Severus wygrywa w ankiecie, wiedziałam! Aha, i to jakaś reguła, że nie lubi się głównego bohatera, czyli u mnie Hermiony? Ona ma tylko dwa głosy... co za zołzy z Was... I co mnie (nie)zdziwiło, Draco idzie łeb w łeb ze Snapem. Uwaga, piszę to pierwszy i ostatni raz, odbierając Waszą iskierkę nadziei, fanki Draczego — to nie jest Dramione. :')
*
— Nigdy się tego nie nauczę — jęknął Neville.
Harry spojrzał na przyjaciela zirytowany, a Ron był tak blady, że nie
dostrzegał tego, co się dzieje dookoła; ślęczał nad eliksirami, które były mu
potrzebne, aby zostać aurorem. Harry miał podobną sytuację. Oboje mieli
utorowaną drogę do Ministerstwa, w końcu Potter był Wybrańcem, Ron przyczynił
się do obalenia totalitarnych rządów, jednak myśl, że zasłużył sobie w pełni na
to stanowisko była… ekstremalnie ekscytująca, choć trudna do wykonania. Dopiero
teraz potrafił zrozumieć Hermionę, która zawsze miała wysokie ambicje —
ciągnęła się za nimi satysfakcja.
—
Neville, tobie nawet nie są potrzebne zdane egzaminy, poza Zielarstwem, z
którego i tak nie musisz zakuwać. Znasz te chwasty na pamięć — powiedział
Harry, uśmiechając się do przyjaciela, który przyjął jego słowa jako
komplement. Jego policzki były czerwone, można by na nich odpalić cygaro.
Pani
Pince przyłożyła palec do ust i syknęła. Zachowywali się za głośno. Harry i
Neville przewrócili oczami, ale umilkli. Ron pozostawał nieobecny, wpatrywał
się w jeden punkt za ich plecami.
—
Cześć, Hermiono — przywitał się Ron. Harry obrócił się i napotkał tuż za swoimi
plecami uśmiechniętą przyjaciółkę z burzą brązowych loków. Miała na sobie
mugolskie ubrania, czarną koszulkę i czarne spodnie. Czarny kolor kojarzył mu
się tylko ze Snapem lub żałobą, choć w praktyce było to to samo.
—
Nigdy bym nie sądziła, że będziecie tu tak wcześnie. — Zachichotała. Zajrzała
Harry’emu przez ramię, opierając się brodą o jego obojczyk. Poczuła miłe ciepło
w sercu, gdy czytała jego nawet dobre notatki i wdychała miły zapach męskich
perfum. Kojarzyły jej się z czymś dobrym, bezpiecznym, a jednocześnie odległym.
—
Tu masz błąd, nie kamień księżycowy, tylko kwarcowy. Często są mylone. —
Wskazała mu palcem na odpowiedni akapit i zdanie, a Harry, choć miał delikatny
uśmiech na twarzy, nie był zadowolony ze wskazanego błędu. — Wolisz nauczyć się
źle, niż żebym cię poprawiła?
Pokręciła
głową z jego dumnej miny i usiadła na krześle obok Neville’a.
—
Nie uczysz się? — zapytał Ron. Hermiona dopiero zwróciła uwagę na jego bladą
twarz, przekrwione oczy, zachrypnięty głos. Uniosła brwi.
—
Mam przerwę. A ty… nie spałeś?
Harry
parsknął w rękaw bluzy, a Ron zaczął przypominać buraka. Nawet jego uszy były
czerwone. Spuścił wzrok. Hermiona wybałuszyła oczy, a Neville wolał siedzieć
cicho, czując się nagle jak intruz. Jakby przeszkodził w spotkaniu starych,
szkolnych przyjaciół na zjeździe absolwentów.
—
Bo Susan… no…
—
Nie chcę znać szczegółów! — Parsknęła śmiechem. Ron zaczerwienił się jeszcze
bardziej, choć wydawało się to niemożliwe. Wszyscy byli rozluźnieni, choć przed
nimi leżały książki, które powinni już recytować na pamięć. Gdy jeszcze przez
chwilę nabijali się z biednego, czerwonego Rona, nie zauważyli, że zachowują
się zbyt głośno. Nikt na dodatek ich nie upomniał. Harry westchnął.
—
Mam nadzieję, że gdy skończę szkołę, nigdy go już nie zobaczę. — Harry wskazał
głową na Severusa Snape’a, który rozmawiał o czymś przyciszonym głosem z panią
Pince. Ron przytaknął szybko głową, licząc na ostateczną zmianę tematu. Neville
natomiast przyglądał się Hermionie o kilka sekund za długo, gdy ta opuściła
wzrok i udawała, że zaczytała się w jakimś rozdziale o runach. Czytała jeden akapit
w kółko, rozluźniła się dopiero, gdy drzwi za profesorem Snapem się zatrzasnęły
tak, że prawie wypadły z zawiasów.
—
Hermiono… — zaczął Harry, mrużąc oczy. — Może wyda ci się to dziwne, ale…
—
Czemu jesteś taka spięta? — zapytał Ron, przerywając Harry’emu wpół słowa. —
Snape cię męczy na tych dodatkowych zajęciach? Jak chcesz, to mogę, wiesz,
pogadać z nim czy coś.
Hermiona
uśmiechnęła się szeroko, ale, jak na gust Neville’a, zrobiła to z cukierkowego
przymusu. Jej uśmiech nie sięgał w każdym razie oczu, a ręce zaciśnięte miała
na okładce książki, że była lekko wygięta. Były to drobne gesty, ale wyjaśniały
wszystko. Przynajmniej Neville to widział.
—
Jasne, że on nas męczy. — Prychnęła. — Nie trzyma nas już po siedem godzin.
Sami mamy odmierzyć czas, w którym mamy przygotować odpowiednie mikstury. To
jest o wiele trudniejsze.
Gdy
to mówiła, wydawała się spokojniejsza. Jakby samo wspomnienie kociołka i
mikstur ją uspokajał. Oparła policzek o rękę, obserwując wędrującą sylwetkę
pani Pince. Bibliotekarka miała surową minę, ale w oczach miała wypisane
odprężenie, gdy wędrowała między półkami, czasami wyciągając jakiś tom i
delikatnie go odkurzając. Jeszcze chwilę temu, gdy stała przy swoim biurku,
obserwując, czy nikt nie gada, wyglądała na wściekłą, ale i zagubioną. Kiedy
znalazła się wśród książek, wpadła w swój świat, we właściwe miejsce.
Hermiona
przegryzła wargę.
Kobieta,
która dla wielkiego świata była tylko ziarenkiem piasku na ogromnej plaży,
znalazła coś, co ją uszczęśliwia. I, choć nie wynalazła niczego i nikt za
tysiąc lat najprawdopodobniej nie będzie pamiętał o jej istnieniu, ona uczyniła
swoje życie wyjątkowym. Życie, które miało cel. Nawet jeśli to tylko książki. Tylko to złe słowo, dla Pince były
przecież całym światem, jednym organizmem, składającym się z papierowego,
dobrze pracującego serca. Swoją historię bibliotekarka miała zapisaną w każdej
zmarszczce i blasku, który bił z jej oczu.
—
Czemu tak na nią patrzysz? — Harry skrzywił się, szukając w zachowaniu pani
Pince czegoś dziwnego. Nie znalazł niczego, dalej się garbiła, wpatrywała w
swoje cenne książki i wyglądała, jakby była obrażona na cały świat. Nie
dostrzegł jej zachwycenia w oczach, nie widział rąk, które z największą
delikatnością odkurzały zakurzone księgi, nie widział tego, co ukryte. Możliwe,
że też się nad tym nie zastanawiał. Przeniósł zdziwiony wzrok na przyjaciółkę,
ale ta tylko pokręciła nieznacznie głową. Po
prostu patrzę, chciałaby powiedzieć, ale z jej zaciśniętego gardła nie
wydobył się nawet szept.
Życie
powinno mieć cel.
Hermiona
wstała od krzesła, porywając swoją księgę o starożytnych runach. Harry patrzył
na nią nieprzystępnie, a Ron i Neville unieśli dopiero głowę znad notatek.
Uśmiechnęła się nieszczerze, czas ją naglił, nareszcie.
—
Zostawiłam ważną książkę w dormitorium — wyjaśniła, odwracając się powoli na
pięcie i machając im na pożegnanie, wiedząc, że już ich dzisiaj nie spotka, a
tym bardziej nie wróci tak po prostu do biblioteki. Kiedy wyszła i zniknęła za
zakrętem, nie oglądając się za siebie, puściła się biegiem do dormitorium.
Omijała zajętych sobą uczniów, starając się nikogo nie potrącić, choć głowa
latała jej od myśli.
Kiedy
wpadła do salonu, Blaise uniósł głowę, ale nie widziała miny jego i Ginny.
—
Co… — zaczęła Ginny, ale Hermiona trzasnęła za sobą drzwiami od sypialni. Z
wielką gulą w gardle rzuciła książkę na biurko i położyła się na podłodze,
nurkując ręką pod łóżko. Nie znalazła jednak tam niczego. Jej oddech
przyspieszył.
—
Gdzie, do cholery, jesteś?
Wstała
szybko i otworzyła kufer ze swoimi ubraniami, książkami. Wyrzuciła po kolei
wszystkie rzeczy. Kufer na dodatek był magicznie powiększony, żeby każdy
przedmiot znalazł dla siebie miejsce. Wyjmowanie rzeczy zajęło jej pięć minut,
jeśli nie więcej. Ze skupioną miną i coraz większą paniką przeczesywała każdy
zakamarek. Ale nie znalazła. Usiadła skulona, oplatając kolana ramionami.
Odetchnęła głęboko.
—
Hermiono.
Podniosła
głowę. Ginny wślizgnęła się do środka i przysiadła się obok niej na podłodze.
Próbowała nie patrzeć ze zdziwieniem na bałagan, ale musiała przesunąć kilka
rzeczy, aby usiąść obok Granger.
—
Zgubiłam, nigdzie nie ma — Hermiona mówiła roztrzęsionym głosem, miała duże,
smutne oczy. Wpatrywała się w twarz Ginny, szukając jakiegoś ratunku, ale… może
po prostu miało tak być i boleć.
—
Co zgubiłaś? — zapytała szeptem.
—
Pamiętasz święta — bardziej stwierdziła, niż zapytała. Każdy pamiętał te
spektakularne święta. (Cassie). Odgarnęła ze zdenerwowaniem włosy do tyłu. — Wtedy dostałam wiele ciekawych rzeczy,
ale prezenty od Blaise’a i Billa były… szczególne. Nigdy ich nie użyłam, bo nie
było takiej potrzeby… A teraz, kiedy muszę je mieć, zginęły.
—
Rzeczy mają to do siebie, że kiedy ich potrzebujesz, znikają. Za tydzień, jak
będą zbędne, nagle je znajdziesz. — Ginny uśmiechnęła się, ale wstała z
podłogi. — Powiedz, jak te prezenty były zapakowane, jakiej są wielkości…
Cokolwiek.
Hermiona
poszła w jej ślady.
—
Od Blaise’a było zapakowane w czarny materiał, a od Billa to było w… srebrnym
pudełeczku. — Ginny otworzyła szafę, a Hermiona zajęła się komodą. Po
dwudziestu minutach bezustannych poszukiwań niczego jeszcze nie znalazły.
—
A nie możesz tego przywołać?
—
Niestety. — Westchnęła zrozpaczona. Ginny, widząc, w jakim jest stanie, o nic
więcej nie zapytała. Potem obie usiadły zrezygnowane na łóżku i przyglądały się
pokojowi, ale wszystko już przeszukały. Komoda, szafa, nawet pod łóżkiem…
—
Chyba będziesz musiała się bez tego obejść — stwierdziła rudowłosa, potrząsając
głową. Hermiona wzruszyła ramionami, próbując nie dać za wygraną. Sięgnęła po
różdżkę z nocnego stolika i próbowała przywołać swoje świąteczne prezenty, ale
nic się nie wydarzyło.
—
Accio, na miłość boską!
—
Hermiono…
—
Akurat potrzebowałam tego, ale nie! Po co los ma mi w czymkolwiek pomagać.
—
Hermiono…
—
CO? — warknęła.
—
Sprawdziłaś w tym nocnym stoliku, prawda? — Ginny wskazała na małą szafeczkę,
prawie niewidoczną, stojącą tuż koło łóżka.
—…
Hermiona
rzuciła się na stolik, jej kolana huknęły w zderzeniu z podłogą. Ginny
skrzywiła się, widząc tą desperację. Kiedy półki wypadły na podłogę z drobną
pomocą, Granger krzyknęła zwycięsko: — Mam!
Srebrne
pudełko zalśniło w promykach słońca. Było idealne na trzymanie w niej
biżuterii. Potem na łóżku Hermiona położyła czarne zawiniątko, o wiele większe
od drobnego pudełka. Ginny zmarszczyła zabawnie brwi.
—
Chcesz zostać sama?
—
Wolałabym, żebyś została. Nie chcę…
—
Rozumiem.
Hermiona
otworzyła pudełka i wyjęła srebrny łańcuszek, który Ginny od razu rozpoznała.
Miał piękne zdobienia na zawieszce, ale rudowłosa wiedziała najlepiej, co się
stanie, kiedy ktoś t o założy na szyję.
—
To od Billa? — to było pytanie retoryczne. Granger mruknęła w odpowiedzi, dalej
trzymając w rękach łańcuszek i przyglądając się mu. — Hermiono… jeśli się
boisz, nie rób tego. Jesteś Gryfonką, ale to nie znaczy, że ślepa odwaga jest
zawsze dla nas najlepsza. Czasami lepiej nie wiedzieć.
—
Nie, Ginny — szepnęła, przenosząc na nią obojętny wzrok. — Muszę wiedzieć.
Wiem, że te całe gadanie o miłości jest przereklamowane, ale jeśli…
—
Dobrze. — Machnęła ręką, dając za wygraną.
Hermiona
przyglądała się jeszcze chwilę drobnej biżuterii, która nijak powinna coś
wnosić do życia. Było jednak na odwrót. Tu była zawarta odpowiedź, która w
rzeczywistości powinna pozostać bezgłośna. Kiedy założyła łańcuszek na szyję,
na zawieszce zaczął się tlić ogień. Ginny pisnęła, ale Hermiona miała nieobecny
wzrok, najsmutniejszy na świecie, jakby martwy. Osunęła się bezwładnie na
poduszkę, ale oczy dalej miała szeroko otwarte. Weasley nie wiedziała, co powinna
zrobić. Patrzyła osłupiała na przyjaciółkę, ale nim zdążyła zareagować, ona
podniosła się. Przetarła ręką spocone czoło. Skończyło się to szybciej, niż się zaczęło.
—
To było dziwne — powiedziała Hermiona.
—
Raczej chore. Co czułaś?
—
Jakbym się wyłączyła i zniknęła… Nie wiem… Niczego z zewnątrz nie czułam, nie
słyszałam, czułam tylko jak krew szumi mi w uszach, a serce się zatrzymuje…
Masz rację, to było chore. — Pokręciła głową.
—
U mnie to wyglądało inaczej.
—
Jak ty… — zaczęła Hermiona, ale syknęła. Zawieszka zaczęła ją palić na skórze.
Zdjęła medalik i odrzuciła go. — Co to ma być!
—
Musisz spojrzeć na zdjęcie osoby, które się pojawiło. Inaczej będzie robić
jeszcze dziwniejsze rzeczy, uwierz mi na słowo. — Ginny potarła ramiona,
przypominając sobie te skrzywione zdarzenia, gdy wrzuciła medalik do morza, w
wakacje, gdy była u Billa. Później znalazła biżuterię na komodzie, czekała na
nią, jakby wcale nie powinna dryfować pomiędzy falami. Ta rzecz była magiczna,
dziwna, niebezpieczna. Ginny musiała w końcu spojrzeć na zdjęcie, by zakończyć
prześladowanie srebra i… zobaczyła uśmiechniętego Blaise’a. Nic później nie
wprawiało jej w większe zakłopotanie jak jego widok. Wtedy mieli pewne kłopoty
w swojej przyjaźni, coś się zaczęło psuć. Aż w końcu Blaise ją pocałował. Wyrzuciła
go wtedy ze swojego pokoju. Miała w głowie kompletną pustkę i bez większych
rewelacji poszła spać. Następnego ranka prosiła Fleur, by usunęła Zabiniego z
listy, która pozwalała mu przechodzić przez bariery ochronne Muszelki. I
jeszcze tego samego wieczoru Bill przyszedł do niej z tym szatańskim posagiem.
Wytłumaczył jej, jak on działa. Nie użyła go od razu, musiały minąć dni, w
których nie widziała Blaise’a na oczy. Podobno tylko raz próbował się z nią
spotkać, Fleur tylko wysłała mu patronusa, że wejście na teren ich posiadłości
jest już niemożliwy. Podobno powiedziała Blaise’owi, że jej przykro. Ginny
codziennie przed zaśnięciem patrzyła na medalik, aż w końcu późno w nocy, gdy
nie mogła spać, po prostu założyła go na szyję. Patrzyła jak zawieszka mieni
się na szmaragdowo, czuła mrowienie na całym ciele, takie samo jak podczas ich
pocałunku… Medalik z jednej strony miał prawdziwy szmaragd, a z drugiej zdjęcie
Zabiniego.
—
Aua — syknęła Hermiona, gdy biżuteria znowu ją zaatakowała. Jakby przymilała się
do jej twarzy. Metal był gorący, rozżarzony jak węgiel. — Jak mam to dotknąć,
skoro…
Wtedy
medalik upadł na jej wyciągniętą dłoń. Już w normalnej temperaturze.
—
To jakiś żart — mruknęła niezadowolona pod nosem. Zawieszka pozostawała z
jednej strony czarna, onyks nie mienił się w strużkach słońca. Był
nieśmiertelnie czarny. Jak jego oczy.
Nadzieja Hermionie minęła, jak ochota na kawałek pysznego ciasta.
—
Co widzisz? — zapytała Ginny, a widząc jej unoszące się w zdziwieniu brwi,
powiedziała: — Tylko ty masz prawo do tego widoku… Prawdopodobnie ktoś to
zaczarował, tak aby ludzie nie odkryli twojej największej słabości. Wiesz, Bill
mi opowiadał, że to można założyć w każdym wieku. Kiedy
dziecko go założył, możliwe, że ujrzy zdjęcie swoich rodziców… Pokazuje kogoś,
kogo najbardziej kochamy. Nie tylko miłością romantyczną.
—
Mówisz okropnie mądrze, Ginny.
—
Ja tylko przekazuję słowa Billa. — Uśmiechnęła się serdecznie na wspomnienie
tego niespodziewanego prezentu, który przysporzył jej wielu kłopotów. Choć
nigdy do starszego brata nie miała żalu, bo teraz była szczęśliwa. — On też tylko
przekazuje słowa naszej mamy.
Hermiona
pokiwała głową. Nie była jeszcze gotowa, żeby spojrzeć na zdjęcie, choć to już
bez znaczenia. Onyks kojarzył się jej z jedną osobą. No, to… to by było na tyle. Jak mówił Bill, koniec z wątpliwościami,
stoję na twardym gruncie. Wiem już, przed czym powinnam się kryć. Teraz
wystarczy zrobić pierwszy, pewny krok w dobrą stronę.
—
Hermiono, co widzisz.
—
Wiesz, Ginny, zawsze wiedziałaś. — Zaśmiała się gorzko. Przekręciła medalik i
zobaczyła Severusa, który patrzył prosto na nią. Miał uniesione kąciki ust,
rozciągające się w swoim prawdziwym uśmiechu. Czarnych tęczówek nie dało się
odróżnić od źrenic. Wyglądał na szczęśliwego.
—
Więc co zamierzasz?
—
Nie chcę się uzależniać od tego. — Wskazała na medalik. — Po prostu zapomnę. — Wzruszyła ramionami. — Możesz mi nie wierzyć,
ale wiedziałam, na co się piszę.
—
Mhm. Czyli…
—
Czyli zamierzam żyć w pełni normalnie, bez przesady. Zajmę się Owutemami, potem
swoją przyszłością. Może wyjadę, by poznać kawałek świata. Poznam nowych ludzi.
Zobaczymy.
—
Uciekasz, Herm.
—
A co mam zrobić? — syknęła. Nagle świadomość, że każdy wiedział, co jest dla niej
lepsze, ją zirytowała. Blaise, Draco i Ginny zmówili się, próbowali jej wmówić,
że ucieka, ale to nie była prawda. — Nie uciekam, ale co mam zrobić? Zostać w
Londynie, gdzie nie widzę dla siebie przyszłości? Nie uciekam od problemu, chcę
spróbować o nim zapomnieć. Mam przez cały czas płakać, całować po stopach Wielkiego Księcia Lochów, żeby się ulitował i mnie do siebie przyjął? Proszę
cię.
Prychnęła
na samą myśl. Nie było chwili, kiedy byli razem i to on by wyszedł z
jakąkolwiek z inicjatywą. Czasami może… Ah, nie, chyba nie warto o tym myśleć. Za
dużo goryczy by przelała, obrazując jego uśmiech. Kochała go i chciała zostawić
we wspomnieniach rzeczywisty obraz, jaki Severus naprawdę był. Sarkastyczny,
grubiański, pełen nienawiści do samego siebie, cierpiący, a z czasem i może troskliwy,
choć w najbardziej brutalny sposób jej o tym przypominał. Hermiona uśmiechnęła
się szeroko do swojej przyjaciółki, miała nadzieję, że już niedługo zacznie
nowy rozdział w swoim życiu. Że te szkolne chwile i pierwsza miłość będzie
tylko przeszłością, którą czasami się wspomina.
Zawiesiła sobie medalik na szyi, w ramach pogodzenia z przeszłością.
Wreszcie użyła prezentu od Billa i właściwie tylko utwierdziła się w tym całym emocjonalnym bagnie jak to ostatnio nazywam :D Jestem niesamowicie ciekawa co wydarzy się dalej :>
OdpowiedzUsuńTak, masz rację. Uważam, że ona potrzebowała prawdziwego dowodu na to, co się dzieje w jej głowie. Teraz chyba już tylko z górki, efekt kulminacyjny osiągnięty. ;)
UsuńKopne Cię w tyłek za ten początek, przysięgam! Podpadasz mi, ciągle, bezustannie, podpadasz. :( I CO JA MAM Z TYM BIEDNA ZROBIĆ? Ach, dobrze, wybaczę Ci ten ostatni raz, salviom.
OdpowiedzUsuńRozdział jest cudowny, Salvio! Zanim zaczęłam go czytać wróciłam do pierwszego rozdziału powojennej... Naprawdę się rozwinęłaś, choć to opowiadanie od początku było wyjątkowo dobre, wzbijające się ponad inne. Ale teraz, przy obecnych rozdziałach, widzę między wierszami dojrzałość, widzę jak pięknie kierujesz słowami, by ukazać uczucia bohaterów... Pięknie, Salvio. Mówię Ci to po raz milionowy, ale możesz... nie, czekaj, Ty musisz być z siebie dumna. Zobacz w przeciągu jakiego czasu ile osiągnęłaś. Masz za sobą 82 rozdziały genialnego opowiadania. Przecież wiesz jak nie znosiłam sevmione, a jednak Ty przekonałaś mnie i dlatego ciągle tu jestem. Pokazałaś, że relacja Snape'a i Hermiony nie będzie opierała się jedynie na.... tych słodkich chwilach, ale pokazywałaś też chwile, kiedy się kłócili, kiedy rozmawiali jak dwójka normalnych ludzi, między którymi nie ma żadnej przepaści. Okej, rozgadałam się, a to przecież jeszcze nie koniec opowiadania. Och, nieważne.
Bardzo spodobała mi się myśl Hermiony związana z panią Pince, związana z celem i tym, że życie powinno mieć cel. Udało Ci się to, bo sama zaczęłam się nad tym zastanawiać... I stwierdziłam, że moje życie nie ma celu, lel. Ty wiesz, że ja kompletnie zapomniałam o tym naszyjniku od Billa! O Boże, ale ze mnie gapa. Dopiero teraz wszystko sobie przypomniałam... W ogóle myślałam, że go nie znajdą, ale oczywiście, był w najoczywistszym miejscu, w jakim mógł być - komoda przy łóżku. Hermiono, gratuluję inteligencji. :>>>>> Wiedziałam, że tam będzie zdjęcie Snape'a! No dobra, łudziłam się do ostatniego zdania, że jest tam Draco... Nie no, żartuje, wiedziałam już od początku, kiedy zmusiłaś mnie do czytania "Bez cukru", że to sevmione. Tak, wiedziałam. Zdziwiona, spadła szczęka? xD
Jestem strasznie ciekawa jak to dalej rozegrasz! Co będzie z nimi, jak będzie wyglądała ich przyszłość... Z każdym kolejnym rozdziałem moja ciekawość rośnie, bo zdaję sobie sprawę, że nadchodzi koniec, a ja, kurde mać, przywiązałam się do powojennej. :c nie chcę, mamooooo!
Czekam na kolejny, salviom.
M. (nienormalna M, nie kłamaj mnie, co?)
M., jesteś jak zawsze miła, kochana... :)
UsuńTak btw. sama jesteś salviom, głupku.
Po co wracać do przeszłości, pierwszy rozdział to była jakaś porażka, haha. Wiesz, jak zareagowałam na twój komentarz, nie będę się do tego publicznie przyznawać, bo w tyłku Ci się poprzewraca.
Ale... nie wiem w sumie dlaczego, ale cieszę się, że zawsze we mnie wierzyłaś. Że jakoś ruszę dalej, że na pewno skończę. Trudno wymarzyć sobie lepszego czytelnika, niż ty. :) No dobrze, może nie jestem obiektywna, bo się przyjaźnimy, ale, no cóż - bywa.
Twoje życie na pewno ma cel, M. Ale w naszym wieku naprawdę trudno go określić. Znaczy, ja przynajmniej się domyślam twoich wartości, bo widzę, co z Ciebie za osoba. W końcu jestem świetną obserwatorką, o tak, najlepszą.
Wiem, że zapomniałaś o tych prezentach i o to mi chodziło. Pewnie mało kto na samym początku rozumiał, czego Hermiona szuka. A jeszcze czeka nas (chyba) prezent od Blaise'a.
I ponownie, dobrze się bawiłam, kiedy wiedziałam, że udawałaś, że się łudzisz, że to Dramione. Szczerze mówiąc, jesteś najlepsza.
Ich przyszłość będzie śmieszna i wynikiem niefortunnych zdarzeń, czyli standard w podrzędnych fanfiction.
M., tobie powiedziałam, ile planuję rozdziałów, nie jesteśmy tak blisko końca. Jeszcze dłuższa chwila. :)
Sama jesteś salviom, nienormalna M.
Salvio, tylko Ty umiesz tak zaskoczyć. Człowiek już zupełnie zapomina o świętach, o prezentach, a Ty wyskakujesz z tym łańcuszkiem. Strasznie spodobał mi się pomysł z tymi kamieniami i zdjęciem. I ta genialna czerń przypominająca jego oczy, no po prostu finezja :3
OdpowiedzUsuńA ja tak jak Blaise, Draco i Gin, myślę, że Hermiona ucieka. Sama pewnie zrobiłabym to samo, ale hello, to ona tutaj pokonała Voldemorta... i ogarnęła Snape'a! No może nie do końca ogarnęła, ale mało jest osób dla których jest no... inny xD. Aaa, nieważne. Jestem niesamowicie ciekawa, co dalej :3
I jeszcze jedno: b ł a g a m, dodaj kolejny rozdział przed sobotą, bo nie mam pojęcia, kiedy później będę miała możliwość przeczytania ;-; Tzn. ja wiem, nie poganiam i w ogóle, ale gdybyś miała gotowy rozdział, bardzo ładnie proszę c:
Pozdrawiam,
B.
Finezja! Czy ja wiem, czy to była finezja. Raczej bezpośredni przekaz. Do subtelności mi daleko. :')
UsuńNie mam gotowych rozdziałów już od miesiąca albo dwóch, piszę na bieżąco i idzie mi to zwyczajnie. Ostatnio nie mam, jak narzekać na wenę, bo mam jej dużo, więc postaram się coś dodać przed sobotą. Pozdrawiam, do następnego!