Kiedy Astoria wyszła, zostawiając
Hermionę bez słowa — w szatynce coś pękło, pokruszyło na drobne, samotne
kawałki, spadające pod jej sercem, jeden po drugim. Chciała spokoju, chociaż po
wojnie, chociaż krótką chwilę pełną spokoju. Musiała stąd uciec, jak najdalej
oraz jak najszybciej.
Wstała, jeszcze z mokrymi włosami oraz
czerwonymi oczami i wyszła ze swoich prywatnych kwater.
Kiedy stanęła przed posągiem chimery,
chwilę się zastanowiła, jak wejść do środka. Jednak po chwili wyjęła różdżkę,
szepcząc: Confundus.
Chimera uskoczyła z opóźnieniem, powoli
ukazując przejście, które miało prowadzić do gabinetu Dumbledore’a. To było za
proste; pomyślała zdziwiona, a złe przeczucia usadowiły się na jej ściśniętym
żołądku.
— Witam, Panno Granger — usłyszała miły
głos, który z pewnością należał do dyrektora. No tak, właśnie wychodził,
dlatego chimera się otworzyła, zganiła się w myślach. Przecież w Historii
Hogwartu pisało wyraźnie, że tego typu zaklęcia nie działają na zabezpieczenia
do gabinetu dyrektora. To najlepiej strzeżone miejsce w Hogwarcie.
— Dzień dobry — przywitała się, ale nie
wykrzesała z siebie cienia uśmiechu.
— Wejdź, proszę — Dumbledore wskazał na
drzwi do swojego gabinetu, a gdy to zrobił, otworzyły się. Zauważyła, że
dyrektor nie miał w ręku różdżkę — a więc i dyrektor opanował w sobie tą moc;
magia bezróżdżkowa. Tak samo, jak Snape. Też muszę się za to zabrać; pomyślała
z goryczą.
— Co cię do mnie sprowadza, moja droga? —
zapytał, siadając za biurkiem. Nawet się nie rozejrzała, siadając naprzeciwko
biurka, ale szepty zaczęły być coraz wyraźniejsze, a Fineas Nigelus nie bawił
się w takie animozje, jak dyskrecja.
— Na brodę Merlina — mruknął pod nosem,
zaskoczony. — To przecież Hermiona Granger — dodał już głośniej i pewniej.
Usiadł dostojniej w swojej ramie, dumnie wypinając pierś, podkreślając ile jest
w nim arystokracji.
— Dzień dobry — skinęła zdawkowo głową w
stronę byłego dyrektora, rumieniąc się delikatnie.
— Przywlokłeś ją tu siłą? — profesor
Black warknął w stronę dyrektora. Przez twarz Albusa przeszedł dziwny cień, ale
potem znowu wyglądał, jak rozpromieniony starusze, jakby usłyszał właśnie dobry
dowcip.
— Panna Granger sama postanowiła nas
odwiedzić, Fineasie — odparł miło. Za miło; zauważyła Hermiona, kiedy Black od
razu zamknął usta i powrócił do udawania, że śpi, choć oczy miał jedynie
zmrużone. Hermiona i Albus spojrzeli na siebie.
— Ach, nie przejmuj się tym — Dumbledore
machnął ręką, widząc jej zdziwioną minę i uniesione wysoko brwi — jesteś tutaj
rozpoznawana, zresztą, jak wszędzie. Nawet wśród portretów budzisz respekt,
Hermiono Granger — jej imię wymówił melodyjnie, jakby było ono czarnomagiczny
zaklęciem. Zacisnęła dłoń na krawędzi krzesła.
Przez chwilę miała ochotę wyprzeć się
swojego nazwiska. Rumieńce zniknęły z jej twarzy, a zdziwione spojrzenie
ustąpiło pustce. Stała czujność; w jej głowie zadudnił chrapliwy głos Moody’ego.
— Chciałam porozmawiać o Astorii
Greengrass i Terrym… — zaczęła.
— Oczywiście, to naturalne — wtrącił się
Dumbledore i otworzył szufladę w biurku, wyciągając z niej rolkę pergaminu i
podał ją Hermionie. — To raport z przesłuchania Panny Greengrass i Pana Boota.
Myślę, że mogą panią zainteresować, Panno Granger.
— Dziękuję — powiedziała, a jej wzrok
przez chwilę zawiesił się rolce papieru. — Jednak nie o tym dokładnie chciałam
porozmawiać.
— W takim razie zamieniam się w słuch —
odparł widocznie zniecierpliwiony. Miała wrażenie, że tylko czekał, aż w jego
towarzystwie zajrzy, co jest na pergaminie. Ale opanowała się, w żadnym wypadku
nie chciała stracić kontroli nad sytuacją… i nad sobą.
— Do przerwy świątecznej zostało niecałe
dwa tygodnie, profesorze, więc pomyślałam, że… mogłabym opuścić Hogwart o ten
czas wcześniej i wrócić na drugi semestr.
Dyrektor spojrzał na nią swoim
przenikliwym spojrzeniem, a błękit jego tęczówek zaczął po prostu rozsiewać w
niej strach. Przeczuła przemożną ochotę, żeby warknąć w stronę dyrektora, aby
przestał się gapić, ale po dłuższej analizie, zrugała siebie — to przecież
Dumbledore.
— Rozumiem, że to, co się do teraz
wydarzyło trochę zaczęło cię przytłaczać, mam rację? — kiwnęła głową, a on
wydawał się tym poruszony. — W dodatku nie tak dawno zakończyła się wojna
— chciałaś zapewne odpocząć, a tu coś takiego.
— Z ust mi pan to wyciągnął, profesorze —
odpowiedziała, kiwając twierdząco głową jeszcze żywiej, pełna nadziei.
— Widzi pani, Panno Granger, osobiście
się zgadzam — w końcu materiał masz już opanowany, aby dobrze zdać Owutemy —
jednakże to nie do końca moja decyzja — przełknęła głośną ślinę, domyślając
się, do czego może zmierzać. — Profesor Snape wiele razy… wspominał, że to, co
robi dla ciebie i Dracona jest pochłaniające — przyjął was pod swoje skrzydła,
więc jeśli to profesor Snape zgodzi się na twój… urlop, nie widzę przeszkód.
Och, no tak — szkoda tylko, że Hermiona
widziała jedną wielką przeszkodę w postaci cholernego nietoperza, który za
Chiny nie da jej wolnego —Ha! — jeszcze na dodatek ją wyśmieje i każe pracować
od świtu do rana — dzięki wielkie za taki urlop! Co za felerny… nie to przecież
nie był przypadek. Dumbledore zrobił to umyślnie, gdyby go prosiła o coś, co ją
utrzyma w tym samym miejscu, zgodziłby się bez wahania i wcale nie zwalił
decyzji na barki profesora Snape’a.
Dumbledore wpatrywał się w nią z dobrym
uśmiechem, który był chyba jego stałym atrybutem, ale Hermionie zaczął wydawać
się irytujący, więc chciała już ukrócić swoje męki.
— Świetnie — powiedziała bezbarwnym
tonem… a co jej tam; uśmiechnęła się promiennie; a po minie dyrektora
wiedziała, że nie takiej reakcji się spodziewał. — W takim razie dziękuję za
poświęcony mi czas. Do widzenia.
— Miłego wieczoru, Panno Granger —
odpowiedział, a ten sam dobroduszny uśmiech pożegnał ją. Kiedy wychodziła z
komnat Snape’a miała ochotę trzasnąć drzwiami… kiedy jednak wychodziła z
gabinetu dyrektora to już nie była ochota, a czysta potrzeba. Ale nie będzie
dawać nikomu satysfakcji — i tak już się czuła, jak skończona idiotka.
Niemniej jednak — była głodna, a w
połączeniu ze wściekłością — była to mieszanka wybuchowa, więc zeszła na
kolację. Musiała jeszcze powiedzieć Draco o wieczornych zajęciach ze Snapem
Westchnęła, kiedy przy stole nie znalazła
Dracona, ale uwagę przykuł jej, kto inny. Pisnęła, gdy upewniła się, że to ta
sama osoba, o której myśli. Blaise!; pisnęła na głos, a kilkoro Ślizgonów
posłało jej zgorszony uśmiech, ale nie przejęła się tym. Podbiegła do Zabiniego
od razu.
— Jak Cassie się czuje? — zapytała
szeptem, siadając obok ciemnoskórego współlokatora.
— Cassie? — odparł nieobecnym głosem, ale
zaraz dodał:
— Nie chce tutaj o tym rozmawiać, Granger
— jego głos był chłodny, a ona zrozumiała, że każdy im się przysłuchuje.
— Muffiato
— szepnęła, a on pokiwał
głową.
— Poprawia się jej, ale nie wróci już w
tym semestrze — powiedział, patrząc na Hermionę, a jego twarzy była bez wyrazu,
zresztą jak zwykle, ale jednak widziała w jego ruchach coś ponurego i
przytłaczającego, jakby na jego nadgarstkach przez całe plecy ciągnęły się
żelazne łańcuchy, krępujące nie tylko ruchy. — Myślę, że już na święta będzie
całkiem zdrowa.
Szatynka pokiwała głową i spuściła na
chwilę wzrok.
— Pewnie wiesz, że to ja miałam być
ofiarą — mówiła cicho, choć przecież nie było to konieczne, bo i tak nikt by
ich nie usłyszał. — To ja powinnam tam leżeć…
— Przestań — warknął nagle, zaciskając
pięści na sztucach — cieszę się, że tak to się skończyło. Gdybyś to ty wypiła
pierwsza; nie przeżyłabyś. Nikt z naszej trójki nie umiałby na tyle zahamować
trucizny, jak ty to zrobiłaś. Cassie żyje, to jest dla mnie najważniejsze. Poza
tym… Draco mi mówił, co się stało dzisiaj — dodał, lustrując ją tajemniczym
spojrzeniem. Była niemal pewna, że jej współczuł.
— Co? — zapytała z niedowierzaniem z
powrotem patrząc się w brązowe oczy Blaise’a. Z niedowierzania przeszła we
wściekłość. — Nie miał prawa tego robić! — oburzyła się, wywołując na jego
wargach hamowany uśmiech.
— Jasne, że nie miał. Jednak… był
zszokowany na tyle, aby o tym na chwilę zapomnieć. On coś w twoich
wspomnieniach zobaczył, co jego doprowadziło do takiego stanu. Nie jest ci w
stanie spojrzeć ci w oczy, Hermiono — jej imię wypowiedział matowo. Westchnęła,
dziękując Merlinowie, że to jemu przychodzi jej się zwierzać.
W Gryffindorze przyjaciele by umarli dla
ciebie.
W Slytherinie przyjaciele by zabili dla
ciebie.
— Przecież to ten rytuał… — powiedziała
od razu, ale Blaise jej przerwał.
— To nie to. On jako syn śmierciożercy
widział o wiele gorsze rzeczy. Nie wiem, co mogło go tak wytrącić z równowagi… nie
wiem i mnie to ciekawi. Przypomnij sobie…
Reszta słów Zabiniego już do niej nie
dochodziła, bo ona doskonale wiedziała, co Draco zobaczył — jak mogła nie
wiedzieć, przecież co noc przejawiało się to w jej koszmarach; które były
przesycone śmiercią. Ale domyślała się, że to go zszokowało. W swoich snach
bała się o ludzi, na których jej zależało. Było tam wiele niepożądanych osób i
sam Draco — zaczął się pojawiać, kiedy zrozumiała, że go lubi, ale co to
zmienia? Co w tym szokującego?
Wstała z ławki, ignorując pytający wzrok
Blaise’a, choć była mu wdzięczna.
Zeszła do lochów, ale nie do Snape’a,
tylko do Dracona. Nie znała hasła, ale miała wrażenie, że zaklęcie Confundus tutaj
się idealnie nada — i miała rację. Rzuciła na siebie zaklęcie Kameleona, ale
potem zrozumiała, że nie było takiej potrzeby, bo każdy już był na kolacji.
Prawie każdy, oczywiście.
Była pierwszy raz w Slytherinie, chociaż
prawie jej się udało tu dostać w drugiej klasie, gdyby nie dodała do Eliksiru
Wielosokowego włosa kota; przypomniała sobie to wydarzenie z rozbawieniem.
Ważyła miesiąc najbardziej trudny eliksir w tamtym czasie, a przy
najłatwiejszej czynności się wyłożyła — dodała zły włos!
Znalazła w końcu tabliczkę na drzwiach z
napisem Draco Malfoy — Kapitan Drużyny Quidditcha. Ze
zdziwieniem stwierdziła, że Draco ma prywatne dormitorium. Zapukała do środka,
a po dwóch sekundach blondyn otworzył jej drzwi.
Wepchnęła się do środka, nie oczekując
zaproszenia i w końcu zdjęła z siebie zaklęcie i już nie była niewidzialna.
— Co ty tu robisz? — zapytał ze złością
Draco.
— A jak myślisz? — odpowiedziała
opryskliwie. Ze zdziwieniem stwierdziła, że Ślizgon nie ma na sobie koszulki, a
biodra miał owinięte tylko ręcznikiem. Jednak ten widok nawet jej nie speszył. —
Możesz się ubrać?
Draco wzruszył ramionami, ale podszedł do
szafy, a ona w ostatniej chwili się odwróciła, bo Malfoy — wcale niespecjalnie!
— zrzucił bez uprzedzenia ręcznik.
— Kretyn — mruknęła, słysząc za sobą
złośliwy parsknięcie.
— Już — powiedział, a Hermiona odwróciła
się. Malfoy stał przed nią w mugolskim ubraniu. — Co stało, że postanowiłaś
odwiedzić ślizgońskie progi, Granger?
— O, wróciliśmy do nazwisk, świetnie —
burknęła ponuro, a Draco wzniósł oczy ku niebu, zapewne błagając o cierpliwość.
— Dobrze, Hermiono, powiesz mi o co
chodzi?
— Jesteś niemożliwy! — krzyknęła
rozeźlona, zaciskając pięści ze złości — przecież to ty wyraźnie masz jakiś
problem. Nie wiem, co sobie ubzdurałeś czytając moje wspomnienia, ale na pewno
można to jakoś wyjaśnić…
— Jak chcesz wyjaśnić, że potraktowałaś
mojego ojca Crucio, Granger — no jak?
Tak myślała.
— Draco — jęknęła rozpaczliwie — nigdy
sobie tego nie wybaczyłam, rozumiesz? Twój ojciec skrzywdził moich przyjaciół;
torturował ich. Nie jestem idealna, a wtedy zebrały się we mnie takie pokłady
nienawiści, że… wolałabym o tym nie pamiętać. To jedna z dwóch zbrodni, której
nie powinnam popełniać — zwłaszcza, że stałam po stronie Zakonu.
— Jaka była druga zbrodnia? — zapytał, a
ona na samo wspomnienie zielonego snopu światła, wydobywającego się z
jego różdżki, miała wrażenie, że się rozpłacze.
— Fenir Greyback zabił Lavender Brown na
moich oczach. Nie pomyślałam nawet o zaklęciu — ono samo wydobyło się z mojej
różdżki. Ale nie ugodziło Greybacka…
Pierwsze łzy zaczęły swoją wędrówkę.
Patrzyła się w głąb zaczarowanego okna, które, mimo że byli w lochach;
pokazywało iskrzące się słońce — to jednak Hermiony nie uspokoiło.
— … tylko Colina Creevey, który akurat
przebiegał koło nas.
Powiedziała i na nowo rozdrapała stare
rany, które nie mogły się zabliźnić. Nic nie pomagało — chociaż Draco był
pierwszą osobą, która się o tym dowiedziała, ale zwierzenie też nie przyniosło
jej ulgi.
Nawet już
przestała ścierać łzy bo i tak zaraz pojawiały się nowe. Nie spojrzała ani razu
w oczy Draco, bała się, co może w nich ujrzeć — współczucie, złość, nienawiść?;
żadne z tych uczuć nie przyniosłoby jej ukojenia. Po prostu musiała nauczyć się
żyć z myślą, że jest mordercą.
Hermiona zabiła Colina? Dziewczyno...
OdpowiedzUsuńJak nie ma Severusa to tak jakoś pusto juz. Brakuje tych jego zgryzliwości, sarkazmów, ironii no i w ogóle jego. Jak bym się cieszyła, gdyby to było Sevmione bo jest ich bardzo mało. A dobrych to ze świecą szukać...
Ja się serio zaczynam bać co takiego Dumbledore wymyślił i o co mu chodzi. Jakoś tu go nie lubię...
I kto chce tak bardzo zabić Herm?
Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi....
ech no nic,
pozdrawiam.
Bez Severusa jest mdło, prawda? Lubię, gdy rozmawia z Hermioną, to niemal czysta ja, tak dziwną komunikację z ludźmi mamy we krwi.
UsuńNie mogę nic powiedzieć, ale fakt, dobrych Sevmione jest bardzo mało, mogę policzyć na palcach jednej ręki - dlatego byłoby to wyzwanie, pisać coś tak trudnego.
Muszę jeszcze wymyślić, kto chce ją zabić. ;_;
Przeczytałam może trzy dobre Sevmione i jestem coraz bardziej pewna, że jeśli to tez będzie ten paring to będzie następne. Piszesz z lekkością podobna do mrocznej88, tak bardzo fajnie i szybko się czyta...
UsuńMoim zdaniem to powinien być ktoś kto występuje okazjonalnie ale jednak występuje (a nie jak wtedy z Terrym wyskoczylas ni z gruszki ni pietruszkę) i się po nim tego nie spodziewa... To jednak tylko moje zdanie a ostateczna decyzja oraz pomysł należą do ciebie.
Nie porównuj mnie do mrocznej88, bo to nie ma porównania ,,Bez cukru" to mistrzostwo, a mi do tego jeszcze daleko, bardzo długa droga przede mną.
UsuńPowiem w sekrecie, że Terry był i jest symbolem, potem okazać się może nawet pietruszką. Spokojnie, mamy czas. :)
Ojeejku! Malfoy zły, że Hermiona potraktowała jego ojca crucio? Naależało się Luckowi o.o
OdpowiedzUsuńKombinacje Dumbledore'a coraz bardziej intrygujące, cóż on znowu spiskuje...
Poprzedniczka dobrze pisze, brakuje Severusa i baaardzo milutko byłoby, gdyby to Sevmione się tu pojawiło :D
To do jutra ;D
Jak pisałam, Sevmione byłoby wyzwaniem... zresztą napisanie dobrego, godnego uwagi Dramione również, bo jest ich tyle, że niektóre wątki się notorycznie powtarzają.
UsuńJeśli mam być szczera, pierwsze głębsze zbliżenie, czyli obnażenie się z uczuciami przed pewnym mężczyzną, ma miejsce za bardzo długo. (Pięćdziesiąt cztery strony dalej).
Wracając jednak... nie chcę zdradzać głównej pary, zajmijcie się akcją, a nie tylko ta przepalona, spreparowana, pożal się Boże, miłość.
A mi Snape'a, przepraszam bardzo, nie brakuje. Każdego po trochu, przecież nie może go być w każdym rozdziale, bo się w końcu nim znudzimy, a chyba nie o to chodzi, prawda?
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podobał, chociaż taki krótki, łyknęłam go w dwie sekundy. :c Podobała mi się rozmowa Hermiony z Dumbledorem. Była przeprowadzona tak naturalnie, chociaż to, że nie pozwolił jej zwolnić te dwa tygodnie, o, to było wredne!
Jeej, Hermiona wparadowała do Draco, a on był w samym ręczniku, jej! Sytuacja się rozwija, ja wiem, że to dramione. Szkoda, że Draco oskarża Hermionę za to, że ta rzuciła na jego ojca Crucio. No ale, nie okłamujmy, się, należało mu się. Poza tym, Hermiona zabiła Colina...? Kompletnie mnie tym zaskoczyłaś i normalnie siedzę z otwartą buzią. Ale kurcze, to nie w niego to zaklęcie miało trafić, miało paść na Greybacka! Draco jest pierwszą osobą, której wyjawiła ten sekret - musi mieć do niego duże zaufanie. Mam jedynie nadzieję, że ten jej nie odtrąci, nie zachowując się przy tym jak kretyn, tylko jakoś wesprze. Fajnie by było, jakby to było Dramione, bo takiego jeszcze nie czytałam. He, ale są zdania podzielone. : )
Czekam na kolejny rozdział!
M.
Nie brakuje, bo teraz sobie go czytasz, ale przyznaj, że w Bez cukru jest świetny. Ale zgadzam się z tym, tak samo jak za Draco trzeba było zatęsknić to pora na Snape'a i tyle.
UsuńWłaśnie Dumbledore wyszedł mi z lekka źle, nie jestem przekonana, co do niego. Ale i tak dużo go nie będzie, więc...
Tak, Hermiona wparowała do jego sypialni, jak... no.
Owszem, Lucjuszowi się należało, jednak pamiętajmy o jej wrażliwości, a dla Dracona to dalej był ojciec, okrutny czasami, ale ojciec. Ich relacja trochę się pokomplikowała (Hermiony i Draco). Ale jestem pewna, że Draconowi skruszyło się serce, gdy Hermiona wybiegła z jego pokoju z płaczem... jakież to dramatyczne.
Wyjawiła mu pierwszy sekret nieświadomie, chciała się czuć mniej winna - powiedzieć mu, co chciał wiedzieć. Ja tak to widzę, chociaż zaufanie też gra tu swoją rolę, ale mniejszą.
Jest multum takich Dramione. So sad.
Zgadzam się z przedmówczynią, Snape'a mi tutaj też jakoś szczególnie nie brakuje. Rozmowa z Dumbledorem ciekawa, w sumie to skomplikowanie Hermiony jest fajnie opisane. Zazwyczaj jest traktowana jako kujonka itp. a tu proszę nie szablonowo ma coś za uszami. Scena z Draconem, no genialna, w końcu się wyjaśniło o co strzelił focha...ale końcówka - robi wrażenie, ogromne wrażenie!
OdpowiedzUsuńAch, czyli 2 na 2, nie no, to nie zawody, po prostu rozbieżność zdań jest tutaj naprawdę mile widziana.
UsuńOch, nie zawsze. Hermiona w dalszej mierze kocha książki, naukę (dlatego czarna magia ją pochłonęła), ale też jest człowiekiem. Popełnia błędy. Choć te błędy są potrzebne w przyszłych wątkach.
Dziękuję, do jutra!
Witam, witam :v Wróciłam Bl
OdpowiedzUsuńAch, chciałam zostawić długi, piękny komentarz pod najnowszym rozdziałem, ale doszłam do wniosku, że pozapominam co chcę napisać .-.
Ciekawi mnie, co knuje Dumb, nie podoba mi się jego zachowanie.
Draco w samym ręczniku, mmm :3
Strasznie mnie zaskoczyłaś tymi sekretami Hermiony. Ja wiem, że Draco musiało to boleć, w końcu to jego ojciec, ale Lucjusz popełnił przecież więcej zbrodni ;-;
No i Colin. To przecież był czysty przypadek, co za pech .-.
Dobrze, że Cassie dochodzi do siebie, mam nadzieję, że Draco też się ogarnie. Lecę czytać dalej,
Black
No, nareszcie. Trochę się działo, jak Cię nie było.
UsuńDraco w samym ręczniku... mniam.
A ja bym chętnie przeczytała o paringu Dumb x Hermiona xddd nie no,twoje opowiadanie jest tak świetne, że aż brak słów *-* czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńJ.M.K.
Uhuhu, dziękuję!
UsuńKiedyś może coś takiego stworzę, jeśli nauczę się pisać dobre parodie. Zawsze to jakaś odskocznia od normalnych, poważnych ( t a k ) opowiadań.
Ale... to, oto opowiadanie miało być tylko odskocznią. Dziękuję za komentarz!
Uff... W końcu nie ma Snape'a... Draco mój bogu *.* Nie mogę... Hermiona mordercą...Lecę!
OdpowiedzUsuń