Deszcz
maltretował okna. Po słońcu zostały tylko zgliszcza i smęcenie marudnych twarzy
przyjaciół.
— O tu, tu to za dużo słońca — słońce zaszło
— a co tak ciemno, za ciemno, buro… brzydka ta pogoda.
Hermiona
pokręciła głową. Szemrane głosy, szepczące jej cicho za plecami, zawsze
niezadowolone i patrzące na wszystko i wszystkich nieprzychylnie… co za życie.
Westchnęła cicho i potulnie, bojąc się, że i ona zasłuży na dezaprobatę. Oparła
czoło o zimną szybę, nie zamykając przy tym oczu. Widziała własne odbicie, które
nikomu nic nie mówiło, jej zwłaszcza. Brązowa tęczówka i czarna źrenica zlała
się w jedno, oczy zamieniły się w spodki, ale i tak ona dostrzegła w nich
czający się smutek. Brzydka ta pogoda.
—
Pięknie dziś wyglądasz.
Blaise
przystanął tuż obok parapetu. Hermiona spojrzała na niego znudzona, dalej
opierając czoło o nieprzyjemną szybę. W ostatnich dniach nie miała wigoru, a
jeszcze mniej poczucia humor.
— Nie
dam się nabrać, idź podręczyć Ginny. — Posłała mu przesłodzony uśmiech. Zabini
westchnął smutno, a po poprzedniej powadze nie było śladu.
—
Żartujesz? — Blaise podszedł z powrotem do kanapy, gdzie wylegiwał się Draco. —
Dopiero mi wybaczyła, nie zamierzam się narażać.
—
Pantoflarz — powiedział Draco między nagłymi, symulowanymi atakami kaszlu. Blaise rzucił w niego poduszką, a
potem Draco rzucił drugą poduszką i tak jakoś zaczęli walczyć na śmierć i życie.
Hermiona odleciała myślami i nie znała punktacji tego wyrównanego starcia. Jako
dobra przyjaciółka nie miała też faworyta. Przepychanki może trwały i całą
dobę, nie upierałaby się też, gdyby ktoś jej wmówił, że siedzi sama w salonie.
Bolało ją serce, słyszała swój niemiarowy oddech i pulsującą krew, skupiła się
na tym. Wyzbyła wszelkich myśli i spojrzała samej sobie w oczy. Przypomniała
sobie zieleń oczu Neridy… zacisnęła zęby, jeszcze
nie czas.
—
Hermiona! Kto wygrał? — Draco miał zmarszczony nos. Przez ostatnie dni świeciło
ostre słońce, a na jego policzki wyskoczyły urocze piegi. Gdy ona widziała
swoją piegowatą twarz, zazdrościła mu tych kilku symbolicznych kropek. Wyglądał
jak mały chłopczyk, gdy patrzył nadąsany to na nią, to na przyjaciela. Blaise odetchnął
z irytującym świstem. Dziecinność Dracona bywała denerwująca.
— Nie
wiem, nie patrzyłam…
— I
tak wygrałem — powiedział Malfoy, wzruszając obojętnie ramionami, nim dostał
poduszką w twarz. Tym razem cios padł od Hermiony. — Za co?
—
Narcyz.
—
Mlecz.
— Co? —
Hermiona zmarszczyła brwi.
— Mlecz.
Sama wyglądasz jak jakiś chwast. Jestem przystojniejszy od narcyza —
odpowiedział dumnie i wyszedł z ich salonu, kierując się własną ścieżką. Blaise
pacnął się w czoło.
—
Gdzie popełniłem błąd? — jęknął Zabini.
— Spokojnie.
— Położyła mu czule dłoń na ramieniu. — To t e n wiek.
—
Chciałbyś ze mną zagrać? — szepnęła, przypatrując się jego czarnym jak smoła
oczom. Nie wiedziała dlaczego i po co, ale chciała to zrobić. Wyznać raz na
zawsze. Nie wiedziała, skąd nagle taka odwaga, może była chwilowa i następnego
dnia miała żałować. Te myśli nie przerwały jej planów i spojrzenia. Pragnęła
tego.
— W
co, Granger?
— W
naszą grę. W ,,nigdy”. Chyba już znasz zasady, prawda?
— Znasz grę ,,nigdy”? — zapytała po chwili ciszy, przyglądając się jego twarzy.
Pokręcił niechętnie głową. Tak jak ona, nie lubił nie
wiedzieć, to ograniczające.
— Obie osoby piją i na przemian
mówią… nigdy… np. nienawidziłem transmutacji. I jeśli to się zgadza u obu osób,
piją. Jeśli tylko u jednej się zgadza, pije tylko jedna. Czyli jeśli ktoś się
nie zgadza ze stwierdzeniem, po prostu nie pije. Nie musi wysuwać żadnych
argumentów i zasad. Samo picie i wyznawanie siebie.
— Brzmi rozsądnie — przyznał.
— Naprawdę? — szepnęła, ale zaraz chrząknęła, temperując zdziwienie. –
Chcesz zagrać?... ze mną?
— Tak, Granger.
Bez uśmiechu wspominała ich rozstanie. Ta gra rozpoczęła się w
ostatni dzień świąt, już następnego poranka nie mieli dla siebie znaczyć tyle,
co nic. Severus z westchnieniem irytacji spojrzał Hermionie w oczy. Jego czarne
włosy opadły mu na policzki, oczy iskrzyły się w blasku świec, a twarz krzywiła
się z każdym słowem. Może on też był człowiekiem, pomyślała gorzko, może jego
też boli.
— Chętnie zagram —
szepnął, nachylając się nad jej ustami na tyle blisko, aby poczuła jego oddech
i stado motyli w podbrzuszu. Przez jej plecy przeszły ciarki, ale była na tyle
skoncentrowana, aby przegryźć wargę do bólu i nie nachylić się jeszcze
bardziej, aby go pocałować. To byłoby nie na miejscu, jeszcze nie teraz, nie w taki sposób. Zmrużyła powieki,
przeciwstawiając się jego kuszeniom. Gdy chwilę tak trwali, nachyleni, patrząc
sobie w oczy, Severus w końcu odpuścił. Uśmiechnął się, krzywiąc usta w swoim
firmowym, najwredniejszym uśmiechu, na jaki go było stać. Wpatrywała się w
niego z kamienną miną, w środku przełykając łzy.
— Żeby był koniec, musi być początek — parsknął szyderczo.
Czasami… naprawdę nienawidziła swojej
dobrej pamięci, nienawidziła każdego zapamiętanego słowa, które wyszło z jego
ust. Było więcej tych raniących, mniej tych, które ją zapewniały, że jest na
dobrym miejscu. Z dobrym człowiekiem u boku. Zadrżała, kiedy zaczynała tracić
grunt, powoli tracić nad sobą kontrolę…
Otworzyła
szeroko oczy. Nabrała powietrza. Czuła smak wody, jakby topiła się we własnym
morzu stworzonym na potrzebę tego mężczyzny. Świat zataczał niemiłe pętle na
jej gardle, a sznurek kręcił się i kręcił, wykręcając jej oddech.
— Bardzo się cieszę —
wychrypiała. — Może zaczniesz?
— Z przyjemnością —
parsknął szyderczo, nalewając im obojgu trochę wina porzeczkowego, które
Severus zawsze miał pod ręką, albo przynajmniej w swoim zapasie. — Nigdy nie
powiedziałem Potterowi po imieniu. Pochwalił mi się ostatnio.
— Jakby to był
komplement…
— Bo jest — powiedział,
ściągając gniewnie brwi. — Twoja kolej.
Oboje wzięli do ręki
własne kieliszki. Hermiona miała na sobie białą suknię, prostą w kroju, jednak
na tyle elegancką, aby martwić się, by wino nie ubrudziło idealnej bieli. Włosy
miała zaczesane w luźny warkocz, a w niego wplecione stokrotki; na twarzy ani
grama makijażu. Białe szpilki natomiast już dawno leżały rzucone w kąt.
Severus był
przeciwieństwem. Czarne spodnie, czarna koszula, buty. Wyglądał elegancko,
czarna marynarka leżała jednak obok jej białych butów. Gdy spojrzała przez
ramię na odbicie w lustrze, nie widziała dwóch osób, które po prostu nie dobrały
się kolorystycznie… widziała ich, jako jedno.
Przygryzła wargę.
— Zawsze bałam się, że
ktoś tą biel zniszczy. Zrani nożyczkami, czy po prostu obleje winem — mówiła
cicho, ale pewnie. Severus uniósł kąciki ust, oczywiście rozumiejąc nowe zasady
gry.
Nigdy zamień na zawsze,
awykonalne, czy po prostu trudne?
— Zawsze jesteś w moich
koszmarach — przyznał bez cienia złośliwości. Dla innych może byłby to niemiły
przytyk, ale Hermiona pamiętała. Zawsze.
— Zawsze cię lubiłam.
— Zawsze w moich
koszmarach umierasz — przyznał. Ścisnęło jej się gardło.
— Zawsze widziałam w
tobie dobrego człowieka.
— Zawsze byłaś.
— Zawsze mnie
odrzucałeś, by sprawić mi ból.
Czekała cierpliwie.
— Zawsze chciałem cię
chronić, by cię nie bolało.
Po jej policzku
potoczyła się łza.
— Zawsze cię kochałam.
— Na zawsze.
ODETCHNĘŁA GŁĘBOKO, gdy
poczuła coś zimnego i mokrego na twarzy.
— A masz, Granger!
Otworzyła oczy, widząc
jak Draco stoi z wielkim wiaderkiem.
— Mokrego dyngusa… Idę
zrobić Blaise’owi mokrą pobudkę… O Merlinie, źle to zabrzmiało — jęknął,
napełniając wiaderko różdżką, a potem wychodząc z jej dormitorium, cały z
siebie dumny.
Kurde. Rozdział świetny. Nie ma co, napewno wyjątkowy. Tak wyjątkowy, że nawet słowa napisać o nim nie potrafię.
OdpowiedzUsuńMoże jutro uda mi się coś napisać,
E.
Czasami słowa nie oddają niczego wyjątkowego, to fakt. Ale już mam do tego rozdziału pewien dystans. Nie jest wyjątkowy. :)
UsuńDo następnego...
O kurka wodna. To jej się śniło? Powiedz że to nie był tylko sen . . . To nie może być sen. Powinni częściej grać w "Nigdy". Wtedy zawsze na wierzch wychodzą ich prawdziwe myśli i uczucia. nie wiem co mam jeszcze napisać. Żałuję, że nie ma błędów które mogłabym skrytykować z wielką chęcią, bo piszesz zbyt dobrze :D
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę :*
Do następnego XD
No, niestety, to tylko sen. Brutalnie, prawda? Ale kto nie miał snu, żałując, że on nie był prawdziwy. Miałam tak parę razy, nic miłego, haha.
UsuńLubię pisać o ich wspólnej grze w ,,Nigdy". Do następnego. :)
Faktycznie, bardzo wyjątkowy. Dziś moje pisanie krótkich komentarzy przechodzi samo siebie.
OdpowiedzUsuńRozdział jest po prostu piękny.
A Draco i Blaise słodcy.
Pozdrawiam!
Haha, mimo wszystko dziękuję za komentarz, krótki czy nie. :)
UsuńDraco jest słodki, jeszcze się zgodzę, ale Blaise? Haha, okej. Do następnego!
Cudny rozdział! Jestem pod wrażeniem, ach ten genialny Draco :D
OdpowiedzUsuńSev, jakiż on jest... irytującocholernieseksowny!*-*
Do kolejnego ;)
Dziękuję... a co do Snape, zgadzam się. Jest irytującocholernieseksowny! :)
Usuń"Zawsze w moich koszmarach umierasz"!
OdpowiedzUsuńMatko, siedzę na lotnisku, otcza mnie tłum ludzi, a ja uśmiecham się głupio do telefonu, przerywając pisanie raz po raz, by zastanowić się jak mam to skomentować. No nie wiem, brakło mi słów! :)
Kurczę, poza tym szkoda, że tak króciutko! Gdy udało mi się wczuć w klimat, było już po wszystkim. Ech!
Jak wyżej - matko, ten Snape jest naprawdę irytującocholernieseksowny! :)
Pozdrawiam!
Mam nadzieję, że podróż była bezpieczna. :)
UsuńI pochlebiasz mi! Krótki rozdział, ale nie mogłam go przedłużać - to był tylko sen, nic więcej. Ze snów nie pamięta się przecież miliona szczegółów, a sam zarys.
Również pozdrawiam, do następnego. :)
Troche późno ale jednak.
OdpowiedzUsuńNah, to wszystko było snem, a wydawało się takie realne, takie możliwe ( no może z wyjątkiem ich uroczej wymiany zdań podczas gry) - szkoda, że nie było prawdziwe.
Wyznania Draco zawsze spoko xD Ta dwuznaczność i w ogóle.
Szkoda, że tak krótko, akurat gdy poczułam ten klimat - skończyło się, ale to nic, w końcu sen to sen i chyba nie wiele wnosi do całej historii.
Do następnego!
Pozdrawiam, Anai