niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział osiemdziesiąty pierwszy



— Nienawidzę Transmutacji, mówiłem to już kiedyś? — warknął Draco, wertując niecierpliwie rozdział o transmutacji międzygatunkowej. Hermiona nawet nie wyjrzała zza swojego podręcznika o Starożytnych Runach. Mruknęła tylko coś niewyraźnego pod nosem.
— Tylko jakieś dwadzieścia razy.
— Jak nie sto — rzucił Blaise, zajmując całą długością swojego ciała kanapę. Hermiona wyczarowała dla siebie dziesięć poduszek i leżała na podłodze, wśród sterty notatek i ksiąg, a Draco wędrował po salonie, próbując zapamiętać cokolwiek. Blaise popijał kremowe piwo, Hermiona z tego powodu jeszcze mu posyłała karcące spojrzenia, ale po godzinie upominań dała sobie spokój. Ty zawalisz te egzaminy, nie ja, ale pamiętaj, że cię ostrzegałam.
— Granger — jęknął Draco. Westchnęła, a on położył się bezceremonialnie obok niej i wskazał kolejny fragment definicji, której nie potrafił zrozumieć. — Wytłumacz.
— Jak ty zdałeś do czwartej klasy? — zapytała, ale gdy rzucił jej swoje najbardziej ponure spojrzenie, ze spokojem wytłumaczyła mu, co autor miał na myśli.
— To nie takie trudne — przyznał.
— Jasne, że tak, ale jak ktoś nie jest systematyczny, może nie rozumieć nawet podstaw Transmutacji, Draco.
— Ale ten ktoś musi być głupi — zachichotał Blaise, przywołując następne piwo kremowe. Draco rzucił w niego poduszką, zaczęli zażartą walkę na śmierć i życie, kiedy piwo rozlało się po podłodze. Hermiona nie śledziła ze specjalną ciekawością walki, nawet kiedy obaj przewrócili się przez leżące obok niej poduszki. Ta sytuacja za bardzo przypominała ten pokręcony sen, który dalej nie schodził z jej ust. Myślała nad tym, kiedy się nie uczyła, dlatego czytała szkolne podręczniki od rana do wieczora Zasypiała na zakurzonych książkach od Numerologii. Tylko Ginny wiedziała, co się w środku z jej miszmaszem uczuć działo. Ale rozmowa na ten temat nie pomagała, Ginny też nic nie mogła zrobić, jak tylko przytulić ją mocno do siebie. Rudowłosa zresztą też miała własne problemy, systematycznie wysyłała Astorii ostre spojrzenia. Na korytarzach, podczas posiłków. Greengrass z czasem zaczęła się do nich przyzwyczajać i czasami nawet wywracała oczami, ale częściej po prostu ignorowała niesłowne przytyki Ginny. W końcu, czysto teoretycznie, nic nie zrobiła. Co więcej było dziwne w tej sytuacji, że Astoria zdawała się unikać również Granger.
Hermiona pokręciła głową, myśli zdążyły zjechać w niebezpieczne kierunki. Wróciła do nauki o bezpiecznych runach. Spokojnie czytała wyjaśnienia, definicje, które znała, jednak wolała sobie to jeszcze raz powtórzyć, aby mieć po prostu pewność. Owutemy zbliżały się, wszystkie notatki miała już sporządzone, jednak nie chciała niczego przegapić. Potrzebowała dobrych wyników, aby bez trudu wydostać się z tego piekła.
— Wygrałem.
— Jasne — warknął Blaise. Obaj się jeszcze raz popchnęli w ramach braterskiej miłości i wybuchnęli śmiechem. Hermiona westchnęła, wtykając kosmyk za ucho. Zignorowała brak sensu w męskich relacjach. Przewróciła z zainteresowaniem kolejną stronę książki.
— Hermiono… — zaczął Draco. Uniosła głowę i czekała na nową dawkę pytań o Transmutacji. Malfoy jakby się nad czymś zastanawiał. — Co właściwie zamierzasz robić po Hogwarcie. Wszyscy jasno precyzują to, do czego chcą w życiu dążyć. Ja zamierzam ciągnąć rodzinną firmę, Blaise idzie na studia o magicznym prawie… A ty? Nigdy nie wspominałaś.
Hermiona przełknęła ślinę i spuściła wzrok. Bała się tego pytania, odkąd zrozumiała, że potrzebuje prawdziwej przerwy od wszystkiego, co dotychczas znała i kochała.
— Nie wiem — odpowiedziała. Blaise prychnął, a Draco zmrużył oczy.
— Granger, nie rozśmieszaj mnie, po tobie bym się spodziewał CO NAJMNIEJ planu na całe życie i pięciu planów awaryjnych — Blaise powiedział to z taką lekkością, jakby był pewny, że Hermiona kłamie. I miał rację. Miała obmyślony plan od początku do końca, ale nie chciała się nim dzielić. Nie zamierzała się przyznawać, że wstydzi się tego, co chodzi jej po głowie.
— Hermiono — ponaglił ją Draco.
— Dobra, niech wam będzie — szepnęła, wstając do pozycji siedzącej. Otrzepała swoją szarą, luźną bluzkę z niewidzialnego pyłu. Ramiona jej opadły i wyglądała na jeszcze drobniejszą, niż w rzeczywistości była. — Zamierzam wyjechać z Anglii, najlepiej z tego kontynentu.
Blaise odchylił głowę do tyłu, zdziwiony, a Draco nie ukazał czegokolwiek. Obaj zastanawiali się nad powodem, choć dobrze go znali. I, nie licząc kąśliwych żartów, nigdy na temat Snape’a otwarcie nie rozmawiali. A raczej mówili o Snapie, ale nie o Snapie i Hermionie, w sensie… razem.
— Uciekasz? — Draco uniósł kąciki ust. — Naprawdę? Udało ci się wygrać z Voldemortem, a boisz się…
— Voldemort nigdy nie był moim przeciwnikiem, był tylko przeszkodą. Mogłam ją ominąć lub przeskoczyć — wychrypiała. Myślała już nad tym dużo wcześniej. — I nie boję się.
— To czemu uciekasz? — zapytał Blaise.
— Nie uciekam. Ja… — wstała, przymykając oczy i trzymając w skupieniu nasadę nosa. Marzyła, aby wybiła już godzina dwudziesta i mogła po prostu wyjść na projekt z eliksirów do Seve… profesora Snape’a.
— Uciekasz — odpowiedzieli obaj.
— Nie! To mnie po prostu przerasta, nie zamierzam się torturować i patrzyć, jak on żyje sobie własnym życiem, zamiast być ze mną. Nie zamierzam mu dawać tej satysfakcji, że się nad sobą rozczulam i cierpię. Bo on będzie wtedy cholernie zadowolony, kiedy ja będę cierpieć.
— Granger, mówisz o moim ojcu chrzestnym…
— Doskonale wiem, o kim mówię. — Podniosła głos, a jej zacięta mina sygnalizowała, że nie ma zamiaru już z nimi dyskutować. Spojrzała na zegarek, zostało jeszcze dwadzieścia minut do dwudziestej, ale to nic. Musiała wyjść. Posłała im już łagodniejsze spojrzenie i z cichutkim cześć, wyszła. Przetarła bladą twarz i ruszyła pustym korytarzem. Obejrzała się przez ramię, ale Draco nie wyszedł za nią, choć mieli przecież iść do Snape’a razem. Dał jej swobodę, bo choć była twarda przez ostatni tydzień i starała się funkcjonować normalnie, w środku była struta jego ciągłym widokiem.
Westchnęła, siadając na parapecie, w cieniu kolumny. Jak we własnym śnie. Tylko wtedy była w salonie. Spojrzała na Jasne Błonia, na jezioro, na księżyc i na konstelacje gwiazd, które miały jej wróżyć przyszłe życie. W piątej klasie lubiła Astronomię, mimo że zrezygnowała z tego przedmiotu. Nic nie wniósłby do jej przyszłości. Starała się myśleć racjonalnie przy wyborze przedmiotów i wiedziała, że wybrała dobrze. Astronomia nie była potrzebna do żadnego z jej dalszych planów.
Na niebie nie było żadnej chmury, widoczność była idealna do obserwacji, do szukania gwiazdozbiorów i do badania położenia gwiazd. Oparła się wygodniej o ścianę i podkuliła kolana pod brodę. Choć zdawała się być w dobrym miejscu (nie mówiąc o hogwardzkim parapecie), czuła niewyobrażalny smutek. Po całym tygodniu nie bała się Severusa już tak bardzo jak z początku, zaś nachodziły ją wątpliwości. Nie myślała dotąd, co ma zrobić. Starała odepchnąć wspomnienia tego, co zobaczyła. Dopiero teraz sobie na to pozwoliła. I co, jeśli Severus nie odwzajemniłby tego, czego od niego oczekiwała. Żadna fantazja na temat ich wspólnego życia nie miałaby sensu. Wolała już smutek i gorycz, niż pustkę — dlatego nie zamierzała próbować i raz opuścić ring ze spuszczoną głową, przed ostatnią walką.
Chciała płakać, wyć, ale zacisnęła po prostu usta. Wargi jej drżały, ale nie potrafiła już płakać. Najprawdopodobniej nigdy nie musiałaby uciekać z kraju, gdyby nie Nerida. Gdyby nie wspomnienia, których nie potrafiła Severusowi wybaczyć. Tego okrucieństwa… to ją przerosło. Jego widok też już ją przerastał.
Zeszła z parapetu, czując, że już czas iść. Szła szybko korytarzami, czasami tylko napotykając młodszych uczniów. Siódmoklasiści ślęczeli pewnie przed książkami, obudziwszy się nagle, że zostało mało czasu. Kiedy weszła do lochów, przeszły ją dreszcze, miała na sobie tylko szarą koszulkę, która ledwo zakrywała jej ramiona. Ostatnie dni były zwodniczo ciepłe, a każdy wieczór lodowaty. Otarła ramiona dłońmi, ale to nie pomogło, nie zrobiło jej się magicznie ciepło. Lecz zapomniała o temperaturze, gdy jego gabinet był coraz bliżej. Czuła, jak ściska jej się gardło, a ciało staje się nagle, ciężkie niczym z ołowiu. Każdy krok był coraz cięższy i trudniejszy.
Draco stał pod drzwiami. Gdy ją zobaczył, nie wydawał się zły, kiwnął głową, witając się i otworzył bez słowa drzwi, aby ją przepuścić. Nie podziękowała.
— Spóźniliście się — warknął Snape na wstępie. Hermiona przemknęła obok niego bez słowa, a nawet uciekając wzrokiem jak najdalej. Przegryzła wargę i stanęła przy własnym stanowisku, odwrócona plecami do obojga.
Czuła jak jej ołowiana tarcza się topi, wyczuwając spojrzenie czarnych oczu. Łzy gromadziły jej się w oczach, chciała stąd uciec. Wybiec z płaczem, ale jedynie zakryła sobie usta dłonią i czekała na polecenia.
— Tylko minutę — odpowiedział Draco jak zwykle leciutkim, jak wiatr tonem. Od rozprawy miał w sobie tyle życia, był beztroski jak dziecko. Snape skrzywił się, słysząc rozanielony ton swojego chrześniaka. Tylko on w laboratorium był… normalny. Miał dobry humor, był po prostu szczęśliwy, wolny. Severusowi i Hermionie wolność nie wystarczyła, oni jej nie mieli. Nie, gdy byli obok.
— Zabierajcie się do pracy, chyba że jak reszta — jego ton ociekał jadem, był rozbawiony własną kpiną — zamierzacie nadrobić siedem lat w dwa miesiące. Wtedy wykopię was z mojego laboratorium już teraz. Będziecie mieć więcej czasu na użalanie się nad sobą.
Hermiona i Draco go zignorowali, a przynajmniej starali się to przemilczeć. Nie dać się sprowokować już na wstępie. Draco oparł się o stolik i obserwował to Hermionę, to Snape’a. Severus nie spuszczał jej z niej wzroku, ale nie było to jakieś nienaturalne. Po prostu na nią patrzył, w oczach Dracona wydawało się to dziwnie właściwe. Jak jest właściwe podziwianie najpiękniejszego obrazu w muzeum sztuki.
— Świetnie, więc do pracy — burknął ponuro, obracając się z szelestem swoich nieśmiertelnych, czarnych szat. Wyszedł do swoich komnat, trzaskając drzwiami dość głośno. Draco uśmiechnął się prawie jak ostatni głupek, czyli Gryfon, ale ostatecznie się powstrzymał. Miał świadomość, że to nie koniec przedstawienia. Wziął się za krojenie szczurzego ogona, gdy drzwi znowu trzasnęły, ale tym razem lżej. Obejrzał się, został sam w laboratorium. Tym razem parsknął i czuł satysfakcję, przyrządzając eliksir w samotności.
— Granger?! Wracaj, do cholery, do sali i rób ten… — warczał, zaciskając pięści na oparciu fotela. Siedział w salonie, w swoim ulubionym fotelu. Hermiona miała przygotowaną mowę, którą sporządziła przez ostatnie pięć minut. Ale wyleciało jej wszystko z głowy, gdy zobaczyła, że fotel, w którym tylko ona siedziała, dalej tam stał.
Przełknęła ślinę, aby jej głos był pewny.
— Nie wyrzuciłeś go?
Severus przechylił głowę, obserwując jej twarz, a może wyczuwając też emocje, był przecież świetny w Oklumencji, Leglimencji… naprawdę było mało rzeczy, w których byłby słaby. Jego zaciśnięte pięści rozluźniły się.
— Jeszcze nie — odpowiedział drwiąco, jego oczy rzucały gromy. Nie była tu mile widziana, a jednak jej nie wyrzucił. Usiadła na  s w o i m  fotelu, który nagle nabrał symbolicznego mienia. Uśmiechnęła się smutno, przypominając sobie te liczne, szczęśliwe chwile, jakie z nim spędziła dokładnie w tym miejscu.
— Co ona ci pokazała? — zapytał w końcu. Spojrzała mu w oczy, miał zaciętą minę, a jego skupiony wzrok lśnił. Jeśli pytał, musiało mu zależeć na odpowiedzi. To Hermionę jakimś sposobem podniosło na duchu. Oparła się o miękką skórę fotela, zakładając nogę na nogę. Jej ciało zaczęło się rozluźniać, jakby przez cały ten czas szukało tego właśnie miejsca.
— Nerida?
— Nie — warknął — McGonnagall.
— Odrzuć ten sarkazm, choć na chwilę! Mówimy o poważnych sprawach.
— Wiesz, że tego nie zrobię.
— Jesteś w cholerę niemożliwy.
— I jestem z tego dumny.
Prychnęła, zaplatając ręce na piersi. Severus przewrócił oczami i podniósł się z fotela. Przeszedł przez pokój i zamknął się w łazience. Minęła minuta i wrócił już bez czarnych szat, a jedynie w eleganckiej koszuli i spodniach. Hermiona starała się nie być zdzwiona, choć nie do końca rozumiała, co to znaczy.
Po prostu poszedł się przebrać? Merlinie, jestem żałosna.
— Mogłeś się przebrać przy mnie, w końcu widziałam cię już w pełnej krasie — powiedziała, zanim ugryzła się w język. Gdy Severus na nią spojrzał łobuzersko, a usta mu drgały, powstrzymując uśmiech, jej twarz była czerwona z zażenowania. Patrzyła mu pewnie w oczy, jednak czuła jak policzki prawie jej się topią, a krew szumi w uszach.
— Chce mi pani wypominać nasze niekonwencjonalne spotkanie, panno Granger? — był rozbawiony, w dotychczas ciężkim głosie pobrzmiewała chwilowa lekkość, którą Hermiona słyszała tylko, kiedy byli sami. Nie trudno było się domyśleć, że przy Granger po prostu rozluźniał się.
— Jak już, to nie spotkanie, a spotkaNIA, Severusie. — Posłał jej ponure spojrzenie, ale je zignorowała. — Naprawdę tak chcesz to nazwać? Niekonwencjonalne spotkanie?
— A jak ty byś to nazwała, Granger? — Oparł dłonie o biodra, patrząc na nią z góry.
— Randka. — Wzruszyła ramionami.
— R a n d k a?
— Nie prosiłam, abyś mi to słowo przeliterował — odburknęła, również wstając. Stali oddaleni od siebie o pięć cali. — I tak, randka.
— Jesteś irytująca… I chyba nigdy nie byłaś na randce, Granger.
— Bo mnie na żadną nie zabrałeś. — Severus na tą uwagę parsknął śmiechem. Hermiona odwróciła się do niego, zaciskając usta. Usiadła z powrotem na fotelu. Kiedy on przestał się śmiać, poszedł w jej ślady.
— To był tylko seks…
— Wiem — przerwała mu. — Nie mówię tego, bo mi przykro.
Severus wyczuł, że Hermiona nie kłamie.
— Co ona ci pokazała, Hermiono? — zapytał drugi raz, tym razem łagodniej, cierpliwiej. Nie był wyrozumiały, być może grał tylko takiego, aby się dowiedzieć tego, czego chciał. W jej oczach pierwszy raz od tygodnia pojawiły się łzy, bo to jedyny raz, kiedy dopuściła do siebie te obrazy, tą krew.
— To, co zrobiłeś… — szepnęła. — Nie wiem, dlaczego Nerida to widziała, ale… widziałam, jak torturowałeś dzieci. Niewinne dzieci. — Wypluła te słowa. Nabrała głębokiego oddechu, a gardło dalej miała ściśnięte. Severus milczał, a jego twarz nie wyrażała nic. Definiowała ją pustka.
— Paliłeś skórę niemowląt, słyszę w snach, jak krzyczą z bólu, jak matki błagają, abyś przestał krzywdzić te dzieci, abyś je oszczędził i zabił te matki, zamiast dzieci… Słyszę twój obłąkany śmiech… Boże, jak ja cię nienawidziłam, kiedy to się działo — łkała, podkurczając kolana pod brodę i chowając twarz za gęstymi, brązowymi lokami. — Byłeś potworem.
— Jestem… — odkaszlnął — Jestem potworem.
Hermiona zwróciła ku niemu twarz, była zapłakana, a Severusowi krwawiło serce na ten widok. Nie powinien pozwalać Neridzie na to i obarczać Hermionę jego koszmarami. Chciał, żeby zrozumiała, kim był i może jest. Aby wyszła z bezpiecznej strefy, gdzie Severus był powojennym bohaterem, a jego winy się zatarły. Choć nie powinno tak być. Nie istniała osoba, która chciałaby bardziej, żeby Severus umarł, niż on sam.
 Granger nagle pokręciła głową, otarła wierzchem dłoni twarz i wstała. Zwróciła kroki ku niemu i kiedy dotarła na miejsce, po prostu go pocałowała. I, o dziwo, nie wyczuł w tym desperacji. Całowała go powoli, zmysłowo, dając mu jasno do zrozumienia, że tęskniła. Usiadła na nim okrakiem. Kiedy oderwała się od jego ust, przegryzła wargę i zaczesała mu czarne włosy do tyłu, aby widzieć jego oczy.
— Nie jesteś potworem — powiedziała cicho, lecz pewnie. Chciał zaprzeczyć, ale zakryła mu usta dłonią. Ściągnął gniewnie brwi, ale jej nie odepchnął. — Zrozumiałam to dzisiaj, kiedy weszłam do tego zasranego laboratorium. — Wskazała ręką na zamknięte drzwi, a głos jej drgał z nerwów, była w kompletnej rozsypce. Severus pogładził jej uda, aby się uspokoiła. — Miałeś, na Merlina, dwadzieścia lat, może mniej. Przez dwadzieścia lat zdążyłeś odkupić swoje winy. Dzięki tobie wygraliśmy wojnę! I choć chciałam, nie potrafię myśleć o tobie, jak o potworze. Nie wiem, czy powinnam, ale moi rodzice uczyli mnie, że sztuką jest wybaczać. Nie sztuką jest znienawidzić. I zrozumiałam dzisiaj, że nie mam, czego ci wybaczać… Byłeś taki młody, zagubiony…
— Próbujesz mnie usprawiedliwiać.
— Nieprawda. Nie muszę, sam to zrobiłeś, kiedy uratowałeś setki ludzi przed Voldemortem. — Oparła czoło o jego, a ich oddechy się mieszały. Ta sytuacja wydawała się irracjonalna.
— Nie zasługuję na to, co mi oferujesz. Wiesz, że to się nie uda.
— Może się nie uda. Ale próbować nie zaszkodzi. Chyba możesz się poświęcić, próbując, prawda? — warknęła, ale jego mina mówiła, że nie zamierza próbować. Była zażenowana tym, że się obnażyła… i została odrzucona. Zeszła z niego i próbowała wyprostować pomiętą bluzkę. Czuła na sobie smak jego ust i dotyk dłoni. Przez chwilę czuła się bezpiecznie.
— Granger…
— Nic nie mów. — Machnęła dłonią. Jej głos był nadzwyczajnie pewny. — Po prostu daj mi spokój i nigdy więcej nie rób mi nadziei, rozumiesz? Żałuję, że cię poznałam od takiej strony.
— Od jakiej strony? — Wstał fotela i chciał do niej podejść. Był wściekły.
— Od której da się ciebie pokochać.
Severus stanął nieruchomo w miejscu, jego mina zastygła. Był zaskoczony, ale Hermiona odebrała to inaczej.
— Po prostu zapomnij, dobrze? — szepnęła.
— A ty?
— Już zapomniałam, profesorze… Miłej nocy — powiedziała z miłym, uczniowskim uśmiechem i wyszła z jego sypialni, przymykając delikatnie drzwi. Severus pokręcił głową i poszedł w jej ślady, musiał sprawdzić, jak sobie radzi Draco. Ku jego uldze, Hermiona wyszła z jego kwater.
— Co się stało? Pogodziliście się? Hermiona uśmiechała się jak śmierć.
— A jak się uśmiecha śmierć? — zmarszczył brwi.
— Przerażająco — powiedział Draco, a widząc minę swojego ojca chrzestnego, zrozumiał, że nic nie poszło dobrze. Wręcz przeciwnie, było tylko gorzej.
Hermiona od północy do piątej rano siedziała na Wieży Astronomicznej, nie płakała. To, co się zdarzyło, zdawało się być pożegnaniem. I choć ona i Severus mieli za sobą wiele takich pożegnań, to wydawało się ostateczne.
 
— Nic z tego nie rozumiem — szepnęła teraźniejsza, czterdziestoletnia Hermiona. — Ostateczne pożegnanie? To nie ma sensu.
— Poczekaj jeszcze chwilę. To już prawie koniec tej historii… Znaczy, nie koniec, ale początek końca. Koniec jest najbardziej złożony w twojej historii, Hermiono — powiedział narrator, który skrzywił twarz, gdy wrócił Potter z Weasleyem.
— Harry, Ron... — czterdziestolatka uśmiechnęła się.
— Myśleliśmy, że skończyliście — powiedział najstarszy z Potterów, ściągając okulary i pocierając je o koszulę. Był zastraszająco podobny do swojego syna.
— Nie ma tak łatwo — warknął narrator i zwrócił się do Hermiony. — O piątej rano wróciłaś do swojego dormitorium i…
 

9 komentarzy:

  1. Nah, ten rozdział wydał mi się smutny, mimo tak miłego początku (wyobrażanie sobie jak Draco i Blaise biją się pomysłami, a potem turlają na podłodze mnie rozbawiło), ale możliwe, że to tylko wrażenie - w sumie jestem głodna, a nie chce mi się wstać i zrobić coś do jedzenia, także rozumiesz, ta nie pewność.
    Zgadzam się, to ucieczka, najzwyklejsza w świecie ucieczka od tej rzeczywistości, od tych ludzi i zdarzeń, ale na pewno nie od wspomnień - od nich nie da się uciec tak łatwo.
    To pożegnanie? Końcowa jakoś mi na nie, nie wygląda ( mam nadzieję, bo szybki koniec opowiadania wpędził by mnie w depresję)
    Dobra, Ide spać bo zaraz zaczne jakieś głupoty jeszcze pisać.
    Do następnego
    Pozdrawiam, Anai

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi przykro, że jesteś głodna, haha. :D
      Rozbawiłaś mnie doszczętnie. Jakie szybkie zakończenie tego opowiadania? Mamy przecież DOPIERO 81 rozdział, to dopiero gra wstępna.
      Ale już na poważnie, nie, jeszcze trochę Was czeka, ale, mimo wszystko, powoli zbliżamy się do końca. :)
      Dobranoc.

      Usuń
    2. Miałam iść spać, żeby głupot nie pisać.. Za późno jak widać xd
      A ile przewidujesz jeszcze rozdziałów? - to powinno być podstawowe pytanie zanim osądzi się czy koniec jest faktycznie daleki.
      Pozdrawia, Anai

      Usuń
    3. Nie powiem, który rozdział będzie tym kończącym, będziecie mieć niespodziankę - tak samo jak z początku z pairinigiem, którego Wam nie ujawniłam. :D (Jednak pod takowym rozdziałem z pewnością pojawi się informacja, że to już, koniec).
      Powinnaś iść spać, a nie tu wchodzić, sen jest ważniejszy!

      Usuń
  2. To nie może być jeszcze koniec. Za bardzo się wciągnęłam w Twoje opowiadanie żeby tak szybko skończyć :)
    Czy Sev nie widzi tego, że swoje już odpokutował?
    Nikt nie musi go już usprawiedliwiać. Wystarczająco dobrego zrobił, żeby jego winy zostały wybaczone.
    Kto pyta nie błądzi. Tak samo jest z próbowanie.
    Jeśli nie spróbujesz, nie dowiesz się czy to mogło się udać.
    Rozdział na początku był zabawny, a przy końcówce smutny. Jak zwykle wyszło Ci rewelacyjnie. Już się nie mogę doczekać następnego :D
    Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, ludzie, jeszcze trochę czasu do końca. Chill. :)
      Ja rozumiem, co do mnie piszesz, ale weź to wytłumacz Severusowi, on jest jak osioł... a Hermiona to jego marchewka. Mam złote porównania, ale to wczesna godzina.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Początek rozdziału był taki miły :3 Tak ładnie to opisałaś, stworzyłaś taką fajną atmosferę, normalnie, jakbym czytała jeszcze raz "Harry'ego Pottera". No z takim wyjątkiem, że tam nigdy nie było podobnej sytuacji. No, ale wiesz. Wiesz, co nie? XD
    Smutno, że Severus tak wpływa na Hermionę, że chce uciec. A jak już wyżej było wspomniane, może nie będzie go widzieć, ale dalej pamiętać. (Choć małe obliviate załatwiłoby sprawę :v).
    Patrzcie na mnie, jestem takim potworem! Taki jestem zły, nie podchodzić! Cicho Hermiona, nie gadaj tych głupot, to ja ZŁY, cholernie z ł y nietoperz! Mniej więcej tak widzę Snape'a. Nie no, ja rozumiem, że wojna, tortury, zrobił to wszystko, ale bez przesady.
    Ooo, i jeszcze nie chce niczego próbować. Lol, mnie nie oszuka. Ja wiem, że on chce próbować tylko 'menska' duma nie pozwala. No czasem mam ten sam problem xD
    I ja wiem, że to nie jest ostateczne pożegnanie, wiedziałam odkąd przeczytałam, że to 'pożegnanie' nie jest pożegnaniem, no. Ale ja dziś piszę xD Idę, zanim zacznę tu wygłaszać jakieś dziwne teorie.
    Weny,
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, wiem... zawsze rozumiem. :)
      No cóż, Severus zawsze był skłonny do własnej autodestrukcji i może Hermiona chce uciec, aby nie być już w polu rażenia, różnie to bywa.
      Muszę Ci powiedzieć, że do roli Snape'a nadawałabyś się idealnie, ten fragment o potworze najbardziej mnie urzekł! Haha.
      (Ja też mam ten sam problem, kobiety są czasami bardziej męskie od facetów). Zobaczymy, czy to jest faktycznie pożegnanie, czy może nie. Myślę, że chyba Was zaskoczę, ale niczego nie obiecuję. :)
      Przyda mi się wena, oo i czas też. Do następnego.

      Usuń
  4. Boże, jak ja się stoczyłam... Stoczyłam się nie przez wielką ilość popcornu i lodów, którą właśnie w siebie wcisnęłam, ale głównie dlatego, że tak zaniedbałam komentowanie. Ale! Czas wrócić. 8) Zaczynam więc od powojennej, idealny początek! Tak w ogóle to czytałam dzisiaj życzenia od Ciebie i "coś wyjątkowego" i łezki poleciały! Wydrukuję to sobie, przysięgam. Super, rozgadałam się o niczym, a tu takie dzieło czeka na komentarz!
    Tak w ogóle to chciałam Ci powiedzieć, że ciągle byłam na bieżąco z rozdziałami... Tyle że komentowanie mi jakoś nie wychodziło. TAK, TŁUMACZĘ SIĘ. XDDDDD
    Nie wiem jak innym, ale bardzo podoba mi się relacja między Hermioną, Draco i Blaisem. Wydaje się to takie... prawdziwe, ich rozmowy są naturalne, a nie nasycone sztucznością. I ta walka na poduszki! Jak w domu.
    Hermiona... Och ta nasza mała, zagubiona Hermiona. Jest cholernie zagubiona, szkoda, że Snape zamiast pomóc jej wątpliwości, jeszcze bardziej wszystko plącze. Początek ich "spotkania" nie zapowiadał się zbyt optymistycznie, przynajmniej z mojej perspektywy, a potem wszystko się zmieniło. I w ogóle! Rozmawiali tak szczerze o tym, co jest między nimi, o "spotkaniach"... Nie spodziewałam się tego! Koncówka, jak ktoś napisał wyżej, smutna, nostalgiczna. Jestem ciekawa jak skończysz powojenną, salviom! Albo może lepiej nie kończ... Zbyt dobrze czyta mi się Twoje teksty.
    Wybacz za poziom tego komentarza. Dopiero się uczę! Będę miała burzę chyba, tak w ogóle.
    Idę pisac rozdział i oglądać "jak wytresować smoka" - na tvnie, polecam, M. W ÓGÓLE NIE BĘDZIE HARRY'EGO W TE WAKACJE, CO TO ZA ŻART.................
    Idę sobie, idę.
    Do kolejnego!

    M.

    OdpowiedzUsuń