wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział siódmy (dziewięćdziesiąty siódmy)

— Wszystko w porządku? — zapytał Blaise. Stał przed lustrem i niezdarnie próbował zawiązać czarny krawat. — Co to za życzenia… krawat… mugolski krawat, jasna cholera… — mruczał pod nosem.
— Musimy zaznaczyć nasze poglądy w każdej sferze — powiedziała Ginny, parskając pod nosem. Podeszła do męża i z głupim uśmiechem zawiązała mu krawat zaledwie minutę. Na koniec przygładziła mu drobne zagięcia na koszuli, wzdychając głęboko. Kolacja u ministra magii miała być rozmową o interesach i polityce — takie posiedzenia zwoływane były kilka razy w roku. Każdy, kto otrzymał zaproszenie, dziwił się, że tym razem będzie inaczej. Spotkanie obywało się zawsze w rezydencjach ministra: ale tym razem gospodarza nie będzie. Po co więc to wszystko? Zastępca Kingsleya był kompetentnym i elokwentnym mężczyzną, jednak nie wywoływał tego samego autorytetu co Shacklebolt. Dlaczego zwoływano pół ministerstwa i innych instytucji, kiedy on sam nie mógł przybyć na miejsce?

— Nie jestem pewny, czy jest bezpiecznie iść. Nie wydaje ci się to podejrzane? — jego zmartwienie w głosie wyglądało nietypowo z uśmiechem i ognistym wzrokiem. Blaise przyglądał się żarliwie swojej żonie. Nie powiedział, że wygląda pięknie, miał pewien limit komplementów. Co dziwne, Ginny dalej wywoływała w nim tą mieszaninę pożądania i troski. Jej ogniste włosy dalej były wyjątkowe i zawsze mógł je wyłowić z tłumu. Ich związek został dawno, lata temu, pozbawiony ognistości. Przyzwyczajenie, stabilizacja… znał każdy jej gest, uśmiech i przewidywał reakcje. Wiedział, gdzie są granice i jak je przekroczyć. Nie raz inne kobiety… był tylko mężczyzną i codziennie doceniał piękno kobiet, na których mógł zawiesić oko. Nigdy nie uległ, ale nie był też ślepy. Ale to było tylko piękno, to koło Ginny chciał się codziennie budzić, to ją chciał oglądać nieuczesaną, zmęczoną. To ją pragnął, a nie tylko pożądał. 
— Oczywiście — odpowiedziała, wytrącając go z myśli. — Ale nasza nieobecność obudziłaby plotki. 
— Jasne… lepiej tam iść, prosto w ich łapy i wypełnić misję. Co tam, najwyżej zginiemy. 
— Dokładnie.
Poszła do łazienki, potem znowu do ich sypialni. Wirowała między pokojami, a zielona suknia muskała wypolerowane panele. Blaise przyglądał się jej twardym ruchom i niezdecydowaniu, gdy zastanawiała się, które kolczyki założyć. Marszczyła czoło, nie mogąc znaleźć pergaminu, a twarz jej tężała, kiedy nie potrafiła odpowiednio dobrać słów. W końcu zabazgrała kilka linijek i wysłała wiadomość do Astorii, o której się u nich zjawią, by razem teleportować się do rezydencji ministra.
— Mamy jeszcze dwadzieścia minut — zaoponowała, wzdychając z ulgą. Usiadła obok niego na kanapie, która stała przed przygaszonym kominkiem. 
— Jak było w pracy? — zapytał, przyciągając ją do siebie. Coś marudziła, że sukienka się pogniecie, ale w końcu ułożyła głowę na jego piersi i rozkoszowała się spokojną chwilą. A on razem z nią.
— Gdybym ci powiedziała, musiałabym cię zabić — zachichotała. Blaise może też by się zaśmiał albo parsknął, gdyby te słowa nie były prawdą. Ginny pracowała w ministerstwie, w Departamencie Tajemnic. 
— Zabawne, doprawdy — mruknął, ale nic na to nie odpowiedziała: nie chciała wszczynać kłótni tuż przed wyjściem. Postanowił zmienić temat. — A Granger nie dostała zaproszenia? Dawno jej nie widziałem. 
— Czemu ty i Draco ciągle mówicie na nią Granger? — nie czekała na odpowiedź i dodała: — Hermiona dostała zaproszenie. Astoria miała je przekazać, więc to zrobiła, ale podobno po minucie Hermiona wysłała jej wiadomość zwrotną... Odmówiła bez słowa wyjaśnienia — wytłumaczyła. Blaise spojrzał w dół, znał tę minę; Ginny się martwiła. Ale kto z przyjaciół Hermiony by się nie martwił? 
— Akurat wyjaśnienia są chyba jasne.
— Wiem — szepnęła ze zgorszeniem. Blaise nawet nie musiał pytać. Ona torturowała Snape’a, męża Hermiony, w myślach. — Gdybyś ty zniknął na pół roku, też nie byłabym zbyt chętna do towarzystwa… Zresztą, teraz też nie chcę mi się iść do sztywnych snobów. 
— Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz. 
— Blaise! — warknęła, patrząc na niego spode łba. — Jesteś dziecinny.
Wywrócił oczami.
— Miałaś jakieś listy od Olivera? — zapytał z naciskiem. Ginny złagodniała i z powrotem ułożyła głowę na jego torsie. 
— Tak, to już ten miesiąc, w którym sobie o nas przypomniał — po jej tonie poznał, że jest rozbawiona. — Ale to dlatego, że zbliżają się jego urodziny. 
— Rozpieszczony dzieciak — parsknął śmiechem.
— Uwierzysz, że jest już w piątej klasie? Muszę ci pokazać jego list… Jest tak zestresowany sumami, że jak czytałam, to aż mi się go żal zrobiło. 
— Oliver mi kogoś przypomina.
— Hermionę?
— Przypomina mi mnie — zachichotał, kiedy Ginny odsunęła się i spojrzała na niego przenikliwie.
— Nie przejmowałeś się sumami…
— Co nie znaczy, że pisałem to samo matce, żeby dostać świetny… pocieszający… prezent urodzinowy… — Ginny zrobiła morderczą minę — … i żeby dała mi święty spokój.
— Powiedziałeś mu COŚ TAKIEGO?! — krzyknęła i zaczęła czerwienić się ze złości. Blaise’owi przypomniał się widok jego wściekłej teściowej. — Blaise, jaki ty przykład mu dajesz? Żeby kłamał, aby dostał to, czego chce?
— Jest Ślizgonem, Ginny. Jest sprytny, a nie sprawiedliwy.
— A ty jesteś beznadziejny — warknęła i wstała z kanapy. Jej gryfońska duma zawsze była dla Blaise’a jednocześnie problemem i czymś… innym, co znał. Lubił się z nią kłócić, a jeszcze bardziej zaskakiwać jej reakcją. Tylko w kłótniach potrafiła go niesamowicie zadziwić. Może i szepnął Oliverowi to i owo o swoim nieczystym sumieniu, ale… no proszę… Oliver był, jest i będzie (dopóki go nie wyrzucą ze szkoły) Ślizgonem, który na pewno nie mówi im całej prawy o sobie. Blaise w jego wieku skrywał tyle tajemnic przed matką — druga sprawa, że ją nie obchodziło, co Blaise robi. Dochodził do wniosku, że była beznadziejną matką. W przeciwieństwie do Ginny, która miała instynkt nie z tej ziemi. Kiedy Oliver tego potrzebował, pocieszała, współczuła i dawała niezłego kopniaka, aby wziął się w garść. I, co było zadziwiające, Ginny była w każdym ruchu naturalna. Blaise kupił im dom, a Ginny dodała do niego ognisko domowe, które miało dla niego większe znaczenie niż każda fura galeonów. Ginny dała mu coś, czego nigdy nie miał i nawet nie wiedział, że tego potrzebuje — rodzinę. 

9 komentarzy:

  1. Cały rozdział z Ginny i Blaisem - idealnie :D
    To słodkie, że im się układa właśnie tak, a nie inaczej. Srednio wiem, co pisać .-.
    Ale rozdział się czyta miło, szkoda, że jest taki krótki.
    Na tym przyjęciu, na które idą pewnie stanie się coś złego. Ale jak Weasley się uprze, to nie ma co się kłócić ;-; Oby tylko nie skończyło się jakoś mega źle. To już rozdział siódmy, zostało tylko trzy? :c
    A tak w ogóle to "Ten kto znalazł mojego bloga przez wpisanie w wyszukiwarkę:
    ,,Opowiadanie erotyczne o Blaisie Zabinim" lub
    ,,Opowiadanie erotyczne o Syriuszu Blacku" ma u mnie wyimaginowanego buziaka. Zbereźni czytelnicy."
    mnie rozwaliło. Czybyś tutaj coś ukrywała, Salvio? :v
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest krótki, ale zawarłam w nim dokładnie to, co chciałam. :D
      Tak, zostały tylko trzy rozdziały… Muszę je przemyśleć, inaczej wyjdzie kompletna klapa. Nie mogę się doczekać końca, a jednocześnie mi dziwnie i może smutno. (Nie mogę znaleźć drugiego tak świetnego szablonu :(…).
      Właśnie, ja nie wiem, co to za… wymagający czytelnicy mnie zaszczycają swoją obecnością.
      Jak tam była w Stanach, o ile wróciłaś? Jak wakacje, Mrs Black? :D

      Usuń
    2. Wróciłam, w niedzielę :v
      Było całkiem okay, ale chyba trochę za długo. No i dalej bolą mnie plecy od biegania po lotnisku z 9kg słodyczy w plecaku. Przyjechałam, musiałam przepakowywać bagaż w 6 minut, a w 30 przejść przez wszystkie bramki xD Dwa razy pytano mnie czy nie jestem za młoda (serio, czemu wszyscy mają mnie za dwunastolatkę) i jeszcze chciałam uciec z bramki, zanim ta maszyna do prześwietlania powiedziała, że nie mam przy sobie bomby czy coś ;-;. Czyli ogółem, na przypale, jak zawsze.
      A jak mijają Tobie? :D

      Usuń
    3. Ja będę miała możliwość wyjechać dopiero sama, do pracy, więc się ciesz, moja droga! :) 9kg słodyczy, aż zrobiło mi się za słodko. Ale tam podobno są niedobre słodycze. No ale to mogą być plotki. Mojego wujka prawie zgarnęli na lotnisku, mimo pozwolenia na wyjazd i tak dalej… Równie dobrze mogli go odesłać. Straszne.
      Jak chciałaś uciec, to pewnie mieli podejrzenia. :')
      Mi mijają… normalnie, dziwnie i niespokojnie, ale to dobrze, przynajmniej się nie nudzę. Ale już chcę iść do tej nowej szkoły, jestem podekscytowana i chętna do nauki, haha.

      Usuń
    4. Wiesz, że mam to samo z tą szkołą? XD Ale stresuję się trochę, no i denerwuję się, bo w nowej klasie będę miała kilka idiotek z mojej starej klasy .-. No, ale jakoś trzeba przeżyć, może nie będzie tak źle xD
      Ja kocham amerykańskie słodycze!!1!1!!1jeden! Wcale nie są niedobre xD

      Usuń
    5. Ja jeszcze nie czuję stresu, jakoś mam wrażenie, że jakoś się ułoży. Zobaczysz! Aj, lepsze idiotki, niż nikt. Ja idę sama do nowej szkoły, miasta… będzie śmiesznie. :D
      Ostatnio nauczyłaś się drogi do szkoły!
      Wiedziałam, że są niedobre!!!

      Usuń
  2. Cudowny rozdział, tylko przyjemność czytania niszczy świadomość że niedługo koniec :( Zanim napiszesz następny rozdział uprzedzam żebyś przypadkiem Severusa nie uśmierciła , bo będę zmuszona użyć avady... Poza tym chcę nadmienić, że żywię cichą nadzieję, że po zakończeniu nie opuści cię wena i opowiesz nam jeszcze jakąś historię :) Pozdrawiam i dużo, dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze jest koniec, a potem początek… Błędne koło. :)
      Twoja nadzieja wcale nie musi być cicha, bo aktualnie szukam szablonu do następnego opowiadania/bloga. Mam w głowie wiele pomysłów, jeszcze nie wiem który przeważy.
      A co do uśmiercenia Severusa… zobaczymy! :D
      Do następnego!

      Usuń
  3. Fajny obraz rodzinny.
    Pozdrawiam
    Kasia

    OdpowiedzUsuń