niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział osiemdziesiąty dziewiąty

— ZABIJECIEPRZYSIEGAMGINNY!!
Blaise i Draco spojrzeli na siebie, marszcząc czoła. Już piąty raz słychać było wrzask Hermiony. Krzyki coraz bardziej nadawały się do ocenzurowania. Ginny, kiedy Blaise zaczął się niepokoić i postanowił z lekkim wahaniem zapukać do łazienki, zbyła go słowami — Hermiona goli nogi. Woskiem. Musiała to robić pod namową, bo to pod adresem Ginny Hermiona nie przybierała w słowach.
— Zawsze musi być ten pierwszy raz — mruknął Draco, aż Ginny go zmiażdżyła wzrokiem i zamknęła z hukiem drzwi do łazienki. Obaj mieli już na sobie garnitury, choć do balu pozostały jeszcze dwie godziny. Hermiona poprosiła ich, aby stawili się wcześniej o całą godzinę. Chciała wcześniej sprawdzić, czy Wielka Sala wygląda idealnie. W razie czego miałaby jeszcze czas na jakiekolwiek poprawki. Nawet Ginny próbowała ją przekabacić, że na pewno nie ma takiej potrzeby, ale tym razem, w przeciwieństwie do golenia nóg, nie dała się wyprosić.
— Macie wpaść w zachwyt — szepnęła Ginny, kiedy Hermiona miała zaraz wyjść z łazienki. — To jak porywać się z motyką na słońce… cokolwiek jej zaproponowałam, słyszałam nie, nie, po co, dlaczego — przedrzeźniała ją.
— Nie wierzę, że nie udało ci się jej przekonać. Jesteś uparta jak…
— Nie kończ, Blaise. Chyba że chcesz szukać sobie innej partnerki — rzekła, grożąc mu palcem. — Hermiono! Wyłaź, na Gacie Merlina. Czekamy! Draco, popraw muszkę, trochę ci się… O, idealnie. Gdzie masz Astorię?
Zaśmiała się, obrywając rozjuszonym spojrzeniem Malfoya. Nie zdążyła niczego zgryźliwego dodać, bo drzwi do łazienki delikatnie się otworzyły. Ginny uśmiechnęła się, lustrując swoje dzieło wzrokiem. Blaise próbował odzyskać rezon, ale kompletnie się nie spodziewał tak… spektakularnych efektów. Na sekundę zaczął mu przeszkadzać fakt, że Ginny stała obok, patrząc na niego mściwie. Draco również wyglądał na oniemiałego. Hermiona zarumieniła się i obróciła wokół własnej osi.
— I jak? Nie jest… zbyt elegancko? — Sukienka była w kolorze butelkowej zieleni, przylegająca do ciała i obszyta koronką. Sięgała przed kolano, choć Ginny, kiedy wychodziły z dormitorium, skróciła ją zaklęciem tak, aby Granger tego nie dostrzegła. Według niej Hermiona miała naprawdę zgrabne nogi! Zazwyczaj napuszone i związane włosy, Hermiona miała nagle przygładzone i lśniące.
Wyglądała rześko, jakby zostawiła w łazience jakiś ciężki balast z ramion. Wydawała się teraz lekka, młodsza, a przynajmniej na swój wiek i… piękna. Na swój sposób była piękna. Kiedy jej drobny uśmiech zdobił twarz, a z oczu bił dawny, ciepły błysk… łatwo było się zatopić w tym widoku.
— Nie! — odpowiedzieli jej zgodnym chórem.
— Sam Nicolas Flamel oddałby Kamień Filozoficzny, żeby z tobą zatańczyć… gdyby jeszcze żył — powiedziała Ginny, widząc jak jej przyjaciółka coraz gorzej znosi bycie w centrum uwagi. — Dobra, chciałaś tam być wcześniej. Ruszcie tyłki, czas na  i m p r e z ę!
Ginny miała na sobie czarną sukienkę do połowy uda. Blaise wodził za nią wzrokiem, choć kiedy ona na niego zerkała, odwracał spojrzenie i teatralnie zaczynał rozmowę z Draconem.
— Udajecie skomplikowanych — zauważyła Hermiona, próbując się jednocześnie nie zabić w wysokich butach. — W rzeczywistości stoicie za sobą murem. Ginny, słuchasz mnie?
— Co? — zapytała głupio.
— Znowu się na niego gapisz — parsknęła. Hermiona zobaczyła, że czwórką zbliżają się do schodów. Jęknęła pod nosem. — Ja się zabiję w tych szczudłach…
— Chodź. — Draco stanął obok i zaoferował jej swoje ramię. ,,Wędrujące" schody były zdradzieckie i łatwo było o fałszywy stopień. Pamiętała jeszcze jak Neville w pierwszej klasie zaklinował się na nich. Znaleziono go dopiero rano. Przytrzymała się mocniej Dracona, cały czas patrząc pod nogi.
— Mam nadzieję, że nikt nie zauważy mojego żałosnego widoku.
— Jego tu nie ma — powiedział Draco oschłym głosem. Hermiona spojrzała na niego, ale Malfoy nie na nią patrzył. Przed Wielką Salą stała Astoria obok jakiegoś chłopaka, najprawdopodobniej Krukona z siódmej klasy, ale Hermiona nie miała pewności. Kiedy do nich podeszli, Draco nie puścił dłoni Hermiony. Spróbowała mu się wyrwać.
— Nie chcę w tym uczestniczyć, Draco! — szepnęła. Uśmiechnęła się do Astorii i Krukona, wchodząc do Wielkiej Sali. Blaise i Ginny weszli zaraz za nią, zostawiając Malfoya na zewnątrz. Sala była pięknie ozdobiona, Ginny zaparło dech w piersiach, gdy zobaczyła złotą tabliczkę na prawej ścianie. Wielkimi literami było wygrawerowane: ILOŚĆ ŚWIECZEK ODPOWIADA ILOŚCI OFIAR W WOJNIE O HOGWART. SĄ DLA NAS DROBNYM PŁOMIENIEM, DZIĘKI NIM MOŻEMY TERAZ CZUĆ JEGO ŻAR. Setki świec lewitowało przy zaczarowanym niebie. Widać było księżyc w kształcie rogala i sklepienie drobnych dla nas gwiazd. Było wiele okrągłych stołów, nakrytych białą, elegancką zastawą. Wszędzie przelewały się kwiaty — słoneczniki, azalie, goździki, nawet niebieskie róże. Sala iskrzyła się kolorami, była wesoła, ale w powietrzu unosiło się coś ciężkiego. Złota tablica przełamywała szalę radosnej strony tego miejsca.
W miejscu, w którym zawsze stał stół nauczycielki, tam teraz mieściła się scena, gdzie muzycy, najprawdopodobniej Fatalne Jędze, miały przygotowane instrumenty. Hermiona wyjęła różdżkę, zapaliła jednym zaklęciem wszystkie świece na stołach i westchnęła głęboko.
— Już nie myśl tyle. Wszystko jest dobrze — powiedział Blaise, uśmiechając się dumnie i przyglądając lewitującym świecom. Ginny chwyciła go za rękę. Dobra robota, powiedziała, nim oboje wyszli na spacer. Mieli jeszcze pół godziny do początku zabawy. Na razie tylko zbierali się nauczyciele. A Severus Snape, niestety, był w kadrze nauczycielskiej… i nie wywrócił się na schodach i nie złamał nogi… i jakimś cudem dotarł do Sali jeden z pierwszych. Był w towarzystwie Albusa Dumbledore’a i McGonnagall. Oprócz Snape'a, wszyscy oniemieli na widok mieniącej się sali.
— Świetna robota, Hermiono — przyznała z dumą Minerwa, lustrując wzrokiem złotą tablicę z hołdem dla ofiar. — To twój pomysł?
— Mój i Blaise’a — poprawiła ją, uśmiechając się delikatnie, miło połechtana.
— Czy w liczbę ofiar wliczyłaś również Voldemorta? — usłyszała głos człowieka, którego wzrok tak usilnie starała się przez ostatnie pięć minut ignorować. Severus miał czarną, odświętną szatę. I, jak zwykle, zaczepny wzrok szaleńca. Hermionie nie schodził uśmiech z twarzy, który można też uznać za prowokację. 
— Oczywiście — odpowiedziała. — Ofiara pozostaje ofiarą. W przypadku Voldemorta trudno mówić tutaj o stracie dla świata, jednak on również umarł w mękach i choć był potworem, nie był taki od urodzenia, prawda? Również był ofiarą, tylko że napastnikiem był on sam... i może trochę zbieg okoliczności.
Widziała, jak jego kąciki ust drgają, ale słowa były tak samo okrutne i jadowite jak zawsze. Pozory, pooozoooryyy, powtarzała sobie, aby słuchanie go przychodziło trochę znośniej. Skąd jednak wiadomo, że jego słowa były kamuflażem. Może takie miały być i nie miało się w nich znaleźć drugie dno. 
— Rzeczywiście, łza się w oku kręci, kiedy pomyśleć, że Czarnego Pana już między nami nie ma — rzekł sarkastycznie. Minerwa skarciła go wzrokiem, chwilę wcześniej stała wpatrzona w Hermionę jak w obrazek. Jej słowa ją wewnętrznie poruszyły. Albus przyglądał się Granger z badawczym wzrokiem, ale i pogodnym wyrazem twarzy. Cała trójka patrzyła na nią z różną dozą sympatii. Minerwa była wzruszona i naszło ją na wspominki. Dumbledore podobnie, choć zastanawiał się, co by było gdyby… A Severus pozostał nieodgadniony w swoich myślach i słowach. Za każdym spojrzeniem mogło się kryć zamiłowanie, a jakże też przekleństwo. Trudniej było wyczuć, co mogło się trafić. Hermiona nie jeden raz trafiała na minę. Ale również przeżywała coś niesamowitego, gdy trafiła przy nielicznej próbie na sympatię, choćby tylko w jego oczach. Kiedy próbowała szukać u niego emocji, czuła dreszcz podniecenia przebiegający jej po plecach. Tak niejednoznacznie brzmiała miłość do takiego człowieka. Nie dało się zdefiniować słowami Severusa Snape’a, największego błędu Hermiony Granger. Samo to, że uczucie było jednocześnie udręką i błogosławieństwem, brzmiało… głupio.
— Schodzą się goście! — Albus klasnął w dłonie, zwracając się do Severusa i McGonnagall. Wzrok Severusa, utkwiony dotychczas w brązowych oczach, został oficjalnie zerwany. — Chodźmy zająć dobre miejsca.
Faktycznie, pierwsi uczniowie zaczęli się pojawiać i, ku uciesze Hermiony, podziwiać dekoracje z zapartym tchem. Na uroczystość byli zaproszeni tylko uczniowie z siódmej klasy. To była ich ostatnia noc w zamku. Mieli wracać z Hogwartu wieczorem, następnego dnia. Dopiero w domu mieli uleczyć kaca na dobre. Hermiona odnalazła wzrokiem Dracona. Uśmiechnęła się, gdy obok dostrzegła siedzącą Astorię. Postanowiła im nie przeszkadzać, wyglądali na zdenerwowanych. Może miało się coś wreszcie między nimi ułożyć.
— Dobra robota, Hermiono — obróciła się szybko. Za nią stał Neville i Marietta. Oboje wyglądali pięknie. Trzymali się za ręce. Hermiona nigdy jeszcze nie widziała, jak ta dwójka się kłóci. Wolała się nie zastanawiać, czy to dobrze, czy może wręcz przeciwnie.
— Dziękuję — powiedziała z westchnieniem. W Wielkiej Sali zaczęło być już głośno, a muzycy przygotowywali się za kulisami, aby wkrótce wejść na scenę. — To było istne szaleństwo… Gdybym mogła przygotować wszystko wcześniej z pewnością bal miałby jakiś motyw… bal maskowy, cokolwiek, ale…
— Ale jest idealne — przerwała jej Marietta. Widziała w modrych, niemal przezroczystych tęczówkach, uznanie. Wkrótce poprosiła Neville’a, aby zajęli stolik z innymi Krukonami. Przystał na to bez gadania, choć pewnie sam chciałby usiąść z Gryfonami, pośmiać się, a nie analizować zaklęcie, które rzucono na lewitujące świeczki. Hermiona zastanawiała się nad tym poświęceniem, ale postanowiła dać spokój, to do niczego nie prowadzi, pomyślała szybko. Kiedy Blaise i Ginny usiedli z Astorią i Draco, postanowiła do nich dołączyć. Przy stoliku dalej było pięć wolnych miejsc.
— Wyszło zajebiście, Hermiono! — powiedziała Astoria, popijając szampana.
— Czemu wszyscy gratulujecie Granger? Ja się już na tym świecie nie liczę? Muszę założyć mopa na głowę, żeby mnie zauważono? — warczał Blaise pod nosem, teatralnie obrażając się na cały świat. Wszyscy zaśmiali się, a atmosfera, mimo że przez złotą tabliczkę gęstsza, zaczęła się rozluźniać. Wkrótce wybiła dwudziesta, a prawie wszystkie miejsca przy stolikach zostały zajęta. Hermiona z Blaisem weszli na scenę, jako główni organizatorzy pozwolili sobie oficjalnie rozpocząć ceremonię przemówieniem.
— Cześć — zaczęła nieśmiało Hermiona. Blaise przejechał sobie otwartą dłonią po twarzy, wywołując salwę śmiechu. — Oj, zamknij się… Chciałabym wszystkich gorąco powitać i razem z Blaisem życzyć udanej zabawy. Przygotowanie całej uroczystości zajęło nam kilkanaście ciężkich godzin…
— Nawet nie wiecie, jak trudno się z nią współpracuje! — wtrącił Blaise, a a po sali znów przeszły parsknięcia.
— Z tobą też nie jest lekko. Ale udało się — spojrzała się na Zabiniego z uśmiechem, który on odwzajemnił. — Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć. Po prostu bawcie się dobrze?
— I grzecznie. Tak, ty też, Potter, widzę ten kosmaty uśmieszek — Blaise powoli się rozkręcał, a kiedy oboje zeszli ze sceny, a kapela zaczęła grać, Hermiona uderzyła go w ramię, mówiąc, że niepotrzebnie zrobił z niej idiotkę.
— Bawiłem publiczność. Trzeba było trochę rozluźnić atmosferę, bo wszyscy by zasnęli. Przynudzałaś. 
— Kurczak z sosem ziołowym, ziemniaki i sałatka — powiedziała Ginny na głos, a na jej talerzu pojawiła się kolacja. Cała sala wypełniła się śmiechem, rozmawiamy, a sztućce brzęczały w zetknięciu z talerzami. Hermiona przyglądała się wszystkim, czując rosnącą dumę. Kiedy niektórzy kończyli jeść, rozpoczęto tańce. Z początku tańczyli nieliczni, ale alkohol schowany pod stołem, a później już odważnie stojący przy talerzach, dodał większości odwagi.
— Ale się na ciebie gapią — Draco wskazał na kilku chłopaków, którzy ustawili się w grupce. Pili drinki i lustrowali ją wzrokiem. Hermiona od razu odwróciła wzrok i pokręciła głową. — Poderwij kogoś, wyglądasz… — spojrzał na chwilę na Astorię, urywając wpół słowa.
— Właśnie, wyglądasz niesamowicie seksownie — dodała Astoria, przegryzając kruche ciasteczko. — Powinnaś z kimś zatańczyć i oderwać się od tego codziennego gówna… Masz, napij się.
Astoria nalała jej drinka. Wzrok Draco wlepiony w Astorię zaczął ją mdlić, więc wypiła drinka i poszła na parkiet. Niedaleko tańczyli żywiołowo Ginny z Blaisem, zdążyli już trochę wypić. Hermiona widziała jak Ron i Susan Bones zaczynają się całować, a Dean patrzy na to z zazdrością… każdy przeżywał swój własny dramat i siateczkę emocji. Inni byli w stanie porwać się w wir zabawy, a reszta, ta nieliczna jednostka —  oddziaływała w udziwniony sposób. Hermiona próbowała przykleić sobie na twarz uśmiech. Równie łatwo przyszło jej znaleźć partnera do tańca. Przy każdej piosence tańczyła z kimś innym. Aż w końcu, nie oszukujmy się, musiało się to kiedyś zdarzyć, natrafiła na Harry’ego. To była długa i wolna piosenka. A Harry pozostawał, odkąd pamiętała, kiepskim tancerzem.
— A więc koniec ostatniego roku — odezwał się. — To dziwne, nie uważasz? Myślałem, że ten rok spędzę spokojnie z tobą i Ronem, jak zawsze…
— Przepraszam, że tak się nie stało — szepnęła, zaciskając ciasno usta.
— Miałaś dużo obowiązków, choć strasznie żałuję. Może po skończeniu szkoły to się zmieni, co?
— Wyjeżdżam, Harry. Nie mam już domu w Londynie, nie będę miała za czym tęsknić. Hogwart był ostatnią rzeczą, która trzymała mnie w Anglii… teraz chcę zobaczyć spory kawałek świata. I poświęcić się eliksirom. Zrobić w końcu coś dla siebie — te słowa wymówiła stanowczo. Dawno nie wspominała o swoich planach z taką lekkością. Może w końcu ona sama w nie uwierzyła. Kłamstwo powtarzane pięćdziesiąt razy staje się przecież prawdą. Hermiona wtuliła się w Harry’ego ze strachem, bo mógł być to ostatni raz.
— Żałuję — wyszeptał Harry i oboje postanowili milczeć, aby wypełnić ciszę tańcem.
Gdy piosenka dobiegła końca, na scenę wkroczyła profesor Sprout… Nigdy nie przymierzała się do spraw organizacyjnych, więc każdy przystanął, słuchając z uwagą. Tęga kobieta, która zwykle miała uwalone od ziemi szaty i tiarę, teraz prezentowała się z idealnie wypielęgnowanymi paznokciami. O ile zawsze można było zobaczyć na jej twarzy uśmiech, gdy zajmowała się roślinami, tak towarzyszył jej i w trakcie balu. Profesorka Zielarstwa odebrała mikrofon od wokalisty Fatalnych Jędz i przemówiła rozgrzanym głosem.
— Proszę — chrząknęła — proszę o uwagę! W związku z tym, że to wasz ostatni rok i to wasz rocznik przyczynił się w obaleniu V-Voldemort-ta… Postanowiliśmy, jako grono nauczycielskie, zorganizować dla was ostatnią niespodziankę.
Pomona wyjęła różdżkę i skierowała ją z promiennym uśmiechem w stronę drzwi do Wielkiej Sali. Rzuciła zaklęcie, a wrota zaskrzypiały… Sprout dodała tylko: — Przywitajcie się z przyjaciółmi! — I zeszła ze sceny. Do środka wlał się dobrze znany tłum… Pani Weasley, Fred, George, Kingsley, Dora i Ted Lupinowie, i wielu innych. Hermiona popędziła z Harrym uściskać wszystkich. Nawet Hagrid się pojawił!
Siódmoklasiści, którzy byli członkami w Zakonie Feniksa, podeszli się przywitać. Draco uścisnął dłoń pana Weasleya, a Blaise oberwał nieformalnymi komentarzami od Charliego Weasleya — Mam nadzieję, że dobrze traktujesz moją siostrę. Inaczej cię uszkodzę! Nikt nie dostrzegł, że muzyka znów zaczęła grać, bo gwar rozmów ją przekrzyczał. Hermiona rumieniła się z radości, widząc znajome twarze. Pomiędzy uściskami i żartami z bliźniakami, spotkała Billa Wesleya.
— Hermiono! — przywitał się. — Ślicznie wyglądasz — chciał dodać coś jeszcze, ale jego wzrok zatrzymał się na znajomym dla siebie naszyjniku.
Po chwili krępującego milczenia dodał:
— Pojawiła się zawieszka — zauważył, a na jego twarzy zagościła prawdziwa radość. — Masz może ochotę zatańczyć? — Hermiona wykrzywiła w swoje usta, chcąc się uśmiechnąć, ale niewiele to przypominało uśmiech. Bill jednak się nie zraził i jak dżentelmen zaoferował jej swoje ramię.
— Przepraszam, ale nie zamierzam ci się zwierzać, Bill — ostrzegła go przy pierwszym takcie muzyki. Najstarszy z dzieci Weasleyów roześmiał się szczerze, odsłaniając rząd białych zębów. Blizna, która zdobiła jego policzek rozciągnęła się i pofalowała. Hermiona, nawet kiedy zdobył szramę na policzku, uważała, że Bill jest najprzystojniejszy ze swoich braci. — Jestem ci wdzięczna za prezent… jeśli chcesz, mogę ci go zwrócić.
— Prezentów się nie zwraca, to przynosi pecha.
— Jeszcze raz ci za niego dziękuję.
— Brzmisz jakbyś chciała mnie za niego zabić — zaśmiał się. — Szczerze ci się nie dziwię. Kiedy ja i Fleur… mieliśmy kryzys… to coś mi pomogło. Ale wiem, że większości po prostu przysporzyło kłopotów.
— Dając mi go, wiedziałeś, że mi nie pomożesz, prawda? — zapytała z nieodgadnioną miną.
— Chciałem, żebyś po prostu wiedziała… Przecież zawsze byłaś taka rządna wiedzy.
— Jeszcze trochę i pomyślę, że zrobiłeś to złośliwie — syknęła, choć złość jej przeszła. Piosenka się skończyła, a oni tańczyli dalej. — Gdzie Fleur?
— Ciąża jej nie służy. Całymi dniami źle się czuje.
— Och, zapomniałam, że ona…
— Nie chcemy robić z tego widowiska, zwłaszcza, że nie wszystko idzie po naszej myśli — jego uśmiech zszedł twarzy, a zmartwienie znowu uwydatniło jego drobne zmarszczki. Blizna się wygładziła. Hermiona przełknęła ślinę i oboje na chwilę zamilkli. Ciszę dopiero przerwał Bill, wybuchając gromkim śmiechem. Nachylił się do ucha Hermiony, aby bliżej tańcząca para niczego nie usłyszała.
— Chciałem cię zapytać, kto pojawił się na twojej zawieszce… Ale to już bez znaczenia. Snape zabija mnie wzrokiem — szepnął, chichocząc złośliwie. Hermionie momentalnie się spięła. Po drugiej przetańczonej piosence, Bill ukłonił się przed nią nisko. Obdarzył ją pobłażliwym uśmiechem.
— Powodzenia, Hermiono. Będę trzymał za was kciuki — i odszedł w stronę swoich braci. Granger poszła do stolika, gdzie już wszystkie miejsca były zajęte.
— Och, wybacz, Hermiono — krzyknął Harry, który chwilę wcześniej śmiał się z Malfoyem. — Proszę — powiedział, schodząc z jej krzesła. Na stołach stały już butelki Ognistej Whisky Ogdena. Hermiona stanęła oniemiała, patrząc to na Dracona, to na Pottera. Obaj uśmiechnęli się w podobny, cwany sposób.
— Czyżby Hermiona Granger nareszcie nie wiedziała, co powiedzieć? — zapytał mściwie Draco.
— Och, czyżby to Astoria podrywała jakiegoś Gryfona? — oświadczyła słodko, odzyskując rezon. Malfoy obrócił się gwałtownie, szukając wzrokiem swojej partnerki. Greengrass stała uśmiechnięta, porwana rozmową z… Lupinem. Draco spojrzał na Hermionę spode łba, wywołując salwę śmiechu. Nawet Ron trząsł się z radości, uszy miał czerwone od alkoholu. Ginny wywróciła oczami, widząc, jak pijany brat niemrawo flirtuje ze swoją dziewczyną, Susan Bones.
— Wyjątkowo obrzydliwe — wyjąkała.
— Przesadzasz — odparł Blaise ze śmiechem.
Hermiona nie mogła się powstrzymać. Ona też się uśmiechnęła.


— I kolejny rok dobiega końca — pokręcił głową Hagrid, pijąc kolejną butelkę czarnego likieru. Czknął głośno i znów zaczął śpiewać przejmującą, smutną balladę razem z profesorem Filtwickiem.
— Tylko że ten był niezwykle ciekawy i straszny zarazem — zauważył profesor Dumbledore. Albus przyglądał się badawczo Severusowi, który nie spuszczał ze wzroku jednego z uczniowskich stołów. Już wiedział, co ten skostniały Snape tak uważnie śledzi. Domyślił się, był przecież największym czarodziejem tego stulecia! Musiał się domyśleć, choć takie odkrycie wywarło na nim ogromne zdziwienie. Nie potrafił przejść obok takiej informacji, nie zapytawszy swoich najlepszych szpiegów: Blaise’a Zabiniego i Neridy. Obojga zapytał o tą delikatną sprawę osobno, jeszcze tuż po świętach. Zrobili takie miny, że już nie musieli wyjaśniać niczego słowami — Albus się nie mylił. Nie mógł uwierzyć, że jego podopieczny, bo za owego dalej Severusa uważał, w końcu zaczął układać sobie życie. Jeszcze nie z byle kim, bo z Hermioną Granger. Tak młodą i ładną dziewczyną, która dorównywała Snape’owi inteligencją. 
Dumbledore śledził dokładnie ich ruchy podczas świąt. Wiedział, że panna Granger spędza w lochach bardzo dużo czasu. Było to niemoralne! I zapewne sam Snape nie mógł się pogodzić z myślą, że złamał wiele punktów regulaminu… Ale serce nie sługa, nieprawdaż?
— Czy Nerida zgłaszała ci nieprawidłowości? — z rozmyślań Albusa wytrącił go głos Severusa, który nawet na niego nie patrzył. Onyksowe oczy miał utkwione w swoich dłoniach, gdzie spoczywała różdżka. Nauczyciele również przestali się krępować, bo na stołach już od dawna spoczywał alkohol różnego rodzaju.
— Odkąd rozprawa młodego pana Malfoya dobiegła końca, anulowałem pisanie raportów. Nerida ma tylko wysłać oświadczenie raz na miesiąc, że wszystko z panną Granger w porządku. Dalej śledzi ją całymi dniami i nocami, lecz nie wymagam od niej już kontaktu.
— Kiedy…? — zaczął ostro. Instynktownie spojrzał w stronę Hermiony.
— Jutro oficjalnie przestanie się nią zajmować i panna Granger zostanie bez ochrony — rzekł, również spoglądając na uczennicę, która śmiała się z czegoś, zginając niemal wpół. Blaise Zabini, jego wierny od czasów wojny (już były) szpieg, zabawiał całe towarzystwo. Nawet Albus uniósł brwi, gdy zobaczył wśród Ślizgonów Rona Weasleya i Harry’ego Pottera. Wszyscy wyglądali na pijanych, ale też beztroskich.
— Uważasz, że popełniam błąd? — Albus się uśmiechnął.
— Owszem. Ministerstwo sobie nie radzi, odkąd Malfoyowi zwrócono wolność. To jak rzucenie koła ratunkowego nowym śmierciożercom… panna Granger będzie pierwszym celem Ministerstwa. Myślą, że pomaga nie tylko Malfoyowi, ale i też reszcie.
— Dotąd nie zaatakowali…
— Dumbledore! — warknął. — Nie byliby na tyle głupi, aby atakować w Hogwarcie. Doskonale o tym wiesz… Wiem, że Granger przestanie cię obchodzić, kiedy opuści szkołę.
— Ale ciebie nie przestanie obchodzić, więc jest bezpieczna — odpowiedział Albus z krzepkim uśmiechem. Severus zaszczycił go morderczym spojrzeniem, zanim nie pociągnął solidnego łyka whisky z lodem.


Gdy wybiła północ większość uczniów zapomniała o swoich troskach, a podział na domy naprawdę nie miał już znaczenia. Przykładem dobrego zgrania i braku jakiekolwiek ładu, był jeden ze stołów. Miejsc było przy nim dziesięć, a osób czternaście. Draco i Blaise zabawiali towarzystwo kąśliwymi uwagami, Harry i Ron zajęci byli odpowiadaniem na drobne aluzje na temat ich bliskiej przyjaźni. Cała reszta się śmiała, dopowiadała i piła jak jedna wielka rodzina. 
— Nasz Dracze będzie wielkim ministrem magii! — krzyknął Blaise na pół sali, choć nikt nie zwrócił na to uwagi. Każdy był zajęty własną grupką przyjaciół. Hermiona przyglądała się im wszystkim, pijąc skrzacie, porzeczkowe wino w ogromnych ilościach. — Dracze na ministra magii! Stary, zrobię ci taką reklamę, że…
— Nie — odpowiedział Draco niemrawym, rozweselonym głosem. — Snape zaproponował mnie i Hermionie trzyletni staż na tytuł Mistrza Eliksirów.
Przy stole zrobiło się cicho, a spojrzenie wędrowały z Hermiony do Dracona i z powrotem. Potem wybuchły gromkie słowa — gratulacje!; Merlinie, to wspaniale!; trzeba to opić! — wszyscy cieszyli z sukcesu przyjaciół i wrogów. Ron klepnął w plecy Malfoya, mówiąc, że Snape to dupek, więc Draco ma przesrane.
— Ale Hermiona nie przyjęła jego propozycji — dokończył Malfoy, uśmiechając się mściwie do Granger. Ona zaś obrzuciła go zabójczym spojrzeniem, po którym wręcz powinien paść trupem.
— Dziwisz się? Skończony nietoperzasty dupek — mruknęła Ginny, która siedziała na jednym krześle z Blaisem. Ron dalej patrzył na nich z rządzą mordu, ale coraz rzadziej, odkąd Blaise okazał się mniejszym kretynem, niż sobie wyobrażałem. — Na twoim miejscu wydrapałabym mu te czarne ślepia i w ogóle…
— Ginny — ostrzegła ją ostrym tonem.
— Co Ginny?! Skrzywdził cię, powinniśmy go uszkodzić! — wybełkotała. Blaise próbował jej coś mówić szybko do ucha, ale ona nie chciała słuchać. Odepchnęła go od siebie. Hermiona kątem oka widziała zaskoczenie na twarzach Harry’ego i Rona. Modliła się, aby Blaise… Marietta i Neville również patrzeli po sobie zaniepokojeni.
— Gdyby mnie ktoś tak wykorzystał, przespał się i powiedział ,,do widzenia, następnego razu nie będzie”, zabiłabym-m go…
— GINNY! — krzyknęli jednocześnie Malfoy i Granger. Harry miał szeroko otwarte oczy, a Ron wyglądał, jakby analizował jeszcze słowa swojej siostry. Hermionie stanęła wielka gula w gardle, kiedy pierwszy szok z ich twarzy minął. Próbowała coś powiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle jak zaklęty. Usta jej zadrgały, gdy zobaczyła na twarzy Rona prawdziwe obrzydzenie.
— Ty i Snape… co — Harry mrużył oczy, jakby zastanawiał się, czy Hermiona, która siedziała dwa krzesła dalej, jest prawdziwa. Ron wstał chwiejnie, Susan próbowała go przywołać do porządku, ale strzepnął jej rękę stanowczym gestem.
— Z a b i j ę  go — wysapał, patrząc się na Hermionę.
— Nie! — krzyknęła.
Blaise rzucił zaklęcie wyciszające na ich stolik, zanim ktokolwiek jeszcze miał się dowiedzieć o romansie Severusa Snape’a i Hermiony Granger.
— Nic nie rozumiesz Ron. J-ja tego chciałam.
— BZDURY!! — krzyknął, ale widząc twarz Hermiony, nieświadomie usiadł i wytrzeszczył oczy. Otwierał i zamykał usta jak ryba, której brakuje powietrza. — Puściłaś się ze Snapem? — jego nazwisko powiedział jak coś najobrzydliwszego na świecie. Granger stanęły łzy w oczach. Blaise i Draco zrobili groźne miny, szykując się do interwencji, a Neville rozlał wino na białym obrusie. Ginny, w trzeźwym porywie, zakryła sobie dłonią usta, zdając sobie sprawę, co właśnie zrobiła.
— Zeszmaciłaś się ze… — szeptał z niedowierzeniem Ron.
— WESLEY! RON! — krzyknęło kilka osób, ale Hermiona już ich nie słuchała. Wstała od stołu i pobiegła w przeciwną stronę, czyli na parkiet. Nie chciała patrzeć na Rona, który uważał ją za coś obrzydliwego. To był gorszy wzrok, niż tysiąc szlam, którymi kiedyś raczył ją Malfoy. Bo Ron był dla niej przyjacielem, potrafiłaby oddać za niego życie… a Malfoy był kiedyś dla niej nikim. Dlaczego ich role się odwróciły? Kolejna kpina od losu? Hermiona znalazła się w kącie sali, gdzie nie było już nikogo. Każdy porywał parkiet albo siedział przy stoliku. Próbowała złapać oddech, aby nie wybuchnąć płaczem. Nie chciała więcej płakać, nawet nie była pewna, czy ma na to jeszcze siły. Chciała stąd uciec. Ale nie mogła, miała swoje ostatnie obowiązki w tej szkole. Było zaledwie po północy, impreza była w kulminacyjnym punkcie, a Hermiona jej organizatorką. Nie wypadało się w takim momencie ulatniać. Uspokój się, uspokój — szeptała do siebie. Przygładziła włosy, starała się też nie dotykać twarzy, aby nienaganny makijaż jakoś się trzymał. Ten makijaż był dziełem Ginny… Hermiona starała się oddychać głęboko, ale mimo to dyszała ze wściekłości. Jej własna przyjaciółka, której powierzyłaby serce na tacy i najskrytsze tajemnice! Wystarczyło tylko trochę alkoholu, aby rwała się do rozmów o nieswoich sprawach. Hermiona zacisnęła pięści, potrzebowała się wyładować, więc poszła sztywnym krokiem zatańczyć.
Kiedy przyjechałam do Hogwartu, byłam sama i szukałam przyjaciół, pragnęłam czegoś więcej niż nauka, choć nikt po mnie tego nie widział. Teraz, kiedy znalazłam bliskich i traktuję ich prawie jak rodzinę, pragnę wyjechać i żyć na własną rękę. Chcę latać samotnie wśród chmur, oglądać wszystko z ogromnej wysokości — tylko w taki sposób nabiorę dystansu do tego okresu mojego życia. Kiedyś siódmy rok potraktuję jako próbę, dobrą lekcję jak kolejny temat na Transmutacji, któremu trzeba podołać. Hermiona zamknęła oczy i próbowała wsłuchać się w muzykę. Dreszcze przechodziły po jej ciele z emocji, a głowa bolała od myśli, od wina i od tego, co próbowała w sobie ujarzmić. Szalała w niej ściana ognia, a miała w sobie ograniczone zasoby wody. Tak w skrócie można było to zdefiniować.
Spojrzała w stronę stołu nauczycielskiego. Pozostał przy nim Snape, który zawzięcie rozmawiał z Dumbledorem. Również siedział niedaleko Hagrid, śmiejąc się z profesorem Filtwickiem. Reszta nauczycieli tańczyła lub stała, rozmawiając. Każdy wydawał się odprężony.
Hermiona była rozgoryczona i smutna. Nawet nie miała odwagi spojrzeć w stronę stolika, gdzie siedzieli jej przyjaciele. Naprawdę nie chciała tego uczucia, ale znowu chciała poczuć się bezpieczna w tych właśnie ramionach. Nie spuszczała oczu z Severusa, czując się jak żałosna idiotka. Jednak on nie dostrzegał tego wzroku, był ślepy na nią i jak sam kiedyś powiedział, to tylko zauroczenie, które minęło. Hermiona w jednej chwili podjęła decyzję. Żałować do końca życia czy zaryzykować? Podjęła to ryzyko, zwalając swoją ślepą odwagę na alkohol. Nie próbowała sobie mówić; idź, przecież jesteś Gryfonką. I bez tego czuła się żałośnie.
Podeszła do stolika. Albus pierwszy ją zauważył. Momentalnie zamilkł, pewnie rozmawiali o czymś wielce tajnym! — Hermiona jednak nie zaprzątała sobie tym głowy. Nie obchodził ją fakt, że przeszkodziła w rozmowie. Dumbledore uśmiechnął się dobrodusznie w jej stronę, choć niebieskie, jasne oczy badały każdy jej ruch. Spróbowała wpół sekundy wytrzeźwieć, ale nie wiedziała, czy się udało. Dopiero kiedy zaczęła mówić, spojrzała na niego.
— Dobry wieczór, profesorze — patrzyła prosto w jego czarne, nieodgadnione oczy. — Mam nadzieję, że pamięta pan, co mi obiecał — uśmiechnęła się w jego stronę mściwie, a między nimi szalała burza. Może to nieprawdopodobne, ale czuła, że unosi się nad ziemią, a jej włosy stają dęba przez gorące iskry. — Ostatni taniec.
Kiedy to powiedziała, Snape skrzywił się, jakby właśnie wypił sok z cytryn. Dumbledore za to zaśmiał się ze swojego młodszego kolegi.
— Idź, Severusie. Nie wypada odmówić damie, zwłaszcza tak zjawiskowej — powiedział, klepiąc go zachęcająco w ramie. Hermiona się zarumieniła, a Snape wyglądał jak rozjuszony hipogryf. Wstał od stołu, ale chyba tylko dlatego, żeby pozbyć się starca, który patrzył na niego w tak dziwaczny sposób. Granger chciała ruszyć zakłopotana w stronę parkietu, ale to Severus skłonił się przed nią szarmancko, oferując ramię. Jeśli myślała, że to Bill jest dżentelmenem, bardzo się myliła. Severus może i miał skrzywioną z niezadowolenia twarz, ale jednak traktował ją jak damę.
Nie trafili na szczęście na wolną piosenkę! Tańczyli szybko, Severus prowadził zaborczo i bez wahania łapał ją za biodro, jakby należała tylko do niego. Najbardziej niesamowite w ich tańcu było to, że każdy im się przyglądał, a Hermiona o tym nie wiedziała. Patrzyła tylko w te oczy, nie mogąc oderwać od nich wzroku. Jej oddech drżał od tańca i emocji, serce szamotało się w piersi za każdym razem, gdy Snape przyciskał ją do siebie.
Kiedy piosenka się skończyła, nie dała mu uciec i nie puściła jego ręki. W końcu rozległa się spokojna, melancholijna melodia. Severus, bo tak go uczono tańczyć, musiał ją przycisnąć do siebie jeszcze mocniej. Ich oddechy mieszały się.
— Widzimy się ostatni raz — powiedziała, przełamując słodką iluzję, w której wyobrażała sobie, że to wszystko jest tylko snem wyprutym z najlepszej bajki. Jej bajki, w której mogła pisać sobie scenariusz. Zaśmiała się pod nosem. — Potraktujmy to jako… pogrzeb. Severusie Snapie, czy chciałbyś coś powiedzieć o tym zmarłym czymś, co nigdy nie powinno się między nami wydarzyć?
— Jesteś stukniętą idiotką — rzekł, uśmiechając się kpiąco. Dodał jednak po chwili: — To coś, co spoczywa w grobie… będę za tym tęsknił tak samo jak za Voldemortem.
— A to był taki miły facet — westchnęła.
— Szkoda człowieka — szepnął, kręcąc z przejęciem głową. Hermiona już zapomniała, że był takim dobrym aktorem. Wyglądał na zmartwionego, co wyglądało… dziwnie. Resztę piosenki przetańczyli w milczeniu i bez słowa rozpoczęli taniec do trzeciej piosenki.
— Obiecałem ci tylko jedną — warknął.
— Nie, obiecałeś, że ze mną zatańczysz. Nie sprecyzowałam ile — odparowała ze zwycięskim uśmiechem. Snape burknął coś pod nosem i zrobił niespodziewany krok; Hermiona prawie się przewróciła, a Severusowi wrócił humor. Spojrzała na niego wściekle.
— Nienawidzę cię.
— Staram się, panno Granger.
Przy czwartej piosence Snape’owi zmienił się wyraz twarzy. Wredny uśmiech spełzł z twarz jak spłoszony wąż, a oczy zapłonęły jakimś okropnym blaskiem. Hermiona zmarszczyła brwi. Spojrzała w tą samą stronę, co Snape, ale natrafiła na nienawistny wzrok Rona, więc szybko odwróciła głowę.
— Czemu Weasley wygląda jak rozwścieczona wiewiórka?
— To zabawna i długa historia, może opowiem ci innym razem — odparła wymijająco.
— Bardzo śmieszne, Granger.
Staram się — zironizowała, ale kiedy spojrzał na nią w taki sposób, że zmiękły jej kolana, a oddech stał się płytki… Nachylił się do jej ust, szepcząc — M ó w. — Przełknęła ślinę, nabierając wody w usta. I tak nie wydusiłaby z siebie choćby jednej, wyraźnej głoski! Snape zdawał się rozumieć jej mały problem i chwilowe zaćmienie, bo postanowił łaskawie poczekać.
— Nie chcę o tym mówić — wydusiła z siebie. Oparła czoło o jego obojczyk, aby ukryć łzy w oczach. Nienawiść w oczach Rona i Harry’ego to coś niecodziennego i nie mogła pozbyć się tego widoku z myśli. To dziwne, że Blaise i Draco tak po prostu to zaakceptowali. Znali Snape’a od ludzkiej strony i nawet się cieszyli, że w końcu Hermiona i on jakoś się… eee… rozumieją to złe słowo, bo cały czas się kłócili. Ale akceptowali się, choć związek im po prostu nie wyszedł, jak czasem się zdarza.
— A więc bierzesz Dracona pod swoje skrzydła? — zmieniła po chwili temat. — Ilu uczniów miałeś? Nie wyobrażam sobie, że kogoś...
— Trochę wyobraźni — zachichotał wrednie. — W swojej karierze miałem tylko jedną uczennicę, która była dostatecznie dobra, abym dał jej tytuł Mistrzyni Eliksirów.
— Uczennicę? — zdziwiła się. Snape spojrzał na nią kpiąco, jakby właśnie ją złapał na gorącym uczynku. Przewróciła oczami. — Kto to? Znam ją?
— Nie chcesz wiedzieć.
— Mam się bać? — parsknęła.
— Ta uczennica była… ujmę to w ten sposób; to były trzy najbardziej masochistyczne lata mojego życia.
— A byłeś szpiegiem u Voldemorta.
— Zgadza się.
— Dowiem się kiedyś, kim ona była? — nie kryła zaciekawienia. Nie znała ani jednej Mistrzyni Eliksirów, a zdecydowanie zapamiętałaby takie spotkanie. Czytała niejednokrotnie o kobietach, które bardzo się przyczyniły w świecie alchemii, jednak niewiele ich było w Wielkiej Brytanii. Większość alchemików i alchemiczek wolała niezamieszkane tereny, gdzie łatwo o prywatność. Dlatego też Hermiona zdecydowała się na samotną wycieczkę po świecie, miała nadzieję, że spotka Mistrza lub Mistrzynię, u którego będzie miała sposobność się uczyć.
— Powiedziałaś, że widzimy się ostatni raz — spojrzał na nią badawczo, a z ust zszedł mu firmowy, sardoniczny uśmiech. — Trzymaj się swoich słów, Granger.
Kiwnęła głową, a gdy już piąta piosenka dobiegła końca, Hermiona odsunęła się. Severus skłonił się nisko i bez słowa odszedł w stronę wyjścia. Można by w takiej chwili mówić o rozpadającym się na kawałku sercu albo bólu nie do zniesienia, ale Hermiona nic nie czuła. Jakby właśnie się zapadła i oglądała całą sytuację jako ktoś inny. Gdyby Severus chociaż się obrócił i spojrzał na nią najbardziej zimnym wzrokiem i dopiero odszedł, wiedziałaby, że tęskni.
Ale on wyszedł bez słowa i ani jednego spojrzenia, widziała tylko jak jego szaty układają się niczym skrzydła nietoperza. Czuła, jak twarzą ją piecze, a cała sala ogląda każdy jej ruch. Z kamienną miną również wyszła z Wielkiej Sali, ale w kompletnie innym kierunku. Znalazła się przed Hogwartem, na dziedzińcu. Tutaj była sama, duszne powietrze drażniło jej skórę, a idealny makijaż wydawał się już tylko historią. Jej klatka piersiowa rozrywała się na części, a ogromny kamień zawisnął w brzuchu.
Szła mechanicznie w stronę Jasnych Błoni, nie spotykając ani jednej osoby. Płakała tak mocno, jak to tylko było możliwe, usta drgały jak w amoku. Traciła powietrze z płuc, nabierała łapczywie powietrza, choć już nie widziała w tym sensu. 
Zdziwił ją fakt, że dało się żyć bez  powietrza.
— To ty, Hermiono? — usłyszała czyjeś łkanie za plecami. Odwróciła się, próbując najpierw zetrzeć łzy. Za nią stał Terry Boot, ten sam, który kilka miesięcy wcześniej wrócił z Munga… i ten sam, który na początku roku działał pod Imperiusem, aby ją prześladować. Dalej pamiętała tę książkę. Diabły piętnastego wieku i dalej śniły jej się po nocach koszmary. Jednak Terry Boot, który przed nią stał, wyglądał prawie tak samo żałośnie jak ona. — J-ja przepraszam… Błagam, wybacz mi, ja mu-uszę… — ledwo widział przez łzy, a całe ciało mu drżało w spazmach.
— Terry, spokojnie, już ci wybaczyłam, to nie twoja wina.
— N-nie rozumiesz — jęknął, pociągając nosem. Jego ruchy były sztywne, jakby sam ze sobą próbował walczyć. — Ja nie chcę… BŁAGAM, wybacz mi, b ł a g a m! — Terry wyciągnął różdżkę. Hermiona instynktownie zaczęła szukać swojej, ale…
Terry trzymał w drugiej dłoni jej własność.
— Oni mnie zmusili — płakał jak dziecko, a dłoń mu drżała. Wymierzył w nią różdżką. — Oni m-mi k-kazaliiii… Sectumsempra. Silencio. Crucio. Przepraszam.
Wrzeszczała, ból był taki silny, tak bardzo bolało. Jakby w każdym centymetrze jej ciała znalazła się rozżarzona włócznia, którą ktoś  co sekundę przekręca. Wiła się na mokrej od rosy trawie i ruszała ustami, aby krzyczeć, ale z jej gardła nie wydobył się nawet szept. Kiedy jej męki się skończyły i straciła przytomność, Terry Boot wziął ją na ręce, dalej miał twarz pełną łez i desperacji. Teleportował się mimo to do ich głównej twierdzy. Boot był za słaby, aby przezwyciężyć Imperiusa.
Przed nim otwarły się piekielne bramy arystokratycznej posesji. Zamazane twarze kazały mu wrzucić zakrwawioną dziewczynę do lochów, gdzie ją uleczyli i rozpoczęli tortury na nowo, aż ponownie straciła przytomność. Mieli przy tym ogromną pociechę, a Hermiona Granger, choć waleczna, okazała się tak samo niewarta życia jak każda plugawa szlama.


__________________________________________________
Nareszcie skończyłam! Wyobraźcie sobie, że rozdział ma dziesięć stron, jestem tak zmęczona... Napisałam go w jeden dzień, a sprawdziłam i doszlifowałam w jedną noc. Już trzecia w nocy. Nie mogłam Was zostawić z pustymi rękami, bo musicie wiedzieć, że następny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie — wyjeżdżam. Salvio robi sobie wakacje. Choć w opowiadaniu aż wrze, niestety. Troszkę się wypaliłam i potrzebuję od tego odsapnąć. Poza tym nie będzie internetu tam, gdzie jadę, więc... O matko, nigdy nie zostawiłam Was na dłużej niż tydzień, czuję się dziwnie. Jak matka, która wysyła dziecko do szkoły wojskowej czy coś takiego, haha.
Miłych wakacji!

7 komentarzy:

  1. Ojej, Salvio, jestem pod takim wrażeniem :o
    Ten rozdział jest tak idealny .-. Tak cudownie to wszystko opisałaś. Ich taniec, ach. Ron mnie wkurzył. Jeśli Hermionie uda się wyjść z tego wszystkiego, to pewnie będzie się tłumaczył alkoholem. Borze, czego oni od niej chcą. Szkoda, że nie przyjęła propozycji stażu u Snape'a. No i ciekawe kto był tą jego uczennicą ;-;
    Przepraszam, że tak krótko.
    Miłego wyjazdu, mamo!
    B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej właśnie zdałam sobie sprawę, że skomentowałam rozdział 88, a chciałam 89 :D Ale ze mnie gapa :P
    A co do ankiety to pewnie, że zabrałabym młodego Voldzia :D Trochę bym się bała, że mnie zabije i z moich wnętrzności wykona rytuał dzięki któremu się uwolni :D no ale z nosem było z niego niezłe ciacho!! :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wooooo
    To chyba jest najbarxziej elokwenntny komentarz w zyciu.
    Ps.Na terenie Hogwartu nie mozna sie teleporotwac...
    Weny.
    Pozdrawiam,Lili.

    OdpowiedzUsuń
  4. SZALVIO, TOŻ TO...... arcydzieło arcydzieł, jakie kiedykolwiek powstało...... Te słowa opisują wszystko, co czuję. Zresztą, nie - wszystko co czułam, bo czytałam ten rozdział w nocy, sama zresztą wiesz... Nie wiem coś Ty wymyśliła, ale jestem p r z e r a ż o n a Twoimi pomysłami, ciągle mnie zaskakujesz, to przecież niezdrowe tak ciągle zaskakiwać. Co to miało być to na końcu, co?! W ogóle ten rozdział zaczął się tak pozytywnie! (szczególnie "ZABIJECIEGINNY" - tak bardzo radosne :')), a potem wszystko zaczęło się sypać... Ginny pod wpływem alkoholu to zdecydowanie zła Ginny. Nie powinna w ogóle go pić, dla swojego własnego dobra. Nie wiem co zrobiłabym na miejscu Hermiony, najpewniej schowałabym się pod stołem albo od razu poleciała gdzieś w kosmos, byleby nikt mnie nie znalazł. Ale nie jestem Hermioną i nigdy nie znajdę się na jej miejscu ( :')))) )... W ogóle, ten taniec ze Snapem... Miałam ciarki! Taka ich ostatnia rozmowa, w Hogwarcie, jeszcze nawiązanie do pogrzebu - Twoje porównania są złote! <3
    A późniejsza akcja z Terrym... Co się na niego tak uwzięli, już mogliby zmienić go na kogoś innego, nie wiem na kogo, ale na kogoś innego, nie na biednego Terry'ego. :( Coś Ty wymyśliła? Mogę pytać i pytać, a przecież Ty i tak mi nic nie powiesz, bo jesteś salviom, hehe. I w ogóle nie lubię Rona. Jest takim baranem trochę. Harry trochę mniejszym, ale w sumie też jest baranem.
    Czekam na kolejny rozdział. Jestem najgorszą czytelniczką i komentatorką na świecie, sorki. :(

    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam za spam, hehehhe. :DDD
    Należysz do Katalogu Granger?
    Zapraszamy do brania udziału w konkursach, które są tworzone właśnie dla Was! Konkurs na blog miesiąca i miniaturkę miesiąca są dopiero początkiem naszych atrakcji!
    Lubisz komentować inne blogi, potrafisz wyłapywać błędy, zwracasz uwagę na styl pisania? Zgłoś się do jury konkursu na miniaturkę, aby ocenić konkursowe prace! To nic nie kosztuje, a możesz przyczynić się do naszego uśmiechu, a także uśmiechu autorek prac.
    Masz ulubionego bloga, którego jedną z głównych boheterów jest Hermiona, a także przy którego czytaniu niesamowicie się wciągasz, a czekanie na kolejny rozdział jest prawdziwą męczarnią? Zgłoś tego bloga do konkursu na blog miesiąca! Wystarczy wysłać maila, to zaledwie kilka minut...
    Więcej informacji o konkursów na katalog-granger.blogspot.com/
    Bierz udział w życiu Katalogu! Rozwijajmy swoje pasje i nie pozwólmy, aby nasz Katalog wygasł. Nawet jeśli nie bierzesz udziału w konkursach - przynajmniej pokaż, że jesteś i skomentuj posty, wyrażając swoje zdanie na dany temat. Nie zawiedź nas!

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny pomysł, dobrze wciagajaco piszesz - brakuje bety. Czekam na więcej!!

    OdpowiedzUsuń