, przed Hermioną Granger, swoją uczennicą. Choć fakt faktem, że potrafiła to czasami docenić. Ten majestat. — To jezioro Sceleri. W jego głębi znajdują się najbardziej pożądane składniki na świecie, tylko ich zdobycie jest równie niebezpieczne, jak radość z ich rzadkości.
— Jak niebezpiecznie? — zapytała nieudolnie maskując namiastkę strachu i poirytowania. Jej oczy nie schodziły z miejsca, które wyglądało, jak zwyczajne bagno. Dreszcze przeszły po całym jej ciele i to nie z zimna. Z jakiegoś powodu było tu ciepło, a jej zimowe szaty tylko wadziły i krępowały ruchy, tylko ostatkiem godności ich nie zdjęła. Wolała się nie negliżować tak wcześnie, a wiedziała, że później będzie musiała, Snape nie bez powodu dobierał odpowiednie słowa, aby opisać to bagno, które z każdym słowem wcale nie wydawało się bardziej zmysłowe. Ani też nie czuła wyjątkowego pociągu do tego, aby tam wejść i zebrać, każdy składnik. To dalej było zwykłe bagno.
— Najbardziej osobliwe, delikatne i dobre rośliny skrywają się w tych czeluściach — czeluściach? Omal prychnęła. — Jest tu też wiele roślin, które są wykorzystywane do prastarych eliksirów, najbardziej brutalnych, idealnych w swym kunszcie, które po zażyciu obezwładnią cię od myśli, zmuszając do błagania o śmierć, Czarny Pan lubił nimi katować swoje ofiary…
Usłyszała chore podniecenie w jego głosie, kiedy mówił o niebezpiecznych miksturach. Sadystyczny uśmiech wślizgnął mu się na wargi, sięgając, niestety, do oczu. Najwyraźniej to było naprawdę wyjątkowe miejsce, skoro umiało go wprowadzić w taki zachwyt, dopiero swoim obłąkanym tonem sprowadził ją na ziemię (a właściwie na brudny piach).
— Tworzył pan takie eliksiry? — było to raczej pytanie retoryczne, ale Severus odpowiedział jej, krzywiąc się przy tym niesamowicie.
— Tak — wzdrygnęła się, choć odpowiedź była nazbyt oczywista.
— Znajdziesz tu wszystkie składniki na Eliksir Rozpaczy, Śmierci, Życia, wszystkiego. Masz — podał jej stary pergamin — zapoznaj się z tymi instrukcjami, a ja rzucę na ciebie zaklęcia ochronne.
Rolka pergaminu, która była zapisana na obu stronach drobnym drukiem, opisywała i ilustrowała około trzydzieści roślin, jak wyglądają, czym się odznaczają. Były także wskazówki, w których była pomoc, gdyby nie była pewna, czy na pewno z właściwą rośliną ma do czynienia. Niektóre wyglądały tak pociągająco przez swoje dobre usposobienie, że nawet i bez jego polecenia by to zrobiła, ale większość raczej wyglądała, jak zwykła róża; tam kolce, jakiś kwiatek, bez większych rewelacji.
— Zdejmij szaty — rozkazał, a ona od razu spełniła polecenie, uważając, aby rolka pergaminu się nie pogniotła. Zostając w podkoszulku i dżinsach (zawsze w takim stroju wykonywała eliksiry, niezręczność odeszła w niepamięć) nie było jej ani trochę zimno, a był przecież grudzień. Może położenie geograficzne Albanii wskazywało na cieplejszy klimat niż w Anglii, ale nie do takiej przesady, były tu te same pory roku, zima także, więc czemu dwadzieścia stopni na plusie było aż tak doskwierające?
— Dlaczego jest tu tak ciepło? — zapytała, gdy już odczytała wszystkie rady i informacje, co zrobiło dość szybko, aby zadać to pytanie.
— Nie jest ciepło — sarknął, dalej machając różdżką nad jej głową, a pomarańczowe promienie otuliły jej ramiona, potem nogi, dopiero na końcu resztę ciała. — Są tu rzucone potężne zaklęcia zwodzące, które mają po dwa tysiące lat i przybrały tak na mocy przez ten czas, że ich oddziaływanie jest niezauważalne, a jedynie Mistrzowie Eliksirów wiedzą o jej istnieniu. Tak naprawdę jest tu kilka stopni na minusie, a na wodę jest rzucone zaklęcie, aby nie zamarzała, gdybyś weszła do wody bez rzucenia na siebie odpowiednich zaklęć, zapewne już po paru minutach byś umarła, bo twoje ciało odbiera gwałtowną zmianę temperatury, chociaż w umyśle jest stworzona iluzja.
Była pełna podziwu, że tak długi monolog przeprowadził prawie na jednym wydechu i wcale się nie zmęczył. Podziękowała mu w duchu za szybko dostarczoną informację (zignorowała jego przemądrzały, wywyższony ton, aby cieszyć się nowym zbiorem ciekawostek).
Stała zszokowana, przyglądając się tafli bagna. Zapomniała języka w gębie, bo zapewne gdyby nie Snape, już by nie żyła. Stała w podkoszulku i dżinsach już jakieś dwadzieścia minut przy minusowej temperaturze i nie czuła chłodu. Ani nawet wiatru. Nawet nie miała rumieńców, które były stałym elementem jej zimowego stroju.
— Dlaczego sam pan nie zejdzie? — wydusiła z siebie, a on na chwilę przestał czarować, parskając szyderczym śmiechem. Zabawne, doprawdy, zdenerwowała się, choć nie powiedziała tego na głos.
— W tej wodzie — chrząknął, już się nie śmiał — są moce, które gdy wyczują w tobie rany, pogłębiają je, a tak się składa, że mam ich zbyt wiele — przy twoim wisielczym poczuciu humoru jakoś mnie to nie dziwi, pomyślała i odwróciła głowę, aby zamaskować uśmiech. — Umarłbym po pięciu minutach, może siedmiu. Tobie nie daję więcej niż godzinę, jesteś młoda — skrzywiła się, kiedy to powiedział. Wiedziała, że jej wiek we wszystkim utrudnia, ale bała się teraz o tym myśleć, nie w jego pobliżu i nie takim miejscu, w którym jest potrzebne skupienie.
— Jak wrócę na powierzchnię, kiedy nie będę niezdolna do funkcjonowania?
Przewrócił oczami, dając jej do zrozumienia, że traktuje ją jako swoją pokutę za wszystkie grzechy. Jednak odpowiedział, za co była wdzięczna.
— Będziesz zdolna do funkcjonowania, kretynko — warknął — nie chodzi mi o fizyczne rany. Spotkasz tam istoty, które będą chciały cię zabić wdzierając się w twój umysł, wykorzystując słabości…
— Przecież jest pan Mistrzem Oklumencji — zauważyła, a jego kąciki powędrowały ku górze i to ją nieco uspokoiło. Dalej rzucał zaklęcie, ale zaczęły one przybierać coraz ciemniejsze barwy i dziwnie to na nią działało. Czarna magia?; zdziwiła się, choć od razu siebie skarciła za głupotę, jakby kolor świadczył o pochodzeniu zaklęcia.
Avada Kedavra były zielonkawego koloru... jak to bagno.
— Owszem, ale on jest odporny na oklumencję.
— Jaki on? — zdziwiła się. Posłał jej takie spojrzenie, które mówiło, że nie chce wiedzieć, o kim mówi. Choć domyślała się, że ma jego, kimkolwiek on był, poznać. — Dlaczego woda jest zielona?
— Żeby odstraszyć nieproszonych gości, ludzie nie przepadają za kąpielami w bagnie.
Pokiwała głową i zaczęła się zastanawiać nad kolejnymi pytaniami, ale strach przeszkadzał. Była przerażona — przeżyła wojnę, a ma umrzeć w jeziorze? Wzdrygnęła się. Snape ponownie zaprzestał czarów, spojrzała na niego, odpowiadając na jego nieodgadnione spojrzenie. Skoro ma umrzeć, to może przyznać, chociaż przed samą sobą, że uwielbiała te onyksowe oczy.
— Rzucę na ciebie zaklęcie Bąblogłowy, więc będziesz miała stały dostęp do powietrza. Na pergamin jest rzucone zaklęcie i nie przemoknie, a pod wodą jest jasno, będziesz mogła czytać — uniosła brwi, ale zrozumiała, że to musiała być kolejna dawka prastarej magii — opanuj emocje i pamiętaj, że wizje, które zobaczysz nie są prawdziwe. Myśl trzeźwo.
Pokiwała niemrawo głową, przełykając ślinę.
Snape przez chwilę się wahał, ale w końcu uniósł jej brodę, aby spojrzeć głęboko w jej oczy, które były inne od tych zielonych, które kochał, ale te brązowe z jakiegoś powodu przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy.
— Nic ci się nie stanie, będę stale kontrolował, czy oddychasz, w każdej chwili będę mógł cię przywołać na powierzchnię — trwało to kilka sekund za nim ją puścił. Tylko na taki czuły gest umiał się zdobyć w obliczu śmierci. Czuła, że nie mówi jej całej prawdy, próbując ją tym uspokoić, ale nie była głupia. Nie prosiłby (oczywiście prosił jest pojęciem względnym) jej o pomoc bez powodu.
 Ale nie potrzebowała więcej z jego strony, a raczej nie oczekiwała na nic więcej. Chłód jego palców wypalał na jej twarzy ślad, więcej by zapewne nie zniosła na jeden dzień. Nawet jeśli zaraz miała umrzeć, jej układ hormonalny wcale nie czuł się zagrożony i bez zahamować szalał. Miotał nią.
Na drżących nogach skierowała kroki w stronę jeziora, które na nią czekało. Włożyła pergamin ze wskazówkami w tylną kieszeń. Wielki bąbel zmaterializował się i oplótł jej twarz, że kiedy w całości się zanurzyła w wodzie, mogła oddychać. Kamieniste dno szybko się skończyło, musiała pływać o własnych siłach. I musiała (znowu) przyznać Severusowi rację, było tu jasno, a woda miała tylko zieloną, bagnistą powłokę, pod nią było przezroczyście. Miała idealną widoczność i widziała z odległości piętnastu metrów, gdzie w normalnych jeziorach maksymalna widoczność to dziesięć, a to i tak przy nienagannej pogodzie i słonecznych promieniach. Płynęła dalej i coraz niżej.
Było spokojnie, a w pobliżu nie było żadnych ryb, czy żadnej żywej istoty, przez co niepokój coraz bardziej się w niej zbierał, bo doskonale wiedziała, że to tylko cisza przed burzą — nie mówiąc już, że czuła jak ktoś ją obserwuje.
Poczuła szarpnięcie w dół, a z jej gardła wydobył się krzyk, który usłyszała tylko ona. Jej bębenki zaprotestowały, krzyk odbił się od ścian wielkiego bąbla i ugodził jej układ słuchowy. Jednak po chwili znowu pływała, tylko o własnych siłach, a to coś ją puściło. Obróciła się za siebie, spojrzała w dół, górę, ale niczego podejrzanego nie dostrzegła. Przecież jej się to nie wydawało, czuła czyjś dotyk na kostce! Spojrzała w górę i ze zdziwieniem zauważyła, że znowu jest metr od powierzchni, chociaż przepłynęła już dwadzieścia metrów w dół… coś tu nie grało, a na tafli jeziora przestała się unosić zielonkawa powłoka, która miała odstraszyć mugoli. Teraz było tam… nic. Czarna otchłań. Popłynęła parę metrów w dół, modląc się, aby znaleźć rośliny i jak najszybciej się stąd wydostać, ale kiedy ponownie zerknęła przez ramię w górę, czarna tafla była tuż nad nią, jakby nie przepłynęła ani centymetra. Zjawisko powtórzyło się kilka razy, aż zrozumiała, że jedyne wyjście to dotknąć tego… czegoś, co wyglądało, jak czarne niebo.
Kiedy tylko jej skóra dotknęła nieba, coś wciągnęło ją do głębi. Latała w czarnym niebie! Widziała swoje ciało, ale wokół niej było czarno, jakby ktoś zasłonił całą panoramę. Gdy stanęła o własnych siłach, przysięgłaby, że wcześniej nie było tu czarnej podłogi… ani w ogóle podłogi. Nie ma podłóg w jeziorach, nawet w tych magicznych. Czasami słyszało się o mugolskich kurortach na dnie oceanów dla bogatych fetyszystów, którym od nadmiaru bogactwa brakuje rozrywek, ale skoro to było antymugolskie jezioro, raczej nie brała takiej opcji pod uwagę.
Wielki balon pękł, a ona mogła oddychać. Zaczęła panikować, jeśli dalej jest w jeziorze, może umrzeć, bo choć nie czuje wody w ustach, to może to być tylko iluzja… Skoro jednak Snape jej nie wyłowił, była bezpieczna; postanowiła ostatkiem sił mu zaufać. Jemu, nie sobie, dalej miała przyspieszony oddech i klaustrofobiczny strach.
— Hermiona Granger — odezwał się tubalny głos, odwróciła się, ale dalej była sama. Głos był wszędzie, rozciągając się echem w jej głowie. — Najlepsza uczennica, przykładna przyjaciółka, niewinna dziewczyna… chociaż skalana złem, za którym tęsknie wspomina, choć nie może posiąść nic. Jej pragnienia to zadośćuczynienie win, czynienie dobra, znalezienie akceptacji i… mężczyzna, który czeka na powierzchni.
— Czym ty jesteś? — szepnęła rozpaczliwie, rozglądając się wokół własnej osi, ale niczego nie widziała poza czernią, która nie była tak obezwładniająca nawet w najmroczniejszą noc. — Gdzie jesteś? — czy ludzka rozpacz zawsze skłania do szeptu lub niemowy?; gdy przeżyje (a raczej, jeśli przeżyje), musi się nad tym zastanowić.
— Och, jestem wszędzie i nigdzie. Jestem wszystkim i niczym — rzucił lekceważąco. Nie była w stanie określić, czy to bardziej męski, czy może kobiecy głos. — Wracając do ciebie…
— Jesteś tylko iluzją… — warknęła i zacisnęła oczy, ale kiedy znowu je otworzyła była na tym samym miejscu. Dziwny głos zachichotał, powodując u niej wstydliwe rumieńce.
— Jasne, iluzja, trochę głupiutka jesteś, chociaż wiedzę masz ogromną — zauważył, oceniając, każdy jej ruch.
— Odwal się, ja przynajmniej nie boję się ujawnić — i kto był teraz górą?; wypięła się dumnie; jeden:jeden, niewidzialna pokrako.
— Ujawnić? Ty jesteś Gryfonką, nie ja. Nie zmusisz mnie, żebym pokazał ci swoją postać, bo to ja jestem tą czernią… nie wiem, co za burak uznał, że czarny nie zalicza się do kolorów… — skarżył się, jak pięciolatek. Tak, to był mężczyzna.
Uniosła brwi w drwiącym geście.
— Czego ode mnie chcesz? Nie mam czasu na pogaduszki. Tak się składa, że jestem pod wodą i mam ograniczony czas…
Głos prychnął, Hermiona chyba go uraziła.
— Ty nie masz czasu? Jakby mnie to obchodziło! Mogę cię zabić wcześniej, jeśli chcesz, ale jestem trochę samotny i chętnie bym jeszcze z tobą pogawędził, Hermiono Granger — powiedział obojętnie.
— Dlaczego chcesz mnie zabić? — zapytała. Zgłupiała, ale zaraz odzyskując rezon; to musiało być to niebezpieczeństwo, o którym mówił Severus.
— Och, nie zrozum mnie źle, moja droga, fajnie się gada, ale takie jest moje zadanie w tym głupim jeziorze, w którym mnie uwięził Cyriak, straszny z niego sztywniak…
— Cyriak? — zdziwiła się. — Ten Cyriak? — dodała dobitniej.
— Tylko on ma tak beznadziejne imię, jego matka uważała, że będzie go chronić na wojnie, czy coś takiego. Wojnie! Dobre sobie… umiał tylko te eliksirki sobie mieszać, wymachując różdżką na lewo i prawo i wiążąc mnie z tym miejscem. Zabawny człowiek. Mam nadzieję, że utopił się we własnym kiblu, kociołku, czy gdziekolwiek. Uwięzić mnie, bo żonę mu uwiodłem, jasne… — prychnął szyderczo — pochlebia sobie ten facet, jakbym zabrał mu grecką boginię… a przecież była tylko muzą, do diaska!
— Ty dalej mówisz o Mistrzu Eliksirów, twórcy Alchemii? — czuła się, jak w tanim kabarecie.
— Taki z niego twórca, jak ze mnie syrena. A zważ na to, że jestem tylko czarnym kolorem, może i czarny do wszystkiego pasuje, ale do ogona już średnio.
— Jak ci na imię?
— Nikt mnie o to nie pytał — widocznie się zdziwił — Filip.
Zakrztusiła się własną śliną, spodziewała się raczej Archelausa, dziwnego imienia jak Cyriak, czy może Hipolita.
— Więc, Filipie, na pewno jest sposób, abyśmy oboje byli zadowoleni. Ja będę zadowolona, kiedy przeżyję, a ty…?
— Kiedy mnie ktoś uwolni, ale tego nikt nie może dokonać — burknął ponuro, jak chłopiec, któremu odebrano ulubioną miotełkę. — Raczej nie masz wyboru i musisz umrzeć…
— Przecież już kogoś przepuszczałeś wolnych, ŻYWYCH — zirytowała się, a Filip ponownie zachichotał, jak ostatni gbur.
— Pewnie, że przepuszczałem, ale zazwyczaj byli to mężczyźni…
— No i co… OCH! — zarumieniła się.
Ponowny chichot, który coraz bardziej przypominał jej szyderczy śmiech. Nie miała czasu na stworzenie Eliksiru Wielosokowego i przemienić się w mężczyznę — równie głupie pomysły przychodziły jej do głowy. Chciała przeżyć zwłaszcza, że Snape… nie, przecież to takie oczywiste! Słowa Severusa, powiedział, co ma robić… tylko co on tam gadał? Dobrze, że miała nienaganną pamięć.
— Daj mi rośliny, a sobie pójdę, Filipie — warknęła groźnie, poczuła na sobie jego kpiący wzrok i już wyobrażała sobie, jak ściąga wrednie brwi. Filip zaczął jej przypominać swoim zachowaniem Snape'a — tylko w jej umyśle wyglądał, jak przystojny blondyn. Czyli banalne piękno, które można przechytrzyć.
— Kpisz sobie?
— Nie — odpowiedziała, skubiąc paznokcie; udawała znudzenie.
— Nie ma nic za darmo, Granger — drgnęła, kiedy usłyszała głos Severusa Snape’a, rozejrzała się rozpaczliwie dookoła, ale dalej panowała ciemność, a raczej czerń. Był tu, gdzieś tu był, krzyknęła — Severusie!
— Severusie! — przedrzeźnił ją Filip, piskliwym głosikiem, którego na pewno nie miała. Na pewno. — Taka inteligentna, a naiwna i przewidywalna. Swoją drogą… dobry wybór, Snape ma niezłe ciało — dodał lubieżnie, wprawiając ją w dziwne uczucie.
— To przyjaciel — burknęła, a tubalny głos zaśmiał się tak głośno, że musiała zasłonić sobie uszy. Kiedy po minucie śmiech umilkł i tak dzwoniło jej w uszach. — Skończyłeś?
— Przyjaciel, powiadasz? Może i masz rację, ale mój ojciec zawsze musiał swatać tych, którzy tak mówili; zachłanna robota, bo ludzie to tępaki… — dodał szyderczo.
— Jesteś synem Erosa? — nie dowierzała.
— Tak, niestety. Nie był z niego dobry ojciec, porzucił mnie, zresztą prawie, jak każde swoje dziecko… oddał się namiętnej służbie — zakpił, ale w jego głosie panowała gorycz.
— Wiem, o czym mówisz — skłamała gładko, a on zamilkł, najwyraźniej się jej przysłuchując — Severus… woli swój mrok niż mnie.
Jeśli przeżyje nauczy się należycie kłamać.
— Próbujesz mnie okłamać, Hermiono Granger — jego głos był śmiertelnie poważny, ale też o wiele cichszy i monumentalny — ale z twoich ust wychodzi prawda.
Jedna, ale jakże znacząca łza rozpoczęła swoją wędrówkę, nieśmiało sunąc na policzek, brodę, a gdzieś na samym końcu w czarną podłogę, która wsiąknęła łzę, jak gąbka. Hermiona i Filip przypatrywali się jej do samego końca.
— Wypuść mnie — jej głos był stanowczy.
— Dałaś mi to, po co przyszedłem, możesz iść — powiedział i mogła przysiąc, że słyszy w jego głosie rozbawienie. — Pozdrów Seva.
Czuła jak spada w niebyt, zamknęła oczy, a kiedy ponownie je otworzyła, była na brzegu. Usiadła pospiesznie, ale nie było Snape’a w pobliżu, dopiero kiedy się odwróciła, zobaczyła go. Stał z rękami w kieszeni, przypatrując się zielonej tafli jeziora, w którym jeszcze chwilę temu słyszała głos Filipa. Snape podniósł wzrok, spojrzał na nią… nie mogła powiedzieć, jaki to był wzrok, nie wiedziała, chociaż bardzo ją to ciekawiło — jego twarz i gesty skrywały wiele tajemnic. Severus machnął ręką na coś za jej plecami. Filip wrócił? — padło pytanie w jej głowie.
Za nią jednak stał wielki, wiklinowy kosz ze składnikami. Wszystkie trzydzieści w idealnych proporcjach.
— Zdałaś test — powiedział Snape, podając jej rękę.
— Co to znaczy, Severusie? — skrzywił się, kiedy użyła jego imienia, ale w obecnej chwili zignorowali to oboje. Nie teraz. Podniosła się na równe nogi przy jego pomocy. Miał chłodne dłonie.
— Filip nie lubi gości i bardzo rzadko udostępnia dóbr, jakie skrywa jezioro… nie przerywaj mi… — dodał, kiedy otwierała już usta — umiejętnie strzeże swoich tajemnic i działa w bardzo prymitywny sposób, jaki w jego czasach stał na początku dziennym. Trzeba zapłacić częścią duszy.
Przełknęła ślinę, a on osuszył ją machnięciem różdżki i podał jej szatę. Nie pachniała wodą z jeziora czy też mułem. Pachniała... kawą? I kwiatem, którego zapachu nie znała, choć był przyjemny. Z tego wszystkiego próbowała sobie tłumaczyć, że Filip miał po prostu dziwne poczucie humoru.
— Coś jak horkruks?
— Nie do końca. Filip nie rozszczepia duszy. Nie robi tego, aby nas okaleczyć, a sprawdzić, czy jesteśmy dostatecznie godni, czyści, aby tymi roślinami władać. Opowiedz mi, co się stało.
Spełniła jego polecenie, czy też prośbę... ale nie pisnęła słówka o przebiegu rozmowy. Nie wdawała się w szczegóły, Snape powinien znać jedynie jej zarys.
— Granger — warknął zniecierpliwiony — chcę poznać wszystko, co się wydarzyło. W jaki sposób Filip zrozumiał o twojej niewinności?
— Rozpłakałam się — odparła szczerze, ale dłonie telepały się jej ze strachu. Świdrował w niej dziurę swoim spojrzeniem. — Przestań mnie kroić wzrokiem. To co się stało jest tylko i wyłącznie moją prywatną sprawą — wydusiła z siebie, błądząc wzrokiem po zielonkawej tafli lustra. Rzuciła kamień do wody, na moment załamując szyk wody. Po niespełna sekundzie kamień wyleciał z jeziora i prawie trafił ją w oko — Filip najwyraźniej miał już dość kamieni.
Odwróciła się w stronę Snape’a, bo dłuższą chwilę był milczący. To był błąd.
Wdarł się do jej umysłu pewnym ruchem, przemierzając najbardziej oddalone wspomnienia. W wieku jedenastu lat kupiła różdżkę, ogłaszając ten moment jako najszczęśliwszy na świecie, jej rodzice śmiejący się z jej dziecięcej radości… Ron, który zgodził się na ich rozstanie, Ginny i jej rude włosy. Głowa ją zaczynała boleć, a kiedy dostrzegła zaczynające się wspomnienie związane z Pokojem Życzeń czuła, że momentalnie zamiera w środku.
— NIE! — wrzasnęła, zrywając połączenie i na wszelki wypadek odpychając go od siebie na bezpieczną odległość. — Jak śmiałeś?! Ty… ty…
Telepała się, a zza pazuchy wyciągnęła różdżkę. Snape jednak swojej nie wyciągnął, tylko kpiąco się uśmiechał. W końcu opuściła różdżkę z winorośli i orzecha włoskiego, chociaż dalej ściskała na niej palce, aż zbielały jej knykcie. Przez swój gniew, a potem chłodne otrzeźwienie spadł na nią drobny deszcz z różdżki, ale tylko na nią.
— Ufałam ci — wydusiła z siebie, zanim się teleportowała, zostawiając go w doskonałym humorze. Pewnie jeszcze nie każdy zauważył, że Severus Snape ma pociąg do autodestrukcji, a ta próba niezwykle przypadła mu do gustu.


12 komentarzy:

  1. O-RA-NY. Brak mi słów. Wiesz, że przez moment autentycznie zaczęłam się bać? Że ona nie wyjdzie, że Snape jej nie uratuje, nie zdąży... A potem rozmowa z Filipem... I smutna prawda... A ta końcówka? O-RA-NY! Miodzio! Cudowny początek dnia, nie ma co! :) Oby tak dalej! Nie dziwię się, że jesteś dumna z tego rozdziału, też bym była! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wasze komentarze są miodem na moją poćwiartowaną wątrobę (bo ja serca nie posiadam).
      Boję się, że teraz sobie podniosłam poprzeczkę, a następny rozdział będzie tylko rozczarowaniem. No cóż, zobaczymy.
      Dziękuję za komentarz! Do jutra...

      Usuń
  2. Jestem zaskoczona, zafascynowana i nie mogę się uspokoić :D Niesamowity rozdział, końcówka fenomenalna, tyle emocji w dwóch słowach i zniknięcie, och. Severus jest nieprzewidywalny, a jego autodestrukcja coraz bardziej zauważalna, idiota, cholerny idiota, noo ;_;
    Opis Albanii, jeziora niesamowity, na dodatek Filip, który jest bardziej nieprzewidywalny niż połączenie Snape'a i skątki tylnowybuchowej :D
    Do jutra ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo... kurczę, rozpływam się.
      Połączenie Snape'a i sklątki; nawet ja ten pomysł bym nie wpadła! A wiele głupot mi się zdarza. Ale tak, Filip jest taką moją postacią. Odpowiadał jej tak samo, jak ja odpowiadam na co dzień. Kocham sarkazm, ironię, można nimi machać na lewo i prawo, a się nie znudzą.
      Do jutra!

      Usuń
  3. Taa, kawa jest ohydna:D Dlatego jej nie piję;d
    Ale herbatka to co innego <3
    Co do rozdziału, jestem zafascynowana sposobem w jakich Snape opowiadał Granger o roślinach i eliksirach, pomimo jego charakterystycznych docinek, chciałabym mieć takiego nauczyciela;)
    Chociaż w "Była pełna podziwu, że tak długi monolog przeprowadził prawie na jednym wydechu i wcale się nie zmęczył." - czar prysł, bo się roześmiałam.. no cóż xd
    "Przewrócił oczami, dając jej do zrozumienia, że traktuje ją jako swoją pokutę za wszystkie grzechy" wspaniały fragment! <3
    Znowu przytoczę fragment: "- Przecież jest pan Mistrzem Oklumencji – zauważyła, a jego kąciki powędrowały ku górze (..)" - uhuhuh, niczym najprawdziwszy 'skromny gentlemen', Snape jest łasy na komplementy! Chacha;d
    Umarłam z radości przy fragmencie o oczach.. "przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy." - nawet przy Lily! Cha! Hermiona górą!
    Każdy, czulszy gest Severusa jest ważny! Sama bym się rozpadła na maleńkie kawałeczki ze szczęścia ;D
    I zaintrygowana jestem Filipem, bo co Cię natchnęło, do stworzenia takiej postaci? Siedział tyle lat, samotny, wcale się nie dziwię jego zachowaniu.
    "- To przyjaciel – burknęła (..)" taaaaaa jasne;p wcale nie zazdrosna;d
    To teraz to jestem wściekle ciekawa, czy Filip znał Severusa? Tak osobiście? Jak oni się poznali? Severus był tez w jeziorze wcześniej? I jak wyglądała ich rozmowa?:D I czy Filip jeszcze się kiedyś pojawi? ;d
    "Po niespełna sekundzie kamień wyleciał z jeziora i prawie trafił ją w oko (..)" - chachacha, dobrze, że odrzucił tylko ten jeden;d
    Poza tym.. ciekawość to pierwszy stopień do piekła Sev.. jak on tak mógł grzebać jej w umyśle? Hermiona będzie wściekła;d Już mu da popalić! Ale z drugiej strony.. ich połączenie to prawdziwa destrukcja..
    Rozdział jest niezwykły, te opisy bardzo mi się podobały i nie mogę nie wspomnieć o końcówkę.. skoro ta próba przypadła mu do gustu.. to na pewno będzie próbował dalej.. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału;)
    Do jutra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, jak ja lubię twoje komentarze! Zawsze się śmieję albo uśmiecham z samozachwytu (przy twojej krytyce pewnie też bym się cieszyła, jak cholera).
      Właśnie piję herbatkę i lecę odpowiadać na twój komentarz.
      Tak! Dokładnie. Dziękuję, że poruszyłaś tą kwestię; Severus jest niesamowitym nauczycielem z pasji, stroni od ludzi, ale nie można zaprzeczyć, że ma talent. I dobrze uczy, wbrew pozorom.
      Severus nie jest łasy na komplementy... a jeśli już w to bardziej ludzki sposób. Przyjmuje komplementy, ale tylko wtedy, kiedy dotyczą jego rozumu, umiejętności. Nigdy by Hermionie nie uwierzył, że nie jest potworem, że jest dobrym człowiek. :)
      Może nie tyle, że czulszy gest Severus jest ważny, ale wyjątkowy. Nie wymachuje swoimi uczuciami i gestami na lewo i prawo. Kiedy to się jednak stanie, człowiek cieszy się dwa razy bardziej, niż gdyby to miało być regularne. Znam to z autopsji.
      A co do Filipa, nic nie powiem. Myślę, że każdy musi sobie na te pytania odpowiedzieć sam. A Filipa stworzyłam, kiedy wpadł mi pomysł tej wyprawy. Zawsze to jakieś urozmaicenie.
      Do jutra!

      Usuń
  4. Wow. Wowowowow. Ten rozdział jest... no, jest. Jest fenomenalny. Taki magiczny. Czuć ten klimat Albanii, magię jeziora, tajemniczość. Uwielbiam fragmenty, gdy Snape mówi o eliksirach. Jest wtedy genialny, to zafascynowanie i profesjonalizm. Od razu widać, że to kocha :')
    Chociaż uczenie eliksirów tych wszystkich idiotów pewnie go nie spełnia. Czuję się momentami podobnie, ale nieważne :v
    Podziwiam Hermionę. Ja nie dałabym rady. Boję się głębokiej wody ;-; I chociaż Severus by mnie czarował i przekonywał, nigdy bym tego nie zrobiła ;-;
    "Snape przez chwilę się wahał, ale w końcu uniósł jej brodę, aby spojrzeć głęboko w jej oczy, które były inne od tych zielonych, które kochał, ale te brązowe z jakiegoś powodu przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy." ♥ Po prostu: ♥.
    Rozbawił mnie Filip :v Dokładnie to, jak się nazywa. Wydawał się taki... właściwie to nie wiem jak określić to, co myślę. Ale ogólnie jego rozmowę z Hermioną czytało się bardzo przyjemnie. No i ten fragment, kiedy rzucił w nią kamieniem XD
    Ach, końcówka. Ufałam ci. Najbardziej dramatyczne u f a ł a m c i jakie wżyciu słyszałam (czytałam? ;-;). I jeszcze to zniknięcie na końcu. Och. Ale nie dziwię się jej. Snape, skończony kretynie! I jeszcze go to bawi! Ale to i tak całkiem słodkie. To znaczy, ludzie tacy jak on (i ja :vv) bawi irytowanie innych. Choć ja nie grzebię ludziom w głowach. (Gdybym tylko mogła, to pewnie robiłabym to. I w sensie czytając myśli, jak i krojąc mózg :v. Czasem się mnie boję c':)
    No i Hermiona pewnie mu to wybaczy. A jeśli nie, to Sev znajdzie jakiś sposób :D
    Ooo, nie przekazała pozdrowień :c Black, ogarnij się XD
    Lecę stąd, zanim napiszę coś jeszcze głupszego.
    Do jutra!
    Black

    PS Wypiłam i kawę i herbatę :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaśmiałam się tak gwałtownie, że łupnęłam głową o kaloryfer, zimno w domku. Szukam po omacku herbatki, już piszę odpowiedź. Rozśmieszyłaś mnie tak bardzo, że moja głowa boli. Jak przez Ciebie umrę to pozwolę Ci pokroić mój mózg. :')
      Też lubię Severusa takiego zafascynowanego. Widać w nim pasję, a przynajmniej Hermiona to widzi, co ją intryguje, podziwia go.
      Czemu czujesz się podobnie jak on, też kogoś uczysz?
      Chciałam wprowadzić monolog Hermiony, że ona nie chce tam wejść do jeziora... ale ile można czytać o tym, że Hermiona się boi głębokiej wody i ciemności? Na przekór jej lękiem będą klauni. Serio, zero w tym pomyśle schematu.
      Nigdy nie umiem Was wyczuć! Zawsze myślę, że coś innego się Wam spodoba, inny fragment, a Wy tu z tymi oczami. Aż śmiać mi się chce ze swojej głupoty...
      Piąteczka, Black, ja też kocham irytować ludzi. Bardziej jednak utożsamiam się z Filipem, choć z Severusem też. Dlatego Hermiona wydaje się teraz coraz trudniejsza. Ale ja mam problemy.
      Do jutra!
      PS herbata tak, kawie mówimy nie. To niezdrowe. Tak samo jak mięso. Wprowadzę Wam tu drastyczną dietę, bez świństw. :')

      Usuń
  5. Severus cham! Jak mógł ;_;
    Filip wydał mi się.... Sympatyczny :)
    No cóż-takie sprawiał wrażenie :3
    No, ale zapewne postać epizodyczna prawda? :) muszę to przeżyć....
    Irracjonalna pozdrawia bez Hamulców ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznijmy od Filipa. Wydał mi się sympatyczny i taki... taki... TAKI. Nie wiem jak go określić...
    Ah, a więc Snape musi wszystko wiedzieć? Dupek. Tak się nie robi. I faktycznie Severusa coś ciągnie do tej autodestrukcji... Jak mógł?
    "Snape przez chwilę się wahał, ale w końcu uniósł jej brodę, aby spojrzeć głęboko w jej oczy, które były inne od tych zielonych, które kochał, ale te brązowe z jakiegoś powodu przyprawiały go o dobre uczucia, których nie czuł nigdy." ♥
    I jeszcze to "Ufałam ci". Takie.. najbardziej dramatyczne i działające na mnie "Ufałam ci" jakie kiedykolwiek w życiu doświadczyłam...
    Idę czytać następny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filip jest po prostu fantastyczny. Nieważne jak go przedstawiłam w tekście, ja mam swoje własne wyobrażenie jego charakteru. Chyba każdy powinien znaleźć własną interpretację na jego osobę.
      Niedługo trochę przybliżę tą autodestrukcję, mnie też ona ciekawi. Ale chyba na Severusa nie można tak po prostu znaleźć coś oryginalnego, więc nie sądzę, że odskoczę pomysłem od reszty blogów. :)
      Cholera, faktycznie, te ,,Ufałam ci" zabrzmiało dramatycznie, a obiecywałam sobie, że nie dopuszczę do czegoś takiego... Muszę się pilnować!
      Do następnego!

      Usuń