Droga do
dormitorium była nieregularna, nie pamiętała właściwie, jak się tam dostała.
Czy biegła, czy się wlekła, jak na skazanie; nie była pewna. Severus próbował
powiedzieć — wprawdzie warczał, ale to nie miało znaczenia — że mają dzisiaj
zajęcia, tuż po kolacji. Z projektu, który zdążyła znienawidzić. Potrzebowała
czasu, aby to wszystko przetrawić i bolało ją, że czas się nie zatrzymał, nie
mogła za nim nadążyć, choćby biegła nie wiadomo jak szybko… nie dałaby rady.
Nawet nie zdążyła na kolację, a do laboratorium musiała skrócić sobie drogę
opuszczonymi korytarzami o wyszarzałych ścianach, żeby nie dostać sytej
reprymendy i nie widzieć tego firmowego, ironicznego uśmiechu, który byłby w
stanie zdenerwować każdego.
Weszła do
środka, a zapach skoszonej trawy, starego pergaminu i kawy uderzył w nią, jakby
ktoś użył do tego młotka i przyłożył jej w sam czubek głowy. Ostatni zapach ją
zabolał.
— Dzisiaj
amortencja? Po co? — sapnęła w stronę Severusa, prużąc się pod jego
spojrzeniem. Zmrużyła oczy w półmroku; nigdy nie potrzebowali większego
światła, ale teraz popadali skrajność. W ciemności więcej chwil można ukryć.
Skupiła się na Snapie. Na Dracona nawet nie ważyła się spojrzeć, on zresztą też
jej unikał, nawet się nie odwrócił, gdy weszła. Był milczący. Zastanowiła się,
czy Draco wiedział od początku o misternym planie Blaise'a Zabiniego, ale
szybko odgoniła te parszywe insynuacje. Miała nadzieję, że nie wiedział.
Wystarczył jeden czerwony krzyżyk, jaki postawiła obok nazwiska Blaise’a.
Skreśliła go długą, nieprzerwaną linią.
— Rób i nie
gadaj. Muszę się skupić. — Odpowiedział jej spokojnie Severus. Zawsze był
opanowany, gdy ważył swoje mikstury. Podeszła do swojego stanowiska i kiedy
wkładała rękawice, wychylając się na wszelkie sposoby, spojrzała, co dzisiaj
przygotowuje Severus Snape. Ciekawośc nie ustępowała, zawsze ją to
interesowało. Ale szokiem było dla niej to, że waży dokładnie to samo, co ona i
Draco. Dlaczego? Może chciał się zrelaksować przed
tak prostą recepturą.
Na swoim
stanowisku miała już przygotowane składniki. Co do normalności nie należało.
Zawsze musiała spędzać przynajmniej pięć minut w schowku na składniki, bo
oczywiście Severus miał swoje własne, jej zdaniem pedantyczne, sposoby
układania składników. Co miesiąc te same ingerencje znajdowały się w kompletnie
innym miejscu. W duchu myślała, że on to robi specjalnie, żeby tylko utrudnić
jej pracę. I niewiele mijała się z prawdą, przeczucia były słuszne. Tylko, że
Draco też jej grał na nosie i gdy wracała obładowana składnikami, i z
rumieńcami wstydu, że zajęło jej to tak dużo czasu, Draco miał ten swój
półuśmiech, który próbował maskować. A Severus… milczał, co było niecodzienne,
bez kpiny i złośliwości, po prostu na nią patrzył. Przyzwyczaiła się do
spojrzeń pełnych pogardy, uwielbiała je. P r z e s t a ń, syknął jej głos, i
miał stuprocentową rację, nie chciała przecież o nim myśleć. Mogłoby to wyjść
dość dwuznacznie, wystarczyłoby tylko, żeby na chwilę oderwał się od eliksiru,
spojrzał na nią i już jej twarz przypominała buraka. Wiedziałby, o czym
myślała, co wyszło by trochę żenująco, zwłaszcza, kiedy wkradał jej się w
myśli, dosłownie i w przenośni.
Zerknęła na
Malfoya. Patrzył na nią bez emocji, ale wyczuła w nim zwyczajną, ludzką
niepewność, i to wcale nie były psychologiczne gierki — znała go. Jak
przyjaciel przyjaciela i jak matka własne dziecko; widziała to, na co pozwalał
jej dotychczas zwrócić uwagę, ale z ręką na duszy miała przeczucie, że to jest
Draco Malfoy. Cyniczny, arogancki, ale też niepewny i w porywach chwili jest
człowiekiem. Uśmiechnęła się, promieniując czymś rześkim, dopiero wtedy
Draco wrócił do obrabiania składników. Odetchnął z ulgą, choć nie było tego po
nim widać.
Po godzinie
pracy Severus postanowił skontrolować ich kociołki, z których wydobywała się
już miła woń osobistych zapachów. Przez chwilę zastanowiła się, co Snape czuje
w amortencji, ale zgodnie stwierdziła z własnym, złośliwym humorem, że on nic
nie może czuć, bo jest skończonym dupkiem. Gdyby dementor przyssał się do
Severusa, prędzej by wrócił głodny, niż jakąś duszę by u niego znalazł. Draco
patrzył morderczym wzrokiem na swoją zawartość, Hermiona zresztą tak samo.
Zapach świeżo zmielonej, aromatycznej kawy był z minuty na minutę coraz
intensywniejszy, nawet zapach pergaminu i skoszonej trawy był ledwo co
odczuwalny. Dlatego nie protestowali, gdy Severus kazał im wyczyścić zawartość
kociołków, przyjęli to nawet z ulgą. Zapach, dla całej trójki irytujący,
nareszcie ustał.
— Amortencja
wyszła wam… lepiej, niż za pierwszym razem, kiedy jak niedorozwoje trzymaliście
się książkowej receptury. Teraz użyliście instynktu, użyliście innych
proporcji, co wam się opłaciło. — Mówił bardzo poważnie i myślał nad czymś
gorliwie, dwójka uczniów czekała, aż wreszcie wygłosi swój werdykt. — Myślę, że
jesteście gotowi, aby poeksperymentować. Możecie stworzyć swój własny eliksir,
macie do dyspozycji c a ł y mój zapas. — Hermiona rozchyliła usta,
a Draco uniósł brwi, że zniknęły pod platynową, krótką grzywką. Severus nigdy
nie pozwalał im się zbliżać do swoich zapasów, dlatego spojrzeli na siebie i
pobiegli do schowka, przepychając się tam, gdzie ukazały się następne drzwi do
raju. Były zawsze zamknięte, ale nie tym razem. Hermiona i Draco zapomnieli o
godności, ignorując przy tym prychnięcie Severusa, podekscytowanie przelewało
się w nich, nie mogli się doczekać, aż nastąpi tak piękny dzień, gdzie będą
mogli zaspokoić swoje ambicje i stworzą własne eliksiry. Odsunęli od siebie
myśl, że jest to niebezpieczne.
Wrócili do
laboratorium z wieloma ingerencjami na rękach.
— Jeśli nie
jesteście pewni jakiegoś składniki, macie od razu to zgłosić mnie. Nie chcę tu
wybuchu, ani tym bardziej marnotrawstwa moich zapasów. Wyrażam się jasno? —
usłyszeli, gdy tylko weszli z powrotem do laboratorium. Wywierał swoim
stanowczym głosem posłuszeństwo, ale pokiwali głową, żeby go zbyć i zacząć
wreszcie działać. Od początku na to czekali.
Obrabiali
swoje składniki, mieszali w kociołkach wywar oraz denerwowali się, gdy nic im
to nie dawało. Skończyli późno w nocy. Severus sam się wciągnął w przygotowanie
następnego eliksiru; gdy skończył swoją amortencję, przeklął cały świat i
wyrzucił wywar jednym zaklęciem przez drzwi, które z hukiem się za kociołkiem
zamknęły. Klął bardzo paskudnie, aż uszy więdły. Severus na chwilę odstąpił od
swoich dżentelmeńskich manier. O ile je w ogóle kiedyś miał (szatynka ominęła
wizję ich wspólnych posiłków, które biły jego elegancją, o sylwestrowym tańcu,
który każdy mężczyzna z dobrej rodziny musi znać… a już na pewno nie myślała o
Snapie). Hermiona spojrzała wtedy na Dracona ze zdziwieniem, ale on się tylko
dziwnie uśmiechał, jakby zachowanie Snape’a było do przewidzenia. Próbowała go
potem wypytać, o co chodziło, ale tylko się pokręcił głową z niedowierzeniem i
powiedział, że sama niech się domyśli. Wzruszyła ramionami i już na drugi dzień
zapomniała o całej sytuacji.
—
Skończyliście? — zapytał Severus, a właściwie syknął za ich plecami,
przyprawiając ją o zawał, że aż podskoczyła w miejscu. Zaprzeczyła ruchem głowy.
— Ja chyba
skończyłem, ale nie wiem, czy coś z tego wyszło — przyznał Draco, mieszając w
kociołku, z którego unosił się intensywny zapach jakiejś rośliny. Niby to
kwiatowy zapach, ale jednak czuć było zapach ziemi i rosy.
— Co
chciałeś stworzyć, Draco? — odezwał się Snape, mieszając powoli w kociołku oraz
wąchając opary. Spojrzał na swojego chrześniaka, który wzruszył ramionami.
— Sam nie
wiem.
— Stworzyłeś
ziołową nalewkę. — Przyznał, przestając mieszać. — Nie wiem, jak ona działa,
ale jest dobra. Prześlę to tej wariatce ze Skrzydła Szpitalnego, może zrobi z
niej użytek. Jestem prawie pewny, że nikogo nie otrujesz. — Uśmiechnął się
paskudnie, a Draco zaśmiał się, jakby ten wisielczy humor na to zasługiwał.
Hermiona była za to niespokojna, jej eliksir był bezbarwny i pachniał
cynamonem. Severus podszedł do jej kociołka i zmarszczył brwi.
— Co to
jest, Granger?
— Nie wiem.
— Twoja
elokwencja mnie powala. — Parsknął szyderczo, przysunął się bliżej do kociołka,
stając od niej w odległości może cala. Ani myślała się odsunąć. Po jej plecach
przeszedł elektryczny dreszcz, to było dziwne uczucie, całkowicie jej nieznane;
chociaż może raz go doświadczyła, gdy tańczyli w sylwestrową noc, a potem…
— Granger,
idiotko, mówię do ciebie. — Warknął tuż koło jej ucha swoim zrzędliwym głosem.
Skupiła się bardziej na jego twarzy, znowu coś do niej mówił, ale nie mogła nic
zrozumieć. Powoli zaczęło jej się robić ciemno przed oczami, wtedy dopiero
przypomniała sobie ich pocałunek, ich pierwszy prawdziwy pocałunek, który
chciałaby zapamiętać do końca życia. I jego zapach, dlaczego on tak pięknie
pachniał? Zapach ciała pomieszany z piżmowymi perfumami, który już zawsze
będzie jej się kojarzył z bezpieczeństwem. Westchnęła jeszcze, nim ciemność
całkowicie ją pochłonęła, jeśli to nie jest ta miłość, o której każdy mówi, to
ona już nie wie co. A bardzo nie lubi nie wiedzieć.
Obudziła się
z dziwnym ciepłem, który palił jej tył głowy w dziwnych spazmach. Otworzyła
oczy, a kominek buchał w nią swój żar, było okropnie gorąco, ale nie potrafiła
się tym odpowiednio przejąć, odrzucić koc z własnego ciała czy chociaż zdjąć
bluzę. Wtuliła się w miękki, puszysty, idealny, niesamowity materiał koca i
dała się zalać potem. Pomieszczenie, każdy fragment sufitu i jakiejkolwiek
rzeczy, wszystko było ciepłe, przyprawiało ją o błogość. Nie myślała, gdzie
jest, ani jak się tam znalazła, nie pamiętałaby pewnie najprostszego zaklęcia,
ale też nie próbowała go przywołać z pamięci, więc nie miała pewności w garści.
Hermiona po prostu była, sama, ona i jej umysł, ciało już nie miało znaczenia.
Pot i odruchy wymiotne były w oddali... Czuła je, ale to ciało nie było już
jej. Nie pamiętała, że ma niesforne włosy i nieidealne ciało. Umysł był
najważniejszy, jej myśli też. Była w swoim świecie, w którym była idealna. I
pewna siebie. Nie chciała z tego rezygnować na rzecz tamtego, szarego świata, w
którym już dawno zapomniała, kim jest i po co właściwie jest. Teraz też trudno
jej było sobie czyjeś nazwisko przypomnieć, bała się, że komuś zabierze
tożsamość i jej dawną duszą porwie nocny wiatr. Może nie odczuwała samej siebie
na co dzień, gdzieś się zgubiła, ale dalej była w ciemniejszych zakamarkach
świadomości. Onieśmielał ją ten świat, miodowe oczy błyszczały z
podekscytowania. Zaszkliły się z jakiegoś powodu, chociaż nie miała akurat
ochoty płakać. Przyłożyła usta do wierzchu dłoni i pocałowała ją; to był
średniowieczny, przesiąknięty szacunkiem gest.
— Granger? —
usłyszała głos, piękny, zniewalający, głęboki głos. Jego głos. Spojrzała w
górę, nawet nie zwróciła uwagi, że leży na kanapie, w jego kwaterach. To było
tak nieistotne. Czuła się szczęśliwa — jego oczy były zwrócone w jej twarz.
Miał naprawdę fantastyczne oczy. Czarne, zniewalające, mogłaby w nich utonąć,
co już jej się zdarzyło nie raz, ani nie dwa. Westchnęła cichutko, przymykając
oczy, bo obraz znowu zaczął się rozmazywać. Na jego policzek padał cień,
światło kominka nie było w stanie tam dotrzeć, choćby bardzo tego pragnęło, nie
mogło. Ogień żarzył się mocno, czekając cichutko i słuchając, jak oboje coś
krzyczą do siebie bezgłośnym szeptem. Ogień był pogrążony we własnych
obowiązkach i zaparte słuchał swoich gości, jak troskliwy barman, czekający na napiwek.
— Jesteś
piękny. — Przyszło jej na myśl. Powiedziała to na głos. Severus usłyszał, ale
nie poczuła się roznegliżowana. Była na swoim miejscu, a takie słowa wydawały
się naturalne. I oczywiste. Powinna mówić takie rzeczy, każdy powinien. Nie
wolno milczeć, jeśli rozmawiamy z drogą osobą. Czemu milczymy? —
Boże.Boże.Boże. Dlaczego musi być w nim tyle zaniechań i wyniosłości? Boże?
Ogień, który przywykł do własnego ciepła, myślał o Bogu i zdawał sobie sprawę,
kiedy tylko ich rozmowa znowu zaczęła niebezpiecznie przebiegać, że jest coś
nie tak. Wcześniej tego nie dostrzegł, w świąteczny czas często tu bywał, ale
inaczej; podglądał ich z daleka, gdzie z drugiego końca sypialni stały ogromne,
zdaniem ognia, fotele. Swoje rozmowy traktowali jak honorowy pojedynek, za
młoda dziewczyna, która dziwnym trafem miała własny fotel w tym pokoju, zawsze
chciała mieć ostatnie słowo, a mężczyzna, który tu mieszkał, nie dawał jej ulg.
Zasada: głupszym się ustępuje, nie była tutaj właściwa, bo choć nie rozumiał,
co mówili, mówili dużo. Czasami ogień sądził, że są inteligentni, ale zaraz
sobie przypominał, a raczej ponownie się zastanawiał, ile czasu im zajmuje
zebranie się na uśmiech. Ogień się nie uśmiechał, ale już dawno zrozumiał, co
może znaczyć; nie był przecież głupi, a ludzie przewidywalni. Dziewczyna o
błyszczących się oczach często się śmiała, raz nawet zdobyła na taki ciepły
uśmiech, że sam ogień poczuł jak powoli mięknie i w tym samym topnieje. Ale
mężczyzna tego nie widział, czytał wtedy książkę, a kasztanowłosa przestała się
uśmiechać i zamilkła na kilka minut wpatrując się w ogień, który próbował się
wydawać nudny. Chciał dalszej części seansu, chciał, żeby patrzyła na mężczyznę
i znowu zaczęli rozmawiać. Potem, kiedy nadszedł szary dzień, ona nie przyszła do
kwater mężczyzny, a spektakl dobiegł końca. Co więc teraz dziewczyna o
kasztanowych włosach i dziwnie ciepłym spojrzeniu tu robiła? Czemu leżała, jak
opętana ciemnością i patrzyła na mężczyznę tym ciepłym spojrzeniem, który
zawsze starała się ukrywać? Spektakl wrócił na estradę, tylko pod inną nazwą?
Ogień próbował zrozumieć i z gorączką patrzył, co się dzieje.
Mężczyzna
uśmiechnął się drwiąco, dziewczyna odpowiedziała mu na ten uśmiech, ale
bardziej delikatnie, oczy świeciły jej się tak mocno, że ogień poczuł, że
blednie przy tym. Mężczyzna najwyraźniej nie uraził jej czymś tak krzywym. Po
prostu taki był. Potrafiła to zaakceptować; wcześniej wydawało jej się to
niemożliwe, ale teraz… Mogła wszystko. Chciała mieć go obok, tak jak teraz,
przed tym ciepłym kominkiem. Będąc w tym ciepłym miejscu.
— Majaczysz.
— Przecież
wiesz, że nie. Nie majaczę… A ty kłamiesz, bo znasz prawdę. — Odpowiedziała mu
i wtuliła się w poduszkę, która była miękka. I miała czarny kolor, jej
ulubiony. Zachichotała, bo dopiero teraz zrozumiała, że lubi czarny kolor przez
oczy Severusa.
— Granger,
otwórz oczy, nie zasypiaj. — Powiedział stanowczo, więc otworzyła oczy, ale
zachciało jej się jeszcze bardziej spać. Chciała spać, czemu on jej nie dał
spać? Czemu był taki zimny, skoro się o nią zawsze troszczył. Nie rozumiała. —
Nie krzyw się tak. Jeśli zaśniesz, możesz się już nie obudzić.
— Och, teraz
rozumiem. Może będzie faktycznie lepiej, jak nie zasnę. — Przyznała.
Przemilczała jego przewrócenie oczami, bo to był taki ludzi odruch, bardzo
nieliczny w jego wykonaniu, więc się cieszyła, że taki właśnie jest.
— Granger…
— warknął i przeszedł obok kanapy, że teraz siedział na stoliku do kawy,
a ona dalej leżała na kanapie. Usiadł tam dla niej, żeby ją lepiej widzieć. Czy
to nie cudowne? Tak cudowne, że aż się otrzeźwiła i otworzyła te niesforne
oczy, które chciały się zamknąć i oczekiwały, aż ona zaśnie na zawsze.
— Może
zagramy w naszą grę? Żeby moje oczy nie zasnęły.
— Słucham?
— W nigdy. Tylko bez alkoholu, bo to by było
bezsensu. — Nie wiedziała, czemu to by było bezsensu. Po prostu takie było.
Bezsensu. Zachichotała, bo te myśli były naprawdę zabawne. Nawet nie wiedziała,
czemu tak nad nimi myśli. Przecież to tylko głupie myśli. Spojrzała na niego
rozmarzonymi oczami, on dalej na nią patrzył. Tylko inaczej. I uśmiechnął się.
Naprawdę się uśmiechnął. To był cudowny uśmiech, który przez chwilę nie
schodził z jego ust. Dla niej uśmiechał się milion lat. Czas płynął, jak ona
chciała, to było niesamowite uczucie, mogła panować nad czasem. Mogła patrzeć
na jego uśmiech do końca życie, przecież to takie proste.
— Dobrze. —
Odpowiedział. I dalej się uśmiechał. Chociaż mogła to być tylko iluzja, bo
przecież panowała nad czasem i mogła wyobrażać sobie jego uśmiech. Jednak też
się uśmiechnęła rozanielona. Jego usta, które nie przywykły do takiego gestu,
uwydatniły słodkie zmarszczki. — Zacznij, Granger.
— Nigdy… —
zastanowiła się, na chwilę odrywając wzrok od Severusa, bo ją okropnie
rozpraszał tym uśmiechem i czułością w oczach. — Nigdy nie byłam zakochana. Do
teraz. — Zachichotała, kiedy się skrzywił. Głupek, niedomyślny głupek.
— W kim? —
Zapytał, już się nie uśmiechał, ona też nie. Miała zmartwioną minę.
—
Przepraszam, że już się nie uśmiechasz. Nie chciałam cię rozzłościć. —
Powiedziała szczerze i z poczuciem winy w głosie. Od razu przestał marszczyć
brwi ze złości i chyba zmienił swoją taktykę. Po prostu na nią patrzył czarnymi
oczami. Zarumieniła się od tego spojrzenia, ale dalej na niego patrzyła.
Przecież różowe policzki to coś naturalnego. Gdy ktoś jest dla ciebie ważny,
tak właśnie na ciebie działa. Przecież to takie proste. Jak dwa plus dwa równa
się pięć. Zachichotała przez tą myśl. Była taka zabawna.
— Nie
rozzłościłaś mnie, Granger. Po prostu mnie zadziwiasz.
— Naprawdę? —
Uśmiechnęła się. — A to dobrze? — Wstała do pozycji siedzącej. Już nie leżała;
miękka, czarna poduszka już nie była taka niesamowita. Chociaż nie, była
niesamowita, ale Severus był bardziej.
— Sam
chciałabym wiedzieć. — Mruknął posępnie i drgnął, spinając mięśnie, gdy
Hermiona dotknęła jego gładkiego policzka. Dopiero teraz zobaczyła i poczuła
jak piękną ma twarz. I kości policzkowe. Sunęła palcem po jego policzku, po
jego idealnych brwiach, nie za gęstych. Po prostu idealnych. Takie, jakie
mężczyzna powinien mieć. Severus przymknął oczy, a palcem dotknęła jego powiek,
potem nosa, który był duży, ale mu to pasowało. Bynajmniej jej to nie
przeszkadzało. I dotknęła ust. Wąskich ust, które ciągle ją kusiły. Nie
zatrzymała się na nich, bo mogłaby coś pominąć. Ale usta były takie
absorbujące. Nie, chyba jeszcze nie czas na to, pomyślała i przeczesała palcami
jego włosy. Wcale nie były tłuste, ale za to lśniące i zdrowe. I idealnie
proste. Odsunęła rękę, a on znowu otworzył oczy.
— Dobrze,
gdy ktoś cię zadziwia. Wtedy wszystko jest niespodziewane. Nikt nie lubi
monotonii, prawda? — zauważyła z miną odkrywcy. Uniósł kąciki ust, ale to był
okropnie smutny uśmiech.
— Niektórzy
nie zasługują na nic więcej, niż monotonia.
— Tylko źli
ludzie na to nie zasługują.
— No właśnie.
— Czy to
boli? — szepnęła rozżalona, gdy jego oczy były takie smutne. Nie chciała, żeby
był smutny. Wolała go uśmiechniętego. Albo rozłoszczonego. Wszystko, tylko nie
smutek. Nie mogła na to patrzeć. To było parszywe uczucie, widzieć jak
najważniejsza osoba na świecie nie potrafi być przy tobie szczęśliwa.
— Co
dokładnie?
— Takie
myśli? Czy one bolą, gdy tak o sobie myślisz? Takie myślenie jest głupie. Bo
znam osoby, które cię kochają, a ty je odtrącasz. Ranisz siebie i tych ludzi. W
tym mnie.
Spojrzał na
nią zdziwiony. I chyba jeszcze próbował założył swoją maskę, żeby to nie było
widoczne, ale Hermiona widziała, co się w nim działo. Jaka burza od myśli go
rozsadzała. To było takie słodkie, że on nic nie wiedział i niczego się nie
domyślał. Że kilka minut temu naprawdę myślał, że jest zakochana w nie wiadomo
kim. Zaśmiała się perliście.
— O czym ty
mówisz?
— Spać mi
się chce. — Poskarżyła się, a Severus z trudem przestał marszczyć czoło i
usiadł wygodniej na stoliku do kawy. Skóra jak marmur. Głębokie, utopijne oczy
oraz na chwilę nie krzywiące się cynicznie wąskie usta.
— Nie możesz
spać.
— Musisz
mnie czymś zająć. — Wpadła na pomysł, a właściwie spełnienie swojego
postanowienia, które kiedyś sobie zarzuciła. To chyba było w czasie ich
wspólnych świąt, przed sylwestrem. — Nie zasnę, jeśli coś powiesz.
— Co takiego?
— Pamiętasz,
jak powiedziałam, że jeśli powiesz moje imię, to znaczy, że mnie lubisz? —
zastanowił się chwilę, ale w końcu niechętnie pokiwał głową. Na sekundę
zamilkła, bo jego włosy zamigotały w świetle, padające z kominka. Potrząsnęła
głową w roztargnieniu. Później poogląda jego uśmiech i migoczące, świetliste
włosy, przecież panowała nad czasem, co to dla niej za wysiłek. Teraz chciała
czegoś innego. — Jeśli mnie lubisz wypowiedź moje imię, wtedy obiecam ci, że
nie zasnę. Umowa stoi? — wyciągnęła ku niemu rękę, aby tak zapieczętować ich
układ. Po chwili Severus ją uścisnął. Myślała, że się rozpłacze ze szczęścia.
— Powiedź.
— Najpierw
obiecaj. — Przekomarzał się i zaśmiał gardłowo, kiedy zrobiła oburzoną minę,
chociaż oczy dalej jej się śmiały. Severus nie znosił swojej kamiennej miny,
nawet, gdy wynosił śmieci. Na chwilę zastanowiła się, jakby to wyglądało. Snape
w mugolskim stroju, wychodzący z jakiejś szemranej kamieniczki i przechodzący
szybko w stronę śmierdzącego kontenera, nie wymienianego zapewne od dłuższego
czasu, niż było napisane w osiedlowej umowie.
— Nie,
najpierw powiedź — zaprotestowała z udawanym zniecierpliwieniem, chociaż
uśmiechnęła się w jego stronę. Odpowiedział na jej uśmiech i nagle wydawało jej
się to takie nierealne, że on się uśmiecha. Nagle zrobiło jej się zimno i
doszedł do niej fakt, że jest w jego kwaterach.
— Hermiono —
wyszeptał. Przestał się uśmiechać.
— Obiecuję.
Potem nie
widziała już nic, poza ciemnością, i chociaż mogła mówić, coś zakuło ją w
piersi. Czuła, że traci przytomność, a lodowaty chłód przebijał jej serce na
wylot. To było okropne uczucie. Pisnęła, gdy zabolało jeszcze mocniej, jakby
ktoś rzucił na nią zaklęcie Crusiatus w samo serce i tylko serce. Nogi, ręce,
usta — wszystko trwało w błogostanie, wyśmiewało się z rozdartego i jeszcze na
dodatek szarpanego bólem organu, który powinien tylko pompować krew. A w
rzeczywistości serce robiło o wiele więcej.
—
Przepraszam, że obiecałam. Nie chciałam… — szepnęła zanim ból jej nie oślepił,
usta nie chciały już wypowiedzieć żadnej literki, a oczy nie chciały się
otworzyć. W następnej minucie już nie była w stanie myśleć. Właśnie przeżyła
swój najpiękniejszy sen, a ogień zamarł w kominku i gdzieś w szklanych
odłamkach.
Sorry, ze bez polskich znakow, ale pisze z telefonu... Rozwalil mnie ten rozdzial na kawalki, zupelnie, do konca. Miazga po prostu. Wiem, ze to jeszcze nie koniec opowiadania, ze jeszcze sie bedzie pewnie dzialo, ale po tym, co dodalas dzisiaj, nie moge sobie tego wyobrazic, co jeszcze WIECEJ moze sie zdarzyc. Co tez ta Hermiona najlepszego natworzyla? I jak to sie dla niej i Severusa skonczy? Oby nie szybko...
OdpowiedzUsuńZe zniecierpliwieniem czekam na nastepny!
A.
Mózg mi siadł . . . I nie chce działać z wrażenia :D Rozdział jest boski. Opłacało się czekać. W końcu znów zaczęli rozmawiać bez zgryźliwości.
OdpowiedzUsuńA to jak Severus się zezłościł na myśl że nasza Miona może być w kimś zakochana. Może nie dopuszczać tego do swojej świadomości ale widać że mu na niej zaczyna zależeć. Nie wiem co się dzieje z Hermionom przez to coś co uwarzyła ale Severus ma jej pomóc. Mam nadzieję że się mocno przestraszy że może ją stracić i wreszcie coś dotrze do tej jego głowy. Rozdział rewelacyjny.
Serdecznie pozdrawiam xd
O Boże....................
OdpowiedzUsuńMi też mózg siadł - tak tylko chciałam powiedzieć.
UsuńJakie emocje, Salviom! I tyle opisów, jeju, czy ja już umarłam i jestem w niebie? Chyba tak. Wiesz, ostatnio zdałam sobie sprawę z tego, jak mało blogów już czytam, niektóre po prostu przestałam, a Twojego nie potrafię, coś mnie tu przyciąga, chociaż dobrze wiesz, że tego pairingu nie znoszę, to jednak... Twoje opowiadanie czymś się różni. Nie wiem czym, jeszcze tego nie odkryłam, ale kiedy odkryję na pewno Ci powiem.
Ja w ogóle nie mogłam zrozumieć, co tam się stało, że tak nagle Hermiona zemdlała, nie wiem czy źle coś przeczytałam, oświeć mnie. Poza tym to miłe ze Snape'a strony, że pozwolił im uwarzyć własne eliksiry, ma do nich zaufanie i wierzy, że nie wysadzą całego zamku w powietrze.
Co jeszcze... No i rozmowa Snape'a i Hermiony, ta końcowa. Rozłożyła mnie na łopatki, bardzo ładnie i zgrabnie wszystko przedstawiłaś, w sumie nawet nie mam do czego się doczepić. Gdzieś po drodze widziałam jakieś literówki, ale to mało ważne. Jestem ciekawa jak to dalej rozwiniesz, jak dalej potoczą się ich losy.
Czekam na kolejny rozdział!
M.
Po raz enty zresztą nie mam pojęcia co napisać. Kompletnie pozbawiłaś mnie myślenia na kilka minut.
OdpowiedzUsuńNo w końcu zaczęli normalnie rozmawiać i tu coś takiego... No i jeszcze ten moment, w którym Hermiona mówi, że jest zakochana! Uh, może w końcu Severus zrozumie co tak na prawdę czuje do Hermiony...
No i co tu nasza Hermiona natworzyła, że doprowadziła się do takiego stanu? Hm?
Do jutra!
Jeeejku, szczerze mówiąc, nic z tego nie ogarnęłam, mam jeden wielki mętlik :D
OdpowiedzUsuńSeverus, omnomnom <3
Nie stać mnie na bardziej konstruktywny komentarz, wybacz ;D
Jak u wszystkich wyżej, rozdział mnie rozwalił .-.
OdpowiedzUsuńJak na moje oko, Hermiona zrobiła jakieś narkotyki i przedawkowała :v
Fajnie, że Severus pozwolił im uwarzyć własny eliksir. Ale Granger, znowu musiała namieszać.
Jakie to jest piękne, że Snape się o nią troszczy i jest zazdrosny :3 Szkoda tylko, że taki niedomyślny ;-; Może teraz się coś zmieni.
I to, jak wypowiedział jej imię. To było takie magiczne i nietypowe ;;
Pewnie nieszybko znowu się tak do niej zwróci.
I mam nadzieję, że Snape naprawi Hermionę, w sensie, niech się obudzi i znowu będzie pięknie :v
Pozdrawiam :)
Ale ale ale... Co się stało? Co to za eliksir? :O O matko jestem w takim szoku po tym rozdziale, że nie mogę się skupić na napisaniu porządnego komentarza :O Dobrze, że jutro niedziela i kolejny rozdział!!
OdpowiedzUsuń"Gdyby dementor przyssał się do Severusa, prędzej by wrócił głodny, niż jakąś duszę by u niego znalazł." <3
Nie wiem od czego zacząć... Przepraszam że tyle czasu mnie nie było, ale ostatnio za niczym nie nadążam :d (:
OdpowiedzUsuńCzyli to jednak Sevmione. :< Od początku miałam nadzieję że to jednak będzie Dramione. Nawet teraz czytając ostatnie rozdziały mam minimalną nadzieję, że może coś jeszcze się zmieni... Hah :D
Skąd ty bierzesz te pomysły na to wszystko? XD
Czytając ten rozdział ma się wrażenie, że to koniec tej historii. Ciekawe co ty tam jeszcze wymyśliłaś. XD :D
Pozdrawiam <3 ((:
Wat? ale co .. jak? nie no rozdział mnie rozpierdzielił na całego xd <3 czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńdzisiaj tak krótko bo nie mam czasu <3
pozdrawiam i życzę big weny
To było poruszające, ale od początku.
OdpowiedzUsuńBiedna Hermiona, trochę mi jej żal, to co zrobił Blaise - on naprawdę tak to sobie zaplanował? Ja dalej nie mogę tego zrozumieć. Blaise, kochany, czemu?
Draco nie mógł wiedzieć, nie zgodziłby sie na coś takiego. Nie mógłby, prawda? Nie wiem co Blaise sobie myślał, ale nawet gdyby tak się stało - to byloby fatalne w skutkach.
Odbiegając trochę od tematu, to powiem, że tylko jeden raz przeczytałam Dramione, w którym wszystko nie skończyło się happy endem i dobrze. Bo tak naprawdę ta cała ich miłość nigdy nie miała przyszłości. Ach te uroki Dramione - i tak jest lubie, czasem są naprawdę bardzo emocjonalne.
Coś mi się wydaje, że to wina tego eliksiru. Ciekawa jestem czy To wszystko było prawdziwe, czy tylko przywidzeniem wywołanym gorączka. Jeżeli było prawdą, to ja naprawdę nie rozumiem Severusa. Na początku ja odpycha, a teraz co?
Nie będę pisać " do następnego " bo to nie ma sensu, zaraz i tak przeczytam i skomentuje kolejny rozdział.
Pozdrawiam, Anai
Cześć <3
OdpowiedzUsuńJak na ironię, mają warzyć eliksir miłości.. w ich sytuacji.. Jak życie boli!
Rozwalił mnie, dość emocjonalnie fragment o Draconie:
"Uśmiechnęła się, promieniując czymś rześkim, dopiero wtedy Draco wrócił do obrabiania składników. Odetchnął z ulgą, (..)" - uwielbiam ich razem jak przyjaciół.
Choć, nie powiem dramione nie raz czytałam:D
"Gdyby dementor przyssał się do Severusa, prędzej by wrócił głodny, niż jakąś duszę by u niego znalazł." - coo? O, chachachacha, o jakie to złe:D
"Draco patrzył morderczym wzrokiem na swoją zawartość, Hermiona zresztą tak samo." - to tyle jeśli chodzi o eliksir MIŁOŚCI. :D
"Myślę, że jesteście gotowi, aby poeksperymentować. Możecie stworzyć swój własny eliksir, macie do dyspozycji c a ł y mój zapas. – Hermiona rozchyliła usta, a Draco uniósł brwi, że zniknęły pod platynową, krótką grzywką."
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA, nawet nie mogę sobie tego wyobrazić:D *święta przyszły szybciej*
"(..) spojrzeli na siebie i pobiegli do schowka, przepychając się (..) Hermiona i Draco zapomnieli o godności (..)" - nie dziwię się, w ogóle się im nie dziwię <3
Ekhem, czyżby mała nagroda, za to co musieli przejść, Sev?
Nie... oczywiście, że nie xd co ja głupia sobie pomyślałam;d
"gdy skończył swoją amortencję, przeklął cały świat i wyrzucił wywar" - hymm, Hermiona pachnie aż tak pieknie, że nie da się tego znieść, Sev? :D
To nie sprawiedliwe! Co ona stworzyła? Jakiż to eliksir? Bo musiało powstać coś xd I czemu zemdlała?
Salvio, te wszystkie słowa, które napisałaś bo "Jesteś piękny" (ohh, Sev <3) są tak fantastyczne, tak subtelnie ze sobą złączone.
Severus zgodził się na grę w "nigdy"? Jak źle z nią musi być?..
"Nigdy nie byłam zakochana. Do teraz. (..) - W kim? – (..) - Przepraszam, że już się nie uśmiechasz. Nie chciałam cię rozzłościć." MERLINIE. Jakie to piękne. Moje sevmiońskie serduszko jest wzruszone <3
"Takie myśli? Czy one bolą, gdy tak o sobie myślisz? Takie myślenie jest głupie. Bo znam osoby, które cię kochają, a ty je odtrącasz. Ranisz siebie i tych ludzi. W tym mnie." - w końcu! Niech on wie, że nie może tak o sobie myśleć.
"Pamiętasz, jak powiedziałam, że jeśli powiesz moje imię, to znaczy, że mnie lubisz? – (..) – Jeśli mnie lubisz wypowiedź moje imię, wtedy obiecam ci, że nie zasnę. Umowa stoi? – (..)
- Powiedź.
- Najpierw obiecaj. – (..)
- Nie, najpierw powiedź – (..)
- Hermiono. – (..)
- Obiecuję. "
To jest tak dziecinie naiwne w swej wspaniałości, jestem wzruszona i zachwycona.. Czemu takich scen nie może być więcej? <3
I czemu ona zemdlała? To przez jej eliksir?
Ejże, Salvio, nieładnie tak zostawiać tylu pytań bez odpowiedzi:D