Miała
wszystko w wielkim — naprawdę ogromnym — poważaniu. Wybiegła z Pokoju Życzeń i
bała się. Pierwszy raz tak bardzo się bała iść do laboratorium Mistrza
Eliksirów; wyglądała tragicznie, ale to pominąwszy.
Po prostu
nic nie powie i tylko przejdzie do swojego stanowiska, a jeśli jakiś łut
szczęścia jej dopisze — w co naprawdę chciała wierzyć — nikt nic nie zauważy.
Draco pewnie ją zignoruje, żeby potem ją wypytać, więc Snape będzie tylko
problemem.
Draco dalej
miał jej za złe, że torturowała jego ojca. Co prawda jego ojciec nie żył, ale
sam fakt, to było niedopuszczalne — nawet już nie miała ochoty się
usprawiedliwiać przed samą sobą. Weszła do laboratorium, ukrywając twarz za
kurtyną włosów.
Nikogo
jednak w środku nie było. Uśmiechnęła się blado, bo pierwsze szczęście miała
już w garści.
Koło
kociołka znalazła instrukcję, co ma robić, więc od razu zeszła do magazynku na
składniki. Dzisiaj miała przyrządzić Eliksir Rozpaczy — wynalazł go sam
Voldemort, lecz to nie zmieniało, że powinna umieć go wykonać. Brzydziła się
tym, ale jednocześnie wyczuła dreszcz podniecenia, gdy uzmysłowiła sobie, że
Snape musi jej ufać skoro zostawił ją z tak pogiętą formułą w samotności. A
może to miał być jakiś jego test? Możliwe, ale poradzi sobie.
Zabrała się
do bazy.
Minęło pół
godziny, kiedy wrzuciła pierwszy składnik do lodowatej wody — pierwszy eliksir,
który nie wymagał odpalenia ognia pod kociołkiem. Zaintrygowało ją to i zajęła
swoje myśli pracą, zapominając o całym świecie. Teraz była tylko ona i ta
instrukcja.
Nie
zauważyła, kiedy z gabinetu cichaczem wślizgnęły się dwa węże — Draco i Snape.
Przyglądali się jej, ale tego nie dostrzegła, bo ręce pracowały na najwyższych
obrotach, a ona miała wlepiony wzrok w plan działania, co chwilę zastanawiając
się, czy obrobiło dość idealnie składniki. Obaj Ślizgoni spojrzeli na siebie.
Szare oczy były zdziwione, a czarne nie wyrażały nic.
Kiedy
pierwsze opary zaczęły buchać z kociołka, nie powstrzymała ciskających się łez —
ten smród był dołujący.
To było coś
odwrotnego, co czuła w Amortencji, a jednocześnie to samo. W Eliksirze Miłosnym
czuła zapach i czując go, była spokojna, jakby zebrała właśnie wszystkie
gwiazdki z nieba. A Eliksir Rozpaczy przywodził jej na myśl to, co pragnęła
najbardziej, a nie mogła tego mieć — niektóre pragnienia miały przynieść tylko
nieszczęście.
Kiedy
zaczęła mocno płakać, przypominając sobie ostatnie oznaki życia na twarzy
Colina Creevey, chciała rzucić wszystko i spaść, niby przypadkiem, z Wieży
Astronomicznej, bo ból wspomnień był nie do opisania. Ale stała dalej w tym
samym miejscu, dalej nie zdając sobie sprawy, że jest obserwowana.
Nie mogła
wiedzieć, że Draco zmierzał w jej kierunku, aby ją w jakiś sposób pocieszyć,
ale Snape zatrzymał go wpół kroku — z tylko sobie znanego powodu.
Choć dla
niej to było jasne — musiała ze swoimi demonami uporać się sama.
Jednak kiedy
osunęła się na chłodne kafelki i zaczęła wyć z rozpaczy, bo przed jej oczami
zaczęło się rozciągać zielone światło, a wspomnienia zaczęły się materializować
tak, że zabijała osobę, którą kocha — jej największe obawy zaczęły się
przeistaczać w rzeczywistość., wcielając w jej życie co nocne koszmary.
Przyjaciele leżeli martwi u jej stóp, a ona stała śmiejąc się z wyciągniętą
przed siebie różdżką, a zielone promienie błyskały na wszystkie strony coraz
szybciej, a śmiech pełen szczęścia, który wydobywał się z jej gardła, dzwonił w
uszach.
— Zrób coś —
warknął Draco w stronę Snape’a. Severus z miną męczennika wziął dziewczynę,
postawił do pionu, ale ona dalej nie zdawała sobie sprawy, gdzie się znajduje i
nie miała władzy nad swoim ciałem. Snape westchnął i jednym ruchem wziął ją na
ręce, kopniakiem otwierając drzwi od gabinetu.
Gdyby
sytuacja była odpowiednia — Malfoy tarzałby się ze śmiechu. Snape wziął na ręce
bezwładną uczennicę i postanowił iść z nią do swoich prywatnych kwater —
nietypowe zachowanie. Jednak sytuacja była dokładnie inna, nie śmiał nawet
parsknąć śmiechem. Miał tylko nadzieję, że łzy Hermiony były jedynie
spowodowane oparami z kociołka, a nie... czymś innym. Był wdzięczny Severusowi.
Nie było
sensu na siłę zamykać oczu — widok był cały czas taki sam. Gdy otworzyła lub
zamknęła oczy, widok był przerażający. Widziała wszystkich martwych, każdą
osobę, na której jej minimalnie zależało. Nie było w tej stercie trupów Snape’a.
On
zmaterializował się obok niej.
— Granger,
uspokój się... — jego głos był opanowany i delikatny, jak jedwab. Tylko raz
mówił do niej w ten sposób — po raz kolejny, kiedy była w kompletnej rozsypce —
ale ona chciała więcej. Mogła częściej być w takim stanie, jeśli on zwykłby tak
do niej mówić. Potrzebowała tych słów — a przynajmniej tak sobie mówiła.
Potrzebowała jego obecności. Był jak przyjaciel, był jak opiekun, był jak
strażnik. On po prostu zdawał się być, kiedy powinien — jakby już dawno
zdecydował się ją chronić. Chciała go — nie odpychała, a on też tego nie robił;
przecież wiedział, że to mogłoby wszystko zniszczyć. Nie zdawała sobie sprawy,
czy on naprawdę wie, czy to tylko jej wyobraźnia podsuwa jej szczegóły
wspomnień, które nie są wspomnieniami, a jej zwyczajnymi potrzebami. Był
powietrzem; o tak, jej nauczyciel — starszy o dwadzieścia lat. Nie był
przystojny, ale przecież do przyjaźni nie potrzebowała jego urody. Jednak rolą
starszego brata, czy ojca by tego nie nazwała — to było coś większego, już
prędzej mogłaby go okrzyknąć kandydatem na męża niż swoim ojcem — przecież to
jasne; w czarodziejskim świecie różnica dwudziestu lat to w mugolskim świecie
różnica pięciu — to jest nic — ale nie wiedziała, czemu zaczęła myśleć nagle o
Snapie w tych kategoriach. Wyobraźnia płatała jej figle. Snape jest
przyjacielem — te słowa musiała doprowadzić do swojej podświadomości, a nie je
uparcie odpychać, przecież to całkiem naturalne, że Severus jest kimś dla niej
ważnym. Może to dziwne, ale przyjaźń z Draco jest taka sama — po prostu dziwna.
Nie mogła tego zmienić, ani tego zatrzymać. Musiała się z tym pogodzić;
zwłaszcza, że było wiele chwil, których nie żałowała. Było wiele momentów, w
których tylko w towarzystwie Snape’a mogła poczuć się bezpieczna — zwłaszcza
kiedy w grę wchodziła ta cała szopka z atakami i innymi powojennymi
okropnościami.
— Nie mogę —
odszepnęła, wpatrując się w stertę trupów. W tle przeistoczył się Hogwart,
który stał w płomieniach — jej różdżka dalej rzucała zaklęcia, ale czy to
znaczy, że ona ich nie rzucała — czy znowu próbowała sobie wmówić, że jest
niewinna?
— Jesteś
niewinna, Granger — powiedział stanowczo Snape. Jego oczy… jego czarne,
przeszywające na wskroś oczy, które zwykły w jej koszmarach jako pierwsze
tracić ostatni blask życia.
— Czy to się
dzieje naprawdę? Czy ja to naprawdę robię? Czy to wszystko sen? — płakała coraz
mocniej, ale jakiś ostatnim cudem trzymała się na nogach. Sterta trupów
powiększała się coraz bardziej, kiedy łzy nie nadążały spływać po policzkach.
Zobaczyła w niej Harry'ego, Rona, Panią Weasley, McGonnagall, Blaise'a... jej
serce zatrzymało się na ułamek sekundy, gdy ujrzała tam zastygłą twarz matki,
martwą, bladą.
— To od
ciebie zależy.
— Czy jestem
mordercą? — zapytała, tym razem spoglądając prosto na niego. Opierał się
nonszalancko o bramę wejściową do Hogwartu, ubrany tak, jak lubiła; w czarne
spodnie i białą koszulę — patrzył prosto na nią, prosto w jej oczy, ale nawet
nie mogła dostrzec, jakie uczucia nim targają. Nie widziała przez łzy tych
drobnych gestów, w których ukrywał swoje emocje.
— Żaden
morderca nie ma takich obaw jak ty…
— Czyli to
są moje obawy? Dalej jestem pod wpływem oparów Eliskiru Rozpaczy… w takim
razie, co pan tu robi?
— Nie
powinnaś się mnie o to pytać, jak już sama zauważyłaś — jesteśmy w twojej
wyobraźni. Może wzięłaś sobie za punkt honoru, abym zawsze ci ratował tyłek,
robiąc za twoje osobiste sumienie? Wnioskuję to po twoich wcześniejszych
rozmyślaniach… — przewrócił oczami, widząc jej przerażoną minę — twoje
myśli były głośne, nie patrz tak na mnie, Granger.
Pokiwała
głową, uśmiechając się blado — widok spod jej zapuchniętych oczu zaczął się
uspokajać. Płomienie zaczęły spokojniej pożerać zamek; najwyraźniej, gdy ona
się uspokajały, jej obawy także.
— Skoro to
moja wyobraźnia — będę do pana mówić po imieniu, Severusie — powiedziała, a on
zrobił bliżej nieokreślony grymas, jak prawdziwy Snape. Jednak nie skomentował
tego.
— Coraz
częściej masz ochotę mówić do mnie po imieniu — zauważył z typowym dla siebie
wrednym uśmiechem, zbyt sugestywnym i niestosownym w relacji nauczyciel —
uczennica.
— Bo coraz
bardziej cię lubię — nie jesteś taki, jak wszyscy. Lubię nowości. Monotonia
jest irytująca. A ty, Severusie… nie ukrywajmy. Czasami zachowujesz się jak
obłąkany.
—
Oczywiście, nie jestem idiotą, jak cała reszta świata — zakpił, rzucając jej
wyzywający uśmiech, który znała na pamięć — ale przywykła do niego, aż w końcu
zaczęła za nim szaleć. Jego krzywe grymasy, aby każdego odstraszyć z czasem
zaczęły ją przyciągać. Może była po prostu masochistą, a może czuła dreszcz
adrenaliny przed nieznanym. Bo Snape był niebezpieczny.
— Jasne, że
jestem niebezpieczny — parsknął Snape. — Zabiłem więcej ludzi, niż ty pewnie
widziałaś na oczy, Granger. Torturowałem…
— Niech pan
przestanie tak mówić — pisnęła, widząc, że trupów zaczęło ponownie przybywać.
Znowu się bała, ale tym razem nie o siebie. — Nie jesteś mordercą, jesteś
bohaterem…
— A w tej
bajce były smoki? — drwił.
— Nawet tu
jesteś nieznośny! — burknęła ponuro. — Przecież wiesz, że mam rację, Severusie.
— Syknęła, dodając dobitnie — nie jesteś mordercą — w jej głosie pojawiła się
stalowa nuta, która przekonała mężczyznę, że nie warto z nią teraz o tym
rozmawiać.
Snape
przyjrzał się jej dłuższą chwilę. Nie mogła nic z jego ruchów wyczytać. Nawet
zmaterializowany przez jej wyobraźnię Severus wywoływał w niej dziwne uczucia,
czuła się niekomfortowo, bo cały czas znał jej myśl. To było frustrujące.
— Nie chce o
tym z tobą rozmawiać — wydusił z siebie w końcu, wypranym od uczuć głosem.
Bezdusznym głosem, jak jej się zdawało.
Rozluźniła
swoje dłonie, które wcześniej zaciskały się w pięści.
— Dobrze,
może kiedy indziej — mruknęła, a on zaśmiał się. Po raz drugi w jej obecności —
bo parsknięcia szyderczym śmiechem się nie liczyły. Prawdziwy, jak aksamit
śmiech. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wielka gula stanęła w jej gardle.
To on się pierwszy odezwał.
— Dlaczego
myślisz o mnie w ten sposób, dlaczego jestem dla ciebie przyjacielem? — zmienił
pozycję z nonszalanckiej na bardziej bojową. Wyczuła w nim pragnienie, może
nawet zwykłą ciekawość; co było jednym z jego bardziej ludzkich gestów. Dziwnie
się czuła, rozmawiając z jego drugą twarzą, twarzą którą pewnie nieliczni mieli
okazję widzieć.
— A dlaczego
o to pytasz?
— Jestem
twoim sumieniem. Najwyraźniej podpowiadam ci, jak stąd uciec. Najwyraźniej
odpowiedź ma rozwiać twoje obawy — zauważył, przypatrując się jej na pozór
oburzonej minie. Była rozbawiona.
— Jasne —
sarknęła — to bardzo wygodne cytować moje słowa — machnęła w końcu ręką i
odpowiedziała: — jesteś przyjacielem, bo mimo że nie jesteś idealny i nie
traktujesz mnie z szacunkiem, jesteś, kiedy nikogo innego nie ma. Muszę tak o
tobie myśleć, jestem do tego zobowiązana.
—
Zobowiązana? — zapytał, unosząc brew i marszcząc zabawnie czoło. Dało się w tym
wyczuć oburzenie, pośpieszyła więc z wyjaśnieniami.
— Tak, czuję
się w obowiązku mówić o tobie dobrze. Ale to nie jest przykry obowiązek, jakby
się mogło zdawać. Naprawdę cię lubię, a szacunek wyrobiłeś sobie u mnie, gdy
pierwszy raz uratowałeś Harry’ego.
Posmutniała
na chwilę, ale nie chciała znać powodu swojego smutku, bo jej sumienie
odczytałoby je i na pewno wypomniało. Nie chciała znowu tego roztrząsać.
— Teraz to
ja mam pytanie… — powiedziała Hermiona po chwili napiętej ciszy, uśmiechając
się nieśmiało — czy powinnam się tak angażować w przyjaźń z tobą?
Snape
odpowiedział na jej uśmiech, a ona pierwszy raz widziała to uczucie, jakim ją
obdarzył. Nie umiała go określić i nawet bała się to zrobić — w tym wypadku
wolała nie wiedzieć.
— Znasz
odpowiedzieć, Granger, a poza tym czas wracać. Spójrz — uniósł swój długi
palec, aby jej pokazać miejsce, w którym przed chwilą leżała sterta trupów. Ale
już jej tam nie było, a zamek nie palił się żywym ogniem. Było spokojnie, było
już dobrze.
— Skoro to
już koniec — rzuciła lekceważąco, pierwszy raz odkąd rozmawiała ze Snapem—sumieniem
była zdeterminowana. Severus spojrzał na nią niezrozumiale, gdy zmierzała ku niemu
z nonszalanckim krokiem. Zarzuciła mu ręce na szyję i wtuliła się zagłębienie
szyi, które tak uwielbiała, gdy przytulała się do Harry’ego czy kiedyś Rona.
Jednak ten uścisk był inny, bardziej intymniejszy. Poczuła zapach jego ciała
wymieszany z piżmowymi perfumami — ta mieszanka działała na nią kojąco. Ciało
Snape napięło się i nie odwzajemnił uścisku; był zbyt zszokowany. Jednak nie
dała mu przecież na odwzajemnienie tego gestu trzech sekund — bo dalej była już
tylko ciemność. Jednak mrok był w tym przypadku bardzo spokojny.
Gdy się
przebudziła, dziękowała niebiosom, że był to tylko nic nieznaczący sen...
Moja wyobraźnia lata mi figle. Juz wyobrażam sobie Snape'a jako męża... A wcześniej w ozdobiono na biało kościele, on z mina skazańca (no jak inaczej?) idzie do ołtarza w garniturze i w bialej koszuli... Jakoś najbardziej nie mogę uwierzyć w tą jego białą koszule którą w tym ff tak przedstawiasz. Czarne koszule tez są sexowne i mężczyźni na prawdę super w nich wyglądają. A ten biały po prostu do Snape nie pasuje. To tak samo jakby zaczął być mily dla Gryfonów, serio.
OdpowiedzUsuńJa, tak samo jak zamierzał Draco, tarzalam się po podłodze, wyobrażając sobie jak Severus niesie na rękach zaplakana Hermione wprost do prywatnych komnat. Uwierz czy nie, chętnie bym się z nią zmieniła... To chyba objaw jakiejś choroby psychicznej. Z reguły nie podobają mi się starsi faceci no i oczywiście wyjątkiem jest Snape (jakze by inaczej)
O Jezu jak mi brakowało tej konfrontacji Hermiona - Severus. Choć to sen, to i tak bardzo bardzo kocham ich rozmowy. Są takie... Inteligentne, dojrzałe i w ogóle...
Czekam na jutro, może się okaże co takiego zobaczyła Herm w tym pokoju, ale znając ciebie, okaże się ża jakieś 5 rozdziałów pewnie.
Pozdrawiam,
Expecto
Czekałam na jakiś odzew, już byłam na skraju nadziei, byłam jeszcze niecierpliwsza niż zwykle, bo to mój ulubiony rozdział. (Przed Wami jeszcze mój drugi ulubiony, strzeżcie się, tak samo pogięty, jak ten).
UsuńSzczerze mówiąc, masz dziwne wizje, naprawdę. Wybacz, ale moja wyobraźnia wyobraża go sobie zawsze w białej koszuli. Czarna koszula mi w tym wszystkim nie leży, nie dam się przekonać.
A ja zawsze miałam pociąg do starszych mężczyzn. Oczywiście nie starszych o dwadzieścia lat, bez przesady, ale lubię facetów, którzy faktycznie wyglądają jak faceci, a nie to co się teraz wyrabia... jestem staroświecka.
Staram się, żeby pokazać Hermionę i Snape'a jako ludzi na poziomie, nie wiem czy mi wychodzi, bo trudno to wszystko modelować. Ale jestem pełna zapału i nadziei do własnego tekstu, więc może kiedyś jakoś to będzie wyglądać.
Owszem, dowiecie się o Pokoju Życzeń za kilka rozdziałów, jeśli mnie pamięć nie myli... jednak zdradzę, że zawarłam odpowiedź i w tym rozdziale. Jest ona ukryta, ale dostrzegalna. :)
Przynajmniej moim zdaniem, ale ja często piszę niezrozumiale. Rozgadałam się, wybacz, do jutra!
No bo ja na prawdę nie jestem jeszcze przygotowana na sevmione, jestem dopiero na setnym rozdziale "Bez cukru", i stąd mój szok po przeczytaniu tego rozdziału. :( Dla mnie - odwiecznej fanki Draco, i całego dramione - tak, to jest szok. Śmiejcie się, dalej, ale po przeczytaniu miliarda opowiadań z Hermioną i Draco jako głównych bohaterach, to normalne. Ale! Spokojnie, ja do wszystkiego się przyzwyczaję. Bo ten rozdział był na prawdę bardzo, bardzo dobry - było dużo gładkich, płynnych opisów, wszystko działo się tak, jak powinno; nie przeniosłaś nagle akcji, tylko wszystko po kolei opisywałaś, więc super. Ja, w przeciwieństwie do mojej poprzedniczki, nie tarzałam się ze śmiechu. Ja w y ł a m. Wyłam to dobre określenie, zdecydowanie. Dlaczego kurde Draco tam stał i nic nie robił? Moja patelnia budzi się z zimowego snu i, serio, zaraz wprawię ją w ruch, przywalając kogoś! A tak poza tym to ładnie opisałaś ten cały "sen" Hermiony, jej rozpacz z powodu śmierci, dobrze wkomponowałaś postać Snape'a, jako jej własnego sumienia... Tak, to była na prawdę dobrze napisana scena, może nawet najlepsza z całego rozdziału.
OdpowiedzUsuńChciałabym być krytyczna. Czemu nie jestem.
I wiesz, dałaś mi jakiegoś kopa do napisania kolejnego rozdziału, ale jakoś tak mi się nie chce. Ale jakby mi się chciało, to bym napisała.
A, nieważne.
Czekam na kolejny.
PS. Ja też jestem ciekawa o co chodzi z tym Pokojem Życzeń. Zresztą, ja wszystko już bym chciała wiedzieć.
M.
M... ja i tak jestem dumna, zadowolona, uradowana i inne takie uczucia, że powoli Cię przekonuję do Severusa, na początku w ogóle go nie lubiłaś, pamiętam. I nie chcę, żebyś się do czegokolwiek przyzwyczajała, mam nadzieję, że po prostu to polubisz i tyle... :)
UsuńTwoje komplementy są jak lek na całe moje wewnętrzne zło. Zwłaszcza jeśli chodzi o te opisy, siedziałam nad nimi długo, często. Chyba się opłaciło.
Dałam Ci weny; cholernie mnie to cieszy. (Pamiętaj tylko dla kogo powinnaś pisać i się nie przejmować ignorantami...).
Chyba zrobiłam z tego Pokoju Życzeń bezsensowną tajemnicę, ale gdy ujawnię się z nią... będzie ona odpowiedzią na nękające Was pytanie, więc... czekam aż będę mogła ten rozdział opublikować.
Do jutra!
Wspaniały rozdział, jestem pod wrażeniem. Nie dziwię się, że jeden z Twoich ulubionych, świetnie opisany, niespodziewana akcja snu.
OdpowiedzUsuńSeverus taki idealny, ach <3
Hermiona ma ciekawe przemyślenia, baardzo mi się podobają, kandydat na męża i takie tam ^^ Mam nadzieję, że nie robisz mi tylko złudnej nadziei, prawda?
Jeszcze się dołączę do tego lubienia starszych facetów, jak mam dokładnie tak samo Salvio, lubię starszych facetów, tylko właśnie z tą dużą różnicą wieku :D
Czekam niecierpliwie na dzisiejszy rozdział ;)
Dziękuję, zapraszam na kolejny, już jest. Severus jest idealny, dopóki nie otworzy ust... i zacznie mówić.
UsuńTeż podobają Ci się starsi faceci? Hihi. Co poradzić, że czuję się w swoim wieku nieodpowiednio, Ci wszyscy ludzie z mojej szkoły są naprawdę jak dzieci. Jestem uwieziona w swoim ciele, drzemie we mnie dusza wolnej trzydziestolatki.
Do dzisiaj, czy do jutra? W każdym razie pozdrawiam!
Faktycznie, perełka. Genialnie Ci to wyszło, wszystko było tak super opisane. Bardzo lubię Hermionę warzącą eliksiry. Jest wtedy taka skupiona i profesjonalna... zupełnie jak Snape :3
OdpowiedzUsuńMyśli Hermiony co do Severusa, hihi. Wszystko wskazuje, że to sevmione, ale po Tobie można spodziewać się wszystkiego. To dobrze. Super to wymyśliłaś, że Snape jest sumieniem Hermiony. Napisałaś, że cieszyła się, że to był tylko sen, a przez moją głowę przemknęła myśl, że może nasz Mistrz Eliksirów słyszał to wszystko. Wtedy byłoby ciekawie.
No i Draco kazał coś zrobić Snape'owi, więc chyba nie może być bardzo źle. Tak jak moje poprzedniczki, jestem ciekawa co Hermiona zobaczyła w Pokoju Życzeń.
Został mi do przeczytania jeszcze jeden rozdział, więc widzimy się za chwilę :D
Ja go uwielbiam, chociaż gdy się go czytałam po pięć razy, wyłapując błędy... wszystko zbrzydnie po czymś takim.
UsuńUwaga: wszystkie myśli w tym rozdziale, uczucia, rozważania, były tylko i wyłącznie widziane oczami Hermiony. Wszystko się więc może zdarzyć. :)
Do dzisiaj!
...
OdpowiedzUsuńTrzy kropki nienawiści
Just kidding!
Po prostu chcę Dramione!!!!