sobota, 21 marca 2015

Rozdział sześćdziesiąty drugi

Następny poranek przyszedł niespodziewanie szybko, a Astoria była zdania, że ktoś rzucił klątwę na cały zamek, a właściwie na jego mieszkańców; ona sama miała idealny humor przez ostatni czas, osiągnęła wewnętrzny spokój i nie przejmowała się jutrem. Patrzyła na dzisiejsze słońce, dzisiejsze potrawy i dzisiejszych ludzi; to, co miało nadejść następnego dnia… niech nadchodziło, i tak wzruszy na to ramionami.
Może tylko wczorajszy dzień był trudniejszy do zignorowania. Miała na myśli całą swoją przeszłość, która ją nawoływała coraz głośniej — zwłaszcza nagrobek zmarłej siostry na skraju Zakazanego Lasu. Jej imię i nazwisko wyryte w zimnym marmurze, często to było tematem przewodnim jej snów. Zawsze potem, gdy tylko wstała, odwiedzała cmentarz. Wychodziło na to, że codziennie przed śniadaniem wybierała się na spacer. Oczywiście u schyłku Zakazanego Lasu nigdy nie czekała na nią niespodzianka.
Grób stał nietknięty. W dalej wściekle różowym kolorze, aby się wyróżniał, czego Dafne łaknęła, gdy tylko żyła i otwierała usta. Zawsze było jej wszędzie pełno, a już zwłaszcza przed lustrem. Mogła przed nim przesiadywać godzinami, aby poprawiać to, czego, zdaniem Astorii, nie dało się już uratować.

Astoria wpatrywała się z zamiłowaniem w swoją owsiankę, nie za bardzo miała świadomość, co się wokół niej dzieje, ale to była malutka część jej wewnętrznego szczęścia. Kompletna samotność. Nauczyła się żyć z samą z sobą, ze swoimi wadami i oczywiście licznymi zaletami. Nie była jako tako egoistką, ale umiała siebie docenić.
Dużo czasu zajęło jej dojście do wniosku, że trzeba przejść przez życie ze stoicyzmem. To tylko życie, smutna egzystencja i nic się na nią nie poradzi; czasami nawet nie warto się starać, w końcu i tak umrzemy — każdy z nas. Nie, wy głupi ludzie, nie jesteście wyjątkowi, też umrzecie i zostaniecie zapomniani, miała ochotę im to powiedzieć, ale przecież i tak by jej nie zrozumieli.
— Czy ta owsianka się do ciebie uśmiecha? Błagam, powiedź, że tak i się podziel. — Usłyszała jękliwy głos i zaskrzypienie ławki, która ugięła się pod ciężarem Blaise’a. Astoria spojrzała na niego przychylnym okiem, wręcz pobłażliwym. Chłopak wyglądał marnie.
— Coś się stało? — Zapytała delikatnie, rozglądając się wokół nich, ale niewiele osób przyszło na śniadanie. Była siódma rano, dla niektórych jeszcze pewnie świtało, choć słońce już dawno wzeszło, a Astoria razem z nim. Uwielbiała wschód i zachód.
— Nic z czym nie mógłbym sobie poradzić. — Westchnął zniecierpliwiony, a Astoria uniosła kpiąco brew, jedyna ślizgońska cecha, która jeszcze się w jej zachowaniu tak odznaczała. Kochała namiętnie kpić.
— Jak uważasz. — Nie czuła potrzeby, aby naciskać. Nie była wścibska, a dobrze wiedziała, że przez jej obojętność drugi człowiek czuje nagłą potrzebę, aby się wygadać. Czysta psychologia.
— Nie próbuj swoich sztuczek… — Blaise zagroził jej swoim widelcem i wrócił do powolnego memłania jajecznicy, która powoli zmieniała się w pastę jajeczną. Nie zdążył dokończyć swojej myśli, a do Wielkiej Sali wszedł Draco. Astoria nie westchnęła, nie zarumieniła się, ani też nie podskoczyła, jak ostatnia ofiara losu. Ledwo na niego zerknęła, co i tak wydawało się błędem; słońce, jej dotychczasowy powiernik, chyba ją wyklęło i wystawiło na otwarty front. Słońce wlewało się powolnymi promieniami do całej Sali, tworząc piękny efekt, zwłaszcza w połączeniu z platynowym blondem Dracona, który na ułamek sekundy zamigotał i zostawił czarną plamkę na jej tęczówce, jakby spojrzała w samo słońce. Jakby to Draco był jej słońcem, choć już dawno się sparzyła.
Od razu odwróciła wzrok, a Draco, choć przecież przyjaźnił się z Blaisem od pierwszej klasy, jedynie skinął w jego stronę głową i przeszedł do innej części stołu; dla Astorii było jasne, że tylko z jej powodu.
— Nie przejmuj się, on… potrzebuje czasu. — Powiedział Blaise, marny pocieszyciel.
— Tak sądzisz? — Zironizowała i zebrało jej się na wylanie żółci. Biedny Zabini. — Minęło sporo czasu, Blaise. On mnie nienawidzi, a ja nie oczekuję, że coś się w tej sprawie zmieni. I tym bardziej nie zamierzam się przejmować. — Jej stoicki spokój poszedł się pieprzyć z niewyparzonym językiem. Powiedziała Blaise’owi zbyt wiele.
— A w tej bajce były smoki? — Zakpił, nalewając do jej kubka kawy z mlekiem, nie lubiła gorzkiego smaku, więc dodała cukru. Potem dopiero nalał sobie, dżentelmen w każdym calu. Ale Astoria była przyzwyczajona do wygórowanych manier, ona też była arystokratką i jej matka miała szerokie pole do popisu, aby jej wpoić, jak powinna zachowywać się dama.
— Przestań się zadręczać. — Odezwał się w końcu Blaise, po dłuższej chwili milczenia, w której odesłał swoją pastę jajeczną do śmieci, a wziął się za faktyczne jedzenie tostów. — Draco musi przeżyć, że już nigdy nie będzie leciał na miotle. Cholera… to była jedyna rzecz, na której mu zależało.
— Teraz znalazł sobie inne rzeczy. — Zaoponowała Astoria, a Zabini spojrzał na Malfoya, który dyskutował nad czymś żywo z Hermioną Granger. Po chwili jednak szatynka wróciła do swojego stołu, aby zjeść w samotności śniadanie i poczytać jakiś ogromny tom. Stół Gryffindoru świecił pustkami.
— Merlinie, jesteś zazdrosna o Granger? — Blaise pokręcił głową, unosząc sceptycznie brwi. Astoria burknęła coś niezrozumiałego pod nosem. — Możesz powtórzyć? Nie zrozumiałem.
— Wiem, że Hermiona nie jest nim zainteresowana, on nią także. — Astoria chrząknęła, nie wiedząc, na ile ma swoje spostrzeżenia ujawniać. — Sądzę, że Draco nie jest w jej typie, ona chyba woli starszych… — Była to marna próba zwrócenia uwagi Blaise’a na pewną… dość delikatną… sprawę. Ale tylko tak się mogła dowiedzieć, czy on faktycznie wie to samo, co ona.
Te słowa były jak alarm dla Blaise’a, odłożył swój tost na talerz, przestając się drwiąco uśmiechać. Astoria czuła, że to tylko cisza przed burzą, w miarę wiedziała, czego ma się spodziewać, wolała go uprzedzić przez rozpoczęciem ewentualnego piekła.
— Daruj sobie. Nie zamierzam się swoją wiedzą chwalić, zresztą, i komu miałabym to powiedzieć? Jakbyś nie zauważył, nie mam przyjaciół.
— Co nie zmienia faktu…
— Hermiona raz prawie zginęła z mojej ręki. Pamiętasz, prawie ją otrułam, ale okazało się, że to jednak twoja dziewczyna wyszła z pianą w ustach? I Granger nie zasługuje na rozgłaszanie plotek. Wiem o tym. Pomogła mi, kiedy Draco był w Skrzydle Szpitalnym. Po prostu chciałam sprawdzić… Ale chyba się  nie pomyliłam. — Tu spojrzała na jego zaciśnięte pięści, uśmiechnęła się delikatnie, bez większej przesady, ale to uspokoiło Zabiniego, który bez słowa wypił kawę i wyszedł z Wielkiej Sali.
Astoria tylko mogła wzdychać za jedyną osobą, która czasami otworzyła do niej usta. Szkoda, że straciła tą ostatnią osobę, do której mogła się jeszcze odezwać. Spojrzała mimochodem w stronę Draco. Patrzył na nią nieprzychylnie, choć nie było w tym spojrzeniu wrogości. Odwróciła wzrok i również wyszła. Może jeszcze zdąży złapać Zabiniego. Kiedy wychodziła, w drzwiach minęła zarumienioną Ginny Weasley, która popędziła prosto do Hermiony.
— Nareszcie jesteś, nie mogłam cię wczo—o… — Jej twarz nagle stężała, Ginny zerknęła na jej sińce pod oczami oraz niezdrowe oczy, które nie były rozgrzanymi ognikami, tylko niemiłą pustką. — Co się stało?
— Nic takiego. — Hermiona nie oderwała nawet na chwilę oczu ze swojej książce o Zielarstwie. Mówiąc szczerze, nawet nie czuła takiej potrzeby.
— Wstawaj. — Warknęła Ginny i po małej szamotaninie, kłótni i innych, miłych rzeczach, które Draco oglądał z kpiną, dziewczyny wyszły z Wielkiej Sali po dwóch minutach. Od Hermiony wiało obojętnością na kilometr, a Ginny wyglądała jak nabuzowana hormonami wiewiórka. Do czasu.
To jakaś komedia, prychnął pod nosem Draco, gdy Severus Snape wszedł do Wielkiej Sali. Hermiona oblała się ledwo widocznym rumieńcem i nawet na niego nie spojrzała, tylko wyminęła z wysoko uniesioną głową. On, choć bez rumianych policzków, nawet się za nią nie obejrzał, tylko z szelestem złowieszczych szat przeszedł dramatycznie do stołu nauczycielskiego. Zdaniem Draco, oboje byli niezrównoważeni, ale kiedy ostatni raz próbował skomentować ich stan, gdzie akurat byli w pobliżu, omal go nie przeklęli. A jeszcze dzisiaj go czekała wizyta w laboratorium… a oni są skłóceni… pięknie, po prostu pięknie.
Ginny momentalnie zbaraniała i zaciągnęła ją na dwór.
— Hermiono — to była prośba, aby bez zbędnych próśb powiedziała, co ją trapi.
— Nie chcę o tym mówić, ani nad tym rozmyślać, bo…
— To boli? — dokończyła za nią, a Hermiona, choć sceptycznie, pokiwała głową. Obie przeszły się, napawając słonecznymi refleksjami. Pogoda była piękna, choć przecież był styczeń. Zima zniknęła od sylwestra. Hermiona w ogóle nie umiała się utożsamić z pogodą, wszystko szło jej na przekór, nawet coś tak prozaicznego. Choć może to znak, jakby się tak zastanowić. Ale przecież Hermiona nie wierzyła w znaki ani przesądy, stąpała twardo po ziemi. Zdrowy rozsądek przede wszystkim, to była jej zasada, z którą szła przez życie, ale odkąd Severus zostawił po sobie jakieś ziarenko w jej umyśle, coraz trudniej było się trzymać tych zasad. Dlatego wróciła myślami do wczorajszego dnia, a było to przecież irracjonalne, tak po prostu rozgrzebywać rany, które nie zdążyły się zagoić.

Usłyszała jeszcze jeden krzyk Neridy. Dlaczego krzyczała i czemu to zabrzmiało jak zarzynanie świni? Przed oczami już nie stało nic, tylko ciemność. Opuszki jego zimnych palców opadły. Hermiona nie mogła stwierdzić jednoznacznie, prawie nic nie czuła, ale chyba upadła, gdy ją puścił. Następnie wszystko ucichło. A ciemność i cisza to mieszanka wybuchowa, bardzo niesympatyczna.
Zamrugała powiekami, a jej oczy ocieplił przytulny, dobrze kojarzący się jej półmrok. Cienie na bocznej ścianie drgały, ognisko spokojnie paliło się i trzaskało. Uśmiechnęła się, gdy zrozumiała, że to był tylko sen. Zasnęła w jego komnatach! To takie oczywiste. Ale to nie był sen, skoro gdy się uśmiechnęła, gardło ją zapiekło do żywego. A było to tylko drobne naciągnięcie skóry. Zakaszlała i nie mogła przestać. Z oczu płynęły łzy, ale była w stanie z rozmazanym obrazem znaleźć drogę do wyjścia, nawet jeśli na oślep.
Och, tak, wybaczyła mu, ale nie zamierzała zostać tu chwili dłużej.
— Granger? — usłyszała gdzieś za sobą rozdzierający szept. Nie zauważyła, że siedział na kanapie przed kominkiem. Był odwrócony do niej plecami, spokojnie pił kawę, czuła ten zapach i, o słodki Merlinie, tęskniła za kawą, a przynajmniej tutaj ta tęsknota była donośna. Zakaszlała ostatni raz i spróbowała opanować ogień w gardle, przez co oczy zaczęły jeszcze bardziej łzawić.
Stanęła wpół kroku, wpatrując się w czarny materiał szaty na jego plecach. Gdyby usiadła obok miałaby idealny widok na jego twarz, ale zrezygnowała z tego pomysłu, bo był beznadziejny i całkowicie nie na miejscu. Nagle się obrócił i wstał, chowając swoją ziemistą twarz za czarną kurtyną włosów.
Zobaczyła jego oczy, kiedy stanął przed nią. Znowu mieszał kawę z alkoholem, Hermiona poczuła zapach spirytusu.
— Czy…— zaczęła, ale od razu przestała, gdy położył jej dłoń na szyi. Chyba ją badał, a może to zrobił, aby się jeszcze bardziej ukarać. Nie wiedziała, ale nie powstrzymała drżenia, bo też nie wiedziałaby jak. Omal jęknęła, gdy cofnął dłoń.
— Sprawdzam, jak się goi, więc możesz się powstrzymać od tego…? — warknął w jej stronę i chyba pierwszy była świadkiem tego, jak brakuje mu słów. Nie zrozumiała.
— Niby czego? — zapytała ze złością.
— Tych wzdrygnięć obrzydzenia. — Zironizował, ale nie powiedziała mu, jak bardzo się myli, jak bardzo jest daleko od swojej teorii, że tak naprawdę go pragnie. Chciała, żeby cierpiał i ból w jego oczach nie był dość wystarczający. Sadyzm? Możliwe, ale masochizmu było w tym o wiele, wiele więcej.
— Nie przeprosisz mnie? — Severus zmiażdżył ją spojrzeniem.
— Z szacunkiem, Granger. — Warknął, a ona znieruchomiała, gdy badał jej gardło i ze wściekłości zatrzymał dłonie w idealnym uścisku na szyi, gdyby jeszcze zacisnął dłoń; już leżałaby martwa na podłodze.
Nic nie odpowiedziała, a on mruknął coś pod nosem, co chyba miało brzmieć jak ,,przepraszam”. Uśmiechnęła się do niego nieznacznie, próbowała to powstrzymać, w końcu targnął na jej życie, ale nie potrafiła. Nie oczekiwała przeprosin z jego strony, nie sądziła… od kogoś innego w takiej sytuacji by wymagała, ale to był Severus.
Czuła jego głęboki oddech na ustach i patrzyła mu prosto w oczy. Była cholernie, okropnie i niepoprawnie spragniona, a fakt, że trzymał dłonie na jej szyi, w dość strategicznym miejscu każdej kobiety, po prostu nie mogła odgonić pierwotnej żądzy. Chociaż doskonale wiedziała, że nie ma, na co liczyć; prawie się utopiła w tej czerni.
Nagle poczuła coś mokrego na szyi, coś zimnego i nieprzyjemnego. Severus skrzywił usta w uśmiechu, gdy wzdrygnęła się. Gdy doszedł do jej nozdrzy intensywny odór alkoholu, myślała, że zwymiotuje.
— Co to jest? — jęknęła znowu się krztusząc. Już nie kaszlała, a ten odór, choć był bardzo nęcący, coś wyrabiał niesamowitego z jej szyją, że przestała piec.
— Wyciąg na siniaki i na otwarte rany. Mojego autorstwa.
— Oczywiście z alkoholem. — Burknęła cichutko, autentycznie poirytowana. A Severusa chyba bawiła ta jej nieporadność i złość, która aż paliła policzki.
— Nie zachowuj się jakbyś mnie znała, to żałosne. — Zironizował i chyba umyślnie przeciągnął, każdą literkę, że ponownie miała ochotę zakopać się pod ziemią, bo zbyt przyjemny uścisk w brzuchu stawał się nie do zniesienia. Motyle, ćmy czy nietoperze szarpały jej brzuch.
— Znam twoje nałogowe przyzwyczajenia, to jest dopiero żałosne. — Uśmiechnęli się kpiąco w swoją stronę, jakby oboje właściwie wygrali. A tak wcale nie było, jedna ze stron zawsze miała zostać poszkodowana. Toksyczna to była relacja, a do Hermiony powoli zaczęło to docierać, gdy zaczął jeszcze bardziej wmasowywać jej ten alkoholowy wyciąg w szyję. Już nie bolało tak bardzo.
Gdy Severus skończył z maścią, po prostu została na sekundę dłużej niż powinna, a sekunda zmieniła się w minutę, a minuta w godzinę. Severus próbował ją parę razy wyrzucić, ale naciągnęła go na trochę więcej, niż sądziła, że się da; wymsknęło jej się pary razy jego imię, a gdy zagrali w swoją ulubioną grę ,,nigdy…”, cały świąteczny czar znowu się uniósł w powietrzu. Zwłaszcza gdy pili przy tym ulubione wino porzeczkowe Hermiony.
— Jesteś idiotką.
— Nie chce mi się z tobą gadać. — Odwarknęła, pijąc łapczywie wino. — I naprawdę nigdy…
— Nie chcę znowu tego słuchać! — warknął, ale go nie słuchała.
— Nigdy cię nie nienawidziłam.
— Zamknij się, zaczynasz majaczyć.
— Od wina się nie majaczy, Severusie. — Odparła tryumfalnie i spojrzała w sufit, aby nie widzieć jego miażdżącego spojrzenia, które by ją tylko rozbawiło. Było jej tak dobrze i sama zaczęła się zastanawiać, kiedy to minie. Chciała wyjść teraz, aby nie było potem problemu z pożegnaniem, ponaglaniem i z wyrzucaniem za drzwi. Miałaby przynajmniej dobre wspomnienia. Ale co z tego, skoro nie wyszła. — Przyjmij do wiadomości, że osoba, która najbardziej nienawidzi Severusa Snape’a to…
— Potter? Weasley? A może…
— Ty siebie najbardziej nienawidzisz.
Fuknął ze złości i odłożył z hukiem szklankę, aby sobie dolać. Nic nie powiedział, zawsze tak załatwiał swoje problemy. Milczał albo je zapijał. Czasami Hermiona miała czasem wrażenie, że zamienił się mózgami z gumochłonem.
— Nie wydaję mi się, aby to była twoja sprawa. Widać późna pora rzuca ci się na mózg, ty kompletna idiotko. — Wypowiedział chłodno, choć wolała, aby krzyczał. — Wynocha, tego wieczora nigdy nie było.
— Zwłaszcza twojego małego napadu szału i wyładowanie się na moim gardle, co?
Westchnął zniecierpliwiony.
— Czarna magia we mnie buzowała, więc zamknij się, jeśli nie masz o czymś zielonego pojęcia. — Teraz to ona westchnęła z irytacją. A było naprawdę miło, dopóki to jemu się rzuciła na mózg paranoja.
— Tak właściwie, to czemu użyłeś czarnej magii na tym chłopcu?
— Dopiero sobie o tym przypomniałaś? — prychnął, choć firmowy uśmiech wślizgnął mu się na usta. — Aż tak cię zaabsorbowałem? — przewróciła na tę uwagę oczami i ułożyła się wygodniej na skórzanym, czarnym fotelu, aby mu pokazać, że nigdzie się nie wybiera. Wściekł się. — Miałem zły humor.
— Jak zawsze… — zachichotała.
— Dokładnie, Granger, więc uważaj sobie, żebym cię nie wysłał na pożarcie kałamarnicy, właśnie w tej chwili.
— Och — uśmiechnęła się słodko, co go wyraźnie zdezorientowało, choć jedynie drgnął mu policzek — za bardzo byś chyba za mną tęsknił — powiedziała przekornie, kręcąc delikatnie głową i cmokając przy tym dwuznacznie. Skończyła grać, gdy spojrzał na nią dziko.
— G R A N G E R! — ryknął.  — T Y…
— Tak, wiem, nienawidzisz mnie i jestem idiotką. Zrozumiałam. — Burknęła, ale to nie załagodziło wcale sytuacji.
— Nigdy bym za tobą nie tęsknił, ja za nikim nie tęsknie. Nigdy.
— A ja nigdy nie piłabym tego wina w pańskim towarzystwie, gdybym nie wiedziała, że pan tego nie chce. — Spojrzał z politowaniem na jej zadowoloną minę. — Och, niech pan wybaczy, myślałam, że znowu wracamy do gry.
Uniósł różdżkę i chciał ją wyrzucić ze swoich komnat, ale szybko zerwała się i przytrzymała jego dłoń. Skóra przy skórze, niezręczność roznosiła się w powietrzu jak plaga, ale ona nie opuściła dłoni, a on jej nie strzepnął.
— Ja… — przełknęła ślinę. — Chciałam z panem porozmawiać. O szpiegu i Dumbledorze. — Przeklęła w myślach, że teraz o tym wypaliła, ale gdy trzymała jego silną dłoń, miała w głowie czarną pustkę. Utonęła — który to już raz? 
Strzepnął jej dłoń.
— Wynocha — uniósł różdżkę i wywalił ją na korytarz, gdzie znalazła się w ekspresowym tempie, upadając na pośladki. Jęknęła, ale zaraz zerwała się z lodowatej posadzki i klęła głośno, waląc drzwiami, aby jej otworzył i się z nim rozprawi, wtedy dopiero zobaczy, co to znaczy masochizm skrzatów… Mówiła, co przychodziło jej na język.
W końcu jednak odpuściła i z bezsilności powlekła się do swoich osobistych kwater, był już wieczór. Nie spotkała nikogo, nawet nie było w salonie Blaise’a. Zamek opustoszał, jakby nikogo w nim już nie zastała, nawet Irytka czy Krwawego Barona, który złośliwie przez nią przechodził. Została całkiem sama ze swoim żalem. I choć palił się w kominku żar, aby przebić się przez skute lodem powietrze z dworu, które ochładzało mury zamku, poczuła zimno, jakby wylądowała w samym sercu śnieżycy. A to wszystko przez jedną, głupią grę, która miała się nigdy nie skończyć.

— Hermiono? — szepnęła Ginny, machając jej ręką przed twarzą, a drugą trzymając ją w żelaznym uścisku. Dopiero kiedy Hermioną szarpnęła, obudziła się z letargu. — Prawie weszłaś do jeziora. Wszystko w porządku? — zapytała Ginny, a gdy Granger już otwierała usta, nagle fuknęła. — Właściwie po co ja pytam! Widzę, że coś się dzieje. Chcę wiedzieć. Wiem, że mnie długo nie było, te parę miesięcy, ale naprawdę mi na tobie zależy i nie chcę, żebyś się męczyła z tym dupkiem sama… znaczy, weź go sobie, tylko zawsze możesz się wyżalić. — Dodała pośpiesznie, a Hermiona wybuchnęła śmiechem.
Opowiedziała, co się wydarzyło. Ginny załamała ręce.
— Wiem, że powinnam cię pocieszyć, ale nie za bardzo wiem jak. — Szepnęła ze zrezygnowaniem i zacisnęła wargi, aby Hermiona jej następne słowa ledwo usłyszała. — Hermiono, gdybym nie była w przyszłości… nie zaakceptowałabym… w a s.
— Zdaję sobie z tego sprawę.
— To nie tak, po prostu nie mieści mi się to w głowie, że on… nazwijmy rzeczy po imieniu; lecisz na Snape’a! — Krzyknęła nagle i zabrzmiało to jak oskarżenie.
— Nie tak głośno! — skarciła ją Hermiona, ale uśmiechnęła się, bo też jej słowa wydawały się jednym wielkim absurdem, kompletnie oderwanym od rzeczywistości.
— Z twoich opowieści wasza relacja przypomina mi moją… z Voldemortem, gdy miałam jedenaście lat. — Ginny nagle spoważniała. Nigdy nie mówiła o tym zdarzeniu, nienawidziła tamtego czasu, a Hermiona nie chciała naciskać. Ale teraz słuchała z uwaga, spijając z jej ust każde słowo. — Wiedziałam, kim on jest, a przynajmniej zdałam sobie sprawę, że jest zły… mimo to dalej do niego lgnęłam. I nawet nie potrafiłam tego zatrzymać. Był jak mugolski narkotyk, rozumiesz?
— Rozumiem, nawet lepiej niż sądzisz.
Na tym poprzestały i wróciły do zamku, nim zaczął padać deszcz. Słońce gdzieś zaszło, ukryło się za czarnymi chmurami, a wiatr się wzmagał, boleśnie kalecząc rany swoim zimnem.




18 komentarzy:

  1. Szkoda mi Astorii, że jest taka samotna ;-;
    "On, choć bez rumianych policzków, nawet się za nią nie obejrzał, tylko z szelestem złowieszczych szat przeszedł dramatycznie do stołu nauczycielskiego. Zdaniem Draco, oboje byli niezrównoważeni, ale kiedy ostatni raz próbował skomentować ich stan, gdzie akurat byli w pobliżu, omal go nie przeklęli."
    Rozbawił mnie ten fragment. Zarumieniony Snape? Hehe.
    Ach i ten wieczór. Dlaczego Severus jest takie severusowaty? ;-;
    Podobało mi się to, że ta gra ma się n i g d y nie skończyć. Ogólnie było mnóstwo super zdań, których nie mam sił wypisywać. Przed chwilą wstałam i jestem padnięta .-.
    No i ten, Ginny powiedziała, że gdyby nie przyszłość to by i c h nie zaakceptowała. Czyli jednak są o n i. No chyba, że źle zrozumiałam .-.
    Pozdrawiam,
    Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty jak idziesz spać i jak wstajesz jesteś padnięta? Daj spokój, szkoda życia. Ja już napisałam dziś dwie miniaturki i mam pomysł na następne odpowiadanie, więc pewnie zerwę nockę. Ale to będzie sztos, tak sądzę, powiem nieskromnie.
      Skarby Wy moje piękne, Ginny nie była wcale w takiej dalekiej przyszłości, przeskoczyła kilka miesięcy, ale spokojnie, to będzie w następnych rozdziałach. Do następnego!

      Usuń
    2. No szkoda życia, ale co zrobić, że jestem sierotą ;-;

      Usuń
  2. Wszyscy dookoła widzą wzajemne przyciąganie Snape-Granger, szkoda, że do Seva nie dociera jeszcze, żeby zachowywał się bardziej cywilizowanie, a Hermiona już trochę mniej uparta ;D
    Ich przekomarzania się genialne, obrażanie na porządku dziennym ;>
    Co do zakończenia... Niestety również rozumiem takie fascynująco masochistyczne przyciąganie (:
    Do kolejnego! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hermiona jest coraz bardziej zrezygnowana,bo wmawianie sobie różnych rzeczy jest z czasem męczące. Biedna Hermiona, ból ma fizyczny i psychiczny z tym Severusem. Do następnego.

      Usuń
  3. Och... Idzie wiosna... Słońce świeci... A tu taki smutny rozdział :O Czuje się jak Hermiona z tym niedopasowaniem do pogody :O
    Szkoda mi trochę Astori... Choć trochę się utożsamiam z jej stoicyzmem... Mam nadzieję, że jakoś lepiej jej się w życiu ułoży...
    I trochę się dziwię Hermionie, że po tym co jej zrobił została w jego komnatach... Choć w takich momentach chyba trudno o zdrowy rozsądek... O ile tu w ogóle można mówić o czymś takim jak rozsądek :O
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie ma wiosny! Dzisiaj słońce tak mocno świeciło, a było pewnie zero stopni, zmarzłam na kość, jak stałam cały czas na zewnątrz. Ja również jestem trochę połączona z Astorią, jeśli chodzi o stoicyzm, choć trochę w tym cynizmu i epikureizmu - moje poglądy na świat są jak widać starej, antycznej daty.
      Co poradzić? Rozsądek się czasami człowieka nie trzyma. Hermiona jest też człowiekiem, który pragnie ciepła, ale też chce cierpieć. Bo każdy człowiek chce cierpieć.
      Do następnego. :)

      Usuń
  4. Wiesz, Kocham Cię <3 no po prostu świetnie piszesz i czytam tego bloga od kilku dni ale zawsze komentuje na końcu, tak wiem jestem często dziwna. Ale to opowiadanie jest boskie i Severus jest taki severesuwaty xd jest taki prawdziwy a nie sztuczny i że się po wojnie zmienił. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    ps. Kocham jak się Sev kłóci z Hermioną xd
    ps2. wspominałam ze świetnie piszesz i ze za to cię kocham xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę nie spłycać słów ,,Kocham Cię", zostaw je dla kogoś wyjątkowego, naprawdę. :)
      Nie, nie jesteś dziwna. Mi też by się nie chciało wszystkiego komentować - choć, fakt faktem, zdarzają się wyjątki.
      Dziękuję za (nie)miłe słowa na temat Severusa. Mamy już sześćdziesiąty drugi rozdział, a jeszcze nie czuję się na tyle pewnie w jego skórze, więc opinie na ten temat (jak i na każdy zresztą) mile widziane. Do następnego!

      Usuń
  5. Ja rozumiem że w Sevie buzowała czarna magia, ale żeby od razu przejść do rękoczynów? Biedna Miona. Nie łatwo być zakochaną w takim facecie. Rozdział troszkę smutny ale i tak jest świetny. Już się nie mogę doczekać następnego :)
    Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje wszystkie rozdziały są smutne, przywyknijcie, bo moje pisanie ,,z zabawną nutą" kończy się zazwyczaj cenzurą i kasowaniem wielu szowinistycznych zdań - jestem właścicielką czarnego humoru, który jest tak nieśmiertelny, jak szaty Seva. Do następnego! :D

      Usuń
  6. Przeczytałam wszystkie zaległe rozdziały i w sumie nie zajęło mi to wiele czasu. Każdy był długi, wciągający i naprawdę prezentujesz wysoki poziom. Nie jedna blogerka może Ci zazdrościć umiejętności; widać jaką przeszłaś przemianę w stylu pisania - ja Ci zazdroszczę, naprawdę. Poza tym to, że dodajesz rozdziały co dwa dni, w dodatku są one długie, a nie jak inne osoby, co np. dwa miesiące, świadczą o tym, jaką radość, przyjemność sprawia Ci pisanie i widać gołym okiem, że to jest Twoja pasja.
    Co do tego rozdziału - po poprzednim chciałam zabić Snape'a, zresztą po tym nadal mam taką ochotę... Musi jakoś zapanować nad czarną magią, jaka w nim jest, bo w końcu może dojść do czegoś gorszego.
    Strasznie jestem ciekawa jakie było zadanie Ginny w przyszłości, po co została tam wysłana, w jakim celu i czemu właśnie ona... Mam nadzieję, że niedługo pojawią się odpowiedzi na te pytania - zżera mnie z niecierpliwości! Zaciekawiłaś mnie też postacią Astorii; jestem zaintrygowana; ciekawe jaką planujesz dla niej przyszłość.
    Czekam na kolejny rozdział!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie czytam ,,Iliadę" Homera - to jest dopiero wysoki poziom. Mój się nie umywa do greckich eposów. Uwielbiam okres antyku ostatnio...
      A żebyś wiedziała, M., pisanie to dla mnie coś więcej niż tylko jakaś tam wizja, pomysł... Tworzenie i wykonanie tego wszystkiego jest dla mnie większy sukcesem, niż punkt finalny, kulminacyjny. I może zabrzmię nieskromnie - jestem z siebie dumna. Bo pracowałam i naprawdę się starałam, dalej nie jest tak dobrze, jak chcę, żeby było, ale jest lepiej. To najważniejsze.
      Astoria jeszcze mi stoi pod wielkim znakiem zapytania, ale na pewno jej przyszłość będzie bardziej realna, niż wielki szum, jaki wokół siebie robi Hermiona... Żartuję, nie bijcie. Astoria będzie przedstawiona ze stoicyzmem.
      Nie zabijaj Snape'a, M. Nie rób mi tego. :(

      Usuń
  7. Teraz sprawdziłam e-maila. Nasmarowałam Ci taką wiadomość, że skarpetki spadają:D
    Tak wiem. Powinnam być wściekła na Astorię ale.. tak mi jej szkoda, jej przeszłości, wychowania i tej samotności..

    Oni się przekomarzają! Ale co ona mu powiedziała? Co mu powiedziała?! Chcę wiedzieć:D
    " (..) osoba, która najbardziej nienawidzi Severusa Snape’a to…
    - Potter? Weasley? A może…" - chachachacha:D
    I co z tego, że mnie rozbawiłaś, jak już następna linijka, jest tak boleśnie prawdziwa? = "- Ty siebie najbardziej nienawidzisz."

    " - Tak właściwie, to czemu użyłeś czarnej magii na tym chłopcu? (..) – Miałem zły humor." - hym. <3
    "- Nigdy bym za tobą nie tęsknił, ja za nikim nie tęsknie. Nigdy" - jasne, już Ci wierzę! terefere!;d

    Severus jak narkotyk?
    O tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wysmarowałam Ci równie długą odpowiedź, ale masz rację - skarpetki mi spadły. Jestem Ci wdzięczna!
      Czemu ty wszystko tak komicznie przedstawiasz? Zwłaszcza z tym złym humorem Severusa, leżę i płaczę. A Severus jest narkotykiem i to jeszcze jakim. :')
      Sevcio drogi.
      Do następnego.

      Usuń
  8. Jak narkotyk. Jak narkotyk. O, tak. To nie heroina, kokaina, czy crack to najgorsze uzależniacze. Tylko inni ludzie. Niekoniecznie Severus. Tak ogólnie. W życiu też tak jest. Szkoda, że najczęściej (o ile w ogóle - niektórzy trwają w zaślepieniu jeszcze dłużej) uświadamiamy sobie, jak bardzo owe narkotyki nas niszczą, dopiero wtedy, gdy stajemy na skraju wytrzymałości. Niestety, z własnego doświadczenia wiem, jak ciężko się podnieść po takim ciosie, po sytuacji, kiedy trzeba coś zrobić, bo dalsza egzystencja w taki sposób staje się niemożliwa i nie pozostaje nic innego, jak odciąć się od tego narkotyku... Oj tak... Taki "odwyk" od człowieka (nie wiem, nigdy nie ćpałam, ale tak mi się zdaje) jest chyba nawet gorszy, niż od używek... Wybacz, że się tak rozpisałam. Może nie powinnam. Ale z drugiej strony, chyba po to są komentarze, żeby dzielić się przemyśleniami po przeczytaniu rozdziału, a ja... mam właśnie takie przemyślenia. Dosyć osobiste może, ale cóż. Takie są. Mam nadzieję, że się nie będziesz gniewać.
    Pozdrawiam i do następnego!
    Angel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak możesz myśleć, że się gniewam? Pisz o swoim ulubionym odcieniu tęczy, a dołączę się do dyskusji. :)
      Lubię takie refleksyjne tematy. Odpalam Edith Piaf - Padam, i lecę Ci odpowiadać. Jest klimatycznie, jest miło.
      Ludzie są gorsi od narkotyków, ale nie jednoznacznie, bo ludzie biorą narkotyki często, aby zapomnieć o bólu. Aby się od tego wszystkiego odciąć. Wcale nie jest tak, że się za pierwszym razem uzależniasz... po prostu, gdy raz uda ci się zapomnieć o rzeczywistości, w chwili kryzysu, ponownie będziesz chciał zapomnieć... dopiero coś takiego może prowadzić do uzależnienia niemetaforycznego. O ile narkotyki są lepsze w uzależnieniu, bo do tego trzeba czasu, a człowiekowi wystarczy naprawdę niewiele, aby przyzwyczaić się do drugiej osoby. To jest chyba ta zasadnicza różnica, wnioskuję tak przynajmniej z własnego doświadczenia. Do następnego, również pozdrawiam!

      Usuń
  9. Przepraszam, że tak późno ale miałam urwanie głowy, a fakt że jestem przeziębiona wcale mi nie pomógł.
    Początek jest trochę smutny, choć różowy grób chyba nie powinien takim być. Żal mi Astorii - stała sie taka samotna po jej śmierci, a Draco czuję złość wobec niej, ale to normalne. Była jego przyjaciółką, a teraz odeszła.
    Zarumieniony Severus, to dopiero byłby hit Hogwartu, tak to byłoby coś.
    Widzę, że mistrz eliksirów znowu włącza tryb dupka. Nie żeby była to nowość, ale po tym co jej zrobił mogłby być ciut milszy, chociaż sam fakt, że nie wyrzucił jej od razu - o czymś świadczy.
    Cóż, dzisiaj krótko bo nie mam siły już czasu.
    Dzisiejszy rozdział skomentuje jutro.
    Do następnego
    Pozdrawiam, Anai

    OdpowiedzUsuń