poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział dziewiąty

Czytała wiele romansów, wiele dramatów czy melodramatów, powieści historycznych, ale nigdy tak nie płakała podczas czytania jakiejkolwiek książki, jak przy  Diabłach piętnastego wieku, autorstwa Xaviera Mallory.

Łkała, bo nigdy sobie nie wyobrażała, że ktoś może użyć kreatywności do tak wymyślnych tortur, aby zadać drugiej osobie ból. Każde słowo, jakie Xavier użył było żartobliwe, jakby mówiono o pogodzie, a nie o torturach, które sam Lord Voldemort stosował na mugolach, czy na... mugolakach.

Na niektórych stronach były dopiski, w jakich okolicznościach Czarny Pan używał tej i tej tortury, na każdy humor, co innego. Bolało ją, że każda poszczególna uwaga dopisana na marginesie przez zwolenników czarnej magii, miała różny charakter pisma, jakby śmierciożercy zebrali się w kupie i razem postanowili oświecić czytelnika swoim ulubionym zajęciem, dając wskazówki dla ich potencjalnych następców. Niektóre charaktery pisma się powielały, a z każdą stroną ciekawostki były coraz okrutniejsze i w pewnym momencie zamknęła książkę, aby dojść do siebie, ale zaraz znowu ją otworzyła. Ciekawość przezwyciężyła nad strachem — który to już raz?

Było dawno po północy — Pani Pince już zamknęła bibliotekę, ale pozwoliła jej zostać, bo całkowicie rozumiała jej zachłanność. Pani Pince sama przecież kochała książki, a dla Hermiony potrafiła zapanować nad swoją zgorzkniałością — zapewne specjalnie nie zamknęła Działu Ksiąg Zakazanych, chociaż taka przychylność była, co najmniej niestosowna od opiekunów, czy nauczycieli, jak Granger uważała.

Było ciemno, było mrocznie, a jedyne światło wydobywało się ze świeczki, którą Hermiona trzymała tuż przy książce, aby w spokoju spić, każde słowo, nawet to najbardziej brutalne. Zabezpieczyła wcześniej książkę, aby ogień jej nie podpalił.

Była już na przedostatniej stronie, ale łzy bezsilności już dały sobie spokój, żadnego ukojenia to nie dawało, poza bezsensowną histerią, pogodziła się z faktycznym stanem rzeczy. Była, można rzec, pogodzona z losem, wcześniej podając mu pokornie rękę na zgodę.

Ostatnia strona to odręczny dopisek od autora, Xaviera — Miłej zabawy.

Tak, to było okrutne, cała ta książka, ale nie to ją przeraziło, nie to wzbudziło w niej lęk, czy też panikę.



Aż dziw, że dobrnęłaś czytelniczko do końca. Co dziwne, że sam mam ochotę ci to wszystko po kolei zrobić, Granger. Gdy przyjdzie czas powiesz, który wynalazek Xaviera podobał ci się najbardziej, chętnie ci go pokażę, dopóki nie zdechniesz.

Całuski szlamciu,

                 Widzimy się na lekcjach



5 komentarzy:

  1. O Merlinie, jak?!
    Następny rozdział, błagam ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Chryste, Salvio, kto jest autorem tego dopisku?! Ty chcesz, żebyśmy my wszyscy po prostu oszaleli z niecierpliwości. Jestem strasznie ciekawa o co chodzi.... mam nadzieję, że niedługo się dowiemy!

    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam takie dziwne przeczucie... Wiesz to już mi się zdażało... Na jednym blogu autorka zazywała mnie wróżką...
    ten dopisek jest od Blaisea.

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedactwo moje.... Idę czytać dalej, by dowiedzieć się kto to, by skopać mu (zapewne bardzo sexy) tyłek!!!

    OdpowiedzUsuń