piątek, 6 lutego 2015

Rozdział trzydziesty piąty

— Eee… i na czym to polega? — zapytał Ron z głupią miną, a Hermiona posłała mu blady uśmiech, bo przynajmniej próbował opanować złość — czerwone policzki i uszy go zdradzały. Harry chciał najpierw wysłuchać wszystkiego, chociaż przychodziło mu to z trudem; nie mógł przeżyć, że był okłamywany przez tak długi czas i to przez Hermionę, o którą by o to nie podejrzewał.
— No więc — Hermiona przełknęła nerwowo ślinę —  codziennie z Draco — Ron skrzywił się, kiedy użyła jego imienia — ważymy w laboratorium Snape’a eliksiry, które mają nas przygotować do egzaminów, wykraczają one często poza program nauczania, ale idzie nam nieźle…
— Hermiono, mogłabyś się wypowiadać za siebie? — zapytał rozeźlony Ron, ale mina mu zrzedła, kiedy zmasakrowała go wzrokiem. Chciała mu coś odpowiedzieć, ale Harry pokazał niewerbalnie, że ma się Ronem nie przejmować i po prostu kontynuować.
— Spędzamy u Snape’a po siedem godzin — westchnęła ciężko, aby zignorować wściekłe spojrzenie Rona — czasami więcej…
— Dlatego byłaś taka zmęczona! — zauważył odkrywczo Harry, odwołując się do okresu, kiedy jeszcze ze sobą rozmawiali; przed jej pobytem w Skrzydle Szpitalnym.
— Tak — pokiwała zniecierpliwiona, nie lubiła, kiedy ktoś jej przerywa — jestem wykończona, ale z dnia na dzień jestem coraz lepsza, dużo się uczę, a towarzystwo Dracona i Snape’a jest nawet miłe…
— Co?! — krzyknęli jednocześnie, zdziwieni, a Pani Pince posłała im mordercze spojrzenie, co od razu ich uciszyło, ale szok im minął — nie była zaskoczona ich reakcją, czego innego miałaby się po nich spodziewać…
— Nie krzyczcie — zrugała ich Hermiona, ale na jej twarzy wpełzł rumieniec. — Draco się zmienił, wiesz przecież o tym, Harry…
— Tak, ale Snape… — Harry wyraźnie zmarkotniał, był zdezorientowany tym, co właśnie usłyszał.
— Da się do niego przyzwyczaić, chociaż czasami mam go ochotę utopić w kociołku — pokręciła rozbawiona głową, na chwilę spuszczając wzrok i wspominając jakieś wydarzenie — albo zrzucić z Wieży Astronomicznej, ale jednak… rozumiem go, Harry, bardziej czasami niż bym chciała — uratował nam życie tą zgorzkniałością, więc trudno od niego wymagać, aby był pogodnym człowiekiem.
Harry i Ron spojrzeli po sobie — jeden zrozumiale, a drugi sceptycznie; ale czekała cierpliwie na to, aż powiedzą co o tym wszystkim sądzą. A przynajmniej była ciekawa Harry’ego, Ron umiał się tylko wściekać.
— Noo… — zaczął Harry — chyba nie powinienem się dziwić, zawsze miałaś do Snape’a nadludzkie pokłady cierpliwości…
— Nie tylko do niego — oburzyła się, marszcząc brwi. — Musiałam mieć do was więcej cierpliwości. On nie zachowuje się, jak chłopiec z niedoborem adrenaliny — powiedziała naburmuszona i doskonale wiedziała, że ostatnie zdanie jest kłamstwem. Snape zachowuje się czasami gorzej od dziecka.
Harry zakamuflował śmiech, zakrywając usta dłonią, tak aby jego czerwony po cebulki włosów przyjaciel niczego nie zauważył.
— Gdyby Snape cię gnębił — powiadomił ostrzegawczo Ron, wypinając chwalebnie pierś — lub Malfoy; wiesz, że my ci pomożemy, a w razie czego…
— Co? — zapytała zdziwiona, a po chwili uśmiechnęła się, chociaż próbowała się opanować, aż w końcu zaśmiała, a obaj zrobili urażone miny. — Ron, co ty możesz Snape’owi zrobić? On jest bardziej utalentowanym czarodziejem od Dumbledore’a.
— Nie prawda! — krzyknął Harry, a na głowie wylądował mu wielki wolumin. Obejrzał się zdziwiony, a bibliotekarka groziła mu niebezpiecznie palcem.
Odwrócił się z powrotem, przeklinając w duchu tą starą jędzę.
— Obawiam się, że mam rację, Harry. Nie przyglądałam się, jak walczy, ale stojąc od  niego kilka cali dalej, czuje się ogromną magię. — Powiedziała wszechwiedzącym tonem.
Nie chciała wspominać o jej połączonej magii, bo przecież nic o jej chwilowej fascynacji czarną magią nie wiedzieli, nie wspominała nawet słówkiem o tym całym incydencie. Niepokój ją ogarniał, gdy wyobraziła sobie zawiedzioną minę Harry’ego, że to właśnie ona miała coś wspólnego z tak znienawidzoną przez niego częścią magii.
— Co ty robiłaś parę cali od niego? — zapytał znienacka Ron, na chwilę zawieszając odrabianie pracy domowej.
— Och, Ron! — zacisnęła dłoń wokół pióra ze złości. — Ty wszędzie widzisz podteksty! To nauczyciel… — dodała, jakby to było dla niej oczywiste.
— No niby tak… — zaczął Ron łagodniej, połechtany jej wybuchem. Jednak nie był do końca przekonany. — Ale spędzasz z tym nietoperzem więcej czasu niż z nami…
— I co z tego? — odparła oburzona takimi insynuacjami, ale najgorsze miało dopiero nadejść. — I co z tego, Ron? — powtórzyła, a policzki ją zapiekły. — Do czego zmierzasz?
— Eee… — zmieszał się, a Harry niezauważalnie pokręcił głową, gdy Ron rozlał atrament po jego wypracowaniu. Potter wziął się za ratowanie pracy, zbierając atrament różdżką, ale pozostała dwójka była zajęta zaciętą kłótnią. — No do tego, że mówisz o Snapie, jak kiedyś o Lockharcie…
Hermiona nabrała ze świstem powietrze, a obaj wiedzieli, że jej anielska cierpliwość właśnie wyparowała.
— Ja śmiesz — wysapała chłodno, a jej policzki powoli bladły, a rumieńce znikały. Wpatrywała się z mocą w Rona, ale ręce brutalnie pakowały rzeczy do szkolnej torby — Ron? Czy zdajesz sobie sprawę, co mi zarzucasz, czy twój mózg został na obiedzie i pożarłeś go razem z ziemniakami? Zawsze odznaczałeś się brakiem taktu, ale myślałam, że masz choć trochę oleju w głowie i dasz sobie spokój z podobnymi aluzjami, dlatego postanowiłam was nie okłamywać; miałam nadzieję, że zmądrzałeś, ale chyba ja też czasami się mylę — warczała, dodając podniesionym głosem. — Jaka byłam głupia! Ale wiesz co? Lubię Snape’a, Dracona i Blaise’a, więc jeśli chcesz się ze mną przyjaźnić to bierzesz mnie całą, czyli również nimi.
Przy ostatnich słowach jej głos się załamał, ale to nie z powodu wspomnianych Ślizgonów, a głębokiego rozczarowania. Zarzuciła torbę na ramię i wyszła z biblioteki, trzaskając drzwiami i udając, że nie czuje palącego spojrzenia Pani Pince. Nawet kiedy łzy zamazały obraz, nogi same ją poprowadziły w stronę lochów, gdzie nigdy nie szukała pocieszenia, ale trzeźwiącego głosu Severusa. Może wściekłego głosu, warknięcia, może krzyku, po prostu jego głosu.
— Jesteś wcześniej — zauważył suchym głosem — zamknij za sobą drzwi.
Zamknęła je za sobą posłusznie, ale tylko nikłe kliknięcie potwierdziło go, że wykonała jego polecenie. Uczennica podeszła do swojego stanowiska, a on wiercił w nią ciekawskie spojrzenie — było ono ukryte za kpiącym uśmiechem.
Snape wyglądał nienagannie, ale nawet zza łez mogła dostrzec, że go zaskoczyła — zapewne przed jej przyjściem założyłby obszerne szaty i surdut, który odbierał mu wiele z sylwetki, ale przynajmniej nie wyglądał na tak wychudzonego. Jednak przyszła wcześniej, a i w takim wydaniu ją… onieśmielał, wstyd przyznać.
Czarne oczy błądziły, skupione i pełne czegoś, co wzbudzało z niej szacunek od przeszło siedmiu lat. Tak, samym spojrzeniem mógł jej pokazać kim on jest, a kim ona powinna być i jak się zachowywać. Czasami wyobrażała sobie, jak po siedmiu latach nauki, w dniu wyjazdu z Hogwartu, kiedy przestanie być jej nauczycielem, powie do niego po imieniu, jak równy z równym. To się jednak stało wcześniej, czym była zdezorientowana, bo powiedziała to imię już nieraz, ale tym samym nie czuła zawodu. To było nawet miłe uczucie wypowiadać jego imię, chociaż żyła w strachu, bo jeszcze jej za to nie pokarał, a było to o wiele więcej niż dziwne.
Biała koszula delikatnie prześwitywała, a mięśnie drgały przy najmniejszym ruchu. Opięte czarne spodnie… co brzmiało w jej głowie nawet zabawnie, bo jeszcze kilka miesięcy temu nie sądziła, że zobaczy Severusa bez czarnych szat i tym bardziej nie wiedziała, że ten widok nie spowoduje u niej mdłości. Była do niego przyzwyczajona takim, jakim był i wszelkie zmiany powodowały u niej zawroty głowy, ale tak było z każdym z nas. Kiedy ktoś jest, nie doceniamy, a gdyby np. Harry zginął, zatopiłaby się we własnym smutku, co może nie jest do niej podobne, ale jednak i tą część siebie musiałaby poznać. Była tylko człowiekiem…
Potrząsnęła nerwowo głową, ze zgrozą zdając sobie, jak bardzo w swoich myślach się zapędziła, a ile on był w stanie z nich wyczytać i wykorzystać.
Spojrzała na niego, ale też wydawał się zamyślony. Marszczył krzywy i długi nos, ale pewnie nie zdawał sobie nawet z tego sprawy.
— Napatrzyłaś się? —  mruknął, a jego leniwy wzrok prześlizgnął się wprost na nią.
Gdyby przed chwilą nie płakała przez głupie insynuacje Ronalda pewnie by coś odpyskowała, odwarknęła, ale tak… Nie zarumieniła się, bo już przez bieg do lochów była czerwona. A Snape zdziwił się tym brakiem reakcji.
— Teraz to pan się na mnie patrzy, jak w malowane wrota… niech pan przestanie — niech pan przestanie.
Spuściła wzrok na kociołek, w którym miała ochotę zatopić jego łeb, bo kiedy miała lekki kryzys, pierwszy raz od dawna, musiał być uszczypliwszy niż zwykle.
Uszczypliwy? To jest dla ciebie uszczypliwość? Współczucia się spodziewałaś? Weź się w garść… — warczała jej podświadomość. Zebrała się na tyle w sobie, aby ponownie spojrzeć na twarz, która była usłana pogardą. Och, jesteśmy w domu.
— Przestanę, jeśli ty dasz sobie spokój z rykiem w moim laboratorium, Granger.
Skrzywiła się, kiedy usłyszała w tym jad, którym sam bazyliszek by nie pogardził. Spróbowała zdjąć czarne, zimowe i kilkuwarstwowe szaty, aby skrócić tą mękę i na chwilę go nie widzieć, wtedy czuła się bardziej pewna siebie.
— Nie przychodzę tu po raz pierwszy w podobnym stanie, więc nie wiem, czemu pan po raz pierwszy tego nie zignorował — burknęła, próbując wyplątać się z obszernego materiału, ale kiedy Snape ponownie się odezwał…
— Chcesz herbaty? — zapytał nagle aksamitnym i pełnym wyrachowania tonem, przez co zaplątała się we własne szaty, naturalnie, ze zdziwienia.
— Auć! — jęknęła, kiedy straciła równowagę i opadła z hukiem na podłogę, prosto na pośladki. — Jasna cholera…
Przeklęła pod nosem jeszcze kilka razy i usłyszała śmiech, który na chwilę pozbawił ją rozumu i zostawił z czarną dziurą w głowie. Przełknęła ślinę i przestała szamotać i kląć, nawet kiedy ten dźwięk umilkł. Potem poczuła, jak Snape szarpie ją do góry i stanęła na równe nogi. Nic nie widziała, bo przed oczami dalej miała czarny materiał.
— Dziwię się, że taką niezdarę wzięli do Gryffindoru… chociaż Nimfadora też tam trafiła, więc to z Gryfonami musi coś być nie tak — odrzekł wrednie, czyli jak zawsze, kiedy mówił o domu Lwa. Jednym niespodziewanym ruchem zdarł z niej szaty. Hermiona pisnęła, bo chwyt był na tyle mocny, że jej podkoszulek również powędrował niebezpiecznie w górę…
— Granger, ty się rumienisz — powiedział z błyskiem w oku — chyba nie sądzisz, że kogoś zainteresujesz swoim dziecięcym ciałem?
Kpina, on cały był czystą kpiną.
— Dziecięcym? — oburzyła się, a jej głos zapiszczał. — Pan chyba żartuje, jestem kobietą w pełnym tego słowa znaczeniu — podparła ręce na biodrach, bojowo nastawiona.
— Chcesz o tym porozmawiać, czy napić się herbaty? — zapytał z dalej uniesioną brwią i błyszczącymi oczami, z takimi dobrymi iskierkami, które pewnie wzbudziłyby w niejednym uczniu strach tym jego sadystycznym — jak się mogło wydawać — rozbawieniu.
— Herbaty — mruknęła, ignorując jego złośliwe parsknięcie.
Pojawiła się przed nią filiżanka, która bez zawartości ważyłaby tyle co piórko. Ściany w porcelanie były grubości igły.
— Rodzinna porcelana — zauważył jej zainteresowanie — jeden z rodowych spadków po arystokratycznej rodzince ze strony matki. Robota goblinów — stukał palcami w ściankę filiżanki, przyglądając się swoim ruchom, wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
— Piękna — szepnęła, przyglądając się kwiecistym wzorom przy uchwycie kubka, które rozciągały się korzeniami, tworząc mozaikę. Zafascynowała się nimi zanim… zastygła w bezruchu, kiedy zrozumiała. Lilie. Od razu upiła łyk herbaty, przestając się interesować ich detalicznością i zastanowiła się czy te kwiaty będą ją prześladować do końca życia. Nienawidziła ich.

— Czemu próbowałaś zasmarkać mi laboratorium? — zapytał niespodziewanie, nie sądziła, że mogłoby go to zainteresować.
— A dlaczego pan pyta?
— Z ciekawości — powiedział, jakby to było coś oczywistego. Spojrzał na nią jak na idiotkę.  — Jako jedyna ze swojego towarzystwa potrafiłaś trzymać emocje na wodzy, kiedy Pan Potter wolał wyciągnąć różdżkę i bezsensownie machać nią na lewo i prawo, a Pan Weasley zapominał języka w gębie — zadrwił, wspominając najwyraźniej jakieś wydarzenie, bo jego onyksowe oczy zaszły na moment mgłą.
Zatkało ją.
— Czy pan mi właśnie powiedział komplement? —  zamrugała kilka razy, a kiedy Snape oblał się nikłym rumieńcem, myślała, że spadnie z krzesła. On i pochwała, kto by pomyślał — poczuła miłe ciepło, które rozkosznie rozchodziło się po jej ciele, zaczynając w okolicach serca, ale wystarczyło, że zerknęła na filiżankę, a to uczucie zniknęło. Odchrząknęła. — Powiedziałam Harry’emu i Ronowi o naszych lekcjach… moich i Draco — dodała pospiesznie — niech pan tak na mnie nie patrzy! Wiem, że ma pan ich za…
— Kretynów? — uśmiechnął się złośliwie.
— Właśnie — pokiwała niecierpliwie głową i chociaż nie powinna, miała ochotę roześmiać się z jego uwagi. Ostatecznie przegryzła wargę, aby nie dać mu powodów do złośliwości. Ile lat broniła ich przed każdą niegrzeczną opinią, a teraz miałaby się z nich nabijać? I to z kim, samym Snapem… to byłoby nie w porządku. — Ale nawet oni zauważyli, że codziennie znikam na kilka godzin, więc… skończyłam z kłamstwami, a oni uroili sobie w głowach dziwne pomysły.
— Dalej nie odpowiedziałaś mi na pytanie — nalegał i był przy tym śmiertelnie poważny.
— No tak — westchnęła i na siłę wydobywała z siebie każdą oktawę. Czuła się niezręcznie, negliżując się nie tylko w podkoszulku, ale i dzieląc swoje emocje, które po fakcie, nie były dla nikogo ważne; co znaczy, że nie musiała się nigdy tłumaczyć. A jednak on ją zmusił. Kiedyś myślała, że bez walki się nie podda, nie odsłoni się przed nikim, a jednak wystarczyła ludzka ciekawość, którą okaże właściwa osoba. — Harry uznał, że to, co tu robię jest moją sprawą; zaakceptował to... Jednak Ron… zaczął wymyślać niestworzone historie, które są po prostu śmieszne…
— Jakie historie? — z porcelanowej twarzy nic nie pozwolił sobie zdradzić, a jednak oczy błądziły po niej, chłodne i wyczekujące, jakby wszystkiego się spodziewały, właśnie gotowe na wszystko. 
— Kiedy Draco przyjdzie? — zapytała, ignorując jego pytania, co zauważył z westchnieniem irytacji.
— Za dziesięć minut — odpowiedział, nawet nie zerkając na zegarek, wiercił w niej swoje spojrzenie, miała wrażenie, że nie mruga — a kiedy na dłuższą chwilę mu się przyjrzała — jej wrażenie miało słuszność. Co tu dużo mówić, to zainteresowanie onieśmielało ją. — Odpowiedź.
Ręce ściskały filiżankę z wystygłą herbatą, miała przemożną ochotę, aby ją stłuc na najbliższej ścianie. A Snape widział to, co ją jeszcze bardziej irytowało.
— Przebywam tutaj bardzo dużo czasu — jej głos był zachrypnięty — Ron uznał, że skoro mówię Draco po imieniu znaczy to tylko jedno… wie pan co… — pokiwała głową, niemożliwie zawstydzona z takiego obrotu ich rozmowy.
Milcząc, czekał, aż zbierze się na odwagę.
— Zaprzeczyłam. — Powiedziała z sardonicznym uśmiechem. — Draco to przyjaciel taki sam, jak Harry czy Ron. Nie interesuję mnie w żaden sposób, a kiedy Ron to zrozumiał… uznał, że to pan mnie interesuję.
Powiedziała to — Merlinie — naprawdę to zrobiła. Przełknęła ślinę, nie chciała na niego patrzeć, jednak ciekawość przezwyciężyła nad chęciami.
— Potem mówił o panu i Draconie rzeczy, które mnie zdenerwowały i powiedziałam o słowo za dużo. Ja i Ron… nie będziemy przyjaciółmi, kiedy on nie zaakceptuje pana, Dracona i Blaise’a. Płakałam, bo boję się, że on…
Snape pokiwał głową, beznamiętnie wpatrując się w Hermionę, ale już mniej natarczywym wzrokiem, był zamyślony, a ona za wszystkie skarby świata chciałaby wiedzieć, o czym myśli. Co się roi w umyśle Mistrza Eliksirów i Oklumencji. Umyśle, który był w stanie przechytrzyć Czarnego Pana i cały czarodziejski świat, stojąc po odpowiedniej stronie barykady od samego początku, ogłaszając swoje szpiegostwo — ze Śmierciożercy do wojennego bohatera w ułamku sekundy.
— Nie powinnaś płakać — odezwał się w końcu, a jego głos odbił się echem w Sali — przyjdzie czas, kiedy zrozumiesz, kto jest twoim przyjacielem. I nie chodzi mi tu tylko o Pana Weasleya — machnął szybko różdżką, a filiżanki zniknęły. Teraz to ona nie potrafiła oderwać od Snape’a oczu, nie rozumiejąc, co właśnie powiedział. Jeśli to nie o Rona chodziło, to o kogo? Zanim przyszło olśnienie Draco wszedł do środka, jak zawsze nonszalanckim krokiem, ale to jego szeroki uśmiech poraził Hermionę.
— Nareszcie jesteś wcześniej, Granger. — Draco uśmiechnął się delikatnie, a choć w jego głosie nie było drwiny, w jego słowach pobrzmiewało, jak puszczone dzwoneczki na wietrze, drugie dno, bijące uporczywie w uszach. Nie dopuściła do siebie sensu tych słów, było na to o wiele za wcześnie.

Już dawno nastał wieczór.

***

Może rozmowa przy filiżance herbatki?



9 komentarzy:

  1. Ach, te mądrości Severusa, przy filiżance herbaty... Sama zachłysnęłam się swoją, gdy to zaproponował... Sev taki wyrozumiały, no no. O kogo mu chodziło? Hmmm...
    Ron i te jego domysły... Dobrze chłopak myśli, dobrze...
    Rozdział perfekcyjny, po prostu idealny.
    Nie umiem nic sklecić, nadal jestem w małym szoku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się zachłysnęłam, gdy to pisałam. Severus wie o dużo rzeczach, w końcu idealny szpieg, czyż nie tak?
      Nie jest idealny, nawet nie powinien, ale też nie jestem z niego zadowolona, zabrakło mi tego ,,czegoś".
      Jakim szoku? :(

      Usuń
  2. Ja to mam wyczucie :3
    Zobaczyłam, że nowy post i poszłam zrobić herbatę. Uwielbiam ten rozdział. U w i e l b i a m. Snape mnie zaskoczył, jak nigdy wcześniej. W życiu nie spodziewałabym się, że zaproponuje Granger herbatę i będzie wypytywał co się stało.
    "- Nie powinnaś płakać – odezwał się w końcu, a jego głos odbił się echem w Sali – przyjdzie czas, kiedy zrozumiesz, kto jest twoim przyjacielem." - bardzo podobał mi się ten fragment. Severus jest taki idealny .-.
    Niesamowicie przedstawiasz ich relacje. Te wszystkie kłótnie, docinki i nieliczne "normalne" rozmowy.
    Czy mi się wydaje, czy Hermiona jest zazdrosna? Filiżanki z lilią... Lily, prawda? Teraz jestem przekonana, że to sevmione, tyle, że za każdym razem, kiedy się do czegoś przekonuję, Ty zmieniasz wszystko xD
    Ron i jego wybuchowość. No ale, czym byłoby Złote Trio bez niego? Ciekawi mnie, kiedy zacznie tolerować Ślizgonów. Bo w końcu, jakby nie patrzeć, Hermiona jest dla niego ważna.
    Tajemnicza końcówka. Cóż to za ukryty sens? Oczywiście i tak na razie się nie dowiem, ale to intrygujące.
    I to chyba koniec moich wypocin na dziś.
    Do jutra! :D
    B.
    PS A pod poprzednim rozdziałem pytałaś, jak było. Świetnie, choć męcząco :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz, Black, masz. Herbata jest lekiem na wszystko... szkoda, że tytuł bloga to ,,Hermiona Granger i gorzki smak kawy". Kto to wymyślił?
      Severus nie jest idealny, jest nieprzewidywalny, a to prawie synonimy, każdy człowiek chce być zaskakiwany, w tym cały sęk jego doskonałości, choć zastanawiam się, co do jego osobowości i ich relacji, dalej jestem zdania, że piszę trochę zbyt... banalnie, jeśli chodzi o Hermionę i Snape'a.
      Tak, Hermiona nie lubi tych kwiatów. :)
      Ron będzie się długo przekonywał do zmiany zdania, nastąpi to za wiele stron, odłożyłam ich trochę w czasie. Właściwie Ron nigdy do końca się nie przekona do Ślizgonów. ALE, jest właśnie jedno ale.
      Końcówka napisana piętnaście minut przed publikacją. Kobieta zmienną jest, czy tak to leciało? Myślę, że ostatnie dwa zdania są dość wymowne, nie zostawiające wątpliwości, co do pewnej kwestii.
      Skoro było świetnie, to się cieszę. A trud fizyczny jest na swój sposób przyjemny i, wbrew pozorom, odpręża. Mam nadzieję, że wypoczęłaś.

      Usuń
  3. Awww, niesamowity rozdział. Jak ja kocham Severusa, omnomnom!
    W tym rozdziale był genialnie idealny, też chcę się z nim napić herbaty, no! :D Coraz więcej Sevmione wyczuwam <3
    A Ron to jednak kretyn, zgadzam się ze Snape'em :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, Ron to wcale nie kretyn... jest tylko wybuchowy. Nie skreślajcie go tak od razu. :(
      Dziękuję za miły komentarz, a i muszę przyznać Ci rację... też bym się z nim napiła, tyle że kawy. I byśmy rozmawiali. Chętnie znajdę osobę, która jest równie wredna, co ja. A Snape niewątpliwie do nich należy.
      Do jutra!

      Usuń
  4. Ja też myślę, że herbata jest w stanie rozwiązać wszystkie problemy! Działa jak najlepszy eliksir, potwierdzone info. :>
    Rozdział bardzo mi się podobał! Jest taaaaki długi, więc naprawdę jestem zadowolona.
    Ron to czasami skończony kretyn, ale tylko czasami! Zresztą, w książce też święty nie był. Ile razy Hermiona i on się ze sobą kłócili? Jak na razie nie mogę nic złego na jego temat powiedzieć - po prostu chłopak ma swój charakter, wybuchowy jest i nie myśli czasem, co mówi.
    Rozmowa przy herbatce ze Snapem była nader interesująca... Oni normalnie rozmawiali! Nie było żadnych warknięć, krzyków, latających zaklęć we wszystkie strony. To jest nowość. Dziewczyny piszą, że sevmione, a ja, że dramione. No niech któraś opowie się po mojej stronie. :C Ale na końcu Draco wszedł! Jest nadzieja. Bo to dramione. Wiem to. :]
    Czekam na kolejny rozdział.
    Boże, zobaczyłaś mój komentarz na blinny. Mogę się już chować do szafy?

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Herbata jest całym lekiem na zło, gdyby Snape ją pił codziennie, może stałby się spokojny... żartuję, musiałby do tej herbaty wlać środki nasenne, wtedy moje prognozy by się sprawdziły.
      Właśnie, Ron to Ron, nie można go skreślać od tak, to dalej rudy chłopak, który obgadywał Hermionę w pierwszej klasie, a potem kłócili się ze sobą przez pięć książek. (Wykluczam Insygnia Śmierci, ta książka dla mnie nie istnieje...).
      Krzyków i zaklęć nie było, ale Snape dalej był sarkastyczny, tylko miał małą chwilę słabości.
      Ja jestem po twojej stronie, M! Jasne, że jest nadzieja!
      Nie chowaj się do szafy, komentarz był kochany.

      Usuń