— Cześć, Hermiono —
podskoczyła, gdy za plecami wyrwał ją ze skupienia głos Neville’a.
— O,
Neville, cześć… siadaj, co będziesz tak stał — zachęciła go, a on chętnie zajął
krzesło obok. Dopiero, kiedy usiadł, zobaczyła jego poharataną twarz.
— Wielkie
nieba, co ci się stało? — przybliżyła się, aby obejrzeć rany na obu policzkach,
ale szybko się cofnęła, gdy chłopak zaczął się dziko rumienić.
— Od
początku wojny pomagam profesor Sprout, co zresztą wiesz, jesteś w
Zakonie, ale — od razu uśmiechnął się szczęśliwie, gdy opowiadał Hermionie, a
zaróżowione policzki były już tylko i wyłącznie spowodowane dumą — teraz, gdy
jest po wszystkim; Sprout zgodziła się, abym mógł pomagać jej w cieplarni po
lekcjach.
— Neville,
to cudownie! — naprawdę ucieszyła się. — Od pierwszych zajęć zielarstwa
wiedziałam, że tak to się skończy.
— Tak, tak,
jesteś nieomylna, Hermiono — gdy odwróciła wzrok, chłopak przewrócił oczami,
ale w tym nie było grama złośliwości. — Nawet nie wiesz, jaki jestem
szczęśliwy. Odkąd się urodziłem, myślałem, że będę we wszystkim najgorszy.
Posmutniał
na krótką chwilę, wspominając złośliwe słowa swojej babci, ale już po sekundzie
wrócił mu wigor.
— Tak w
ogóle to, co robisz w bibliotece… w sobotę… przed książkami? Nawet, jak na
ciebie to dziwne, jest ledwo ósma.
—
Przepraszam, ale nie mogę ci powiedzieć — powiedziała ponuro, ale on tylko
pokiwał głową. Od zawsze był wyrozumiały; no poza tym głupim incydentem w
pierwszej klasie, kiedy pierwszy i ostatni raz jej się sprzeciwił, a Hermiona
go spetryfikowała. Do teraz miała wyrzuty sumienia, zaatakować Neville'a!
— Rozumiem,
ale jakbyś miała jakiś… problem, możesz się do mnie zwrócić — spojrzał na nią
ciepło, a jego zielone oczy, jak zawsze były wypełnione dobrymi intencjami. —
Jesteśmy w końcu przyjaciółmi, prawda?
—
Oczywiście, że tak — Hermiona posłała mu promienny uśmiech, ale zgasł, gdy
sobie przypomniała, że tak naprawdę nie wie, co on tu robi. — A ty, czemu nie
jesteś w łóżku?
—
Szóstoklasiści wczoraj trochę poturbowali wnykopieńki i muszę do nich zaglądać,
co osiem godzin — jak można je potraktować Diffindo? — Neville pokręcił ze
smutkiem głową, najwyraźniej zapominając się pożegnać, bo już wyszedł z
biblioteki, mamrocząc coś pod nosem —zapewne dalej o swoich roślinkach.
Hermiona
uśmiechnęła się delikatnie, uradowana, że jeden z jej przyjaciół od jakiegoś
czasu — w końcu! — naprawdę jest szczęśliwy i całkowicie się spełnia. Nie
mówiąc już o jego dziewczynie, którą tak dobrze ukrywa — jednak nietrudno
zauważyć jego wypieki, które dostaje, gdy tylko Krukonka do niego mrugnie
podczas posiłków.
Nie lubiła
jej, ale co to zmienia skoro Neville w końcu znalazł pokrewną duszę? Dla
Hermiony to pochodzenie już nie miało znaczenie, w końcu jak sam Neville
powiedział — byli przyjaciółmi, a to do czegoś zobowiązuje.
Przez chwilę
zastanawiała się, jakby jej przyjaciele zareagowali, gdyby związała się z kimś
kogo nie lubili — lub, co gorsza — nienawidzili. Ale odsunęła od siebie te
myśli, w końcu żaden Ślizgon jej się nie podobał.
Wyszła w
końcu z biblioteki na obiad — dopiero w te pare godzin uporała się z całym
nawałem prac domowych. Zeszła zamyślona do Wielkiej Sali, gdzie niektórzy już
pewnie kończyli posiłek.
Dziwny
tydzień — pełen ciężkiej pracy. Od dziewiątej do siedemnastej lekcje,
obiadokolacja, szybkie odrabianie lekcji, kolacja, cztery godziny (a czasem i
więcej) dodatkowych lekcji z Malfoy’em i Snapem i, nareszcie, upragniony sen.
Czasami nie zdążyła się przebrać, bo gdy tylko jej głowa znalazła się na
poduszce, morzył ją sen.
Zabini
nie irytował jej tak, jak dotychczas, był chodzącą wyrozumiałością w
trakcie, kiedy ona przypominała tykającą bombę. Blaise pomagał nawet bardziej
od Rona i Harry’ego, którzy nie zdawali sobie z niczego sprawy. Ślizgon niby
też nic nie wiedział, jak uparcie udawał, ale zdawała sobie sprawę, że Malfoy
maczał w tym palce. Ale nie zamierzała narażać się Snape’owi i mówić swoim
przyjaciołom o jej tajemnych lekcjach. Tak nawet było jej bardziej na rękę. Ale
to dlatego, że nie widziała tych podejrzliwych spojrzeń Rona, czy zamyślonego
wzroku Harry’ego, gdy tylko widzieli jej zmęczoną twarz i drgające ze zmęczenia
dłonie.
Wszystkie
myśli zajęły jej całą drogę i gdy zorientowała się, już siedziała pomiędzy
Harrym i Nevillem, który pierwszy się do niej odezwał:
— Marnie
wyglądasz, Hermiono. Dopiero wyszłaś z biblioteki? —zapytał Longbottom,
troskliwie. Ku jej ogromnemu szczęściu, na chwilę przestał jeść, żeby się do
niej odezwać — w przeciwieństwie do Rona.
— Byfaś w
bhibliotece? — tłuczone ziemniaki wypadły z jego ust prosto na stół, a ona
jęknęła z obrzydzenia i czekała, aż Ginny zwróci mu uwagę głosem, który był
podobny do tego Pani Weasley. Ale po chwili zrozumiała, że czeka na nic, bo
Ginny wciąż nie było.
Nie dawała
znaku życia od miesiąca.
Spuściła
smętnie głowę, ignorując pytający wyraz twarzy Rona i wzięła się za swoją
porcję, która w ogóle jej nie wchodziła. Harry przyglądał się jej w skupieniu,
ale nic nie powiedział, tylko pokazał Ronowi, aby dał jej dzisiaj spokój. To
nie był czas na kłótnie, bo Potter domyślał się, o czym właśnie myśli
przyjaciółka — pomyślał o tym samym.
Harry już
nie tęsknił za Ginny; on usychał z tęsknoty. Oczywiście, nie okazywał tego w
nadzwyczajny sposób — Ron by go zabił.
Najpierw z
nią zrywasz, a teraz gadasz jak dureń, stary, odpuść ją sobie; wyimaginowane
słowa jego przyjaciela utkwiły mu w głowie jak mantra. Musi przestać.
Szatynka
tymczasem nie tknęła niczego, poza łykiem ciepłej herbaty, którą zawsze
zaczynała lubić, gdy na dworze pojawiały się pierwsze oznaki zimy. Był
listopad, ale mróz tym razem odwiedził ich o kilka tygodni wcześniej.
Skrzywiła
się, gdy przypomniała sobie o liściku, który dostała w bibliotece od Malfoya
przed samym wyjściem na obiad. Snape ich wzywa. Co prawda, nie tak tą sobotę
sobie wyobrażała, ale co ma powiedzieć? Sorry, Snape, mam plany i będę się
obijać? To nie w jej stylu — sama w końcu się zgodziła na ten projekt.
Westchnęła i
wstała ze swojego miejsca…
— Gdzie
idziesz? — zapytał Harry, był zdziwiony i zarazem zagniewany. Przyszła zaledwie
dwie minuty temu! — Nie posiedzisz z nami?
—
Przepraszam, ale nie mogę… muszę… — trudno jej
było cokolwiek wykrztusić, gdy Neville patrzył prosto w jej oczy z takim,
jakimś dziwnym zrozumieniem.
— Co musisz?
— Umówiłam
się — palnęła, a zaraz potem zaczerwieniła. Co jej przyszło do głowy, żeby to
powiedzieć?
Ron i Harry
popatrzyli po sobie, choć myślała, że odzyskanie rozumu zajmie im dłużej.
— Eee… — zaczął
Harry, w ten swój harry’owaty sposób — no to miłego dnia.
— No —
mruknął Ron, chyba trochę zażenowany. Był zaczerwieniony po koniuszki uszu, a
wzrok miał wbity w swoje dłonie.
Wzruszyła
ramionami i poszła dalej, uparcie ignorując blondyna z drugiego końca Sali,
którego oczy śmiały się. Jęknęła, gdy w połowie drogi do lochów dogonił ją.
— Co im
powiedziałaś?
— To nie
twoja sprawa — odparła jadowicie.
— Ktoś tu
skłamał — już chciała się oburzyć, ale: — rumieniec cię zdradza.
Pokręciła ze
zrezygnowaniem głową nad swoją i Malfoya — a już jego w szczególności —
głupotą. Poczłapali się do gabinetu Mistrza Eliksirów.
Hermiona ze
zgorszeniem przypomniała sobie incydent z poniedziałku, w którym mieli zacząć
ten projekt. Szatynka w podnieceniu zastanawiała się, co będą robić i od czego
zaczną, aż w połowie drogi, gdzieś na trzecim piętrze, zorientowała się, że nie
wie, gdzie jest gabinet Profesora Snape’a. Na horyzoncie nie widziała żywej
duszy — obiadokolacja trwała w najlepsze, a ona postanowiła sobie ją odpuścić,
a przecież Harry mógłby jej pomóc; profesor Snape dawał mu kiedyś lekcje
oklumencji.
W końcu
natrafiła na jednego z duchów, którego imienia nie pamiętała (portrety nie
chciały jej udzielić takich informacji, jak miejsce zamieszkania jednego z
profesorów), ale duszek życzliwie zaprowadził ją pod same drzwi. Co i tak nic
nie pomogło, bo spóźniła się piętnaście minut. Snape żadnych tłumaczeń nie
przyjmował do wiadomości, a Malfoy miał zabawę nie z tej ziemi.
Wzdrygnęła
się na samo wspomnienie — naprawdę bała się wtedy o własne życie. Dopiero
śmiejący się Malfoy upewnił ją w przekonaniu, że profesor nie urwie jej głowy.
Co najwyżej pękną jej bębenki, ale będzie żyć.
— Nie martw
się, Granger. Już w żadną sobotę nas do siebie nie ściągnie; teraz chciał nas
sprawdzić — powiedział nagle Malfoy, jakby sądził, że to właśnie zaprząta jej
umysł. Mimo to, podjęła temat.
— Sprawdzić?
— zapytała.
— Czy
faktycznie nam zależy na tych zajęciach.
Dziewczyna
pokiwała głową, chociaż przeklinała swoje myśli, że znalazła w zachowaniu
Snape'a pewną logikę — faktycznie nie uśmiechało jej się kolejne cztery godzin
spędzić z tą dwójką, ale nie będzie narzekać, sama się o to prosiła. Chciała
się uczyć.
Duża, a
nawet znaczna większość uczniów nie rozumiała tego. Nauka? — a co to i z czym
to się je? Przecież cały magiczny świat był fascynujący i bolało ją, że ktoś,
kto od początku zdawał sobie sprawę ze swojego pochodzenia, po prostu nie
docenia, co posiada i jak pokaźną wiedzę ma od początku swojego istnienia. Ona
tego nie miała i chciała swoje zaległości nadrobić.
Chociaż po
siedmiu latach w tym świecie czuła się jeszcze głupsza, niż na początku.
Wiedziała wiele, o tak, ale wciąż pojawiało się wiele pytań, na które nie mogła
znaleźć odpowiedzi. To ją nurtowało i motywowało do dalszych poszukiwań.
Hermiona
podziękowała samej sobie, że właśnie tonęła w grubym, workowatym swetrze, bo
gdy zeszli do lochów; Snape ich nie powitał gorącą czekoladą. Było chłodno, a
od wykafelkowanej podłogi bił, siekający jej stopy, mróz.
Stanęli
przed drzwiami.
Draco uniósł
dłoń, aby zapukać do środka, ale zanim dotknął drewnianych drzwi, one same
nieznacznie się uchyliły. Mieli wejść.
— Szybko —
warknął Snape.
Gdy tylko
weszli, drzwi za ich plecami zamknęły się na niewidzialny klucz. Spojrzała
błyskawicznie na nauczyciela, ale nawet nie zauważyła, żeby trzymał w ręku
różdżkę.
—
Potrzebujemy dzisiaj panaceum na wszelkie trucizny…
— My?
Rzucił jej
to ponure spojrzenie, które zazwyczaj dostaje Harry'ego na eliksirach, ale
przez tydzień była zdolna się przyzwyczaić do jego... nietypowego okazywania
negatywnych emocji.
Nie
spuszczała z niego wzroku i była to bardzo nierówna walka na spojrzenia, bo on
miał w tym lata praktyki. Draco przyglądał im się z zaciekawieniem, myśląc, że
ta dwójka jest o wiele ciekawsza, niż eliksiry i jeszcze trochę popatrzy na to
widowisko, zanim wspomni o swojej obecności.
— Zakon,
Granger — Malfoy widział w Hermionie ledwo wyczuwalny lęk, bo najwyraźniej ona
też zauważyła drgającą wargę Snape’a, który właśnie marzył o skróceniu jej
żywota.
— Jak to? —
znowu zapytała, co było jednoznaczne z samobójstwem.
Mistrz
Eliksirów już się szykował, aby ryknąć ze złości, ale właśnie drzwi otworzyły
się i weszła roześmiana, od ucha do ucha, Minerwa McGonnagall.
Malfoy
wzniósł oczy ku niebu, pytając się niewerbalnie Merlina, czy Snape dzisiaj
umrze ze wściekłości. Jak na razie trzymał się dzielnie, ale Opiekunka Gryfon
otwierała już usta.
— Draco,
Hermiona — przywitała się skinieniem głowy i zwróciła się do Snape’a. —
Severusie, wiesz co jest dzisiaj, prawda?
— Nie mam na
to teraz czasu — mruknął posępnie, chyba wiedząc, że to opiekunki Gryffindoru
nie zniechęci.
— Co mnie to
interesuje? Zakład to zakład, mój drogi — ostatnie słowo zaświergotała z
dostrzegalną ironią, co przyprawiło całą trójkę o krzywy grymas.
Gryfonka i
Ślizgon spojrzeli na siebie znacząco, chłonąc każde słowo. Oboje profesorów
zdawało się zapomnieć, że dalej w ich towarzystwie jest dwójka uczniów.
Snape
warknął coś niezrozumiałego pod nosem, ale posłusznie poszedł do jakiegoś
pokoju, możliwe, że to był jego prywatny salon albo sypialnia — Hermiona nie
mogła tego stwierdzić, dostali kategoryczny zakaz wchodzenia, przez
którekolwiek drzwi, odejmując magazynek na składniki. A po tak długim monologu,
jaki dostali, odechciało jej się nawet próbować. Nie żeby w ogóle miała to w
planach ( po Hogwarcie krążyły legendy o prywatnej biblioteczce Snape'a! ).
— Gryfoni
wygrali w ostatnim meczu — oznajmiła, puszczając im oczko w chwili, kiedy
Mistrz Eliksirów wrócił do gabinetu.
— Idź pij i
nigdy nie wracaj — spojrzał na profesorkę Transmutacji z niechęcią i podał jej
jakiś pakunek, zawinięty w szary papier.
— Jak
pięknie zapakowane, nie trzeba było — powiedziała wrednie, odbierając
prostokątną paczkę. — Nie zatrułeś, prawda?
— Gdybym
chciał cię otruć, zrobiłbym to już pierwszego dnia, odkąd postawiłem nogę w tej
szkole. Już wtedy byłaś wkurzająca.
— Wiem,
ciągle mi to mówisz — odparła teatralnie rozczulona.
Pożegnała
się z całą trójką i wyszła z prywatnych kwater Mistrza Eliksirów, który był już
kompletnie wytrącony z równowagi. Miał zaciśnięte usta w wąską kreskę, a każde
jego ruchy powodowały huk, jak zamykanie drzwi, szafki, czy czegokolwiek.
—
…profesorze? — mruknął Draco, spoglądając ukradkiem na Hermionę, która dalej
była zszokowana teatrem, jaki urządziła surowa Minerwa McGonnagall... ta
McGonnagall!
Niby czasami
w Norze widziała ją w akcji, gdzie byli sami członkowie Zakonu i mogła pokazać
pełną twarz, ale… no cóż… z bliska wydawało jej się to jeszcze ciekawsze. Hermiona
potrząsnęła gwałtownie głową, żeby wybudzić się z tego dziwnego snu, ale nic
się nie wydarzyło. Snape dalej łypał na nich jak opętany.
— Bierzcie
się za antidota — to już nie była prośba, a rozkaz. Hermiona ostatnią siłą woli
postanowiła się nie buntować. Był nauczycielem, ale to nie znaczy, że może się,
na każdym wyżywać. We wcześniejszych latach było to do zniesienia, ale z roku
na rok robił się coraz bardziej cyniczny!
— Nie lepszy
będzie zwykły bezoar? — zapytała wysoko unosząc głowę, pokazując, że wcale się
go nie boi.
— NIE! —
ryknął, ucinając temat.
— Dlaczego?
Zabawne było
patrzeć, jak prawa ręka Snape’a niebezpiecznie zaciska się w kieszeni, zapewne
na różdżce, ale to jednocześnie przeraziło Dracona.
— Granger,
pójdziesz po składniki? — zapytał Draco, jak najbardziej swobodnie, stając
przed nią i jednocześnie zagracając Severusowi drogę do niej. Był żywą tarczą.
— Proszę —
dodał, co było wyrazem najprawdziwszej rozpaczy, nigdy ją o nic nie prosił,
nawet o ten felerny projekt.
Spojrzała na
niego podejrzliwie, odgarniając zbłąkany, kasztanowy kosmyk z twarzy i przymrużyła
oczy. Po krótkiej chwili jednak poszła do osobnego pomieszczenia z
ingerencjami. Gdy zamknęła za sobą drzwi, Draco miał ochotę urwać swojemu
ojcowi chrzestnemu głowę.
—
Zwariowałeś?! — wyszeptał, ale jego głos miał większą siłę miażdżenia niżeliby
krzyczał.
— O co ci
chodzi? — zapytał normalnie i odwracając się do niego plecami, poszedł do
swojego gabinetu.
— O to, że
chciałeś na nią podnieść różdżkę! NA GRANGER! Przeliterować ci to?! Ona nie
jest wrogiem, ty dostajesz jakiejś paranoi. Od zawsze lubiła się wymądrzać,
przywykłeś do tego, uczysz ją siedem lat, ale ona teraz tylko cię zapytała o
cholerny kamień do… — Jego gabinet był wyciszony, więc mógł krzyczeć do woli.
—
Skończyłeś? — parsknął, szukając na jednym z regałów jakiejś książki.
— Ciebie to
bawi?
— Jasne,
że go to bawiło. Dupek… Ciekawe, co by się stało, gdyby jednak Draco go nie
powstrzymał — piekliła się Hermiona, ale na jej twarzy błąkał się uśmiech na to
wspomnienie.
— Muszę
zabić Dracona, gdyby Snape by cię wtedy czymś przeklął, pewnie zamknęłabyś się
na dobre — warknął narrator, czyli ja.
— Próbujesz
mi wygłosić reprymendę, chociaż dobrze wiesz, że nic tym nie wskórasz. Mówiłem
tobie, Dumbledorowi, że nie jestem w stanie prowadzić dodatkowych zajęć —
spojrzał na Dracona, wyraźnie go oceniając. — Wystarczy jedno twoje słowo, a ta
cała farsa się skończy, Draco. Nie jesteście przy mnie bezpieczni.
Blondyn na
chwilę znieruchomiał, ale nic nie powiedział na tą nagłą szczerość. W
normalnych okolicznościach nigdy, by się do czegoś podobnego nie przyznał.
Spojrzał odruchowo na drzwi, za którymi zapewne Hermiona już pracowała pełną
parą.
Hermiona,
Hermiona, Hermiona.
— Nie.
— Słucham? —
Snape uniósł brew w kpiącym geście, jakby
tego właśnie się spodziewał.
— Nie
zrezygnuję z tych zajęć.
Malfoy
wyszedł z gabinetu, nie zamykając za sobą drzwi. Przystanął przy swoim
kociołku, gdzie obok leżała instrukcja, pisana z kaligraficzną starannością.
Spojrzał na
szatynkę, która nie zawracała sobie głowy niczym dookoła. Związała włosy w
ciasnego koka, który średnio dodawał jej urodzie, ale przynajmniej żaden włos
nie miał prawa dostać się do eliksiru. Każdy jej ruch był starannie
dopracowany, a przynajmniej nie wyglądała, jak Potter bez pomocy Księcia
Półkrwi, który, swoją drogą, właśnie wrócił do laboratorium i również zaczął w
ciszy tworzyć własną, nieznaną im z nazwy, miksturę.
Draco
uśmiechnął się pod nosem, Severus był czasami taki przewidywalny, a czasami nie
wiadomo, czy zacznie się wściekać, czy w ogóle nic nie powie, ukazując jaki to
on jest obojętny na cały świat. Zazwyczaj się jednak wściekał.
—
Profesorze, skończyłam bazę — powiedziała Hermiona, Malfoy zerknął na nią,
miała dziwnie zachrypnięty głos — pisze, że mam się spytać, czy jest dobra.
Snape bez
słowa podszedł do kociołka i prawie niezauważalnie kiwnął głową, najwyraźniej
nie miał się do czego przyczepić.
— Przy
dodawaniu łzy feniksa zmniejsz ogień do minimum.
Hermiona
kiwnęła głową, ale nic więcej nie powiedziała. A Draco
musiał wiedzieć.
— Muszę na
chwilę wyjść… — rzucił w stronę Snape’a.
— Nie możesz
zostawić eliksiru bez nadzoru, a ani ja, ani Panna Granger, nie mamy na to
czasu — prawie krzyknął znad swojego kociołka, a jego ręka, która właśnie
kroiła szczurzy ogon, niebezpiecznie zadrgała.
Draco
zachichotał cicho, a Hermiona spojrzała na niego, jakby miała do czynienia z
szaleńcem. Co z tego, że mógłby zaczarować eliksir i go zabezpieczyć, skoro
ktoś tu czuje się winny i nie chce zostać sam na sam z pewną dziewczyną o
kasztanowych lokach.
Spędzili
pięć i pół godziny na robieniu swoich eliksirów, z czego te pół godziny zajęło
im przelewanie mikstur do odpowiednich fiolek, aby nie uronić ani kropli.
—
Profesorze, co to była za odtrutka, nigdzie o niej nie czytałam — zagadnęła,
uśmiechając się nieśmiało do samej siebie, zadowolona, że dała radę stworzyć
coś tak piekielnie trudnego.
— Bo to mój
wynalazek, Granger — odpowiedział i widząc, że już się jej otwierają usta,
dokończył. — To, co teraz stworzyłaś jest zaledwie bazą do prawidłowego
eliksiru na wszystkie możliwe odtrutki, jakie znam. A znam wszystkie jakie
dotąd istnieją. Te, które zostały stworzone w czasie starożytnej Grecji, czy
też Rzymie, również.
— A
Mezopotamia? To w tamtym regionie najbardziej rozwinęła się sztuka Alchemii, a
każdy składnik był tam na wyciągnięcie ręki.
Draco przysłuchiwał
im się, chociaż udawał, że dalej sprząta swoje stanowisko. Omal nie zachłysnął
się powietrzem, gdy usłyszał jego głos.
— Tak… —
zaczął rozbawiony.
— Dobrze
słyszeliście, Snape był rozbawiony. Hermiona dokonała cudu — powtórzył
narrator, uśmiechając się zjadliwie.
— Daj spokój
— warknęła szatynka — czuł się winny, tylko dlatego rozmawiał ze mną, jak z
człowiekiem na swoim poziomie…
— Wiem, wiem.
— Sumerowie
stworzyli bazę, na której opiera się teraz cała Alchemia i Eliksiry. Chociaż
przed Sumerami zapewne też był ktoś, kto tą wiedzę musiał im przekazać.
— Jak to?
Kiedy wynaleźli pismo klinowe i zaczęli się nim ściśle posługiwać, zapisując,
każdy najdrobniejszy przełom, wyraźnie zagarnęli wszystkie zasługi dla siebie.
— Owszem,
ale jeśli miałabyś predyspozycję do bycia Mistrzem Eliksirów, a w to wątpię,
mogłabyś zdobyć taki tytuł i odbyć staż u jednego z Mistrzów, który nauczyłby
cię, co jest oczywiste o tej dziedzinie. Zdobycie tytułu nie jest dla samego
zdobycia, do tego jest przekładana wiedza, jaką tylko sam Mistrz Eliksirów może
się posługiwać.
— Dlaczego
uważa pan, że nie mogłabym być Mistrzynią Eliksirów? —zapytała, zaciskając usta.
— Aby
przejść staż trzeba pracy… — zaczął
sucho, a po poprzednim, w miarę, jak na niego, normalnym tonie, nie było
już ani śladu.
— O, Pan
uważa, że nie jestem w stanie zapracować sobie na ten tytuł, bo co — bo niby
nie mam predyspozycji, nie jestem zahartowana i nie wiem, co to ciężka praca,
tak?
— Tak,
dokładnie tak uważam — odparł i nic sobie nie robiąc z jej bojowego
nastawienia, uniósł różdżkę i otworzył nią drzwi. — Do, niestety, widzenia.
Draco i
Hermiona zostali wypchnięci przez magiczną siłę i znaleźli się z powrotem na
korytarzu w lochach, gdzie bez oparów z kociołka było bardzo zimno. Jednak
nawet to Granger nie ostudziło:
— Co za
bezczelny ignorant! — warknęła, podnosząc się z ziemi. — Nie wierzę, po prostu
nie wierzę, że mógł coś takiego powiedzieć!
Mówiła pod
nosem, a gdy Malfoy odezwał się, drgnęła zaskoczona.
— Granger,
czy ty jesteś walnięta? Snape właśnie rozmawiał z tobą jak z równym sobie, a ty
się przejmujesz, że cię obraził? Robił to nieraz i pewnie…
W końcu
machnął ręką, bo równie dobrze mógłby to mówić sklątce tylnowybuchowej. Ona nie
zrozumie — może i jest inteligentna, ale nie mądra, dalej za mało doświadczona
i przede wszystkim — niewinna, aby zrozumieć.
— Co
chciałeś powiedzieć? — zapytała już normalnie, rozpuszczając swoje kasztanowe
włosy z ciasnego koka.
— Nic, po
prostu się dziwię, że nazywają cię najinteligentniejszą czarownicą od czasów
Roveny Ravenclow, a nie możesz dostrzec, że Snape… że… nie, to i tak nie ma
znaczenia.
— Malfoy,
dokończ — poprosiła, co brzmiało jak rozkaz, ale blondyn to przemilczał, bo w
ułamku sekundy Gryfonka potrafiła być bardzo przekonywująca.
— Snape nie
jest taki, jak go inni postrzegają, Granger.
— Przecież o
tym wiem, ale to nie znaczy, że ma mnie obrażać… — odparła
łagodniej i spuściła wzrok. — Może i zaczął... zachowywać się cynicznie, nawet
jak na siebie przez ostatni czas, ale pokładanie mu się do wyżycia jakoś
nie specjalnie mnie zadowala… przykro mi.
Odeszła
przyspieszonym krokiem, nie dając po sobie poznać, że jest speszona. Poszła
prosto na kolację, gdzie zapewne czekali na nią przyjaciele, gdzie pewnie nie
będzie mogła się nikomu wyżalić, jak bardzo nienawidzi Snape’a i Malfoya. A
Harry i Ron znowu zaczną rozmawiać o czymś błahym, co nieskutecznie zaprzątać
będzie jej umysł i wcale nie skończy myśleć, jak bardzo żałuje swojej decyzji o
projekcie z eliksirów. Po tych sześciu dniach na pewien moment zabraknie jej
chęci do życia.
Malfoy miał
wrażenie, że czas na moment się zatrzymał, a oddalająca się sylwetka Hermiony
idzie w nieskończoność. Zebrała się w nim pewna doza radości, ale tylko przez
chwilę był ją w stanie uchwycić — ale jedno wiedział na pewno — to nie miał być
spokojny rok.
PIERWSZA, TAK!!!!!!!
OdpowiedzUsuńChryste, Salvio, zapewniłaś mi mocne trzepnięcie emocjami. Po pierwsze - długo wyczekiwana przeze mnie wspólna lekcja Draco i Hermiony. Co prawda nie wiem po co jest tam Snape, no ale dobrze, niech tak będzie, jednak nadaje klimatu opowiadaniu. Chociaż i tak jak kocham Draco miłością wieczną, i nic tego nie zmieni.
UsuńNa początku chciałam wypisywać każde zdanie z tego rozdziału, które mi się podobało, tak nadzwyczajnie, czyli miało taką iskierkę magii w sobie. Po przeczytaniu połowy rozdziału swierdziłam, że zajęłoby to zbyt dużo miejsca... Więc z miejsca mówię: rozdział niesamowicie czarujący, magiczny, wspaniały, misia misia. I on na prawdę ma 10 stron? Przeczytałam go tak szybko, że aż tego nie zauważyłam. A i tak w trakcie czytania zrobiłam trzy zadania z matematyki, czemu nie. To już uzależnienie.
Podoba mi się początek. Taki zwykły dzień, spotkanie z Nevillem bardzo ładnie, płynnie opisane. Świetnie, że Neville w razie czego służy pomocą; takich przyjacieli w dzisiejszych czasach mało. Ron, jedzże normalnie... Chociaż ja dzisiaj pizzę jadłam tak samo. XD Podobał mi się fragment, chyba najbardziej, w którym Hermiona myśli, że Ginny zaraz zwróci bratu uwagę, ale jej tam nie ma - nostalgiczne, spodobało mi się.
Poza tym na zajęciach działo się! McGonagall zakładająca się ze Snapem? Tego jeszcze nie było, aż przetarłam oczy ze zdumienia. Poza tym jak Draco obronił Hermione przed wściekłym Snapem... Niech tylko mi ktoś spróbuje wmówić, że to nie dramione, to zabije. C: Bardzo ładnie wpasowałaś wstawki z dialogiem Hermiony i narratora - świetnie komponują się w całość. I jest dużo opisów, i to jakich przyjemnych! Jeju, tylko Cię komplementuję, w kolejnym ponarzekam, dla odmiany. Ehe, już to sobie wyobrażam.
Boże, kobieto, aleś Ty niecierpliwa. Dzieło wymaga czasu.
XD
Czekam na kolejny!
M.
Po pierwsze: gdzie ty tu masz emocje? Pytam poważnie, czytałam go, podpierając się ręką o blat, jeszcze brakowało żebym zasnęła. Tak, to już oficjalny wstęp - po ośmiu rozdziałach - opowiadania, jest, wstęp zakończony, teraz rozwinięcie, które będzie okropnie długi... Tak, Draco, Draco...
UsuńJaka magia, M., naoglądałaś się za dużo seriali, filmów, blogów bez cukru. :')
Tak, Neville to prawdziwy przyjaciel i Gryfon od serca, ale Hermiona przecież nie skorzysta z jego propozycji, co do tego nie ma wątpliwości, prawda?
Co ty masz z tą nostalgią, melancholią - ciesz się życiem, a nie smęcisz, jak stara katarynka. A co z Wlazłym? On szczęśliwy ze swoją piłką, bierz z niego przykład.
Draco obronił Hermionę? Aaa... a to Ci chodzi, dopisałam to przed dodaniem rozdziału, ale chyba dobrze zrobiłam. A McGonnagall - tak smętnie ją w książce zrobili, też powinna mieć coś od życia, a nie... jeszcze do tego transmutacja, Chryste...
Jak dzieło wymaga czasu to ja kończę swoją działalność!
JA CI DAM STARĄ KATARYNKE, TY... TY... GOŁĄBKU!!!
UsuńZa co kończysz działalność. Wiesz, że mój mózg o tej godzinie jest przegrzany, mi trzeba tłumaczyć wszystko w o l n o i spokojnie.
XD
Może dlatego kończę, że dodaje codziennie rozdziały?
UsuńŚwinia. :/
Znasz inne pojęcie czasu.
UsuńKupa. :/
Rozdział dłuższy niż zwykle, ale to naprawdę 10 stron? O.o Przeczytałam szybciutko, wydaje się mniej.
OdpowiedzUsuńCzytało się bardzo miło :3 Neville mi się tu podobał, był taki, no... no nie wiem jak to ująć, ale myślę, że wiesz o co chodzi XD
Czo ten Severus taki bardziej zły niż zwykle? :v
McGongall zakładająca się ze Snape'm? Genialny pomysł xD Czytałam ten fragment z uśmiechem.
Dobra, nie umiem pisać komentarzy, ani trochę ;-;
Czekam na kolejny, Mrs Black
A dziesięć, dziesięć! Więcej pewnie wyszło przez akapity. Tak, Neville, Złoty Facet, przyjaciel i tak dalej. Ciapowaty, ale...
UsuńSeverus zawsze jest zły. :o A McGonnagall to surowa nauczycielka, ale tylko w towarzystwie uczniów, przecież nie jest taka dla każdego. Jak ten fragment w Harrym Potterze, w Zakonie Feniksa: ,,Może ciasteczko, Potter?".
Tez mi się wydawało jakby krócej. Tak szybko przeczytałam, ze aż sama sie zdziwiłam. :D Pewnie dlatego ze tak lekko i przyjemnie się czytało, zawsze lubiłam Neville'a, to prawdziwy gryfon, ogólnie rozdział ciekawy, ;D Zycze weny.
OdpowiedzUsuńSzybko przeczytałaś? Myślałam, że zasnę, jak go sprawdzałam... :D
UsuńDziękuję za kochane słowa i ogólnie dziękuję za obecność. Również życzę weny i miłego wieczoru!
Podobno przy przyjemnych rzeczach czas płynie szybcie - dlatego ten rozdział z pewnścią jest jednym z najprzyjemniejszych, jakie dotąd czytałam w całym życiu. Hm... Chyba zapałam sympatią do Sevmiome :)
OdpowiedzUsuńŚliczny szablon, bardzo i się podoba :)
Pozdrowienia i weny,
Dravelia
Ps. Serdecznie zapraszam cię na http://www.hermiona-riddle-po-drugiej-stronie.blogspot.com
Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś chociaż zajrzała...
D.
W całym życiu? Proszę bez przesadyzmu.
UsuńMogę polecić całkiem sporo opowiadań Sevmione jeśli zaczęłaś cenić ten paring. Ewentualnie zaprosić na moje własne ;-)
Usuńmroczne-czesci-duszy.blogspot.com
poinnejstronieczasu.blox.pl
Bardzo ładny rozdział. Podoba mi się bardzo Severus i mam nadzieję, że jeszcze rozwiniesz jego charakter. Draco też bardzo mi się podoba jest opiekuńczy (jeśli mogę to tak nazwać)w stosunku do Hermiony.
OdpowiedzUsuńLongbottom moim zdaniem wcale nie jest rozciapany jest po prostu przyjacielski ale wiemy przecież, że w chwilach kiedy potrzeba staje się prawdziwym odważnym gryfonem.
Ciąle zastanawia mnie zniknięcie Ginny ale mam nadzieję, że już wkrótce się dowiem. Lecę dalej
<3
UsuńOh, nołs. Zeżarło mi komentarz.
OdpowiedzUsuńZacznij wreszcie karmić te pegazy, bo na razie żerują na moich słowach.
Twoje słowa muszą być większym rarytasem niż marchewka. To wyłącznie twoja wina! Trzeba było wstawiać od groma emotikonek, pegazy tego nie cierpią.
Usuńczekaj, zaczne walic orty, ignorowac polskie znaki, to sie morze odczepiom. ;I
UsuńMorze?... Raczej na pewno! Pegazy przepraszają skruszone. Ja też za nie przepraszam; mają ostatnio jakiś okres buntu.
UsuńAlbo głodówki.
UsuńNo nic, w Wordzie niestety komentarza nie mam, wiec trzeba będzie go napisać na nowo, jak dokończę pisać mój najdłuższy rozdział świata. (Prawie 5 tysięcy słów i walczę dalej!). To wrócę. (;
Nie będę wypisywać błędów, bo poprzedni komentarz zjadły pegazy (smacznego) i drugi raz mi się nie chce ich wypisywać. Powiem tylko tyle: nie używaj blondynów, brunetek i szatynek zamiennie z imieniem bohaterki, bo z perspektywy czasu to jest dziwne, brzydkie i takie fe. Oczywiście, możesz używać jeśli są to jakieś postaci drugoplanowe, które nie będą odkrywać żadnej roli w opowiadaniu i są zaledwie statystami dla całego przedstawienia. Żeby czytelnikowi zbytnio w głowie nie pękło od nadmiaru imion. Opanuj myślnikologię, bo czasami ich nadużywasz, dlatego wychodzą Ci dziwne rzeczy. Zacytuję.
OdpowiedzUsuńgdyby związała się z kimś kogo nie lubili – lub, co gorsza – nienawidzili Albo wóz, albo przewóz. Albo myślniki, albo przecinki. nie lubili lub – co gorsza – nienawidzili , nie lubili lub, co gorsza, nienawidzili (tego nie jestem do końca pewna).
Dobra, już uwag natury technicznej, powiedzmy, nie mam, bo wcześniej Ci już o innych rzeczach wspominałam. O tej nieszczęsnej tytulaturze z małej litery i o „panu oraz pani”, więc powtarzać się nie muszę. (;
Przepraszam za wszelki błędy logiczne (za literówki też, bo piszę z tabletu, koszmarna klawiatura), ale te rozdziały przeczytałam daaawno temu i może mi się coś popierniczyć. Teraz jedynie pobieżnie przejrzałam, co było, żeby nie palnąć jakiegoś idiotyzmu albo nie pomylić opowiadań. (Co mi się czasem zdarza). Na razie nieszczęsna lekcja eliksirów dobiegła do końca i została zakończona efektownym wywaleniem guzdrających się uczniów z klasy. (Brawo, Snape, kolejny krok na drodze Jak Zostać Najgorszym Nauczycielem Wszechczasów). Potem mamy rozmowę Malfoya ze Snapem i pierwszy wspólnym trening przy tajemniczym projekcie. Fabuła jakoś nie pędzi w zastraszającym tempie, choć przy tych rozdziałach mam iluzoryczne poczucie, że jednak pędzi. Być może przez brak opisów miejsc, już się tego czepiałam, więc dzisiaj sobie daruję.
Strasznie czuć, że charaktery poszczególnych postaci filtrujesz przez siebie. Szczególnie, jeśli chodzi o Hermionę i Snape’a, bo na razie oni wychodzą na czoło jako główni bohaterowie. Przynajmniej ja to tak odczytuje, chociaż w jednym momencie przebłysk Rona było widać. Wracając do tematu, bazujesz na cholerycznym temperamencie i później odrobinę, jak już kiedyś mówiłam, przerysowujesz reakcje. Na przyszłość – wystrzegaj się tego. Przy takich charakterach trochę mi trudno wymyślać jakiś rys psychologiczny postaci, bo przed moimi oczami zawsze przebija się ten kanonowy oryginał i trochę trudno mi się odróżnia Twojego Snape’a od oryginału. Akurat Mistrza Eliksirów (od kiedy odwykłam od ffów, to określenie mnie śmieszy) odczytywałam jako dość zdystansowanego, wrednego człowieka, który raczej woli trzymać wszystkie wspomnienia dla siebie, dlatego dziwi mnie taka, powiedzmy, postawa bezpośrednia postawa wobec Malfoya. Ich relacje wydawały się być bardziej oficjalne, z pewną granicą szacunku, jaką Malfoy by nie przekroczył, aczkolwiek to Twoje opowiadanie, więc budować sobie bohaterów możesz w dowolny sposób. (; U Ciebie Snape dziwnie okazuje się po tej traumie bycia podwójnym agentem, jakby nie do końca wiedział, czy chce być częścią świata zewnętrznego, czy raczej ma ochotę tę rzeczywistość kopnąć w tyłek. Nie mam zielonego pojęcia, co mu siedzi w głowie. Może w pewnym sensie spełnił swój obowiązek, Voldemort nie żyje, Harry’emu jakoś udało się z tego wszystkiego wykaraskać. Wyimaginowana obietnica chronienia Harry’ego jest już nieaktualna, a szpiegowanie dla Zakonu zakończyło się sukcesem, więc Snape czuje, że może się teraz spokojnie odsocjalizować i zamknąć w swoich przaśnych, familijnych lochach i straszyć wszystko dokoła. Wyczuwam kryzys osobowości. Dlatego, w pewnym sensie, dobrze, że Malfoy (jakkolwiek go nie lubię) wziął sobie do serca zdrowie psychiczne swojego wujka i postanowił coś z tym zrobić. (Ja bym raczej zapisała go na jakieś spotkania Anonimowej Grupy Byłych Śmierciożerców, gdzie przewodniczącym byłby Lucek M.).
Hermiona do pomocy jest w pewnym stopniu dobrym strzałem, bo nie wyobrażam sobie kogoś innego, kto mógłby rzucić intelektualne wyzwanie Snape’owi. Czego przykładem jest chociażby ta rozmowa o Summerach. Z czysto akademickiej pozycji, odpowiedź Hermiony na stwierdzenie, że jakaś inna cywilizacja mogła im przekazać te umiejętności, jest dość naiwna. Jeśli napiszę sobie na kartce, że jestem alfą i omegą wszelkiego językoznawstwa, skonstruowałam telewizję, wszystkie sprzęty elektroniczne, a Polacy są prekursorem wszelkiej literatury i największymi odkrywcami wszechświata, i gdyby to gdzieś zakopała, a po wielu tysiącach lat znalazłaby to jakaś inna cywilizacja i jakimś cudem rozszyfrowała, to wiesz, mijałoby się to z prawdą o miliardy kilometrów i raczej większość osób podeszłaby do tego krytycznie. Ludzie kłamią, koniec akademickich rozważań.
UsuńWidocznie intelektualne dyskursy podobają się Snape’owi, a Malfoy zdaje się być zachwycony nagłym zaangażowaniem wuja. I pewnie rozbiera go duma, bo jego pomysł na razie wypalił. Good job, Malfoy Junior.
Co do Hermiony, na razie przeczuwa podstęp, ale widać, że uczęszczanie na tajne lekcje do pana S jej przypadło do gustu. Szczególnie buszowanie w zakazanych książkach. Co prawda, dalej wydaje mi się trochę zbyt… wojownicza, jaka na oryginał, jednak jest to Twoja interpretacja. (I, zgadzam się ze Snapem, na Mistrz Eliksirów Hermiona się nie nadaje ;p). Trochę jest mi przykro z powodu tego, że na razie odrobinę schodzi na plan ta przyjaźń z Ronem i Harrym, zaryzykuję stwierdzenie, że nawet trochę się rozpada. (Ach, nie lubię, jak mi to robią w ffach, bo przecież w HP wątek przyjaźni jest najładniej wyeksponowany). Czyli krótko mówiąc – niefajnie. (Po filmie Co robimy w ukryciu niefajnie wpisało się na dobre w mój słownik, swoją drogą polecam film, zachwycający <3). Przyjaźnie kończą się na sekretach i zdradach, a Hermiona wkracza w niezbyt przyjemny obszar skrytości. Taki skok w bok, jeszcze w towarzystwie Malfoya… Potem będzie miała wyrzuty sumienia, że chłopakom nic powiedziała (kogo obchodzi zakaz Snape’a), o ile już ich nie ma. Ginny pewnie wyczuwałby Hermionę i od razu wzięłaby ją na spytki, ale chłopcy widocznie się do tego nie kwapią. Albo szanują jej prywatność, albo zwyczajnie wolą nie wiedzieć, albo są zajęci. Albo wszystko na raz.
(Dalej nie przekonują mnie te wstawki z przyszłości. Kłócenie się czterdziestoletniej Hermiony z narratorem zakrawa o parodię).
Pojawił się też Neville, co mnie niezmiernie cieszy. Widać, że chłopak sobie potrafił ułożyć życie powojenne i nareszcie zajmie się swoją pasją do roślinek. <3
Pozdrawiam i zostawiam Cię samą z tym moim bełkotem,
Alathea
.
OdpowiedzUsuńP. S. Wstawiam kropkę, bo nwm co napisać tu macz filsów!!! Pędzę dalej!!!
Heh rozbawiony Snape to pewnie bezcenny widok ;)
OdpowiedzUsuńZawsze zadziwia mnie to, że Hermiona tyle wie.
Nie boi się mówić co myśli i za to ją lubię :)