— Eee… i na czym to polega? — zapytał Ron
z głupią miną, a Hermiona posłała mu blady uśmiech, bo przynajmniej próbował
opanować złość — czerwone policzki i uszy go zdradzały. Harry chciał najpierw
wysłuchać wszystkiego, chociaż przychodziło mu to z trudem; nie mógł przeżyć,
że był okłamywany przez tak długi czas i to przez Hermionę, o którą by o to nie
podejrzewał.
— No więc — Hermiona przełknęła nerwowo
ślinę — codziennie z Draco — Ron skrzywił się, kiedy użyła jego imienia —
ważymy w laboratorium Snape’a eliksiry, które mają nas przygotować do
egzaminów, wykraczają one często poza program nauczania, ale idzie nam nieźle…
— Hermiono, mogłabyś się wypowiadać za
siebie? — zapytał rozeźlony Ron, ale mina mu zrzedła, kiedy zmasakrowała go
wzrokiem. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale Harry pokazał niewerbalnie, że ma
się Ronem nie przejmować i po prostu kontynuować.
— Spędzamy u Snape’a po siedem godzin —
westchnęła ciężko, aby zignorować wściekłe spojrzenie Rona — czasami więcej…
— Dlatego byłaś taka zmęczona! — zauważył
odkrywczo Harry, odwołując się do okresu, kiedy jeszcze ze sobą rozmawiali;
przed jej pobytem w Skrzydle Szpitalnym.
— Tak — pokiwała zniecierpliwiona, nie
lubiła, kiedy ktoś jej przerywa — jestem wykończona, ale z dnia na dzień jestem
coraz lepsza, dużo się uczę, a towarzystwo Dracona i Snape’a jest nawet miłe…
— Co?! — krzyknęli jednocześnie,
zdziwieni, a Pani Pince posłała im mordercze spojrzenie, co od razu ich
uciszyło, ale szok im minął — nie była zaskoczona ich reakcją, czego innego
miałaby się po nich spodziewać…
— Nie krzyczcie — zrugała ich Hermiona,
ale na jej twarzy wpełzł rumieniec. — Draco się zmienił, wiesz przecież o tym,
Harry…
— Tak, ale Snape… — Harry wyraźnie
zmarkotniał, był zdezorientowany tym, co właśnie usłyszał.
— Da się do niego przyzwyczaić, chociaż
czasami mam go ochotę utopić w kociołku — pokręciła rozbawiona głową, na chwilę
spuszczając wzrok i wspominając jakieś wydarzenie — albo zrzucić z Wieży
Astronomicznej, ale jednak… rozumiem go, Harry, bardziej czasami niż bym chciała
— uratował nam życie tą zgorzkniałością, więc trudno od niego wymagać, aby był
pogodnym człowiekiem.
Harry i Ron spojrzeli po sobie — jeden
zrozumiale, a drugi sceptycznie; ale czekała cierpliwie na to, aż powiedzą co o
tym wszystkim sądzą. A przynajmniej była ciekawa Harry’ego, Ron umiał się tylko
wściekać.
— Noo… — zaczął Harry — chyba nie
powinienem się dziwić, zawsze miałaś do Snape’a nadludzkie pokłady cierpliwości…
— Nie tylko do niego — oburzyła się,
marszcząc brwi. — Musiałam mieć do was więcej cierpliwości. On nie zachowuje
się, jak chłopiec z niedoborem adrenaliny — powiedziała naburmuszona i
doskonale wiedziała, że ostatnie zdanie jest kłamstwem. Snape zachowuje się
czasami gorzej od dziecka.
Harry zakamuflował śmiech, zakrywając usta
dłonią, tak aby jego czerwony po cebulki włosów przyjaciel niczego nie zauważył.
— Gdyby Snape cię gnębił — powiadomił
ostrzegawczo Ron, wypinając chwalebnie pierś — lub Malfoy; wiesz, że my ci
pomożemy, a w razie czego…
— Co? — zapytała zdziwiona, a po chwili uśmiechnęła
się, chociaż próbowała się opanować, aż w końcu zaśmiała, a obaj zrobili
urażone miny. — Ron, co ty możesz Snape’owi zrobić? On jest bardziej
utalentowanym czarodziejem od Dumbledore’a.
— Nie prawda! — krzyknął Harry, a na
głowie wylądował mu wielki wolumin. Obejrzał się zdziwiony, a bibliotekarka
groziła mu niebezpiecznie palcem.
Odwrócił się z powrotem, przeklinając w
duchu tą starą jędzę.
— Obawiam się, że mam rację, Harry. Nie
przyglądałam się, jak walczy, ale stojąc od niego kilka cali dalej, czuje
się ogromną magię. — Powiedziała wszechwiedzącym tonem.
Nie chciała wspominać o jej połączonej
magii, bo przecież nic o jej chwilowej fascynacji czarną magią nie wiedzieli,
nie wspominała nawet słówkiem o tym całym incydencie. Niepokój ją ogarniał, gdy
wyobraziła sobie zawiedzioną minę Harry’ego, że to właśnie ona miała coś
wspólnego z tak znienawidzoną przez niego częścią magii.
— Co ty robiłaś parę cali od niego? —
zapytał znienacka Ron, na chwilę zawieszając odrabianie pracy domowej.
— Och, Ron! — zacisnęła dłoń wokół pióra
ze złości. — Ty wszędzie widzisz podteksty! To nauczyciel… — dodała, jakby to
było dla niej oczywiste.
— No niby tak… — zaczął Ron łagodniej,
połechtany jej wybuchem. Jednak nie był do końca przekonany. — Ale spędzasz z
tym nietoperzem więcej czasu niż z nami…
— I co z tego? — odparła oburzona takimi
insynuacjami, ale najgorsze miało dopiero nadejść. — I co z tego, Ron? —
powtórzyła, a policzki ją zapiekły. — Do czego zmierzasz?
— Eee… — zmieszał się, a Harry
niezauważalnie pokręcił głową, gdy Ron rozlał atrament po jego wypracowaniu.
Potter wziął się za ratowanie pracy, zbierając atrament różdżką, ale pozostała
dwójka była zajęta zaciętą kłótnią. — No do tego, że mówisz o Snapie, jak
kiedyś o Lockharcie…
Hermiona nabrała ze świstem powietrze, a
obaj wiedzieli, że jej anielska cierpliwość właśnie wyparowała.
— Ja śmiesz — wysapała chłodno, a jej
policzki powoli bladły, a rumieńce znikały. Wpatrywała się z mocą w Rona, ale
ręce brutalnie pakowały rzeczy do szkolnej torby — Ron? Czy zdajesz sobie
sprawę, co mi zarzucasz, czy twój mózg został na obiedzie i pożarłeś go razem z
ziemniakami? Zawsze odznaczałeś się brakiem taktu, ale myślałam, że masz choć
trochę oleju w głowie i dasz sobie spokój z podobnymi aluzjami, dlatego
postanowiłam was nie okłamywać; miałam nadzieję, że zmądrzałeś, ale chyba ja
też czasami się mylę — warczała, dodając podniesionym głosem. — Jaka byłam
głupia! Ale wiesz co? Lubię Snape’a, Dracona i Blaise’a, więc jeśli chcesz się
ze mną przyjaźnić to bierzesz mnie całą, czyli również nimi.
Przy ostatnich słowach jej głos się
załamał, ale to nie z powodu wspomnianych Ślizgonów, a głębokiego
rozczarowania. Zarzuciła torbę na ramię i wyszła z biblioteki, trzaskając drzwiami
i udając, że nie czuje palącego spojrzenia Pani Pince. Nawet kiedy łzy zamazały
obraz, nogi same ją poprowadziły w stronę lochów, gdzie nigdy nie szukała
pocieszenia, ale trzeźwiącego głosu Severusa. Może wściekłego głosu,
warknięcia, może krzyku, po prostu jego głosu.
— Jesteś wcześniej — zauważył suchym
głosem — zamknij za sobą drzwi.
Zamknęła je za sobą posłusznie, ale tylko
nikłe kliknięcie potwierdziło go, że wykonała jego polecenie. Uczennica
podeszła do swojego stanowiska, a on wiercił w nią ciekawskie spojrzenie — było
ono ukryte za kpiącym uśmiechem.
Snape wyglądał nienagannie, ale nawet zza
łez mogła dostrzec, że go zaskoczyła — zapewne przed jej przyjściem założyłby
obszerne szaty i surdut, który odbierał mu wiele z sylwetki, ale przynajmniej nie
wyglądał na tak wychudzonego. Jednak przyszła wcześniej, a i w takim wydaniu
ją… onieśmielał, wstyd przyznać.
Czarne oczy błądziły, skupione i pełne
czegoś, co wzbudzało z niej szacunek od przeszło siedmiu lat. Tak, samym
spojrzeniem mógł jej pokazać kim on jest, a kim ona powinna być i jak się
zachowywać. Czasami wyobrażała sobie, jak po siedmiu latach nauki, w dniu
wyjazdu z Hogwartu, kiedy przestanie być jej nauczycielem, powie do niego po
imieniu, jak równy z równym. To się jednak stało wcześniej, czym była
zdezorientowana, bo powiedziała to imię już nieraz, ale tym samym nie czuła
zawodu. To było nawet miłe uczucie wypowiadać jego imię, chociaż żyła w
strachu, bo jeszcze jej za to nie pokarał, a było to o wiele więcej niż dziwne.
Biała koszula delikatnie prześwitywała, a
mięśnie drgały przy najmniejszym ruchu. Opięte czarne spodnie… co brzmiało w
jej głowie nawet zabawnie, bo jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziła, że
zobaczy Severusa bez czarnych szat i tym bardziej nie wiedziała, że ten widok
nie spowoduje u niej mdłości. Była do niego przyzwyczajona takim, jakim był i
wszelkie zmiany powodowały u niej zawroty głowy, ale tak było z każdym z nas.
Kiedy ktoś jest, nie doceniamy, a gdyby np. Harry zginął, zatopiłaby się we
własnym smutku, co może nie jest do niej podobne, ale jednak i tą część siebie
musiałaby poznać. Była tylko człowiekiem…
Potrząsnęła nerwowo głową, ze zgrozą
zdając sobie, jak bardzo w swoich myślach się zapędziła, a ile on był w stanie
z nich wyczytać i wykorzystać.
Spojrzała na niego, ale też wydawał się
zamyślony. Marszczył krzywy i długi nos, ale pewnie nie zdawał sobie nawet z
tego sprawy.
— Napatrzyłaś się? — mruknął, a jego
leniwy wzrok prześlizgnął się wprost na nią.
Gdyby przed chwilą nie płakała przez
głupie insynuacje Ronalda pewnie by coś odpyskowała, odwarknęła, ale tak… Nie
zarumieniła się, bo już przez bieg do lochów była czerwona. A Snape zdziwił się
tym brakiem reakcji.
— Teraz to pan się na mnie patrzy, jak w
malowane wrota… niech pan przestanie — niech pan przestanie.
Spuściła wzrok na kociołek, w którym miała
ochotę zatopić jego łeb, bo kiedy miała lekki kryzys, pierwszy raz od dawna,
musiał być uszczypliwszy niż zwykle.
Uszczypliwy? To jest dla ciebie
uszczypliwość? Współczucia się spodziewałaś? Weź się w garść… — warczała jej podświadomość. Zebrała się na tyle w sobie,
aby ponownie spojrzeć na twarz, która była usłana pogardą. Och, jesteśmy w domu.
— Przestanę, jeśli ty dasz sobie spokój z
rykiem w moim laboratorium, Granger.
Skrzywiła się, kiedy usłyszała w tym jad,
którym sam bazyliszek by nie pogardził. Spróbowała zdjąć czarne, zimowe i
kilkuwarstwowe szaty, aby skrócić tą mękę i na chwilę go nie widzieć, wtedy
czuła się bardziej pewna siebie.
— Nie przychodzę tu po raz pierwszy w
podobnym stanie, więc nie wiem, czemu pan po raz pierwszy tego nie zignorował —
burknęła, próbując wyplątać się z obszernego materiału, ale kiedy Snape
ponownie się odezwał…
— Chcesz herbaty? — zapytał nagle
aksamitnym i pełnym wyrachowania tonem, przez co zaplątała się we własne szaty,
naturalnie, ze zdziwienia.
— Auć! — jęknęła, kiedy straciła równowagę
i opadła z hukiem na podłogę, prosto na pośladki. — Jasna cholera…
Przeklęła pod nosem jeszcze kilka razy i
usłyszała śmiech, który na chwilę pozbawił ją rozumu i zostawił z czarną dziurą
w głowie. Przełknęła ślinę i przestała szamotać i kląć, nawet kiedy ten dźwięk
umilkł. Potem poczuła, jak Snape szarpie ją do góry i stanęła na równe nogi.
Nic nie widziała, bo przed oczami dalej miała czarny materiał.
— Dziwię się, że taką niezdarę wzięli do
Gryffindoru… chociaż Nimfadora też tam trafiła, więc to z Gryfonami musi coś
być nie tak — odrzekł wrednie, czyli jak zawsze, kiedy mówił o domu Lwa. Jednym
niespodziewanym ruchem zdarł z niej szaty. Hermiona pisnęła, bo chwyt był na
tyle mocny, że jej podkoszulek również powędrował niebezpiecznie w górę…
— Granger, ty się rumienisz — powiedział z
błyskiem w oku — chyba nie sądzisz, że kogoś zainteresujesz swoim dziecięcym
ciałem?
Kpina, on cały był czystą kpiną.
— Dziecięcym? — oburzyła się, a jej głos
zapiszczał. — Pan chyba żartuje, jestem kobietą w pełnym tego słowa znaczeniu —
podparła ręce na biodrach, bojowo nastawiona.
— Chcesz o tym porozmawiać, czy napić się
herbaty? — zapytał z dalej uniesioną brwią i błyszczącymi oczami, z takimi
dobrymi iskierkami, które pewnie wzbudziłyby w niejednym uczniu strach tym jego
sadystycznym — jak się mogło wydawać — rozbawieniu.
— Herbaty — mruknęła, ignorując jego
złośliwe parsknięcie.
Pojawiła się przed nią filiżanka, która
bez zawartości ważyłaby tyle co piórko. Ściany w porcelanie były grubości igły.
— Rodzinna porcelana — zauważył jej
zainteresowanie — jeden z rodowych spadków po arystokratycznej rodzince ze
strony matki. Robota goblinów — stukał palcami w ściankę filiżanki,
przyglądając się swoim ruchom, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
— Piękna — szepnęła, przyglądając się
kwiecistym wzorom przy uchwycie kubka, które rozciągały się korzeniami, tworząc
mozaikę. Zafascynowała się nimi zanim… zastygła w bezruchu, kiedy zrozumiała.
Lilie. Od razu upiła łyk herbaty, przestając się interesować ich detalicznością
i zastanowiła się czy te kwiaty będą ją prześladować do końca życia.
Nienawidziła ich.
— Czemu próbowałaś zasmarkać mi laboratorium?
— zapytał niespodziewanie, nie sądziła, że mogłoby go to zainteresować.
— A dlaczego pan pyta?
— Z ciekawości — powiedział, jakby to było
coś oczywistego. Spojrzał na nią jak na idiotkę. — Jako jedyna ze swojego
towarzystwa potrafiłaś trzymać emocje na wodzy, kiedy Pan Potter wolał
wyciągnąć różdżkę i bezsensownie machać nią na lewo i prawo, a Pan Weasley
zapominał języka w gębie — zadrwił, wspominając najwyraźniej jakieś wydarzenie,
bo jego onyksowe oczy zaszły na moment mgłą.
Zatkało ją.
— Czy pan mi właśnie powiedział
komplement? — zamrugała kilka razy, a kiedy Snape oblał się nikłym
rumieńcem, myślała, że spadnie z krzesła. On i pochwała, kto by pomyślał —
poczuła miłe ciepło, które rozkosznie rozchodziło się po jej ciele, zaczynając
w okolicach serca, ale wystarczyło, że zerknęła na filiżankę, a to uczucie
zniknęło. Odchrząknęła. — Powiedziałam Harry’emu i Ronowi o naszych lekcjach…
moich i Draco — dodała pospiesznie — niech pan tak na mnie nie patrzy! Wiem, że
ma pan ich za…
— Kretynów? — uśmiechnął się złośliwie.
— Właśnie — pokiwała niecierpliwie głową i
chociaż nie powinna, miała ochotę roześmiać się z jego uwagi. Ostatecznie
przegryzła wargę, aby nie dać mu powodów do złośliwości. Ile lat broniła ich
przed każdą niegrzeczną opinią, a teraz miałaby się z nich nabijać? I to z kim,
samym Snapem… to byłoby nie w porządku. — Ale nawet oni zauważyli, że
codziennie znikam na kilka godzin, więc… skończyłam z kłamstwami, a oni uroili
sobie w głowach dziwne pomysły.
— Dalej nie odpowiedziałaś mi na pytanie —
nalegał i był przy tym śmiertelnie poważny.
— No tak — westchnęła i na siłę wydobywała
z siebie każdą oktawę. Czuła się niezręcznie, negliżując się nie tylko w
podkoszulku, ale i dzieląc swoje emocje, które po fakcie, nie były dla nikogo
ważne; co znaczy, że nie musiała się nigdy tłumaczyć. A jednak on ją zmusił.
Kiedyś myślała, że bez walki się nie podda, nie odsłoni się przed nikim, a
jednak wystarczyła ludzka ciekawość, którą okaże właściwa osoba. — Harry uznał,
że to, co tu robię jest moją sprawą; zaakceptował to... Jednak Ron… zaczął
wymyślać niestworzone historie, które są po prostu śmieszne…
— Jakie historie? — z porcelanowej twarzy
nic nie pozwolił sobie zdradzić, a jednak oczy błądziły po niej, chłodne i
wyczekujące, jakby wszystkiego się spodziewały, właśnie gotowe na wszystko.
— Kiedy Draco przyjdzie? — zapytała,
ignorując jego pytania, co zauważył z westchnieniem irytacji.
— Za dziesięć minut — odpowiedział, nawet
nie zerkając na zegarek, wiercił w niej swoje spojrzenie, miała wrażenie, że
nie mruga — a kiedy na dłuższą chwilę mu się przyjrzała — jej wrażenie miało
słuszność. Co tu dużo mówić, to zainteresowanie onieśmielało ją. — Odpowiedź.
Ręce ściskały filiżankę z wystygłą
herbatą, miała przemożną ochotę, aby ją stłuc na najbliższej ścianie. A Snape
widział to, co ją jeszcze bardziej irytowało.
— Przebywam tutaj bardzo dużo czasu — jej
głos był zachrypnięty — Ron uznał, że skoro mówię Draco po imieniu znaczy to
tylko jedno… wie pan co… — pokiwała głową, niemożliwie zawstydzona z takiego
obrotu ich rozmowy.
Milcząc, czekał, aż zbierze się na odwagę.
— Zaprzeczyłam. — Powiedziała z
sardonicznym uśmiechem. — Draco to przyjaciel taki sam, jak Harry czy Ron. Nie
interesuję mnie w żaden sposób, a kiedy Ron to zrozumiał… uznał, że to pan mnie
interesuję.
Powiedziała to — Merlinie — naprawdę to
zrobiła. Przełknęła ślinę, nie chciała na niego patrzeć, jednak ciekawość
przezwyciężyła nad chęciami.
— Potem mówił o panu i Draconie rzeczy,
które mnie zdenerwowały i powiedziałam o słowo za dużo. Ja i Ron… nie będziemy
przyjaciółmi, kiedy on nie zaakceptuje pana, Dracona i Blaise’a. Płakałam, bo
boję się, że on…
Snape pokiwał głową, beznamiętnie
wpatrując się w Hermionę, ale już mniej natarczywym wzrokiem, był zamyślony, a
ona za wszystkie skarby świata chciałaby wiedzieć, o czym myśli. Co się roi w
umyśle Mistrza Eliksirów i Oklumencji. Umyśle, który był w stanie przechytrzyć
Czarnego Pana i cały czarodziejski świat, stojąc po odpowiedniej stronie
barykady od samego początku, ogłaszając swoje szpiegostwo — ze Śmierciożercy do
wojennego bohatera w ułamku sekundy.
— Nie powinnaś płakać — odezwał się w
końcu, a jego głos odbił się echem w Sali — przyjdzie czas, kiedy zrozumiesz,
kto jest twoim przyjacielem. I nie chodzi mi tu tylko o Pana Weasleya — machnął
szybko różdżką, a filiżanki zniknęły. Teraz to ona nie potrafiła oderwać od
Snape’a oczu, nie rozumiejąc, co właśnie powiedział. Jeśli to nie o Rona
chodziło, to o kogo? Zanim przyszło olśnienie Draco wszedł do środka, jak
zawsze nonszalanckim krokiem, ale to jego szeroki uśmiech poraził Hermionę.
— Nareszcie jesteś wcześniej, Granger. —
Draco uśmiechnął się delikatnie, a choć w jego głosie nie było drwiny, w jego
słowach pobrzmiewało, jak puszczone dzwoneczki na wietrze, drugie dno, bijące
uporczywie w uszach. Nie dopuściła do siebie sensu tych słów, było na to o
wiele za wcześnie.
Już dawno nastał wieczór.
***
Może rozmowa
przy filiżance herbatki?
Ach, te mądrości Severusa, przy filiżance herbaty... Sama zachłysnęłam się swoją, gdy to zaproponował... Sev taki wyrozumiały, no no. O kogo mu chodziło? Hmmm...
OdpowiedzUsuńRon i te jego domysły... Dobrze chłopak myśli, dobrze...
Rozdział perfekcyjny, po prostu idealny.
Nie umiem nic sklecić, nadal jestem w małym szoku...
Sama się zachłysnęłam, gdy to pisałam. Severus wie o dużo rzeczach, w końcu idealny szpieg, czyż nie tak?
UsuńNie jest idealny, nawet nie powinien, ale też nie jestem z niego zadowolona, zabrakło mi tego ,,czegoś".
Jakim szoku? :(
Ja to mam wyczucie :3
OdpowiedzUsuńZobaczyłam, że nowy post i poszłam zrobić herbatę. Uwielbiam ten rozdział. U w i e l b i a m. Snape mnie zaskoczył, jak nigdy wcześniej. W życiu nie spodziewałabym się, że zaproponuje Granger herbatę i będzie wypytywał co się stało.
"- Nie powinnaś płakać – odezwał się w końcu, a jego głos odbił się echem w Sali – przyjdzie czas, kiedy zrozumiesz, kto jest twoim przyjacielem." - bardzo podobał mi się ten fragment. Severus jest taki idealny .-.
Niesamowicie przedstawiasz ich relacje. Te wszystkie kłótnie, docinki i nieliczne "normalne" rozmowy.
Czy mi się wydaje, czy Hermiona jest zazdrosna? Filiżanki z lilią... Lily, prawda? Teraz jestem przekonana, że to sevmione, tyle, że za każdym razem, kiedy się do czegoś przekonuję, Ty zmieniasz wszystko xD
Ron i jego wybuchowość. No ale, czym byłoby Złote Trio bez niego? Ciekawi mnie, kiedy zacznie tolerować Ślizgonów. Bo w końcu, jakby nie patrzeć, Hermiona jest dla niego ważna.
Tajemnicza końcówka. Cóż to za ukryty sens? Oczywiście i tak na razie się nie dowiem, ale to intrygujące.
I to chyba koniec moich wypocin na dziś.
Do jutra! :D
B.
PS A pod poprzednim rozdziałem pytałaś, jak było. Świetnie, choć męcząco :D
Masz, Black, masz. Herbata jest lekiem na wszystko... szkoda, że tytuł bloga to ,,Hermiona Granger i gorzki smak kawy". Kto to wymyślił?
UsuńSeverus nie jest idealny, jest nieprzewidywalny, a to prawie synonimy, każdy człowiek chce być zaskakiwany, w tym cały sęk jego doskonałości, choć zastanawiam się, co do jego osobowości i ich relacji, dalej jestem zdania, że piszę trochę zbyt... banalnie, jeśli chodzi o Hermionę i Snape'a.
Tak, Hermiona nie lubi tych kwiatów. :)
Ron będzie się długo przekonywał do zmiany zdania, nastąpi to za wiele stron, odłożyłam ich trochę w czasie. Właściwie Ron nigdy do końca się nie przekona do Ślizgonów. ALE, jest właśnie jedno ale.
Końcówka napisana piętnaście minut przed publikacją. Kobieta zmienną jest, czy tak to leciało? Myślę, że ostatnie dwa zdania są dość wymowne, nie zostawiające wątpliwości, co do pewnej kwestii.
Skoro było świetnie, to się cieszę. A trud fizyczny jest na swój sposób przyjemny i, wbrew pozorom, odpręża. Mam nadzieję, że wypoczęłaś.
Awww, niesamowity rozdział. Jak ja kocham Severusa, omnomnom!
OdpowiedzUsuńW tym rozdziale był genialnie idealny, też chcę się z nim napić herbaty, no! :D Coraz więcej Sevmione wyczuwam <3
A Ron to jednak kretyn, zgadzam się ze Snape'em :D
Ej, Ron to wcale nie kretyn... jest tylko wybuchowy. Nie skreślajcie go tak od razu. :(
UsuńDziękuję za miły komentarz, a i muszę przyznać Ci rację... też bym się z nim napiła, tyle że kawy. I byśmy rozmawiali. Chętnie znajdę osobę, która jest równie wredna, co ja. A Snape niewątpliwie do nich należy.
Do jutra!
Ja też myślę, że herbata jest w stanie rozwiązać wszystkie problemy! Działa jak najlepszy eliksir, potwierdzone info. :>
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podobał! Jest taaaaki długi, więc naprawdę jestem zadowolona.
Ron to czasami skończony kretyn, ale tylko czasami! Zresztą, w książce też święty nie był. Ile razy Hermiona i on się ze sobą kłócili? Jak na razie nie mogę nic złego na jego temat powiedzieć - po prostu chłopak ma swój charakter, wybuchowy jest i nie myśli czasem, co mówi.
Rozmowa przy herbatce ze Snapem była nader interesująca... Oni normalnie rozmawiali! Nie było żadnych warknięć, krzyków, latających zaklęć we wszystkie strony. To jest nowość. Dziewczyny piszą, że sevmione, a ja, że dramione. No niech któraś opowie się po mojej stronie. :C Ale na końcu Draco wszedł! Jest nadzieja. Bo to dramione. Wiem to. :]
Czekam na kolejny rozdział.
Boże, zobaczyłaś mój komentarz na blinny. Mogę się już chować do szafy?
M.
Herbata jest całym lekiem na zło, gdyby Snape ją pił codziennie, może stałby się spokojny... żartuję, musiałby do tej herbaty wlać środki nasenne, wtedy moje prognozy by się sprawdziły.
UsuńWłaśnie, Ron to Ron, nie można go skreślać od tak, to dalej rudy chłopak, który obgadywał Hermionę w pierwszej klasie, a potem kłócili się ze sobą przez pięć książek. (Wykluczam Insygnia Śmierci, ta książka dla mnie nie istnieje...).
Krzyków i zaklęć nie było, ale Snape dalej był sarkastyczny, tylko miał małą chwilę słabości.
Ja jestem po twojej stronie, M! Jasne, że jest nadzieja!
Nie chowaj się do szafy, komentarz był kochany.
Dracze!!!! Na reszcie!!!!
OdpowiedzUsuń