niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział osiemdziesiąty drugi

Severus wygrywa w ankiecie, wiedziałam! Aha, i to jakaś reguła, że nie lubi się głównego bohatera, czyli u mnie Hermiony? Ona ma tylko dwa głosy... co za zołzy z Was... I co mnie (nie)zdziwiło, Draco idzie łeb w łeb ze Snapem. Uwaga, piszę to pierwszy i ostatni raz, odbierając Waszą iskierkę nadziei, fanki Draczego — to nie jest Dramione. :')

*


—  Nigdy się tego nie nauczę — jęknął Neville. Harry spojrzał na przyjaciela zirytowany, a Ron był tak blady, że nie dostrzegał tego, co się dzieje dookoła; ślęczał nad eliksirami, które były mu potrzebne, aby zostać aurorem. Harry miał podobną sytuację. Oboje mieli utorowaną drogę do Ministerstwa, w końcu Potter był Wybrańcem, Ron przyczynił się do obalenia totalitarnych rządów, jednak myśl, że zasłużył sobie w pełni na to stanowisko była… ekstremalnie ekscytująca, choć trudna do wykonania. Dopiero teraz potrafił zrozumieć Hermionę, która zawsze miała wysokie ambicje — ciągnęła się za nimi satysfakcja.
— Neville, tobie nawet nie są potrzebne zdane egzaminy, poza Zielarstwem, z którego i tak nie musisz zakuwać. Znasz te chwasty na pamięć — powiedział Harry, uśmiechając się do przyjaciela, który przyjął jego słowa jako komplement. Jego policzki były czerwone, można by na nich odpalić cygaro.
Pani Pince przyłożyła palec do ust i syknęła. Zachowywali się za głośno. Harry i Neville przewrócili oczami, ale umilkli. Ron pozostawał nieobecny, wpatrywał się w jeden punkt za ich plecami.
— Cześć, Hermiono — przywitał się Ron. Harry obrócił się i napotkał tuż za swoimi plecami uśmiechniętą przyjaciółkę z burzą brązowych loków. Miała na sobie mugolskie ubrania, czarną koszulkę i czarne spodnie. Czarny kolor kojarzył mu się tylko ze Snapem lub żałobą, choć w praktyce było to to samo.
— Nigdy bym nie sądziła, że będziecie tu tak wcześnie. — Zachichotała. Zajrzała Harry’emu przez ramię, opierając się brodą o jego obojczyk. Poczuła miłe ciepło w sercu, gdy czytała jego nawet dobre notatki i wdychała miły zapach męskich perfum. Kojarzyły jej się z czymś dobrym, bezpiecznym, a jednocześnie odległym.
— Tu masz błąd, nie kamień księżycowy, tylko kwarcowy. Często są mylone. — Wskazała mu palcem na odpowiedni akapit i zdanie, a Harry, choć miał delikatny uśmiech na twarzy, nie był zadowolony ze wskazanego błędu. — Wolisz nauczyć się źle, niż żebym cię poprawiła?
Pokręciła głową z jego dumnej miny i usiadła na krześle obok Neville’a.
— Nie uczysz się? — zapytał Ron. Hermiona dopiero zwróciła uwagę na jego bladą twarz, przekrwione oczy, zachrypnięty głos. Uniosła brwi.
— Mam przerwę. A ty… nie spałeś?
Harry parsknął w rękaw bluzy, a Ron zaczął przypominać buraka. Nawet jego uszy były czerwone. Spuścił wzrok. Hermiona wybałuszyła oczy, a Neville wolał siedzieć cicho, czując się nagle jak intruz. Jakby przeszkodził w spotkaniu starych, szkolnych przyjaciół na zjeździe absolwentów.
— Bo Susan… no…
— Nie chcę znać szczegółów! — Parsknęła śmiechem. Ron zaczerwienił się jeszcze bardziej, choć wydawało się to niemożliwe. Wszyscy byli rozluźnieni, choć przed nimi leżały książki, które powinni już recytować na pamięć. Gdy jeszcze przez chwilę nabijali się z biednego, czerwonego Rona, nie zauważyli, że zachowują się zbyt głośno. Nikt na dodatek ich nie upomniał. Harry westchnął.
— Mam nadzieję, że gdy skończę szkołę, nigdy go już nie zobaczę. — Harry wskazał głową na Severusa Snape’a, który rozmawiał o czymś przyciszonym głosem z panią Pince. Ron przytaknął szybko głową, licząc na ostateczną zmianę tematu. Neville natomiast przyglądał się Hermionie o kilka sekund za długo, gdy ta opuściła wzrok i udawała, że zaczytała się w jakimś rozdziale o runach. Czytała jeden akapit w kółko, rozluźniła się dopiero, gdy drzwi za profesorem Snapem się zatrzasnęły tak, że prawie wypadły z zawiasów.
— Hermiono… — zaczął Harry, mrużąc oczy. — Może wyda ci się to dziwne, ale…
— Czemu jesteś taka spięta? — zapytał Ron, przerywając Harry’emu wpół słowa. — Snape cię męczy na tych dodatkowych zajęciach? Jak chcesz, to mogę, wiesz, pogadać z nim czy coś.
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, ale, jak na gust Neville’a, zrobiła to z cukierkowego przymusu. Jej uśmiech nie sięgał w każdym razie oczu, a ręce zaciśnięte miała na okładce książki, że była lekko wygięta. Były to drobne gesty, ale wyjaśniały wszystko. Przynajmniej Neville to widział.
— Jasne, że on nas męczy. — Prychnęła. — Nie trzyma nas już po siedem godzin. Sami mamy odmierzyć czas, w którym mamy przygotować odpowiednie mikstury. To jest o wiele trudniejsze.
Gdy to mówiła, wydawała się spokojniejsza. Jakby samo wspomnienie kociołka i mikstur ją uspokajał. Oparła policzek o rękę, obserwując wędrującą sylwetkę pani Pince. Bibliotekarka miała surową minę, ale w oczach miała wypisane odprężenie, gdy wędrowała między półkami, czasami wyciągając jakiś tom i delikatnie go odkurzając. Jeszcze chwilę temu, gdy stała przy swoim biurku, obserwując, czy nikt nie gada, wyglądała na wściekłą, ale i zagubioną. Kiedy znalazła się wśród książek, wpadła w swój świat, we właściwe miejsce.
Hermiona przegryzła wargę.
Kobieta, która dla wielkiego świata była tylko ziarenkiem piasku na ogromnej plaży, znalazła coś, co ją uszczęśliwia. I, choć nie wynalazła niczego i nikt za tysiąc lat najprawdopodobniej nie będzie pamiętał o jej istnieniu, ona uczyniła swoje życie wyjątkowym. Życie, które miało cel. Nawet jeśli to tylko książki. Tylko to złe słowo, dla Pince były przecież całym światem, jednym organizmem, składającym się z papierowego, dobrze pracującego serca. Swoją historię bibliotekarka miała zapisaną w każdej zmarszczce i blasku, który bił z jej oczu.
— Czemu tak na nią patrzysz? — Harry skrzywił się, szukając w zachowaniu pani Pince czegoś dziwnego. Nie znalazł niczego, dalej się garbiła, wpatrywała w swoje cenne książki i wyglądała, jakby była obrażona na cały świat. Nie dostrzegł jej zachwycenia w oczach, nie widział rąk, które z największą delikatnością odkurzały zakurzone księgi, nie widział tego, co ukryte. Możliwe, że też się nad tym nie zastanawiał. Przeniósł zdziwiony wzrok na przyjaciółkę, ale ta tylko pokręciła nieznacznie głową. Po prostu patrzę, chciałaby powiedzieć, ale z jej zaciśniętego gardła nie wydobył się nawet szept.
Życie powinno mieć cel.
Hermiona wstała od krzesła, porywając swoją księgę o starożytnych runach. Harry patrzył na nią nieprzystępnie, a Ron i Neville unieśli dopiero głowę znad notatek. Uśmiechnęła się nieszczerze, czas ją naglił, nareszcie.
— Zostawiłam ważną książkę w dormitorium — wyjaśniła, odwracając się powoli na pięcie i machając im na pożegnanie, wiedząc, że już ich dzisiaj nie spotka, a tym bardziej nie wróci tak po prostu do biblioteki. Kiedy wyszła i zniknęła za zakrętem, nie oglądając się za siebie, puściła się biegiem do dormitorium. Omijała zajętych sobą uczniów, starając się nikogo nie potrącić, choć głowa latała jej od myśli.
Kiedy wpadła do salonu, Blaise uniósł głowę, ale nie widziała miny jego i Ginny.
— Co… — zaczęła Ginny, ale Hermiona trzasnęła za sobą drzwiami od sypialni. Z wielką gulą w gardle rzuciła książkę na biurko i położyła się na podłodze, nurkując ręką pod łóżko. Nie znalazła jednak tam niczego. Jej oddech przyspieszył.
— Gdzie, do cholery, jesteś?
Wstała szybko i otworzyła kufer ze swoimi ubraniami, książkami. Wyrzuciła po kolei wszystkie rzeczy. Kufer na dodatek był magicznie powiększony, żeby każdy przedmiot znalazł dla siebie miejsce. Wyjmowanie rzeczy zajęło jej pięć minut, jeśli nie więcej. Ze skupioną miną i coraz większą paniką przeczesywała każdy zakamarek. Ale nie znalazła. Usiadła skulona, oplatając kolana ramionami. Odetchnęła głęboko.
— Hermiono.
Podniosła głowę. Ginny wślizgnęła się do środka i przysiadła się obok niej na podłodze. Próbowała nie patrzeć ze zdziwieniem na bałagan, ale musiała przesunąć kilka rzeczy, aby usiąść obok Granger.
— Zgubiłam, nigdzie nie ma — Hermiona mówiła roztrzęsionym głosem, miała duże, smutne oczy. Wpatrywała się w twarz Ginny, szukając jakiegoś ratunku, ale… może po prostu miało tak być i boleć.
— Co zgubiłaś? — zapytała szeptem.
— Pamiętasz święta — bardziej stwierdziła, niż zapytała. Każdy pamiętał te spektakularne święta. (Cassie). Odgarnęła ze zdenerwowaniem włosy do tyłu. — Wtedy dostałam wiele ciekawych rzeczy, ale prezenty od Blaise’a i Billa były… szczególne. Nigdy ich nie użyłam, bo nie było takiej potrzeby… A teraz, kiedy muszę je mieć, zginęły.
— Rzeczy mają to do siebie, że kiedy ich potrzebujesz, znikają. Za tydzień, jak będą zbędne, nagle je znajdziesz. — Ginny uśmiechnęła się, ale wstała z podłogi. — Powiedz, jak te prezenty były zapakowane, jakiej są wielkości… Cokolwiek.
Hermiona poszła w jej ślady.
— Od Blaise’a było zapakowane w czarny materiał, a od Billa to było w… srebrnym pudełeczku. — Ginny otworzyła szafę, a Hermiona zajęła się komodą. Po dwudziestu minutach bezustannych poszukiwań niczego jeszcze nie znalazły.
— A nie możesz tego przywołać?
— Niestety. — Westchnęła zrozpaczona. Ginny, widząc, w jakim jest stanie, o nic więcej nie zapytała. Potem obie usiadły zrezygnowane na łóżku i przyglądały się pokojowi, ale wszystko już przeszukały. Komoda, szafa, nawet pod łóżkiem…
— Chyba będziesz musiała się bez tego obejść — stwierdziła rudowłosa, potrząsając głową. Hermiona wzruszyła ramionami, próbując nie dać za wygraną. Sięgnęła po różdżkę z nocnego stolika i próbowała przywołać swoje świąteczne prezenty, ale nic się nie wydarzyło.
Accio, na miłość boską!
— Hermiono…
— Akurat potrzebowałam tego, ale nie! Po co los ma mi w czymkolwiek pomagać.
— Hermiono…
— CO? — warknęła.
— Sprawdziłaś w tym nocnym stoliku, prawda? — Ginny wskazała na małą szafeczkę, prawie niewidoczną, stojącą tuż koło łóżka.
—…
Hermiona rzuciła się na stolik, jej kolana huknęły w zderzeniu z podłogą. Ginny skrzywiła się, widząc tą desperację. Kiedy półki wypadły na podłogę z drobną pomocą, Granger krzyknęła zwycięsko: — Mam!
Srebrne pudełko zalśniło w promykach słońca. Było idealne na trzymanie w niej biżuterii. Potem na łóżku Hermiona położyła czarne zawiniątko, o wiele większe od drobnego pudełka. Ginny zmarszczyła zabawnie brwi.
— Chcesz zostać sama?
— Wolałabym, żebyś została. Nie chcę…
— Rozumiem.
Hermiona otworzyła pudełka i wyjęła srebrny łańcuszek, który Ginny od razu rozpoznała. Miał piękne zdobienia na zawieszce, ale rudowłosa wiedziała najlepiej, co się stanie, kiedy ktoś  t o  założy na szyję.
— To od Billa? — to było pytanie retoryczne. Granger mruknęła w odpowiedzi, dalej trzymając w rękach łańcuszek i przyglądając się mu. — Hermiono… jeśli się boisz, nie rób tego. Jesteś Gryfonką, ale to nie znaczy, że ślepa odwaga jest zawsze dla nas najlepsza. Czasami lepiej nie wiedzieć.
— Nie, Ginny — szepnęła, przenosząc na nią obojętny wzrok. — Muszę wiedzieć. Wiem, że te całe gadanie o miłości jest przereklamowane, ale jeśli…
— Dobrze. — Machnęła ręką, dając za wygraną.
Hermiona przyglądała się jeszcze chwilę drobnej biżuterii, która nijak powinna coś wnosić do życia. Było jednak na odwrót. Tu była zawarta odpowiedź, która w rzeczywistości powinna pozostać bezgłośna. Kiedy założyła łańcuszek na szyję, na zawieszce zaczął się tlić ogień. Ginny pisnęła, ale Hermiona miała nieobecny wzrok, najsmutniejszy na świecie, jakby martwy. Osunęła się bezwładnie na poduszkę, ale oczy dalej miała szeroko otwarte. Weasley nie wiedziała, co powinna zrobić. Patrzyła osłupiała na przyjaciółkę, ale nim zdążyła zareagować, ona podniosła się. Przetarła ręką spocone czoło. Skończyło się to szybciej, niż się zaczęło.
— To było dziwne — powiedziała Hermiona.
— Raczej chore. Co czułaś?
— Jakbym się wyłączyła i zniknęła… Nie wiem… Niczego z zewnątrz nie czułam, nie słyszałam, czułam tylko jak krew szumi mi w uszach, a serce się zatrzymuje… Masz rację, to było chore. — Pokręciła głową.
— U mnie to wyglądało inaczej.
— Jak ty… — zaczęła Hermiona, ale syknęła. Zawieszka zaczęła ją palić na skórze. Zdjęła medalik i odrzuciła go. — Co to ma być!
— Musisz spojrzeć na zdjęcie osoby, które się pojawiło. Inaczej będzie robić jeszcze dziwniejsze rzeczy, uwierz mi na słowo. — Ginny potarła ramiona, przypominając sobie te skrzywione zdarzenia, gdy wrzuciła medalik do morza, w wakacje, gdy była u Billa. Później znalazła biżuterię na komodzie, czekała na nią, jakby wcale nie powinna dryfować pomiędzy falami. Ta rzecz była magiczna, dziwna, niebezpieczna. Ginny musiała w końcu spojrzeć na zdjęcie, by zakończyć prześladowanie srebra i… zobaczyła uśmiechniętego Blaise’a. Nic później nie wprawiało jej w większe zakłopotanie jak jego widok. Wtedy mieli pewne kłopoty w swojej przyjaźni, coś się zaczęło psuć. Aż w końcu Blaise ją pocałował. Wyrzuciła go wtedy ze swojego pokoju. Miała w głowie kompletną pustkę i bez większych rewelacji poszła spać. Następnego ranka prosiła Fleur, by usunęła Zabiniego z listy, która pozwalała mu przechodzić przez bariery ochronne Muszelki. I jeszcze tego samego wieczoru Bill przyszedł do niej z tym szatańskim posagiem. Wytłumaczył jej, jak on działa. Nie użyła go od razu, musiały minąć dni, w których nie widziała Blaise’a na oczy. Podobno tylko raz próbował się z nią spotkać, Fleur tylko wysłała mu patronusa, że wejście na teren ich posiadłości jest już niemożliwy. Podobno powiedziała Blaise’owi, że jej przykro. Ginny codziennie przed zaśnięciem patrzyła na medalik, aż w końcu późno w nocy, gdy nie mogła spać, po prostu założyła go na szyję. Patrzyła jak zawieszka mieni się na szmaragdowo, czuła mrowienie na całym ciele, takie samo jak podczas ich pocałunku… Medalik z jednej strony miał prawdziwy szmaragd, a z drugiej zdjęcie Zabiniego.
— Aua — syknęła Hermiona, gdy biżuteria znowu ją zaatakowała. Jakby przymilała się do jej twarzy. Metal był gorący, rozżarzony jak węgiel. — Jak mam to dotknąć, skoro…
Wtedy medalik upadł na jej wyciągniętą dłoń. Już w normalnej temperaturze.
— To jakiś żart — mruknęła niezadowolona pod nosem. Zawieszka pozostawała z jednej strony czarna, onyks nie mienił się w strużkach słońca. Był nieśmiertelnie czarny. Jak jego oczy. Nadzieja Hermionie minęła, jak ochota na kawałek pysznego ciasta.
— Co widzisz? — zapytała Ginny, a widząc jej unoszące się w zdziwieniu brwi, powiedziała: — Tylko ty masz prawo do tego widoku… Prawdopodobnie ktoś to zaczarował, tak aby ludzie nie odkryli twojej największej słabości. Wiesz, Bill mi opowiadał, że to można założyć w każdym wieku. Kiedy dziecko go założył, możliwe, że ujrzy zdjęcie swoich rodziców… Pokazuje kogoś, kogo najbardziej kochamy. Nie tylko miłością romantyczną.
— Mówisz okropnie mądrze, Ginny.
— Ja tylko przekazuję słowa Billa. — Uśmiechnęła się serdecznie na wspomnienie tego niespodziewanego prezentu, który przysporzył jej wielu kłopotów. Choć nigdy do starszego brata nie miała żalu, bo teraz była szczęśliwa. — On też tylko przekazuje słowa naszej mamy.
Hermiona pokiwała głową. Nie była jeszcze gotowa, żeby spojrzeć na zdjęcie, choć to już bez znaczenia. Onyks kojarzył się jej z jedną osobą. No, to… to by było na tyle. Jak mówił Bill, koniec z wątpliwościami, stoję na twardym gruncie. Wiem już, przed czym powinnam się kryć. Teraz wystarczy zrobić pierwszy, pewny krok w dobrą stronę.
— Hermiono, co widzisz.
— Wiesz, Ginny, zawsze wiedziałaś. — Zaśmiała się gorzko. Przekręciła medalik i zobaczyła Severusa, który patrzył prosto na nią. Miał uniesione kąciki ust, rozciągające się w swoim prawdziwym uśmiechu. Czarnych tęczówek nie dało się odróżnić od źrenic. Wyglądał na szczęśliwego.
— Więc co zamierzasz?
— Nie chcę się uzależniać od tego. — Wskazała na medalik. — Po prostu zapomnę. — Wzruszyła ramionami. — Możesz mi nie wierzyć, ale wiedziałam, na co się piszę.
— Mhm. Czyli…
— Czyli zamierzam żyć w pełni normalnie, bez przesady. Zajmę się Owutemami, potem swoją przyszłością. Może wyjadę, by poznać kawałek świata. Poznam nowych ludzi. Zobaczymy.
— Uciekasz, Herm.
— A co mam zrobić? — syknęła. Nagle świadomość, że każdy wiedział, co jest dla niej lepsze, ją zirytowała. Blaise, Draco i Ginny zmówili się, próbowali jej wmówić, że ucieka, ale to nie była prawda. — Nie uciekam, ale co mam zrobić? Zostać w Londynie, gdzie nie widzę dla siebie przyszłości? Nie uciekam od problemu, chcę spróbować o nim zapomnieć. Mam przez cały czas płakać, całować po stopach Wielkiego Księcia Lochów, żeby się ulitował i mnie do siebie przyjął? Proszę cię.
Prychnęła na samą myśl. Nie było chwili, kiedy byli razem i to on by wyszedł z jakąkolwiek z inicjatywą. Czasami może… Ah, nie, chyba nie warto o tym myśleć. Za dużo goryczy by przelała, obrazując jego uśmiech. Kochała go i chciała zostawić we wspomnieniach rzeczywisty obraz, jaki Severus naprawdę był. Sarkastyczny, grubiański, pełen nienawiści do samego siebie, cierpiący, a z czasem i może troskliwy, choć w najbardziej brutalny sposób jej o tym przypominał. Hermiona uśmiechnęła się szeroko do swojej przyjaciółki, miała nadzieję, że już niedługo zacznie nowy rozdział w swoim życiu. Że te szkolne chwile i pierwsza miłość będzie tylko przeszłością, którą czasami się wspomina. 
Zawiesiła sobie medalik na szyi, w ramach pogodzenia z przeszłością.


6 komentarzy:

  1. Wreszcie użyła prezentu od Billa i właściwie tylko utwierdziła się w tym całym emocjonalnym bagnie jak to ostatnio nazywam :D Jestem niesamowicie ciekawa co wydarzy się dalej :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Uważam, że ona potrzebowała prawdziwego dowodu na to, co się dzieje w jej głowie. Teraz chyba już tylko z górki, efekt kulminacyjny osiągnięty. ;)

      Usuń
  2. Kopne Cię w tyłek za ten początek, przysięgam! Podpadasz mi, ciągle, bezustannie, podpadasz. :( I CO JA MAM Z TYM BIEDNA ZROBIĆ? Ach, dobrze, wybaczę Ci ten ostatni raz, salviom.
    Rozdział jest cudowny, Salvio! Zanim zaczęłam go czytać wróciłam do pierwszego rozdziału powojennej... Naprawdę się rozwinęłaś, choć to opowiadanie od początku było wyjątkowo dobre, wzbijające się ponad inne. Ale teraz, przy obecnych rozdziałach, widzę między wierszami dojrzałość, widzę jak pięknie kierujesz słowami, by ukazać uczucia bohaterów... Pięknie, Salvio. Mówię Ci to po raz milionowy, ale możesz... nie, czekaj, Ty musisz być z siebie dumna. Zobacz w przeciągu jakiego czasu ile osiągnęłaś. Masz za sobą 82 rozdziały genialnego opowiadania. Przecież wiesz jak nie znosiłam sevmione, a jednak Ty przekonałaś mnie i dlatego ciągle tu jestem. Pokazałaś, że relacja Snape'a i Hermiony nie będzie opierała się jedynie na.... tych słodkich chwilach, ale pokazywałaś też chwile, kiedy się kłócili, kiedy rozmawiali jak dwójka normalnych ludzi, między którymi nie ma żadnej przepaści. Okej, rozgadałam się, a to przecież jeszcze nie koniec opowiadania. Och, nieważne.
    Bardzo spodobała mi się myśl Hermiony związana z panią Pince, związana z celem i tym, że życie powinno mieć cel. Udało Ci się to, bo sama zaczęłam się nad tym zastanawiać... I stwierdziłam, że moje życie nie ma celu, lel. Ty wiesz, że ja kompletnie zapomniałam o tym naszyjniku od Billa! O Boże, ale ze mnie gapa. Dopiero teraz wszystko sobie przypomniałam... W ogóle myślałam, że go nie znajdą, ale oczywiście, był w najoczywistszym miejscu, w jakim mógł być - komoda przy łóżku. Hermiono, gratuluję inteligencji. :>>>>> Wiedziałam, że tam będzie zdjęcie Snape'a! No dobra, łudziłam się do ostatniego zdania, że jest tam Draco... Nie no, żartuje, wiedziałam już od początku, kiedy zmusiłaś mnie do czytania "Bez cukru", że to sevmione. Tak, wiedziałam. Zdziwiona, spadła szczęka? xD
    Jestem strasznie ciekawa jak to dalej rozegrasz! Co będzie z nimi, jak będzie wyglądała ich przyszłość... Z każdym kolejnym rozdziałem moja ciekawość rośnie, bo zdaję sobie sprawę, że nadchodzi koniec, a ja, kurde mać, przywiązałam się do powojennej. :c nie chcę, mamooooo!
    Czekam na kolejny, salviom.

    M. (nienormalna M, nie kłamaj mnie, co?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M., jesteś jak zawsze miła, kochana... :)
      Tak btw. sama jesteś salviom, głupku.
      Po co wracać do przeszłości, pierwszy rozdział to była jakaś porażka, haha. Wiesz, jak zareagowałam na twój komentarz, nie będę się do tego publicznie przyznawać, bo w tyłku Ci się poprzewraca.
      Ale... nie wiem w sumie dlaczego, ale cieszę się, że zawsze we mnie wierzyłaś. Że jakoś ruszę dalej, że na pewno skończę. Trudno wymarzyć sobie lepszego czytelnika, niż ty. :) No dobrze, może nie jestem obiektywna, bo się przyjaźnimy, ale, no cóż - bywa.
      Twoje życie na pewno ma cel, M. Ale w naszym wieku naprawdę trudno go określić. Znaczy, ja przynajmniej się domyślam twoich wartości, bo widzę, co z Ciebie za osoba. W końcu jestem świetną obserwatorką, o tak, najlepszą.
      Wiem, że zapomniałaś o tych prezentach i o to mi chodziło. Pewnie mało kto na samym początku rozumiał, czego Hermiona szuka. A jeszcze czeka nas (chyba) prezent od Blaise'a.
      I ponownie, dobrze się bawiłam, kiedy wiedziałam, że udawałaś, że się łudzisz, że to Dramione. Szczerze mówiąc, jesteś najlepsza.
      Ich przyszłość będzie śmieszna i wynikiem niefortunnych zdarzeń, czyli standard w podrzędnych fanfiction.
      M., tobie powiedziałam, ile planuję rozdziałów, nie jesteśmy tak blisko końca. Jeszcze dłuższa chwila. :)
      Sama jesteś salviom, nienormalna M.

      Usuń
  3. Salvio, tylko Ty umiesz tak zaskoczyć. Człowiek już zupełnie zapomina o świętach, o prezentach, a Ty wyskakujesz z tym łańcuszkiem. Strasznie spodobał mi się pomysł z tymi kamieniami i zdjęciem. I ta genialna czerń przypominająca jego oczy, no po prostu finezja :3
    A ja tak jak Blaise, Draco i Gin, myślę, że Hermiona ucieka. Sama pewnie zrobiłabym to samo, ale hello, to ona tutaj pokonała Voldemorta... i ogarnęła Snape'a! No może nie do końca ogarnęła, ale mało jest osób dla których jest no... inny xD. Aaa, nieważne. Jestem niesamowicie ciekawa, co dalej :3
    I jeszcze jedno: b ł a g a m, dodaj kolejny rozdział przed sobotą, bo nie mam pojęcia, kiedy później będę miała możliwość przeczytania ;-; Tzn. ja wiem, nie poganiam i w ogóle, ale gdybyś miała gotowy rozdział, bardzo ładnie proszę c:
    Pozdrawiam,
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Finezja! Czy ja wiem, czy to była finezja. Raczej bezpośredni przekaz. Do subtelności mi daleko. :')
      Nie mam gotowych rozdziałów już od miesiąca albo dwóch, piszę na bieżąco i idzie mi to zwyczajnie. Ostatnio nie mam, jak narzekać na wenę, bo mam jej dużo, więc postaram się coś dodać przed sobotą. Pozdrawiam, do następnego!

      Usuń